ważne, że nie umrzesz z głodu. mój maż też jest całkowicie wystarczalny, dla niego jako faceta jest to zupełnie naturalna sprawa, ze gotuje cały obiad i to nie od święta ale 4 dni w tygodniu, (i jest ten obiad cudny! gdybym go z tym wyzwaniem nie zostawiła, nigdy bym się nie dowiedziała, jak świetnie potrafi sobie poradzić z tematem) nie ma dla niego problemu posprzatać mieszkanie- ja za to latami radziłam sobie bez wsparcia faceta, czy chodziło o zakup drukarki, laptopa (nie chodzi juz o samo zakupienie, ale o wybór...) auta, -dodam, że jestem typem humanistki, więc tym bardziej teoretycznie powinnam sobie nie poradzić. ale sobie dałam rade. to po prostu jest zycie, nie ma sensu uciekać.
Najważniejsze żeby znać swoje limity, bo nikt nie jest ani wszechwiedzący ani wszechmocny o ile mogę sobie poradzić bez problemu z gotowaniem, praniem, mechaniką szeroko pojętą bo akurat jestem typem zrób to sam, a nawet sobie coś zeszyć jak podrę. To powiedzmy moje wyczucie stylu i estetyki jest dość "kwadratowe" i tutaj zawsze poproszę o pomoc bo wiem, że to mój limit możliwości jest.
To ja cie zacytuje bo podoba mi sie to co napisles .. Wlasnie, rownouprawnienie to nie jest baba-chlop czy zniewiescialy facet, to jest swiadomosc wlasnych ograniczenie, mozliwosc wyboru i mozliwosc rozwoju jednostek w jakiejs tam dziedzinie ....nie pisze o feminizimie, bo tak naprawde nie wiem co feminizm w dzisiejszych czasach oznacza ... teraz mysle raczej o szansie na robienie tego co sie chce, jak sie chce i bez tego ze ktos nas juz zaszufladkowala ze wzgledu na plec...
mam kolege ktory wie wiecej o umeblowaniu i udekorowaniu mieszkania niz ktokolwiek inny bezwzgledu na plec - gotuje jak aniol, a dom ma pedantyznie wyczyszczony.... mam kolezanke, ktorej sie radzilam przy zakupie samochodu bo wie o tym wiecje niz inne ( a na dokladke bedzie mi go reperowac pozniej, jak kupie i sie posuje ) ktora zaprasza na makoron z gotowymi (sklepowymi) kotlecikami i w przedpokoju musisz omijac sterty butow i toreb i t d ...
Przy czym on wcale nie jest homo jaby mozna bylo przypuszczac a ona nie wyglada i nie zachowuje sie jak facet ... ale maja moliwosc zycia jak im pasuje ... i to jest piekne ze nikt nie zwraca na to uwagi, nikogo nie dziwi - tak ma byc, po prostu
Jestesmy rozni, rozne rzeczy nam pasuja rozne rzeczy nas ciesza i sprawiaja satysfakcje kiedy je robimy ...i nie ma znaczenia jakiej jest sie plci
Ostatnio natknąłem się na holenderskie opakowanie igieł:
images70.fotosik.pl/377/acd25a3b182e51c8.jpg
Wg mnie opakowanie uwłacza kobietom, ich walce o równość i sprowadza ich role w społeczeństwie do roli szwaczki i krawcowej. Spójrzcie na uśmiechy na tym opakowaniu, jakoby radość sprawiało im szycie. W XXI wieku to niedopuszczalne. I do tego igły pochodzą z kraju równości i tolerancji!
Poznałem mnóstwo osób z klasy tzw. średniej, z której teoretycznie sam się wywodzę, więc to dla mnie naturalne i na podstawie obserwacji pewnych zachowań (zaraz pewnie usłyszę zarzut, że to obserwacja świadomie ukierunkowana, że widzę to, co chcę widzieć, ale trudno) i układ między małżonkami/partnerami można określić mianem miękkiego gynocentryzmu. Nie mówię, że tak jest w każdym układzie między lemingami płci obojga, ale w wielu obserwowanych przeze mnie przypadkach. Oczywiście, to tylko wnioskowanie indukcyjne, bo na podstawie obserwacji szczegółowych wnoszę o ogóle, a więc w odróżnieniu od dedukcji obarczone ryzykiem błędu. A więc dobrze, są to tylko moje obserwacje i mogę się mylić! Poza tym podobne układy panują zapewne w środowiskach celebryckich, czyli w sumie pokrewnych. A świadczą o tym liczne wypowiedzi liberalnych feministek, jak nauczycielka stylu niejaka Jolanta Kwaśniewska, Krystyna Janda, Martyna Wojciechowska, Maria Sadowska, Monika Zamachowska, Joanna Brodzik i inne, które chętnie podkreślają swoje "wyzwolenie" i niezależność, a jednocześnie gotowe są obwołać chamami i burakami mężczyzn, którzy "ośmielają się" nie zachowywać w stosunku do nich jak dawni dżentelmeni. Tak przy okazji, rozmawiałem na ten temat z jedną z najpopularniejszych nauczycielek savoir-vivre'u w korespondencji mailowej (nazwiska taktownie nie wymienię). Jak przedstawiłem swój punkt widzenia, to dała mi do zrozumienia, że mi wcale nie zależy na równości, a jestem za restauracją hardkorowego patriarchatu rodem z krajów arabskich, no bo tam nikt kobiet nie szanuje. A więc zostałem obwołany skrajnym seksistą i rzecznikiem "maczystowskiego" brutalnego patriarchatu. Dodam, że sama autorka, przedstawicielka już nieco starszego pokolenia nie deklaruje się otwarcie jako feministka wprawdzie, ale jej przekonania wykazują uderzającą korelację z założeniami feminizmu chrześcijańskiego i liberalnego. Co interesujące (i żenujące) jako przykład podała mi jak są traktowane kobiety w Indiach czy Czeczeni, gdzie na widok mężczyzny muszą zejść z chodnika i wykonać głęboki ukłon. Dodam, że dyskusja dotyczyła wyłącznie Polek, które w mojej opinii są traktowane chyba najlepiej na świecie, więc nie powiem, ile warty jest taki przykład. A z tą Czeczenią, to powiedziałem jej, że w Polsce jest niemal odwrotnie i to jej jakoś nie przeszkadza. Taka to hipokryzja.
Guzik mnie twoja prywatna korespondencja obchodzi, chłopcze.
>lemingami
He he.
> A świadczą o tym liczne wypowiedzi liberalnych feministek, jak nauczycielka stylu niejaka Jolanta Kwaśniewska, Krystyna Janda, Martyna Wojciechowska, Maria Sadowska, Monika Zamachowska, Joanna Brodzik
Celebrytka to nie to samo co feministka; ani tym bardziej "liberalna feministka".
Poznałem mnóstwo osób z klasy tzw. średniej, z której teoretycznie sam się wywodzę, więc to dla mnie naturalne i na podstawie obserwacji pewnych zachowań (zaraz pewnie usłyszę zarzut, że to obserwacja świadomie ukierunkowana, że widzę to, co chcę widzieć, ale trudno) i układ między małżonkami/partnerami można określić mianem miękkiego gynocentryzmu. Nie mówię, że tak jest w każdym układzie między lemingami płci obojga, ale w wielu obserwowanych przeze mnie przypadkach. Oczywiście, to tylko wnioskowanie indukcyjne, bo na podstawie obserwacji szczegółowych wnoszę o ogóle, a więc w odróżnieniu od dedukcji obarczone ryzykiem błędu. A więc dobrze, są to tylko moje obserwacje i mogę się mylić! Poza tym podobne układy panują zapewne w środowiskach celebryckich, czyli w sumie pokrewnych. A świadczą o tym liczne wypowiedzi liberalnych feministek, jak nauczycielka stylu niejaka Jolanta Kwaśniewska, Krystyna Janda, Martyna Wojciechowska, Maria Sadowska, Monika Zamachowska, Joanna Brodzik i inne, które chętnie podkreślają swoje "wyzwolenie" i niezależność, a jednocześnie gotowe są obwołać chamami i burakami mężczyzn, którzy "ośmielają się" nie zachowywać w stosunku do nich jak dawni dżentelmeni. Tak przy okazji, rozmawiałem na ten temat z jedną z najpopularniejszych nauczycielek savoir-vivre'u w korespondencji mailowej (nazwiska taktownie nie wymienię). Jak przedstawiłem swój punkt widzenia, to dała mi do zrozumienia, że mi wcale nie zależy na równości, a jestem za restauracją hardkorowego patriarchatu rodem z krajów arabskich, no bo tam nikt kobiet nie szanuje. A więc zostałem obwołany skrajnym seksistą i rzecznikiem "maczystowskiego" brutalnego patriarchatu. Dodam, że sama autorka, przedstawicielka już nieco starszego pokolenia nie deklaruje się otwarcie jako feministka wprawdzie, ale jej przekonania wykazują uderzającą korelację z założeniami feminizmu chrześcijańskiego i liberalnego. Co interesujące (i żenujące) jako przykład podała mi jak są traktowane kobiety w Indiach czy Czeczeni, gdzie na widok mężczyzny muszą zejść z chodnika i wykonać głęboki ukłon. Dodam, że dyskusja dotyczyła wyłącznie Polek, które w mojej opinii są traktowane chyba najlepiej na świecie, więc nie powiem, ile warty jest taki przykład. A z tą Czeczenią, to powiedziałem jej, że w Polsce jest niemal odwrotnie i to jej jakoś nie przeszkadza. Taka to hipokryzja.
Ja tam rozumiem to zadziwienie i sama nie ogarniam, o co chodzi większości kobiet, bo prawdopodobnie one same tego nie wiedzą. Z tego powodu traktowanie feministek jako jednolitego, homogenicznego bytu całkiem mija się z celem, bo wychodzi na to, że kobiety jednocześnie kochają i nienawidzą mężczyzn, chcą jednocześnie sprawiedliwości i lepszego traktowania, itd.
W swoim naiwnym przekonaniu wierzę w to, że da się dojść do sytuacji takiej, gdzie na rynku pracy, w polityce, rozrywce itd. przestanie mieć znaczenie, kto co ma między nogami. Niestety, na pomieszanie pojęć pojedynczych osób niewiele poradzimy. Ja nie chcę żadnego dżenstelmańskiego zachowania, jestem całkowicie przeciwna traktowaniu mężczyzn jako wrogów, najeżdżania na wszystkich przedstawicieli płci męskiej bez wyjątku, że "wszyscy to czy tamto", wkurza mnie to strasznie. Nie znoszę hipokryzji.
Nawet wasza strona dyskryminuje najnowsze wpisy !!!!!! Najnowszy wpis (aktualny) powinien być na pierwszej stronie, a nie na ostatniej !!!!! To był początek mojego wywodu na temat "panoszenia się mężczyzn" !!!!
UWAGA mamuśki !!!!!!
Chcecie mieć dobrego męża ojca waszych dzieci????!!!!!!
