Dostawaliście lanie od rodziców ?
Sporadycznie zdarzały się lekkie klapsy od mamy, od taty dostałam tylko raz, a choć uważam, że lanie absolutnie zawsze wynika z bezradności rodzica, to mimo wszystko rozumiem, że tacie mogły wtedy puścić nerwy. I choć po wszystkim, czyli jak już emocje opadły, mógł powiedzieć, że sobie zasłużyłam, to jednak mnie przeprosił.

Dzieląc się swoją opinią pamiętaj, że po drugiej stronie siedzi drugi człowiek. Hejt może ranić!
"Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)
Też parę razy dostałam klapsa ale nigdy lania.
Wielokrotnie.
Nigdy.
Klapsa he, he. Pasem po dupie od matki wiele razy, a raz z plaskacza po mordzie jak mając 16 lat przyszedłem pijany do domu. Nie wiedziała, że rok wcześniej na wakacjach pod namiotem ze starszym bratem nie trzeźwiałem przez tydzień W sumie też mnie spotkała kara, bo dostałem po mordzie od ochroniarza disco ale niewiele z tego pamiętałem. Szczęście, że młodocianym ojcem wtedy nie zostałem, bo też bym z tego niewiele pamiętał
Od ojca rzadko ale jak ojciec lał, to w pięty szło. Raz grubą, szkolną skakanką mi wygarbował skórę na plecach i tyłku, że z tydzień miałem siniaki. Siostra od lekcji religii na plebanii tłukła nas linijką po dłoniach za przeszkadzanie. Pan od ZPT metrową, drewnianą linią tłukł nas po tyłkach za przeszkadzanie na lekcji, a dyrektor mojej podstawówki miał zwyczaj nieostrożnego urwisa, którego przyłapał na brudzeniu ścian łapać znienacka za ucho i podnosić do góry aż się stało na samych koniuszkach palców Raz pobił mnie miastowy, osławiony chuligan, zresztą tam pobił, sprzedał sierpowego w żołądek, bo nie mieliśmy z kolegami żadnej kasy. Poza tym wielokrotnie brałem udział w szkolnych i podwórkowych bójkach. Do tego byłem wzorowym uczniem z czerwonym paskiem
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
Od rodziców nie - ale od katechetki tak.
Dostawało się nie raz Ale zawsze tylko i wyłącznie w 4 litery
Za każdym razem, kiedy dostawałem lanie ,przyjmowałem do wiadomości, że coś musiałem przeskrobać, dlatego studziło to mój zapał w dalszym rozrabianiu
Zwykle pod pojęciem "lanie" krył się jeden lub dwa klapsy w d**ę, nic więcej
Kilka klapsów zaliczyłam we wczesnej podstawówce. Głównie za złamanie zakazów.
Dostawaliście lanie od rodziców ?
Pasem, kapciem, smyczą dla psa. Wielokrotnie w twarz „z liścia”, z kopniaka w różne części ciała też się zdarzało. Bywałam też często popychana na meble i ściany.
Nie tylko od rodziców ale i od starszego rodzeństwa, że niby forma wychowania
Pasem po tyłku, z liścia po twarzy, uderzenie w różne części ciała, kopa od brata itp
Pokazali swoją bezsilność za mój "niewyparzony język" i niechęć podporządkowania się
Pasem, kapciem, smyczą dla psa. Wielokrotnie w twarz „z liścia”, z kopniaka w różne części ciała też się zdarzało. Bywałam też często popychana na meble i ściany.
Aż mnie mrozi, kiedy czytam coś takiego .
Wspomnieliście o nauczycielach - miałam matematyczkę, która tłukła nas grubą, drewnianą, półmetrową linijką. Ja chyba nigdy nie oberwałam, ale pamiętam te scenki do dzisiaj. Za to na własnej skórze poczułam 'dyscyplinę' nauczycielki historii, notabene wicedyrektor szkoły, pani słusznej postury z równie ciężką dłonią, a na niej wielkie pierścienie. Kiedy któryś z uczniów jej przeszkadzał, a nie chciała przerywać swojej opowieści, to podchodziła do delikwenta (byliśmy w 4 klasie podstawówki) i wystarczyło, by z pewnej wysokości gwałtownie opuściła na głowę tę ciężką, 'uzbrojoną' w metal rękę, by oczy z bólu stawały się szkliste.

Dzieląc się swoją opinią pamiętaj, że po drugiej stronie siedzi drugi człowiek. Hejt może ranić!
"Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)
Też mnie mrozi, jak wracam pamięcią do tych wydarzeń. Na szczęście to było dawno i już nigdy nie wróci.
Dostawałem zmiotką. Musiałem się "rytualnie" położyć na przedpokoju i wtedy dostawałem. Potem w starszym wieku dostawałem "plaskacza" po pysku.
A bicie gumowym wężem od ściągania wina też się liczy? Tłuczenie do nieprzytomności. O matko! Teraz znowu sobie przypominam, jak często chciałam swojego ojca zabić, jak obmyślałam plany jak to zrobić
A wiecie że bicie takim gumowym wężem zostawia ślady na skórze, bo ją przecina? Chyba mało kto o takich rzeczach wie.
Bywały klapsy w tyłek, ale w sumie źle tego nie wspominam. Człowiek się nauczył szybko czego nie wolno robić więc w sumie dobry sposób patrząc na dzisiejsze dzieci.
Bywały klapsy w tyłek, ale w sumie źle tego nie wspominam. Człowiek się nauczył szybko czego nie wolno robić więc w sumie dobry sposób patrząc na dzisiejsze dzieci.
Gdyby ojciec z matką cię potłukiwali dzisiaj też by było ok, przecież dzięki temu szybciej coś ogarniesz? A może partnerka, która w ten sposób by cię teraz tresowała też byłaby ok.? Pewnie stwierdzisz, że niee przecież jestem dorosły, ale małe bezbronne dzieci to już w porządku? W sumie fajna sprawa na wyładowanie frustracji, małe dzieci nie oddadzą, często biorą na siebie winę, można im wmawiać kity że im się należało? Standardowy schemat ofiary przemocy. Nikt nie ma prawa bić to patologia i przemoc. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
TypowyCharlie napisał/a:Bywały klapsy w tyłek, ale w sumie źle tego nie wspominam. Człowiek się nauczył szybko czego nie wolno robić więc w sumie dobry sposób patrząc na dzisiejsze dzieci.
