Witam wszystkich,
Mam pytanie odnosnie sytuacji w ktorej juz sobie nie radze. Moze ktos byl lub jest w podobnej i ma porady.
Otoz moj chlopak od kilku lat choruje na nerwice lekowa oraz depresje. Bral leki, ale za kazdym razem jak poczuje sie troche lepiej to je odstawia odrazu, twierdzac ze teraz juz sie czuje dobrze i poradzi sobie ze wszystkim sam. Okolo miesiaca temu znow przestal brac leki - i te na depresje i te dorazne na napady paniki. Wszystko bylo ok do czasu az przedwczoraj spoznil sie na samolot do mnie. Mieszkam za granica poki co i widujemy sie co drugi weekend.
Dzien przed planowanym lotem zadzwonil do mnie i powiedzial, ze jego dom beze mnie jest pusty, chcialby abysmy juz zyli razem, zalozyli rodzine, ze nic w jego zyciu nie ma sensu i on sie wykonczy praca. Gdy napisalam mu smsa, ze moge wrocic do Polski wczesniej niz planowalam przestal sie odzywac do mnie calkowicie. Od soboty wieczora, czyli juz ponad 2 dni jest zero odzewu. Wiadomosci odczytuje ale nie odpisuje nic. Nie ruszaja go prosby ani grozby. Napisalam do jego brata, ktory napisal mi, ze dzwonil do niego wczoraj i dowiedzial sie, ze moj chlopak przechodzi trudniejszy czas ale to pewnie przejsciowe jak zwykle.
Wydaje mi sie, ze nikt nie traktuje depresji w jego rodzinie powaznie. Czy to mozliwe, ze w tej chorobie mogl odciac sie ode mnie tak nagle kiedy ja czuje, ze wlasnie teraz potrzebuje najbardziej pomocy? To niepodobne do niego, by tak nagle zerwal kontakt bez powodu. Jestesmy razem 11 lat i to do niego niepodobne.