Zacznijcie swoich synalków od dziecka wdrażać we wszystkie obiowiązków domowych i szanowanie matki i przez to kobiet !!! Przecież to jest tylko i wyłącznie wasza WINA !!!!!! Wasi synowie nie mają większych żołądków !!!! Nie mają uprzywilejowanego charakteru i pozwolenia na życie bez prania, gotowania, sprzątania !!!! Nie wymagajcie od mężów tego, czego nie uczycie synalków !!!!!! Wasz błąd i czego jeszcze chcecie !!!!!!! Nie ważne, czy on jest radnym, prezydentem, czy grabarzem !!!! Wasza wina i jeżeli pozwalacie sobie na obijanie swojej twarzy, to pamiętajcie, że wy kształtujecie damskich bandytów i władzę nad kobietami !!!!!!! Pozdrawiam władcze i mądre kobiety !!!!!
Jędras89 napisał/a:Poznałem mnóstwo osób z klasy tzw. średniej, z której teoretycznie sam się wywodzę, więc to dla mnie naturalne i na podstawie obserwacji pewnych zachowań (zaraz pewnie usłyszę zarzut, że to obserwacja świadomie ukierunkowana, że widzę to, co chcę widzieć, ale trudno) i układ między małżonkami/partnerami można określić mianem miękkiego gynocentryzmu. Nie mówię, że tak jest w każdym układzie między lemingami płci obojga, ale w wielu obserwowanych przeze mnie przypadkach. Oczywiście, to tylko wnioskowanie indukcyjne, bo na podstawie obserwacji szczegółowych wnoszę o ogóle, a więc w odróżnieniu od dedukcji obarczone ryzykiem błędu. A więc dobrze, są to tylko moje obserwacje i mogę się mylić! Poza tym podobne układy panują zapewne w środowiskach celebryckich, czyli w sumie pokrewnych. A świadczą o tym liczne wypowiedzi liberalnych feministek, jak nauczycielka stylu niejaka Jolanta Kwaśniewska, Krystyna Janda, Martyna Wojciechowska, Maria Sadowska, Monika Zamachowska, Joanna Brodzik i inne, które chętnie podkreślają swoje "wyzwolenie" i niezależność, a jednocześnie gotowe są obwołać chamami i burakami mężczyzn, którzy "ośmielają się" nie zachowywać w stosunku do nich jak dawni dżentelmeni. Tak przy okazji, rozmawiałem na ten temat z jedną z najpopularniejszych nauczycielek savoir-vivre'u w korespondencji mailowej (nazwiska taktownie nie wymienię). Jak przedstawiłem swój punkt widzenia, to dała mi do zrozumienia, że mi wcale nie zależy na równości, a jestem za restauracją hardkorowego patriarchatu rodem z krajów arabskich, no bo tam nikt kobiet nie szanuje. A więc zostałem obwołany skrajnym seksistą i rzecznikiem "maczystowskiego" brutalnego patriarchatu. Dodam, że sama autorka, przedstawicielka już nieco starszego pokolenia nie deklaruje się otwarcie jako feministka wprawdzie, ale jej przekonania wykazują uderzającą korelację z założeniami feminizmu chrześcijańskiego i liberalnego. Co interesujące (i żenujące) jako przykład podała mi jak są traktowane kobiety w Indiach czy Czeczeni, gdzie na widok mężczyzny muszą zejść z chodnika i wykonać głęboki ukłon. Dodam, że dyskusja dotyczyła wyłącznie Polek, które w mojej opinii są traktowane chyba najlepiej na świecie, więc nie powiem, ile warty jest taki przykład. A z tą Czeczenią, to powiedziałem jej, że w Polsce jest niemal odwrotnie i to jej jakoś nie przeszkadza. Taka to hipokryzja.
Ja tam rozumiem to zadziwienie i sama nie ogarniam, o co chodzi większości kobiet, bo prawdopodobnie one same tego nie wiedzą. Z tego powodu traktowanie feministek jako jednolitego, homogenicznego bytu całkiem mija się z celem, bo wychodzi na to, że kobiety jednocześnie kochają i nienawidzą mężczyzn, chcą jednocześnie sprawiedliwości i lepszego traktowania, itd.
W swoim naiwnym przekonaniu wierzę w to, że da się dojść do sytuacji takiej, gdzie na rynku pracy, w polityce, rozrywce itd. przestanie mieć znaczenie, kto co ma między nogami. Niestety, na pomieszanie pojęć pojedynczych osób niewiele poradzimy. Ja nie chcę żadnego dżenstelmańskiego zachowania, jestem całkowicie przeciwna traktowaniu mężczyzn jako wrogów, najeżdżania na wszystkich przedstawicieli płci męskiej bez wyjątku, że "wszyscy to czy tamto", wkurza mnie to strasznie. Nie znoszę hipokryzji.
Jędras89 napisał/a:Poznałem mnóstwo osób z klasy tzw. średniej, z której teoretycznie sam się wywodzę, więc to dla mnie naturalne i na podstawie obserwacji pewnych zachowań (zaraz pewnie usłyszę zarzut, że to obserwacja świadomie ukierunkowana, że widzę to, co chcę widzieć, ale trudno) i układ między małżonkami/partnerami można określić mianem miękkiego gynocentryzmu. Nie mówię, że tak jest w każdym układzie między lemingami płci obojga, ale w wielu obserwowanych przeze mnie przypadkach. Oczywiście, to tylko wnioskowanie indukcyjne, bo na podstawie obserwacji szczegółowych wnoszę o ogóle, a więc w odróżnieniu od dedukcji obarczone ryzykiem błędu. A więc dobrze, są to tylko moje obserwacje i mogę się mylić! Poza tym podobne układy panują zapewne w środowiskach celebryckich, czyli w sumie pokrewnych. A świadczą o tym liczne wypowiedzi liberalnych feministek, jak nauczycielka stylu niejaka Jolanta Kwaśniewska, Krystyna Janda, Martyna Wojciechowska, Maria
Sadowska, Monika Zamachowska, Joanna Brodzik i inne, które chętnie podkreślają swoje "wyzwolenie" i niezależność, a jednocześnie gotowe są obwołać chamami i burakami mężczyzn, którzy "ośmielają się" nie zachowywać w stosunku do nich jak dawni dżentelmeni. Tak przy okazji, rozmawiałem na ten temat z jedną z najpopularniejszych nauczycielek savoir-vivre'u w korespondencji mailowej (nazwiska taktownie nie wymienię). Jak przedstawiłem swój punkt widzenia, to dała mi do zrozumienia, że mi wcale nie zależy na równości, a jestem za restauracją hardkorowego patriarchatu rodem z krajów arabskich, no bo tam nikt kobiet nie szanuje. A więc zostałem obwołany skrajnym seksistą i rzecznikiem "maczystowskiego" brutalnego patriarchatu. Dodam, że sama autorka, przedstawicielka już nieco starszego pokolenia nie deklaruje się otwarcie jako feministka wprawdzie, ale jej przekonania wykazują uderzającą korelację z założeniami feminizmu chrześcijańskiego i liberalnego. Co interesujące (i żenujące) jako przykład podała mi jak są traktowane kobiety w Indiach czy Czeczeni, gdzie na widok mężczyzny muszą zejść z chodnika i wykonać głęboki ukłon. Dodam, że dyskusja dotyczyła wyłącznie Polek, które w mojej opinii są traktowane chyba najlepiej na świecie, więc nie powiem, ile warty jest taki przykład. A z tą Czeczenią, to powiedziałem jej, że w Polsce jest niemal odwrotnie i to jej jakoś nie przeszkadza. Taka to hipokryzja.Ja tam rozumiem to zadziwienie i sama nie ogarniam, o co chodzi większości kobiet, bo prawdopodobnie one same tego nie wiedzą. Z tego powodu traktowanie feministek jako jednolitego, homogenicznego bytu całkiem mija się z celem, bo wychodzi na to, że kobiety jednocześnie kochają i nienawidzą mężczyzn, chcą jednocześnie sprawiedliwości i lepszego traktowania, itd.
W swoim naiwnym przekonaniu wierzę w to, że da się dojść do sytuacji takiej, gdzie na rynku pracy, w polityce, rozrywce itd. przestanie mieć znaczenie, kto co ma między nogami. Niestety, na pomieszanie pojęć pojedynczych osób niewiele poradzimy. Ja nie chcę żadnego dżenstelmańskiego zachowania, jestem całkowicie przeciwna traktowaniu mężczyzn jako wrogów, najeżdżania na wszystkich przedstawicieli płci męskiej bez wyjątku, że "wszyscy to czy tamto", wkurza mnie to strasznie. Nie znoszę hipokryzji.
Hipokryzja?! uważam ten fakt, ze wiele kobiet nie wie, nie umie i obawia się mieć swoje zdanie, bowiem "MAMUŚKI" synalków uważają (mając wpojone) przez matki, ojców oraz męża, że kobieta jest do rozmnażania (jak zwierzę!!!), a nie do określania jakichkolwiek swoich racji !!!!!!!
Nawet wasza strona dyskryminuje najnowsze wpisy !!!!!! Najnowszy wpis (aktualny) powinien być na pierwszej stronie, a nie na ostatniej !!!!! To był początek mojego wywodu na temat "panoszenia się mężczyzn" !!!!
UWAGA mamuśki !!!!!!
Chcecie mieć dobrego męża ojca waszych dzieci????!!!!!!
Zacznijcie swoich synalków od dziecka wdrażać we wszystkie obiowiązków domowych i szanowanie matki i przez to kobiet !!! Przecież to jest tylko i wyłącznie wasza WINA !!!!!! Wasi synowie nie mają większych żołądków !!!! Nie mają uprzywilejowanego charakteru i pozwolenia na życie bez prania, gotowania, sprzątania !!!! Nie wymagajcie od mężów tego, czego nie uczycie synalków !!!!!! Wasz błąd i czego jeszcze chcecie !!!!!!! Nie ważne, czy on jest radnym, prezydentem, czy grabarzem !!!! Wasza wina i jeżeli pozwalacie sobie na obijanie swojej twarzy, to pamiętajcie, że wy kształtujecie damskich bandytów i władzę nad kobietami !!!!!!! Pozdrawiam władcze i mądre kobiety !!!!!
No Dziękujemy
69 2018-04-15 16:00:31 Ostatnio edytowany przez authority (2018-04-15 16:03:36)
Co do części mamusiek pełna racja ale co gdy nie mają kilka lat dzieci albo dziecko jest małe ma mężowi pozwalać do momentu urodzenia dziecka całość jako argument elisa nie trzyma się kupy. To tak jak z Żydami wydawaliśmy żydów bo kilka lat później połowa UBeków nie była żydami a może dlatego trafili do UB bo chcieli się zemścić.
Tadeusz Kościuszko
"Religia jest dla ludzi bez rozumu"
Józef Piłsudski
70 2018-05-30 18:07:29 Ostatnio edytowany przez MuseHudson (2018-05-30 18:11:48)
Odpowiedz na pytanie: Oczywiście popieram równy dostęp do pracy, brak dyskryminacji ze względu na płeć, dostęp do wykształcenia, ale to każdy myślący człowiek chyba popiera, tylko że takie rzeczy zostały osiągnięte już w ubiegłym wieku, więc pora może coś więcej zaproponować. Uważam, ze polskie feministki to nieroby, które niewiele nam kobietą mają do zaoferowania.
Wiele osób kojarzonych ze środowiskiem feministycznym w Polsce zrobiło bardzo wiele złego w kwestii zmiany percepcji macierzyństwa/dbaniu o "ognisko domowe".
Często w debatach publicznych używa się kobiety zajmującej się wychowaniem dzieci jako przykładu opresji/nieszczęścia/zniewolenia, ciąży jako wyroku, a byciu zależnym od męża jako synonimu życiowej porażki.
