Witajcie
Jest mi bardzo miło tutaj napisać nowego posta.Miło, gdyż cenię sobie Wasze opinie.
Dzisiaj chciałbym poruszyć temat dzieci z poprzedniego związku.
Chłopcy mają 10 i 18 lat. Wychowywani bez ojca, cały ciężar spoczywał na matce.
Nie będę pisał całej historii, tylko skupię się na teraźniejszości.
Mieszkam z moją partnerką około 2 lata. Na początku sądziłem, że jest między mną a dziećmi jakaś nić porozumienia.
Znając ich dotychczasowe życie, starałem się być wrażliwy i czuły na ich potrzeby. Ogólnie mam na myśli szkołę, czas wolny, odwiedziny u rodziny mojej i mojej partnerki. Uroczystości, prezenty itp. Wspomnę tylko krótko, że ich ojciec nie zabiera ich nigdzie na wakacje, nie wspiera i nie płaci regularnie alimentów. Za to nastawia chłopców przeciwko matce i mąci im w głowie.
Ostatnio dochodzi często do awantur, starszy syn dopomina się o jego 500+,sam chce decydować na co wyda alimenty. Wręcz szantażuje moją partnerkę, że rzuci szkołę i się wyprowadzi. Nie mówi dokąd wychodzi, z kim i o której wróci do domu. Pokłócił się ze swoim pracodawcą od praktyki zawodowych, trenuje piłkę nożną, ale trenera też nie szanuje.
Do swojej mamy zwraca się często "co ty kobieto pierd..." krzyczy, gdy nie jest coś wyprane, a sam nie rozpakował z treningu...
Nie miałem z tą sytuacją problemu, ale zaczął również do mnie odzywać się opryskliwie i często się zwraca do mnie "z Tobą nie rozmawiam". Po czym na drugi dzień pyta, czy nie mam dyszki na picie lub śniadanie. Taki rodzaj dwubiegunowości...
Młodszy syn mojej partnerki też go naśladuje. Często krzyczy na mamę, robi fochy i płacze przy odrabianiu lekcji, Jego częsty zwrot to "o co ci chodzi?" - uważa, że może tak się odzywać do matki.
Ja nie mam własnych dzieci, więc tutaj jest też pewnie jakiś powód, że ciężko nad nimi zapanować.
Jak myślicie, co zrobić w takiej sytuacji?
Ja mogę się trochę zdystansować i mniej angażować w ich życie.
Ale czy w przypadku tego najmłodszego mogą wchodzić w grę jakieś metody wychowawcze?
Przez te lata zżyłem się z nimi i nie mogę powiedzieć, żeby dzieci były problemem.
Jednak moim zdaniem jakieś granice są, nie chcę ich wyznaczać, interesuje mnie jak byście podeszli do tego tematu?
2 2022-10-04 07:13:56 Ostatnio edytowany przez Nowe_otwarcie (2022-10-04 07:14:34)
Witajcie
Jest mi bardzo miło tutaj napisać nowego posta.Miło, gdyż cenię sobie Wasze opinie.
Dzisiaj chciałbym poruszyć temat dzieci z poprzedniego związku.
Chłopcy mają 10 i 18 lat. Wychowywani bez ojca, cały ciężar spoczywał na matce.
Nie będę pisał całej historii, tylko skupię się na teraźniejszości.
Mieszkam z moją partnerką około 2 lata. Na początku sądziłem, że jest między mną a dziećmi jakaś nić porozumienia.
Znając ich dotychczasowe życie, starałem się być wrażliwy i czuły na ich potrzeby. Ogólnie mam na myśli szkołę, czas wolny, odwiedziny u rodziny mojej i mojej partnerki. Uroczystości, prezenty itp. Wspomnę tylko krótko, że ich ojciec nie zabiera ich nigdzie na wakacje, nie wspiera i nie płaci regularnie alimentów. Za to nastawia chłopców przeciwko matce i mąci im w głowie.
Ostatnio dochodzi często do awantur, starszy syn dopomina się o jego 500+,sam chce decydować na co wyda alimenty. Wręcz szantażuje moją partnerkę, że rzuci szkołę i się wyprowadzi. Nie mówi dokąd wychodzi, z kim i o której wróci do domu. Pokłócił się ze swoim pracodawcą od praktyki zawodowych, trenuje piłkę nożną, ale trenera też nie szanuje.
Do swojej mamy zwraca się często "co ty kobieto pierd..." krzyczy, gdy nie jest coś wyprane, a sam nie rozpakował z treningu...
Nie miałem z tą sytuacją problemu, ale zaczął również do mnie odzywać się opryskliwie i często się zwraca do mnie "z Tobą nie rozmawiam". Po czym na drugi dzień pyta, czy nie mam dyszki na picie lub śniadanie. Taki rodzaj dwubiegunowości...
Młodszy syn mojej partnerki też go naśladuje. Często krzyczy na mamę, robi fochy i płacze przy odrabianiu lekcji, Jego częsty zwrot to "o co ci chodzi?" - uważa, że może tak się odzywać do matki.
Ja nie mam własnych dzieci, więc tutaj jest też pewnie jakiś powód, że ciężko nad nimi zapanować.
Jak myślicie, co zrobić w takiej sytuacji?
Ja mogę się trochę zdystansować i mniej angażować w ich życie.
Ale czy w przypadku tego najmłodszego mogą wchodzić w grę jakieś metody wychowawcze?
Przez te lata zżyłem się z nimi i nie mogę powiedzieć, żeby dzieci były problemem.
Jednak moim zdaniem jakieś granice są, nie chcę ich wyznaczać, interesuje mnie jak byście podeszli do tego tematu?
Pierwsza sprawa: jakie 500+ w wypadku 18-latka? Moja dobra koleżanka ma właśnie 18-letniego syna i 500+ na niego akurat jej się skończyło, mimo że chłopak jak najbardziej kontynuuje edukację.
Jeśli chodzi o stosunki z młodymi, to taki urok nastolatka że potrafi pyskować. Niemniej jednak stwierdził jeden fakt: Ty faktycznie nie jesteś ich ojcem i powinieneś to przyjąć do wiadomości. Co oczywiście ma taką drugą stronę medalu że nie jesteś w żaden sposób zobowiązany do dawania mu jakiejkolwiek kasy.
Stosunek do Ciebie jest niestety pokłosiem konfliktów między ich rodzicami. Nie wiem jaka jest zasądzona wysokość alimentów na chłopców, ale jeśli ich ojciec ma problemy finansowe, to na pewno rzuca mu się to na nastrój, a jednocześnie czuje zagrożenie że Ty możesz to wykorzystać i ich "podkupić"; weź na to poprawkę i pamiętaj że jeśli będziesz się starał uderzyć w ich ojca i jednocześnie ich spacyfikować, to możesz osiągnąć przeciwny skutek.
Ja też nie miałem w tym roku kasy na to by wziąć dziecko na wakacje ( a dodawszy aktualną sytuację w kraju, to na pewno wiesz że takich ludzi było ZNACZNIE więcej), choć ja akurat miałem jeszcze inną furtkę, którą wykorzystałem (mam delegacyjny tryb pracy, więc wziąłem dziecko kilka razy ze sobą w delegację, płacąc za nią jedynie różnicę ceny w hotelu między pokojem 2-osobowym i 1-osobowym - w niektórych hotelach wyszło to bardzo korzystnie- i dzięki temu każdego dnia po pracy zapewniłem dziecku w sumie atrakcyjniejsze wakacje niż wyjazd w jedno, stacjonarne miejsce).
Nowe-otwarcie dziękuję za wypowiedź. Z tego co napisałeś bardzo interesujesz się dzieckiem i chwała Tobie za wszystko, co robisz i wykorzystujesz okazję i możliwości.
Chłopcy mojej partnerki nie są zabierani przez ojca nigdzie na wakacje. Nie, nie ma on problemów finansowych. Rozpocząłem wątek dotyczący dzieci, które nie miały w życiu niczego od swego ojca, a nie szanują matki, która pracuje na to, żeby niczego nie brakowało.
Wspominasz o konflikcie między rodzicami, całkiem słusznie. Konflikt jest, bo facet nie interesuje się potrzebami dzieci, unika płacenia alimentów (zalega już kilka lat na duże sumy). Oczernia moją partnerkę i wmawia dzieciom, że cała wina za to, jak jest leży po stronie matki.
Niemniej moje główne pytanie dotyczy metod, jakie można zastosować w stosunku do chłopców. Czy ma sens jakiekolwiek ustanawianie zasad w domu, gdy już tyle lat byli bez męskiej ręki?
Ostatnio dochodzi często do awantur, starszy syn dopomina się o jego 500+,sam chce decydować na co wyda alimenty.
Powiedz mu żeby wyciągnął łapę po alimenty od ojca.
Wręcz szantażuje moją partnerkę, że rzuci szkołę i się wyprowadzi.
To niech się wyprowadzi
Do ojca najlepiej.
Coś co zachowuje się jak zwierze - jak zwierze trzeba trzymać krótko.
Witajcie
Jest mi bardzo miło tutaj napisać nowego posta.Miło, gdyż cenię sobie Wasze opinie.
Dzisiaj chciałbym poruszyć temat dzieci z poprzedniego związku.
Chłopcy mają 10 i 18 lat. Wychowywani bez ojca, cały ciężar spoczywał na matce.
Nie będę pisał całej historii, tylko skupię się na teraźniejszości.
Mieszkam z moją partnerką około 2 lata. Na początku sądziłem, że jest między mną a dziećmi jakaś nić porozumienia.
Znając ich dotychczasowe życie, starałem się być wrażliwy i czuły na ich potrzeby. Ogólnie mam na myśli szkołę, czas wolny, odwiedziny u rodziny mojej i mojej partnerki. Uroczystości, prezenty itp. Wspomnę tylko krótko, że ich ojciec nie zabiera ich nigdzie na wakacje, nie wspiera i nie płaci regularnie alimentów. Za to nastawia chłopców przeciwko matce i mąci im w głowie.
Ostatnio dochodzi często do awantur, starszy syn dopomina się o jego 500+,sam chce decydować na co wyda alimenty. Wręcz szantażuje moją partnerkę, że rzuci szkołę i się wyprowadzi. Nie mówi dokąd wychodzi, z kim i o której wróci do domu. Pokłócił się ze swoim pracodawcą od praktyki zawodowych, trenuje piłkę nożną, ale trenera też nie szanuje.
Do swojej mamy zwraca się często "co ty kobieto pierd..." krzyczy, gdy nie jest coś wyprane, a sam nie rozpakował z treningu...
Nie miałem z tą sytuacją problemu, ale zaczął również do mnie odzywać się opryskliwie i często się zwraca do mnie "z Tobą nie rozmawiam". Po czym na drugi dzień pyta, czy nie mam dyszki na picie lub śniadanie. Taki rodzaj dwubiegunowości...
Młodszy syn mojej partnerki też go naśladuje. Często krzyczy na mamę, robi fochy i płacze przy odrabianiu lekcji, Jego częsty zwrot to "o co ci chodzi?" - uważa, że może tak się odzywać do matki.
Ja nie mam własnych dzieci, więc tutaj jest też pewnie jakiś powód, że ciężko nad nimi zapanować.
Jak myślicie, co zrobić w takiej sytuacji?
Ja mogę się trochę zdystansować i mniej angażować w ich życie.
Ale czy w przypadku tego najmłodszego mogą wchodzić w grę jakieś metody wychowawcze?
Przez te lata zżyłem się z nimi i nie mogę powiedzieć, żeby dzieci były problemem.
Jednak moim zdaniem jakieś granice są, nie chcę ich wyznaczać, interesuje mnie jak byście podeszli do tego tematu?
Ciekawi mnie fakt, że dopóki starszy i młodszy pyskowali i odstawiali maniane tylko matce, to nie widziałeś problemu, ale jak Tobie zaczęło się obrywać, to już jakiś dyskomfort poczułeś...
Jak sam napisałeś nie masz dzieci i z tego, co widać, to pojęcia o dzieciach też nie masz. Być może masz pojęcie o tym, co to jest dobry związek i partnerstwo?
