Witam. Jestem tak załamana, a nie mam już nikogo do rozmowy. Od początku, z moim chłopakiem byliśmy razem 6 lat, te same charaktery, podobne pasję, zainteresowania, poczucie humoru. Miłość jak z filmu, zawsze uwielbialiśmy w lato oglądać spadające gwiazdy i obiecywać sobie ze będziemy już na zawsze razem. On taki we mnie wpatrzony, zawsze mówił że chce stworzyć ze mną rodzinę, której nie miał, bo jego rodzice się rozwiedli i ogólnie nie było tam ciekawie. Nasza miłość trwała od końcówki liceum i całe studia. Wszyscy mi mówili jakiego mam cudownego chłopaka, że widać że tak kocha I ja to czułam!! To moja pierwsza miłość... myślałam że tak będzie już zawsze aż do wczoraj. Ogólnie tydzień temu miał obronę pracy mgr, pomagałam mu, wspierałam, on ciągle powtarzał że kocha I ze nikt inny prócz mnie nie zniósłby jego zalenia się i stresów o studia. Dodam że jest słaby psychicznie. Obronił się, świętowaliśmy i nawet powiedzial że teraz w końcu jest czas i ze zacznie myśleć o pierścionku i wspólnej przyszłości. W tę sobotę która była przyjechał do mnie osowiały, nie patrzył na mnie, chwilę pogadał z moimi rodzicami i poszliśmy na górę, on się położył i zasnął i tak spał do rana a rano odjechał.
Pisaliśmy, pytałam co się dzieje, to bardzo się unosił, że to jego sprawa, że mam nie dociekać. Pomyślałam że dobra, prędzej czy później sam powie jak będzie chciał. No i wczoraj spotkaliśmy się po jego pracy. Powoedzial mi w oczy ze juz mnie nie kocha. Serce połamało mi się tak, że w życiu nie czułam takiego bólu. Powiedzial, że stres na studiach dał mu złudzenie że mnie kocha a tak naprawdę potrzebował kogoś do pocieszania. Dodał, że on się boi zobowiązań, że on nie wierzy w małżeństwa, bo u niego w rodzinie żadno się nie utrzymuje. Płakałam, bo tak mnie zaskoczył, mówiłam że może to kryzys, że przejdziemy przez to, że go kocham. A on oschły, bez jednej nawet łzy mówił że już mu minęło I że jest ze mną z przyzwyczajenia. Dodał, że ma dość całego swojego życia, że nic mu się w życiu nie podoba. Ze cała rodzina go wkurza, że nie ma nikogo. Więc jeszcze żeby się dobić mnie odsunal. Widziałam że on ma jakiś problem o którym nie chce mi powiedzieć. Podniósł na mnie głos, że przeżywam i że powinnam go zrozumieć, bo on nie będzie ze mną z litości. Później Dodał że nigdy nikogo tak nie kochał i że on chce być do końca życia sam i że pewnie będzie za mną tęsknił. Nie chciał nic naprawić. Skreślił nas tak łatwo.. być może przez chwilowego doła. Dodał że możemy się przyjaźnić bo mu na mnie zależy i powiedział że to jego wina, bo on nie jest w stanie znaleźć dla mnie czasu i nie zamierza go znaleźć (rzadko się widywalismy ostatnio, co weekend, wcześniej co drugi dzień). Wiecie co.. nie dociera do mnie ze on mnie nie kocha, nie chce w to wierzyć po tylu latach. Tym bardziej że mówił że będzie tęsknił, że chce już być sam bo nikogo tak nie pokocha.
Nie zamierzam do niego pisać. Boję się o niego, boję się że ma jakiś problem, ale nie chce się narzucać... może on to przemyśli i wróci.. co ja mam robić? Walczyć? Jak? To moja pierwsza miłość, tyle planów mieliśmy, taką zgraną parą byliśmy i nagle w przeciągu kilku dni coś się zmieniło. On twierdzi że z jego strony to już się zmieniło jakiś czas temu ale czekal że może się samo naprawi i zachowywał się normalnie.... nie mam przyjaciół, miałam tylko jego. Tak go potrzebuje, do życia, do przytulenia, tak bardzo go kocham...
