Cześć.
Chciałbym przedstawić wam swoją hiostorię i prosić o jakąkolwiek rade. Psychicznie jestem wrakiem więc przepraszam za jakąkolwiek rozbieżność i chaotyczność.
Mam na imię Jakub i mam 23 lata. Pochodzę ze stolicy województwa kujawsko-pomorskiego. Od niecałego roku choruję na depresje, nerwicę lękową oraz mam zaburzenia adaptacyjne.
Wszystko zaczęło sie wtedy, gdyż byłem na wyjeździe służbowym pod Paryżem. Moja była narzeczona zadzwonila do mnie z informacją iż ma nowego chlopaka- no cóż, tak bywa..
Wylądowałem w jednym z Paryskich szpitali ze stanem przed zawałowym i wszystko sie zaczęło. Emocjonalnie nie dawałem już rady, myśli samobójcze, bóle głowy nie do zniesienia, nadmierne pocenie, przyśpieszone bicie serca, ciśnienie po 150-170, napady płaczu, histerie, schudłem juz 25kg.. i co najgorsze derealizacja- derealizacja która męczy mnie po dziś dzień. Obecnie uczęszczam na psychoterapie psychodynamiczną 2x w tygodniu oraz zażywam leki psychotropowe takie jak:
-Parogen 40mg dziennie, vetira 1500mg dziennie oraz leki nasenne- Agolek 50mg dziennie. Obecnie nie pracuje ponieważ mam złamaną noge i leże jak warzywo w łóżku, ewentualnie zdejmuje ją gdy jade autem na psychoterapie.
Chciałbym po krótce wytłumaczyc Wam na czym polega mój problem. Mój proble, polega na tym, że nie mam w ogole wiary w siebie, nie moge się na niczym skupić, mam problem z uwagą i koncentracją, ktokolwiek z rodziny powie mi coś co mi się nie podoba staje się agresywny i chce mi sie płakać, gdy próbuje obejrzec jakiś serial lub film w telewizji i jest jakaś przykra scena zbiera mi się na płacz, oglądałem ostatnio horror i tam pewna kobieta powiedziała, że "mój mąż popełnil samobójstwo poniewaz chorował na depresje" od razu zachciało mi się płakać i go wyłączyłem. Co jakiś czas śni mi sie moja była lub jej mama- która mnie nienawidziła i na wzajem- budze się cały spocony, spięty, w ogole nie moge spać, co chwile zmieniam pozycje, co 2 godziny chodze do ubikacji zrobic siku. Mało jem i dużo pale. Czuję się jak duch, to mentalne piekło, anhedonia i siła tych lęków. Gdy przekraczam próg tarasu i wychodze zapalić, czuje się jakbym był w innym wymiarze, wszystko jest takie oddalone, niewyraźne, patrze sie w różne miejsca i zastanawiam się czy aby na pewno ja żyje na prawde. Straciłem swoją tożsamość od czasu kiedy wróciłem do rodziców, nie wiem czego chce, nie wiem gdzie mam iść i za czym podąrzać. Rzeczy które kiedyś kochałem i były moim hobby przestały mnie interesować tj: gry video takie jak fifa i fortnite. Milion myśli naraz, nadmierne pocenie się, ciągłe zmęczenie, leże w łóżku z laptopem i telefonem i nic mnie nie interesuje, co chwile przełączam filmiki to jakies istne piekło i dramat. Od czasu kiedy zaatakowało mnie to gówno pogorszył mi sie wzrok i musiałem zaczać nosić okulary, mam wrażenie, że nic dobrego w życiu mnie nie spotka. Mam wrażenie, że to wszystko nie dzieje się na prawdę, czuję się jakbym był sam w płonącym wieżowcu bez możliwosci wyjścia na zewnatrz. Czuje się jakby to wszystko było iluzją- i to właśnie przez te wszystkie objawy somatyczne odnosze wrażenie, że jestem chory psychicznie, mało tego, gdy wylądowałem na oddziale dziennym u Gizińskich zwariowałem do tego stopnia, że chodziłem po pielęgniarkach i pytałem sie czy wyglądam na człowieka który ma coś z głową. Zostało mi to do dziś, na każdym spotkaniu pytam się swojego psychoterapeuty czy właśnie taki jestem i czy nadaje się na rente, mówi, że nie, Giźinscy powiedziali nawet, że renty bym nie dostał bo jestem zdrowy i zdolny do pracy. Spotkało mnie coś na prawdę przykrego i zostałem z tym wszystkim sam, dzieję się ze mną coś niedobrego, nie rozumiem też tego, że jak najem się do syta to chce mi sie płakać i od razu ide do łóżka, obieram pozycje embionalną i leże. Wszystko w okół jest takie dziwne. Psychoterapeuta nie stwierdził u mnie psychozy ani schizofrenii lecz ja nadal uważam, że dostałem w dekiel, nie wspomnę zapchanych uszach i piskach które mnie bardzo denerwują. Nie wiem jak mam opisać ten stan. Mało tego, cokolwiek zobacze i cokolwiek zrobie komentuje to, wyobrażam sobie jakichś ludzi, jakieś sytuacje i rozmawiam i nie moge przestać, to na prawde nie jest fajne. To i tak duży krok z mojej strony, że podjąłem się psychoterapii i się lecze lecz mam wrażenie, że coś jest nie tak cały czas. Myślałem nad szpitalem psychiatrycznym ale mam wrażenie, że już nic nie jest wstanie mi pomóc, po prostu czuje się jakbym cały czas miał kaca, to wszystko jest tak nierealne. Nie mam myśli samobójczych lecz jestem bardzo przygnębiony. Chciałbym być zdrów i chciałbym żeby chciało mi się tak jak mi się nie chce, chciałbym ułożyc sobie życie na nowo i odnieś jakis sukces ALE JAK? Nie marze o niczym innym tylko o tym, żebym mógł być szczęsliwy, sądze, że nikt z Was nie chciałby patrzeć na świat moimi oczami, oczami które pochłonięte są ogromnym bólem i cierpieniem.
Nie wierze, że cokolwiek i ktokolwiek mógłby mi pomoc, a ja chciałbym żyć, cieszyć się życiem i być szczęsliwym, to nie dużo.. Jestem strasznie zagubiony, strasznie zamulony i nic nie ma sensu, czuję się tak jakbym żył na niby.. Co się ze mną dzieje?
Jeśli macie jakiekolwiek pytania to zadawajcie je, z checią na nie odpowiem. Zostałem ze wszystkim sam.. mimo tego, że rodzina zapewnia mnie, że wszystko sie ułoży, znajde dziewczyne i wyjde na prostą to ja w to nie wierze i nie moge wyjść z tego "szoku emocjonalnego".
Edit: Czasem myślę nad tym, czy oby na pewno jestem chory na głowe, lecz skoro zdałem prawo jazdy, zdałem wszystkie szkoły, mieszkałem przez 2 lata samemu, pracowałem jako kierowca międzynarodowy to chyba nie. Mimo tego, że wszyscy mi to powtarzają ja wciąz nie wierze i nie wiem co tu sie dzieje..
1 2020-01-15 20:56:22 Ostatnio edytowany przez Depression (2020-01-15 21:13:46)
2 2020-01-16 10:53:55 Ostatnio edytowany przez illuminati_jews_reptilian (2020-01-16 11:00:10)
Ja tobie autentycznie współczuję i nie poniżam, bo sam wiem co to depresja, mogę coś na ten temat powiedzieć. Jesteś na dobrej ścieżce by wyjść z tego gówna. Zebrałeś w sobie odwagę by zdecydować się na psychiatrę + psychoterapię za co ciebie podziwiam. Jak się rozejrzysz to jednak mnóstwo osób chodzi wiecznie przygnębionych, ma stany depresyjne itd. i wiesz co? Nic z tym nie robi, po prostu przyzwyczaili się że są smutni i tak ma być. Tak nie musi być, mało tego NIE MOŻE BYĆ! Musisz to przetrzymać i pociągnąć do końca. Liczę na to dobrzy ludzie mają ciebie w opiece.
Piszesz że większość czasu leżysz w łóżku z powodu swojej nogi, myślałeś o załatwieniu sobie jakiegoś wózka? Na wózku można całkiem nieźle funkcjonować, poruszać się itd. Wyjechałbyś sobie na zewnątrz itd.
Na twoim miejscu zmieniłbym też sobie nazwę użytkownika...
Ja tobie autentycznie współczuję i nie poniżam, bo sam wiem co to depresja, mogę coś na ten temat powiedzieć. Jesteś na dobrej ścieżce by wyjść z tego gówna. Zebrałeś w sobie odwagę by zdecydować się na psychiatrę + psychoterapię za co ciebie podziwiam. Jak się rozejrzysz to jednak mnóstwo osób chodzi wiecznie przygnębionych, ma stany depresyjne itd. i wiesz co? Nic z tym nie robi, po prostu przyzwyczaili się że są smutni i tak ma być. Tak nie musi być, mało tego NIE MOŻE BYĆ! Musisz to przetrzymać i pociągnąć do końca. Liczę na to dobrzy ludzie mają ciebie w opiece.