Musisz porozmawiać z partnerką przede wszystkim o tym, dlaczego jej ex nie płaci regularnie, nie ma żadnych obowiązków tylko raz na jakiś czas zabiera chłopców rozrywkowo i jeszcze ich buntuje, cała jego rola. Z tym należałoby zrobić porządek. Druga sprawa to relacje w domu. Ojcem nie jesteś, ale jesteś mężczyzną i mieszkacie razem, więc wspólny front z ich matką powinniście obrać. To chłopcy, oni potrzebują faceta, męskiej energii, a nie zahukanej mamusi, która się ugina pod szantażem "bo rzucę szkołę!", no błagam! To nadal są dzieci, potrzebują wsparcia i stabilizacji, ale też rygoru i dyscypliny i to wszystko musicie ustalić wspólnie z partnerką, w samotności, żeby dzieci tego nie słyszały. Jeśli czujecie się bezsilni, czy bezradni, idzcie po poradę do psychologa, który powie Wam jak się zachowywać, jak reagować, jak rozmawiać z chłopcami.
6 2022-10-04 08:32:35 Ostatnio edytowany przez Legat (2022-10-04 08:35:55)
Wychowywani bez ojca, cały ciężar spoczywał na matce.
To najważniejsze zdanie tego wątku. Nie pchaj się w nieswoje problemy. Ci dwaj chłopcy nie mają wzorca męskiego i ty im tego nie stworzysz. A co najgorsze pogarszasz sytuację chcąc wkupić się w ich łaski prezentami. I tu już cię informuję, że nie będziesz lepszym ojcem, jak ci się teraz wydaje, bo nim po prostu nie jesteś.
Ja nie pchałbym się w to bagienko. Ale ty widzę postanowiłeś zbawić świat. Za co dostaniesz po nosie i od mamy i od jej synalków. Życie kolego.
Nie masz na co wydawać swojej kasy? Jest tyle różnych fundacji, tam je lepiej wykorzystasz niż tu.
pawcio789 napisał/a:Wychowywani bez ojca, cały ciężar spoczywał na matce.
To najważniejsze zdanie tego wątku. Nie pchaj się w nieswoje problemy. Ci dwaj chłopcy nie mają wzorca męskiego i ty im tego nie stworzysz.
Dlaczego nie stworzy? To, że nie mieli wzorca, to pora najwyższa, aby go poznali, bo są w takim wieku, że im się przyda. Sama matka jak nie ma nerwów ze stali i mocnego charakteru nie opanuje dwóch, rozbrykanych chłopców. Pytanie tylko, czy Autor jest na tyle silny i męski, żeby tym wzorem być, czy też się kuli w sobie jak go starszy wyśle na szczaw.
Dlaczego nie stworzy? To, że nie mieli wzorca, to pora najwyższa, aby go poznali, bo są w takim wieku, że im się przyda. Sama matka jak nie ma nerwów ze stali i mocnego charakteru nie opanuje dwóch, rozbrykanych chłopców. Pytanie tylko, czy Autor jest na tyle silny i męski, żeby tym wzorem być, czy też się kuli w sobie jak go starszy wyśle na szczaw.
Domagasz się niemożliwego. Długo by tu tłumaczyć, a jest o tym cała masa tekstów napisanych w necie. Króciutko i zwięźle, męski wzorzec musi mieć coś takiego jak autorytet. A nasz Autor jak słusznie zauważył starszy syn, nie ma nic do gadania, poza dawaniem czasowych korzyści typu "dyszka". Tak to niestety wygląda.
Niestety, ale autorytetu nie kupuje się za prezenty i przymilanie się. Jeśli starszy syn potrafi być miły tylko wtedy, gdy potrzebuje kasy, to chyba nie tędy droga. Poza tym, chlopcy wiedzą, że ojciec alimentów nie płaci? Pytam, bo wiele matek ukrywa ten fakt przed dziećmi żeby nie zostały posądzone o nastawianie dzieci przeciw ojcu, albo żeby dzieci nie straciły szacunku i zaufania do niego. O ile w niektórych przypadkach można się z taką postawą zgodzić, to w tym akurat tatuś jak widać nieźle sobie poczyna niszcząc psychikę swoich dzieci i nastawiając je przeciw ich własnej matce sam z niczego się właściwie nie wywiązując.
Tylwyth Teg napisał/a:Dlaczego nie stworzy? To, że nie mieli wzorca, to pora najwyższa, aby go poznali, bo są w takim wieku, że im się przyda. Sama matka jak nie ma nerwów ze stali i mocnego charakteru nie opanuje dwóch, rozbrykanych chłopców. Pytanie tylko, czy Autor jest na tyle silny i męski, żeby tym wzorem być, czy też się kuli w sobie jak go starszy wyśle na szczaw.
Domagasz się niemożliwego. Długo by tu tłumaczyć, a jest o tym cała masa tekstów napisanych w necie. Króciutko i zwięźle, męski wzorzec musi mieć coś takiego jak autorytet. A nasz Autor jak słusznie zauważył starszy syn, nie ma nic do gadania, poza dawaniem czasowych korzyści typu "dyszka". Tak to niestety wygląda.
Nie no tak, autorytet zgadza się, to podstawa, ale założyłam, że może po prostu trzymał się z boku w ogóle, ale skoro z partnerką tworzą związek piczkowy, to faktycznie nic nie zdziałają. Szkoda tylko chłopców...
11 2022-10-04 09:02:31 Ostatnio edytowany przez Nowe_otwarcie (2022-10-04 09:04:26)
Nowe-otwarcie dziękuję za wypowiedź. Z tego co napisałeś bardzo interesujesz się dzieckiem i chwała Tobie za wszystko, co robisz i wykorzystujesz okazję i możliwości.
Chłopcy mojej partnerki nie są zabierani przez ojca nigdzie na wakacje. Nie, nie ma on problemów finansowych. Rozpocząłem wątek dotyczący dzieci, które nie miały w życiu niczego od swego ojca, a nie szanują matki, która pracuje na to, żeby niczego nie brakowało.
Wspominasz o konflikcie między rodzicami, całkiem słusznie. Konflikt jest, bo facet nie interesuje się potrzebami dzieci, unika płacenia alimentów (zalega już kilka lat na duże sumy). Oczernia moją partnerkę i wmawia dzieciom, że cała wina za to, jak jest leży po stronie matki.
Niemniej moje główne pytanie dotyczy metod, jakie można zastosować w stosunku do chłopców. Czy ma sens jakiekolwiek ustanawianie zasad w domu, gdy już tyle lat byli bez męskiej ręki?
Pozwól że zadam jeszcze pytanie o te alimenty: nie płaci w ogóle czy płaci mniej niż zasadzono? A jeśli to drugie, to jakie są relacje tych kwot? Bo jeśli to pierwsze, to nie mam więcej pytań; jeśli to drugie, to... wiesz, zasądzone alimenty to "zależy jak danego dnia sędziemu leży" (choć w tak sfeminizowanym zawodzie nie do końca pasuje ) i jak pozwany sędzi danego dnia podpadnie (faktycznie lub w jej mniemaniu), to tak mu dopierdzieli że alimenty bywają kosmiczne w stosunku do zarobków faceta (ale są i przegięcia w drugą stronę, niestety to też nieraz jak matka sędzi podpadnie); na ogół niski poziom sądzenia jest w SR, w SO już nieco lepiej. Także z tym że facet nie ma problemów finansowych to też różnie bywa i też zależy kto patrzy (tak dla zobrazowania sytuacji: powiedzmy że facet ma 4,5 koła na rękę i dwójkę dzieci; przyjaciółki jego ex mogą być na tyle hipokrytkami by jednocześnie uważać że 2,5 koła alimentów na dzieci to mało i że on za pozostałe dwa koła spokojnie razem z opłatami przeżyje mieszkając sam*. Mam nadzieję że Ty oceniasz uczciwiej, ale tak dla pewności na konkretnych liczbach łatwiej by było policzyć l).
Z ustawianiem młodych... jak już pisałem to łatwo może się obrócić przeciwko Tobie, bo zaczną ryć pod Tobą u matki, a dla matki dziecko ZAWSZE będzie przed partnerem**. Najlepiej odsuń się na bok, ogranicz się do kontaktów z Twoją partnerką. Jak będą chcieli, to sami przyjdą (a jak tylko po "dyszkę", to nie warto inwestować czasu i chęci w budowę więzi z nimi).
*) to nie moja historia, tym bardziej że mam tylko jedno dziecko (żeby pewne hipokrytki nie doszukiwały się czegoś czego nie ma)
**) poza patologicznymi przypadkami gdy matka tak nienawidzi byłego że w dzieciach widzi przede wszystkim jego odbicie
12 2022-10-04 10:19:04 Ostatnio edytowany przez anna.zakochana (2022-10-04 11:44:21)
hmm, ja trochę nie rozumiem tych rad na olewanie tego i odsunięcie się. nie mam tego tematu jakoś bardzo przetrawionego, ale o ile zgadzam się że jako nie ojciec nie powinien wychowywać tych chłopców, tak uważam, że powinien autorytet u nich budować, wspierać partnerkę i motytowować ją do podjęcia pewnych kroków, przede wszystkim unormowania sytuacji z alimentami. i tym samym dawać wzorzec asertywności i mężczyzny wspierającego kobietę. oczywiście pogadać z partnerką jak w pewnych sytuacjach chciałaby żeby on postąpił, czego od niego oczekuje.
mieszkają pod jednym dachem, dla mnie wycofanie się to de facto koniec relacji. albo przejście na relację dochodzoną. bo jak to ma wyglądać? nastolatek klnie matce a jej partner bierze pilot i siada przed tv jakby nigdy nic? żeby nie było, nie wiem jak to powinno wyglądać, no ale jednak jakoś tak żeby było widać że to nie nastolatek rządzi w domu.
@Otwarcie z co drugiego Twojego postu aż bije jakiś kompleks (?) niskich zarobków. nie chcę robić gównoburzy, ale gadanie o "kosmicznych alimentach" są dla mnie po prostu śmieszne.
Przez te lata zżyłem się z nimi i nie mogę powiedzieć, żeby dzieci były problemem.
Jednak moim zdaniem jakieś granice są, nie chcę ich wyznaczać, interesuje mnie jak byście podeszli do tego tematu?
Najważniejszy jest wspólny front wobec dzieci. Jeśli na to nie możesz liczyć, musisz sam sobie radzić z nimi.
Na początek żadnych dyszek. Będzie szacunek, będzie i cała reszta, a jak nie, to nic. Konsekwencja musi być.
Starszy może dostać alimenty od ojca i niech się uczy nimi gospodarować. Co do zasad w domu warto, że matka przeprowadziła z nim rozmowę, ale tego jakoś nie widzę. To ona powinna zmienić nastawienie i inaczej się zachowywać.' i to jej przydałby się psycholog, tylko, żeby jeszcze wdrażała w życie te jego rady. Dla mnie to wygląda tak jakby chciała synom wynagrodzić brak ojca i godzi się na to, bo czuje się winna. Niestety nie zmienisz tego - prawdopodobnie, nie znam tej kobiety.
Osiemnastolatek chce być ważny, to sam powinien zadbać o siebie, a tymczasem z matki robi służącą, o nie przepraszam, to matka sama się nią robi.
Ośmiolatek wymaga zainteresowania, nie tylko lekcje, ale też ważni są koledzy i koleżanki, i jakie wartości są dla nich istotne. Ktoś powinien go wspomagać jako przyjaciel, zdobyć jego sympatię, a nie tylko taki dawca kasy. Ale to wszystko nie znaczy, że trzeba im pobłażać, wręcz przeciwnie uczyć zdyscyplinowania, przekonać, że warto coś zdobywać, mieć cele w życiu.
Jeśli partnerka skupia się na roli opiekunki, to oni mogą się czuć opuszczeni i wiedzą, że jak sami sobie nie poradzą, to nikt im nie pomoże. A jeśli ojciec wpaja im coś takiego, to matka powinna od niego zacząć wymagać od ojca właśnie alimentów, bo przecież ona prawnie opiekuje się chłopcami albo niech ojciec ograniczy kontakty z nimi.
Zasadnicza kwestia - jak na takie zachowanie synów reaguje ich matka, a Twoja partnerka Autorze?
Witajcie
Jest mi bardzo miło tutaj napisać nowego posta. Miło, gdyż cenię sobie Wasze opinie.
Dzisiaj chciałbym poruszyć temat dzieci z poprzedniego związku.
Chłopcy mają 10 i 18 lat. Wychowywani bez ojca, cały ciężar spoczywał na matce.
Nie będę pisał całej historii, tylko skupię się na teraźniejszości.
Mieszkam z moją partnerką około 2 lata. Na początku sądziłem, że jest między mną
a dziećmi jakaś nić porozumienia.
