agata234 napisał/a:(...)Zdawaliśmy sobie sprawę, że każde z nas mogło sie w czasie tej "przerwy" zmienić...
Trudno jest o radykalne zmiany w drugim człowieku. Ja nie jestem zwolennikiem rozstań i powrotów. A już na pewno nie w takiej ilości. A wiesz dlaczego? Bo nie wyobrażam sobie, jak by to mogło funkcjonować później. Chociażby w małżeństwie, kiedy pojawiają się (nie raz) bardzo duże problemy i działa się wspólnie... I co wtedy, lecisz z pozwem rozwodowym, bo są zakłócenia komunikacyjne między wami? Ale nie tylko problemy. Wspólne wyjazdy! Radość z przebywania razem! Wspólne starzenie się. No chyba o to w tym wszystkim chodzi. Powiedz mi, gdzie Ty masz to wszystko u siebie, będąc NA SAMYM POCZĄTKU Twojej drogi?
Ja Ci współczuję. Ale o tym napiszę później.
agata234 napisał/a:(...) Masz racje w tym, że jestem w nim ślepo zakochana... Tak jest, owszem...Ale.. jeśli uważasz, że nie tędy droga..Że odnalezienie w tym wszystkim siebie i swoich zainteresowań, że próby zmiany nie pomogą, to czy uważasz, że najlepszym wyjściem jest się ewidentnie rozstać? Czy może chodziło Ci o inny sposób naprawienia relacji między nami?
Mam zwyczaj, że jeżeli już coś tutaj piszę, a piszę nie raz brutalnie, to wynika to tylko z faktu, że już mnie trochę spotkało... I nie tylko mnie. Obserwuję otoczenie i wiem, ile hipokryzji krąży dookoła. Mój jedyny margines błędu, opiera się na fakcie, że was nie znam. Wyciągam suche wnioski, z tego co czytam. A moje suche wnioski wyglądają następująco.
- nie zależy mu na spotkaniach z Tobą, męczą go,
- zaczyna się izolować... nie odpisuje na sms-y, nie dzwoni jak kiedyś (o słodkich wiadomościach można pomarzyć)
- nie jest romantyczny
- potrafi Ci tylko mówić, że jesteś taka, siaka, owaka, bo kiedyś to cacy, a teraz be
- ty popadasz w kompleksy. Zarzucasz sobie, że może faktycznie kiedyś było inaczej, że może rzeczywiście jesteś nudna, a on taki aktywny...
A potem często dzieje się tak:
- CZAS NA ZMAINY xD "Będę się zachowywała inaczej, popracuję nad sobą, zapiszę się na lekcje fortepianu!!! Zawsze chciałam grać"
- po miesiącu Ty się jakoś specjalnie nie spełniasz, a on uśmiecha się i nic nie mówi
- coraz bardziej zaczynasz go denerwować
- dochodzisz do wniosku, że prawie ze sobą nie sypiacie... Może to wina Twojej figury, kiedyś byłaś szczuplejsza
- wyciskasz 7 poty na siłowni... On dalej nic...
- jeszcze bardziej go irytujesz... A kolejną rozmową o was (no, nie unikniesz, po pewnym czasie udowadniania mu jak się zmieniasz)...
- jeszcze bardziej go denerwujesz...
- twoja babska duma w końcu (nareszcie!) wygrywa. Krzyczysz dosyć! Zarządzasz coś w stylu rozstania... Och, no tak: "dajmy sobie czas"...
- czekasz, czekasz, czekasz, skręca Cię, on nie dzwoni... Może ja zadzwonię, może nie... Korci Cię i korci...
- po tygodniu czekania na znak życia dzwonisz, a on oświadcza Ci, że to nie ma sensu...
Hmmmmm... Gdyby to ode mnie zależało, to tak, kopnęłabym go w zad już teraz... Bo nie pozwoliłabym facetowi, aby mnie dołował, że jestem nudna, czy nie mam żadnych fajnych zainteresowań. Jestem jaka jestem i to, że (przykładowo) nie lubię wspinaczki nie znaczy, że nie interesuję się niczym... Bo wolę poczytać sobie książkę w fotelu.
Odnaleźć siebie? JAK NAJBARDZIEJ... Ale jak już odnajdziesz siebie, sama zrozumiesz, że chyba on Cię nie dopełnia... Powodzenia!