Gdyby ojciec z matką cię potłukiwali dzisiaj też by było ok, przecież dzięki temu szybciej coś ogarniesz? A może partnerka, która w ten sposób by cię teraz tresowała też byłaby ok.? Pewnie stwierdzisz, że niee przecież jestem dorosły, ale małe bezbronne dzieci to już w porządku? W sumie fajna sprawa na wyładowanie frustracji, małe dzieci nie oddadzą, często biorą na siebie winę, można im wmawiać kity że im się należało? Standardowy schemat ofiary przemocy. Nikt nie ma prawa bić to patologia i przemoc. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Ajko, czasem po prostu pewne rzeczy usuwa się w podświadomość, inaczej nie można. Nie można wciąż o tym myśleć jak o czymś strasznym, bo wariatkowo murowane Myśleć o sobie przez całe życie jak o ofierze przemocy? To poddać się, być ofiarą nie tylko patologicznych rodziców, ale też swoją własną. Tylko słabi tak robią, a naprawdę dzieci które zaznaczyły przemocy słabe nie są. Potrafią sobie z tym poradzić. Oczywiście dzieci naprawdę zaznające przemocy, nie takie od "klapsów", wyciskające łzy wspólczucia w każdym, kto chce słuchać.
TypowyCharlie napisał/a:Bywały klapsy w tyłek, ale w sumie źle tego nie wspominam. Człowiek się nauczył szybko czego nie wolno robić więc w sumie dobry sposób patrząc na dzisiejsze dzieci.
Gdyby ojciec z matką cię potłukiwali dzisiaj też by było ok, przecież dzięki temu szybciej coś ogarniesz? A może partnerka, która w ten sposób by cię teraz tresowała też byłaby ok.? Pewnie stwierdzisz, że niee przecież jestem dorosły, ale małe bezbronne dzieci to już w porządku? W sumie fajna sprawa na wyładowanie frustracji, małe dzieci nie oddadzą, często biorą na siebie winę, można im wmawiać kity że im się należało? Standardowy schemat ofiary przemocy. Nikt nie ma prawa bić to patologia i przemoc. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Wdech, wydech. Lekki klaps w tyłek jeszcze nikomu nie zaszkodził, a małe dziecko szybciej wiedziało co zrobiło źle i czym skończy się kolejny raz, do nich ciężko docierało słowo, a jedynie kary dawały efekt. Za darmo nigdy nie dostałem. Dla mnie jest duża różnica pomiędzy potłuczeniem, pobiciem a lekkim klapsem w tyłek.
20 2020-03-04 17:13:06 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-03-04 20:40:05)
Charlie przyjmuję do wiadomości, ze tobie te kilka razy lekkich klapsów odpowiadało, ale przykro mi się robi jak ktoś stwierdza, że innym dzieciom też by się przydało. Wyraziłam swoją opinię, że nie akceptuję jakiegokolwiek bicia. Można stosować system rozmów i koniecznie konsekwencji, a z tym wielu rodziców ma problem. Zamiast poświęcić na takie relacje czas, wolą strzelić klapsa i sprawa załatwiona. Przecież w życiu normalnym jak coś skwasimy to nikt nam klapsów nie daje tylko ponosimy konsekwencje.
Salomonko to prawda, ale zanim przestanie się być ofiarą ile się trzeba napracować nad sobą. Jak dużo czasu się traci na nauczenie się normalnego podejścia do siebie i ludzi, odzyskanie spokoju, na życie w ciągłym strachu
Ajko napisał/a:TypowyCharlie napisał/a:Bywały klapsy w tyłek, ale w sumie źle tego nie wspominam. Człowiek się nauczył szybko czego nie wolno robić więc w sumie dobry sposób patrząc na dzisiejsze dzieci.
Gdyby ojciec z matką cię potłukiwali dzisiaj też by było ok, przecież dzięki temu szybciej coś ogarniesz? A może partnerka, która w ten sposób by cię teraz tresowała też byłaby ok.? Pewnie stwierdzisz, że niee przecież jestem dorosły, ale małe bezbronne dzieci to już w porządku? W sumie fajna sprawa na wyładowanie frustracji, małe dzieci nie oddadzą, często biorą na siebie winę, można im wmawiać kity że im się należało? Standardowy schemat ofiary przemocy. Nikt nie ma prawa bić to patologia i przemoc. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Wdech, wydech. Lekki klaps w tyłek jeszcze nikomu nie zaszkodził, a małe dziecko szybciej wiedziało co zrobiło źle i czym skończy się kolejny raz, do nich ciężko docierało słowo, a jedynie kary dawały efekt. Za darmo nigdy nie dostałem. Dla mnie jest duża różnica pomiędzy potłuczeniem, pobiciem a lekkim klapsem w tyłek.
Jak widzę takie komentarze, to cieszę się, że teraz jest to karalne i może skończyć się odebraniem dzieci rodzicowi.
Parę razy dostałem. Było to po tym jak naprawdę przegiąłem. Reguły były jasne i zawsze przed takim mantem wiedziałem dokładnie co mnie czeka, a jednak brnąłem w kłopoty.
Może ktoś powiedzieć że to wyraz bezradności rodzica, ale rodzice czasem są naprawdę bezradni. Wiedziałem dokładnie że to co robię jest złe, a jednak z kumplem okorowaliśmy drzewo. Żeby było śmieszniej uciekliśmy potem z domu. Tylko tolerancji ojca zawdzięczam to że mnie wtedy nie zabił.
Ale dzięki ręcznej perswazji udało się jakoś wyrosnąć na człowieka.
Dawno to było, ale wiem jedno: zawsze były to jakieś lekkie klapsy, NIGDY żadne lanie pasem czy tym bardziej innymi przyrządami. Nie wiem, może inaczej się wtedy to tego podchodziło, ale miałem wrażenie, że w takich sytuacjach uświadamiało mi to, że coś schrzaniłem. W zdecydowanej większości sytuacji wystarczyła perswazja słowna
24 2020-03-05 21:33:15 Ostatnio edytowany przez chomik9911 (2020-03-05 21:35:09)
Jakieś pojedyncze klapsy, świętego byśmy z siostrą wyprowadziły z równowagi nie mam traumy z tego powodu.
Natomiast teraz sama jestem rodzicem i zdażyło mi się dać klapsa synowi,może ze 3 razy czego się wstydzę i co było wyrazem po prostu mojej bezsilności w krytycznych momentach. Jednego klapsa uznam za słusznego jakiego mu dałam, mimo że spodziewam się komentarzy negatywnych. Otóż mieszkamy przy ogromnie ruchliwej szosie i za każdym razem gdy otwierałam bramkę, syn leciał PROSTO pod samochody. Uciekał z uśmiechem na ustach na ulicę. Nie pomagały prośby, tłumaczenia, krzyki. Pewnego dnia wbiegł prosto pod samochód. Zdążyłam go tylko złapać za kaptur, auto gwałtownie skręciło i zahamowało, po prostu by go zabiło. Ja miałam serce w gardle i tak spanikowałam , że dostał w tyłek. Rozpłakałam się, przytuliłam, wytłumaczyłam. Za każdym razem przeprosiłam syna. Nigdy nie odważył się już tego zrobić. Przestraszył się całej tej sytuacji, mojej reakcji.