Znając ich dotychczasowe życie, starałem się być wrażliwy i czuły na ich potrzeby. Ogólnie mam na myśli szkołę, czas wolny, odwiedziny u rodziny mojej i mojej partnerki. Uroczystości, prezenty itp. Wspomnę tylko krótko, że ich ojciec nie zabiera ich nigdzie na wakacje, nie wspiera i nie płaci regularnie alimentów. Za to nastawia chłopców przeciwko matce i mąci im w głowie.
Ostatnio dochodzi często do awantur, starszy syn dopomina się o jego 500+,sam chce decydować na co wyda alimenty. Wręcz szantażuje moją partnerkę, że rzuci szkołę i się wyprowadzi. Nie mówi dokąd wychodzi, z kim i o której wróci do domu. Pokłócił się ze swoim pracodawcą od praktyki zawodowych, trenuje piłkę nożną, ale trenera też nie szanuje.
Do swojej mamy zwraca się często "co ty kobieto pierd..." krzyczy, gdy nie jest coś wyprane, a sam nie rozpakował z treningu...
Nie miałem z tą sytuacją problemu, ale zaczął również do mnie odzywać się opryskliwie i często się zwraca do mnie "z Tobą nie rozmawiam". Po czym na drugi dzień pyta, czy nie mam dyszki na picie lub śniadanie. Taki rodzaj dwubiegunowości...
Młodszy syn mojej partnerki też go naśladuje. Często krzyczy na mamę, robi fochy i płacze przy odrabianiu lekcji, Jego częsty zwrot to "o co ci chodzi?" - uważa, że może tak się odzywać do matki.
Ja nie mam własnych dzieci, więc tutaj jest też pewnie jakiś powód, że ciężko nad nimi zapanować.
/
Jak myślicie, co zrobić w takiej sytuacji?
Ja mogę się trochę zdystansować i mniej angażować w ich życie.
Ale czy w przypadku tego najmłodszego mogą wchodzić w grę jakieś metody wychowawcze?
Przez te lata zżyłem się z nimi i nie mogę powiedzieć, żeby dzieci były problemem.
Jednak moim zdaniem jakieś granice są, nie chcę ich wyznaczać, interesuje mnie jak byście podeszli do tego tematu?
To, do czego chciałabym się odnieść, to pogrubiłam.
Na początku zawsze bywa lepiej /inaczej/ są badania i testy z obu stron, ale weź pod uwagę, że chłopcy rosną, hormony buzują, jest okres totalnego buntu, zaczynają inaczej patrzeć na świat, mają własne potrzeby.
Co możesz z tym zrobić?
Zacząć traktować osiemnastolatka jak osobę dorosłą, która ma prawo do własnych
pieniędzy a zwłaszcza teraz do alimentów od ojca i choć ten nie płaci regularnie, to alimenty już są jego. Może warto by założył sobie konto w banku i tam niech one wpływają, a wtedy nie będzie "daj na śniadanie w szkole", bo mając konto i kartę
w ręku sam będzie zaspokajał niektóre swoje potrzeby.
Jeśli wolicie by one wpływały na konto mamy, to można je /alimenty/ podzielić na
pół i część chłopca wpłacać samemu.
Odnośnie zachowania, odzywek, buntu itp. niewiele da wyznaczanie przez Ciebie
granic, bo nie masz praw ojcowskich, to rola matki ale powinniście oboje to
omawiać.
Nie znaczy to, że w ogóle nie masz nic do powiedzenia, ale nie wychowuj, a mów
o własnych uczuciach, o tym jak się czujesz z tym Ty, słysząc jak nie szanują swojej matki, a Twojej partnerki. Możesz np. często używać zwrotów "ja sobie nie życzę",
"chciałbyś, żeby ktoś do ciebie tak się odnosił"?
Twoje przekazy winny być spokojne, rzeczowe, z szacunkiem.
W przypadku 18-tka może spróbować namówić go na jakąś grupę terapeutyczną.
On sam może iść do najbliższego Ośrodka Pomocy Rodzinie na rozmowę i prośbę
o pomoc, bo nie radzi sobie z emocjami.
Być może zgodzi się, bo kazać mu już nie możecie. Może jedynie rozmowa o pomocy
by to jemu było lepiej. 18-latek we wszystkich sprawach już sam za siebie decyduje.
Młodszego również możecie ustawić podobnie, z tym, że to matka decyduje.
Chłopcy nie radzą sobie z emocjami i nie powiedzą, że mimo, iż razem Wam jest
nieźle, to brak im ojca, regularnych spotkań itp.
Brawo dla Ciebie za postawę, chęć pomocy całej rodzinie, a nie chowanie głowy w piasek. Jednak gdy wszelkie środki zawiodą to pozostaje Tobie:
" się trochę zdystansować i mniej angażować w ich życie."
Nie miałem z tą sytuacją problemu, ale zaczął również do mnie odzywać się opryskliwie i często się zwraca do mnie "z Tobą nie rozmawiam". Po czym na drugi dzień pyta, czy nie mam dyszki na picie lub śniadanie. Taki rodzaj dwubiegunowości...
Zjebałeś sprawę, tak po prostu.
Za chwile odniosę się do tego fragmentu który zacytowałem, ale po kolei.
Związałeś się z kobietą z dziećmi, zanim z nimi zamieszkałeś to wiedziałeś jak wygląda tam sytuacja, jak wygląda ich kontakt z ojcem, i jak wygląda jego podejście do obowiązków jako ojca.
mimo to postanowiłeś wejść w tą rodzinę, i wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i dobru tej rodziny przyjąłeś postawę pasywną, z której wynikły wszystkie te problemy.
Dzieci potrzebują ojca, jest on niezbędny dla ich prawidłowego rozwoju, tylko radykalne samice (nie mylić z kobietami) twierdza ze ojciec jest zbyteczny w wychowaniu, a one poradzą sobie same, to jak sobie radzą widać na przykładzie społeczności czarnych w Ameryce, gidze 80% dzieci wychowuje sie bez ojca.
wiedziałeś jaka jest sytuacja, a pomimo tego postanowiłeś sie na te dzieci wypiąć "nie mój cyrk, nie moje małpy".
Jak sie wprowadziłeś to młodszy syn miał 8 lat, gdybyś miał odrobinę chęci, i podchodził do tego na poważnie, to bez żadnego problemu wszedł być w role ojca dla niego.
to ciebie i postrzegał teraz jako ojca a nie swojego biologicznego tatusia.
Niektórzy tutaj piszą, ze dobrze zrobiłeś, bo te dzieci mają ojca...litości, maja ojca ale na papierze, nic więcej.
Co do zacytowanego prze zemnie fragmentu, "nie miałeś problemu" ze w sposób skandaliczny odzywają się do swojej mamy a twojej partnerki, nie maiłeś problemu, nie obchodziło cie to, przechodziłeś obok wulgaryzmów rzucanych w twoja ukochaną, tak po prostu, nic się nie dzieje, nie moja sprawa.
Ale gdy "zaczął również" w stosunku do ciebie okazywać brak szacunku to nagle sie obudziłeś i postanowiłeś poprosić o rade.
wiesz dlaczego na samym początku wydawało ci się że masz jakaś nic porozumienia z dziećmi?
Bo dzieci nie są głupie, badały na ile mogą sobie pozwolić w twojej obecności, gdy im pokazałeś swoja biernością ze mogą wszystko, to i na to wszystko sobie pozwalają.
Co możesz teraz zrobić?
Teraz to sam nic nie możesz zrobić.
Musisz zacząć od poważnej rozmowy z partnerką.
Bo gdy ona nie będzie chciała/mogła nic z tym zrobić, to ty nic tu nie wskórasz.
Gdy postanowi jednak działać.
to trzeba zacząć od spacyfikowania agresywnego zachowania u tego starszego syna.
To dorosły człowiek, i jak z dorosłym trzeba z nim postępować.
Skoro jest taki cwany że chce swoje pieniądze (po 18 nie ma 500+) to jak najbardziej, niech założy sobie konto, te alimenty których nie ma, od ojca tam przelewać, i niech matka również drugie tyle dołoży.
I niech sie utrzymuje sam, jedzenie, opłaty rozrywka itp. Zobaczymy czy w tedy dalej będzie taki cwany.
wydaje mu sie ze jego pieniądze to on sobie moze wydawać jak chce, czyli docelowo rozrywka wszelkiego typu, zapomina jednak dzieciak, ze to sa pieniądze na jego utrzymanie, a nie tylko na rozrywkę.
Jeżeli che rzucić szkole itp, to dać mu walizkę, niech sie spakuje i albo jedzie do ojca albo idzie przez siebie, matka nie ma obowiązku utrzymywać go gdy ten jest dorosły i się nie uczy.
I niech to zrobi teraz, póki wie wszystko najlepiej.
Dla takiego cwaniaczka, nie ma nic lepszego niz solidny kop od życia.
To jest wasz dom, wiec wasze zasady, jak mu one nie odpowiadają, to niech idzie w świat, jest dorosły.
co do młodszego syna, on naśladuje starszego, wiec spacyfikowanie starszego bardzo ułatwi, albo wręcz rozwiąże problemy z młodszym
to czego mi tutaj brakło to jak ich mama reaguje na ich zachowanie, nic o tym nie napisałeś , jakie metody wychowawcze postanowiła wdrożyć. Czy w ogóle cokolwiek robi.
Tak samo dlaczego pozwala na to aby ich ojciec nie płacił im alimentów, wystarczy 3 miesiące bez wpłaty i taki goguś jest zapraszany na rozmowę z prokuratorem.
17 2022-10-04 13:49:09 Ostatnio edytowany przez Nowe_otwarcie (2022-10-04 13:49:59)
pawcio789 napisał/a:Nie miałem z tą sytuacją problemu, ale zaczął również do mnie odzywać się opryskliwie i często się zwraca do mnie "z Tobą nie rozmawiam". Po czym na drugi dzień pyta, czy nie mam dyszki na picie lub śniadanie. Taki rodzaj dwubiegunowości...
Zjebałeś sprawę, tak po prostu.
Za chwile odniosę się do tego fragmentu który zacytowałem, ale po kolei.
Związałeś się z kobietą z dziećmi, zanim z nimi zamieszkałeś to wiedziałeś jak wygląda tam sytuacja, jak wygląda ich kontakt z ojcem, i jak wygląda jego podejście do obowiązków jako ojca.
mimo to postanowiłeś wejść w tą rodzinę, i wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i dobru tej rodziny przyjąłeś postawę pasywną, z której wynikły wszystkie te problemy.
Dzieci potrzebują ojca, jest on niezbędny dla ich prawidłowego rozwoju, tylko radykalne samice (nie mylić z kobietami) twierdza ze ojciec jest zbyteczny w wychowaniu, a one poradzą sobie same, to jak sobie radzą widać na przykładzie społeczności czarnych w Ameryce, gidze 80% dzieci wychowuje sie bez ojca.
wiedziałeś jaka jest sytuacja, a pomimo tego postanowiłeś sie na te dzieci wypiąć "nie mój cyrk, nie moje małpy".
Jak sie wprowadziłeś to młodszy syn miał 8 lat, gdybyś miał odrobinę chęci, i podchodził do tego na poważnie, to bez żadnego problemu wszedł być w role ojca dla niego.
to ciebie i postrzegał teraz jako ojca a nie swojego biologicznego tatusia.
Niektórzy tutaj piszą, ze dobrze zrobiłeś, bo te dzieci mają ojca...litości, maja ojca ale na papierze, nic więcej.Co do zacytowanego prze zemnie fragmentu, "nie miałeś problemu" ze w sposób skandaliczny odzywają się do swojej mamy a twojej partnerki, nie maiłeś problemu, nie obchodziło cie to, przechodziłeś obok wulgaryzmów rzucanych w twoja ukochaną, tak po prostu, nic się nie dzieje, nie moja sprawa.
Ale gdy "zaczął również" w stosunku do ciebie okazywać brak szacunku to nagle sie obudziłeś i postanowiłeś poprosić o rade.wiesz dlaczego na samym początku wydawało ci się że masz jakaś nic porozumienia z dziećmi?
Bo dzieci nie są głupie, badały na ile mogą sobie pozwolić w twojej obecności, gdy im pokazałeś swoja biernością ze mogą wszystko, to i na to wszystko sobie pozwalają.Co możesz teraz zrobić?
Teraz to sam nic nie możesz zrobić.Musisz zacząć od poważnej rozmowy z partnerką.