Nikt nie mówi o tym że to może dawać też dużą satysfakcję i szczęście(niektórym kobietom przecież takie życie odpowiada) i niektóre kobiety naprawdę dobrze się czują w takiej roli społecznej .Uważam, że kobiecie która wychował swoje dzieci na porządnych, wartościowych ludzi(nie takiej która tylko urodziła dziecko, ale właśnie podjęła trud wychowawczy), należy się taki sam szacunek, co Pani która robi karierę, jest lekarzem, czy prawnikiem. Podczas gdy często w mediach sugeruje się, że to są zniewolone obywatelki 2giej kategorii.
W mojej rodzinie jest wiele kobiet które są na utrzymaniu męża( nie pracują, albo pracują "symbolicznie, żeby zarobić na kosmetyki i swoje zachcianki"), bo ich partnerzy są na tyle ustawieni finansowo w życiu że ich na to stać, i to są naprawdę bardzo zadowolone z siebie, pogodne, uśmiechnięte babki. Nie uważam, że jestem w czymś od nich lepsza i mimo że takiego życia dla siebie nie planuje i mam inny system wartości, doceniam je i szanuję.
Swoją droga ile kobiet tak naprawdę robi te obiecywaną przez równouprawnienie "karierę"? Feministki często mówią o karierze, ale nie sadze, że prace za średnią krajową, śmieciowe umowy, spłacanie przez całe życie kredytu na mieszkanie, nudna tyra w korpo i brak pieniędzy żeby wyjechać choćby na wakacje jest synonimem kariery. Z niewiadomych mi przyczyn niektóre feministki(a tak naprawdę często świruski bez kontaktu z rzeczywistością, nie wszystkie ofc ale jest kilka takich, np te z Kongresu Kobiet) nie podejmują się reprezentowania interesu takich kobiet, polepszania warunków życiowych samotnych matek(poprzez chociażby ułatwienie egzekwowania alimentów od ojców, podnoszenia stawek alimentów, innych świadczeń społecznych), tylko chwytają się jakiś aktualnie gorących tematów(aborcja, jakiś sławny pan molestował inna sławną panią, pan poseł zmienił płeć i imię, chorobliwa otyłość to jest nawet sexi i nie będziemy się odchudzać, modelki plus size, co to ma niby być?).
Jest oczywiście wiele kobiet które, są fachowcami w swoich dziedzinach/mają własne firm/ dobrze zarabiają/ czerpią radość z kariery; ale nie podoba mi się że kobiety indoktrynuje się że tylko tak teraz można osiągnąć życiowe spełnienie, a bycie kurą domową to najgorsze co cię może spotkać. Przez to tak naprawdę szkodzą kobietą, bo mężczyźni słysząc to myślą: "aha skoro bycie kurą domową jest fe, to stay-at-home-dad to tym bardziej obciach i niemęskie". A myślę, ze najkorzystniejsze byłoby dla kobiet, przedstawienie zawodu całodobowego rodzica, jako czegoś szlachetnego i pożytecznego społecznie. Może wtedy faceci nie mieli by problemu z tym że zajmowanie się domem jest"niemęskie i zniewieściałe"i mogłoby powstać wiele rodzin gdzie nie panuje już równouprawnienie, tylko pełne odwrócenie ról. No bo jeśli jakaś kobieta jest w stanie rozwinąć karierę do poziomu gdzie super zarabia i byłaby w stanie utrzymać nie tylko siebie, ale i partnera to jest trochę w kropce, bo najwygodniej by jej było związać się z kimś kto będzie dbać o rodzinę, a samej dalej rozwijać się zawodowo, a takich mężczyzn niestety nie ma wielu, więc zamiast robić swoje, musi żebrać o równy podział obowiązków w najlepszym razie. Ja np. bardzo bym chciał być w związku gdzie te role są zupełnie odwrócone(tzn jeśli chodzi o podział obowiązków, wysokość zarobków, dla mnie równouprawnienie jest już passe ).
Uważam też, że za mały nacisk kładzie się na feminizm kulturowy. W każdym filmie/teledysku/plakacie wszędzie pełno wyuzdanych, przerysowanych kobiet a'la Doda(nie mam nic przeciwko niej, jest dobrą wokalistką, a kawałek "To ty" jest fantastyczny), ale niestety propagowanie takiego wizerunku i szczucie cycem bardzo szkodzi młodym dziewczętom, które z braku lepszych wzorców to naśladują. Rozumiem że w kampaniach modowych, czy bieliźnianych jest to konieczne, ale czemu ma służyć kobieta w bikini na plakacie np. firmy budowlanej(kto kiedyś przejechał się autostradą i widział metody "Januszy reklamy", ten wie o co chodzi)?
Ktoś też powinien się też zająć edukacją seksualną która jest na zerowym poziomie. Niewiele kobiet jest w ogóle świadomych jak wiele zachorowań raka szyki macicy jest spowodowane HPV(ponad 80%, teraz nie sprawdzę, ale baaaaardzo dużo) i nawet nie wie że można się zaszczepić(swoją drogą tylko prywatnie, nie rozumiem czemu NFZ tego nie refunduje i żadna feministka nie lobbuje za tym ;_;). Wiele dziewcząt traktuje same siebie jak obiekty seksualne, nie ma do siebie szacunku, często jest wykorzystywana przez swoich "chłopaków"( nie akcentuje swoich potrzeb seksualnych, albo w ogóle nie jest ich świadomych tylko zgadzają się na wszystko jak leci no bo to jej "chłopak" ) dlatego bo nie zostały im przedstawione żadne prawidłowe wzorce związku. Nie mówię tu o dziewczynach "wyzwolonych"( ), które żyją na własnych zasadach, ale naprawdę czasem aż przykro mi patrzeć na to jak naiwne są nastolatki, łykające każdą ściemę którą im luby serwuje i nie umiejące postawić żadnych granic. A to wszystko przez brak odpowiedniej edukacji ze strony szkoły rodziców/szkoły. Spójrzcie ile jest samotnych, nastoletnich matek które nie umiały się nawet prawidłowo zabezpieczyć.
Smutne jest też, że niektóre samozwańcze feministki są przekonane, że mają władzę nad męskimi umysłami, kreowaniem ich gustu i decydowaniem o tym co ich pociąga a co nie. Jakieś dziwne akcje typu nie golę nóg i pach bo to opresja(w Polsce tego nie było, ale swego czasu w internetach to był szczyt wyzwolenia), jestem chorobliwie otyła i to jest piękne(dorota wellman, lena dunham). Uważam że niektóre szalone Panie odpowiedzialne za tego typu inicjatywy nie powinny nazywać się feministkami, bo wcale nie reprezentują interesów kobiet, tylko promują swoją osobę i marnują czas na głupoty zamiast zająć się np problemem handlu kobietami, nielegalnej prostutucji i sutenerstwa nieletnich, czy delegalizacją małżeństw z niepełnoletnimi, a czasem nawet dziećmi(są miejsca na świcie gdzie to jest jeszcze możliwe).
No problem z feminizmem jest największy teraz, że każdy może się tak nazwać i nie musi wcale reprezentować interesów kobiet, ani w ogóle żadnych interesów, a czasem to nawet i mówić po polsku składnie i logicznie nie musi (Szczuka np, z jakiej racji zapraszają ją jeszcze do programów publicystycznych jako reprezentantkę stanowiska kobiet?), to pojęcie zostało wyświechtane i już nic niestety nie znaczy.
Nie sądzę że też, że jeszcze kiedyś w przyszłości będzie możliwe zjednoczenie się kobiet w celu propagowanie wspólnie jakiejś idei, bo kobiety już dawno przestały być jednolitą masą gdzie większość jest w podobnej sytuacji materialnej/prawnej(nawet na tym forum każda z nas stara się przepchnąć "swoje" i rzadko widzę tu jednomyślne odpowiedzi w różnych tematach )
Czy kobiety kiedykolwiek były jednolitą masą? To za duże uproszczenie. Ani mężczyźni nie są wszyscy tacy sami ani kobiety. To co mówisz, to nie zostało powiedziane po raz pierwszy, aczkolwiek będę się spierać z tym
Oczywiście popieram równy dostęp do pracy, brak dyskryminacji ze względu na płeć, dostęp do wykształcenia, ale to każdy myślący człowiek chyba popiera, tylko że takie rzeczy zostały osiągnięte już w ubiegłym wieku
Oczywiście dostęp do edukacji owszem, ale dyskryminacja nadal jest i utrudnienia w kierowniczych stanowisk przez kobiety też. Jest tyle badań, że nie chce mi się ich przytaczać, przewijają się tu w co drugim wątku o feminizmie. Mając do wyboru K lub M o tym samym wykształceniu, podobnym doświadczeniu itd. wszyscy (kobiety i mężczyźni) częściej wybierają mężczyzn. Nadal przekonania o tym, że kobieta z racji bycia kobietą będzie mniej stanowcza, mniej skupiona na sukcesie, i generalnie macica jej w karierze przeszkadza, a hormony to już w ogóle.
Popełniasz podstawowy błąd uważając, że feministki obecnie to jakiś jednolity konstrukt mający te same cele, poglądy, pomysły na działanie, przekonania itd. A prawda jest taka, ze gdzie dwie feministki, tam trzy opinie o równouprawnieniu to pół żartem, pół serio. W momencie, kiedy opresja nie jest tak wyraźna jak kiedyś, działania i środki też się rozmywają, a że krzykaczki dorwały się do głosu też nic dziwnego.
72 2018-05-30 20:48:19 Ostatnio edytowany przez MuseHudson (2018-05-30 21:23:00)
Hum, wydaje mi się że sufrażystki np. były jednomyślne co do swoich celów, ale faktycznie ich działalność niekoniecznie musiała być reprezentatywna dla interesów wszystkich kobiet. Była jednak racjonalna i poprawiła sytuację wszystkich (także tych które tego nie chciały i ich dizałalności nie wspierały).
Chodziło mi o to, że teraz, feminizm nie ma racjonalnego frontu ideologicznego. Z jednej strony niegolenie nóg, z drugiej walka z małżeństwami nieletnich w Afryce... nie jest to już na tyle spójne, że można by te idee wrzucić do jednego worka.
Te działania są też różnego kalibru, więc to tworzy dodatkowy rozdźwięk.
A może się orientujesz, jak się nazywa te różne typy feministek? Bo każdą aktywistkę która jest kobietą, wcześniej czy później okrzykują feministką , jakoś nie natrafiłam na inną nazwę, dla osób które deklarują że ich celem jest polepszenie jakości życia kobiet.
To zależy w jakiej branży, są takie które priorytetują teraz zatrudnianie kobiet, bo widzą że środowisko zdominowane przez mężczyzn wcale nie tworzy dobrego klimatu pracy.
Feminizm w dzisiejszych czasach kojarzy się z zakompleksioną babą, której nikt nie chce tknąć nawet kijem, zapuszczona z monobrwią. Dlatego bardzo unikam tego określenia bo kojarzy się większości (facetom) z tym czym kompletnie nie jest. Jeśli mówimy o równouprawnieniu to oczywiście jestem za, tak samo facet może gotować i sprzątać jak kobieta być kierowcą rajdowym czy wymieniać uszczelki. Nikt nie rodzi się lepszy, każdy jest goły i rozwrzeszczony.
