Witam wszystkich,
Próbowałam sobie z tym poradzić ale nie potrafię, dlatego postanowiłam napisać.
Byliśmy ze sobą 6 lat, poznaliśmy się w liceum. Pierwsza prawdziwa miłość, motyle w brzuchu i pierwsi dla siebie kochankowie. Byliśmy dla siebie pierwszymi a czystość była dla nas bardzo ważna. Nasz związek nie był idealny, ale zawsze próbowaliśmy go naprawiać. Później ja wyjechałam na studia a on z rodziną do niemiec. Spotykaliśmy się co weekend w moim domu rodzinnym. Często zrywałam z moim chłopakiem, ponieważ chyba widziałam w tym jedyne rozwiązanie, aby coś się naprawiło, było inaczej. Szybko do siebie wracaliśmy i później układało się bardzo dobrze. Nasze kłótnie były spowodowane głównie przez rodziców, odmienne zdania na dane tematy, opinie innych. Moi rodzice nie przepadali za moim chłopakiem, mówili, że nie jest dla mnie bo : nie chętnie chodził do kościoła, pomagał, nie układał po sobie rzeczy, nie szanował innych tylko swoje. Po 6 latach postanowił mi się oświadczyć. Już wcześniej mówiłam mu, że chciałabym aby sie oświadczył jak będziemy sami. Byliśmy wtedy z rodzicami nad morzem. Zrobił to na molo przy wchodzie słońca (byliśmy sami). Zgodziłam się i był to dla mnie najpiękniejszy dzień w życiu. Po pewnym czasie zaczęło się psuć, kłóciliśmy się, on ciągle grał na telefonie, nie chciało mu się pomagać i miał pretensje , że nie spędzam czasu z nim tylko pomagając rodzicom. Ciężko mi było w ciągu weekendu ogarnąć rodzinę, chłopaka, dom i naukę na studia. Pewnego dnia przed świętami pokłóciliśmy się, w nerwach oddałam mu pierścionek i powiedziałam, że to nie ma sensu. Pojechał do domu, później dostałam wiadomość od jego mamy, że martwi się o nas bo on wrócił do domu pijany, załamany i nie chciał nic mówić, pytała co się stało. Na drugi dzień korzystając z komputera zobaczyłam, że nie wylogował się z fb, weszłam i zobaczyłam wiadomości do panny X. Pisał, że jest samotny, zły i jakby chciała to może by byli ze sobą, bo oboje są ,,używani ''i jemu już wszystko jedno. Wtedy byłam wściekła i powiedziała mu co o nim myślę oraz że seks z nim jest beznadziejny, oświadczyny były do dupy i w ogóle jest nie odpowiedzialny. Przyjechał ze swoją rodziną do nas na święta, prosiłam, błagałam, żeby przemyślał i wrócił do mnie, że nie chciałam oddawać pierścionka. On ciągle mówił, nie. Na sylwestra mieliśmy iść razem, ale nie chciał. Ja płakałam przed tv a on spędzał sylwestra ze swoją rodziną i ich znajomymi. Wśród tych znajomych była właśnie córka koleżanki jego mamy, czyli panna X , która miała być koleżanką dla jego brata. Wtedy się zaczęło. Widać pisali częściej, ona do niego przychodziła a on do niej, i stało się. Uległ jej i przespał się z nią nie raz. A później dowiedziałam się, że tak jakby są razem. Uważał, że po tym jak to zrobił pierwszy raz to mu nie wybaczę, a po drugie był na mnie wściekły za to wszystko i nawet o mnie nie myślał. Przyjechał w marcu po swoje rzeczy, przytulaliśmy się, całowaliśmy, powiedział, że nikogo nie ma. A potem znowu dostałam wiadomość, że kogoś ma . Po raz drugi przyjechał w maju. Przytulaliśmy się, całowaliśmy i powiedział prawdę, że był z nią i jest nadal, kochał sie z nią i to nie raz. Wtedy nie wiedziałam co zrobić, świat mi się zawalił, płakałam, krzyczałam, nie mogłam się uspokoić. Powiedział, że bardzo mnie kocha i chciałby ze mną być ale nie potrafi jej zostawić. Na drugi dzień pojechał do domu. Od tego czasu pisze do mnie codziennie, bieje się z myślami, pisze że tęskni i ma mętlik w głowie. A ja nie potrafię sobie z tym poradzić. Pięć miesięcy za nim płakałam, prosiłam, żeby wrócił, błagałam a on po prostu się z nią zabawiał. Już w lutym wysyłał mi jakieś zdjęcie z deserkami, a później wstawił z nią zdjęcie na instagram. Nie wiedziałam co robić, jak się uspokoić : ( Nie wiem co dalej, bardzo go kocham, ale chyba nie potrafię już zaufać ani wybaczyć. 5 miesiecy cierpię, płaczę i nie potrafię poradzić sobie z bólem. Zawalam wszystko co możliwe, tęsknię za nim, myślę w czym ona była lepsza, dlaczego tak się stało, po co z nią jest skoro sam przyznał, że nawet seks z nią jest beznadziejny.
Kochani, co byście zrobili w tej sytuacji, wybaczyli? dali szansę? A może lepiej zapomnieć? . Nie radzę sobie z tym. . .