Bo gdy ona nie będzie chciała/mogła nic z tym zrobić, to ty nic tu nie wskórasz.
Gdy postanowi jednak działać.
to trzeba zacząć od spacyfikowania agresywnego zachowania u tego starszego syna.
To dorosły człowiek, i jak z dorosłym trzeba z nim postępować.
Skoro jest taki cwany że chce swoje pieniądze (po 18 nie ma 500+) to jak najbardziej, niech założy sobie konto, te alimenty których nie ma, od ojca tam przelewać, i niech matka również drugie tyle dołoży.
I niech sie utrzymuje sam, jedzenie, opłaty rozrywka itp. Zobaczymy czy w tedy dalej będzie taki cwany.
wydaje mu sie ze jego pieniądze to on sobie moze wydawać jak chce, czyli docelowo rozrywka wszelkiego typu, zapomina jednak dzieciak, ze to sa pieniądze na jego utrzymanie, a nie tylko na rozrywkę.
Jeżeli che rzucić szkole itp, to dać mu walizkę, niech sie spakuje i albo jedzie do ojca albo idzie przez siebie, matka nie ma obowiązku utrzymywać go gdy ten jest dorosły i się nie uczy.
I niech to zrobi teraz, póki wie wszystko najlepiej.
Dla takiego cwaniaczka, nie ma nic lepszego niz solidny kop od życia.
To jest wasz dom, wiec wasze zasady, jak mu one nie odpowiadają, to niech idzie w świat, jest dorosły.co do młodszego syna, on naśladuje starszego, wiec spacyfikowanie starszego bardzo ułatwi, albo wręcz rozwiąże problemy z młodszym
to czego mi tutaj brakło to jak ich mama reaguje na ich zachowanie, nic o tym nie napisałeś , jakie metody wychowawcze postanowiła wdrożyć. Czy w ogóle cokolwiek robi.
Tak samo dlaczego pozwala na to aby ich ojciec nie płacił im alimentów, wystarczy 3 miesiące bez wpłaty i taki goguś jest zapraszany na rozmowę z prokuratorem.
Szeptuch, w kwestii tego starszego... tutaj chyba nie tylko mamy do czynienia z buntowaniem dzieciaka przez rodziców jedno na drugiego; takie coś idzie często w parze z rozgrywaniem przez dzieciaka rodziców: trzyma chwilowo z tym rodzicem który "da lepszą ofertę" i... Możliwe że babka go spacyfikuje i młody wróci z podkulonym ogonem... ale możliwe że jej się to nie uda, bywały przypadki że młody się zbuntował do tego stopnia że wyprowadził się i zaczął zarabiać na siebie albo zszedł na psy. Nie wiadomo jak tu będzie, nie przekonamy się póki jego matka nie postawi sprawy twardo.
Natomiast czy mają ojca tylko na papierze... z wierzchu to tak wygląda, ale na razie mamy bardzo skąpy opis. Tak, są ojcowie typowo biologiczni, którzy mają wylane na dzieciaka i finansowo i jeśli chodzi o zainteresowanie ogólnie; jeśli uproszczony opis wrzucony przez autora oddaje ten stan, to sprawa jasna. Ale są i tacy, którym na przykład są zasądził alimenty ponad ich faktyczne możliwości i płacą jedynie tyle ile mogą (w świetle prawa też zalegają!), nie biorą na wakacje bo ich zwyczajnie na nie nie stać (sami też nie jeżdżą), ale spędzają czas z dzieckiem i okazują mu zainteresowanie i wtedy już zupełnie inna sytuacja. No i w tej drugiej sytuacji autor absolutnie nie powinien wchodzić w rolę ojca. Dlatego zabrakło mi trochę danych od autora by mieć pełny obraz, bo wiesz... nowy partner matki nie zawsze musi być obiektywny w ocenie takiej sytuacji.
@anna.zakochana: wiesz, może nie róbmy kolejnej gównoburzy i offtopa
Szeptuch, w kwestii tego starszego... tutaj chyba nie tylko mamy do czynienia z buntowaniem dzieciaka przez rodziców jedno na drugiego; takie coś idzie często w parze z rozgrywaniem przez dzieciaka rodziców: trzyma chwilowo z tym rodzicem który "da lepszą ofertę" i... Możliwe że babka go spacyfikuje i młody wróci z podkulonym ogonem... ale możliwe że jej się to nie uda, bywały przypadki że młody się zbuntował do tego stopnia że wyprowadził się i zaczął zarabiać na siebie albo zszedł na psy. Nie wiadomo jak tu będzie, nie przekonamy się póki jego matka nie postawi sprawy twardo.
Natomiast czy mają ojca tylko na papierze... z wierzchu to tak wygląda, ale na razie mamy bardzo skąpy opis. Tak, są ojcowie typowo biologiczni, którzy mają wylane na dzieciaka i finansowo i jeśli chodzi o zainteresowanie ogólnie; jeśli uproszczony opis wrzucony przez autora oddaje ten stan, to sprawa jasna. Ale są i tacy, którym na przykład są zasądził alimenty ponad ich faktyczne możliwości i płacą jedynie tyle ile mogą (w świetle prawa też zalegają!), nie biorą na wakacje bo ich zwyczajnie na nie nie stać (sami też nie jeżdżą), ale spędzają czas z dzieckiem i okazują mu zainteresowanie i wtedy już zupełnie inna sytuacja. No i w tej drugiej sytuacji autor absolutnie nie powinien wchodzić w rolę ojca. Dlatego zabrakło mi trochę danych od autora by mieć pełny obraz, bo wiesz... nowy partner matki nie zawsze musi być obiektywny w ocenie takiej sytuacji.
" Możliwe że babka go spacyfikuje i młody wróci z podkulonym ogonem... ale możliwe że jej się to nie uda, bywały przypadki że młody się zbuntował do tego stopnia że wyprowadził się i zaczął zarabiać na siebie albo zszedł na psy. Nie wiadomo jak tu będzie, nie przekonamy się póki jego matka nie postawi sprawy twardo.
"
Tylko właśnie o to chodzi, jak sie wyprowadzi i zacznie zarabiać na siebie, to sam zobaczy ile chleb kosztuje, i nabierze szacunku do tego co dawała mu matka.
a jak zejdzie na psy, na cóż, skoro wzgardził matczyna miłością, i uznał że sam wie lepiej, niech ma nauczkę od życia.
co do reszty to jak najbardziej sie zgadzam.
ojciec nie musi zapewniać wakacji na Karaibach ( tak samo matka) czy technologicznych nowości, jeżeli spędza czas z dzieckiem, angażuje sie w zycie dziecka, w jeog problemu, pomaga mu realizować marzenia to jest dobrym ojcem.
Tylko właśnie o to chodzi, jak sie wyprowadzi i zacznie zarabiać na siebie, to sam zobaczy ile chleb kosztuje, i nabierze szacunku do tego co dawała mu matka.
a jak zejdzie na psy, na cóż, skoro wzgardził matczyna miłością, i uznał że sam wie lepiej, niech ma nauczkę od życia..
Czyli jesteś zwolennikiem wrzucania na głęboką wodę? Albo nauczy się pływać albo...
No my niestety nie przewidzimy co będzie. Sam wiesz że czasem żałuje się że w chwili takiego buntu nie powiedziało się sprawdzam (że przez to nie zakosztował tego twardego chleba i nie wydoroślał), a często żałuje się właśnie że się to powiedziało (gdy w rezultacie uciekł z domu i skoczył ze złotym strzałem w żyle).
To taki przypadek przy jakim człowiek dochodzi do wniosku że internetowe rady oparte na niedostatecznych danych o kant d... można rozbić. Może wizyta u psychologa pomogłaby w czymkolwiek...?
20 2022-10-04 15:01:34 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2022-10-04 15:09:04)
Ile wiesz o historii tego 18'latka? Byl ofiara przemocy w szkole? Jak spedza czas?
Jest zagubiony.
Komentarze o braku autorytetu ze wzgledu na to, ze nie jestes biologicznym ojcem nie maja sensu bo matka te dzieci urodzila a autorytetu tez nie ma.
Budowa autorytetu nie opiera sie o DNA.
Na czym sie opiera? Jak buduje sie autorytet?
Jestem ciekawy waszych opinii - stworzylem na nie powiazany watek w dziale psychologii (https://www.netkobiety.pl/t129018.html)
Szeptuch napisał/a:Tylko właśnie o to chodzi, jak sie wyprowadzi i zacznie zarabiać na siebie, to sam zobaczy ile chleb kosztuje, i nabierze szacunku do tego co dawała mu matka.
a jak zejdzie na psy, na cóż, skoro wzgardził matczyna miłością, i uznał że sam wie lepiej, niech ma nauczkę od życia..
Czyli jesteś zwolennikiem wrzucania na głęboką wodę? Albo nauczy się pływać albo...
No my niestety nie przewidzimy co będzie. Sam wiesz że czasem żałuje się że w chwili takiego buntu nie powiedziało się sprawdzam (że przez to nie zakosztował tego twardego chleba i nie wydoroślał), a często żałuje się właśnie że się to powiedziało (gdy w rezultacie uciekł z domu i skoczył ze złotym strzałem w żyle).
To taki przypadek przy jakim człowiek dochodzi do wniosku że internetowe rady oparte na niedostatecznych danych o kant d... można rozbić. Może wizyta u psychologa pomogłaby w czymkolwiek...?
Wychodzę z założenia, ze niema co kogo uszczęśliwiać na sile.
Skoro wychodzi z założenia że wie lepiej, niech to sprawdzi na własnej skórze.
Bo czy proszenie/błaganie/zabieganie cos tu da?
Efekt będzie odwrotny, poczuje ze wszytko może, będzie jeszcze bardziej cwany , jeszcze bardziej bezczelny i skończy sie rozstawianiem matki po kątach.
Ja jestem zwolennikiem wychowania dzieci w ten sposób ze daje synowi bardzo duża swobodę, i autonomie w podejmowaniu decyzji, mimo ze ma 11 lat to ma założone konto i swoja kartę.
co miesiąc przelewamy tam kieszonkowe, i on sam decyduje na co wyda, czy zaoszczędzi zeby w następnym miesiącu kupić co innego.
Wie ze jeżeli wyda wszystko, to więcej nie dostanie, dzięki czemu naprawdę nauczył sie gospodarować swoimi pieniędzmi.
Staramy sie budować wszytko za zaufaniu.
Czyli gdy syn mówi ide tam i tam, będę z tym i z tym , do tej i do tej godziny to mu ufamy.
Nie dzwonimy, nie ponaglamy z powrotem.
I wierz mi lub nie, ale nigdy sie nie spóźnił z powrotem do domu, jak dobrze sie bawią np na boisku i chce przedłożyć pobyt, to zawsze dzwoni z pytaniem.
bo wie ze jeżeli nas okłamie to takie wypady będzie miał ukrócone. i o wycieczkach rowerowych z kolegami będzie mógł zapomnieć przez jakiś czas.
Jak czytam wypowiedzi autora to ani tego zaufania, ani nawet szacunku nie widzę, smutno sie to czyta.
Yyy... Świetny pomysł, żeby TAKIEMU synowi TAKIEJ matki oddać alimenty. To by mogła być dobra lekcja, gdyby dziecko było w miarę ogarnięte, a matka - stanowcza. Przecież tutaj skończy się to tak, że dzieciak wyda wszystko na cokolwiek (no sorry, przecież on nie chce alimentów do ręki, żeby płacić za siebie rachunki czy kupować żywność i środki czystości), a matka będzie musiała wyłożyć kolejne pieniądze, bo przecież nie powie mu, że ma się wyprowadzić, bo nie dorzucił się do czynszu czy że nie będzie jadł, bo nie kupił jedzenia. Jaką lekcję młody wyniesie? Że jest super, bo może wydać wszystko na siebie, a żyć będzie jak wcześniej.
Jeśli już coś w tym kierunku, to ja bym potraktowała syna jak dorosłego, ale w wersji raczej teoretycznej. Usiąść z nim, spisać na kartce, ile kosztuje jego utrzymanie, oczywiscie z podziałem ile i za co, łącznie z częścią WSZYSTKICH opłat stałych, rachunków (czyli również śmieci, czynsz itd.). I teraz załóżmy, że wyjdzie 2000 zł, przy czym na jego utrzymanie ma iść wg sądu 1000 zł od ojca, 500 zł od matki, do tego ew. 500+. Do tego wiemy, że ojciec nie płaci, więc niech będzie 200 zł zamiast 1000. I spytać, w jaki sposób syn chce pokryć wydatki w kwocie 2000 zł, mając do dyspozycji 1200. I jak myśli, skąd się biorą pieniądze na załatanie tej dziury. I w jaki sposób, robiąc co miesiąc dług w wys. 800 zł, chciałby sfinansować jakieś ekstra wydatki typu wakacje, ubrania itd. Taki dorosły?
