Witam
Mam problem. Jestem w związku na odległość już kilka miesięcy (PL-UK). Ogólnie jest ok, widujemy się co jakiś czas na kilka dni. Pierwszy kryzys był w listopadzie (mieliśmy to konczyc, ale zbyt wiele już wtedy dla siebie znaczyliśmy) - udało się to przezwyciężyć poprzez rozmowe i kompromisy i dzieki temu jeszcze w nastepnych miesiacach spedzielismy cudowne dni.
Ostatni raz widzielismy sie na przelomie roku. Wszystko było super. Mój facet jest indywidualistą, raczej skrytym w sobie, nadambitnym itp. Mało mówi o uczuciach. 2 miesięcy pracuje nad ważnym projektem (maniak komputerowy) i ostatnio spędza nad tym dzien i noc, w pracy i po pracy. Ostatnio ma chyba tez ciezkie dni, bo coś mu nie szło.
Wiem, że tym razem to ja zawaliłam. Otóż, zamiast go rozumiec, to sie czepiałam, że nie dzwoni juz do mnie co wieczor.
Teraz jak na to patrze, to chyba przesadzam. Przeciez pisze smsy, czasem rozmawiamy na gg, i dzwoni co 2-3 dni.
Wiem, ze narazie ten projekt jest dla niego najwazniejszy. trzymam kciuki. w ostatnich 2 tygodniach nie uslyszalam jednak zadnego milego slowa (ze teskni, ze mysli, ze kocha) - po prostu potrzebowalam zapewnienia. a tu nic zaczelam sie irytowac. ja mu ostatnio dzien po dniu wieczorem pisalam ze tesknie, ze mi go brak. nie reagowal. w koncu we wtorek napisalam mu ze chyba to irnoguje, na co on mi ze "przeciez wiem ze za mną teskni:)" - ok fajnie.
na czym polega problem?
Przedwczoraj wieczorem napisalam do niego smsa ze przepraszam, wiem ze czasem jestem nieznosna, ale sie postaram i bedzie dobrze, prawda? na co on mi odp ze nie wie, ze ma coraz wieksze watpliwosci, ze on to przetrzyma, ale moze ja powinnam miec kogos kolo siebie, na codzien, bo przez niego tylko cierpie...
Cierpie? - za duze slowo. wiem, zbyt czesto mu pisalam, ze za nim tesknie i pewnie pomyslal, ze usycham...
Odpisalam mu piekne smsy, ze nie chce nikogo innego, ze nie trace czasu, ze kocham, ze nie wyobrazam sobie zycia poza nim itd itp.
To było wczoraj rano, odpisal mi po poludniu, ze nie wie, i znow to samo, ze moze powinnam miec kogos kolo siebie. ze ostatnio on juz nie dzwonil z radoscia i z tesknoty tylko dlatego zebym sie nie czepiala. ze smsy pisal dlatego, żeby "cos" napisal, zebym sie nie czepiala
ale dodal, ze on potrafi to przetrwac, nie piszac tyle, nie dzwoniac, ale ja jestem inna, mam swoe potrzeby.
wytlumaczylam mu wszystko i spytalam co on teraz zrobi? bo ja nie podejme decyzji o rozstaniu, bo tego nie chce. na co on mi odpisał, że narazie nie zrobi nic, prosi o troszkę czasu, "daj mi zatesknic..."
zgodziłam sie na to, napisalam, ze narazie nie bede nic wiecej pisac. ale prosze zeby mnie nie sile nie odrzucal. i zeby dal jakos znac, ze nie zatesknil...
ehh i tak skonczylo sie popoludnie.
Połozyłam sie wieczorkiem do lozna, ok 23 dostaje ze 3 smsy od niego, jak gdyby nigdy nic, jak mija wieczorek? opowiedzial co u niego itd, czuc bylo dobry humorek, sms jak gdyby nigdy nic, taki w jego stylu.
Sama nie wiem, od tego momentu cisza - jest w pracy, ja juz po. daje rady, narazie do niego nie pisze, poczekam. nie wiem czy to juz jest sprawa wyjasniona, on chce dalej ze mna byc, czy dalej jest TEN CZAS o ktory poprosil.
boje sie ze jednak nie zateskni, ze to nas od siebie oddali. ale moze rzeczyscie go osaczyłam, a on, bo takim jest typem facete, potrzebuje oddechu...
dobrze robie, nie odzywajac sie narazie do niego pierwsza?
dziekuje...