Ktoś na to wpłynął nic nie jest dziełem przypadku tak działa system. W Korei południowej feminizm jest nie do pomyślenia znana koreańska aktorka zrobiła sobie zdjęcie z telefonem o komórkowym a w nim hasło kobiety mogą osiągnąć wszystko za to dostała masę hejtu i wyleciała z większości liczących się ról. Korea południowa to jest dziwny kogen mogel to co najgorsze zostało z przeszłości ekstremalny patriarchat pracoholizm z nowoczesnością ekstremalny konsumpcjonizm. Co do religii 29% stanowią katolicy 23% buddyści reszta to ludzie niewierzący raczej nie typ ludzi co myślą i nie wierzą w bajki (tych jest 25%)a reszta to ci co nie mają czasu na wiarę
Tadeusz Kościuszko
"Religia jest dla ludzi bez rozumu"
Józef Piłsudski
Ktoś na to wpłynął nic nie jest dziełem przypadku tak działa system. W Korei południowej feminizm jest nie do pomyślenia znana koreańska aktorka zrobiła sobie zdjęcie z telefonem o komórkowym a w nim hasło kobiety mogą osiągnąć wszystko za to dostała masę hejtu i wyleciała z większości liczących się ról.
Jeżeli chodzi o sytuację kobiet w Korei Południowej, to ja nie wiem, czy się jest naprawdę czym chwalić. Nie ma się co dziwić, że nie ma tam feminizmu. On po prostu się tam jeszcze nie ukształtował.
Obecnie status kobiet to coś gorszego niż nierówne traktowanie. Na profesjonalnych turniejach nielicznie występujące zawodniczki są często niedoceniane w razie wygranej, a wina za każdą przegraną lub błąd jest automatycznie zrzucana na ich płeć. W końcu tylko mężczyźni mogą odnosić sukcesy. Nawet grając rekreacyjnie, dziewczyny muszą przygotować się na wyzwiska i wręcz groźby na czacie głosowym.
źródło:overwatchgame
W typowej rodzinie koreańskiej, kobieta nie ma tak naprawdę nic do gadania. Wszystkie decyzje podejmuje ojciec a potem mąż. Kobieta ma siedzieć w domu, patrzeć na programy kulinarne (ewentualnie telezakupy), gotować, rodzić dzieci, sprzątać. Jak już wspomniałam w moich poprzednich wpisach na temat Korei (między innymi tutaj) kobieta po ślubie przechodzi do rodziny męża, od razu rodzi dzieci i nie pracuje do końca swoich dni. Większość kobiet nie chce pracować, bo tak zostały wychowane, że po ślubie mają siedzieć w domu i pilnować ogniska, aczkolwiek wiem, że niektóre chętnie wróciły by do pracy zawodowej, kiedy dziecko podrośnie, ale nie mogą, bo nie pozwala im na to mąż i jego rodzina.
Co do rodziny męża, oczywiście kobieta powinna być jej totalnie oddana, dobrze "służyć" teściom, do tego stopnia, że powinna pojechać do ich domu i im posprzątać albo umyć naczynia, ugotować czy zaoferować inne formy pomocy. Rozumie to i nie mam tu nic przeciwko pomaganiu teściom i sobie nawzajem, ale magiczne słowo "proszę" potrafi naprawdę wiele zmienić. Niestety moi teściowie takiego słowa nie znają, i stereotypowo żądają ode mnie cudów na kiju.
źródło: mintonmars
W UK tak to wglądało 200 lat temu przyjdzie pora też na Koreę.
76 2018-08-11 21:56:33 Ostatnio edytowany przez authority (2018-08-11 21:57:56)
Proszę czytać ze zrozumieniem rozumiem epoka postprawdy ale bez przesady cytuję "Korea południowa to jest dziwny kogen mogel to co najgorsze zostało z przeszłości ekstremalny patriarchat pracoholizm z nowoczesności ekstremalny konsumpcjonizm" choć lepszym określeniem było by bezmyślny.
Tadeusz Kościuszko
"Religia jest dla ludzi bez rozumu"
Józef Piłsudski
77 2018-08-13 12:24:26 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2018-08-13 19:20:28)
Nie zgodzę sie, że istnieje "szklany sufit" i kobiety są banowane z kierowniczych stanowisk. To bzdura.
Przede wszystkim niewiele kobiet chce taką karierę robić, bo wymaga ona dużego stresu, odpowiedzialności, mega nakładu godzin i często prawie zero urlopu. Większość z nich chce mieć dzieci, a prowadzenie takiego stylu życia z dzieciakiem jest po prostu niemożliwe (no chyba, że decydują się być weekendową mamą co berbecia widzi raz na ruski rok). Kobiety też wolą mieć lepszy balans pracy- odpoczynku- zycia rodzinnego, co też się ma nijak do 60-100 godzin na tydzień w biurze i rozjazdach. Po drugie, kobiety zwykle są mniej asertywne w dopominaniu się o podwyżke i mniej agresywne w forsowaniu własnych pomysłów.
Po trzecie, najlepiej płatne zawody są w takich dziedzinach, które kobiety mało interesują. Ile znacie babek programistów, inżynierów, architektów, maklerów? Pewnie jedna czy dwie się znajdą, ale statytstycznie są rzadkim ewenementem i to wcale nie dlatego, że ktoś im zabrania studiować inżynierię morską, na przykład, ale dlatego, że interesują je inne kierunki, takie jak: psychologia, pedagogika, literatura, języki obce, medycyna itp. Zauważcie ile kobiet pracuje w urzędach, gdzie dużo jest kontaktu z luźmi, mała presja na osiągnięcia i bardzo elastyczne godziny. Czy nie uważacie, że powyższe czynniki na to wpływają?
Po trzecie, najlepiej płatne zawody są w takich dziedzinach, które kobiety mało interesują. Ile znacie babek programistów, inżynierów, architektów, maklerów?
Zaraz pewnie odezwą się głosy, że to wina obrzydliwego patriarchatu, który przecież przez lata zamykał kobietom drogę do edukacji i najlepiej płatnych zawodów, więc siłą rzeczy będzie ich mniej
Nie zgodzę sie, że istnieje "szklany sufit" i kobiety są banowane z kierowniczych stanowisk. To bzdura.
"Szklany sufit" to nie banowanie, czyli blokowanie dostępu lecz tworzenie barier w dostępie. Niby różnica jest subtelna, ale bana to mamy np. dla kobiet jako kapłanów w KK, a w biznesie są TYLKO bariery .
Nie wiem, na jakiej próbie robiłaś, Beyondblackie swoje badania, które uprawniają Cię do stawiania opinii i sądów tak kategorycznych, ale z uwagi na fakt, że sama jestem kobietą, która sukcesywnie pięła się po szczeblach kariery w biznesowym światku i przy okazji miałam styczność z podobnymi do mnie kobietami, to mogę śmiało powiedzieć, że szklany sufit nie jest pojęciem czysto teoretycznym, ale ma swoje mocne podwaliny praktyczne.
Przede wszystkim niewiele kobiet chce taką karierę robić, bo wymaga ona dużego stresu, odpowiedzialności, mega nakładu godzin i często prawie zero urlopu. Większość z nich chce mieć dzieci, a prowadzenie takiego stylu życia z dzieciakiem jest po prostu niemożliwe (no chyba, że decydują się być weekendową mamą co berbecia widzi raz na ruski rok). Kobiety też wolą mieć lepszy balans pracy- odpoczynku- zycia rodzinnego, co też się ma nijak do 60-100 godzin na tydzień w biurze i rozjazdach. Po drugie, kobiety zwykle są mniej asertywne w dopominaniu się o podwyżke i mniej agresywne w forsowaniu własnych pomysłów.
Po trzecie, najlepiej płatne zawody są w takich dziedzinach, które kobiety mało interesują. Ile znacie babek programistów, inżynierów, architektów, maklerów? Pewnie jedna czy dwie się znajdą, ale statytstycznie są rzadkim ewenementem i to wcale nie dlatego, że ktoś im zabrania studiować inżynierię morską, na przykład, ale dlatego, że interesują je inne kierunki, takie jak: psychologia, pedagogika, literatura, języki obce, medycyna itp. Zauważcie ile kobiet pracuje w urzędach, gdzie dużo jest kontaktu z luźmi, mała presja na osiągnięcia i bardzo elastyczne godziny. Czy nie uważacie, że powyższe czynniki na to wpływają?
To jest prawda, ale nie ma nic wspólnego ze szklanym sufitem. Przecież byłoby biologicznym i naukowym kłamstwem twierdzenie, że skłonności, uzdolnienia i zachowania kobiet i mężczyzn są takie same. Dodatkowo kultura wyolbrzymia i utrwala różnice między płciami, dlatego normy, społeczne wartości i nawet oczekiwania wobec kobiet i mężczyzn są rozbieżne.
Ja także byłam świadkiem blokowania ścieżki kariery (na uczelni wyższej) z uwagi na płeć. Nie jest to więc wymysł wzięty z kosmosu.
Zakładanie, że wszyscy jesteśmy wyłącznie zaprogramowani biologicznie, a kultura w której wzrastamy w żaden sposób nie wpływa na kształtowanie wzorców męskości i kobiecości - w tym również "odpowiednich" dla płci zainteresowań - jest ogromnym uproszczeniem i zwyczajnie w świetle dzisiejszej nauki błędem.
Zdarzają się POJEDYNCZE przypadki blokowania kariery ze wzgl. na płeć (jak również prywatne nielubienie danej osoby, uprzedzenia związane z pochodzeniem, akcentem, kolorem włosów), ale są rzadkie. W większości przypadków kobiety omija promocja, bo...się o nią nie domagają, albo po prostu wcale nie chcą być zatyranym liderem zespołu, który pracę zabiera ze sobą do domu.
Żaden racjonalny pracodawca nie skreśli świetnej pracownicy, która rokuje, na rzecz przeciętnego pracownika płci męskiej, tylko dlatego, że on jest facetem. Biznes kieruje się tylko jedną zasadą- kasą i w doopie ma płeć. Jedyne, co może decydować na niekorzyść pań w firmach (ale to dotyczy wyłącznie kobiet do jakiegoś 35 roku życia) to lęk przed tym, że pani zaciąży, pójdzie na macierzyński, a może i wogóle zwolni się, i pracodawca zostaje stratny inwestując w nią.
Biznes kieruje się tylko jedną zasadą- kasą i w doopie ma płeć. Jedyne, co może decydować na niekorzyść pań w firmach (ale to dotyczy wyłącznie kobiet do jakiegoś 35 roku życia) to lęk przed tym, że pani zaciąży, pójdzie na macierzyński, a może i wogóle zwolni się, i pracodawca zostaje stratny inwestując w nią.
Święte słowa. Oprócz tego, że kobiety chodzą na te macierzyńskie itd., to z moich doświadczeń są jakieś ogólnie chorowite. Nie wiem w czym rzecz ale ciągle chorują. Infekcja tego, infekcja tamtego. Nie słyszę tego do facetów, a od kobiet ciągle. Po co komu taki chorowity pracownik?
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
Moje doświadczenia są raczej takie że kobieta i z zapaleniem zatok do pracy przyjdzie jak musi zaś facet z powodu kataru potrafi wziąć chorobowe
Ale może to ja na takie sytuacje trafiałam.
Moje doświadczenia są raczej takie że kobieta i z zapaleniem zatok do pracy przyjdzie jak musi zaś facet z powodu kataru potrafi wziąć chorobowe
Ale może to ja na takie sytuacje trafiałam.
