Mussuka napisał/a:truskaweczka19 napisał/a:Słyszałam, że w Skandynawii też chyba słodycze teraz są dużo droższe, by ludzie mniej ich kupowali. Moim zdaniem to też nie jest takie dobre. Moim zdaniem od tego jest lepsze po prostu uświadamianie, bo jak coś powyższy się cenę czy zabroni, to częściej będzie bunt i mnie to nie dziwi.
truskaweczko, a skad Ty masz takie rzetelne informacje? Bo chyba nie z pierwszej reki. Tak wlasnie powstaja mity. Torebka zelek w Lidlu czy lokalnym moim sklepie to jakies 1,50€ - na polskie 6 PLN. To chyba nie jest zabojcza cena?
Nie wiem jak w calej Skandynawii, ale w nie skandynawskiej Finlandii zakaz przynoszenia slodyczy do szkol wprowadzono m.in. w porozumieniu z Ministerstwem Zdrowia, po tym jak stomatolodzy zaczeli promowac akcje "slodycze 1 x w tygodniu". Takie glupki, bo sami sobie liczbe pacjentow w ten sposob zmniejszyli:)
W Finlandii dzieci nie dostaja slodyczy i nie kupuja ich (chyba, ze po kryjomu:) kazdego dnia w tygodniu. Maja wyznaczony tzw. karkkipäivä - sweets day i tylko tego dnia rodzice im kupuja albo funduja kase na slodycze. Projekt ten wprowadzono w zycie wlasnie na apel stomatologow juz lata temu i zarowno dzieci jak i dorosli swietnie sie do tego przystosowali. Badania wykazaly, ze poprawil sie znacznie stan zebow u dzieci i mlodziezy.
Poza tym szkoly przestaly wygladac jak smietniki a lawki nie sa oklejone guma do zucia:)
No np tu to jest: "Mieszkańcy Danii, którzy lubią zapalić, napić się piwa lub opychać się słodyczami od przyszłego roku będą musieli więcej płacić za te przyjemności. Jak informuje telewizja DR, duński rząd zamierza ściągnąć do budżetu aż 625 milionów koron, dzięki podwyższeniu podatków akcyzowych na piwo i wino oraz kolejne 635 milionów koron poprzez podniesienie akcyzy na niezdrową żywność.
W przyszłorocznym budżecie Danii znajdą się dodatkowe wydatki, jak np. inwestycje w infrastrukturę transportową, finansowanie przez państwo zabiegów sztucznego zapłodnienia, czy zwiększenie pomocy dla krajów rozwijających się. Dlatego też konieczne jest uzupełnienie państwowej kasy dzięki wyższym podatkom." To ze strony :infodania.pl Tutaj o Danii, ale gdzieś jeszcze czytałam, że chyba jest tak w Finlandii i na Węgrzech. Tutaj np jest: "Fińscy dentyści proponują ponowne wprowadzenie specjalnego podatku na słodycze. Miałby on sfinansować zwiększone koszty opieki stomatologicznej, spowodowane właśnie nadmiernym spożywaniem łakoci.
Taki podatek obowiązywał już w Finlandii do 1998 roku. W ciągu ostatnich lat Finowie zaczęli jeść coraz więcej słodyczy. Statystyczny Fin zjada rocznie ponad 12,5 kg słodkości".Na stronie rmf. Tylko to faktycznie z 2003 roku, mogło się zmienić. No ja myślałam, że może obecnie. Podrożenie dla mnie dużo po prostu nie daje, nie jestem za aż takimi zakazami, by ludźmi aż tak sterować, zabierać wolną wolę. Owszem, otyłość to jest problem, ale tutaj moim zdaniem powinny być edukacja, a nie zakazy. Zakazy w takiej kwestii mogą średnio działać, ludzie nie lubią raczej zakazów. Lepsze jest wytłumaczenie, a kto chce to to zmieni, kto nie ten nie, wolny wybór. Sama miałam parę lat nadwagę, nadal jeszcze mam, ale małą, ale teraz dużo dowiaduje się o zdrowiu i powoli, stopniowo zmieniam nawyki, bo miałam złe, jadłam dużo, niezdrowo, ciężko mi było się powstrzymać. Nie jest łatwo, ale lepiej właśnie działa na mnie uświadamianie, poczytałam w tym temacie dużo, oglądam też program "Wiem co jem" i to zaczęło w końcu zmieniać moje podejście.
No ale jak pisałam szkoła to co innego, w sklepie uważam, że podwyższanie cen jest bez sensu, bo jednak ludzie moim zdaniem bez takich ingerencji powinni sami decydować. Sklepik szkolny to co innego, bo tutaj są dzieci, gdzie można kształtować ich nawyki, w sklepie często dorośli ludzie i mają prawo sami decydować. W sklepiku jak były same słodycze, to oczywiście, że źle, bo wtedy dzieci często jadły same słodycze. No ja akurat w sklepiku jadłam rzadziej słodycze, częściej poza szkołą, ale miałam też wtedy ruch na podwórku, wiadomo teraz to nie miałam ruchu, lenistwo, ale to zmienię, a jako dziecko miałam, bo wtedy bawiło się na podwórku. No i jadłam słodycze tam w sklepie czasem kupowałam, ale tak, raczej spalało się to. No, a w szkole miałam kanapkę lub kanapki jak więcej godzin w szkole, do tego herbata, czasem owoc. No i było zawsze zdrowiej w szkole niż słodycze, to prawda. No, a obiad już jadłam w domu, w szkole nie chciałam i dawałam radę, by już w domu jeść, zwłaszcza, że lekcje w szkołach były w takich godzinach, że i tak w domu ok 15 mogłam zjeść w domu obiad, więc było dla mnie ok. No co innego w liceum, czasem było dłużej no i jeden dzień w tygodniu w gimnazjum też, ale i tak już też zjadłam w domu obiad.