tosia, jeśli udajesz orgazm pozbawiasz się szansy na to, żeby naprawdę go przeżyć. Po pierwsze dlatego, że dajesz partnerowi sygnał, że to, co on robi jest właśnie tym, co sprawia Ci największą przyjemność i on te metody powtarza. A po drugie dlatego, że skupienie się na samym orgazmie potrafi niejedną kobietę ostudzić lub przytępić jej doznania.
Podstawowe pytanie brzmi, czy potrafisz doprowadzić się do orgazmu sama? Czy znasz swoje ciało i czy dałaś sobie to wewnętrzne pozwolenie na odczuwanie przyjemności?
Z czego się bierze Twoje oszukiwanie partnera? Czy próbowałaś kiedyś nie udawać? I co się stało?
Nie chcę oczywiście wybielać kobiet, ale jestem zdania, że wielu mężczyzn utrudnia partnerce bycie szczerą. Jeżeli partner reaguje złością na siebie, jeśli później skupia się na jej orgazmie w taki sposób, że wywiera presję (np. skupia się na przedłużeniu seksu, wypytuje, czy partnerka doszła, czy jest blisko i tak w kółko) - to efekt będzie odwrotny do zamierzonego.
Z Twojej sytuacji są dwa wyjścia. Możesz przyznać się partnerowi do udawania orgazmu, co będzie niewątpliwie sprawdzianem dla Was obojga. Partner może zareagować złością, rozczarowaniem i utratą pewności siebie, ale może także spróbować Cię zrozumieć - i może obojgu uda Wam się przeprowadzić szczerą rozmowę i otworzyć na wzajemne oczekiwania. Możesz również nie mówić partnerowi o udawanych orgazmach i po prostu powiedzieć partnerowi o tym, czego byś chciała w formie "Chciałabym, żebyśmy spróbowali...". Weź swoje życie erotyczne we własne ręce i zamiast skupiać się na orgazmie, spróbuj czegoś nowego traktując to jako urozmaicenie, a nie środek do jakiegoś celu.
Nie znam żadnej kobiety, która nigdy w życiu z tych czy innych powodów nie udawała orgazmu przynajmniej raz, ale błędy czasami popełnia się tylko po to, żeby czegoś się z nich nauczyć.
Tak więc przede wszystkim, niezależnie od tego, czy powiesz swojemu mężczyźnie o kłamstwie, czy nie - więcej go już nie okłamuj.