Po drugiej stronie, zostawiam materiały do przemyśleń i pracy dla Ciebie i Twojej żony. Może przydadzą się Wam.Tak wiele już zrobiłeś. Twoja żona nadal cierpi. Dziecko na pewno też. Ty cierpisz. Oby to wszystko nie poszło na marne. Obyście to trudne doświadczenie zdołali przekuć na nową jakość dla Waszej rodziny. Tego Wam życzę.
Witam po dłuższej przerwie.
Dzięki za komentarze.
W telegraficznym skrócie - sprawa dalej w toku. Były okresy spokojniejsze i bardziej nerwowe ale nie udało mi się do tej pory zbudować takiego spokoju i zaufania u żony aby temat nie wracał i aby nasza relacja mogła iść bez przeszkód do przodu. Ja chciałbym, żona nie jest gotowa.
Dodatkowo na parę miesięcy przerwaliśmy terapię i uważam że to błąd. W sytuacji w której jesteśmy jak ostatnio zauważam najtrudniejsze jest to że jednak człowiek czasem potrzebuje pogadać z kimś neutralnym aby się wygadać, podpytać i wylać z siebie emocje. Ponieważ tematem nie ma co się chwalić to każda ze stron ma problem z kim o tym pogadać i w konsekwencji - szczególnie żona wylewa te emocje na mnie. Z jednej strony dobrze bo oczyszcza siebie, z drugiej ja zauważam że mam znacznie mniejszą już tolerancję i empatię i po ludzku bardzo mnie te informacje dotykają, drażnią i denerwują przez co spirala się nakręca.
Teraz jest zły czas każde z nas powiedziało sporo i trzyma się przy swoim stanowisku i raczej nie idzie to w dobrą stronę. Zobaczymy jeszcze ferie przed nami chociaż na razie nie mam na nie humoru - ale jest dzieciak i wiem że kocha góry i zjeżdzanie więc na pewno pojedziemy.
Rozważamy już jednak po cichu również opcję osobnego mieszkania - choć nie mieści mi się to w głowie.
Z perspektywy czasu nie wiem czy słuszne było mówienie o szczegółach gdyż jest to pokarm dla drugiej osoby i ciężko się od tego uwolnić wiedząc tyle bolesnych rzeczy. Ale ona tak na to nalegała i widziałem taki ból w jej oczach gdy unikałem tematu lub nie chciałem opowiadać że uległem. Pewnie tez egoistycznie dla siebie aby wyrzucić z siebie ciężar. No cóż stało się i dzisiaj drugi raz nie wiem jakbym postąpił. Nie jest to czarno białe. Może gdybym nic nie powiedział nie byłoby nas już razem a tak pomimo naprawdę ciężkich ostatnich 18 miesięcy - nie zamieniłbym ich na bycie wolnym ptakiem który już nie musi walczyć, nie ma takiego stresu i ogólnie globusa w głowie ze względu na traumatyczne przeżycia które doświadczały naszej rodziny przeze mnie w ostatnich latach.
Co dowiedziałem się o związku, uczuciach, o sobie i o rodzinie to moje - tego nikt nie odbierze. Myślę że będzie to miało ogromny wpływ na moje dalsze życie i wybory w nim dokonywane - aczkolwiek zauważyłem już też objawy chęci powrotu do "normalności" i niektórych "starych zachowań". Nie groźnych dla związku pod względem potencjalnej zdrady ale pod względem mniejszego dbania o drugą osobę w związku już tak. Nad tym muszę popracować bo widzę tu ryzyko generalnie ad siebie.
Obecnie temat na tapecie który nas z tego co żona mówi najbardziej dotyka to fakt iż ona nie wierzy że już wie wszystko i że to co powiedziałem już jest "najgorszym złem" które mogła usłyszeć. A chodzi konkretnie o to czy w ostatniej relacji był czy nie było seksu. Nie było ale ona w to nie wierzy - tym bardziej że wczesniej jednorazowo zdażył mi się skok właśnie one-night i ona o tym już teraz wie. No i pat. Wrócił temat "wykrywacza kłamst" którego ja nie akceptuję jako rozwiązania.
Jak zastanawiam się dlaczego to przychodzą mi nastepujące argumenty:
- bo w dzisiejszych czasach nie ma urządzenia czy sposobu który da zero-jedynkową gwarancję iż coś będzie czarne albo białe. I nawet gdybym odpowiadał zgodnie z prawdą - boję się że odpowiedzi na pewne pytania mogą wypaść niejasno a wtedy już będzie praktycznie niemożliwe się z tego wybronić
- bo zawsze ma się mniejsze "sekrety" z którymi się żyje i chce o nich zapomnieć i które w mojej ocenie nie mają żadnego wpływu na związek a jednak mogą podczas takiego ćwiczenia przynieść druzgocące wnioski
- bo męskie ego nie pozwala mi się z tym pogodzić - gdybym powiedział ok to tak jakby ktoś odebrał mi całą godność, czułbym się "goły" wszystkie wartości które wyznaje (ok częśc z nich wyznawałem już wcześniej ale dałem d.... więc to też argument) są nieważne i ocena mojej osoby sprowadza się do wyniku urzadzenia i interpretacji gościa który moze mieć dobry lub zły dzień, być po przepiciu czy też być w przeszłości zdradzony w związku z czym jego obiektywność sytuacji nie jest dla mnie 100%.
Tak więc obecnie siedzimy w swoich okopach - dostałem ultimatum, powiedziałem nie no i czas pokaże jak to się skończy.
Udam się na indywidualne zajęcia bo ich potrzebuje - umówiłem też wizytę dla pary bo chciałbym abyśmy dużo rzeczy przegadali ale czy dojdzie ona do skutku - zobaczmy.
Jak zwykle po przelaniu myśli czy na papier czy na forum - czuję się lepiej więc ten etap terapii cały czas działa
do usłyszenia - jak ktoś ma ochotę skomentować - proszę bardzo. Natomiast komentarze w stylu "Twoja żona to masochistka" - pomimo że to wolne forum - jakoś z mojej perspektywy nic do sprawy nie wnoszą.
po drugiej stronie, wiem, że nie chcesz tego dostrzec, ale to nie ma sensu. Twoja żona Ci nie wybaczyła i prawdopodobnie już nie wybaczy. Kto wie, może gdybyś przestał ze wszystkim nadskakiwać i starać się mimo wszystko, może wtedy dotarłoby do niej, że jej na Tobie też zależy i ona również będzie o to walczyć. Tylko wtedy to będzie miało jakiś sens.