Piszesz że większość czasu leżysz w łóżku z powodu swojej nogi, myślałeś o załatwieniu sobie jakiegoś wózka? Na wózku można całkiem nieźle funkcjonować, poruszać się itd. Wyjechałbyś sobie na zewnątrz itd.
Na twoim miejscu zmieniłbym też sobie nazwę użytkownika...
Mam nogę w ortezie, w tej ortezie mogę chodzić, mogę nawet odwiedzić tatę w jego firmie, porozmawiać z nim z jego pracownikami i wypić kawę. Ale ja po prostu nie mam siły. Boje się wyjść na zewnątrz ponieważ wszystko jest tak nierealne, ze to mnie przeraża, jednakże dziś mam psychoterapię i bardzo się ciesze, ze mogę tam jechać. Fakt, tez jest taki, ze jest o godzinie 19:10 i będzie ciemno wiec derealizacja aż tak nie dokucza bo jej nie widać i wtedy się nie boje. Czuje się jak warzywo, dziś wstałem o godzinie 6, pokręciłem się, porozmawiałem z dziadkiem , wypiłem kawę i z powrotem do łóżka. Przed chwila się obudziłem cały przestraszony. Odczuwam dziwny stan emocjonalny w żołądku jakbym kogoś zabił lub zrobił komuś krzywdę.. czuje się jakbym miał kaca..
4 2020-01-16 14:02:41 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-01-16 14:08:06)
Przede wszystkim: nie jesteś chory psychicznie. Osoby chore psychicznie NIE WIEDZĄ ŻE SĄ CHORE!
Skoro więc się tego boisz i wciąż o tym myślisz - to najlepszy znak na to, że jesteś zdrowy.
Poza tym choroba psychiczna ujawnia sie już w okresie dziecięcym / pokwitania. A nie np. po rozstaniu. To też najlepszy dowód na to, że jesteś zdrowy.
Jesteś obecnie zaburzony. A zaburzenie psychiczne i choroba psychiczna to dwie różne rzeczy.
Doskonale Cię rozumiem, przeżywałam właściwie to samo kilka lat temu, po pewnym traumatycznym wydarzeniu.
Derealizacja, ataki paniki, ciągłe poczucie lęku. Wszystko było dziwne, jakby nieprawdziwe, za szybą. Zastanawiałam się nawet czy ja wtedy nie umarłam (gdy się ta rzecz stała).
Poszłam do psychologa, powiedział że jak będzie trzeba, pójdę do psychiatry i ten przepisze mi leki, ale ja się uparłam że chcę bez leków! Tak bardzo chciałam wrócić do swojego normalnego życia, a nie widziałam wyjścia. Czułam się jak w głębokim dole bez żadnej drabinki.
I wyszłam z tego bez leków i specjalistów. Ja nie namawiam Cie do tego, ale uważam że ta...hmm... "moc" tkwi w każdym. Poza tym leki i tak trzeba będzie kiedyś odstawić i zmierzyć się z rzeczywistością.
Ja sukcesywnie każdego dnia pracowałam nad sobą. Czytałam książki o nerwicy/derealizacji itp. Pisałam w notatniku mnóstwo swoich przemyśleń. Słuchałam audytów na YT. Każdego dnia rozmawiałam z osobami które już z tego wyszły. Bardzo pomogli mi ludzie na forum... nie wiem czy mogę tu napisać, jeśli nie to proszę moderację o usunięcie, ale sądzę że tam pomogą autorowi o wiele bardziej niż tu, chodzi o forum zaburzeni, to fajne forum gdzie nie nakręcają Cię dalej, ani nie klepią po pleckach jaki to jesteś biedny i musisz brać leki, a naprawdę pomagają.
A co mogę Ci doradzić?
Przede wszystkim pozwól by upłynął czas. To jest kluczowe. U mnie krytyczny okres trwał 2 miesiące, ale całość zgasła dopiero po 1,5 roku.
Uważam że mógłbyś spróbować kogoś poznać. Niekoniecznie kobietę, ale przyjaciółkę, przyjaciela, kogoś, z kim możesz pogadać czy mieć jakieś plany np. spotkania się, wyjazdu. Naprawdę bliska osoba może dodać skrzydeł i odciągnąć od destrukcyjnych myśli.
Rób rzeczy które musisz zrobić, nawet gdy nie masz ochoty. Nie pozwól żeby zaburzenie Cię wciągnęło i zabrało Twoje życie.
No i wierz mi, jest mnóstwo osób które przeszły to samo, wyszły z tego i dziś prowadzą to samo życie co wcześniej.
Przede wszystkim: nie jesteś chory psychicznie. Osoby chore psychicznie NIE WIEDZĄ ŻE SĄ CHORE!
Skoro więc się tego boisz i wciąż o tym myślisz - to najlepszy znak na to, że jesteś zdrowy.
Poza tym choroba psychiczna ujawnia sie już w okresie dziecięcym / pokwitania. A nie np. po rozstaniu. To też najlepszy dowód na to, że jesteś zdrowy.Jesteś obecnie zaburzony. A zaburzenie psychiczne i choroba psychiczna to dwie różne rzeczy.
Doskonale Cię rozumiem, przeżywałam właściwie to samo kilka lat temu, po pewnym traumatycznym wydarzeniu.
Derealizacja, ataki paniki, ciągłe poczucie lęku. Wszystko było dziwne, jakby nieprawdziwe, za szybą. Zastanawiałam się nawet czy ja wtedy nie umarłam (gdy się ta rzecz stała).
Poszłam do psychologa, powiedział że jak będzie trzeba, pójdę do psychiatry i ten przepisze mi leki, ale ja się uparłam że chcę bez leków! Tak bardzo chciałam wrócić do swojego normalnego życia, a nie widziałam wyjścia. Czułam się jak w głębokim dole bez żadnej drabinki.
I wyszłam z tego bez leków i specjalistów. Ja nie namawiam Cie do tego, ale uważam że ta...hmm... "moc" tkwi w każdym. Poza tym leki i tak trzeba będzie kiedyś odstawić i zmierzyć się z rzeczywistością.
Ja sukcesywnie każdego dnia pracowałam nad sobą. Czytałam książki o nerwicy/derealizacji itp. Pisałam w notatniku mnóstwo swoich przemyśleń. Słuchałam audytów na YT. Każdego dnia rozmawiałam z osobami które już z tego wyszły. Bardzo pomogli mi ludzie na forum... nie wiem czy mogę tu napisać, jeśli nie to proszę moderację o usunięcie, ale sądzę że tam pomogą autorowi o wiele bardziej niż tu, chodzi o forum zaburzeni, to fajne forum gdzie nie nakręcają Cię dalej, ani nie klepią po pleckach jaki to jesteś biedny i musisz brać leki, a naprawdę pomagają.A co mogę Ci doradzić?
Przede wszystkim pozwól by upłynął czas. To jest kluczowe. U mnie krytyczny okres trwał 2 miesiące, ale całość zgasła dopiero po 1,5 roku.
Uważam że mógłbyś spróbować kogoś poznać. Niekoniecznie kobietę, ale przyjaciółkę, przyjaciela, kogoś, z kim możesz pogadać czy mieć jakieś plany np. spotkania się, wyjazdu. Naprawdę bliska osoba może dodać skrzydeł i odciągnąć od destrukcyjnych myśli.
Rób rzeczy które musisz zrobić, nawet gdy nie masz ochoty. Nie pozwól żeby zaburzenie Cię wciągnęło i zabrało Twoje życie.
No i wierz mi, jest mnóstwo osób które przeszły to samo, wyszły z tego i dziś prowadzą to samo życie co wcześniej.
Dziękuję za konstruktywną ocene mojego stanu. Pisałaś, że musi upłynąć czas, tego czasu upłynęło juz rok i może jest poprawa ale to nie jest jeszcze to. Co do przyjaciółek to mam, nawet dwie, które regularnie mnie odwiedzają, przyjdą nawet dziś, na pizzę. Jeśli przeżyłaś to samo, to zapewne wiesz co to znaczy.. Musiałobyć Ci mega ciężko, ale co dalej ze mną? Co mam ze sobą robić? Nie mam na nic sił, moja samoocena jest równa kupie na trawniku, samopoczucie też, czy kiedyś w ogole poznam kogoś? Czy będę mógł wrócić do swojej ukochanej pracy która jest zawód kierowca? Czy kiedyś przestanie mi piszczeć w uszach, przestanie boleć głowa, przestanie śnić sie zdradzająca była z jej mamą? Odczuje kiedyś spokój, miłość i radość? Czuję się jak duch.
Wejdź na forum zaburzeni.