1 2021-07-06 08:35:29 Ostatnio edytowany przez BlondyCandy (2021-07-06 08:37:25)
Witam. Jestem tak załamana, a nie mam już nikogo do rozmowy. Od początku, z moim chłopakiem byliśmy razem 6 lat, te same charaktery, podobne pasję, zainteresowania, poczucie humoru. Miłość jak z filmu, zawsze uwielbialiśmy w lato oglądać spadające gwiazdy i obiecywać sobie ze będziemy już na zawsze razem. On taki we mnie wpatrzony, zawsze mówił że chce stworzyć ze mną rodzinę, której nie miał, bo jego rodzice się rozwiedli i ogólnie nie było tam ciekawie. Nasza miłość trwała od końcówki liceum i całe studia. Wszyscy mi mówili jakiego mam cudownego chłopaka, że widać że tak kocha I ja to czułam!! To moja pierwsza miłość... myślałam że tak będzie już zawsze aż do wczoraj. Ogólnie tydzień temu miał obronę pracy mgr, pomagałam mu, wspierałam, on ciągle powtarzał że kocha I ze nikt inny prócz mnie nie zniósłby jego zalenia się i stresów o studia. Dodam że jest słaby psychicznie. Obronił się, świętowaliśmy i nawet powiedzial że teraz w końcu jest czas i ze zacznie myśleć o pierścionku i wspólnej przyszłości. W tę sobotę która była przyjechał do mnie osowiały, nie patrzył na mnie, chwilę pogadał z moimi rodzicami i poszliśmy na górę, on się położył i zasnął i tak spał do rana a rano odjechał.
Pisaliśmy, pytałam co się dzieje, to bardzo się unosił, że to jego sprawa, że mam nie dociekać. Pomyślałam że dobra, prędzej czy później sam powie jak będzie chciał. No i wczoraj spotkaliśmy się po jego pracy. Powoedzial mi w oczy ze juz mnie nie kocha. Serce połamało mi się tak, że w życiu nie czułam takiego bólu. Powiedzial, że stres na studiach dał mu złudzenie że mnie kocha a tak naprawdę potrzebował kogoś do pocieszania. Dodał, że on się boi zobowiązań, że on nie wierzy w małżeństwa, bo u niego w rodzinie żadno się nie utrzymuje. Płakałam, bo tak mnie zaskoczył, mówiłam że może to kryzys, że przejdziemy przez to, że go kocham. A on oschły, bez jednej nawet łzy mówił że już mu minęło I że jest ze mną z przyzwyczajenia. Dodał, że ma dość całego swojego życia, że nic mu się w życiu nie podoba. Ze cała rodzina go wkurza, że nie ma nikogo. Więc jeszcze żeby się dobić mnie odsunal. Widziałam że on ma jakiś problem o którym nie chce mi powiedzieć. Podniósł na mnie głos, że przeżywam i że powinnam go zrozumieć, bo on nie będzie ze mną z litości. Później Dodał że nigdy nikogo tak nie kochał i że on chce być do końca życia sam i że pewnie będzie za mną tęsknił. Nie chciał nic naprawić. Skreślił nas tak łatwo.. być może przez chwilowego doła. Dodał że możemy się przyjaźnić bo mu na mnie zależy i powiedział że to jego wina, bo on nie jest w stanie znaleźć dla mnie czasu i nie zamierza go znaleźć (rzadko się widywalismy ostatnio, co weekend, wcześniej co drugi dzień). Wiecie co.. nie dociera do mnie ze on mnie nie kocha, nie chce w to wierzyć po tylu latach. Tym bardziej że mówił że będzie tęsknił, że chce już być sam bo nikogo tak nie pokocha.