Na dzień dzisiejszy widać, że ją to przerasta. Tak już jest, żeby związek się udał OBOJGU musi zależeć, nieważne co się zadziało, kto zawinił.
Z mojej perspektywy... musisz pokazać jej, że jesteś gotowy odejść od niej - nie dlatego że chcesz, dlatego, że widzisz że dla niej jest to za trudne - to wasza jedyna szansa na to, że ona również zechce zawalczyć.
Po drugiej stronie, bardzo podobał mi się twój wątek, z resztą wypowiadalam się wcześniej na ten temat, do momentu Twojego ostatniego wpisu. Tutaj mam wrażenie odsłoniłes trochę siebie i chyba nie jesteś taki "kryształowy" jak wcześniej próbowałeś przedstawiać. Może to moja mylna interpretacja twoich słów, ale ja uważam, że po zdradzie nie masz prawa mieć żadnych grzeszków. To ewentualnie twoja żona może ocenić czy one są niewinne i nie mają żadnego znaczenia. Gdybyś był całkowicie ok, to nie czułbys ataku na swoje męskie ego. Jeśli jesteś i poza zdradą byłeś na prawdę w porządku to sam mógłbyś zaproponować nawet wariograf, wtedy nie miałaby poczucia że to ona musi walczyć o prawdę, tyko TOBIE zależy na tym, aby ją poznała. Powodzenia
Wariograf? A może torturki jakieś?
Na Twoim miejscu odcięłabym się od żony, żeby się pozbierała i jak tam jakieś uczucia są, to pora najwyzsza je okazać.
Jak ona natomiast chce tylko grać rolę ofiary, to wszystko jest bez sensu.
U mnie mija dwa lata od dnia w którym mój mąż powiedział "chcę rozwodu". Nie. Nie przyznał się, że powodem dla którego chce to zrobić jest inna kobieta. Zrozumiałam to po 2 dniach. Skojarzyłam pewne fakty. Zapytałam. Przyznał się. Mój szok, jego bezwzględność, epitety, które nigdy nie wychodziły z jego ust nawet w stosunku do obcych osób, moje łzy, prośby, błagania - trwały 2 tygodnie. Potem odbiłam się od dna i przestałam być beksą i chodzącym nieszczęściem (przez 2 tygodnie nie tknęłam jedzenia - nie byłam w stanie; ależ się wtedy wylaszczyłam ).
Nie złożył pozwu. Zmienił decyzję. Każde z nas ma własną wersję powodów zmiany decyzji.
Dziś jesteśmy nadal razem.
On twierdzi, że jest teraz bardzo szczęśliwy. U mnie to raczej sinusoida.
Padło wiele cierpkich słów, wylaliśmy oboje wiele łez. Nie zapomniałam., czasem myślę za dużo, czasem mówię za dużo. Ale nie płaczę, nie wypominam. To zupełnie inne małżeństwo. Ja jestem inna, inaczej myślę. Żałuję tylko, że nie ma już we mnie tej wiary, że razem przetrwamy wszystko. Jest wiara, że ja przetrwam. Wiedza, że decyduję tylko za siebie.
202 2020-05-28 07:35:34 Ostatnio edytowany przez Tancerkaja (2020-05-28 07:53:27)
Autorze co u Ciebie?
Czytając brakuje mi tu stwierdzenia co to był za romans(albo nie doczytałam) długi, kilka, jedna noc kilka długich itd bo to też ma duże znaczenie. Czytając Twoje wypowiedzi Twoja żona przypomina mnie z charakteru bo też chciałabym wiedzieć wszystko a z drugiej strony mnie to zabija i powoduje cierpienie i podod do wytykania i przypominania przy każdej sposobności. I ja jestem ten tym co nie umie wybaczyć. Zaufanie raz złamane to złamane na zawsze. Bo już raz zaufłam i zostałam zdradzona no i co z tego że przysięga ze nigdy nic już skoro już raz też przysięgał i to zrobił. Jak można osobę która się niby kocha oszukiwać i tak to jest bardzo ważne że Twoje otoczenie które wiedziało o zdradzie w jej mniemaniu uważało ją za idiotke. Taaak to że nie wiesz a inni wiedzą łącznie z mężem traktują cie jak głupią a Ty żyjesz w uludzie szczęścia. To okropnie boli, człowieka którego niby znasz a jednak nie znasz. Kochasz i chcesz aby był z Tobą a jednak nienawidzisz za to CoCi zrobil i jednak lepiej żeby go nie było bo nie potrafisz zapomnieć i wymazać tego. Bo jak kocham to że ze wszystkim z wadami i zaletami i jak ktoś to podepcze to miłość ta jest nic nie warta, zmarnowana, była falszywa i nic już tego nie zmieni.