Lanie czy klapsy - żadna metoda wychowawcz. Nie powinno to mieć miejsca absolutnie. Natomiast jesteśmy tylko ludźmi, wyciągnijmy z tego naukę, przypomnijmy sobie jak się czuliśmy gdy takiego klapsa dostaliśmy - złość, wstyd, bezradność, zawód. Jak już ktoś nawet dał tego klapsa z własnej bezradności, uważam że powinien z dzieckiem porozmawiać, przeprosić i panować nad sobą w przyszłości.
Lanie czy klapsy - żadna metoda wychowawcz. Nie powinno to mieć miejsca absolutnie. Natomiast jesteśmy tylko ludźmi, wyciągnijmy z tego naukę, przypomnijmy sobie jak się czuliśmy gdy takiego klapsa dostaliśmy - złość, wstyd, bezradność, zawód.
Złość owszem, na brata, bo dostawaliśmy lanie w dupę jako konsekwencja tego, że się biliśmy. Złość na brata, że poleciał na skargę do mamy... Złość na brata, bo konsekwencje były znane, matka dawała w dupę obu, również temu co naskarżył
Wstyd, bezradność, zawód? No nie. Może za wyjątkiem jednego czy dwóch przypadków kiedy lał ojciec. No to był wtedy realny strach, bo jak ojciec wchodził do gry oznaczało, że sprawa jest mega poważna, to było jak upadek meteorytu tunguskiego czy wymieranie dinozaurów
Jeśli ojciec był zmuszony zareagować, to się szczało w majty ze strachu niezależnie od tego czy miał dać w dupę czy tylko spojrzeć na małego człowieka tym swoim milczącym wzrokiem wbijającym w ziemię. Wzrokiem, który powodował, że się darło w niebogłosy w myślach "daj już w dupę ale tak nie patrz!"
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
Snake no to mogę Ci tylko szczerze współczuć takich odczuć. Strach przed własnym ojcem? to by była dla mnie totalna porażka życiowa jako rodzica. Czy ja się bałam ojca? nigdy. Tatę wspominam jako ciepłą , cierpliwą osobę , której zdażył się ten klaps , o którego nie mam żadnego żalu, bo wiedziałam że żałuje, że stracił cierpliwość, że kocha i że to nie jest i nie będzie reguła domu.
Snake no to mogę Ci tylko szczerze współczuć takich odczuć. Strach przed własnym ojcem? to by była dla mnie totalna porażka życiowa jako rodzica.
Może taka specyfika córka - ojciec? Nie chodziło mi przecież o strach przez laniem, bo ojciec lał bardzo rzadko. To była domena mamy. Chodziło mi o coś innego. Strach żeby źle nie wypaść w oczach ojca. Czyli coś zapewne bardziej charakterystyczne dla relacji syn - ojciec. W tym przypadku akurat nie raz wołałem w myślach "Jeju, wygarnij żem dupa wołowa, że dałem ciała tylko nie patrz tym wzrokiem!" Mój ojciec kochał samochody, musiał mieć zawsze samochód i już. To, że raz w życiu dostałem od niego ciężkie lanie po którym miałem tydzień siniaki, to było nic. To było za nasze braterskie sprawki. Pamiętam jednak kilka razy sytuacje związane z ojca samochodem, gdzie oczywiście nie dostałem żadnego lania ale po stokroć wolałbym to lanie. Raz jak zwykle miał samochód rozebrany na części, na podwórku i jedna z części mu zaginęła. Padło podejrzenie na nas, synów, że mu gdzieś zawieruszyliśmy. Cały dom łącznie z matką chodził na paluszkach i przeszukiwał każdy kąt żeby znaleźć tą część. Ojciec w tym czasie był jak ranny buhaj i nikt nie chciał mu się napatoczyć przed oczy.
Innym razem parkując ojca samochód w garażu zawadziłem karoserią o drut, który wisiał na ścianie. Słysząc ten okropny dźwięk zdzieranej drutem blachy czułem jednocześnie jak rozdziera się ojcowskie serce... Ta chwila kiedy musisz wyjść z samochodu i spojrzeć mu w oczy i przyjąć na siebie te megatony ciężaru i wyrzutu jakie z nich będą na ciebie spadać. Jeszcze innym razem prowadziłem ojca samochód, a on siedział obok. Zaparkowałem pod domem ale tak, że wyrżnąłem zderzakiem w drewnianą bramę garażu. Ojciec tylko westchnął i spojrzał na mnie, a ja czułem jak te megatony ciężkiego gruzu przywalają mnie rozcierając na krwawą miazgę
Słowem nawet nie skomentował, a ja czułem się jak po ciężkim nokaucie.
Zabawne jest to, że łapię się na tym, że takim samym wzrokiem sam traktuję swoje dzieci i małżonkę. Wiem, że oni też tego chyba nie lubią, a ja za to czuję coraz większe zrozumienie i więzy z ojcem. Niestety już jednostronnie
Ein Fleisch Ein Blut Ein wahrer Glaube Eine Rasse und ein Traum Ein starker Wille
Jawohl ja!
Já! Já! Jawohl!
Może raz się jakiś klaps zdarzył, ale tak to nigdy jakoś poważniej mnie nie uderzyli
Tak, moi rodzice uznawali lanie za metodę wychowawczą. Dostawaliśmy lanie i od ojca i matki. To lanie to było w dzieciństwie pasem czy ręką w tyłek na kolanie, ale później, to uderzenia, potrząsanie, wykręcanie kończyn, ciągnięcie za włosy, wyzwiska i podobne. Ja to określam jako zwykłą przemoc. Nigdy nie było fizycznie śladów, bo "panowali nad sobą". Moja matka miała obsesję, żeby nikt o tym nie wiedział. Bałam się mojego ojca, bo on chciał, żebyśmy się go bali, mylił to z szacunkiem niestety.
Rodzice uważali, że z dziećmi się nie dyskutuje, tylko mają się słuchać, bo rodzic rządzi. Ja byłam z tych grzecznych dzieci, ale nie aż tak, żeby we wszystkim przytakiwać. Zresztą często po prostu odreagowywali sobie, zwalali na nas winę, można było dostać zupełnie niezasłużenie i z nienacka. Ja wiele razy dostałam a nigdy obiektywnie nie sprawiałam kłopotów.