Skoro on już porusza tematy pieniędzy, to nie ma co dbać o dobre imię tatusia, niech ojciec sam świeci oczami przed synem, no i niech syn będzie świadomy, jak (i z czyjej winy) finanse wyglądają. W końcu dorosły. Niech więc dorasta.
Nowe_otwarcie napisał/a:Szeptuch napisał/a:Tylko właśnie o to chodzi, jak sie wyprowadzi i zacznie zarabiać na siebie, to sam zobaczy ile chleb kosztuje, i nabierze szacunku do tego co dawała mu matka.
a jak zejdzie na psy, na cóż, skoro wzgardził matczyna miłością, i uznał że sam wie lepiej, niech ma nauczkę od życia..
Czyli jesteś zwolennikiem wrzucania na głęboką wodę? Albo nauczy się pływać albo...
No my niestety nie przewidzimy co będzie. Sam wiesz że czasem żałuje się że w chwili takiego buntu nie powiedziało się sprawdzam (że przez to nie zakosztował tego twardego chleba i nie wydoroślał), a często żałuje się właśnie że się to powiedziało (gdy w rezultacie uciekł z domu i skoczył ze złotym strzałem w żyle).
To taki przypadek przy jakim człowiek dochodzi do wniosku że internetowe rady oparte na niedostatecznych danych o kant d... można rozbić. Może wizyta u psychologa pomogłaby w czymkolwiek...?
Wychodzę z założenia, ze niema co kogo uszczęśliwiać na sile.
Skoro wychodzi z założenia że wie lepiej, niech to sprawdzi na własnej skórze.
Bo czy proszenie/błaganie/zabieganie cos tu da?
Efekt będzie odwrotny, poczuje ze wszytko może, będzie jeszcze bardziej cwany , jeszcze bardziej bezczelny i skończy sie rozstawianiem matki po kątach.
Ja jestem zwolennikiem wychowania dzieci w ten sposób ze daje synowi bardzo duża swobodę, i autonomie w podejmowaniu decyzji, mimo ze ma 11 lat to ma założone konto i swoja kartę.
co miesiąc przelewamy tam kieszonkowe, i on sam decyduje na co wyda, czy zaoszczędzi zeby w następnym miesiącu kupić co innego.
Wie ze jeżeli wyda wszystko, to więcej nie dostanie, dzięki czemu naprawdę nauczył sie gospodarować swoimi pieniędzmi.
Staramy sie budować wszytko za zaufaniu.
Czyli gdy syn mówi ide tam i tam, będę z tym i z tym , do tej i do tej godziny to mu ufamy.
Nie dzwonimy, nie ponaglamy z powrotem.
I wierz mi lub nie, ale nigdy sie nie spóźnił z powrotem do domu, jak dobrze sie bawią np na boisku i chce przedłożyć pobyt, to zawsze dzwoni z pytaniem.
bo wie ze jeżeli nas okłamie to takie wypady będzie miał ukrócone. i o wycieczkach rowerowych z kolegami będzie mógł zapomnieć przez jakiś czas.Jak czytam wypowiedzi autora to ani tego zaufania, ani nawet szacunku nie widzę, smutno sie to czyta.
Ale Ty porównujesz swojego syna (rodzonego, z którym masz więź od urodzenia) z dziećmi jego partnerki, które gość zna od 2 lat, a które już były w pewien sposób ukształtowane.
A co do tego zaufania, to wiele jest takich przypadków, ale IMHO to bardziej zależy od danego "egzemplarza", a nie od systemu wychowawczego; sam wiesz że znajdziesz liczne przykłady "w jedną i w drugą stronę"
Yyy... Świetny pomysł, żeby TAKIEMU synowi TAKIEJ matki oddać alimenty. To by mogła być dobra lekcja, gdyby dziecko było w miarę ogarnięte, a matka - stanowcza. Przecież tutaj skończy się to tak, że dzieciak wyda wszystko na cokolwiek (no sorry, przecież on nie chce alimentów do ręki, żeby płacić za siebie rachunki czy kupować żywność i środki czystości), a matka będzie musiała wyłożyć kolejne pieniądze, bo przecież nie powie mu, że ma się wyprowadzić, bo nie dorzucił się do czynszu czy że nie będzie jadł, bo nie kupił jedzenia. Jaką lekcję młody wyniesie? Że jest super, bo może wydać wszystko na siebie, a żyć będzie jak wcześniej.
Jeśli już coś w tym kierunku, to ja bym potraktowała syna jak dorosłego, ale w wersji raczej teoretycznej.
Usiąść z nim, spisać na kartce, ile kosztuje jego utrzymanie, oczywiscie z podziałem ile i za co, łącznie z częścią WSZYSTKICH opłat stałych, rachunków (czyli również śmieci, czynsz itd.). I teraz załóżmy, że wyjdzie 2000 zł, przy czym na jego utrzymanie ma iść wg sądu 1000 zł od ojca, 500 zł od matki, do tego ew. 500+. Do tego wiemy, że ojciec nie płaci, więc niech będzie 200 zł zamiast 1000. I spytać, w jaki sposób syn chce pokryć wydatki w kwocie 2000 zł, mając do dyspozycji 1200. I jak myśli, skąd się biorą pieniądze na załatanie tej dziury. I w jaki sposób, robiąc co miesiąc dług w wys. 800 zł, chciałby sfinansować jakieś ekstra wydatki typu wakacje, ubrania itd. Taki dorosły?
Skoro on już porusza tematy pieniędzy, to nie ma co dbać o dobre imię tatusia, niech ojciec sam świeci oczami przed synem, no i niech syn będzie świadomy, jak (i z czyjej winy) finanse wyglądają. W końcu dorosły. Niech więc dorasta.
Niestety nie ma nadziei na to, że usiądzie on z mamą i przeanalizuje wydatki. Raczej z jego strony padają słowa "Masz mi..." "Daj..." "Łaski nie robisz", a ostatnio nawet "spierdalaj".
Nowe_otwarcie napisał/a:Szeptuch napisał/a:Tylko właśnie o to chodzi, jak sie wyprowadzi i zacznie zarabiać na siebie, to sam zobaczy ile chleb kosztuje, i nabierze szacunku do tego co dawała mu matka.
a jak zejdzie na psy, na cóż, skoro wzgardził matczyna miłością, i uznał że sam wie lepiej, niech ma nauczkę od życia..
Czyli jesteś zwolennikiem wrzucania na głęboką wodę? Albo nauczy się pływać albo...
No my niestety nie przewidzimy co będzie. Sam wiesz że czasem żałuje się że w chwili takiego buntu nie powiedziało się sprawdzam (że przez to nie zakosztował tego twardego chleba i nie wydoroślał), a często żałuje się właśnie że się to powiedziało (gdy w rezultacie uciekł z domu i skoczył ze złotym strzałem w żyle).
To taki przypadek przy jakim człowiek dochodzi do wniosku że internetowe rady oparte na niedostatecznych danych o kant d... można rozbić. Może wizyta u psychologa pomogłaby w czymkolwiek...?
Wychodzę z założenia, ze niema co kogo uszczęśliwiać na sile.
Skoro wychodzi z założenia że wie lepiej, niech to sprawdzi na własnej skórze.
Bo czy proszenie/błaganie/zabieganie cos tu da?
Efekt będzie odwrotny, poczuje ze wszytko może, będzie jeszcze bardziej cwany , jeszcze bardziej bezczelny i skończy sie rozstawianiem matki po kątach.
Ja jestem zwolennikiem wychowania dzieci w ten sposób ze daje synowi bardzo duża swobodę, i autonomie w podejmowaniu decyzji, mimo ze ma 11 lat to ma założone konto i swoja kartę.
co miesiąc przelewamy tam kieszonkowe, i on sam decyduje na co wyda, czy zaoszczędzi zeby w następnym miesiącu kupić co innego.
Wie ze jeżeli wyda wszystko, to więcej nie dostanie, dzięki czemu naprawdę nauczył sie gospodarować swoimi pieniędzmi.
Staramy sie budować wszytko za zaufaniu.
Czyli gdy syn mówi ide tam i tam, będę z tym i z tym , do tej i do tej godziny to mu ufamy.
Nie dzwonimy, nie ponaglamy z powrotem.
I wierz mi lub nie, ale nigdy sie nie spóźnił z powrotem do domu, jak dobrze sie bawią np na boisku i chce przedłożyć pobyt, to zawsze dzwoni z pytaniem.
bo wie ze jeżeli nas okłamie to takie wypady będzie miał ukrócone. i o wycieczkach rowerowych z kolegami będzie mógł zapomnieć przez jakiś czas.Jak czytam wypowiedzi autora to ani tego zaufania, ani nawet szacunku nie widzę, smutno sie to czyta.
Trafiłaś w sedno. Gratuluję Wam takiej pociechy. Nie jestem zwolennikiem musztry, ale jak nastolatek idzie na dwór, to muszę mieć informację gdzie i z kim oraz kiedy wróci. A jak się chce dłużej pobawić to ma telefon. Niestety sytuacja z 10 latkiem mojej partnerki wygląda tak, że nie mówi wszystkiego, w cwany sposób określa gdzie jest (np "na osiedlu") potrafi wyjść o 14.00 a wrócić o 20.00 bez zgłaszania co robi i z kim.
Ale Ty porównujesz swojego syna (rodzonego, z którym masz więź od urodzenia) z dziećmi jego partnerki, które gość zna od 2 lat, a które już były w pewien sposób ukształtowane.
A co do tego zaufania, to wiele jest takich przypadków, ale IMHO to bardziej zależy od danego "egzemplarza", a nie od systemu wychowawczego; sam wiesz że znajdziesz liczne przykłady "w jedną i w drugą stronę"
Mój syn, nie jest moim rodzonym.
Przysposobiłem go w raz z poślubieniem jego matki,gdy miał 6 lat(zacząłem spotykać się z jego matką gdy miał 5)
Jego ojciec zginał w wypadku, wiec naturalnym było ze stałem sie jego ojcem.
SaraS napisał/a:Yyy... Świetny pomysł, żeby TAKIEMU synowi TAKIEJ matki oddać alimenty. To by mogła być dobra lekcja, gdyby dziecko było w miarę ogarnięte, a matka - stanowcza. Przecież tutaj skończy się to tak, że dzieciak wyda wszystko na cokolwiek (no sorry, przecież on nie chce alimentów do ręki, żeby płacić za siebie rachunki czy kupować żywność i środki czystości), a matka będzie musiała wyłożyć kolejne pieniądze, bo przecież nie powie mu, że ma się wyprowadzić, bo nie dorzucił się do czynszu czy że nie będzie jadł, bo nie kupił jedzenia. Jaką lekcję młody wyniesie? Że jest super, bo może wydać wszystko na siebie, a żyć będzie jak wcześniej.
Jeśli już coś w tym kierunku, to ja bym potraktowała syna jak dorosłego, ale w wersji raczej teoretycznej.
Usiąść z nim, spisać na kartce, ile kosztuje jego utrzymanie, oczywiscie z podziałem ile i za co, łącznie z częścią WSZYSTKICH opłat stałych, rachunków (czyli również śmieci, czynsz itd.). I teraz załóżmy, że wyjdzie 2000 zł, przy czym na jego utrzymanie ma iść wg sądu 1000 zł od ojca, 500 zł od matki, do tego ew. 500+. Do tego wiemy, że ojciec nie płaci, więc niech będzie 200 zł zamiast 1000. I spytać, w jaki sposób syn chce pokryć wydatki w kwocie 2000 zł, mając do dyspozycji 1200. I jak myśli, skąd się biorą pieniądze na załatanie tej dziury. I w jaki sposób, robiąc co miesiąc dług w wys. 800 zł, chciałby sfinansować jakieś ekstra wydatki typu wakacje, ubrania itd. Taki dorosły?
Skoro on już porusza tematy pieniędzy, to nie ma co dbać o dobre imię tatusia, niech ojciec sam świeci oczami przed synem, no i niech syn będzie świadomy, jak (i z czyjej winy) finanse wyglądają. W końcu dorosły. Niech więc dorasta.