Nie zamierzam do niego pisać. Boję się o niego, boję się że ma jakiś problem, ale nie chce się narzucać... może on to przemyśli i wróci.. co ja mam robić? Walczyć? Jak? To moja pierwsza miłość, tyle planów mieliśmy, taką zgraną parą byliśmy i nagle w przeciągu kilku dni coś się zmieniło. On twierdzi że z jego strony to już się zmieniło jakiś czas temu ale czekal że może się samo naprawi i zachowywał się normalnie.... nie mam przyjaciół, miałam tylko jego. Tak go potrzebuje, do życia, do przytulenia, tak bardzo go kocham...
To co napisałaś o Waszej miłości jak z filmu, i o tym jaką jesteście zgraną parą to nieprawda.
Wystarczy poczytać Twoje wcześniejsze tematy o tym związku, żeby wiedzieć, że już od dawna mieliście duże problemy.
- https://www.netkobiety.pl/t94503.html
- https://www.netkobiety.pl/t105233.html
- https://www.netkobiety.pl/t108165.html
- https://www.netkobiety.pl/t110041.html
- https://www.netkobiety.pl/t109880.html
- https://www.netkobiety.pl/t105282.html
plus kilka innych o tym, że chłopak nie chce Ci się oświadczyć, że chyba już mu się znudziłaś, a które zostały zamknięte jako duble.
Daj chłopakowi spokój. Zaklinasz rzeczywistość, oszukujesz się, starasz się nie widzieć problemów w tej relacji bo za bardzo go potrzebujesz. Nic dobrego tak nie osiągniesz najwyżej związek w którym będziecie uzależnieni od siebie, ty przejmiesz cały ciężar za niego aby on nie odszedł bo będziesz drżała cały czas, że cię zostawi. A on sobie wszystko odpuści i będzie jak dzieciak zwolniony z wszelkiej odpowiedzialności, Ty za to w roli nadskakującej mamusi.
Oboje potrzebujecie dorosnąć. Wykorzystaj ten czas. Masz nadopiekuńczych rodziców, więc nie do końca mnie to dziwi.
Chłop jest czymś wyraźnie zdołowany i jak widać, musi najpierw sobie z tym poradzić a potem wchodzić w związki... Nie każdy potrafi i chce uzewnętrzaniać się ze wszystkimi swoimi emocjami.
5 2021-07-06 10:08:11 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-07-06 10:31:22)
Dajcie spokój.
Właściwie po przejrzeniu wątków Autorki podanych w linkach przez Isę to mam wrażenie ,że Autorka ma farta i uwolniona jest od jakiegoś koszmaru ,
z czego jeszcze nie do końca sobie zdaje sprawę, ponieważ emocje z rozstania przesłaniają jej przeszłość i jej ogląd ma zaburzony,
idealizuje ten związek ponad miarę.
O ile nie jest to spisany kolejny odcinek dramatu na jakieś potrzeby .
Jeden schemat się powtarza Autorka zakłada nowy temat a potem milczy ,aż do nowego zdarzenia i nowego postu na ten sam temat.
6 2021-07-06 12:24:45 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2021-07-06 12:34:49)
Dajcie spokój.
Właściwie po przejrzeniu wątków Autorki podanych w linkach przez Isę to mam wrażenie ,że Autorka ma farta i uwolniona jest od jakiegoś koszmaru ,
z czego jeszcze nie do końca sobie zdaje sprawę, ponieważ emocje z rozstania przesłaniają jej przeszłość i jej ogląd ma zaburzony,
idealizuje ten związek ponad miarę.O ile nie jest to spisany kolejny odcinek dramatu na jakieś potrzeby .
Jeden schemat się powtarza Autorka zakłada nowy temat a potem milczy ,aż do nowego zdarzenia i nowego postu na ten sam temat.
Milczę bo wolę czytać, nie potrafię się odnieść do czyjejś opinii. Niestety ale nie jest to zmyślone, czuje się okropnie. W każdym związku są jakieś potyczki ale boli mnie ze on tak łatwo zrezygnował i tak prosto powiedział mi w oczy ze mnie nie kocha...
W każdym związku coś się dzieje. Żałuję tych wcześniejszych postów najchętniej bym je usunęła ale nie wiem jak, bo nie chxe o tym pamiętać. Ja pamiętam tylko dobre chwile, te złe wydaliłam. Każda z nich jest prawdziwa, z tych linków które podałaś, ale dla mnie zawsze była nadzieją że będzie okej. I nadal wierzę że on to przemyśli... miał więcej plusów niz minusów... z nikim innym nie wyobrażam sobie życia.