Nigdy nie mogłam zrozumieć po co ktoś robi dzieci i to wiele, poświęca coś dla nich, a jednak nie dba zupełnie o relacje. Co z tego ma oprócz chwilowego poczucia dominacji. Ojca nienawidziłam, chciałam żeby odszedł, umarł, albo ktoś mu porządnie przylał. Od kiedy opuściłam dom, to nie mam z nim kontaktu i prawie tam do nich nie zaglądam. Myślę, że on mnie też niecierpi. Nie próbował ze mną nigdy nawiązać kontaktu.
Nigdy.
Ja tak, głównie od matki. Często klapsy, czasem regularne "zlanie", kiedy miałam się położyć i dostać w tyłek ręką albo pasem. Raz kiedyś moja matka straciła nad sobą panowanie, poszła po pas i nie zdążyła mi nic powiedzieć, w tej złości lała gdzie popadnie, miałam siniaki na całym ciele. Widzialam, że sama się potem tego przestraszyła, przytulała mnie, przepraszała, chciała nałożyć jakiś krem na te rany. A ja pamiętam z tego strach i nienawiść, chciałam, żeby się do mnie nie zbliżała.Nie rozumiałam, dlaczego mnie przeprasza, skoro zrobiła to specjalnie.
Ojciec też mnie bił, ręką lub pasem po tyłku, tylko na polecenie matki. Przypominam sobie ten patologiczny mechanizm, coś nabroiliśmy, matka mówi "zobaczycie, jak ojciec wróci!", on wchodził do domu, matka mówiła mu co przeskrobaliśmy, i on podchodzi do szafy, wybiera pas...
Oprócz tego masakrą dla mnie było patrzeć, jak ojciec bije moich braci. Matka już nie dawała rady, była mniejsza niż oni, więc "zlecała" to ojcu. Za oceny, za fajki, za spóźnienie do domu. Jedyna metoda wychowawcza, nigdy z nami nie rozmawiali o czymkolwiek ważnym.
Mój młodszy brat chyba nigdy nie dostał. Broniłam go przed rodzicami, ale im się chyba już wtedy nie chciało. Tylko raz jak młodszy miał jakoś z 10 lat, matka się na niego za coś wkurzała, a ja zawsze byłam mediatorką, i ciągle coś się wtrącałam, do skutku, aż skierowała całą tę złość na mnie zamiast na niego. Pamiętam, że raz zagroziła w takiej sytuacji "bo jak cię strzelę...!" a ja "no to masz, proszę, uderz mnie!" i nastawiłam policzek.
Zgłupiała i sobie poszła. To był ostatni raz kiedy pojawiła się u nas przemoc fizyczna.
Tak, sposób na bezradność wobec dziecka bo inaczej nie potrafili
Zależy co rozumiemy pod pojęciem "lanie"..Jeśli sprowadza się to tylko do klapsów, to jak najbardziej..Wtedy nikt by nawet nie pomyślał, że to forma jakiejkolwiek przemocy wobec dziecka. Dlaczego? Nie wliczając innych partii ciała, bardziej wrażliwych na ból czy dotyk, to akurat klaps w pośladek, w miarę lekki, był najbardziej neutralnym sposobem z tych fizycznych, aby dziecka nauczyć dyscypliny, jeśli żadne z innych środków nie pomagało...
Mówię to z całym szacunkiem do ofiar prawdziwej przemocy, gdzie sytuacje wymykają się spod kontroli, bo jest różnica między klapsami a regularnym biciem, jako formą kary czy zwykłego znęcania się nad innymi osobami.
Ja dostawałam od matki. Nigdy w tyłek, a przynajmniej nie pamiętam. Zawsze w twarz. Za pyskowanie. Jak się kłóciłyśmy i już nie wiedziała, co ma mówić. Byłam wtedy nastolatką. Raz się wściekła i wtłukła mi smyczą, gdzie popadnie, miałam pręgi na rękach, ślady na twarzy. Tak bardzo chciałam mieć odwagę i gdzieś to zgłosić, np na policję. W szkole wychowawca widział ślady. Nic nie powiedział.
Poruszylyśmy że dwa razy temat bicia. Najpierw szkła w zaparte, że ona nigdy..! Jak jej podalam kilka przykładów, to skwitowała: widocznie mnie sprowokowałaś.
Ja dostawałam od matki. Nigdy w tyłek, a przynajmniej nie pamiętam. Zawsze w twarz. Za pyskowanie. Jak się kłóciłyśmy i już nie wiedziała, co ma mówić. Byłam wtedy nastolatką. Raz się wściekła i wtłukła mi smyczą, gdzie popadnie, miałam pręgi na rękach, ślady na twarzy. Tak bardzo chciałam mieć odwagę i gdzieś to zgłosić, np na policję. W szkole wychowawca widział ślady. Nic nie powiedział.
Poruszylyśmy że dwa razy temat bicia. Najpierw szkła w zaparte, że ona nigdy..! Jak jej podalam kilka przykładów, to skwitowała: widocznie mnie sprowokowałaś.
U mnie podobnie. "Nigdy cię nikt nie bił, nikt ci tu nigdy krzywdy nie zrobił, przecież nie jestem jakąś tyranką".
Z całym szacunkiem do ludzi, którzy twierdzą, że klaps to nie bicie, podobnie również uważają, że dziecko "musi" okazywać szacunek obleśnej cioci całując ją w policzek nawet jak nie chce, i przytulać się do nielubianego wujka. To jest taki sam poziom braku podstawowego szacunku do nietykalności cielesnej człowieka, niezależnie czy ma 7 lat czy 77. Nie rozumiem logiki, jak słów nie rozumie, to klapsa zrozumie? Zrozumie, że rodzic jest na tyle wnerwiony, że użyje przewagi swojej siły fizycznej, żeby wyrazić swoje niezadowolenie w tej sytuacji. Czy coś poza tym? Zrozumie sens, logikę, argumenty za i przeciw, konsekwencje swoich działań, wyniesie lekcję na przyszłość? Nie. Poza strachem przed rodzicem i czysto pawłowskim odruchem "nie rób tak, bo po tym nastąpi nieprzyjemny bodziec" nie uczy się nic.
Zależy co rozumiemy pod pojęciem "lanie"..Jeśli sprowadza się to tylko do klapsów, to jak najbardziej..Wtedy nikt by nawet nie pomyślał, że to forma jakiejkolwiek przemocy wobec dziecka. Dlaczego? Nie wliczając innych partii ciała, bardziej wrażliwych na ból czy dotyk, to akurat klaps w pośladek, w miarę lekki, był najbardziej neutralnym sposobem z tych fizycznych, aby dziecka nauczyć dyscypliny, jeśli żadne z innych środków nie pomagało...
