Otóż sama nie wiem od czego zacząć i jak napisać. Jestem zdenerwowana, moja matka mnie wykańcza, nie umiem do niej dotrzeć. A może to i ja jestem ta gorsza w tej sytuacji, egoistka, oceńcie sami i doradźcie.
Jestem w związku z super facetem, kocham go jak żadnego innego dotąd, planujemy wspólną przyszłość. Chcemy razem zamieszkać, czekamy do wakacji, bo mam córkę która chodzi do pierwszej klasy szkoły podstawowej, chce aby ukończyła klasę do końca a potem przenieść ją do innej szkoły. Ale tu zaczynają się schody. Mój partner mieszka 37km ode mnie, ja mieszkam na wsi, córka chodzi do szkoły do miasteczka oddalonego parę km, dojeżdża szkolnym autobusem. No i ja chcę się wyprowadzić do niego, do większego miasta, przenieść córkę do nowej szkoły. Tam są większe możliwości, on ma pracę, ja również bym tam poszukała, tu gdzie mieszkam ciężko z pracą, małe miasteczko, masa bezrobotnych. Była opcja żeby on przeniósł się do mnie, tzn żebyśmy wynajęli coś w tym mniejszym miasteczku, żebym nie musiała córki przenosić do nowej szkoły. Ale jednak po przemyśleniu zdecydowaliśmy że u niego. Ale ja przecież nie mogę, bo mamusia nie każe. Mam 30 lat i całe życie moja matka mną dyryguje, nie rób tego, nie rób tamtego, ciągle się tłumaczyć ze wszystkiego, mam wrażenie że traktuje mnie ciągle jak upośledzone małe dziecko, co sobie w życiu nie poradzi. Psychicznie mnie ta kobieta wykańcza, nie mam na nią siły, nie umiem do niej dotrzeć, ma swoje racje i koniec. Chyb przez to że ona taka jest, ja całe życie nie ryzykuje niczego, bo przecież nie dam rady, tak mi wpoiła w moją psychikę że boję się podejmować jakiekolwiek decyzje, dodam że mieszkam u niej, razem z rodzicami. Ciągle się wtrąca do wychowywania mojej córki, że powinnam tak i tak, sama kurcze nie umiała super wychować, a teraz wielkie porady mi daje, w ogóle mam okropne stosunki z nią, chyba się nigdy nie dogadamy. Ta kobieta nie widzi że odpycha mnie od siebie, do tego stopnia że chcę uciec i już nie wrócić. Co ja mam robić?? A może to ona ma rację, że powinnam zostać tu, gdzie córka zna szkołe, koleżanki... taki mam mętlik w głowie. Całe życie robić tak by matkę zadowolić, ciągle wychowuje, ta wyprowadzka to jest jeden z wielu takich problemów co matka nakazuje jak mam żyć. Czy to ja przesadzam? Czy ona?