Niestety nie ma nadziei na to, że usiądzie on z mamą i przeanalizuje wydatki. Raczej z jego strony padają słowa "Masz mi..." "Daj..." "Łaski nie robisz", a ostatnio nawet "spierdalaj".
A jak reagujesz wtedy ty? Nic nie mówisz?
28 2022-10-04 15:29:40 Ostatnio edytowany przez Szeptuch (2022-10-04 15:30:25)
Niestety nie ma nadziei na to, że usiądzie on z mamą i przeanalizuje wydatki. Raczej z jego strony padają słowa "Masz mi..." "Daj..." "Łaski nie robisz", a ostatnio nawet "spierdalaj".
Zastanawiam sie co doprowadza do czegoś takiego.
Żeby własne dziecko powiedziało do ojca czy matki "spierdalaj" albo w ogóle używało agresywnego języka w stosunku do nich.
Dla mnie to jest sci-fi
pawcio789 napisał/a:Niestety nie ma nadziei na to, że usiądzie on z mamą i przeanalizuje wydatki. Raczej z jego strony padają słowa "Masz mi..." "Daj..." "Łaski nie robisz", a ostatnio nawet "spierdalaj".
Zastanawiam sie co doprowadza do czegoś takiego.
Żeby własne dziecko powiedziało do ojca czy matki "spierdalaj" albo w ogóle używało agresywnego języka w stosunku do nich.
Dla mnie to jest sci-fi
Ja wiem. Rozpuszczanie od małego.
Ja wiem. Rozpuszczanie od małego.
tylko tyle wystarczy żeby dziecko az tak się stoczyło?
rossanka napisał/a:Ja wiem. Rozpuszczanie od małego.
tylko tyle wystarczy żeby dziecko az tak się stoczyło?
To nie jest wcale "tylko". I tak to wystarczy.
pawcio789 napisał/a:SaraS napisał/a:Yyy... Świetny pomysł, żeby TAKIEMU synowi TAKIEJ matki oddać alimenty. To by mogła być dobra lekcja, gdyby dziecko było w miarę ogarnięte, a matka - stanowcza. Przecież tutaj skończy się to tak, że dzieciak wyda wszystko na cokolwiek (no sorry, przecież on nie chce alimentów do ręki, żeby płacić za siebie rachunki czy kupować żywność i środki czystości), a matka będzie musiała wyłożyć kolejne pieniądze, bo przecież nie powie mu, że ma się wyprowadzić, bo nie dorzucił się do czynszu czy że nie będzie jadł, bo nie kupił jedzenia. Jaką lekcję młody wyniesie? Że jest super, bo może wydać wszystko na siebie, a żyć będzie jak wcześniej.
Jeśli już coś w tym kierunku, to ja bym potraktowała syna jak dorosłego, ale w wersji raczej teoretycznej.
Usiąść z nim, spisać na kartce, ile kosztuje jego utrzymanie, oczywiscie z podziałem ile i za co, łącznie z częścią WSZYSTKICH opłat stałych, rachunków (czyli również śmieci, czynsz itd.). I teraz załóżmy, że wyjdzie 2000 zł, przy czym na jego utrzymanie ma iść wg sądu 1000 zł od ojca, 500 zł od matki, do tego ew. 500+. Do tego wiemy, że ojciec nie płaci, więc niech będzie 200 zł zamiast 1000. I spytać, w jaki sposób syn chce pokryć wydatki w kwocie 2000 zł, mając do dyspozycji 1200. I jak myśli, skąd się biorą pieniądze na załatanie tej dziury. I w jaki sposób, robiąc co miesiąc dług w wys. 800 zł, chciałby sfinansować jakieś ekstra wydatki typu wakacje, ubrania itd. Taki dorosły?
Skoro on już porusza tematy pieniędzy, to nie ma co dbać o dobre imię tatusia, niech ojciec sam świeci oczami przed synem, no i niech syn będzie świadomy, jak (i z czyjej winy) finanse wyglądają. W końcu dorosły. Niech więc dorasta.
Niestety nie ma nadziei na to, że usiądzie on z mamą i przeanalizuje wydatki. Raczej z jego strony padają słowa "Masz mi..." "Daj..." "Łaski nie robisz", a ostatnio nawet "spierdalaj".
A jak reagujesz wtedy ty? Nic nie mówisz?
W takich momentach dochodzi do awantur, on się nakręca, trzaska drzwiami, prawie płacze, że nikt go nie rozumie. Na moje słowa i reakcje, w których chcę z nim rozmawiać a nie przywoływać do porządku mówi "z Tobą nie rozmawiam". Zresztą gdyby nie pieniądze i potrzeba uprania bądź ugotowania obiadu z matką też by nie rozmawiał.
33 2022-10-04 16:04:06 Ostatnio edytowany przez cisza to ja (2022-10-04 16:05:56)
Niestety nie ma nadziei na to, że usiądzie on z mamą i przeanalizuje wydatki. Raczej z jego strony padają słowa "Masz mi..." "Daj..." "Łaski nie robisz", a ostatnio nawet "spierdalaj".
Ano nie ma takiej opcji, bo chłopak nie zarabia na siebie, więc pomimo, że traktowany jak dorosły i odpowiada za swoje czyny jak dorosły, to nie jest samowystarczalny i uczy się, a to jest już inna sprawa.
Alimenty działają tylko na czas nauki, do 25 roku życia jeśli podejmie studia, a do
26 lat gdy będzie bronił pracy dyplomowej.
I w takim przypadku matka odmawiająca utrzymania chłopca może przez niego być podana do sądu o alimenty.
Tak więc na obecną chwilę matka ma obowiązek wobec swojego uczącego się syna.
Nie może mu odmówić finansowania utrzymania i ubrania i lepiej żeby finansowych zobowiązań nie żądać od niego, bo to niewykonalne.
Ale matka może wziąć syna na rozmowę i powiedzieć, że już jest dorosły, a co za
tym idzie poza przywilejami, ma również obowiązki w domu i od teraz sam dba o
swoje sprawy takie jak: pranie, sprzątanie po sobie, zmywanie naczyń, czyszczenie
obuwia, pomoc przy zakupach itp.
I tu być konsekwentną.
pawcio789 napisał/a:
Niestety nie ma nadziei na to, że usiądzie on z mamą i przeanalizuje wydatki. Raczej z jego strony padają słowa "Masz mi..." "Daj..." "Łaski nie robisz", a ostatnio nawet "spierdalaj".Ano nie ma takiej opcji, bo chłopak nie zarabia na siebie, więc pomimo, że traktowany jak dorosły i odpowiada za swoje czyny jak dorosły, to nie jest samowystarczalny i uczy się, a to jest już inna sprawa.
Alimenty działają tylko na czas nauki, do 25 roku życia jeśli podejmie studia, a do
26 lat gdy będzie bronił pracy dyplomowej.
I w takim przypadku matka odmawiająca utrzymania chłopca może przez niego być podana do sądu o alimenty.
Tak więc na obecną chwilę matka ma obowiązek wobec swojego uczącego się syna.
Nie może mu odmówić finansowania utrzymania i ubrania i lepiej żeby finansowych zobowiązań nie żądać od niego, bo to niewykonalne.
Ale matka może wziąć syna na rozmowę i powiedzieć, że już jest dorosły, a co za
tym idzie poza przywilejami, ma również obowiązki w domu i od teraz sam dba o
swoje sprawy takie jak: pranie, sprzątanie po sobie, zmywanie naczyń, czyszczenie
obuwia, pomoc przy zakupach itp.
I tu być konsekwentną.
Właśnie z tą konsekwencją bywa tak, że po jakimś czasie moja partnerka ulega i znowu jest spokój, robi za niego wiele rzeczy (np obcina mu paznokcie). Sporadycznie do mnie ma pretensje, że nie interesuję się nim. Nie będę naskakiwal młodemu, który powie mi za kilka dni że nie musiałem tego robić.
SaraS napisał/a:Yyy... Świetny pomysł, żeby TAKIEMU synowi TAKIEJ matki oddać alimenty. To by mogła być dobra lekcja, gdyby dziecko było w miarę ogarnięte, a matka - stanowcza. Przecież tutaj skończy się to tak, że dzieciak wyda wszystko na cokolwiek (no sorry, przecież on nie chce alimentów do ręki, żeby płacić za siebie rachunki czy kupować żywność i środki czystości), a matka będzie musiała wyłożyć kolejne pieniądze, bo przecież nie powie mu, że ma się wyprowadzić, bo nie dorzucił się do czynszu czy że nie będzie jadł, bo nie kupił jedzenia. Jaką lekcję młody wyniesie? Że jest super, bo może wydać wszystko na siebie, a żyć będzie jak wcześniej.
Jeśli już coś w tym kierunku, to ja bym potraktowała syna jak dorosłego, ale w wersji raczej teoretycznej.
Usiąść z nim, spisać na kartce, ile kosztuje jego utrzymanie, oczywiscie z podziałem ile i za co, łącznie z częścią WSZYSTKICH opłat stałych, rachunków (czyli również śmieci, czynsz itd.). I teraz załóżmy, że wyjdzie 2000 zł, przy czym na jego utrzymanie ma iść wg sądu 1000 zł od ojca, 500 zł od matki, do tego ew. 500+. Do tego wiemy, że ojciec nie płaci, więc niech będzie 200 zł zamiast 1000. I spytać, w jaki sposób syn chce pokryć wydatki w kwocie 2000 zł, mając do dyspozycji 1200. I jak myśli, skąd się biorą pieniądze na załatanie tej dziury. I w jaki sposób, robiąc co miesiąc dług w wys. 800 zł, chciałby sfinansować jakieś ekstra wydatki typu wakacje, ubrania itd. Taki dorosły?
Skoro on już porusza tematy pieniędzy, to nie ma co dbać o dobre imię tatusia, niech ojciec sam świeci oczami przed synem, no i niech syn będzie świadomy, jak (i z czyjej winy) finanse wyglądają. W końcu dorosły. Niech więc dorasta.
Niestety nie ma nadziei na to, że usiądzie on z mamą i przeanalizuje wydatki. Raczej z jego strony padają słowa "Masz mi..." "Daj..." "Łaski nie robisz", a ostatnio nawet "spierdalaj".
Pawcio, z ciekawości: do kogo szczeniak adresował konkretnie zwrot "spierdalaj"?
Pawcio, z ciekawości: do kogo szczeniak adresował konkretnie zwrot "spierdalaj"?
Kilka razy powiedział do mamy "co ty pierdolisz kobieto?", do nas obojga "że pierdolimy głupoty", a "spierdalaj" do mamy, gdy upomniała go za zajmowanie łazienki.
Pawcio, z ciekawości: do kogo szczeniak adresował konkretnie zwrot "spierdalaj"?
Kilka razy powiedział do mamy "co ty pierdolisz kobieto?", do nas obojga "że pierdolimy głupoty", a "spierdalaj" do mamy, gdy upomniała go za zajmowanie łazienki.
Wobec powyższego przychylam się do zdania Szeptucha: faktycznie matka powinna usztywnić postawę, a młody (jeśli jest taki twardy) zakosztować samodzielnej pracy zarobkowej jak mu coś nie pasuje. Może jestem starej daty, ale dla mnie powiedzieć do matki "spierdalaj" jest po prostu niewyobrażalne.
cisza to ja napisał/a:pawcio789 napisał/a:
Niestety nie ma nadziei na to, że usiądzie on z mamą i przeanalizuje wydatki. Raczej z jego strony padają słowa "Masz mi..." "Daj..." "Łaski nie robisz", a ostatnio nawet "spierdalaj".Ano nie ma takiej opcji, bo chłopak nie zarabia na siebie, więc pomimo, że traktowany jak dorosły i odpowiada za swoje czyny jak dorosły, to nie jest samowystarczalny i uczy się, a to jest już inna sprawa.
Alimenty działają tylko na czas nauki, do 25 roku życia jeśli podejmie studia, a do
26 lat gdy będzie bronił pracy dyplomowej.
I w takim przypadku matka odmawiająca utrzymania chłopca może przez niego być podana do sądu o alimenty.
Tak więc na obecną chwilę matka ma obowiązek wobec swojego uczącego się syna.
Nie może mu odmówić finansowania utrzymania i ubrania i lepiej żeby finansowych zobowiązań nie żądać od niego, bo to niewykonalne.