Mówię to z całym szacunkiem do ofiar prawdziwej przemocy, gdzie sytuacje wymykają się spod kontroli, bo jest różnica między klapsami a regularnym biciem, jako formą kary czy zwykłego znęcania się nad innymi osobami.
To niby ma sens, ale nie jak sie na to popatrzy z innej strony.
Czy jezeli moj maz zachowuje sie jak mi sie nie podoba to mam mu strzelic klapsa? Albo on mi? To bylby totalny brak szacunku, wiec dlaczego bic kogos duzo slabszego fizycznie. Ten klaps to okazanie pewnej dominacji i agresji.
Czy mam kota bic jak sie 'zle' zachowuje?
Dziecko kilkuletnie lepiej rozumie rzeczy niz kot bo np uzywa jezyka, mowy.
Nie ma potrzeby tego klapsa.
Potrzeba wynika z wscieklosci i prymitywnosci pewnych osob, ktore nie potrafia sie przychamowac.
Dobrze rozumiem potrzebe strzelenia dzieciakowi. Nic nie jest tak wkurzajace jak dzieciaki w pewnym wieku i sama mialam ochote w twarz strzelic takie dziecko czy popchnac, czy szarpnac.
To jednak nie sa rzeczy, ktore musze robic tylko dlatego, ze mi przeszly przez glowe. Trzeba jednak sie uspokoic i zachowywac bardziej jak na autorytet przystalo.
Ja dostawałam od matki. Nigdy w tyłek, a przynajmniej nie pamiętam. Zawsze w twarz. Za pyskowanie. Jak się kłóciłyśmy i już nie wiedziała, co ma mówić. Byłam wtedy nastolatką. Raz się wściekła i wtłukła mi smyczą, gdzie popadnie, miałam pręgi na rękach, ślady na twarzy. Tak bardzo chciałam mieć odwagę i gdzieś to zgłosić, np na policję. W szkole wychowawca widział ślady. Nic nie powiedział.
Poruszylyśmy że dwa razy temat bicia. Najpierw szkła w zaparte, że ona nigdy..! Jak jej podalam kilka przykładów, to skwitowała: widocznie mnie sprowokowałaś.
Dokładnie, typowy tekst przemocowca. Ale jak ty byś jej strzeliła z liścia bo cię "sprowokowała" to już by inaczej gadała, inaczej to widziała.
Moja "mamusia" jak miałam czas przejrzenia na oczy i chciałam by mnie przeprosiła za to co mi robiła, rzucała tekst "biedna sierota skrzywdzona przyszła na świat bez ogona".
Z drugiej strony wiem, że ci ludzie z rodzin przemocowo-patologicznych często nie rozumieją, że ich przemoc jest złem, jest mega patologią identyczną jak w związkach dorosłych osób. Bardzo często oni robią to co robiono im, i wydaje im się, że tak powinno być, że to normalne. Wydaje im się, że to jedyna mozliwość wychowania. Dopiero z czasem od innych, z neta dowiadują się, że to jest nienormalne. Ciekawym jest jednak fakt, że wiedzą zawsze, że nie jest to powód do chwalenia. Taka nasza mała rodzinna tajemnica.
Ja dość często, dostawałam i to konkretnie, od
mojego Ojca, ale tylko, za też, konkretne przewinienia.
Gdy byłam mała były to klapsy na pupę, ale gdy, podrosłam, Tata, używał już, szerokiego pasa, że skóry, którym wymierzał mi, karę.
Bił tylko i wyłącznie, po pupie, w wieku, dorastania, dostawałam, na gołą.
Najczęściej 10 do 15 pasów.
Raz tylko, w wieku 12 lat, dostałam z 30 pasów.
CatLady napisał/a:Ja dostawałam od matki. Nigdy w tyłek, a przynajmniej nie pamiętam. Zawsze w twarz. Za pyskowanie. Jak się kłóciłyśmy i już nie wiedziała, co ma mówić. Byłam wtedy nastolatką. Raz się wściekła i wtłukła mi smyczą, gdzie popadnie, miałam pręgi na rękach, ślady na twarzy. Tak bardzo chciałam mieć odwagę i gdzieś to zgłosić, np na policję. W szkole wychowawca widział ślady. Nic nie powiedział.
Poruszylyśmy że dwa razy temat bicia. Najpierw szkła w zaparte, że ona nigdy..! Jak jej podalam kilka przykładów, to skwitowała: widocznie mnie sprowokowałaś.
Dokładnie, typowy tekst przemocowca. Ale jak ty byś jej strzeliła z liścia bo cię "sprowokowała" to już by inaczej gadała, inaczej to widziała.
Moja "mamusia" jak miałam czas przejrzenia na oczy i chciałam by mnie przeprosiła za to co mi robiła, rzucała tekst "biedna sierota skrzywdzona przyszła na świat bez ogona".Z drugiej strony wiem, że ci ludzie z rodzin przemocowo-patologicznych często nie rozumieją, że ich przemoc jest złem, jest mega patologią identyczną jak w związkach dorosłych osób. Bardzo często oni robią to co robiono im, i wydaje im się, że tak powinno być, że to normalne. Wydaje im się, że to jedyna mozliwość wychowania. Dopiero z czasem od innych, z neta dowiadują się, że to jest nienormalne. Ciekawym jest jednak fakt, że wiedzą zawsze, że nie jest to powód do chwalenia. Taka nasza mała rodzinna tajemnica.
Moja mama niestety też bagatelizuje do dziś przemoc. Jak z nią rozmawiałam o tym, to twierdziła, że nie pamięta albo że nic wielkiego się nie stało. Zresztą, naokoło mnie ta przemoc wobec dzieci była powszechna. Dorastałam na takim zwykłym osiedlu. Ani patologia, ani inteligencja. Po prostu zwykłość, normalność. Dzieci nauczycieli, sklepikarzy, fryzjerów, pediatrów... Wszystkie dzieci u mnie na osiedlu widziały czym jest manto. Pamiętam wiele takich sytuacji, gdzie np. któreś dziecko się zagapiło i potem leciało na złamanie karku do domu wiedząc, że matka przyleje pasem za spóźnienie. Także w wieku jakichś 14 lat przeżyłam prawdziwy szok dowiadując się od koleżanki, że nigdy nie dostała od matki w tyłek. I szczerze? Ta koleżanka była najnormalniejszą, najzdrowszą osobą jaką wówczas znałam.