Popieram
Kiedyś moja znajoma z pracy na urlopie "otrzymała w darze" półpasiec. Do pracy nie przyszła przez ponad miesiąc, nikogo nie zaraziła, a zwłaszcza tych, z którymi nie miała w pracy styczności - ale przez jakieś pół roku panowie z różnych działów szli "na wszelki wypadek" na zwolnienie, bo "wie pan, lekarz wypisał na razie na 3 dni, a co będzie później, to się okaże, bo coś mnie w plecach strzyka i to może być półpasiec i lepiej, żebym nie zarażał" Panów nie dyskryminuję, dotyczyło to wszystkich - od pracowników produkcji przez handel i marketing po biuro konstruktorskie
No, nie wiem. Znałam panie w uniwerkowej adminie, które brały chorobowe, bo miały okres. I to wcale nie jakiś gigantyczny, z księżyca, ale normalną miesiączkę. Miesiąc w miesiąc. Człek miał raporty do druku i inne pilne sprawy, a sekretarka siedziała w domu "lecząc" ciotkę. Pomijając choroby dziecięce latorośli.
Ponieważ rozmawiamy z Misiem o możliwości otwarcia własnej kancelarii, to wiedzona doświadczeniem, zatrudiłabym tylko i wyłącznie mężczyzn albo kobiety dobrze po 40-stce, bo nie łudźmy się, dla kilkuosobowej firmy, macierzyński to wyrok. Jest to po prostu ciężar finansowy, którego nie moglibyśmy uciągnąć.
86 2018-08-15 01:46:04 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2018-08-15 01:47:07)
Zdarzają się POJEDYNCZE przypadki blokowania kariery ze wzgl. na płeć (jak również prywatne nielubienie danej osoby, uprzedzenia związane z pochodzeniem, akcentem, kolorem włosów), ale są rzadkie. W większości przypadków kobiety omija promocja, bo...się o nią nie domagają, albo po prostu wcale nie chcą być zatyranym liderem zespołu, który pracę zabiera ze sobą do domu.
Żaden racjonalny pracodawca nie skreśli świetnej pracownicy, która rokuje, na rzecz przeciętnego pracownika płci męskiej, tylko dlatego, że on jest facetem. Biznes kieruje się tylko jedną zasadą- kasą i w doopie ma płeć. Jedyne, co może decydować na niekorzyść pań w firmach (ale to dotyczy wyłącznie kobiet do jakiegoś 35 roku życia) to lęk przed tym, że pani zaciąży, pójdzie na macierzyński, a może i wogóle zwolni się, i pracodawca zostaje stratny inwestując w nią.
Beyondblackie, wydaje mi się, że masz blade pojęcie o tym, jak wygląda świat biznesu. Gdyby zdarzyło Ci się kiedykolwiek być na spotkaniu top managementu, na którym byłabyś jedyną kobietą, wtedy może szybko byś zrozumiała, dlaczego kobiet jest tam tak mało.
To, co Tobie wydaje się nijak się ma do tego jak jest. Ale spoko, nawet ciekawie poczytać co "przygodny przechodzień" ma do powiedzenia, jak widzi pewne sprawy. Dla mnie to ciekawe
jjbp napisał/a:Moje doświadczenia są raczej takie że kobieta i z zapaleniem zatok do pracy przyjdzie jak musi zaś facet z powodu kataru potrafi wziąć chorobowe
Ale może to ja na takie sytuacje trafiałam.Popieram
Kiedyś moja znajoma z pracy na urlopie "otrzymała w darze" półpasiec. Do pracy nie przyszła przez ponad miesiąc, nikogo nie zaraziła, a zwłaszcza tych, z którymi nie miała w pracy styczności - ale przez jakieś pół roku panowie z różnych działów szli "na wszelki wypadek" na zwolnienie, bo "wie pan, lekarz wypisał na razie na 3 dni, a co będzie później, to się okaże, bo coś mnie w plecach strzyka i to może być półpasiec i lepiej, żebym nie zarażał"
Panów nie dyskryminuję, dotyczyło to wszystkich - od pracowników produkcji przez handel i marketing po biuro konstruktorskie
Badania pokazują, że najmniej chorują pracujące matki. One po prostu nie mają czasu chorować
Beyondblackie, wydaje mi się, że masz blade pojęcie o tym, jak wygląda świat biznesu. Gdyby zdarzyło Ci się kiedykolwiek być na spotkaniu top managementu, na którym byłabyś jedyną kobietą, wtedy może szybko byś zrozumiała, dlaczego kobiet jest tam tak mało.
To, co Tobie wydaje się nijak się ma do tego jak jest. Ale spoko, nawet ciekawie poczytać co "przygodny przechodzień" ma do powiedzenia, jak widzi pewne sprawy. Dla mnie to ciekawe
Acha, to znaczy, że jak się okazuje iż na top poziomie to trzeba mieć twardą doopę, twardą skórę i nerwy ze stali, bo tam jest KONKURENCJA, to źle dla pań, bo one chciałyby, żeby w topowym managemencie było milusio i wszyscy sobie z dziubków spijali. A co Ty myślisz, że ci panowie to nie patrzą na innych panów jak im dokopać i nóż w plecy wsadzić? Bo mam wrażenie, że w Twojej głowie, oni się tylko zafiksowali na bidnej kobiecie...
To się nazywa zaklinanie rzeczywistości. Albo faktycznie kobiety są silne, niezależne i przebojowe, albo to takie ułomne dzieci, które trzeba chronić przed każdą nieprzyjemną sytuacją i jeszcze w ich imieniu negocjować podwyżki. Albo, albo- bo te dwa modele się wzajemnie wykluczają.
BeyongBlackie, to niestety trochę wynika z tego jakie są obie płcie. Większość kobiet zazwyczaj jest ugodowych, a mężczyźni nie. Mężczyzna o wiele częściej jest skłonny do zapytania o podwyżkę w pracy niż kobieta. Gdzieś widziałem o tym badania, postaram się wyszperać źródło.
90 2018-08-15 09:43:44 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2018-08-15 09:44:19)
BeyongBlackie, to niestety trochę wynika z tego jakie są obie płcie. Większość kobiet zazwyczaj jest ugodowych, a mężczyźni nie. Mężczyzna o wiele częściej jest skłonny do zapytania o podwyżkę w pracy niż kobieta. Gdzieś widziałem o tym badania, postaram się wyszperać źródło.
Są badania i jest ich mnóstwo w temacie. Kobiety są zdecydowanie bardziej ugodowe i bardziej neurotyczne niż mężczyźni (tak przeciętnie), więc nie dziwota, że rzadziej domagają się podwyżek czy promocji i ciężej znoszą atmosferę konkurencji.
To wyjaśnia w dużym stopniu dlaczego stanowią tak mały procent dyrektorów i liderów. Nie dlatego, że ktoś je dyskryminuje, ale dlatego, że po prostu albo nie potrafią asertywnie i agresywnie się promować, albo wymiękają w atmosferze ciągłego stresu.
91 2018-08-15 11:04:05 Ostatnio edytowany przez shqiptare (2018-08-15 11:05:25)
Beyondblackie ma całkowitą rację. Ile ja widziałam pracujących kobiet, a ilu facetów. Wg mnie (tylko mnie(!)) kobiety są bardziej zazdrosne i zawistne, a mężczyźni to jedynie śmieszkują i gratulują, zagrożenia nie ma z ich strony. Pracowałam w grupie z dziewczynami i one wolały relaksować się, a ja musiałam latać i sprzątać, robić zapasy i parzyć kawę. A na koniec szefowa stwierdziła, że to ja najgorzej pracowałam, a najgorsze jest to, że one plotkowały mnie z szefową. To tylko moje doświadczenie i nie musi zgodzić się z innymi ludźmi. Ale sporo jest takich przypadków, prawda?
PS. Zostałam wywalona bez powodu.
No nie wiem czy sporo akurat z tego co Ty opowiadasz wynika że na beznadziejna pracę trafiłaś i już.
Może i było to okropne miejsce pracy, ale od siebie dodam, że też miałam "przyjemność" pracy z kilkoma paniami i był to jeden wielki cyrk na kółkach. Bardziej się liczyło kto kogo lubi i jakieś ploty o zyciu prywatnym, niż to, że dokumenty są przygotowane na czas. Byłam uważana za mruka i buca, bo starałam się wykonywać porządnie swoją PRACĘ, a nie marnować czas na herbatki. Odeszłam z własnej woli, bo w takich warunkach nie dało się funkcjonować.
94 2018-08-15 11:45:11 Ostatnio edytowany przez jjbp (2018-08-15 12:00:05)
Ja mam świetne doświadczenia z pracą z kobietami. Wcale nie było ploteczek i obijania się kosztem obowiązków, nie spotkałam się z postawa która opisujecie. Ponadto mam wrażenie że to kobiety częściej są zdeterminowane zawodowo niż mężczyźni albo przynajmniej ja na takie koleżanki trafiałam. Jedyne co moge potwierdzić to że kobiety częściej bywają humorzaste jednak nie kolidowalo to z ich obowiązkami - co najwyżej coś im się zdarzało częściej niż facetom odburknac bądź być nie w sosie.
Natomiast z własnego doświadczenia powiem że zdarzyło mi się przez kolegów z pracy być traktowana protekcjonalnie że względu na bycie kobietą. Nie mówię tu o jawnej dyskryminacji typu nieprzyznanie mi awansu że względu na płeć ale o uprzedzeniach np przy rozdzielaniu zadań w teamie bądź komentarzach nie na miejscu.
Ale widać co osoba to inne doświadczenia
Ja mam świetne doświadczenia z pracą z kobietami. Wcale nie było ploteczek i obijania się kosztem obowiązków, nie spotkałam się z postawa która opisujecie. Ponadto mam wrażenie że to kobiety częściej są zdeterminowane zawodowo niż mężczyźni albo przynajmniej ja na takie koleżanki trafiałam. Jedyne co moge potwierdzić to że kobiety częściej bywają humorzaste jednak nie kolidowalo to z ich obowiązkami - co najwyżej coś im się zdarzało częściej niż facetom odburknac bądź być nie w sosie.
Natomiast z własnego doświadczenia powiem że zdarzyło mi się przez kolegów z pracy być traktowana protekcjonalnie że względu na bycie kobietą. Nie mówię tu o jawnej dyskryminacji typu nieprzyznanie mi awansu że względu na płeć ale o uprzedzeniach np przy rozdzielaniu zadań w teamie bądź komentarzach nie na miejscu.
Ale widać co osoba to inne doświadczenia
Jak piszę, to było osobiste doświadczenie. Może gdzie indziej jest inaczej.
Nigdy jakoś z mężczyznami nie miałam problemu. Jasne, zdarzył się jeden czy drugi buc, ale wystarczyło się postawić i pokazać mu, że masz jaja, a kończył swoje komenty. Zdarzali się też patentowani lenie, ale ich wystarczyło nie wyręczać i sami z roboty wylatywali.