Witam, dołączam się do odpowiedzi. Niestety ale nie znam związku, w którym ludzie po zdradzie byliby nadal szczęśliwi. I Nawet jeśli partner wybaczy, to jeśli pogłoska rozniesie sie dalej to nie ma szans. Ludzie nie wybaczą, rodzina nie wybaczy. Mam w rodzinie przykład. Kuzynka zdradziła męża, jednorazowa przygoda, przyznała się, żałował, mąż wybaczył, wyprowadzka, życie od nowa, nowe mieszkanie dziecko...ale cóż z tego, jego rodzina jej nienawidzi, jej rodzina się od niej odwróciła, znajomi i przyjaciele patrzą na nią z pogardą. Dziewczyna w chwili obecnej ma tylko męża i córeczkę. Mąż, wiedziony podszeptami znajomych, rodziny znienawidził ją, traktuję gorzej niż ścierkę, stał się domowym tyranem... kiedyś oaza spokoju, dziś krzyki, agresja werbalna, popychanie, przemoc ekonomiczna to codzienność tej kobiety a minęło juz uwaga...6 lat, z każdym rokiem coraz gorzej, kiedy kuzynka chcę odejść on ja zatrzymuje. Niezrozumiałe jest to, Chyba mści się na niej ale tak długo? W końcu kuzynka podjęła decyzję, mam jej w tym pomóc bo nikt z rodziny ani przyjaciół nie chcę jej pomóc, twierdzą że sama sobię jets winna i teraz ma za swoję. Mimo ogromnego grzechu jaki popełniła, zadośćuczynieniu mężowi, nikt na niej suchej nitki nie zostawia. Banicja społeczna. A przez te 6 lat starała się być idealna matka i żona, Nawet na innego nie spojrzała, przykre to. Nie rozumiem jej męża, mści się już tak długo niech pozwoli jej dobrowolnie odejść a nie znęca się a potem prosi aby została, córeczka moczy się w nocy, ma lęki. Jeden wybryk kosztuje ja dużo. Dlatego lepiej zakończyć związek od razu. W mojej miejscowości mieszka również mężczyzna, który potrącił śmiertelnie 9 latka, pozbawił życia dziecko i co? Byl trzeźwy, warunki drogowe słabe, dostał zawiasy i żyje ok, nikt go palcem po kilku latach nie wytyka. Inna znajoma usunęła dziecko, w 5 miesiącu ponieważ w badaniu prenatalnym okazało się, że maleństwo urodzi się z zespołem Downa, pozbawiła życia i co? Żyje normalnie, nikt o tym nie wspomina. Zdrade ludzie traktują gorzej niż zabicie innego człowieka, to śmierć dla związku i dla zdradzającego izolacja społeczna i rodzinna o ile się wyda. Ludzie, którzy popełnili gorsze rzeczy żyją w społeczeństwie, maja się dobrze. A moja kuzynka, musi uciekać z dzieckiem od mężczyzny który zaczął stosować przemoc, nigdy jej chyba tak naprawdę nie wybaczył, nasyłal swoją rodzinę na nią, to co się działo ostanie 6, lat to piekło, stokrotnie gorsze niż to ci zrobiła kuzynka. Przykro mi. Dam Wan jedna radę, zdradziliscie? Odejdźcie, ktoś Was zdradził zakończcie...innej drogi nie widzę.
Najlepsze jest to, że gdyby to on zdradził a ona wybaczyla to taki ostracyzm by to nie spotykał.
I najlepiej załatwiać takie sprawy bez udziału rodziny.
Najlepsze jest to, że gdyby to on zdradził a ona wybaczyla to taki ostracyzm by to nie spotykał.
I najlepiej załatwiać takie sprawy bez udziału rodziny.
Z całą pewnością. Bo jak facet zdradził - no to trudno, to tylko facet. Ale jak kobieta - to k.rwa, i "jakby suka nie dała...". Mamy XXIwiek ale wciąż mnie zastanawiają te podwójne standardy. Nie wiem - może to się już zmienia, ale jakoś nie zauważyłam.
Witam, dołączam się do odpowiedzi. Niestety ale nie znam związku, w którym ludzie po zdradzie byliby nadal szczęśliwi. I Nawet jeśli partner wybaczy, to jeśli pogłoska rozniesie sie dalej to nie ma szans. Ludzie nie wybaczą, rodzina nie wybaczy. Mam w rodzinie przykład. Kuzynka zdradziła męża, jednorazowa przygoda, przyznała się, żałował, mąż wybaczył, wyprowadzka, życie od nowa, nowe mieszkanie dziecko...ale cóż z tego, jego rodzina jej nienawidzi, jej rodzina się od niej odwróciła, znajomi i przyjaciele patrzą na nią z pogardą. Dziewczyna w chwili obecnej ma tylko męża i córeczkę. Mąż, wiedziony podszeptami znajomych, rodziny znienawidził ją, traktuję gorzej niż ścierkę, stał się domowym tyranem... kiedyś oaza spokoju, dziś krzyki, agresja werbalna, popychanie, przemoc ekonomiczna to codzienność tej kobiety a minęło juz uwaga...6 lat, z każdym rokiem coraz gorzej, kiedy kuzynka chcę odejść on ja zatrzymuje. Niezrozumiałe jest to, Chyba mści się na niej ale tak długo? W końcu kuzynka podjęła decyzję, mam jej w tym pomóc bo nikt z rodziny ani przyjaciół nie chcę jej pomóc, twierdzą że sama sobię jets winna i teraz ma za swoję. Mimo ogromnego grzechu jaki popełniła, zadośćuczynieniu mężowi, nikt na niej suchej nitki nie zostawia. Banicja społeczna. A przez te 6 lat starała się być idealna matka i żona, Nawet na innego nie spojrzała, przykre to. Nie rozumiem jej męża, mści się już tak długo niech pozwoli jej dobrowolnie odejść a nie znęca się a potem prosi aby została, córeczka moczy się w nocy, ma lęki. Jeden wybryk kosztuje ja dużo. Dlatego lepiej zakończyć związek od razu. W mojej miejscowości mieszka również mężczyzna, który potrącił śmiertelnie 9 latka, pozbawił życia dziecko i co? Byl trzeźwy, warunki drogowe słabe, dostał zawiasy i żyje ok, nikt go palcem po kilku latach nie wytyka. Inna znajoma usunęła dziecko, w 5 miesiącu ponieważ w badaniu prenatalnym okazało się, że maleństwo urodzi się z zespołem Downa, pozbawiła życia i co? Żyje normalnie, nikt o tym nie wspomina. Zdrade ludzie traktują gorzej niż zabicie innego człowieka, to śmierć dla związku i dla zdradzającego izolacja społeczna i rodzinna o ile się wyda. Ludzie, którzy popełnili gorsze rzeczy żyją w społeczeństwie, maja się dobrze. A moja kuzynka, musi uciekać z dzieckiem od mężczyzny który zaczął stosować przemoc, nigdy jej chyba tak naprawdę nie wybaczył, nasyłal swoją rodzinę na nią, to co się działo ostanie 6, lat to piekło, stokrotnie gorsze niż to ci zrobiła kuzynka. Przykro mi. Dam Wan jedna radę, zdradziliscie? Odejdźcie, ktoś Was zdradził zakończcie...innej drogi nie widzę.
I tak ludzie wymierzaja ''sprawiedliwosc'' zamieniajac sie w tyranow, a zdrade traktuja jak koniec swiata na ziemi.
Obok mamy watek, gdzie zlecial sie babiniec i tez padaja tam hasla: ''to mi sie nalezy'', ''walka o godnosc'', ''mam prawo do zemsty'', ''nie można po prostu sie wymiksowac'', ''obiecal to teraz bedzie kara'' itp. Niestety to wszystko to neurotyzm i egoizm (to CO JA CZUJE jest najwazniejsze i daje mi prawo do wymierzenia zemsty, zmuszenia do zadoscuczynienia).