40 2021-01-11 12:30:03 Ostatnio edytowany przez Misinx (2021-01-11 12:30:21)
Moja mama niestety też bagatelizuje do dziś przemoc. Jak z nią rozmawiałam o tym, to twierdziła, że nie pamięta albo że nic wielkiego się nie stało. Zresztą, naokoło mnie ta przemoc wobec dzieci była powszechna. Dorastałam na takim zwykłym osiedlu. Ani patologia, ani inteligencja. Po prostu zwykłość, normalność. Dzieci nauczycieli, sklepikarzy, fryzjerów, pediatrów... Wszystkie dzieci u mnie na osiedlu widziały czym jest manto. Pamiętam wiele takich sytuacji, gdzie np. któreś dziecko się zagapiło i potem leciało na złamanie karku do domu wiedząc, że matka przyleje pasem za spóźnienie. Także w wieku jakichś 14 lat przeżyłam prawdziwy szok dowiadując się od koleżanki, że nigdy nie dostała od matki w tyłek. I szczerze? Ta koleżanka była najnormalniejszą, najzdrowszą osobą jaką wówczas znałam.
Nigdy w dorosłości nie pytałem rodziców, czy pamiętają jak mnie lali. Wolę nie pytać, żeby się nie denerwować. Poderzejrzewam, że wyparli z pamięci takie rzeczy.
41 2021-01-11 12:42:16 Ostatnio edytowany przez Ajko (2021-01-11 12:44:23)
Ajko napisał/a:CatLady napisał/a:Ja dostawałam od matki. Nigdy w tyłek, a przynajmniej nie pamiętam. Zawsze w twarz. Za pyskowanie. Jak się kłóciłyśmy i już nie wiedziała, co ma mówić. Byłam wtedy nastolatką. Raz się wściekła i wtłukła mi smyczą, gdzie popadnie, miałam pręgi na rękach, ślady na twarzy. Tak bardzo chciałam mieć odwagę i gdzieś to zgłosić, np na policję. W szkole wychowawca widział ślady. Nic nie powiedział.
Poruszylyśmy że dwa razy temat bicia. Najpierw szkła w zaparte, że ona nigdy..! Jak jej podalam kilka przykładów, to skwitowała: widocznie mnie sprowokowałaś.
Dokładnie, typowy tekst przemocowca. Ale jak ty byś jej strzeliła z liścia bo cię "sprowokowała" to już by inaczej gadała, inaczej to widziała.
Moja "mamusia" jak miałam czas przejrzenia na oczy i chciałam by mnie przeprosiła za to co mi robiła, rzucała tekst "biedna sierota skrzywdzona przyszła na świat bez ogona".Z drugiej strony wiem, że ci ludzie z rodzin przemocowo-patologicznych często nie rozumieją, że ich przemoc jest złem, jest mega patologią identyczną jak w związkach dorosłych osób. Bardzo często oni robią to co robiono im, i wydaje im się, że tak powinno być, że to normalne. Wydaje im się, że to jedyna mozliwość wychowania. Dopiero z czasem od innych, z neta dowiadują się, że to jest nienormalne. Ciekawym jest jednak fakt, że wiedzą zawsze, że nie jest to powód do chwalenia. Taka nasza mała rodzinna tajemnica.
Moja mama niestety też bagatelizuje do dziś przemoc. Jak z nią rozmawiałam o tym, to twierdziła, że nie pamięta albo że nic wielkiego się nie stało. Zresztą, naokoło mnie ta przemoc wobec dzieci była powszechna. Dorastałam na takim zwykłym osiedlu. Ani patologia, ani inteligencja. Po prostu zwykłość, normalność. Dzieci nauczycieli, sklepikarzy, fryzjerów, pediatrów... Wszystkie dzieci u mnie na osiedlu widziały czym jest manto. Pamiętam wiele takich sytuacji, gdzie np. któreś dziecko się zagapiło i potem leciało na złamanie karku do domu wiedząc, że matka przyleje pasem za spóźnienie. Także w wieku jakichś 14 lat przeżyłam prawdziwy szok dowiadując się od koleżanki, że nigdy nie dostała od matki w tyłek. I szczerze? Ta koleżanka była najnormalniejszą, najzdrowszą osobą jaką wówczas znałam.
Oni dobrze pamietają co robili. Każdy normalny rodzic co źle robił przeprosiłby, pogadałby o tym. Tak zrobiła mama moje koleżanki. Mają teraz bardzo dobre relacje. Ci ściemniający chyba myślą, że jak będą udawać że nie byli przemocowcami to wszyscy zapomną. Sami nie zapomnieli swoich doznanych krzywd, a myślą, że ze swoimi im sie uda. Moja mama ciągle miała żal o to jej robiono za dzieciaka.
Powiem tak szkoda na szukanie u takich ludzi własciwaych reakcji, relacji. Chcą udawać, chcą pół relacji, to potem niech się nie dziwią, ze ich dzieci tez udają miłość i uciekają od nich przy byle okazji. Najsmutniejsze jest to, że nie rozumieją, że gdyby szczerze pogadali to ich dzieci by im wybaczyły.
Dorastałam na takim zwykłym osiedlu. Ani patologia, ani inteligencja. Po prostu zwykłość, normalność. Dzieci nauczycieli, sklepikarzy, fryzjerów, pediatrów...
Nauczyciele, pediatrzy to inteligencja .
Także w wieku jakichś 14 lat przeżyłam prawdziwy szok dowiadując się od koleżanki, że nigdy nie dostała od matki w tyłek. I szczerze? Ta koleżanka była najnormalniejszą, najzdrowszą osobą jaką wówczas znałam.
Mój syn NIGDY nie został uderzony. Nigdy. Nigdy też bez sensu na niego nie wrzeszczałam, nie odmawiałam na coś zgody z bardzo "przekonującym" argumentem "nie, bo nie".
Zawsze wychodziłam z założenia, że bicie czy wrzaski to porażka rodzica i wyraz własnej bezsilności, a równocześnie dziecko upokarza i budzi w nim lęk - to absolutnie nie może przynieść niczego dobrego.

Dzieląc się swoją opinią pamiętaj, że po drugiej stronie siedzi drugi człowiek. Hejt może ranić!
"Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)
Ajko napisał/a:CatLady napisał/a:Ja dostawałam od matki. Nigdy w tyłek, a przynajmniej nie pamiętam. Zawsze w twarz. Za pyskowanie. Jak się kłóciłyśmy i już nie wiedziała, co ma mówić. Byłam wtedy nastolatką. Raz się wściekła i wtłukła mi smyczą, gdzie popadnie, miałam pręgi na rękach, ślady na twarzy. Tak bardzo chciałam mieć odwagę i gdzieś to zgłosić, np na policję. W szkole wychowawca widział ślady. Nic nie powiedział.