Mam mu dać spokój? Nie pisze do niego. Czekam z nadzieją że stanie się cud i do siebie wrócimy. Jestem introwertykiem, on tak bardzo do mnie pasował, mimo małych niezgodności, to więcej przeżyliśmy tych pięknych chwil. I nie rozumiem jak ludzie mówią że trzeba dobrze te chwile wspominać. Ja je wspominam i cierpię że już nie wrócą.
Mam nadopiekuńczych rodziców, on wręcz przeciwnie, nie ma nikogo i jak widać tak źle i tak niedobrze.
7 2021-07-06 12:33:18 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2021-07-06 12:37:25)
Mieliście problemy dosłownie na każdej płaszczyźnie życia, ze wszystkim były nieporozumienia. To naprawdę zasługa tylko Twojej wyjątkowej cierpliwości, że to wszystko trwało aż tak długo, bo że się rozleci było tylko kwestią czasu, a nie prawdopodobieństwa.
Zaklinasz rzeczywistość - to nie były małe niedogodności. To były poważne kłopoty w każdej dziedzinie.
Tak, tak, zaklinaj rzeczywistość, a wszystko będzie cacy...
Przez kilka lat piszesz w swoich watkach jaki ten facet jest leniwy, egoistyczny, dziecinny, roszczeniowy i jak głęboko ma Cie gdzieś i nagle- zonk- dostajesz olsnienia, że to taka WIELKA moiłość była i on ni z gruchy ni z pietruchy odszedl. Ten związek sie ciągnąl jedynie dlatego, że jemu bylo wygodnie, a Ty za nim latalas. Jak studia sie skończyły i sie obronil, to poczuł sie wolny i Cię kopnął w cztery litery- taka jest niestety prawda.
9 2021-07-06 13:27:11 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2021-07-06 13:27:48)
[
Mam nadopiekuńczych rodziców, on wręcz przeciwnie, nie ma nikogo i jak widać tak źle i tak niedobrze.
Nie obraź się, nie bierz za bardzo do siebie, ale napiszę ci to, co przychodzi mi do głowy na temat waszej sytuacji. Może to być prawda, może nie. Nie potrzebuję tego ustalać. Sama sobie odpowiedz dla siebie czy coś w tym jest. Jest to zbudowane na moich własnych obserwacjach i doświadczeniach.
Myślę, że podążasz za swoim wzorcem miłości, wierząc, że jak będziesz wystarczająco się starać, to on będzie taki jak chcesz, wychowasz go. Taka miłość trochę jak do dziecka, którym się trzeba opiekować, nie bierze się też na serio jak dziecko mówi "jesteś be, nie kocham cię". Jednocześnie pewnie podświadomie liczysz na to, że skoro on taki słaby to nie odfrunie. Bo bardzo byś nie chciała zostać sama. Musiałabyś sama decydować o sobie, zapełnić sobie czas, czułabyś pustkę. Calą młodość żyłaś pod oczekiwania rodziców, którzy określali ci co jest dla Ciebie dobre, a co nie. Kiedy ciągle robi się coś dla kogoś, pod cudze oczekiwania, kieruje się zewnętrzną motywacją, to trudno znaleźć własną wewnętrzną motywację, sens robienia czegoś dla siebie, trudno jest też podejmować własne decyzje, bo nie wiadomo czym się kierować, bo nagle samemu ponosi się odpowiedzialność.
On podąża za swoim wzorcem, boi się długich związków, zobowiązań, nie czuje się na siłach wchodzić w kolejne role do których nikt go nie przygotował. Trudno jest dać komuś to, czego się nie dostało.
Przynajmniej wiesz na czym stoisz. Pozostaje przyjąć na klate, przeboleć i żyć dalej. Z pewnością były juz jakieś sygnały, które musialas ignorować.