Najlepsze jest to, że gdyby to on zdradził a ona wybaczyla to taki ostracyzm by to nie spotykał.
I najlepiej załatwiać takie sprawy bez udziału rodziny.
Kuzynka chciała nie nagłaśniać sprawy, mąż też, ale " kolega" z którym popełniła ten jeden błąd, w akcie odwetowej ( nie wiem co nim kierowało) pochwalił się wszem i wobec, a że miasteczko małe, 4 tysięczne, każdy każdego zna to się wieść rozniosła. Trudno. Co tu zrobić? Nie usprawiedliwiam w żadnym wypadku zachowania kuzynki, ale jej pomogę, bo to dobra dziewczyna, pogubiła się. Zaznaczę Ryłko, że rodzina męża jej nie akceptowała od początku i NIGDY przez 10 lat małżeństwa nie zaakceptowała, a teraz to ma piekło z nimi. Nie popieram jej czynu ale nie skreślę jej za to.
208 2020-06-16 14:53:05 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-16 15:37:09)
PainIsFinite, przestań proszę robić off top w każdym wątku w jakim się pojawiasz. Nie wszystko "co na płocie, to o Tobie"
210 2020-06-16 15:36:25 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-16 15:36:54)
OK przepraszam
Nie wiem czy o tym ktoś już wspomniał, ale ja mam podstawowe pytanie - jak definiować "happy end" po zdradzie? Przeżyty jeszcze wspólnie rok? 10 lat? Odzyskanie w tym czasie poprawnych relacji? A może powrót emocji i wzajemnego pożądania z okresu sprzed zdrady?
Myślę, że to podstawowa sprawa, żeby w ogóle podejść do próby oceny zagadnienia.
..chyba duzo zależy jak sytuacja wyglądała przed, czy partner wie i walczą razem, jaki rodzaj zdrady czy jednorazowa czy dłużej trwająca..
kazdy przypadek jest inny, no i .. szkoda ze autora dawno tu nie było...
213 2020-06-17 18:41:13 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-17 18:41:51)
Nie da się chyba wrócić do sytuacji sprzed zdrady, aby wszystko układało się tak pięknie i różowo. Można zacząć od nowa, ale to już niejako inna droga, bogatsza w doświadczenia, ale też w przeżyte traumy, gdzie trudniej zachować jasność umysłu i całkowite zaufanie do partnera. Jeśli komuś się to udaje to pewnie po dłuższym czasie..?
Nie da się chyba wrócić do sytuacji sprzed zdrady, aby wszystko układało się tak pięknie i różowo. Można zacząć od nowa, ale to już niejako inna droga, bogatsza w doświadczenia, ale też w przeżyte traumy, gdzie trudniej zachować jasność umysłu i całkowite zaufanie do partnera. Jeśli komuś się to udaje to pewnie po dłuższym czasie..?
To, że nie da się wrócić do sytuacji sprzed zdrady nie musi mieć związku ze kryzysową sytuacją. Przepracowanie zdrady wymaga czasu. Często na tyle dużo czasu, że nawet gdyby nie zaistniała sytuacja kryzysowa, związek i tak uległby pewnej zmianie. Naturalnej. Bo wielkie czułości zanikają, bo olbrzymia namiętność zawsze trochę stygnie z czasem, bez względu na to czy był tego powód czy nie. Proces odpracowania zdrady tak bardzo zmienia nasz punkt widzenia, że nawet jak już wydaje nam się że temat jest załatwiony, to zawsze z tyłu głowy chodzi myśl jak mógłby ten związek wyglądać po tylu latach, gdyby ta zdrada się nie zdarzyła? Zapewne byłby znacznie lepszy... A to często nie do końca prawda. Paradoksalnie, czasem mogłoby być nawet gorzej, bo ludzie którzy świadomie starają się coś naprawić - dłużej i mocniej pracują nad zapewnieniem jakości związku. Dłużej opierają się rutynie. Oczywiście - o ile faktycznie chcą ten związek połatać. Tyle, że najczęściej to i tak nie ma żadnego znaczenia. Bo przecież czasu i tak cofnąć się nie da i ten poskładany dzbanek może i dobrze znów wygląda, ale miejsca, gdzie był posklejany zmieniają jego faktyczną wartość na zawsze.
Szczęściarzami mogą się czuć ci, którzy odkryją i zwalczą kryzys, nawet jeśli w tle pojawia się u kogoś chęć do zdrady. Natomiast co do samej zdrady czy szansy na przepracowanie jej i odbudowę relacji, to po lekturze tylu wątków, widać, że schematy mogą być podobne, ale jednak każdy przypadek jest inny. Jedni są w stanie wybaczyć dłuższy romans inni odchodzą, bo nie mogą wybaczyć partnerowi jednorazowego numerku. Jeśli rzeczywiście ludzie się starają i czują, że są dla siebie ważni a ich dotychczasowy związek był niemal nieskazitelny, to może warto spróbować?
Tutaj jest fajny wątek:
https://www.netkobiety.pl/t122432.html
Da się uratować związek jaki był jeżeli kryzys się zażegna i nie dojdzie do zdrady emocjonalnej lub/i fizycznej , po tym fakcie jest tylko możliwość stworzenia nowego związku na całkowicie innych zasadach i wartościach. Odchodzi w niebyt wartość przysięgi nie tylko małżeńskiej ( miłość, wierność, uczciwość małżeńska , opuszczenie) , związek musi być oparty na całkowicie innych wartościach, np. wychowanie dziecka w miłości obojga rodziców. To jak z dzbankiem stłuczonym, można go posklejać ze wszystkimi okruchami i dalej może służyć do nalewania ale już nie będzie służył do podziwiania jego piękna. Kiedyś takie przedmioty ponaprawiane, poskładane dalej funkcjonowały lepiej lub gorzej, w dzisiejszych czasach wyrzuca się na śmietnik kupując nowy. Może to ostatnie zdanie obrazuje stan aktualny związków. Osobiście uważam że ci zdradzeni, którzy ciężko przechodzą uporanie się z wiedzą o zdradzie bardzo musieli kochać przy czym nie musieli tego wcześniej okazywać i manifestować ( śmieszne jest ciągłe mówienie kocham cię jakby ktoś nie wierzył w to co mówi lub starał się coś wymusić, to jakby ciągle powtarzać jestem uczciwy kilka razy dziennie). Ile jest warte takie mówienie? Coś jeszcze zauważyłem, coraz mniej opisów zdrad na tego typu portalach się pojawia co powinno cieszyć , ale chyba prawda jest inna. Zdrada stała się zjawiskiem powszednim, to jak przekroczenie prędkości autem. Kiedyś była sensacja, poruszenie otoczenia a teraz każdy zna wśród znajomych a coraz częsciej rodziny przypadek zdrady ( aile jeszcze się nie wydało a ile nie zostało nagłośnionych bo wstyd zdradzonemu człowiekowi że trafił na taką osobę ). Zaczynamy sobie tłumaczyć że skoro tyle jej wokół nas to może tak ma być , to stała częśc związków jak dziecko i każdego to czeka. To smutne.