Ale matka może wziąć syna na rozmowę i powiedzieć, że już jest dorosły, a co za
tym idzie poza przywilejami, ma również obowiązki w domu i od teraz sam dba o
swoje sprawy takie jak: pranie, sprzątanie po sobie, zmywanie naczyń, czyszczenie
obuwia, pomoc przy zakupach itp.
I tu być konsekwentną.Właśnie z tą konsekwencją bywa tak, że po jakimś czasie moja partnerka ulega i znowu jest spokój, robi za niego wiele rzeczy (np obcina mu paznokcie). Sporadycznie do mnie ma pretensje, że nie interesuję się nim. Nie będę naskakiwal młodemu, który powie mi za kilka dni że nie musiałem tego robić.
Obcina mu paznokcie?! Nie uwierzyłabym. Twoja partnerka idzie na łatwiznę, bo łatwiej usługiwać niż wychowywać.
Pawcio, z ciekawości: do kogo szczeniak adresował konkretnie zwrot "spierdalaj"?
Kilka razy powiedział do mamy "co ty pierdolisz kobieto?", do nas obojga "że pierdolimy głupoty", a "spierdalaj" do mamy, gdy upomniała go za zajmowanie łazienki.
I ona nic na te słowa nie mówi? Godzi się na to?
pawcio789 napisał/a:Pawcio, z ciekawości: do kogo szczeniak adresował konkretnie zwrot "spierdalaj"?
Kilka razy powiedział do mamy "co ty pierdolisz kobieto?", do nas obojga "że pierdolimy głupoty", a "spierdalaj" do mamy, gdy upomniała go za zajmowanie łazienki.
I ona nic na te słowa nie mówi? Godzi się na to?
Ostatnio przyłożyła mu kilka razy po plecach, ale tylko się zaśmiał. Ja nie mam praw ani autorytetu, więc mogę jedynie odmówić mu pomocy, gdy się zwróci (np aby go gdzieś podwieźć). Kilka razy próbowałem mu siłowo wytłumaczyć co nieco, ale stawia się, moja partnerka płacze i nas rozdziela. Z drugiej strony, gdybym mu przywalił, to gotów jeszcze na obdukcje pójść. Jedyne wyjście, to pozwolić mu na samodzielność. Jednak to też sprawia problemy. Np jeśli chodzi o szkołę, ledwo wrzesień minął, a on ma masę minusów, spóźnień, nieobecności... Nie tłumaczy się mamie z niczego, często myślę, że robi z nas głupków, bo np ma tylko dwie lub trzy lekcje. A potem w Lubrusie nieobecności i spóźnienia.
W zeszłym tygodniu moja partnerka zaczęła się obawiać, że może wkroczyć kurator.
Niestety, ale autorytetu nie kupuje się za prezenty i przymilanie się. Jeśli starszy syn potrafi być miły tylko wtedy, gdy potrzebuje kasy, to chyba nie tędy droga. Poza tym, chlopcy wiedzą, że ojciec alimentów nie płaci? Pytam, bo wiele matek ukrywa ten fakt przed dziećmi żeby nie zostały posądzone o nastawianie dzieci przeciw ojcu, albo żeby dzieci nie straciły szacunku i zaufania do niego. O ile w niektórych przypadkach można się z taką postawą zgodzić, to w tym akurat tatuś jak widać nieźle sobie poczyna niszcząc psychikę swoich dzieci i nastawiając je przeciw ich własnej matce sam z niczego się właściwie nie wywiązując.
Chłopcy wiedzą, że czasem płaci alimenty a czasem nie. Starszy utrzymuje kontakt z ojcem na FB i tatuś wmawia, że co miesiąc płaci a winna jest matka, bo go okłamuje.
to tak z tego co piszesz to Wy dwoje powinniście najpierw pójść do jakiegoś psychologa albo na terapię, bo rzeczy które próbujecie robić świadczą że totalnie nie kumacie jak wychowywać dzieci, jak stawiać granice i w ogóle co znaczy zdrowa relacja.
przemoc fizyczna ("tłumaczenie siłowe") to akt bezsilności i desperacji, obcinania paznokci nawet nie skomentuję.
serio, poszukajcie kogoś trzeciego, nie dacie rady sami a szkoda chłopaków.
serio, poszukajcie kogoś trzeciego, nie dacie rady sami a szkoda chłopaków.
Szkoda jeżeli to bunt nastolatków; jeśli jednak oni są już serio tak spaczeni jak to wygląda, to już może pomóc tylko chyba terapia szokowa, zwłaszcza dla starszego.
Niestety, obawiam się że jak na bunt nastolatka to już jest za mocne.
oczywiście będzie trudniej. ale zmieniając swoje zachowanie zawsze zmieniasz relację i zachowanie drugiej osoby. w dorosłych relacjach też to tak działa.
tylko trzeba wiedzieć jak postępować i jak się zachowywać wobec tego chłopaka.
a winna jest matka, bo go okłamuje.
Odpowiedziałeś sam sobie, gdzie jest problem.
Sam się w pakowałeś w taki związek, gdzie od początku było wiadomo, że będzie ciężko.
Nie masz doświadczenia z wychowywaniem, w domu jesteś za miękki i przez to nie stawiałeś granic.
To też Twoja wina.
Młodemu dać do ręki pieniądze.
A później policzyć za nocleg 30 zł dziennie, za jedzenie 15 zł dziennie. Odpuść pranie i wodę.
Nie chce dawać na jedzenie, niech sam sobie kupuje.
Jak się nie podoba, to niech idzie do tatusia.
Ma 18 lat, czas więc, by poznał czym jest życie i odpowiedzialność.
Odpowiedziałeś sam sobie, gdzie jest problem.
Sam się w pakowałeś w taki związek, gdzie od początku było wiadomo, że będzie ciężko.
Nie masz doświadczenia z wychowywaniem, w domu jesteś za miękki i przez to nie stawiałeś granic.
To też Twoja wina.
Młodemu dać do ręki pieniądze.
A później policzyć za nocleg 30 zł dziennie, za jedzenie 15 zł dziennie. Odpuść pranie i wodę.
Nie chce dawać na jedzenie, niech sam sobie kupuje.
Nie stawiałem granic, bo nie mam doświadczenia, nie mam swoich dzieci i trochę się przeliczyłem z wiarą, że będzie dobrze.
Dziękuję za opinię, trzeba będzie to wprowadzić w życie.
Tamiraa napisał/a:pawcio789 napisał/a:Pawcio, z ciekawości: do kogo szczeniak adresował konkretnie zwrot "spierdalaj"?
Kilka razy powiedział do mamy "co ty pierdolisz kobieto?", do nas obojga "że pierdolimy głupoty", a "spierdalaj" do mamy, gdy upomniała go za zajmowanie łazienki.
I ona nic na te słowa nie mówi? Godzi się na to?
Ostatnio przyłożyła mu kilka razy po plecach, ale tylko się zaśmiał. Ja nie mam praw ani autorytetu, więc mogę jedynie odmówić mu pomocy, gdy się zwróci (np aby go gdzieś podwieźć). Kilka razy próbowałem mu siłowo wytłumaczyć co nieco, ale stawia się, moja partnerka płacze i nas rozdziela. Z drugiej strony, gdybym mu przywalił, to gotów jeszcze na obdukcje pójść. Jedyne wyjście, to pozwolić mu na samodzielność. Jednak to też sprawia problemy. Np jeśli chodzi o szkołę, ledwo wrzesień minął, a on ma masę minusów, spóźnień, nieobecności... Nie tłumaczy się mamie z niczego, często myślę, że robi z nas głupków, bo np ma tylko dwie lub trzy lekcje. A potem w Lubrusie nieobecności i spóźnienia.
W zeszłym tygodniu moja partnerka zaczęła się obawiać, że może wkroczyć kurator.
No, jak będzie zebranie z rodzicami, pewnie wkroczy psycholog, jeśli matka sobie nie radzi. Na miejscu matki poszłabym do wychowawcy klasy, dowiedzieć się czegoś na temat zachowania. Tłumaczenie siłowe jest bez sensu.
A nie pytaliście go, co zamierza robić w przyszłości?
pawcio789 napisał/a:a winna jest matka, bo go okłamuje.
Odpowiedziałeś sam sobie, gdzie jest problem.
Sam się w pakowałeś w taki związek, gdzie od początku było wiadomo, że będzie ciężko.
Nie masz doświadczenia z wychowywaniem, w domu jesteś za miękki i przez to nie stawiałeś granic.
To też Twoja wina.
Młodemu dać do ręki pieniądze.
A później policzyć za nocleg 30 zł dziennie, za jedzenie 15 zł dziennie. Odpuść pranie i wodę.
Nie chce dawać na jedzenie, niech sam sobie kupuje.Jak się nie podoba, to niech idzie do tatusia.
Ma 18 lat, czas więc, by poznał czym jest życie i odpowiedzialność.
Naiwne. A młody roześmieje sie, powie "nie" albo wezmie kasę, ale wydaje na siebie a nie na jedzenie czy inne opłaty. I nic mu nie zrobisz. A matka na jedzeniu mu nie będzie żałować. Chyba nie widziałeś na żywo takich sytuacji. Nic mu nie można zrobić.
pawcio789 napisał/a:Przez te lata zżyłem się z nimi i nie mogę powiedzieć, żeby dzieci były problemem.
Jednak moim zdaniem jakieś granice są, nie chcę ich wyznaczać, interesuje mnie jak byście podeszli do tego tematu?Najważniejszy jest wspólny front wobec dzieci. Jeśli na to nie możesz liczyć, musisz sam sobie radzić z nimi.
Na początek żadnych dyszek. Będzie szacunek, będzie i cała reszta, a jak nie, to nic. Konsekwencja musi być.
Starszy może dostać alimenty od ojca i niech się uczy nimi gospodarować. Co do zasad w domu warto, że matka przeprowadziła z nim rozmowę, ale tego jakoś nie widzę. To ona powinna zmienić nastawienie i inaczej się zachowywać.' i to jej przydałby się psycholog, tylko, żeby jeszcze wdrażała w życie te jego rady. Dla mnie to wygląda tak jakby chciała synom wynagrodzić brak ojca i godzi się na to, bo czuje się winna. Niestety nie zmienisz tego - prawdopodobnie, nie znam tej kobiety.
Osiemnastolatek chce być ważny, to sam powinien zadbać o siebie, a tymczasem z matki robi służącą, o nie przepraszam, to matka sama się nią robi.
Ośmiolatek wymaga zainteresowania, nie tylko lekcje, ale też ważni są koledzy i koleżanki, i jakie wartości są dla nich istotne. Ktoś powinien go wspomagać jako przyjaciel, zdobyć jego sympatię, a nie tylko taki dawca kasy. Ale to wszystko nie znaczy, że trzeba im pobłażać, wręcz przeciwnie uczyć zdyscyplinowania, przekonać, że warto coś zdobywać, mieć cele w życiu.
Jeśli partnerka skupia się na roli opiekunki, to oni mogą się czuć opuszczeni i wiedzą, że jak sami sobie nie poradzą, to nikt im nie pomoże. A jeśli ojciec wpaja im coś takiego, to matka powinna od niego zacząć wymagać od ojca właśnie alimentów, bo przecież ona prawnie opiekuje się chłopcami albo niech ojciec ograniczy kontakty z nimi.
Dużo z tych rzeczy to pobożne życzenia. Owszem ja mogę popracować nad partnerką, wspierać ją we wprowadzaniu w czyn rad psychologa. No i żeby była bardziej stanowcza.
Co do ojca dzieci, to jest niemożliwe, aby coś od niego wymagać. Była sprawa o podwyżkę alimentów to zrobił na złość i kilka miesięcy nie płacił wcale. Wydaje mi się, że chłopcy mają trochę jego charakter.
Ja tylko uważam, że do tego trzeba dążyć, a życie wiadomo. Co do tego, że chłopcy mają jego charakter, to nie wiem, czyli jaki?
Matka, to już wiem, że nie da rady, ale jej 18-letni syn, jak najbardziej. Ojciec ma też obowiązki, więc niech syn mu o tym przypomina, a nie tylko wymaga od matki. W sumie jak tak czytam, to on nawet od niej nie wymaga, bo wie, że wszystko będzie miał podsunięte pod nos. Z ojcem jest inaczej, bo musi zawalczyć. Jeśli ojciec nie płaci celowo, to jest sąd od tego, a młody niech mu wytłumaczy, na co te pieniądze idą.Jeśli to się tak utrwala, to młody się uczy, że można zawsze oszukiwać i szukać naiwnych, którzy się na to nabiorą. Może stąd lekceważenie? Domaga się pieniędzy?Niech je zdobędzie. Uważam, że jego ojciec bardziej się liczy u niego, więc niech mu tłumaczy.