Gorąco Ci polecam.
Mój stan nie był identyczny z Twoim.
U Ciebie to bardziej kieruje się na depresję, a u mnie kierowało się na lęki.
U mnie wynikało to z tego, że przeżyłam coś, przez co realnie - wydawało mi się - dotknęłam śmierci. I od tej pory wciąż bałam się że umrę. Zaczęły się objawy somatyczne. To naprawdę śmieszne gdy teraz o tym myślę... Bo jestem zdrowa, a nagle psychika robi takie żarty, że fizycznie mam dolegliwości w ogóle z sufitu.
No więc miałam chyba wszystko o czym można pomyśleć, i sądziłam że umieram, biegałam po lekarzach (i czułam wręcz zdziwienie że lekarze mówią że jestem zdrowa). Piski w uszach też miałam, byłam u laryngologa.
U Ciebie nerwica kieruje się w stronę depresji, bo wydarzenie którego doświadczyłeś było skrajnie smutne i pozbawiło Cię pewnie sensu życia.
Są naprawdę różne przypadki. U niektórych przybiera to formę np. natręctw.
Jeśli się nad tym zastanowić to ta "choroba" jest śmieszna, bo ona działa tylko gdy działa psychika. Są ułamki sekund gdy się o tym zapomina, np. tuż po obudzeniu przez malutką chwilę jest normalnie, bo mózg się jeszcze nie obudził. No naprawdę, świetna choroba - objawy znikają gdy tylko o chorobie się zapomina.
Największy problem to o niej zapomnieć.
Jak już zmierzysz się ze swoją psychiką, to ustąpią także objawy fizyczne.
Widzisz, ja jestem przeciwna ogólnemu podejściu typu "musisz przyznać że jesteś bardzo chory i musisz brać leki". Ja wyznaję zasadę "masz w sobie dostatecznie dużo siły by pracować nad tym bez leków, rób to systematycznie i pozwól by upłynął czas".
Na w/w forum przeczytałam dziesiątki wątków, rozmawiałam z wieloma osobami, i generalnie jest tak, że jak ktoś przy nerwicy polega tylko na lekarzach i lekach - wychodzi z tego bardzo długo. O wieeeele dłużej niż ktoś kto pracuje nad tym samodzielnie. A dlaczego? Dlatego, że wciąż oczekuje że pomoc nadejdzie z zewnątrz. Wciąż jest od czegoś uzależniony - od kolejnej wizyty u psychologa, od kolejnej porcji leków. Jak się kończą to wpada w panikę. Jak myśli że kiedyś przecież trzeba będzie przestać je brać, to też wpada w panikę.
A trzeba zaufać sobie. Nie ma lepszego psychologa niż Ty sam dla siebie.
Np. w moim przypadku rozmowa z psychologiem była bez sensu, on nigdy tego nie przeżył.
Natomiast super pomocne były rozmowy z ludźmi którzy z tego wyszli, ich porady, spostrzeżenia.
Oczywiście że znów będziesz szczęśliwy! Nie ma co do tego żadnych wątpliwości! Skoro coś się tak nagle zaczęło, to także się skończy.
Jeśli już trochę czasu minęło, a Ty nadal czujesz się źle, to widocznie za mało tego czasu. Potrzeba Ci go więcej. Każdy jest inny.
Przeczytaj:
Grzegorz Szaffer - Pokonałem nerwicę
Claire Weekes - Kompletna samopomoc dla twoich nerwów
Te dwie książki są po prostu cudowne.
Możesz też obejrzeć film "Facet który się zawiesił" z 2007, bardzo fajnie przedstawiona kwestia derealizacji i depersonalizacji.
I polecam na YT filmy grupy Divovic (oni tworzą forum Zaburzeni). Po prostu wpisz na YT Divovic i wybierz film który Cię interesuje (o depresji też jest).
Ale pamiętaj. Nie oglądaj i nie czytaj tępo. Rozmyślaj o tym, powtarzaj sobie to w głowie, rób notatki. Przyłóż się. Pracuj. W końcu minie.
Daj sobie czas. Na depresję pracuje się długo (odejście dziewczyny było jedynie wyzwalaczem), wychodzi jeszcze dłużej. Trzymaj się leków i trzymaj się terapii.
Daj sobie czas. Na depresję pracuje się długo (odejście dziewczyny było jedynie wyzwalaczem), wychodzi jeszcze dłużej. Trzymaj się leków i trzymaj się terapii.
Ile tego czasu.. nie jest wcale dobrze ani niewiadomo jak lepiej.. wspólnie z tata podjęliśmy decyzje o zmianie psychiatry i psychoterapeuty, dziś miałem straszny sen.. obudziłem się cały przestraszony i niesamowicie zaczęło mi walić serce.. to mega uciążliwe..
9 2020-01-28 00:41:11 Ostatnio edytowany przez OgnistyKapłan (2020-01-28 00:52:49)
A jeśli można zadać dwa pytania:
1. Jak długo byłeś z tą kobietą w związku
2. Jak byś określił tak na wyczucie, w skali od 1 do 10, jak głęboko byliście ze sobą zżyci?
A jeśli można zadać dwa pytania:
1. Jak długo byłeś z tą kobietą w związku
2. Jak byś określił tak na wyczucie, w skali od 1 do 10, jak głęboko byliście ze sobą zżyci?
1) Związek trwał 5 lat, narzeczeństwo i wspólne mieszkanie 2 lata
2) 10/10
11 2020-02-28 20:27:36 Ostatnio edytowany przez OgnistyKapłan (2020-02-28 20:28:55)
Nie wiem czy powiem coś nowego, ale sam też kiedyś coś podobnego doświadczyłem, nawet jestem w stanie sobie uzasadnić, skąd się biorą te dziwne zjawiska w Tobie. Moim zdaniem to jest takie coś, że Ty poznałeś ją w czasie, kiedy Twój umysł jeszcze bardzo dynamicznie się rozwijał, i potem ten Twój umysł rozwijał się razem z tamtą kobietą. I moim zdaniem to jest jak takie mocne, i niezdrowe splecienie się ze sobą. Musieliście być jak takie papużki nierozłączki. A teraz jej nie ma, a Twój umysł tak jakby stracił jedną nogę, to co sobie wypracował przez te 5 lat dynamicznego rozwijania się. I ja myślę, że teraz powinieneś na chłodno zaakceptować to, że jej nie ma, i znaleźć sobie równowagę w społeczeństwie na nowo. Tam, gdzie ona była, to jest jak taka luka która powinna być czymś wypełniona, jakimś zajęciem, zainteresowaniem, może jeszcze na tym mógłbyś zarabiać?. Ja myślę, że stary styl życia musisz jakoś zmienić, przystosować się na nowo i ja wiem, że brzmi to mocno, ale nie masz tutaj wyboru. No chyba że Cię interesuje branie tych lekarstw do końca życia.
Nie wiem czy powiem coś nowego, ale sam też kiedyś coś podobnego doświadczyłem, nawet jestem w stanie sobie uzasadnić, skąd się biorą te dziwne zjawiska w Tobie. Moim zdaniem to jest takie coś, że Ty poznałeś ją w czasie, kiedy Twój umysł jeszcze bardzo dynamicznie się rozwijał, i potem ten Twój umysł rozwijał się razem z tamtą kobietą. I moim zdaniem to jest jak takie mocne, i niezdrowe splecienie się ze sobą. Musieliście być jak takie papużki nierozłączki. A teraz jej nie ma, a Twój umysł tak jakby stracił jedną nogę, to co sobie wypracował przez te 5 lat dynamicznego rozwijania się. I ja myślę, że teraz powinieneś na chłodno zaakceptować to, że jej nie ma, i znaleźć sobie równowagę w społeczeństwie na nowo. Tam, gdzie ona była, to jest jak taka luka która powinna być czymś wypełniona, jakimś zajęciem, zainteresowaniem, może jeszcze na tym mógłbyś zarabiać?. Ja myślę, że stary styl życia musisz jakoś zmienić, przystosować się na nowo i ja wiem, że brzmi to mocno, ale nie masz tutaj wyboru. No chyba że Cię interesuje branie tych lekarstw do końca życia.
Staram się lecz nie jest to takie proste..
Napisał Pan, ze przeżył coś podobnego, mógłby Pan to opisać?
Sytuacja wyglada tak, iż wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym. Jest mi wstyd o tym pisać ponieważ bardzo się tego wstydzę. Narazie diagnoza wstępna to zaburzenia lękowe pod numerem f60 oraz zaburzenia osobowości pod względem impulsywnym f 40. Z góry chciałbym przeprosić wszystkich mężczyzn za to, że jestem jak cipka która nie umie poradzić sobie z emocjami i z otaczającym mnie światem. Jedynie ja co mam sile w tym szpitalu to, to, zeby się umyć i zrobić sobie herbatę. Jestem na zmianie leków, w przyszłym tygodniu podwoją mi dawkę leków antydepresyjnych, również w przyszłym tygodniu mam testy na osobowość. 15 kwietnia kończy mi się zwolnienie lekarskie i razem z tata podjęliśmy decyzje o wypisie. Może jak pójdę do pracy to mój stan się może polepszy, może... Jednak wciąż potrafię spać po 13-14 godzin i wciąż nie mam siły... jest tak piękna pogoda a gdy wyjrzę przez ok o to nadal wszystko jest takie dziwne.. jakby nierealne.. to strasznie męczące.
