Wśród niektórych osób spotkałam się ze zdaniem, że osoby prawdziwie wierzące są... zaniedbane (bo im nie zależy na atrakcyjności) bądź niezbyt atrakcyjne (stąd ich rozwój duchowy (w domyśle - no bo co im pozostało :])). Czy też tak uważacie??
Czy dbanie o siebie może nas oddalić od Boga? Chodzi mi tu o możliwość popadnięcia w próżność i kult ciała. Gdzie przebiega ta subtelna granica? A może w ogóle jej nie ma i nie ma między tymi sprawami żadnego związku?