Nie wiem czy historia niesamowita, ale może komuś pomoże, kogoś zainspiruje. Kogoś kto nie odnajduje się w tradycyjnym modelu relacji lub kto miał „nieszczęście” zakochać się, będąc w udanym związku.
Z góry przepraszam za elaborat, ale nigdy nie byłam za dobra w streszczeniach.
Z mężem jesteśmy razem od ponad 7 lat, ale pobraliśmy się stosunkowo niedawno. 7 lat temu poznaliśmy też S. To najlepszy przyjaciel męża, ale zawsze lubiliśmy spędzać czas we troje.
Pomimo świetnych kumpelskich relacji, pomiędzy mną a S. nigdy nie było żadnej chemii. Nie był w moim typie, zgrywał cynicznego podrywacza, co zawsze wyśmiewałam. Pocieszałam niejednokrotnie zakochane w nim dziewczyny, zastanawiając się „co one do cholery w nim widzą, skąd to powodzenie u kobiet?” Bo owszem, wzięcie ma spore, ale jak dotąd żadnej nie udało się go zatrzymać na dłużej.
Od jakiegoś czasu zdawało nam się, że S. robi do nas dziwne podchody. Jakieś niby niezobowiązujące rozmowy o trójkątach – co o tym sądzimy itp. Ciągle też szukał okazji, by spędzać z nami czas.
Upewniliśmy się w swoich podejrzeniach na jednej z imprez, ponad 2 lata temu. Przyszedł do nas ze swoją ówczesną dziewczyną. Gdy wszyscy popiliśmy, zaczął nas namawiać na jakieś grupowe zabawy. Do niczego nie doszło, ale sprowokował nas do rozmyślań o takich łóżkowych eksperymentach. Początkowo byliśmy na nie. Ja, wtedy jeszcze straszna zazdrośnica, na kobietę nie chciałam się zgodzić. Mąż za to, chociaż nie zazdrośnik, nie miał ochoty oglądać innego faceta w naszym łóżku.
Jakiś czas później, krótko przed naszym ślubem, odwiedziliśmy S. z naszą przyjaciółką. Wieczorem, po kilku drinkach, znów jakieś pijackie wygłupy, ale tym razem się nie wycofaliśmy. Zaczęło się od wspólnych tańców, pocałunków, a skończyło na seksie w jednym łóżku. Ja z mężem, a S. obok z moją przyjaciółką. Rankiem sami się zdziwiliśmy, że nie było żadnej niezręcznej atmosfery. Pożartowaliśmy, pośmialiśmy się i tyle. Później jeszcze raz próbowaliśmy eksperymentować w tym składzie, tym razem z wymianą partnerów. Nie mogłam się jednak przemóc, chciało mi się śmiać, a w mojej głowie kołatała tylko jedna myśl „przecież to S.” Skończyło się więc na rozmowie i drapaniu po pleckach. Mąż odnalazł się w tej zamianie zdecydowanie lepiej, chociaż podobno też bez fajerwerków.
Po drugiej próbie przyjaciółka wypisała się z tego czworokąta i zdawać się mogło, że to koniec naszych przygód. Jednak parę tygodni później mąż przyznał się, że od tamtego czasu zupełnie inaczej patrzy na sprawę trójkąta z facetem. Okazało się, że widok mnie z innym wcale mu nie przeszkadza, a przeciwnie – może być nawet podniecający. Zaczął mnie namawiać, byśmy jeszcze kiedyś dali szansę S. Nie wiedziałam co z tym począć. Z jednej strony w fantazjach czasami pojawiały się takie wizje, ale co innego pomarzyć, a co innego rzeczywistość. Poza tym, wbrew pozorom, wcale nie jestem aż tak otwarta w sprawach seksu. Aby nawiązać intymną relację, potrzebuję czasu i więzi emocjonalnej. Nie przez przypadek mój pierwszy raz z S. nie doszedł do skutku.
W końcu, po urodzinach męża, zgodziłam się. Gdy impreza się skończyła, zaprosiliśmy S. do naszej sypialni. Nie wdając się w szczegóły – wszystko wyszło lepiej niż mogłam sobie wyśnić. Wcześniej w czworokącie byliśmy trochę spięci i dopiero we troje poczuliśmy się zupełnie swobodnie. Wszyscy byliśmy po tej nocy tak zachwyceni, że zaczęliśmy sypiać ze sobą regularnie.
Było to ponad rok temu. Od tego czasu nasza przyjaźń bardzo się umocniła – wspólne wakacje, spacery, rozmowy po świt. Zupełnie inny poziom zaufania, wzajemnej troski. Wow! W górach we troje na szlaku trzymaliśmy się za ręce i powtarzaliśmy jakie to szczęście, że mamy siebie. Żartobliwie nazywaliśmy go naszym chłopakiem. Zgodnie twierdziliśmy z mężem, że S. to kochanek idealny, bo zakochanie mu nie grozi, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe przelotne związki i to, jak oschły i zdystansowany bywa na co dzień. Czułam się też spokojna o siebie, w końcu kochałam męża jak nikogo nigdy, byłam z nim przeszczęśliwa, a do tego S. nie był w moim guście, zarówno w kwestii wyglądu jak i charakteru. To dało mi złudne poczucie bezpieczeństwa.
…