Pozdrawiam.
Zycie 99% ludzi sklada sie zciezkiej pracy, oszczednosci i wyrzeczen. Jak chcesz cos w zyciu osiagnac to music wlozyz w to serce i nie przejmowac sie niepowodzeniami. Ile to mnie nocy kosztowalo aby moc sie czegos nauczyc, ile prób, ile porażek. Ważne aby sie nie zniechecac, nie oceniac sie surowo.
Sytuacja wyglada tak, iż wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym. Jest mi wstyd o tym pisać ponieważ bardzo się tego wstydzę. Narazie diagnoza wstępna to zaburzenia lękowe pod numerem f60 oraz zaburzenia osobowości pod względem impulsywnym f 40. Z góry chciałbym przeprosić wszystkich mężczyzn za to, że jestem jak cipka która nie umie poradzić sobie z emocjami i z otaczającym mnie światem. Jedynie ja co mam sile w tym szpitalu to, to, zeby się umyć i zrobić sobie herbatę. Jestem na zmianie leków, w przyszłym tygodniu podwoją mi dawkę leków antydepresyjnych, również w przyszłym tygodniu mam testy na osobowość. 15 kwietnia kończy mi się zwolnienie lekarskie i razem z tata podjęliśmy decyzje o wypisie. Może jak pójdę do pracy to mój stan się może polepszy, może... Jednak wciąż potrafię spać po 13-14 godzin i wciąż nie mam siły... jest tak piękna pogoda a gdy wyjrzę przez ok o to nadal wszystko jest takie dziwne.. jakby nierealne.. to strasznie męczące.
Pozdrawiam.
Nie masz się czego wstydzić. Masz tylko gorszy czas, każdemu się zdarza.
U mnie również zdiagnozowano zaburzenia osobowości, typ impulsywny. Był czas, że brałam leki, które potem z pomocą lekarza psychiatry powoli odstawiłam. Chodziłam też na terapię. Obecnie radzę sobie sama, ale bywały bardzo trudne momenty, w których wyłam i potrzebowałam wsparcia jak mała dziewczynka.
Dobrze, że masz wsparcie w postaci taty.
Przebywanie w szpitalu jest ok, w razie pogorszenia samopoczucia dostajesz od razu profesjonalną pomoc.
Będzie dobrze, trzymaj się.
Depression napisał/a:Sytuacja wyglada tak, iż wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym. Jest mi wstyd o tym pisać ponieważ bardzo się tego wstydzę. Narazie diagnoza wstępna to zaburzenia lękowe pod numerem f60 oraz zaburzenia osobowości pod względem impulsywnym f 40. Z góry chciałbym przeprosić wszystkich mężczyzn za to, że jestem jak cipka która nie umie poradzić sobie z emocjami i z otaczającym mnie światem. Jedynie ja co mam sile w tym szpitalu to, to, zeby się umyć i zrobić sobie herbatę. Jestem na zmianie leków, w przyszłym tygodniu podwoją mi dawkę leków antydepresyjnych, również w przyszłym tygodniu mam testy na osobowość. 15 kwietnia kończy mi się zwolnienie lekarskie i razem z tata podjęliśmy decyzje o wypisie. Może jak pójdę do pracy to mój stan się może polepszy, może... Jednak wciąż potrafię spać po 13-14 godzin i wciąż nie mam siły... jest tak piękna pogoda a gdy wyjrzę przez ok o to nadal wszystko jest takie dziwne.. jakby nierealne.. to strasznie męczące.
Pozdrawiam.Nie masz się czego wstydzić. Masz tylko gorszy czas, każdemu się zdarza.
U mnie również zdiagnozowano zaburzenia osobowości, typ impulsywny. Był czas, że brałam leki, które potem z pomocą lekarza psychiatry powoli odstawiłam. Chodziłam też na terapię. Obecnie radzę sobie sama, ale bywały bardzo trudne momenty, w których wyłam i potrzebowałam wsparcia jak mała dziewczynka.
Dobrze, że masz wsparcie w postaci taty.
Przebywanie w szpitalu jest ok, w razie pogorszenia samopoczucia dostajesz od razu profesjonalną pomoc.Będzie dobrze, trzymaj się.
Dziękuje za miłe słowa. Najgorsze jest to, że chciałbym normalnie żyć, już jako zdrowy chłopak, chciałbym żeby te emocje wróciły już na swoje miejsce, mam już dość bycia wrażliwym, od czasu kiedy jestem w szpitalu mam same koszmary związane z ex..
Mam nadzieje, że do 13-14 kwietnia dobiorą mi odpowiednie leki i będzie mi trochę lżej. Nie mogę się doczekać kiedy stad wyjdę, strasznie się tu nudzę. Dobrze, ze chociaż wiem co mi jest, bałem się, że mam jakaś chorobę psychiczna, na szczęście to tylko zaburzenia z których podobno można wyjść.
To strasznie ciężkie żyć i jednocześnie męczyć się w swoim ciele. Chciałbym zeby mi się to jakoś wszystko ułożyło.
Pozdrawiam.
Cyngli napisał/a:Depression napisał/a:Sytuacja wyglada tak, iż wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym. Jest mi wstyd o tym pisać ponieważ bardzo się tego wstydzę. Narazie diagnoza wstępna to zaburzenia lękowe pod numerem f60 oraz zaburzenia osobowości pod względem impulsywnym f 40. Z góry chciałbym przeprosić wszystkich mężczyzn za to, że jestem jak cipka która nie umie poradzić sobie z emocjami i z otaczającym mnie światem. Jedynie ja co mam sile w tym szpitalu to, to, zeby się umyć i zrobić sobie herbatę. Jestem na zmianie leków, w przyszłym tygodniu podwoją mi dawkę leków antydepresyjnych, również w przyszłym tygodniu mam testy na osobowość. 15 kwietnia kończy mi się zwolnienie lekarskie i razem z tata podjęliśmy decyzje o wypisie. Może jak pójdę do pracy to mój stan się może polepszy, może... Jednak wciąż potrafię spać po 13-14 godzin i wciąż nie mam siły... jest tak piękna pogoda a gdy wyjrzę przez ok o to nadal wszystko jest takie dziwne.. jakby nierealne.. to strasznie męczące.
Pozdrawiam.Nie masz się czego wstydzić. Masz tylko gorszy czas, każdemu się zdarza.
U mnie również zdiagnozowano zaburzenia osobowości, typ impulsywny. Był czas, że brałam leki, które potem z pomocą lekarza psychiatry powoli odstawiłam. Chodziłam też na terapię. Obecnie radzę sobie sama, ale bywały bardzo trudne momenty, w których wyłam i potrzebowałam wsparcia jak mała dziewczynka.
Dobrze, że masz wsparcie w postaci taty.
Przebywanie w szpitalu jest ok, w razie pogorszenia samopoczucia dostajesz od razu profesjonalną pomoc.Będzie dobrze, trzymaj się.
Dziękuje za miłe słowa. Najgorsze jest to, że chciałbym normalnie żyć, już jako zdrowy chłopak, chciałbym żeby te emocje wróciły już na swoje miejsce, mam już dość bycia wrażliwym, od czasu kiedy jestem w szpitalu mam same koszmary związane z ex..
Mam nadzieje, że do 13-14 kwietnia dobiorą mi odpowiednie leki i będzie mi trochę lżej. Nie mogę się doczekać kiedy stad wyjdę, strasznie się tu nudzę. Dobrze, ze chociaż wiem co mi jest, bałem się, że mam jakaś chorobę psychiczna, na szczęście to tylko zaburzenia z których podobno można wyjść.
To strasznie ciężkie żyć i jednocześnie męczyć się w swoim ciele. Chciałbym zeby mi się to jakoś wszystko ułożyło.
Pozdrawiam.
Wiem, jak jest na oddziale, trafiłam po próbie samobójczej na 6 tygodni na oddział, co prawda nie było to w Polsce, ale w sumie schemat podobny.
Idzie oszaleć, ale wiesz, mnie ta drobna izolacja pomogła, miałam czas pomyśleć, plus miałam terapię na miejscu, dobrali mi leki i jeszcze dodatkowo były tam osoby z podobnymi problemami, a to zawsze jest spoko, jak można wymienić się doświadczeniem.