217 2020-06-19 20:38:16 Ostatnio edytowany przez Lucky12 (2020-06-19 20:39:18)
Gdyby zdradzacze podchodzili do tego jak autor wątku, myślę, że większość związków dałoby się uratować, niestety wielu zdradzających nie poczuwa się do winy, a wtedy to tylko wegetacja, nie związek. Jak widać wątek nie ma zbyt dużego zainteresowania, a to świadczy tylko o tym, że udany związek po zdradzie, to naprawdę rzadkość.
Porównując związki po zdradzie do przedmiotów mam takie refleksje,że faktycznie dzban już nigdy nie będzie taki sam,sklejony w pewnych miejscach słabszy i patrząc w kategoriach inwestycji to nieopłacalny,gdyż przy mniejszym wysiłku i wkładzie można kupić nowy.Z drugiej strony ostatnio kupiłam meble z sieciówki, które przy jednym wbitym kołku pękały.Niby nowe meble a jakość słaba.Żalowałam,że nie zostawiłam starych,solidnych dębowych, które wystarczy odnowić.Teraz wolę dokonać renowacji bo czasami można zamienić stary solidny dąb 100letni z historią na paździeż.:) Rzecz oczywiście gustu:)
Porównując związki po zdradzie do przedmiotów mam takie refleksje,że faktycznie dzban już nigdy nie będzie taki sam,sklejony w pewnych miejscach słabszy i patrząc w kategoriach inwestycji to nieopłacalny,gdyż przy mniejszym wysiłku i wkładzie można kupić nowy.Z drugiej strony ostatnio kupiłam meble z sieciówki, które przy jednym wbitym kołku pękały.Niby nowe meble a jakość słaba.Żalowałam,że nie zostawiłam starych,solidnych dębowych, które wystarczy odnowić.Teraz wolę dokonać renowacji bo czasami można zamienić stary solidny dąb 100letni z historią na paździeż.:) Rzecz oczywiście gustu:)
I też racja, współczesne związki nie są tak solidne, przemyślane jak te stare, teraz jak coś nie pasuje to rozwód , coraz więcej zauroczeń i bezkrytycznego skakania z kwiatka na kwiatek. Większość ludzi zaczyna żyć dniem dzisiejszym, samolubnie patrząc na małżeństwo : ja ja i ja . Nie rozumieją że w małżeństwie piękne są tylko chwile a większość czasu to harówka o dom, dzieci itp. Dodatkowo środki masowego przekazu fałszywie obrazują życie, a portale wmawiają segregując treści wartości czysto konsumpcyjne.
To świetny przykład na jakość rodziny kiedyś i dziś ( małźeństwo do śmierci a współczesne na 5 lat).
Wprawdzie rozwody zdarzały się i wcześniej, ale i tak jakoś teraz ludzie łatwiej i szybciej nudzą się drugim człowiekiem, poddając się też znacznie częściej przy wystąpieniu niewielkiego już kryzysu czy jak tylko im coś nie pasuje, to zaraz jest my śl, żeby się wycofać. Zwiększone to może być przez świadomość, że my opcję nawiązania nowej znajomości prawie na wyciągniecie ręki. Wyciąga się telefon czy laptop i już można szukać "pocieszenia". Do tego dochodzi coś, co jest oznaką tych czasów, czyli wieczne dążenie do doskonałości i ulepszania, wyścigu po więcej i więcej, czasami aż do porzygu..
Przekłada się to niestety na relacje międzyludzkie..
221 2020-06-21 23:17:13 Ostatnio edytowany przez authority (2020-06-21 23:45:35)
Witaminka 36 RangeRove'a oni by was zostawili gdybyście ich zdradzili.
Chio napisał/a:Porównując związki po zdradzie do przedmiotów mam takie refleksje,że faktycznie dzban już nigdy nie będzie taki sam,sklejony w pewnych miejscach słabszy i patrząc w kategoriach inwestycji to nieopłacalny,gdyż przy mniejszym wysiłku i wkładzie można kupić nowy.Z drugiej strony ostatnio kupiłam meble z sieciówki, które przy jednym wbitym kołku pękały.Niby nowe meble a jakość słaba.Żalowałam,że nie zostawiłam starych,solidnych dębowych, które wystarczy odnowić.Teraz wolę dokonać renowacji bo czasami można zamienić stary solidny dąb 100letni z historią na paździeż.:) Rzecz oczywiście gustu:)
I też racja, współczesne związki nie są tak solidne, przemyślane jak te stare, teraz jak coś nie pasuje to rozwód , coraz więcej zauroczeń i bezkrytycznego skakania z kwiatka na kwiatek. Większość ludzi zaczyna żyć dniem dzisiejszym, samolubnie patrząc na małżeństwo : ja ja i ja . Nie rozumieją że w małżeństwie piękne są tylko chwile a większość czasu to harówka o dom, dzieci itp. Dodatkowo środki masowego przekazu fałszywie obrazują życie, a portale wmawiają segregując treści wartości czysto konsumpcyjne.
To świetny przykład na jakość rodziny kiedyś i dziś ( małźeństwo do śmierci a współczesne na 5 lat).
Jak stoi twoja sprawa ?
hm.. nie jestem ostatnio ani aktywny ani regularnie tutaj ale fajnie że pewne dyskusje się toczą bo jak ktoś zauważył to w "miarę" unikalny temat.
