Trudno mi wymyślić temat, ale naszła mnie refleksja i chciałabym ją tu przetestować.
W jakimś miejscu przeczytałam, że pewnej osoby wcale nie dziwi zaborczość i zazdrość mężczyzn o kobietę. Przyczyna tego stanu jest oczywista: po pierwsze, każdy potrzebuje dotyku, bliskości, przytulenia, głasków itd. Mężczyźni też, nie? Po drugie, mężczyźnie nie wypada tego dotyku brać od innych mężczyzn - o to już doskonale zadbała nasza kultura, piętnująca wszelkie "łagodne" czy też "delikatne" objawy męskiej przyjaźni - im nie wypada się przytulać do siebie na powitanie, o tuleniu się do siebie, opieraniu się o siebie już nie wspominając. Pozostaje powierzchowne podanie ręki, poklepanie (przywalenie?) po plecach. Każdy inny gest może stać się podstawą do wyśmiewania czy określenia kogoś gejem. Wobec tego - po trzecie - osobami, od których typowy mężczyzna może brać fizyczną bliskość są kobiety. Ale jeśli jest w związku, przytulanie i dotyk zostają zarezerwowane wyłącznie dla tej jednej kobiety. Wobec tego zupełnie mnie nie dziwi zazdrość, że kobieta mogłaby dotknąć innego mężczyzny, skoro ona jest jedyną osobą, od której dany mężczyzna może zaznać bliskości fizycznej.
Moje przemyślenia potęguje sytuacja z wczoraj, gdzie moja koleżanka tłumaczyła przez telefon swojemu mężowi, że ich trzyletnie dziecko płacze, bo jest smutne i próbuje poradzić sobie z rozstaniem z matką na kilka godzin, więc potrzebuje, żeby ojciec je przytulał aż mu przejdzie płacz. Dla jej męża nie było to oczywiste. To mi wygląda na początek fizycznej izolacji chłopców - jeśli nawet ich ojcowie nie mają wewnętrznego przyzwolenia (czy choćby takiej myśli), żeby bez pretekstu często przytulać swoich synów.
Wydaje mi się, że z tego może wynikać też szereg innych rzeczy - chociażby krótsze życie, częstsze choroby psychiczne, załamania, nadciśnienie itd. Nie od dziś wiadomo, że bliskość fizyczna, dotyk, to jedne z podstawowych czynników chroniących.
Kobiety mają łatwiej - nikt nie widział nigdy nic dziwnego w przytulaniu się przyjaciółek (w moim doświadczeniu). Nie raz oglądałam jakiś film oparta czy wtulona w przyjaciółkę, czasem któraś leżała z głową na moim udzie itd.
Skoro kobiety mogą czerpać bliskość z wielu źródeł (innych kobiet), to wydaje się naturalną konsekwencją, że są zdrowsze. A jeśli mężczyzna ma tylko jedną taką osobę, jeśli jest w związku, to nie dziwna jest ta cała zaborczość.
Jeśli nie jest w związku, to na zaspokajanie potrzeby bliskości może wybrać częsty seks. Być może to jeden z czynników, dla których mężczyźni generalnie mają więcej partnerek seksualnych.
To dosyć duże uproszczenie, oczywiście. Co myślicie?