96 2018-08-15 16:17:29 Ostatnio edytowany przez myszak36 (2018-08-15 16:18:06)
Kiedyś moja znajoma z pracy na urlopie "otrzymała w darze" półpasiec. Do pracy nie przyszła przez ponad miesiąc, nikogo nie zaraziła, a zwłaszcza tych, z którymi nie miała w pracy styczności - ale przez jakieś pół roku panowie z różnych działów szli "na wszelki wypadek" na zwolnienie, bo "wie pan, lekarz wypisał na razie na 3 dni, a co będzie później, to się okaże, bo coś mnie w plecach strzyka i to może być półpasiec i lepiej, żebym nie zarażał"
Panów nie dyskryminuję, dotyczyło to wszystkich - od pracowników produkcji przez handel i marketing po biuro konstruktorskie
Półpasiec to wirus ospy wietrznej, który pozostaje w naszym organiźmie w uśpieniu i uaktywnia się podczas obniżonej odporności więc nie do końca to słuszna teoria, że jest zaraźliwy często uaktywnia się podczas chorób nowotworowych, wiec trzeba poszukac przyczyn obniżonej odporności.
Beyondblackie napisał/a:Biznes kieruje się tylko jedną zasadą- kasą i w doopie ma płeć. Jedyne, co może decydować na niekorzyść pań w firmach (ale to dotyczy wyłącznie kobiet do jakiegoś 35 roku życia) to lęk przed tym, że pani zaciąży, pójdzie na macierzyński, a może i wogóle zwolni się, i pracodawca zostaje stratny inwestując w nią.
Święte słowa. Oprócz tego, że kobiety chodzą na te macierzyńskie itd., to z moich doświadczeń są jakieś ogólnie chorowite. Nie wiem w czym rzecz ale ciągle chorują. Infekcja tego, infekcja tamtego. Nie słyszę tego do facetów, a od kobiet ciągle. Po co komu taki chorowity pracownik?
Dokładnie. Zadajcie sobie pytanie, który pracownik jest bardziej wydajny i dyspozycyjny (czyt. bardziej opłacalny) z punktu widzenia pracodawcy, a odpowiedź na wsze pytanie znajdzie się sama.
Ja byłam kiedyś na zwolnieniu przez 2 tygodnie z powodu drzazgi, która wbiłam sobie w palec Oczywiście może to wywołać oburzenie i na pewno było na ten temat dużo plotek, ale ten palec naprawde bardzo mnie bolał, cała ręka mnie bolała, nie spałam po nocach i brałam silne leki p/bólowe.
Snake napisał/a:Beyondblackie napisał/a:Biznes kieruje się tylko jedną zasadą- kasą i w doopie ma płeć. Jedyne, co może decydować na niekorzyść pań w firmach (ale to dotyczy wyłącznie kobiet do jakiegoś 35 roku życia) to lęk przed tym, że pani zaciąży, pójdzie na macierzyński, a może i wogóle zwolni się, i pracodawca zostaje stratny inwestując w nią.
Święte słowa. Oprócz tego, że kobiety chodzą na te macierzyńskie itd., to z moich doświadczeń są jakieś ogólnie chorowite. Nie wiem w czym rzecz ale ciągle chorują. Infekcja tego, infekcja tamtego. Nie słyszę tego do facetów, a od kobiet ciągle. Po co komu taki chorowity pracownik?
Dokładnie. Zadajcie sobie pytanie, który pracownik jest bardziej wydajny i dyspozycyjny (czyt. bardziej opłacalny) z punktu widzenia pracodawcy, a odpowiedź na wsze pytanie znajdzie się sama.
Problemem nie jest wydajność w pracy, która przekłada się na zyski pracodawcy. Problemem pracujących kobiet jest brak wsparcia w rodzinie ze strony męża i ojca, ze strony społecznego poparcia prawa kobiet do kariery i pracy. Gdy dziecko zachoruje, to kobieta bierze na nie opiekę - mężczyzna więcej zarabia, więc ekonomicznie słuszne. Kiedy trzeba wziąć wolny dzień i załatwić jakieś sprawy w urzędzie, to zazwyczaj kobieta wystaje przed urzędniczym okienkiem - powód - mężczyzna więcej zarabia. Kiedy trzeba pójść w wigilię do pracy, to mężczyzna idzie, co ma ciekawszego do roboty - strojenie choinki?
Rzecz w tym, że kobieta jest na przegranej pozycji. Ekonomicznie kalkuluje się ją zamknąć w rodzinnych obowiązkach. Sama też potrafi liczyć i ze względu na dobro budżetu rodzinnego zgadza się na pozostanie w domu kosztem własnej kariery zawodowej. Dopóki wynagrodzenie nie będzie adekwatne do wykonanej pracy, ale ustalane na podstawie dyspozycyjności płciowej, dopóty kobiety będą szufladkowane w niższej kategorii pracowniczej.
szakisz napisał/a:Snake napisał/a:Święte słowa. Oprócz tego, że kobiety chodzą na te macierzyńskie itd., to z moich doświadczeń są jakieś ogólnie chorowite. Nie wiem w czym rzecz ale ciągle chorują. Infekcja tego, infekcja tamtego. Nie słyszę tego do facetów, a od kobiet ciągle. Po co komu taki chorowity pracownik?
Dokładnie. Zadajcie sobie pytanie, który pracownik jest bardziej wydajny i dyspozycyjny (czyt. bardziej opłacalny) z punktu widzenia pracodawcy, a odpowiedź na wsze pytanie znajdzie się sama.
Problemem nie jest wydajność w pracy, która przekłada się na zyski pracodawcy. Problemem pracujących kobiet jest brak wsparcia w rodzinie ze strony męża i ojca, ze strony społecznego poparcia prawa kobiet do kariery i pracy. Gdy dziecko zachoruje, to kobieta bierze na nie opiekę - mężczyzna więcej zarabia, więc ekonomicznie słuszne. Kiedy trzeba wziąć wolny dzień i załatwić jakieś sprawy w urzędzie, to zazwyczaj kobieta wystaje przed urzędniczym okienkiem - powód - mężczyzna więcej zarabia. Kiedy trzeba pójść w wigilię do pracy, to mężczyzna idzie, co ma ciekawszego do roboty - strojenie choinki?
Rzecz w tym, że kobieta jest na przegranej pozycji. Ekonomicznie kalkuluje się ją zamknąć w rodzinnych obowiązkach. Sama też potrafi liczyć i ze względu na dobro budżetu rodzinnego zgadza się na pozostanie w domu kosztem własnej kariery zawodowej. Dopóki wynagrodzenie nie będzie adekwatne do wykonanej pracy, ale ustalane na podstawie dyspozycyjności płciowej, dopóty kobiety będą szufladkowane w niższej kategorii pracowniczej.
Jest prostszy sposób, żeby uzyskać to, o czym piszesz, wystarczy, z perspektywy kobiety rzecz jasna, odpuścić sobie zakładanie rodziny i postawić na karierę.
ewelinaL napisał/a:szakisz napisał/a:Dokładnie. Zadajcie sobie pytanie, który pracownik jest bardziej wydajny i dyspozycyjny (czyt. bardziej opłacalny) z punktu widzenia pracodawcy, a odpowiedź na wsze pytanie znajdzie się sama.
Problemem nie jest wydajność w pracy, która przekłada się na zyski pracodawcy. Problemem pracujących kobiet jest brak wsparcia w rodzinie ze strony męża i ojca, ze strony społecznego poparcia prawa kobiet do kariery i pracy. Gdy dziecko zachoruje, to kobieta bierze na nie opiekę - mężczyzna więcej zarabia, więc ekonomicznie słuszne. Kiedy trzeba wziąć wolny dzień i załatwić jakieś sprawy w urzędzie, to zazwyczaj kobieta wystaje przed urzędniczym okienkiem - powód - mężczyzna więcej zarabia. Kiedy trzeba pójść w wigilię do pracy, to mężczyzna idzie, co ma ciekawszego do roboty - strojenie choinki?
Rzecz w tym, że kobieta jest na przegranej pozycji. Ekonomicznie kalkuluje się ją zamknąć w rodzinnych obowiązkach. Sama też potrafi liczyć i ze względu na dobro budżetu rodzinnego zgadza się na pozostanie w domu kosztem własnej kariery zawodowej. Dopóki wynagrodzenie nie będzie adekwatne do wykonanej pracy, ale ustalane na podstawie dyspozycyjności płciowej, dopóty kobiety będą szufladkowane w niższej kategorii pracowniczej.Jest prostszy sposób, żeby uzyskać to, o czym piszesz, wystarczy, z perspektywy kobiety rzecz jasna, odpuścić sobie zakładanie rodziny i postawić na karierę.
Ilu mężczyzn dla kariery rezygnuje z założenia rodziny?
102 2018-09-02 13:03:36 Ostatnio edytowany przez Snake (2018-09-02 13:05:25)
Ilu mężczyzn dla kariery rezygnuje z założenia rodziny?
Źle na to patrzysz. Mężczyzna robi karierę żeby założyć rodzinę, a potem ją utrzymać. Choćby nie wiem jakie nowomodne cuda, wianki niektóre panie nie odstawiały, to brutalna prawda o dobieraniu się w stadzie ludzkim jest taka, że im większe zdolności mężczyzny do robienia kariery (czytaj przynoszenia do domu hajsu) tym większe jego szanse reprodukcyjne (czytaj znalezienie atrakcyjnej partnerki). Przeciętny facet będzie więc w życiu dążył do polepszenia swojego statusu społecznego i finansowego, bo to podnosi jego atrakcyjność lub przynajmniej jego poczucie atrakcyjności. Oczywiście na różnych poziomach, stosownie do statusu jaki dostał na start, talentów, charakteru itp.
W przypadku kobiet no sorki ale głównym czynnikiem wpływającym na atrakcyjność jest uroda i wiek. Inteligencja, wiedza, umiejętności czy przebojowość w przypadku kobiet nie musi się przekładać na atrakcyjność i wiele mądrych kobiet to wie, maskując się odpowiednio żeby nie płoszyć samców. Jednocześnie biorąc pod uwagę biologię nie da się przeskoczyć tego, że większe zaangażowanie w wychowanie potomstwa jest wpisane w życie kobiety. Stąd często, gęsto kobiety wybierając swoją drogę zawodową orientują się na zawody słabo płatne ale dość elastyczne pod kątem możliwości godzenia z życiem rodzinnym, a najlepiej jeszcze jak stabilne. Widzę to bardzo wyraźnie w swoim zawodzie, który oferuje różne możliwości ale powiedzmy, że ogólnie rzecz biorąc dwie możliwe ścieżki. Pierwsza związana z pracą bez żadnych ograniczeń czasowych, dużym ryzykiem, dużym stresem i obciążeniami ale oferująca teoretycznie nieograniczone możliwości rozwoju i zarabiania hajsu Na tej ścieżce 9/10 aktywnych i rozwojowych stanowią mężczyźni. Kobiety samodzielnie funkcjonujące biznesowo, to perełki. Najczęściej wiążą się w układzie biznesowym z facetami. Sporo siedzi na najniższych szczeblach robiąc za zwykłych wyrobników. Druga ścieżka to wejście w funkcje związane z administracją. Odwrotne proporcje, tam 9/10 kadr stanowią kobiety. Dużo mniejsze potencjalne zarobki, regulowany czas pracy od 7 30 do 15 30. Stres i obciążenia typowe dla biurokracji znaczy "nie moje, co mnie obchodzi". Perspektywy rozwoju to awans o parę stanowisk i może 2 razy większe zarobki niż na starcie ale stałe godziny, stała pensja, zusy, zwolnienia lekarskie na siebie i dzieci. Etaty oblegane przez kobiety
Tylko, że nie można się tam nauczyć pewnych rzeczy, zdobyć pewnych kwalifikacji. Dlatego na przykład pewien urząd już ze 3 lata szuka specjalisty na jedno stanowisko. Spełniam wszystkie wymagania z palcem w nosie tylko jak patrzę jaką pensję oferują, to się śmieję z politowania. Tak jak i inni faceci, którzy idąc ścieżką pierwszą te kwalifikacje dawno osiągnęli. Śmieją się też te kobiety, które te kwalifikacje mają, bo żeby je osiągnąć też podążyły pierwszą ścieżką i jakoś się na niej urządziły. Nie było to proste i wygodne, bo wiem jak funkcjonują koleżanki po fachu. To one przeżywają, że nie mają kontaktu z dziećmi, faceci podchodzą do tego inaczej.