Na początek postaram się odpowiedzieć na pewne pytania/stwierdzenia:
martimi - rozumiem że uważasz iż nie ma to sensu i abym pokazał że mogę odejść. Natomiast to nie moja bajka. Nie odejdę bo uważam że jednak łączy nas coś wyjątkowego i nie chcę innego życia. Fakt temat nie jest rozwiązany, żona nie wybaczyła w całości ale wolę relację w której jestem niż ją stracić. Oczywiście to nie znaczy że będę wszystko robił i teraz ja będę "ścierką" w związku jak to wieslawajoanna przedsawiła. Jeżeli będe widział że małżeństwo jest już tylko papierowe i tak naprawde niesie tylko cierpienie i kłótnie i że w ogóle nie nadajemy na tych samych falach - wtedy decyzja otwarta. Zgadzam się też że temat nie jest w 100% przepracowany bo wraca i to w mojej ocenie często jako argument który w dyskusji nie powinien się pojawic.
wieslawajoanna - Twoja rada to w zasadzie najłatwiejsze wyjście. Ok na początku jest strach, co to bedzie itp. Ale w mojej sytuacji - 2,5 roku po tym jak żona się dowiedziała to już inne spojrzenie, inne emocje - można do tematu bardziej chłodno podejść. Myślę że żadne z nas nie jest masochistą który do końca życia będzie chciał cierpieć i nie czuć się w związku ok. Co oznacza że widzimy i czujemy do siebie znacznie więcej dobrych rzeczy niż krzywdy które wyrządziłem tej miłości. Powtarzam się ale nie zamieniłbym tych 2,5 trudnych lat na wolność, pomimo wielu cierpkich słów, kondycji psychicznej która czasem była mocno nadszarpana, stresowi, paru siwym włosom i zmianom neurologicznym które w mojej ocenie niestety też się odbyły (jak już pisałem - wpływa na pamięć, planowanie, pojemność mózgu - naprawdę!) powoli odwraca się ale myślę że na 100% sprawność z "przed" jeszcze dłuugo poczekamy. W międzyczasie cała masa pięknych chwil: kolejne wakacje, komunia ukochanego dziecka, nasze 40-tki (najlepsza impreza w życiu), przejście przez izolacje w Covidzie razem (osobno byłoby bardzo trudno - no chyba że każdy miałby już inny związek ) Tak więc odpowiadając za siebie - nie nie żałuję ze nie odszedłem. Myślę że żona pomimo cierpienia i powrotów do tej sytuacji - chyba podobnie myśli - co nie znaczy że mamy idyllę absolutnie nie
Tancerkaja
już pisałem to był romans ok 2-miesięczny - a kilka lat wcześniej był typowy 1-razowy skok w bok (bez konsekwencji). Przyznałem sie do wcześniejszego jak wyszła sprawa romansu. Rozumiem co piszesz - rzeczywiście dużo podobieństw z moją żoną te same argumenty słyszę. Cóż mądrego moge napisać - chyba tylko że to zbyt duże uproszczenie mówić że jak kochasz i przyrzekałeś i nie dotrzymałeś słowa to wszystko nic nie warte i było fałszywe. Bo jezeli by tak podejść to po co było się żenić i wkładać sobie "kaganiec"? Ok jedni powiedzą - bo to naturalne ze chce się mieć kogoś, że społeczeństwo wymaga, że to samolubne i można to zrobić z premedytacją mając 2-gie życie itp itp. - ok pewnie różne są ludzi motywacje - mnie natomiast taki argument złości - tak jestem dosyć mocnym egoistą i chociażby z tego powodu nie "marnowałbym" sobie 15 lat życia na ograniczenia z 1 kobietą - skoro moim celem byłoby zaliczac panienki i skończyć życie z fajnym rekordem i pewnie rozmaitymi wspomnieniami. A jestem na tyle realistą że wiem że taki tryb życia musi sie wydac albo po prostu ciężko byłoby nim zarządzać, abstrachując od faktu iż nigdy nie chciałbym takiego prowadzić bo jednak ja jestem za związkiem mąż+żona i rodziną. Dodatkowo jak sprawa wyszła i w rodzinie są dzieci, które wiedzą o sprawie to w końcu ta dyskusja dotyczy również ich i ja swojej córce zadeklarowałem sam że tata bardzo skrzywdził mamę i w konsekwencji tez ją, że bardzo tego żałuje i że nie zrobię jej tego już nigdy. Więc nawet jeżeli jako żona która została już oszukana można mieć wątpliwości czy nie bedzie następnego razu - relacja z dzieckiem jest inna i nie umiałbym spojrzec dziecku w oczy gdybym po prostu 2-gi raz wyszedł na ch...
Jasne nigdy nie mów nigdy - wierzę że taka sytuacja już nigdy nie nastąpi ale mam już w sobie znacznie więcej siły i amunicji aby sie z takiego ryzyka wymiksowac i nawet przy sprzyjajacych warunkach, inicjatywie 2-giej strony po prostu odpuścić. Teraz pytanie czy powiedziałbym o tym żonie? hm... wierzę że tak - bo tak sobie powiedzieliśmy - chociaż obawiałbym się takiej rozmowy - no ale jak się powiedziało a to i trzeba b. Tobie podpowiem - spróbuj się powstrzymać od przypominania i wytykania. To naprawde zabija każdą dyskusje i jak pewnie sama jesteś świadoma nastepnego dnia nic nie daje równiez Tobie. Jasne trzeba znaleźć sposób aby dajść ujście emocjom itp - natomiast wyrzucanie tego w męża za kazdym razem przybliża związek do końca i ma definitywnie destrukcyjne działanie.
223 2020-11-09 00:18:11 Ostatnio edytowany przez Olinka (2020-11-09 01:10:58)
Mr_Str4nger - dobre pytanie: jak definiować "happy end" po zdradzie?
