Dziewczyny, proszę Was o pomoc. Sama nie wiem, co myśleć, dlatego chciałam zapytać Was o opinię.
Jesteśmy z K. 6.5 roku razem, początkowo na odległość, ale od półtora roku mieszkamy razem. Mamy po 30 lat. Moim problemem z nim jest to, że uważam, że czasem traktuje mnie poniżej tego, jak powinien mnie traktować. Chodzi głównie o jedzenie.
Wspólnie jadamy zazwyczaj tylko w weekendy. W tygodniu on bierze obiad do pracy, kolacji nie jada, ja zjem w domu lub też biorę do pracy. Przez dłuższy czas wyglądało to tak, że K. przywoził słoiczki od mamusi i je jadł w pracy, ja zaś gotowałam dla siebie (zawsze było i dla niego, ale on wolał swoje). Aż powiedziałam: dość. Powiedziałam, że chcę wspólnie troszczyć się o jedzenie: możemy jeść raz jego słoiczki, raz moje gotowane, ale obydwoje to samo. Wiedział też, że nie będę tradycyjną kobietą, która będzie zawsze mu szykować jedzenie i oczekuję, że czas przygotuje i on. Gdy postawiłam sprawę na ostrzu noża, zaczął się bardziej angażować.
Odwiedził nas brat K., Bartek. Bartek na co dzień mieszka za granicą, najpierw pojechał do domu rodzinnego, a potem zatrzymał się kilka dni u nas. Z domu od mamusi przywiózł masę jedzenia, słoiki, domową wędlinę i pierogi (ja uwielbiam pierogi). Ale nawet mnie nie poczęstowali, ani Bartek, ani mój K. Pierogi przez 3 dni zjedli sami, przynajmniej dziś już ich w lodówce nie było, wędlina też prawie znikła. K. powiedział tylko, żebym poczęstowała się pączkiem roboty jego mamy. Dodam, że nie mam dobrej relacji z Bartkiem, bratem K., a przez to i z ich mamą. Nie chodzi mi o to, żeby mnie ktoś żywił, ale uważam, że jest tu coś mocno niepokojącego w zachowaniu mojego chłopaka, który nawet nie poczęstuje mnie, sam zaś zje wszystko ze swoim bratem. Wczoraj, gdy wróciłam z pracy przyszykował obiad. Sam kupił wszystko i zrobił dla naszej trójki. Doceniam. Mam jednak mieszane uczucia co do faktu nieczęstowania. Tym bardziej, że to nie pierwszy raz. Właściwie to nie raz dochodziło do starć między nami, bo miałam wrażenie, że żałował mi mięsa (!) lub "domowego" jedzenia. Raz się dzieli, raz wcale. Czuję się jakby wykluczona z pewnych sfer, w tym przypadku JEDZENIA (!) od mamusi. Powtarzam: nie oczekuję, że mnie będzie żywił, ale chodzi mi o brak murów i bliskość między nami, która tutaj jest zachwiana. Mam dosyć walczenia z tym. Mam dosyć walczenia o bycie traktowana jak równa. Kiedy ja coś przywożę z domu, zawsze częstuję. Rozważam zakończenie tego związku, ale zanim podejmę jakiś krok, chciałam zapytać Was, co sądzicie o tej sprawie.
Z góry dziękuję za opinie.