W tej sytuacji nie zrobisz nic. Skoro on jest pewny swoich uczuc to uszanuj to ze wzgledy na dlugoletni związek w którym byliście.
Nie jest tak, że facet skończył studia, poczuł się pewniej w swojej skórze i zebrał się na odwagę aby skończyć to, co od dluższego czasu było i tak fikcją? Nie układało się wam od dłuższego czasu, a ten wasz "związek" jakoś czołgał się do przodu popychany twoją egzaltacją i chęcią przeżywania wszystkiego "jak w filmie". Piszesz, że nie masz znajomych, przyjaciól bo skoncentrowałaś się tylko na swoim chłopaku, a jednocześnie podajesz że widywaliście się średnio raz na 2 tygodnie. Trochę to niespójne, nie uważasz? Pewnie, że jak się ma obronę pracy magisterskiej na glowie to ma się nieco mniej czasu na wszystko inne, ale jak się kogoś naprawdę kocha i się tęskni, to chociaż na chwilę, aby wypić kawę z tą osobą znajdzie się czas raz na 2 - 3 dni.
Podobnie z tobą.. Co niby przeszkadzalo ci mieć grono znajomych gdy chłopak tak naprawdę prawie nie istaniał fizycznie w twoim życiu?
Nie można już jaśniej powiedzieć o swoich uczuciach do ciebie niż zrobił to twój chłopak. Nie czekaj że mu przejdzie tylko zajmij się sobą, swoim życiem i osiąganiem swoich celów. Oplatanie się jak bluszcz wokół partnera i rezygnowanie z własnego życia dla związku zwykle źle się kończy.
"Z nikim innym nie wyobrażam sobie życia" - już syreny wyją na cały głos
Pełne skoncetrowanie na facecie, życie samym związkiem, zaklinanie rzeczywistości, kiedy ktoś WYRAŹNIE coś kończy - kolejny przypadek osoby, która widzi sens wyłącznie w relacji z "drugą połówką" i cierpi przez długi czas, bo nie kjest w stanie dostrzec jak wygląda rzeczywistość. A wygląda tak, że związki się kończą, rozpadają i to z różnych powodów. Czasami z tego, że drugiej osobie jest zwyczajnie ciężko, niewygodnie itp i po prostu odchodzi.
Przeczytałam pozostałe Twoje wątki, Ty się dziewczyno ciesz!
14 2021-07-07 12:06:51 Ostatnio edytowany przez madoja (2021-07-07 12:07:13)
Dodał że nigdy nikogo tak nie kochał i że on chce być do końca życia sam i że pewnie będzie za mną tęsknił. (...) mówił że będzie tęsknił, że chce już być sam bo nikogo tak nie pokocha.
Aaahahahha. Jeden ze sztandarowych tekstów. Że nikogo juz nie pokocha i chce być zawsze sam. Słyszałam to od co najmniej 3 facetów. Zobaczysz że za kilka miesięcy lub rok nagle będzie w kimś bardzo zakochany a może nawet zaręczony / po ślubie.
Autorko, patrząc na Twoje poprzednie wątki uważam, że powinnaś się cieszyć. Poza tym, Twój były chłopak zachował się nader dojrzale mówiąc wprost, że nie chce z Tobą być i nie zostawiając żadnej furtki powrotu. Teraz możesz rozpocząć proces zdrowienia, zamiast robić sobie nadzieję na cud.
To wszystko bardzo boli, ale z czasem przejdzie, jeśli odpowiednio do tego podejdziesz. Ta sytuacja może też być dla Ciebie lekcją, że nie wsadza się wszystkich jajek do jednego koszyka. Skupianie swojego życia dookoła partnera rodzi ogromną presję. Każdy ma prawo się odkochać i odejść, chociaż to boli trzeba taką decyzję zaakceptować i uszanować. Dużo łatwiej jest to zrobić, kiedy człowiek ma bogate i stabilne życie, z podstawami w różnych jego dziedzinach - przyjaciele, hobby, praca, itd.
Do autorki - co sądzisz o mojej sytuacji?
https://www.netkobiety.pl/viewtopic.php … 5#p3759405