Dla mnie to zdecydowanie odbudowanie relacji, zaufania i pewności siebie - szczególnie strony zdradzonej do możliwie najwyższego poziomu. Ale również odpowiedź na pytanie czy w innych kryzysach widać ze strony mogą na siebie liczyc w pełni, czy jak zadzwonisz w potrzebie nawet z pierdołą w mniemaniu drugiej strony - to ona pomoże bezwarunkowo (nie ze strachu ale ze świadomości że tak trzeba bo to ważne dla Waznej dla Ciebie osoby), to wszystkie wesołe i smutne momenty życiowe (choroby, wakacje, ważne wydarzenia w życiu naszym i bliskich, jak i odejście bliskich osób mając 2-ga osobę przy sobie) itp itp. A na końcu (tutaj jeszcze nie jesteśmy) to happy end to chyba taka sytuacja gdzie przestajesz się zastanawiac, kontrolować, dajesz 2-giej osobie wolną ręke nie martwiąc się że jak mówi że idzie z kumplami na piwo czy na piłke czy gdziekolwiek to w rzeczywistości myśli jak przyprawić rogi. Pożądanie (w naszym wypadku) to najmniejszy problem bo oboje mamy je na wyzszym poziomie niż "przed" no i świadomość siebie też zupełnie inna/wyższa. A czas czy 1 czy 10 lat razem hm chyba to mniej istotne i nie da się stwierdzić że jak przeżyje dalej 5 czy 10 lat to znaczy ze jest happy end. Natomiast wiem że jak będę miał powiedzmy 70-80 lat i zona też i jak spotkasz nas na plazy bez butów spacerujących po brzegu morza pod rękę mocząc stopy - to wtedy to będzie pewna definicja iż po zdradzie nastąpił happy end.
Mr_Str4nger - zgadzam się nie da się wrócić do sytuacji z przed albo zapomnieć. ad dzbanka - to ładnie napisała Chio ad mebli. Nowe nie zawsze znaczy dobre/lepsze. Odkąd zdradziłem i wyszło znacznie uważniej przyglądam się też związkom w otoczeniu jak i młodszym rocznikom. I niestety moje obserwacje są smutne - tak coraz więcej osób idzie na łatwiznę. Jest parcie na natychmiastową gratyfikację a jak coś nie gra to out. Lepiej się płytko angażować z orientacją na ja. Pewnie można tak przeżyć życie - czy szczęśliwie - nikt nie wie - niestety mamy tylko 1 szansę je przeżyć - nie ma "wracasz na start" jak w Monopoly aby sprawdzić inną drogę.
A teraz co u nas? Ano żyjemy sobie powolutku - teraz tak jak pewnie większość osób w PL i na świecie z dodatkowymi obciążeniami psychicznymi bo Covid zmusił do egzystowania w inny sposób i praktycznie jestesmy od 6 miesięcy uziemieni większość czasu w domu. To duże obciążenie - z jednej strony ja cały czas jestem więc nie ma niebezpieczeństw ale kazdy wie że to sytuacja specyficzna i abstrachując od zdrady b. trudna emocjonalnie bez hobby, spotkań towarzyskich, odmóżdżenia (kino, kręgle itp). To przynosi problemy w kompletnie innych aspektach - w kwestii samego związku i jego odbudowy - poszliśmy znacznie do przodu ale szacuję że jesteśmy w 70% drogi. Żona coraz częściej bezinteresownie i bez stresu potrafi się przytulić, pocałować, powiedzieć kocham natomiast obrączki od tego czasu na palec nie włożyła. Ja też zwracam znacznie więcej uwagi na to co się z nią i w domu dzieje - aczkolwiek część wrażliwości/empatii którą miałem w 1-wszym roku straciłem. To jest ryzykowne i trzeba być swiadomym siebie że nie można wrócić do poprzedniego stanu. Czy nam się uda? Bardzo bym chciał a życie dalej pokaże. Będę się od czasu do czasu odzywał aby dać znać jak ta historia dalej się potoczyła - być może dla kogoś bedzie interesująca lub ważna przy podjęciu takiej czy innej decyzji.
Czy jestem szczęśliwy? hm. biorąc pod uwage skąd przyszedłem i przez co przeszliśmy to tak. Naprawdę uważam że jestem szczęściarzem. Czy żona jest szczęśliwa? Wierzę że mogę dać jej szczęście i widzę progres. Ale tak jak już to parę osób napisało - nie wszystko jest w moich rękach - jest ryzyko że ten temat nie zostanie przepracowany w 100%, ona nie wyjdzie z pozycji ofiary (tak uważam że jeszcze utknęła gdzieś w procesie i nie może pójśc dalej pomimo że chce - wielokrotnie mi to powtarza) i w konsekwencji nie będzie mogła byc szczęśliwa w tej relacji - co doprowadzi do.... Tak uważam że jest taka możliwość i szacuje takie prawdopodobieństwo obecnie na 1/3. Martwi mnie to ale skupiam się na tym na co mam wpływ.
Natomiast patrząc teraz na dramaty ludzi dookoła, brak dostępu do lekarzy z prawdziwymi problemami, odejście bliskich itp - wydaje mi się że nasz problem jest taki mały, tak mało istotny. No bo przecież gdybym ja czy żona jutro odeszli z tego świata to czy problem zdrady byłby w ogóle coś warty??. Dlatego uważam że jestem szczęściarzem ogólnie póki co w życiu i nie takie rzeczy się przeżyje, przezwycięży. Jest zdrowie to i reszta się ułoży do przodu. Wszystko kwestia perspektywy. I nie pomniejszam problemu czy mojej winy ale świat będzie biegł do przodu bez względu na to czy się pogodzimy czy nie. A jutra nikt nie zna więc trzeba wykorzystać dzisiaj.
P.S. Jak to wielokrotnie napisałem głównie wchodzę tutaj jak nie jest różowo (tak jak dzisiaj) - ale cóż idę schować honor w buty po kolejnej bezsensownej kłótni i spróbuję zakończyć ten dzień w zgodzie
-------------
Nie pisz, proszę, postów jeden pod drugim – łamiesz w ten sposób regulamin. Jeśli chcesz coś do swojej wypowiedzi dopisać, użyj funkcji "edytuj", która znajduje się po prawej stronie każdego z Twoich postów.
Z góry dziękuję i pozdrawiam, Olinka
224 2020-11-11 13:49:31 Ostatnio edytowany przez Kain (2020-11-11 13:50:57)
Witam. Czytam forum sam jestem w trudnej obecnie sytuacji w związku (to ja zdradziłem) i tak się zastanawiam - czy są tutaj historie ze szczęsliwym zakończeniem (gdzie związki przetrwały?).