Poruszylyśmy że dwa razy temat bicia. Najpierw szkła w zaparte, że ona nigdy..! Jak jej podalam kilka przykładów, to skwitowała: widocznie mnie sprowokowałaś.
Dokładnie, typowy tekst przemocowca. Ale jak ty byś jej strzeliła z liścia bo cię "sprowokowała" to już by inaczej gadała, inaczej to widziała.
Moja "mamusia" jak miałam czas przejrzenia na oczy i chciałam by mnie przeprosiła za to co mi robiła, rzucała tekst "biedna sierota skrzywdzona przyszła na świat bez ogona".Z drugiej strony wiem, że ci ludzie z rodzin przemocowo-patologicznych często nie rozumieją, że ich przemoc jest złem, jest mega patologią identyczną jak w związkach dorosłych osób. Bardzo często oni robią to co robiono im, i wydaje im się, że tak powinno być, że to normalne. Wydaje im się, że to jedyna mozliwość wychowania. Dopiero z czasem od innych, z neta dowiadują się, że to jest nienormalne. Ciekawym jest jednak fakt, że wiedzą zawsze, że nie jest to powód do chwalenia. Taka nasza mała rodzinna tajemnica.
Moja mama niestety też bagatelizuje do dziś przemoc. Jak z nią rozmawiałam o tym, to twierdziła, że nie pamięta albo że nic wielkiego się nie stało. Zresztą, naokoło mnie ta przemoc wobec dzieci była powszechna. Dorastałam na takim zwykłym osiedlu. Ani patologia, ani inteligencja. Po prostu zwykłość, normalność. Dzieci nauczycieli, sklepikarzy, fryzjerów, pediatrów... Wszystkie dzieci u mnie na osiedlu widziały czym jest manto. Pamiętam wiele takich sytuacji, gdzie np. któreś dziecko się zagapiło i potem leciało na złamanie karku do domu wiedząc, że matka przyleje pasem za spóźnienie. Także w wieku jakichś 14 lat przeżyłam prawdziwy szok dowiadując się od koleżanki, że nigdy nie dostała od matki w tyłek. I szczerze? Ta koleżanka była najnormalniejszą, najzdrowszą osobą jaką wówczas znałam.
Moja mama przestała bagatelizować, gdy zobaczyła w moim mieszkaniu pejczyk, pasek i kajdanki (jakoś lubi mi grzebać po szafach). "Ło boże córciu, ja ci chyba za dużo klapsów dałam w dzieciństwie!".
Szczerze? Moooże 3 pojedyncze klapsy. Ale przemoc może być nie tylko fizyczna. Choć pamiętam częste liście w twarz (bardzo uwłaczające), ale najgorszy był ten wzrok matki mówiący "nienawidzę cię"...
Moi rodzice zostali rodzicami w bardzo młodym wieku bo chyba nie mieli lepszego pomysłu na siebie i na życie. Było lanie, często za nic. Bo w pierwszej klasie podstawówki nie umiałam pisać bez błędów więc za każdy błąd po głowie - ojciec nie miał cierpliwości czekać aż przepiszę tekst z książki. Na szczęście bardzo dużo pracowali więc mało ich widziałam. Najgorzej było jak dojrzali i im się zachciało bawić w wychowywanie i nawiązywanie relacji ja ja już patrzyłam jak się zawinąć z domu. Wcześniej przeszkadzało im że byłam albo że coś chciałam teraz im przeszkadza że nic nie chce i sie nie odzywam. Nie dogodzisz.
45 2021-01-12 17:12:07 Ostatnio edytowany przez biankax99 (2021-01-12 17:12:52)
biankax99 napisał/a:Ajko napisał/a:Dokładnie, typowy tekst przemocowca. Ale jak ty byś jej strzeliła z liścia bo cię "sprowokowała" to już by inaczej gadała, inaczej to widziała.
Moja "mamusia" jak miałam czas przejrzenia na oczy i chciałam by mnie przeprosiła za to co mi robiła, rzucała tekst "biedna sierota skrzywdzona przyszła na świat bez ogona".Z drugiej strony wiem, że ci ludzie z rodzin przemocowo-patologicznych często nie rozumieją, że ich przemoc jest złem, jest mega patologią identyczną jak w związkach dorosłych osób. Bardzo często oni robią to co robiono im, i wydaje im się, że tak powinno być, że to normalne. Wydaje im się, że to jedyna mozliwość wychowania. Dopiero z czasem od innych, z neta dowiadują się, że to jest nienormalne. Ciekawym jest jednak fakt, że wiedzą zawsze, że nie jest to powód do chwalenia. Taka nasza mała rodzinna tajemnica.
Moja mama niestety też bagatelizuje do dziś przemoc. Jak z nią rozmawiałam o tym, to twierdziła, że nie pamięta albo że nic wielkiego się nie stało. Zresztą, naokoło mnie ta przemoc wobec dzieci była powszechna. Dorastałam na takim zwykłym osiedlu. Ani patologia, ani inteligencja. Po prostu zwykłość, normalność. Dzieci nauczycieli, sklepikarzy, fryzjerów, pediatrów... Wszystkie dzieci u mnie na osiedlu widziały czym jest manto. Pamiętam wiele takich sytuacji, gdzie np. któreś dziecko się zagapiło i potem leciało na złamanie karku do domu wiedząc, że matka przyleje pasem za spóźnienie. Także w wieku jakichś 14 lat przeżyłam prawdziwy szok dowiadując się od koleżanki, że nigdy nie dostała od matki w tyłek. I szczerze? Ta koleżanka była najnormalniejszą, najzdrowszą osobą jaką wówczas znałam.
Oni dobrze pamietają co robili. Każdy normalny rodzic co źle robił przeprosiłby, pogadałby o tym. Tak zrobiła mama moje koleżanki. Mają teraz bardzo dobre relacje. Ci ściemniający chyba myślą, że jak będą udawać że nie byli przemocowcami to wszyscy zapomną. Sami nie zapomnieli swoich doznanych krzywd, a myślą, że ze swoimi im sie uda. Moja mama ciągle miała żal o to jej robiono za dzieciaka.
Powiem tak szkoda na szukanie u takich ludzi własciwaych reakcji, relacji. Chcą udawać, chcą pół relacji, to potem niech się nie dziwią, ze ich dzieci tez udają miłość i uciekają od nich przy byle okazji. Najsmutniejsze jest to, że nie rozumieją, że gdyby szczerze pogadali to ich dzieci by im wybaczyły.