Będzie dobrze, tylko nie łam się i nie wstydź, bo nie masz czego. Nie Ty jeden masz kłopot tego typu, o wiele gorzej mają osoby, które same przed sobą nie chcą się przyznać, że mają problem. Ty wiesz i leczysz się, to bardzo dużo. Żadna z Ciebie „cipa” (niech mi użytkownicy wybaczą słowo), tylko odpowiedzialny facet, który walczy o swoje wyzdrowienie. Mnie taka postawa imponuje i trzymam za Ciebie mocno kciuki.
Depression napisał/a:Cyngli napisał/a:Nie masz się czego wstydzić. Masz tylko gorszy czas, każdemu się zdarza.
U mnie również zdiagnozowano zaburzenia osobowości, typ impulsywny. Był czas, że brałam leki, które potem z pomocą lekarza psychiatry powoli odstawiłam. Chodziłam też na terapię. Obecnie radzę sobie sama, ale bywały bardzo trudne momenty, w których wyłam i potrzebowałam wsparcia jak mała dziewczynka.
Dobrze, że masz wsparcie w postaci taty.
Przebywanie w szpitalu jest ok, w razie pogorszenia samopoczucia dostajesz od razu profesjonalną pomoc.Będzie dobrze, trzymaj się.
Dziękuje za miłe słowa. Najgorsze jest to, że chciałbym normalnie żyć, już jako zdrowy chłopak, chciałbym żeby te emocje wróciły już na swoje miejsce, mam już dość bycia wrażliwym, od czasu kiedy jestem w szpitalu mam same koszmary związane z ex..
Mam nadzieje, że do 13-14 kwietnia dobiorą mi odpowiednie leki i będzie mi trochę lżej. Nie mogę się doczekać kiedy stad wyjdę, strasznie się tu nudzę. Dobrze, ze chociaż wiem co mi jest, bałem się, że mam jakaś chorobę psychiczna, na szczęście to tylko zaburzenia z których podobno można wyjść.
To strasznie ciężkie żyć i jednocześnie męczyć się w swoim ciele. Chciałbym zeby mi się to jakoś wszystko ułożyło.
Pozdrawiam.Wiem, jak jest na oddziale, trafiłam po próbie samobójczej na 6 tygodni na oddział, co prawda nie było to w Polsce, ale w sumie schemat podobny.
Idzie oszaleć, ale wiesz, mnie ta drobna izolacja pomogła, miałam czas pomyśleć, plus miałam terapię na miejscu, dobrali mi leki i jeszcze dodatkowo były tam osoby z podobnymi problemami, a to zawsze jest spoko, jak można wymienić się doświadczeniem.Będzie dobrze, tylko nie łam się i nie wstydź, bo nie masz czego. Nie Ty jeden masz kłopot tego typu, o wiele gorzej mają osoby, które same przed sobą nie chcą się przyznać, że mają problem. Ty wiesz i leczysz się, to bardzo dużo. Żadna z Ciebie „cipa” (niech mi użytkownicy wybaczą słowo), tylko odpowiedzialny facet, który walczy o swoje wyzdrowienie. Mnie taka postawa imponuje i trzymam za Ciebie mocno kciuki.
Dziękuje za miłe słowa. Tutaj niestety nie otrzymam pomocy w postaci psychoterapii ze względu na epidemie. Sam ordynator szpitala powiedział, że jest od tego zeby dobrać leki, postawić mnie na nogi a resztę „problemów” do omówienia jest na psychoterapii i to powinna być główna forma terapii w etapie zdrowienia. Niestety tez nie mogą mnie przemieść typowo na oddział z zaburzeniami nerwicowymi, depresyjnymi i lękowymi, przez epidemie, a na takim oddziale właśnie powinienem być.
Przemyślałem już wiele rzeczy, popełniłem wiele błędów których już nie popełnię ani nie wrócę do niektórych rzeczy.
Niby wydarzyło się w moim życiu tyle pozytywnych rzeczy przez ten czas np:
-pogodziłem się z tatą
-odstawiłem alkohol i inne używki które zażywałem wraz z ex (był to toksyczny związek)
-wydoroślałem
-wyprowadziłem się na pokój.
-poznałem dwójkę przyjaciół od których znajdę zawsze wsparcie.
(Nawet powoli probuje randkowac... ale niestety, bezskutecznie..)
Ale jednak jest jeszcze jakiś niedosyt, czegoś mi brakuje abym mógł na nowo pokochać to życie, jestem strasznie zagubiony, zlękniony, znerwicowany, nic mi się nie chce (itp), wiadomo, jak to w depresji. Nie mogę znaleźć takiego punktu zwrotnego który da mi jakiegoś „pałera”.
Ludzie z oddziału mówią nawet, ze jestem fajnym młodym przystojnym chłopakiem, mający dobra prace i fajne zarobki, ze powinienem zwiedzać świat, poznawać nowych ludzi i przede wszystkim wyjść do ludzi( nawet usłyszałem, ze jestem bardzo sympatyczny i kulturalny, niespodziewalbym się nawet takich słów). Lecz problem w tym, ze te słowa nie działają, a dziewczyny na sile nie chce szukać. Najpierw chciałbym poukładać sobie jakoś to wszystko w głowie, wyzdrowieć i wtedy dopiero pomyśleć o jakieś fajnej, zdrowej relacji. Wydaje mi się, ze nie jest to dobrym pomysłem szukanie kogoś na sile kiedy dusza i mózg choruje..
strasznie się boje tego, ze nigdy z tego nie wyjdę.
Wyjdziesz, jeśli tego będziesz chciał i do tego będziesz dążył.
Potrzebujesz w przyszłości dobrego psychoterapeuty. Niech się tylko wyciszy akcja z wirusem.
Wyjdziesz, jeśli tego będziesz chciał i do tego będziesz dążył.
Potrzebujesz w przyszłości dobrego psychoterapeuty. Niech się tylko wyciszy akcja z wirusem.
Ja bardzo chciałbym z tego wyjść, i do tego dążę. Ale czasami brakuje mi sił i wiary, probuje rozmawiać z ludźmi, uśmiechać się, zagadywać ale to wszystko wydaje się bezskuteczne. Wiem, że leżenie i użalanie się nad sobą nie jest dobre, staram się tego nie robić i chociażby nie rozdrapywać ran na nowo. Podjąłem już decyzje o wypisie między 12-14 kwietnia abym mógł wrócić do pracy, może to mi pomoże? Co o tym sądzisz?
Szczerze, to nie chciałabym Ci doradzać w tym temacie. Co mówi Twój lekarz? Myślę, że na jego opinii powinieneś się oprzeć.
Szczerze, to nie chciałabym Ci doradzać w tym temacie. Co mówi Twój lekarz? Myślę, że na jego opinii powinieneś się oprzeć.
Powiedział, ze to moja decyzja i jak poczuje się lepiej to mogę się wypisać, tymbardziej, ze od przyszłego tygodnia będę miał podwojoną dawkę leków.
Cyngli napisał/a:Szczerze, to nie chciałabym Ci doradzać w tym temacie. Co mówi Twój lekarz? Myślę, że na jego opinii powinieneś się oprzeć.
Powiedział, ze to moja decyzja i jak poczuje się lepiej to mogę się wypisać, tymbardziej, ze od przyszłego tygodnia będę miał podwojoną dawkę leków.
W takim razie przemyśl, co jest dla Ciebie najlepsze - jeśli uznasz, że wypis, a lekarz dał zielone światło, to działaj.
Depression napisał/a:Cyngli napisał/a:Szczerze, to nie chciałabym Ci doradzać w tym temacie. Co mówi Twój lekarz? Myślę, że na jego opinii powinieneś się oprzeć.
Powiedział, ze to moja decyzja i jak poczuje się lepiej to mogę się wypisać, tymbardziej, ze od przyszłego tygodnia będę miał podwojoną dawkę leków.
W takim razie przemyśl, co jest dla Ciebie najlepsze - jeśli uznasz, że wypis, a lekarz dał zielone światło, to działaj.
I tak też zrobię.
Dziękuje Pani za wsparcie.
Pozdrawiam.
25 2020-09-26 20:19:24 Ostatnio edytowany przez Depression (2020-09-26 20:22:33)
Cześć.
Odświeżam. Przebywam obecnie na oddziale dziennym w jednym z najlepszych ośrodków w Polsce. Stwierdzono zaburzenia osobowości i zespół depersonalizacji i derealizacji. To jakiś dramat, ile to już trwa . Poniedziałek-Piątek psychoterapia grupowa oraz poniedziałek i piątek dodatkowo psychoterapia indywidualna, dla mnie to już jakiś koszmar.
Cześć. Jesteś w miejscu, w którym możesz otrzymać pomoc. Może wreszcie tutaj odkryjesz coś, co pozwoli na powrót czy odbudowanie normalności. W tym roku w styczniu dwie moje znajome wylądowały w szpitalu psychiatrycznym po próbach. Mimo początkowego przerażenia uzyskały tam prawdziwą pomoc i wsparcie. Są na drodze do zdrowia. Wiadomo, nie jest idealnie, to jak przebudowa tożsamości, to trwa.