Jasne jest cała masa komentarzy: puść go wolno, nie marnuj życia itp - tylko że to nie zawsze jedyne wyjście - o ile strona zdradzająca przepracowała temat i wie czego chce a strona zdradzana kocha i znajdzie w sobie na tyle siły aby przestać się bać i zacząc budować zaufanie.Nie wiem jak się to u mnie skończy - "walczymy" 9 miesiąc i czasem jest lepiej ale potem tragedia - z tym że nasza sytuacja jest b. skomplikowana bo ta osoba nadal niestety w naszym życiu jeszcze uczestniczy. Ale ja się nie poddam i dopóki papierów rozwodowych nie podpiszę (a nawet jak podpiszę to przecież nadal jest szansa) - będę walczył (oczywiście nie będąc natrętem czy jakimś maniakiem).
W ciągu ostatniego roku nauczyłem się o sobie więcej niż w przeciągu ostatnich dziesięciu lat i to rzeczywiście pozytyw - chociaż sytuacja moralnie beznadziejna i nie powinna się zdarzyć. Czy wg Was taka osoba zasługuje już na wieczne potępienie i absolutnie nie ma szans na zbudowanie na nowo filarów związku w którym była wielka miłość. Należy zburzyć, pozamiatać i zacząc od nowa? - ja w to nie wierze. Chętnie poczytam o szczęsliwym zakończeniu (o ile osoby z takowych trafiają na to forum)
Moja żona zdradziła mnie rok temu. Wybaczyłem, i to był chyba błąd. Sądziłem, że jeśli osobie która zdradza, zależy na związku, to robi wszystko by zdradzony nie żałował swojej decyzji o wybaczeniu. U mnie jest inaczej. Więcej kłótni, wiecej humorów z jej strony itp. Zaznaczę, że ta zdrada była jednorazowa z dawną miłością, która sobie nagle po wielu latach o mojej żonie przypomniała. Żona niby żałowała, facet jak zaliczył, to jeszcze powiedział, żeby spier* do męża, że co ona sobie wyobraża, żeby nie pisała do niego itp. a ja głupi dałem jej szansę.
Widać właśnie jak kobiety traktują facetów dobrych, wrażliwych. Jak nie pokażesz JAJ, to będą tobą gardzić i pomiatać. A trzeba było wywalić walizki przez okno i kopnąć w dupę.
A co z podwójnym życiem od lat? Co z wielokrotnym zdradzaniem z kilkoma kobietami naraz? Wszystko ładnie i pięknie do momentu aż sprawa wyszła na jaw. Sprawa wyszła na jaw przypadkowo. Mąż sam się nie prxyznał.
Ja nie widze tego tak czarnobialo. Ludzie sa rozni, mowie o winie ze w zwiazku dzieje sie zle a za tym ida rozne scenariusze.. Nie zawsze rozmawiaja, naprawiaja, czy odchodza bo nie pasuje.... Sa dzieci, malzenstwo jakos funkcjonuje, jednej stronie cos przeszkadza a druga... nie slucha i nie ma tej komunikacji, i ludzie czasami bładza. Jesli tylko jest chec naprawy.. nawet po fakcie.. gdy sie nie udalo przed - trzeba probowac jesli obie strony tego chca. Taka jest moja opinia.
Wypisz wymaluj jakbym czytał o swoim małżeństwie. Niby Jż caly czas malowała temat tego co jej nie pasuje - niby ja się"naprawiałem" na jakiś czas, ale generalnie spływało to mnie jak po kaczce, wysłuchałem jej a i tak robiłem po swojemu. Tylko po drodze narosła cała masa "problemów" - wybudowany dom, syn podrósł...a ona myślała że będzie naprawa z mojej strony.... Boli to że druga osoba wyrzuciła przysięgę małżeńska do kosza, w tak chaniebny sposoby jak zdrada..... Boli to że, czuję się mimo wszystko winny tego co się wydarzyło, tego że syn będzie miał rozbitą rodzinę. Boli że tracę osobę która miała być wsparciem w złych chwilach. Boli sama świadomość że czasu nie cofnę, a życie już nigdy nie będzie takie samo.
Czyli ona sobie cos tam gadala, Ty niby sluchales ale odpowiadalo Ci jak bylo, bo nic z tym nie robiles a jesli juz to na krotko... co jej nie odpowiadalo - zmieniac Cie niby chciala?? To tez nie bardzo jesli tak...
I co u autora tego wątku, moze im sie jednak udalo skoro nie pisze....
228 2021-05-02 13:17:18 Ostatnio edytowany przez Orwell (2021-05-02 13:18:45)
Czyli ona sobie cos tam gadala, Ty niby sluchales ale odpowiadalo Ci jak bylo, bo nic z tym nie robiles a jesli juz to na krotko... co jej nie odpowiadalo - zmieniac Cie niby chciala?? To tez nie bardzo jesli tak...
I co u autora tego wątku, moze im sie jednak udalo skoro nie pisze....
W gruncie rzeczy tak. Jest jednak pewne ale - zmiana miała dotyczyć mojego zachowania, potrochu odcięcia się od matki (ona tak uważała).... Chodziło m.in. o przenoszenie złych emocji do domu, z pracy, po wizytach/telefonach od mojej matki... Złe odnoszenie się do teściów, tak złe że nawet mnie unikali. Wychodzi że byłem chyba najgorszym mężem/zięciem jakiego można sobie wymarzyć. Lecz nic nie uzasadnia zdrady - w sumie chyba dwóch jakich ona się dopuściła.
nagle zacząłes sie zle odzywac do tesciow? wczesniej bylo ok czy nie lubiles ich od poczatku?? wczesniej tez tak emocje znosiles do domu? zastanawia mnie jak to się dzieje, w sumie widzialy galy co braly czy to 1 strona sie zmienia po czasie i są problemy.... bo to istotne wydaje mi się., czy juz byliscie od startu niedopasowani ale cos tam, czy cos sie zadzialo w trakcie z rodziną w tle?
nagle zacząłes sie zle odzywac do tesciow? wczesniej bylo ok czy nie lubiles ich od poczatku?? wczesniej tez tak emocje znosiles do domu? zastanawia mnie jak to się dzieje, w sumie widzialy galy co braly czy to 1 strona sie zmienia po czasie i są problemy.... bo to istotne wydaje mi się., czy juz byliscie od startu niedopasowani ale cos tam, czy cos sie zadzialo w trakcie z rodziną w tle?
Cześko8 - o problemach Orwella i o jego relacjach z teściami, możesz dyskutować w jego wątku proszę. Znajdziesz go tutaj: https://www.netkobiety.pl/t125268.html