Możesz mieć rację, ale wydaje mi się, ze bagatelizacja też często wynika ze skali. Moja mama uważa, że fakt, iż tu mi przyrżnęła pasem, tu dała klapa w tyłek to nic takiego, bo ona za dzieciaka dostawała bardziej. Historia o tym jak mój wujek zniszczył w szkole umywalkę i tak dostał od mojego dziadka, że przez tydzien nie mógł chodzić do szkoły jest opowiadana na przyjęciach rodzinnych ze śmiechem i nostalgią. Dla mojej rodziny patologia jest wtedy jak rodzice piją, nie pracują i nie mają wykształcenia. A u nich jest ok. Ogólnie w mojej rodzinie zawsze była przemoc. Pamiętam jak byłam w sumie dużą dziewuchą, bo miałam z 14 lat i moi rodzice musieli wyjechać na tydzień, a ciotka miała zaglądać czy wszystko u mnie ok. Ciotka taka typowa kurka pracująca w administracji państwowej. Chudziutka, malutka, przemiła. I też kiedyś weszła, zobaczyła, ze mam lekcje nieodrobione i od razu hyc za pas i próbowała mi przylać. Ja byłam w szoku. No ale byłam silniejsza, więc po prostu jej ten pas wyrwałam. Natychmiast zadzwoniła do mojej mamy poinformować jakim jestem małym potworem. Szczerze? Do dziś nawet na Wigilii się do niej nie odezwę. Nie ma szans na wybaczenie bez przeprosin. A kupę lat minęło.
46 2021-01-12 18:40:20 Ostatnio edytowany przez Ajko (2021-01-12 19:30:37)
Możesz mieć rację, ale wydaje mi się, ze bagatelizacja też często wynika ze skali. Moja mama uważa, że fakt, iż tu mi przyrżnęła pasem, tu dała klapa w tyłek to nic takiego, bo ona za dzieciaka dostawała bardziej. Historia o tym jak mój wujek zniszczył w szkole umywalkę i tak dostał od mojego dziadka, że przez tydzien nie mógł chodzić do szkoły jest opowiadana na przyjęciach rodzinnych ze śmiechem i nostalgią. Dla mojej rodziny patologia jest wtedy jak rodzice piją, nie pracują i nie mają wykształcenia. A u nich jest ok. Ogólnie w mojej rodzinie zawsze była przemoc. Pamiętam jak byłam w sumie dużą dziewuchą, bo miałam z 14 lat i moi rodzice musieli wyjechać na tydzień, a ciotka miała zaglądać czy wszystko u mnie ok. Ciotka taka typowa kurka pracująca w administracji państwowej. Chudziutka, malutka, przemiła. I też kiedyś weszła, zobaczyła, ze mam lekcje nieodrobione i od razu hyc za pas i próbowała mi przylać. Ja byłam w szoku. No ale byłam silniejsza, więc po prostu jej ten pas wyrwałam. Natychmiast zadzwoniła do mojej mamy poinformować jakim jestem małym potworem. Szczerze? Do dziś nawet na Wigilii się do niej nie odezwę. Nie ma szans na wybaczenie bez przeprosin. A kupę lat minęło.
Wiesz teraz taka scenka, matka dostaje od ojca pasem, do tego wrzaski i wyzwiska z wykrzywioną od nienawiści gębę. O co chodzi przecież sie jej należało, coś zapomniała, coś nie dopilnowała? Co, że kobieta? Aaaaaa, że to przemoc? No ale przeciez inaczej się nie nauczy, kilka razy juz miała mówione, a ona ciągle to samo?
Ojciec w robocie od szefa dostaje za każdym razem w łeb bo cos źle zrozumiał, i tak za każdym. No przecież to normalne, dostał lekko o co chodzi? A co, że dorosły jest to już nie wolno? No ale jak nie dostanie "klapsa" to się nie nauczy? Dorosłym nalezy się szacunek? Aaaaa, ze to przemoc. Że to nieludzkie?
Ooooooo nie ma to jak dać "klapsa" małemu, delikatnemu jeszcze człowieczkowi, jego małemu ciałku, jego budującej się psychice, którą potem uważa tak jestem od tego by mnie poniżano beszczeszczono moje ciało. To robić latami jest ok, to już jest tylko klaps. Całe stada zwyroli, które nie widzą, że są takimi samymi przemocowcami, jak ci co biją kobiety, albo te, ci co biją mężczyzn.
W domu NIGDY. I chwala im za to.
Ale pamietam koszmar ze szpitala, gdy bylam 12-letnia dziewczynka.
Pielegniarka-zakonnica szarpala mnie za wlosy za to, ze nie chcialam jesc tego, co mi przyniesli. Ja jedzenia w szpitalu brzydze sie do dzis, tak mam.
Ta zakonnica wyrwala mi garsc wlosow, bardzo krzyczala. Wpadala za kazdym razem w furie, ja jadlam i wymiotowalam, ona szarpala mnie za wlosy.
Do dzis nienawidze zakonnic i szpitalnego jedzenia...:-)
48 2021-01-19 09:57:37 Ostatnio edytowany przez Ajko (2021-01-19 10:04:02)
W domu NIGDY. I chwala im za to.
Ale pamietam koszmar ze szpitala, gdy bylam 12-letnia dziewczynka.
Pielegniarka-zakonnica szarpala mnie za wlosy za to, ze nie chcialam jesc tego, co mi przyniesli. Ja jedzenia w szpitalu brzydze sie do dzis, tak mam.
Ta zakonnica wyrwala mi garsc wlosow, bardzo krzyczala. Wpadala za kazdym razem w furie, ja jadlam i wymiotowalam, ona szarpala mnie za wlosy.Do dzis nienawidze zakonnic i szpitalnego jedzenia...:-)
Tak podejście zakonnic do dzieci "pełne miłości" w niejednym kraju rozniosło się szerokim echem (i nie tylko zakonnic). Masakra. Potem wystarczy sie wyspowiadać i masz czyste sumienie . Nietykalni.
Kora też opowiadała o podobnych przeżyciach z sierocińca prowadzonego przez zakonnice.
49 2021-01-19 10:47:26 Ostatnio edytowany przez Gosia1962 (2021-01-19 10:54:32)
To bylo w Polsce, w szpitalu w Cieplicach.Mialam dlugo uraz na punkcie szpitali, tego zapachu, zakonnic itp.
To byla straszna przemoc, ale nawet poskarzyc sie nie mozna bylo, bo komu?
Jakby ktos mojej corce tak dzis w szpitalu zrobil, to ta zakonnica zapamietala by mnie negatywnie do konca zycia i swiety Piotrek by jej tez nie pomogl.