Nie wiem, jak spędzasz czas i jak jeszcze możesz sobie pomóc, ale wiem, że chodząc na terapię robisz najlepszą dla siebie rzecz.
Cześć. Jesteś w miejscu, w którym możesz otrzymać pomoc. Może wreszcie tutaj odkryjesz coś, co pozwoli na powrót czy odbudowanie normalności. W tym roku w styczniu dwie moje znajome wylądowały w szpitalu psychiatrycznym po próbach. Mimo początkowego przerażenia uzyskały tam prawdziwą pomoc i wsparcie. Są na drodze do zdrowia. Wiadomo, nie jest idealnie, to jak przebudowa tożsamości, to trwa.
Nie wiem, jak spędzasz czas i jak jeszcze możesz sobie pomóc, ale wiem, że chodząc na terapię robisz najlepszą dla siebie rzecz.
Mam bardzo dużo wątpliwości, to trwa już tak bardzo długo, ile można się męczyć.. dostałem skierowanie na oddział zamknięty ale niestety nie było miejsca wiec przyjęto mnie na oddział dzienny. Sam z siebie nie robię wiele, mam bardzo dużo problemów z którymi nie mogę się uporać i po terapii wracam do domu i leżę w łóżku bo najzwyczajniej w świecie nie mam na nic siły, na nic.. Nie mam nawet ochoty z nikim rozmawiać, odciąłem się już bardzo dawno od ludzi, nie lubię ludzi bo nikt mnie nie rozumie
Robisz! Chodzisz na terapię, poszedłeś do specjalisty, pracujesz na tej terapii, choćby nawet obserwując, przetwarzając.
Rozumiem, że masz wątpliwości i pewnie zastanawiasz się, czy to w ogóle MOŻE tyle trwać, czy też coś jest nie tak. Otóż może tyle trwać. Nasza psychika jest bardzo skomplikowana, procesy zachodzące na poziomie neurobiologicznym mają swój wpływ, nie do końca poznany, i też nie da się na niego bezpośrednio i "punktowo" wpływać - metody leczenia są jeszcze niedoskonałe. To samo z psychoterapią. Jest to działanie mało specyficzne. Ale skuteczne. Tylko różnym organizmom, różnym psychikom potrzebne są inne rzeczy. Jesteś w trakcie szukania tego, co dobre dla Ciebie. I to może tyle trwać. Choć pewnie to nie jest odpowiedź, którą byś chciał usłyszeć.
To, że teraz możesz chodzić na terapię i poza tym nic to jest NAJLEPSZE co możesz teraz na ten moment dla siebie robić. Dobrze, że to robisz.
Dobrze, że tu piszesz, to nie jest zamiennik kontaktu z ludźmi ale również krok w dobrą stronę. Są ludzie, którzy rozumieją, co przechodzisz albo potrafią z tym empatyzować. Mam nadzieję, że trafisz na kogoś takiego też poza wirtualem. Terapia grupowa to dobre miejsce na poznanie ludzi, którzy lepiej niż "przecięnty Kowalski" rozumieją.
Wiem, że wyskakuję tu z pozytywną, optymistyczną postawą, może to Cię irytować, bo w Twoich oczach takie nie jest.
29 2020-09-27 17:54:05 Ostatnio edytowany przez Depression (2020-09-27 17:57:13)
Robisz! Chodzisz na terapię, poszedłeś do specjalisty, pracujesz na tej terapii, choćby nawet obserwując, przetwarzając.
Rozumiem, że masz wątpliwości i pewnie zastanawiasz się, czy to w ogóle MOŻE tyle trwać, czy też coś jest nie tak. Otóż może tyle trwać. Nasza psychika jest bardzo skomplikowana, procesy zachodzące na poziomie neurobiologicznym mają swój wpływ, nie do końca poznany, i też nie da się na niego bezpośrednio i "punktowo" wpływać - metody leczenia są jeszcze niedoskonałe. To samo z psychoterapią. Jest to działanie mało specyficzne. Ale skuteczne. Tylko różnym organizmom, różnym psychikom potrzebne są inne rzeczy. Jesteś w trakcie szukania tego, co dobre dla Ciebie. I to może tyle trwać. Choć pewnie to nie jest odpowiedź, którą byś chciał usłyszeć.
To, że teraz możesz chodzić na terapię i poza tym nic to jest NAJLEPSZE co możesz teraz na ten moment dla siebie robić. Dobrze, że to robisz.
Dobrze, że tu piszesz, to nie jest zamiennik kontaktu z ludźmi ale również krok w dobrą stronę. Są ludzie, którzy rozumieją, co przechodzisz albo potrafią z tym empatyzować. Mam nadzieję, że trafisz na kogoś takiego też poza wirtualem. Terapia grupowa to dobre miejsce na poznanie ludzi, którzy lepiej niż "przecięnty Kowalski" rozumieją.Wiem, że wyskakuję tu z pozytywną, optymistyczną postawą, może to Cię irytować, bo w Twoich oczach takie nie jest.
Czy psychoterapia wyciągnie mnie z nerwicy depresyjno lekowej i zespołu depersonalizacji i derealizacji.. sam nie wiem. Jestem strasznie załamany, bardzo martwię się o moje zdrowie. Moja mama w ogóle nie może się pogodzić z tym co się ze mną dzieje. Z jednej strony bardzo chciałbym popełnić samobójstwo, bo mie czuje nic, kompletnie nic poza ta chora faza. Mówiłem jej nawet o tym, przedstawiłem jej wszystkie za i przeciw ale nie chce o tym słyszeć. Mam 24 lata a czuje się jak sparaliżowane umysłowo pięcio letnie dziecko które nawet nie jest wstanie wstać z łóżka i normalnie żyć. Z drugiej strony chciałbym być szczęśliwy, bawić się i się nie smucić ale nie potrafię. Wszystko ma szare barwy. Piski i szumy w uszach i ból głowy paraliżuje mnie doszczętnie. Mam dosyć
Edit.
Próbowałem dzisiaj posprzątać pokój, złożyłem i poukładałem kilka rzeczy po czym musiałem położyć się z powrotem ponieważ odczuwam takie zmęczenie jakbym przebiegł maraton, cały spocony i roztrzęsiony położyłem się znów..
wiesz, musisz zrozumiec ze tez przez ta traumatyczna informacje jak cie porzucila dziewczyna to wytracilo cie to z rownowagi kompletnej no i wyladowales w szpitalu i tam poszli sciezka przybicia diagnozy i farmakoteriapia, pozniej ci dodali terapie ale widac slaba. Z boku przygladajac sie temu widac ze masz poczucie bezsensu bo zostales jakby wykolejony z zycia dziejacego sie obok, z wszelkich relacji interpersonalnych za wyjatkiem najblizeszj rodziny jakby wykolejony , wypadles z torow cyklu normalnego zycia czyli pracy w wiec jakiegos stalego zajecia, kasy jako srodkow za ta prace dzieki ktorym mozesze poruszac sie w swiecie ( jakies wydatki na oplaty zyciowe typu samochod, ubezpieczenie samochodu, wyjazdy rekreacyjne, wydatki na potencjalne randki ) wiec jestes po za torami, dopiero powoli wstales i sie rozgladasz wokol siebie po wypadku z pociagu a pociag juz pojechal dalej - jesli moge uzyc takiej metafory. Farmakologia powinna ci dac naped bo kazdego depresowca mozna farmakologia wprowadzic w stan manii ale terapia cos nie pomaga bo moze byc kiepska bo i co terapeuta poradzi jak cie zycie "wykoleilo"? mysli samobojcze tzn ze leki nie dzialaja, idz do psychiatry i mow mow ze masz mysli samobojcze. wiesz o tym ze teraz jak masz mysli samobojcze a jak by ci ktos zapodal okreslone ( nie bede podawal nazw ) supstancje psychoaktywne to bys zaraz wpadl w euforie? . my nawet nie wiemy jak czesto nasze myslenie jest uwarunkowane chemia, milosc to chemia, zauroczenie to chemia i depresja to chemia. trzym sie
31 2020-09-28 00:09:41 Ostatnio edytowany przez OgnistyKapłan (2020-09-28 00:14:44)
Monoceros, skąd możesz wiedzieć, czy on aby się nie myli w swoich krytycznych odczuciach które powątpiewają w leczniczy sens terapi? Może on ma rację? Może to nie jest dla niego dobra droga? Może on dobrze przeczuwa, że to mu nic nie da?