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
103 2018-09-02 20:14:41 Ostatnio edytowany przez ewelinaL (2018-09-02 20:20:56)
Snake, świetnie mi to wytłumaczyłeś. Najbardziej podoba mi się Twoje odniesienie do natury. Przybliż mi jeszcze, jak ta chęć założenia i utrzymania rodziny przekłada się na życie i co ma zrobić kobieta, której partner wiedziony instynktem po XX latach małżeństwa odchodzi do młodszej, atrakcyjniejszej, mądrej - bo potrafiącej ukryć swoją inteligencję, wiedzę i przebojowość, kobiety?
Rzeczywistość jest taka, że kobiety, które zaufały partnerowi i zgodziły się na męski porządek rzeczy, często lądują z ręką w nocniku. Dzieciaki odchowane, mąż w ramionach młodszej, a babka z najniższą krajową w wieku 40+. Najniższy czynsz za mieszkanie (kawalerka) w mojej okolicy, to 1400 zł. Nie trudno policzyć ile samotnej kobiecie zostaje na życie i lepiej żeby miała końskie zdrowie.
Ale powróćmy do elementu tematu, który mnie interesuje najbardziej, czyli równe wynagrodzenie dla kobiet i mężczyzn za tę samą pracę. Pracowałam kiedyś w firmie, w której mężczyźni wciąż się burzyli, że szef płaci kobietom tyle samo, co mężczyznom. Szef był nieugięty w powtarzaniu, że wykonujemy tę samą pracę i o wynagrodzeniu decyduje przerób, a nie płeć. Pomimo że zarabiałam "męskie" pieniądze musiałam się zwolnić, nie wytrzymałam utrudnień ze strony męskiej części załogi. Warto nadmienić, że prace (nie punktowane w miesięcznym przerobie - sprzątanie hali i socjalów) wykonywały kobiety, bo brygadzistami zmiany byli mężczyźni. Te prace kradły ok. godziny z czasu pracy zmiany. Kobiety były bardziej ambitne, nie traciły czasu, zajmowały się wyłącznie pracą i zdobywaniem punktów przerobu, które decydowały o wynagrodzeniu. Mężczyźni wciąż chodzili z nadgryzionym ego, buntowali się przed niesprawiedliwością zarobków, robili coś na wzór włoskiego strajku, nie podejmowali prac niezgodnych z kalifikacjami, ogólnie trenowali szefa. Z tego, co się dowiaduję, to właściciel tej firmy już nie zatrudnia kobiet. Na rynku pracy jest ich za mało do podjęcia tego zajęcia, a te, które mają umiejętności i predyspozycje nie godzą się na klasyfikację swojej usługi na męską i damską. Faceci dopięli swego, zmusili szefa do weryfikacji zapotrzebowania na pracę w swojej firmie jako męska i damska.
Snake, ja rozumiem naturalne predyspozycje człowieka, rozumiem wybór kobiet, które rodzinę stawiają na pierwszym miejscu i potrzebują mniej absorbującego etatu. Nie rozumiem sytuacji, gdy kobieta przyjmuje stanowisko z "męskim" oczekiwaniem dyspozycyjności, "męskim" oczekiwaniem wydajności i sprawdzając się na nim otrzymuje mniejsze uposażenie. To niedorzeczne, niesprawiedliwe i nieekonomiczne. Ja chcę tylko dostawać za swoją pracę uczciwą zapłatę. Nie interesuje mnie, czy facet jest silniejszy, bardziej dyspozycyjny, czy psychicznie jest odporniejszy na rozstania. Mnie interesuje ile i za co. Pracodawcy też nie powinno interesować, czy praca zostanie wykonana w sukience/spódniczce, czy w spodniach.
Snake, świetnie mi to wytłumaczyłeś. Najbardziej podoba mi się Twoje odniesienie do natury. Przybliż mi jeszcze, jak ta chęć założenia i utrzymania rodziny przekłada się na życie i co ma zrobić kobieta, której partner wiedziony instynktem po XX latach małżeństwa odchodzi do młodszej, atrakcyjniejszej, mądrej - bo potrafiącej ukryć swoją inteligencję, wiedzę i przebojowość, kobiety?
Rzeczywistość jest taka, że kobiety, które zaufały partnerowi i zgodziły się na męski porządek rzeczy, często lądują z ręką w nocniku. Dzieciaki odchowane, mąż w ramionach młodszej, a babka z najniższą krajową w wieku 40+. Najniższy czynsz za mieszkanie (kawalerka) w mojej okolicy, to 1400 zł. Nie trudno policzyć ile samotnej kobiecie zostaje na życie i lepiej żeby miała końskie zdrowie.
Co może zrobić? A co jej się podoba. To jej problem. Mogła nie ufać, nie poświęcać się dla rodziny, tylko zapierniczać przez lata, widząc dzieci godzinę dziennie. Brutalne? A jakie ma być?
Ja chcę tylko dostawać za swoją pracę uczciwą zapłatę. Nie interesuje mnie, czy facet jest silniejszy, bardziej dyspozycyjny, czy psychicznie jest odporniejszy na rozstania. Mnie interesuje ile i za co. Pracodawcy też nie powinno interesować, czy praca zostanie wykonana w sukience/spódniczce, czy w spodniach.
Ujmę to tak. Jako potencjalnego pracodawcę teoretycznie w ogóle nie interesuje mnie kto wykonuje dla mnie pracę. Nie widzę żadnego powodu żeby różnicować płace ze względu na płeć pracownika jeśli wykonywana jest w ten sam sposób. W praktyce szukając od jakiegoś czasu bystrego pracownika ograniczam się z góry do pracownika płci męskiej. To efekt doświadczeń 20 lat pracy zawodowej. Chętnie przygarnąłbym pod swoje skrzydła dyspozycyjnego, młodego człowieka, któremu mógłbym przekazywać tajniki wiedzy żeby stał się moją prawą ręką. W przypadku kobiety zwyczajnie szkoda mi na to czasu, bo wiem, że po 2-3 latach kiedy mógłbym uznać, że sporo już ogarnia zajdzie w ciąże i nie będę jej widział przez co najmniej rok. Dzięki ale ja jeszcze nie jestem taki burżuj, że mogę powiedzieć - ok, poczekam. Współpraca z kobietami, to prawie zawsze droga przez zwolnienia. Jak nie one chore, to dzieci. A tu fach taki, że klienta nie interesuje, że ktoś zachorował. Jest umowa, terminy. Też mi się zdarzało chorować ale od czasów studiów nie wziąłem od lekarza zwolnienia. Do pracy nie chodziłem tylko wtedy jak nie byłem w stanie wstać z łóżka. A jak byłem w stanie, to siadałem do komputera i robiłem w domu co miałem do zrobienia na termin i wysyłałem mejlem. Ile razy ciągnąłem jakąś kobietę za uszy. Podsuwałem robotę żeby sobie dorobiła. Może to, może tamto? Eeee, no może, kiedyś, potem.... To były kobiety, które nie miały noża na gardle, bo w domu miały faceta, który dobrze zarabiał, więc im wystarczało żeby zarobić "na swoje potrzeby". Ja mam zawsze nóż na gardle, bo ja utrzymuję rodzinę. Każdą nową robotę przyjmuję z wdzięcznością. No i już generalnie nie staram się pomagać kobietom. W końcu każdy jest kowalem swojego losu, patrz pierwszy akapit...
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
Ujmę to tak. Jako potencjalnego pracodawcę teoretycznie w ogóle nie interesuje mnie kto wykonuje dla mnie pracę. Nie widzę żadnego powodu żeby różnicować płace ze względu na płeć pracownika jeśli wykonywana jest w ten sam sposób. W praktyce szukając od jakiegoś czasu bystrego pracownika ograniczam się z góry do pracownika płci męskiej. To efekt doświadczeń 20 lat pracy zawodowej. Chętnie przygarnąłbym pod swoje skrzydła dyspozycyjnego, młodego człowieka, któremu mógłbym przekazywać tajniki wiedzy żeby stał się moją prawą ręką. W przypadku kobiety zwyczajnie szkoda mi na to czasu, bo wiem, że po 2-3 latach kiedy mógłbym uznać, że sporo już ogarnia zajdzie w ciąże i nie będę jej widział przez co najmniej rok. Dzięki ale ja jeszcze nie jestem taki burżuj, że mogę powiedzieć - ok, poczekam. Współpraca z kobietami, to prawie zawsze droga przez zwolnienia. Jak nie one chore, to dzieci. A tu fach taki, że klienta nie interesuje, że ktoś zachorował. Jest umowa, terminy. Też mi się zdarzało chorować ale od czasów studiów nie wziąłem od lekarza zwolnienia. Do pracy nie chodziłem tylko wtedy jak nie byłem w stanie wstać z łóżka. A jak byłem w stanie, to siadałem do komputera i robiłem w domu co miałem do zrobienia na termin i wysyłałem mejlem. Ile razy ciągnąłem jakąś kobietę za uszy. Podsuwałem robotę żeby sobie dorobiła. Może to, może tamto? Eeee, no może, kiedyś, potem.... To były kobiety, które nie miały noża na gardle, bo w domu miały faceta, który dobrze zarabiał, więc im wystarczało żeby zarobić "na swoje potrzeby". Ja mam zawsze nóż na gardle, bo ja utrzymuję rodzinę. Każdą nową robotę przyjmuję z wdzięcznością. No i już generalnie nie staram się pomagać kobietom. W końcu każdy jest kowalem swojego losu, patrz pierwszy akapit...
Snake, powiedz nam, jaka kobieta, i co Ci zrobiła, że odcisnęło to na Tobie aż takie piętno?
Warto nadmienić, że prace (nie punktowane w miesięcznym przerobie - sprzątanie hali i socjalów) wykonywały....
Takie prace powinien wykonywać specjalny pracownik. Zatrudniony na odpowiednim stanowisku, tylko od sprzątania. Przecież pomysł, żeby WYKWALIFIKOWANY robotnik linii produkcyjnej, zamiatał halę zamiast w tym samym czasie pracować przy produkcji/przerobie, jest rodem z biznesowego "januszowa". Każda godzina pracy, pracowników produkcyjnych, przekłada się na zysk przedsiębiorstwa.... no przynajmniej powinna.
Praca sprzątacza/ki jest tańsza.
Snake, powiedz nam, jaka kobieta, i co Ci zrobiła, że odcisnęło to na Tobie aż takie piętno?
