MagdaLena1111 napisał/a:serdeczna napisał/a:Silna kobieta, jeśli wie, że nie zawiniła niczym złym w zwiazku, pogoni zdrajcę, bo wie że stać ją na wiernego partnera. Miłość? Dobre sobie, wy może kochacie, ale wasi mężowie widać miłość inaczej pojmują skoro nie przeszkadza im zamoczyć na boku.
Jest takie powiedzenie „mierny, bierny, ale wierny”, które dobrze obrazuje Twój pogląd na życie serdeczna, nieprawdaż?
Twoje wypowiedzi w tym wątku są bardzo wkurzające, pokazują typowy egocentryzm i ograniczone patrzenie na ludzkie relacje przez pryzmat ja-mnie-moje. Nawet przez myśl Ci nie przejdzie, że zdrajca to też człowiek ze swoimi słabościami. A żeby spróbować wniknąć w motywy postępowania? A gdzieżby tam! Patrzysz przez pryzmat małego zranionego ego i nic więcej do Ciebie nie dociera.
Ech, szkoda sobie strzępić język po próżnicy, trochę pobluzgałam, odgarniam włosy z twarzy, poprawiam kieckę i spadam, a Ty tu dalej uprawiaj swój festiwal nienawiści.
Mało inteligenta jesteś. Mierny i bierny i niewierny - to wybierają kobiety zdradzone. A egocentryzmem wykazują się chyba zdradzacze, nie widzisz tego? Bo co, wg ciebie zdradzacze to ludzie, co się ich za nogi złapało jak pana boga? Że zdrada to tylko ich mała wada, a reszta super extra, więc zostanę przy takim... Wierność to elementarna podstawa związku monogamicznego. To zasada, która wykazuje jak bardzo jest się lojalnym wobec kogoś kogo się kocha i można pod to podpiąć też wierność mentalną, nie tylko fizyczną. To szacunek dla pogladu drugiej osoby, którą wierność ceni i jest dla niej ważna. Złamanie tego to sp***dnie wszystkiego.
Skoro odpowiadasz na moje komentarze to widać jak płytki je rozumujesz, bo interpretacja jaką podałaś właśnie dotyka tej płytkości rozumienia. I nie o ego tu chodzi, nie o nienawiść tu chodzi, daleko mi do nienawiści. Jest coś takiego poczucie własnej wartości i wiedza na temat samego siebie -
wybieram szacunek do siebie. A zdrada jest złamaniem tego szacunku przez zraszacza w stosunku do zdradzonego, a wybaczenie zdrajcy, który prosi zwykle o szansę z czystego egocentryzmu jak to pofkreśliłaś jest brakiem szacunku do samej siebie. Poruchał inną, pokrzyczę, popłaczę, on się popłaszczy bo tak trzeba, wybaczę mu i wpuszczę ponownie do naszego życia i ponownie rozłożę przed nim nogi. Miał mnie, miał inną, niech znów ma mnie, zasłużył sobie. Zdradził, kara, wina, ale co jego to jego. No nie? A ty co z tego masz? Krew, pot i łzy...
Mogłabyś spokojnie uprawiać sex z kimś, kto w trakcie związku z tobą, robił to z ochotą z inną na 100 innych sposobów, a ty jesteś po tej kochance marną nagrodą pocieszenia, bo się wydało i tylko ty już mu zostałaś? Ja nie mogłabym spać z kimś kto mnie zdradzał. To poniżające. Dlatego właśnie pisze o szacunku do samej siebie.
Po zdradzie nie na i nigdy nie będzie tak samo. To że ktoś zostaje z kimś, wmawia sobie że związek czy małżeństwo jest po zdradzie lepszy, dojrzalszy, proszę - tia, bo w to uwierzę... Wyższy level związku, chyba raczej gamę over, i granie w nową grę. Po co się męczyć? Po walczyć z udręką, po co dawać szansę. No chyba że ktoś uważa że już przegrał swoje życie. Ma 40 lat i boi się że zgnije w samotności, bo meżulek odejdzie a ja nie mam nikogo i bede sama... Ech... I nie tłumaczycie to miłością, bo co wam po miłości do kogoś kto jakosco tej miłości zapomniał w drodze po sex do innego/innej. Czasem bywa tak że nie możemy być z tymi których kochamy, możemy kochać zdrajcę, ale po co z nim dalej być? No po co?
A może jednak ty masz coś za uszami?