Depression, mi przypominasz człowieka bez jakiejkolwiek wiary w siebie i swoje własne możliwości. Moim zdaniem potrzeba Ci czegoś innego. Potrzeba Ci jakiejś motywacji i dążenia do osiągnięcia czegoś, jakiejś wizji samego siebie. Czy masz jakąś wizję siebie, tego, kim jesteś za np 5, 10 lat? Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie siebie za 5, 10 lat? Czy wiesz, kim chciałbyś być za 5, 10 lat? Czy Ty w ogóle wiesz, czego chcesz?
ach zapomnialem, jest jeszcze jeden z czynnikow ktory ci moze zaklucic chemie i leki moga nie dzialac. mozesz miec roz....ny system domaminowy jak masturujesz sie wiec to tez jest baaaaaaaaardzo wazne.
Czy psychoterapia wyciągnie mnie z nerwicy depresyjno lekowej i zespołu depersonalizacji i derealizacji.. sam nie wiem. Jestem strasznie załamany, bardzo martwię się o moje zdrowie. Moja mama w ogóle nie może się pogodzić z tym co się ze mną dzieje. Z jednej strony bardzo chciałbym popełnić samobójstwo, bo mie czuje nic, kompletnie nic poza ta chora faza. Mówiłem jej nawet o tym, przedstawiłem jej wszystkie za i przeciw ale nie chce o tym słyszeć. Mam 24 lata a czuje się jak sparaliżowane umysłowo pięcio letnie dziecko które nawet nie jest wstanie wstać z łóżka i normalnie żyć. Z drugiej strony chciałbym być szczęśliwy, bawić się i się nie smucić ale nie potrafię. Wszystko ma szare barwy. Piski i szumy w uszach i ból głowy paraliżuje mnie doszczętnie. Mam dosyć
.
Derealizacja, to jest tylko Twoje wrażenie, jej tak naprawdę nie ma, nic Ci się w głowie nie dzieje, ani nie stanie przez nią złego. To jest po prostu takie uczucie. To tak jak na przykład zejdziesz z karuzeli i czujesz, że ziemia się chwieje pod nogami. A tak naprawdę ziemia się nie chwieje, jest stabilna, to tylko Twoje odczucie. Derealizacja - to też odczucie, następstwo wielkiego napięcia i długotrwałego stresu, ale tak naprawdę jej nie ma. Wiem jakie to g..no, kiedyś rok to miałam, myślałam, ze oszaleje, oszalałam, ale dobry psychiatra wytłumaczył mi co i jak.Nawet wiek podobny, bo miałam chyba 26 lat wtedy. Głupie uczucie, żyjesz, ale czujesz jakbyś nie żył, jakby to wszystko co jest naokoło nie było prawdą, jakby co wszyscy ludzi e stali za jakąś grubą szybą , myślisz "czy ja istnieję, czy oni istnieją, czy ten świat jest prawdziwy, co jest prawdziwe?"/
Szumy i piski w uszach - to też miałam, to jest wszystko z napięcia, szumi Ci w głowie, w uszach, wszystko słyszysz jak przytłumione, i ten pisk w uszach niemal codziennie, świdrujący, drażniący - to jest wszystko z napięcia.
Znasz kanał na Youtube Stowarzyszenie Zaburzeni PL? Może posłuchaj, tam wypowiada się wiele osób, ktore cierpią lub cierpiały na to samo.Może Ci trochę pomoże.
34 2020-09-28 21:39:43 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-09-28 21:57:07)
Monoceros, skąd możesz wiedzieć, czy on aby się nie myli w swoich krytycznych odczuciach które powątpiewają w leczniczy sens terapi? Może on ma rację? Może to nie jest dla niego dobra droga? Może on dobrze przeczuwa, że to mu nic nie da?
Depression, mi przypominasz człowieka bez jakiejkolwiek wiary w siebie i swoje własne możliwości. Moim zdaniem potrzeba Ci czegoś innego. Potrzeba Ci jakiejś motywacji i dążenia do osiągnięcia czegoś, jakiejś wizji samego siebie. Czy masz jakąś wizję siebie, tego, kim jesteś za np 5, 10 lat? Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie siebie za 5, 10 lat? Czy wiesz, kim chciałbyś być za 5, 10 lat? Czy Ty w ogóle wiesz, czego chcesz?
W ten sposób to można odwracać kota ogonem milion razy Kapłanie np Skąd wiesz że Monoceros się nie zna ?
Myślisz że co oni mu tam na tej terapii robią ? Skąd wiesz że intuicja,percepcja,uczucia i i myślenie Autora są zdrowe ,cierpi więc nie są ,nikt nie siedzi mu w głowie, nie wiem czemu bawisz się w rywalizacje z Monoceros, masz jakieś uprzedzenia co do psychiatrii,psychologi ,psychoterapii ,negatywne traumatyczne doświadczenia z tym związane, nawet jeśli to one nie są jedynie słuszne .Depression na terapii nie jest za karę bo słaby, to że się wstydzi to prawdopodobnie cześć zaburzenia,tak jak być może opór w leczeniu, problem z dyscypliną,dbaniem o siebie,niecierpliwość to nic nadzwyczajnego zwłaszcza na początku.
Tresują go,torturują prądem ,trzymają w ciemnicy w pokoju bez klamek,owijają w mokre prześcieradła chyb nie ? Na terapii właśnie robi się to o czym napisałeś w drugiej części,to praca nad samooceną,motywacją,samopoznaniem, więc gdzie Ty widzisz problem w terapii ,z problemem w ocenie ,problemem z wiarą w siebie, motywacją,przeczuciami,wrażeniami to przychodzi pacjent, to nie w terapii jest problem - nie te czasy może i idealnie nie jest, jest jednak o wiele wiele kroków do przodu jak 40 lat temu.
Chłopak zareagował na zdarzenie mocno emocjonalnie i taka była specyficzna i zaburzona reakcja,odpowiedź jego organizmu.
Nie sadzę żeby nie wiedział o swoim poczuciu wartości,samoocenie to znaczy o problemach z tym i problemach z zaakceptowaniem tego co się stało w jego życiu tak ma ,niektórym jest pod górkę bardziej, innym mniej ,samym "starym"myśleniem nie wyleczy się depresji i zaburzań.
Byłem trzykrotnie w szpitalu psychiatryczny dwa razy na detoksie i oddziale obserwacyjnym a raz na odwyku ,który sąsiadował z nerwicami i depresjami mogłem widzieć i obserwować ludzi których przyjmowano jak też ludzi którzy po pobycie wychodzili .
Moje doświadczenie są zgoła inne znacznie bardziej pozytywne choć subiektywne też - normalka .
35 2020-09-29 01:43:38 Ostatnio edytowany przez OgnistyKapłan (2020-09-29 14:32:05)
W ten sposób to można odwracać kota ogonem milion razy Kapłanie np Skąd wiesz że Monoceros się nie zna ?
Nie wiem kim jest Monoceros, i czy się zna czy się nie zna, ale widzę jak próbuje natrętnie przekonywać do sensu terapii, kiedy Depression wspomina krytyczne odczucia odnośnie terapii co tak naprawdę może być objawem zdrowia. Krytyczne myślenie, nie zgadzanie się z kimś, to coś jak najbardziej zdrowego. Brakuje tylko argumentacji, ale to jest jak umiejętność do wyćwiczenia. Żeby się tego nauczyć, ładnie argumentować swoje niezadowolenie, polecam czytać prawdziwie mądrych ludzi, takich jak np. Platon, Arystoteles
Myślisz że co oni mu tam na tej terapii robią ?
Myślę, że terapeuci mają bardzo dobre chęci.
Skąd wiesz że intuicja,percepcja,uczucia i i myślenie Autora są zdrowe
Bo nie widzę w nim niczego chorego. Jak już, to pogubiony i tyle.
nie wiem czemu bawisz się w rywalizacje
Żeby podkreślić różnice w patrzeniu na świat.
Depression na terapii nie jest za karę bo słaby, to że się wstydzi to prawdopodobnie cześć zaburzenia,tak jak być może opór w leczeniu, problem z dyscypliną,dbaniem o siebie,niecierpliwość to nic nadzwyczajnego zwłaszcza na początku.
Wstyd to bardzo potrzebne głębokie uczucie regulujące życie społeczne. Jak by tego nie było, to byśmy robili co popadnie i jak popadnie, jak nam się podoba. Jak ktoś nie wiedział, to powiem coś ciekawego, że prawie cała polityka opiera się na sprawnym operowaniu wstydem. Jak ktoś jest ciekawy o co chodzi, to polecam poczytać Platon "Protagoras"
Tresują go,torturują prądem ,trzymają w ciemnicy w pokoju bez klamek,owijają w mokre prześcieradła chyb nie ? Na terapii właśnie robi się to o czym napisałeś w drugiej części,to praca nad samooceną,motywacją,samopoznaniem, więc gdzie Ty widzisz problem w terapii
Taki, że nie nauczy się tam samodzielnego myślenia o sobie, o społeczeństwie i ogólnie samodzielnego myślenia. Polecam poczytać Arytoteles "Metafizyka" oraz "O duszy"
Nie sadzę żeby nie wiedział o swoim poczuciu wartości,samoocenie to znaczy o problemach z tym i problemach z zaakceptowaniem tego co się stało w jego życiu tak ma ,niektórym jest pod górkę bardziej, innym mniej ,samym "starym"myśleniem nie wyleczy się depresji i zaburzań.