Ha, ha ach żeby to była jedna. W zeszłym roku odbyłem kilka przykrych rozmów z kobietą, która w zasadzie była na równorzędnej do mojej pozycji jako jeden z podwykonawców zlecenia. Pieniądze dla całego zespołu ludzi uzależnione były od tego kiedy ta pani wykona swoją część pracy, a jakoś jej się nie paliło. Podchodziła do zlecenia bardzo lajtowo, ot kiedyś się zrobi. Do mnie dzwonią co chwilę ludzie, kiedy będzie można fakturować? Potrzebujemy pieniędzy! Ja kurna też potrzebowałem na gwałt! A pani - pełen luz i spokój, robię, robię, kiedyś tam zrobię... W końcu nie wytrzymałem i jej wygarnąłem. Że mam w dupie to jej robię, robię i za 2 dni mam ją widzieć ze skończoną pracą. Przyszła za te 2 dni obrażona ze skończoną pracą. Jakieś 3 miesiące po terminie ale co tam... Oczywiście znam takich miglanców wśród facetów. Kombinują, przeciągają ale większość przynajmniej stara się udawać, że im zależy. A tu pełen luzik Z doświadczeń, z młodymi pracownikami. 99% młodych pracowników, facetów zagryzało zęby i rozkminiało problemy samemu. Jak już wyczerpali wszystkie metody i dalej nie wiedzieli, to przychodzili skruszeni spytać, a jak to zrobić? Panienki wręcz odwrotnie. Pierwsza rzecz - a jak to zrobić?! I przymilaśny uśmieszek plus kokietujące strzelanie oczkami... Jasna, można powiedzieć, że one zaoszczędziły czas ale te chłopaki wertując najpierw różne źródła przy okazji się nauczyli parę innych rzeczy. I to oni potem dostawali propozycje dalszej pracy, podwyżki itd. I tak 20 lat
Owszem, znam i nawet przyjaźnię się z koleżankami po fachu co odbiegają od tego wizerunku ale one w sumie to takie babochłopy są. Przynajmniej zawodowo
Z nimi dobrze mi się współpracuje od lat.
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
108 2018-09-02 22:54:26 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2018-09-02 22:59:34)
Moje doświadczenia jako pracownika / podwładnego i jako osoby pracującej na własny rachunek są następujące. Kobiety są zdecydowanie lepszymi szefami niż mężczyźni. Potwierdzają to moje dotychczasowe doświadczenia z pracy. Mężczyźni są albo totalnymi matołami albo totalnymi arogantami bez minimum wyczucia - przynajmniej jeśli chodzi o zarządzanie tzw. zasobami ludzkimi. Brak zmysłu organizacyjnego, brak umiejętności ogarniania jednocześnie kilku czy kilkunastu spraw jednocześnie, brak decyzyjności (tak, tak), brak umiejętności rozwiązywania sytuacji konfliktowych. Oni jedynie czują się szefami, ale nimi nie są. Tam gdzie szefem jest facet, tam nie ma pana kramu. To by wyjaśniało dlaczego facet musi mieć sekretarkę. Team zarządzany przez kobietę chodzi jak w zegarku, chociaż wszyscy bez względu na płeć narzekają. Team zarządzany przez faceta dryfuje.
I jeśli kobieta która umie pracować jest babochłopem, to jak na miejscu facetów nie chce wiedzieć kim oni w takim razie są
PS. Dlaczego nie można edytować postu tuż po jego napisaniu? Ktoś, coś?
Moje doświadczenia jako pracownika / podwładnego i jako osoby pracującej na własny rachunek są następujące. Kobiety są zdecydowanie lepszymi szefami niż mężczyźni. Potwierdzają to moje dotychczasowe doświadczenia z pracy. Mężczyźni są albo totalnymi matołami albo totalnymi arogantami bez minimum wyczucia - przynajmniej jeśli chodzi o zarządzanie tzw. zasobami ludzkimi. Brak zmysłu organizacyjnego, brak umiejętności ogarniania jednocześnie kilku czy kilkunastu spraw jednocześnie, brak decyzyjności (tak, tak), brak umiejętności rozwiązywania sytuacji konfliktowych. Oni jedynie czują się szefami, ale nimi nie są. Tam gdzie szefem jest facet, tam nie ma pana kramu. To by wyjaśniało dlaczego facet musi mieć sekretarkę. Team zarządzany przez kobietę chodzi jak w zegarku, chociaż wszyscy bez względu na płeć narzekają. Team zarządzany przez faceta dryfuje.
I jeśli kobieta która umie pracować jest babochłopem, to jak na miejscu facetów nie chce wiedzieć kim oni w takim razie są
Pracowałem mając szefa faceta i kobietę. Większych różnic nie zauważyłem. Kobieta była bardziej poukładana, facet był lepszy merytorycznie. Z nim było trudniej ambicjonalnie tzn. z jego strony ale po paru trudnych chwilach jakoś to przeżyliśmy. Praca pod komendą kobiety nie sprawiała mi kłopotu aczkolwiek widziałem momenty gdy reagowała z niepewnością. Mój szef facet nauczył mnie za to czarować i wychodzić gadką, szmatką z opresji
Natomiast w domu bez wątpienia moja kobieta jest lepszą organizatorką. Teraz kończymy chałupę, a że roboty finansuje małżonka, to ja z radością scedowałem wszystko na nią. Panowie robotnicy przychodzą do mnie, a ja pokazuję paluchem - panowie, tam jest kierowniczka, ją pytajcie! I jeszcze jej wygarnąłem, że gdyby się udzielała przy budowie domu od samego początku, to pewnie zaoszczędzilibyśmy z 10 % wydatków
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
111 2018-09-03 07:13:36 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2018-09-03 07:28:25)
Żeby zauważać rożnice trzeba być spostrzegawczym Natomiast bez wątpienia na szefów wybiera się osoby lepsze mertytorycznie od pracowników - przynajmniej takie jest teoretyczne założenie, które w praktyce rzadko się sprawdza.
Edit: Brak sprzostrzegawczości jest cecha charakterysytczną meżczyzn, co potwierdza nie tylko Twoje powyższe stwierdzenie, ale także zachowanie mężczyzn w naturze. Nie przejawiają bystrości do wyłapywania detali i niuansów, tym samym wiele kwestii wymagających drobiazgowości im umyka. Stąd wiele niedociągięć, brak dopracowania i luk w wykonywanej pracy.
Natomiast, zgadzam się z tym, że kobiety multizadaniowość wynoszą z domów. Potrzeba ogarniania wielu spraw na raz sprawia, ze doskonale sobie z tym radzą takze w pracy.
Sony, bo faceci są od strategii, a nie tych drobiazgów. Do tego biorą sobie asystentki i sekretarki, bo w tym są dobre. Ćwiczyłem to, faktycznie kobiety lepiej organizowały ale niestety gorzej z decyzyjnościa. Kiedy zostawiałem im spory margines samodzielności i tak większość decyzji wracało do mnie. Bo ty wiesz lepiej, bo ty się na tym lepiej znasz i takie tam. Tymczasem skoro dałem im wolną rękę, to znaczy, że akceptowałem z góry każdą ich decyzję. Nie, koniec końców odbijały piłeczkę do mnie. Ostatnio broniłem młodej pracownicy, na którą szef trochę żartobliwie narzekał, że chyba nic z niej nie będzie. Bo boi się podjąć najprostszą decyzję, a praca taka, że trzeba umieć podejmować decyzje. Mówię, że młoda, wyrobi się. My też się kiedyś baliśmy Tyle, że nie było w moich słowach za dużo przekonania. Widzę, że ona się w tym nie czuje dobrze ale może z czasem będzie z niej dobra wieczna podwładna.
Acha, Sony w moim świecie na szefów się nie wybiera Oni zostają szefami, bo mieli siłę, spryt, umiejętności aby zostać szefami dla siebie i innych. To o czym ty piszesz, to może dotyczy korporacyjnych kierowników różnego szczebla. Ot zwykli pracownicy tylko dostają jakiś element ludzki do zarządzania. Wybacz ale różnica zauważalna gołym okiem, nie trzeba do tego mega spostrzegawczości. Dlatego nigdy nie skorzystałem z oferty wejścia w takie relacje. Wolałem być wolnym strzelcem i sobie panem
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
Snake -uważam, że nie każdy nadaje się na dyrektora, to wielka odpowiedzialność i ja podziwiam ludzi którzy nie pchaja sie tam gdzie nie powinni Najważniejsza jest satysfakcja z pracy, każdy ma inne priorytety, dla jednych praca jest najważniejsza, dla innych rodzina. Co w tym złego, że kobiety częsciej biorą urlopy, ja też byłam na urlopie wychowawczym i pomimo tego, że pod względem finansowym to był dla nas bardzo trudny czas, nie żałuję
to była dobra inwestycja.
Czy nie lepiej być szczęśliwym i wykonywać zawód który się lubi czy ciągle narzekać. Dla mnie to logiczne, że robie to co lubię bo w pracy spędzam połowe życia. Kobiety nadal zarabiają mniej i to powinno sie zmienić, ale cieszę się z tego, że za wychowanie dzieci będą miały prawo do emerytury, to też cięka praca
Co w tym złego, że kobiety częsciej biorą urlopy
Nic złego ale każdy pracodawca oceniając potencjalnego pracownika bierze pod uwagę jego efektywny czas pracy oraz ilość absencji. Pracownik, którego nie ma w pracy nie wykonuje pracy. Proste prawda? To znaczy, że jego praca jest niewykonana albo pracodawca musi zorganizować zastępstwo, zapłacić za nie, a często jeszcze w tym czasie płaci pracownikowi na zwolnieniu. Znaczy podwójny koszt. Duże firmy zatrudniające setki, tysiące ludzi są w stanie to ogarnąć. Dla małych firm, to często bardzo duży problem. W moim fachu nie weźmiesz z ulicy kogoś na zastępstwo. Nie ma pracownika, to temat leży, termin ucieka. Ktoś inny musi wziąć na siebie pracę koleżanki. Oprócz tego ma swoją, dodatkową będzie musiał robić po godzinach. Z radością... W małych firmach jeden z najczarniejszych scenariuszy, to jak pracownica, która świeżo dostała etat parę dni później przysyła pocztą zwolnienie lekarskie, bo zachorowała na ciążę. Dlatego rozsądny mały przedsiębiorca robi co może żeby młodym kobietom w wieku "produkcyjnym" nie dawać stałych form zatrudnienia.
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
Mówi się, że za sukcesem mężczyzny zawsze stoi kobieta. Co oni by bez nas zrobili :-D
Za to jak sukces osiągnęła kobieta, to wiadomo, że nikt jej nie musiał pomagać.
116 2018-09-03 17:00:47 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2018-09-03 17:07:23)
Sony, bo faceci są od strategii, a nie tych drobiazgów. )
Najlepiej opracowana strategia (czyli po prostu zwykła teoria działania) nie wypali, jesli jej wykonanie legnie na drobiazgach. Poza tym to właśnie przy realizacji założeń wychodzą ich wszystkie nieodciągnięcia, braki lub po prostu ich błedne podstawy i wytyczne. Dla realizacji strategii liczy się niejednokrotnie czas, a tego brakuje kiedy trzeba wciąż coś udoskonalać, zmieniać lub dostosowywać. Także do powiedzenia ma ten który coś wykonuje. Mężczyźni są powierzchowni, a z pozoru nie istotne dla nich drobiazgi, są niejednokrotnie gwoździem do trumy dla wykonywanych projektów. Czyżbyś nie wiedział że diabeł tkwi w szczegółach?