Ja powoli kończę studia i za jakiś czas robię podyplomowe. Myślę, że traktowanie studiów jako "szaleństwo" i "wykorzystywanie młodości" to trochę złe podejście. Nigdy tego nie rozumiałam. Lepiej mieć jedną drogę w życiu, stawiać krok za krokiem, a nie "szaleć"... by mieć dobre wspomnienia i uśmiech na twarzy po studiach? A życie po studiach jakoś wymaga powagi, zmiany? Kończąc studia ludzie mają 23-25 lat, to nawet nie jest 1/3 życia . Większość ludzi idzie za schematem - tak, skończę studia, studia to czas który trzeba wykorzystać, bo - potem nie będzie czasu?
Życie jest od tego, by żyć i korzystać z niego, a nie studia. Studia to kolejny krok, najważniejszy, bo determinuje często naszą przyszłość zawodową. Wiele osób poznaje rzeczywiście swoją drugą połowę, ja niestety dwa razy poznałam facetów którzy niestety stanowili element "szaleństwa", a może raczej chęci ustabilizowania sobie życia, zależy na kogo się trafi. Podróżować można całe życie. Z dziećmi, mężem, samemu.
Też bym chciała coś poradzić Może mam inne rady niż autorka, ale chętnie się podzielę na podstawie własnych doświadczeń.
1. Nie wychodzić za mąż/żenić przed 25-rokiem życia, bo to się nigdy nie będzie opłacało. Zanim skończy się 30 lat to najlepszy okres, gdzie można nauczyć się najbardziej wartościowych rzeczy. Poświęcając swój czas drugiej osobie zwykle potem traci się na tym. Owszem, są wyjątki, ale jest ich niewiele - tak niewiele, że nie warto ryzykować i oddawać się komuś na całe życie w tak młodym wieku.
2. Uczyć się całe życie. Wszystkiego o czym tylko marzymy. Żyć tak, jak chcemy, nie jak mówią schematy. Nie dlatego, że ktoś to uważa za słuszne, tylko dlatego że nam tak mówi serce.
3. Nie wiązać się z byle kim, tylko po to by nie być samemu. To chore podejście i wszystkie mądrości świata mówią, że "lepiej być samemu niż źle dopasowanemu".
4. Skupić się na swojej karierze zawodowej. Wiem, po pracy wraca się do pustego domu i kogoś brak. Ale jeśli naprawdę nie ma tej właściwej osoby obok, trzeba dać sobie spokój. Owszem, dopiero czas pokazuje czy ta druga osoba jest "tą właściwą", jednak w 90% przypadków jest tak, że zwykle już po pierwszych miesiącach widać, czy coś ma rację bytu, czy też nie. Nie przeciągać na siłę, bo "może ktoś się zmieni".
5. Do kobiet: nie poddawajcie się facetom. Czujcie się kobietami i bądźcie nimi. Poświęcenie dla drugiego człowieka nigdy nie będzie wynagrodzone, męczeństwo nigdy nikomu nie służyło, jedynie idei.
6. Do mężczyzn: szanujcie swe kobiety, te które kochacie, nie róbcie z nich kur domowych. Traktujcie swą kobietę tak, jak byście sami chcieli być traktowani, traktujcie je jak diament, skarb, który trzeba szlifować, a nie wyrzucić na śmietnik i "następny". (przepraszam, ale mimo wszystko nadal uważam, że kobiety są bardziej wierne i zdradzają rzadziej, bo kobieta zawsze jest bardziej emocjonalna, przywiązana do rodziny, dziecka, a facetowi koło 40-stki odbija zwykle na starość, szczególnie jeśli się nie wyszumiał).
7. Swe "ja" kreujemy całe życie. Nie wyznaczajmy sobie okresów na to, kiedy będziemy szczęśliwi bardziej, kiedy mniej.
Jak ta zasada działa u mnie? Jestem młodziutką osobą, teoretycznie, bo czuję się mega staro. Mam 24 lata, idąc za ciosem od 2,5 roku kształtuję swoje doświadczenie zawodowe. Na początku harowałam za darmo, teraz za pół-darmo, ale studiuję jeszcze więc wiem, że gra jest warta świeczki. Uczę się, jeżdżę po świecie i nie zamierzam przestać "po studiach". Nie zamierzam również wychodzić za mąż prędzej jak przed 28 rokiem życia (o ile w ogóle kandydat się trafi, bo szukać to nie szukam, coś pomiędzy - jak los da mi taką okazję to pięknie, a jeśli nie, to jest tak wiele dzieci bez rodziców, w domach dziecka, że z powodzeniem można zaadoptować dzieci i uczynić czyiś los szczęśliwszym, a facet to facet, zwykle i tak znajdzie lepszą d*) i śmiać mi się chce gdy widzę te wszystkie "parki" biorące śluby dlatego że trzeba (jeśli naprawdę się kochają to jest to dla mnie zrozumiałe i bardzo bardzo to szanuję!), bo tak nakazuje tradycja, "bo już się zbliża ten wiek" itp.
Sama w czasie studiów zdążyłam już być narzeczoną, przeżyć wiele kryzysów itp., mimo swego młodego wieku, dlatego nie traktujcie mych wywodów jako zrzędzenia modnej feministki, chodzi o klarowne podejście do życia. poznałam na swej drodze mnóstwo osób, a jako że jestem bardzo szczerym osobnikiem, to i też te rozmowy były zwykle bardzo szczere. moje wnioski nie są kolorowe, może są przesadzone, ale wiem jedno.
żyjcie dla siebie, tak jak wam mówi serce. życie z tą świadomością jaką macie, macie jedno. szanujcie swoich rodziców, kochajcie dziadków, posiadajcie grono przyjaciół, osoby na których można polegać. życie to budowanie, buduje się całe życie. bądźcie niezależni, nie dajcie się zmanipulować. nie żyjcie przeszłością. żyjcie teraźniejszością i przyszłością. nie pozwalajcie by przeszłość właziła Wam butami w Wasze życie. kochajcie, na nienawiść odpowiadajcie miłością. zostańcie wolontariuszami, jest tak wiele osób, instytucji potrzebujących wsparcia. skupcie się na pracy. nic tak nie buduje w życiu, jak praca, a w trudniejszych chwilach stanowić może też azyl - w końcu to kilkadziesiąt godzin w tygodniu.
szanujcie zdrowie, uczucie i czas innych osób. czas jest bezcenny i jeśli ktoś Wam ofiaruje swój czas, to jest to najwięcej co można dać drugiej osobie. jeśli czujecie się nieszczęśliwi bez powodu, dajcie uśmiech tym osobom, które mają mnóstwo powodów by być nieszczęśliwymi. nie pozwólcie by drugi człowiek sprawiał, że jesteście bezsilni, że nie widzicie sensu w życiu. większość ludzi żyje, bo musi. bo trzeba. znajdźcie w sobie pasję życia, kreujcie własne ja całe życie, nienawidźcie wrogów, kochajcie przyjaciół i rodzinę.
to moje rady.