Wiesz jakie to jest irytujące, jak ktoś sobie myśli, że wie coś o kimś lepiej ponad to, co ten ktoś sam o sobie powiedział? Daj mu się samemu za siebie wypowiedzieć.
Byłem trzykrotnie w szpitalu psychiatryczny dwa razy na detoksie i oddziale obserwacyjnym a raz na odwyku ,który sąsiadował z nerwicami i depresjami mogłem widzieć i obserwować ludzi których przyjmowano jak też ludzi którzy po pobycie wychodzili .
Moje doświadczenie są zgoła inne znacznie bardziej pozytywne choć subiektywne też - normalka .
Ja byłem tam, gdzie są ludzie z nerwicami i depresjami. No niestety, nawet tego nie rozumiałem, że całe życie nie miałem nikogo, kto by mi dobrze wyjaśnił działanie tego świata. A dolegliwości są, a owszem, bo cały czas pracują pierwotnie biologiczne instynkty, które nie zostały prawidłowo przystosowane pod normalne funkcjonowanie społeczne. A u mnie oprócz rodziców mało zainteresowanych swoim potomstwem wzięło się to jeszcze z tego, że dorastałem razem z alkoholikami, palaczami marihuany czy dopalaczy. Dobrze pamiętam, że jak nagle odkleiłem się od tego świata ogarniając w wieku dopiero około 25 lat, to działo się ze mną niemalże to samo co opisuje Depression i ja z perspektywy czasu widzę, że to jest jak taki okres przejściowy w którym umysł "przedostosowywuje się", jak gdyby "odkleja" od tego, w jaki sposób żyło się do tej pory i nastawia na ten normalniejszy tryb funkcjonowania i oczywiście, że dzieją się wtedy te dziwne zjawiska razem ze skrajnym przygnębieniem, jest się jak gdyby w takim absolutnym dole egzystencjalnym gdzie wydaje się, że już nic niżej być nie może i powiem, że dopóki Depression nie odnajdziesz czegoś, co Cię zmotywuje do prawidłowego rozwoju społeczno-intelektualnego, to wiecznie będziesz w tym dole tkwił, albo przynajmniej tak długo, jak długo wygodnie będą utrzymywać Cię rodzice . Przecież musisz czegoś chcieć. To jest pożądanie. Człowiek czegoś pożąda. Chce coś zdobyć. To może być znalezienie dobrze płatnej pracy, założenie własnego biznesu albo np. założenie rodziny. Mnie z tego dołu wyciągnęło właśnie dążenie do osiągnięcia swoich celów, dążenie do usamodzielnienia się + czytanie prawdziwie mądrych ludzi, czyli innymi słowy ogólniej rzacz ujmując, jak gdyby taki prawidłowy rozwój społeczno-intelektualny
Często osoby w depresji nie odczuwają motywacji i pożądania. To jedna z głównych cech tej choroby. Dlatego uważam stwierdzenie "przecież musisz czegoś chcieć" za nie trafione. Być może OgnistyKapłan ma dobre intencje, ale wydaje mi się, że zabrakło czytania ze zrozumieniem. Czasem przekładanie swoich doświadczeń 1 do 1 i porówywanie z kimś nie działa. Autor mówi, że chce umrzeć. Jego dążenie to "nie czuć bólu, nie czuć zagubienia, mieć święty spokój". A myśli rezygnacyjne i samobójcze uderzają podwójnie - po pierwsze, osoby ich doświadczające same mogą się tych myśli przestraszyć, a po drugie, są niezrozumiałe dla zdrowej części społeczeństwa, które uważa, że "musisz czegoś chcieć". Nie musisz - możesz chcieć nic. Tylko to też nie jest dobra droga, bo samobójstwo nie powoduje, że czujesz uglę, spokój...
Ulgę i spokój może (nie musi) przynieść terapia. Kontakt z ludźmi, podłączenie do żywych, wytworzenie nowych nawyków, kontakt z naturą, bliscy, leki. Dlatego autorze wątku, trzymam kciuki, wiele więcej zrobić nie mogę. Mam nadzieję, że masz leki - pomagają ustabilizować zwariowane neuroprzekaźniki, przetrwać ten czas, kiedy osoba w terapii musi na nowo znaleźć swój rytm, nawyki, zwyczaje, uczucia, wytworzyć nowe schematy na radzenie sobie z tym całym światem.
I mam nadzieję, że pozwolisz sobie odkryć, że to co czujesz - to nie Ty. To tylko odczucia, nie rzeczywistość... Twój organizm reaguje teraz w niezrozumiałe dla Ciebie sposoby, nad którymi nie panujesz. Ale to nie świadczy o Tobie. Tak samo jak osoba z cukrzycą nie panuje nad tym, co się z nią dzieje, kiedy zje słodycze. Nie masz na to wpływu, ale nie jesteś temu winien, że tak Twój organizm zareagował. Masz wpływ na to czy nauczysz się jak unikać słodyczy, i co robić, jak sobie pomóc, kiedy je zjesz - ale to wymaga czasu. Jest też szansa na wyleczenie - ustawienie procesów w ciele tak, by reagowało "zdrowo" - nie wysyłało sygnałów o skrajnym zmęczeniu po tym, jak posprzątasz pokój. Na razie tak jest, ale widzę, że się nie poddajesz i za to trzymam kciuki i doceń siebie, że codziennie stajesz na arenie.
37 2020-10-03 23:55:26 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-10-06 13:35:06)
Monoceros jest z pewnością miłą, ciepłą i sympatyczną kobietą która lubi kogoś obdarzyć współczuciem. Ale moim zdaniem tym nikogo z niczego się nie wyciągnie, co najwyżej uzależni od siebie. Ja tylko chciałem pokazać, że najlepiej jest być samodzielnym sterem swojego okrętu, bez konieczności pytania kogokolwiek o cokolwiek. Sokrates nauczał, żeby odpowiedzi na nurtujące nas pytania szukać w samym sobie, a nie, w ludziach na zewnątrz.
Ja widzę to tak, że te odczucia jakie odczuwamy, są jak gdyby odzwierciedleniem rzeczywistości, po której się poruszamy. Może w rzeczywistości po której porusza się Depression jest coś, co powinien zmienić? I dopiero po zmianie poczuje się lepiej?
Wyobrażam sobie, że jestem Depressionem. Zadaję sobie pytanie: co sprawia, że czuję się taki wymęczony? A może mam za mało przestrzeni prywatnej, może jednak nie służy mi mieszkanie z rodzicami, może jednak powinienem pomyśleć, jak można by się usamodzielnić. A może z jakiejś przyczyny walczę z samym sobą, wstydzę się czegoś, co jest we mnie, może powinienem coś w sobie zmienić, nad czymś popracować. A może ktoś jakieś głupoty na mój temat gada, denerwuje mnie to. A może mi czegoś brakuje, coś, czego nie mam, a chciałbym to mieć. A może moje ciało domaga się jakiejś aktywności fizycznej, pobiegania, też tak może być.
Ostatecznie to tylko Depression wie, co mu w duszy piszczy. Żaden terapeuta tego za niego z niego nie wydobędzie.
Warto dobrze znać siebie.
Nikogo z niczego nie wyciągam, bo nie jestem terapeutką, nie mam też zamiaru nikogo od siebie uzależniać - wszak to tylko forum i każdy przeczyta i weźmie to, co uzna za słuszne. Przedstawiam jedynie swoje poglądy, poparte moimi doświadczeniami oraz studiami. Ale nie jest to przepis na szczęście czy nakaz.
Polecam do rozwagi jednak taki fakt: odosobnienie, samotność pogłębiają depresję. Czynnikiem leczącym w terapii jest relacja. Jednym z czynników, które chronią przed depresją są głębokie, znaczące relacje międzyludzkie. Może właśnie wystarczy już bycia zosią samosią, tej indywidualizacji, którą promuje nasza kultura, sięgnąć do ludzi, w końcu jesteśmy społecznymi zwierzętami.
Autor też pisze o swoim cierpieniu: "nikt mnie nie rozumie". To jest o braku kontaktu a nie jego nadmiarze.
Terapeuta też niczego z nikogo nie wydobywa - psychika to nie kopalnia. To w tej relacji sam odkrywasz o co Ci chodzi i czego potrzebujesz. Takie przynajmniej mam doświadczenie. Przyjmuję, że masz inaczej i sam byłeś sobie sterem i okrętem. Ja potrzebowałam życzliwego człowieka, który był ze mną w tej podróży do poznania siebie.