Witajcie,
Chciałabym skonsultować z innymi mamami kwestię tzw. buntu dwulatka. Czy można go pomylić z jakimiś zaburzeniami.
Moja córka za 2 tyg skończy 2 lata. Ogólnie to grzeczne dziecko i bardzo dużo rozumie z tego, co się do niej mówi. Jest jednak jedna sprawa, która nie daje mi spokoju. Ma dziwne napady szału... i nie mówię tutaj o takim typowym buncie, kiedy rodzic mówi "NIE" a dziecko wpada w histerię. To się nie dzieje przy słowie 'nie' i zabranianiu czegoś.
Oto przykład:
Potrafi sama się sobą zająć, często bawi się swoimi zabawkami - kocha klocki i zwierzątka. Nagle ni stąd ni zowąd potrafi czymś rzucić, po czym pada na podłogę z wielkim wrzaskiem i dosłownie tarza i turla się w tym szale... Potrafi to trwać dość długo i kompletnie na nic nie reaguje. Nie da się jej doprowadzić do porządku. Kompletnie nie wiem, jak się zachować w takiej sytuacji.
Takie napady są zawsze "znienacka", nic ich nie poprzedza. Po prostu się wścieka i rzuca...
Przy typowym buntowaniu się, kiedy czegoś jej zabronię rzadko się rzuca na podłogę, przeważnie ucieka z krzykiem/płaczem - tu przyjęłam twardą zasadę - nie reagować! I działa, sama się uspokaja po kilku minutach.
Po 2 urodzinach idziemy na bilans dwulatka, chcę poruszyć tę kwestię z lekarzem... Gnębi mnie, czy to jest zwykły etap - dzieci przecież nie do końca radzą sobie z emocjami, czy może jakieś zaburzenia? Nie daj Boże jakieś ADHD czy coś...
Jak było/jest z Waszymi maluszkami? Jakie są ich zachowania podczas złości? Czy zachowują się podobnie?
Pozdrawiam serdecznie.