Wynika z tych postów, że jedyne, na czym młodemu zależy, to pieniądze. Zatem z nich zrobiłabym narzędzie dyscyplinujące, bo tak naprawdę innych możliwości wpływania na zachowanie dorosłego w sumie chłopa brak.
Czyli: żadnych pieniędzy, żadnych podwózek, żadnych innych przysług, dopóki on zachowuje się tak, jak się zachowuje. Minimum. Skoro on nie chce rozmawiać, to powiedzieć krótko: przywileje płynące z bycia synem wrócą, kiedy zacznie zachowywać się, jak na syna przystało. I pilnować przy tym żony, żeby nie okazało się, że jeden dzień, w którym syn zachowywał się akceptowalnie = powrót wszystkiego.
Można mu też podsunąć inne wyjścia, typu wyprowadzka do ojca. I przedstawić konsekwencje dalszych awantur, tylko tu by trzeba być konsekwentnym: kurator, niebieska karta, jeśli jego negatywne zachowania będą rosły itd. Przy czym warto by było wspomnieć, że jeśli zechce się ogarnąć i będzie potrzebował pomocy, to zawsze może do was przyjść. Ale do tego czasu - krótko.
Wynika z tych postów, że jedyne, na czym młodemu zależy, to pieniądze. Zatem z nich zrobiłabym narzędzie dyscyplinujące, bo tak naprawdę innych możliwości wpływania na zachowanie dorosłego w sumie chłopa brak.
Czyli: żadnych pieniędzy, żadnych podwózek, żadnych innych przysług, dopóki on zachowuje się tak, jak się zachowuje. Minimum. Skoro on nie chce rozmawiać, to powiedzieć krótko: przywileje płynące z bycia synem wrócą, kiedy zacznie zachowywać się, jak na syna przystało. I pilnować przy tym żony, żeby nie okazało się, że jeden dzień, w którym syn zachowywał się akceptowalnie = powrót wszystkiego.
Można mu też podsunąć inne wyjścia, typu wyprowadzka do ojca. I przedstawić konsekwencje dalszych awantur, tylko tu by trzeba być konsekwentnym: kurator, niebieska karta, jeśli jego negatywne zachowania będą rosły itd. Przy czym warto by było wspomnieć, że jeśli zechce się ogarnąć i będzie potrzebował pomocy, to zawsze może do was przyjść. Ale do tego czasu - krótko.
No my niestety nie przewidzimy co będzie. Sam wiesz że czasem żałuje się że w chwili takiego buntu nie powiedziało się sprawdzam (że przez to nie zakosztował tego twardego chleba i nie wydoroślał), a często żałuje się właśnie że się to powiedziało (gdy w rezultacie uciekł z domu i skoczył ze złotym strzałem w żyle).
Ja przepraszam, ale każdy dorosły, logicznie myślący człowiek, jest w stanie przewidzieć mniej więcej, co będzie. I jeżeli dzieciak wypuszczony na wolność skończy ze złotym strzałem w żyle, to on i tak by skończył z tym strzałem i tak, bez względu na to, czy by dostał kopa czy nie.
Zastanawiam sie co doprowadza do czegoś takiego.
Żeby własne dziecko powiedziało do ojca czy matki "spierdalaj" albo w ogóle używało agresywnego języka w stosunku do nich.
Dla mnie to jest sci-fi
Strach rodziców do tego doprowadza i brak wychowania, nie zbudowany szacunek. Rodzice boją się swoich dzieci, a "młode" podświadomie wyczuwają strach i wykorzystują to, że przeciwnik jest słabszy.
W takich momentach dochodzi do awantur, on się nakręca, trzaska drzwiami, prawie płacze, że nikt go nie rozumie. Na moje słowa i reakcje, w których chcę z nim rozmawiać a nie przywoływać do porządku mówi "z Tobą nie rozmawiam". Zresztą gdyby nie pieniądze i potrzeba uprania bądź ugotowania obiadu z matką też by nie rozmawiał.
Tu masz klucz do niego. I ja w tym punkcie wezmę stronę chłopaka, bo tego, że go nikt nie słucha i nie rozumie, jestem pewna w 100%. Ludzie nie potrafią słuchać, kompletnie. Niby słuchają, a nie słyszą. Zamiast zamknąć jadaczkę i faktycznie WYSŁUCHAĆ, wolą mysleć nad odpowiedzią, skupiają się na sobie, swoich emocjach, uczuciach i urażeniach. Zamiast usiąść, zamknąć się, posłuchać i spróbować zrozumieć.
Chcesz do niego dotrzeć? To usiądź i go posłuchaj. Nie gadaj, nie komentuj, nie doradzaj, nie wyrażaj swojego zdania. Masz słuchać, niech się dzieciak wygada tak długo jak będzie potrzebował, niech wywali z siebie wszystko. A Ty słuchaj i zapamiętuj i dopiero potem wyciągnij wnioski i znajdź rozwiązania. Ludzie powiedzą nam wszystko jeśli tylko pozwolimy im dostatecznie długo mówić.
Kilka razy próbowałem mu siłowo wytłumaczyć co nieco, ale stawia się, moja partnerka płacze i nas rozdziela.
Twoja partnerka jest osobą bierną, ugodową i panicznie bojącą się konfliktów. Jest słaba jak trawa na wietrze, więc nic dziwnego, że chłopak się tak zachowuje, bo ona całą sobą na to pozwala. Kobieta ma dwóch chłopców na wychowanie, a kompletnie nie potrafi sobie poradzić z własnymi emocjami. Ja bym ją wysłała na terapię, żeby sobie zbudowała trochę kręgosłupa, bo przy takim jej zachowaniu, bez względu na to, co zrobisz, efekt będzie wciąż ten sam, bo "mamusia się boi".
@pawcio -- to ten sam wątek co tutaj:
https://www.netkobiety.pl/t129020.html
Wszystko zaczyna się od matki.
Jak wyjdziesz przed szereg, to ona Cię zaatakuje, aby bronić swoje dzieci przed pawciem.
Czytałem kiedyś wypowiedź takiego właśnie chłopaka jak tu (syna), ale już jako dorosłego faceta. Najbardziej czego nienawidził, to właśnie takich niby ojców. Miał gruby żal do matki, że do ich rodziny kogoś takiego wprowadzała.
Czytałem kiedyś wypowiedź takiego właśnie chłopaka jak tu (syna), ale już jako dorosłego faceta. Najbardziej czego nienawidził, to właśnie takich niby ojców. Miał gruby żal do matki, że do ich rodziny kogoś takiego wprowadzała.
Myśle, ze to zalezy od osoby. Rodzony syn tez moze nie dogadywac się z ojcem a potem zerwać kontakty.
A adoptowany chwalić sobie taki stan rzeczy.
Czytałem kiedyś wypowiedź takiego właśnie chłopaka jak tu (syna), ale już jako dorosłego faceta. Najbardziej czego nienawidził, to właśnie takich niby ojców. Miał gruby żal do matki, że do ich rodziny kogoś takiego wprowadzała.
No oczywiście. Najlepiej, aby matka była 24h na dobę opiekunką i służącą dla synka. W końcu po to żyje.
pawcio789 napisał/a:W takich momentach dochodzi do awantur, on się nakręca, trzaska drzwiami, prawie płacze, że nikt go nie rozumie. Na moje słowa i reakcje, w których chcę z nim rozmawiać a nie przywoływać do porządku mówi "z Tobą nie rozmawiam". Zresztą gdyby nie pieniądze i potrzeba uprania bądź ugotowania obiadu z matką też by nie rozmawiał.
Tu masz klucz do niego. I ja w tym punkcie wezmę stronę chłopaka, bo tego, że go nikt nie słucha i nie rozumie, jestem pewna w 100%. Ludzie nie potrafią słuchać, kompletnie. Niby słuchają, a nie słyszą. Zamiast zamknąć jadaczkę i faktycznie WYSŁUCHAĆ, wolą mysleć nad odpowiedzią, skupiają się na sobie, swoich emocjach, uczuciach i urażeniach. Zamiast usiąść, zamknąć się, posłuchać i spróbować zrozumieć.
Chcesz do niego dotrzeć? To usiądź i go posłuchaj. Nie gadaj, nie komentuj, nie doradzaj, nie wyrażaj swojego zdania. Masz słuchać, niech się dzieciak wygada tak długo jak będzie potrzebował, niech wywali z siebie wszystko. A Ty słuchaj i zapamiętuj i dopiero potem wyciągnij wnioski i znajdź rozwiązania. Ludzie powiedzą nam wszystko jeśli tylko pozwolimy im dostatecznie długo mówić.
pawcio789 napisał/a:Kilka razy próbowałem mu siłowo wytłumaczyć co nieco, ale stawia się, moja partnerka płacze i nas rozdziela.
Twoja partnerka jest osobą bierną, ugodową i panicznie bojącą się konfliktów. Jest słaba jak trawa na wietrze, więc nic dziwnego, że chłopak się tak zachowuje, bo ona całą sobą na to pozwala. Kobieta ma dwóch chłopców na wychowanie, a kompletnie nie potrafi sobie poradzić z własnymi emocjami. Ja bym ją wysłała na terapię, żeby sobie zbudowała trochę kręgosłupa, bo przy takim jej zachowaniu, bez względu na to, co zrobisz, efekt będzie wciąż ten sam, bo "mamusia się boi".
ja to jeszcze zacytuję bo dla mnie w tym wątku za dużo jest naskakiwania na chłopaka i skreślania go.
on nie czuje się bezpieczny (bo nie ma granic i w dodatku cały czas testuje i się okazuje że może przesuwać je w nieskończonść). nie czuje że ma wsparcie, nie czuje się akceptowany.
i wyraża to tak jak umie, on inaczej nie potrafi bo nikt go nie nauczył.
i też jeszcze raz powtórzę. idżcie do specjalisty. nie rozwiążecie problem bez zmiany siebie. są terapie rodzinne, możecie iść wszyscy razem.
tu żadna rewolucja się nie uda.
Co do ojca dzieci, to jest niemożliwe, aby coś od niego wymagać. Była sprawa o podwyżkę alimentów to zrobił na złość i kilka miesięcy nie płacił wcale. Wydaje mi się, że chłopcy mają trochę jego charakter.
Wow, poczekaj chwilę bo zaczynam powoli podejrzewać pewną niespójność. Jak to w końcu jest z tymi alimentami? Choćby w ciągu ostatnich powiedzmy 5 lat? Ja sobie zdaję sprawę że z matką chłopaków jesteś 2 lata, ale w tym czasie na bank się zorientowałeś jak sytuacja wyglądała w dłuższym okresie. Czy on nie płaci "od zawsze" czy to co opisałeś jako "niepłacenie" to po prostu płacenie sumarycznie kwoty przed podwyżką alimentów, a nie kwoty po podwyżce ? Bo ta informacja wreszcie pozwoli (przynajmniej mnie) się upewnić że to rzeczywiście ojciec głównie biologiczny, a nie propaganda skłóconej z ojcem matki powielana przez aktualnego partnera matki. Nie owijając w bawełnę Pawciu: ostatni post zapalił mi żółtą lampkę w kwestii Twojej obiektywności i chciałbym się upewnić czy lampka zaświeciła się w wyniku zwarcia czy odblasku słonecznego czy... naprawdę się zapaliła
Jeśli chodzi o tego 18-latka, to nie jest do końca tak że nic mu nie można zrobić. Jeśli będzie chciał kontynuować edukację po szkole średniej, to tak by i było; sęk w tym że szczeniak ma już teraz wylane i przy jego postępach w nauce prawdopodobnie zakończy swoje spotkanie z oświatą na szkole średniej, a to oznaczy że już niebawem będzie można go wystawić za drzwi jeśli chce zgrywać takiego twardziela. I to mimo faktu że (co ktoś wyżej nadmienił) że "dorosły człowiek"... G... prawda: 18-latek to w lwiej części przypadków kompletnie niedojrzały szczyl i mentalny dzieciak; to że ma dowód, to nie znaczy że mentalnie jest dorosły (taka prawda).
@anna.zakochana: psycholog to zaiste powinien być najpierw, bo też nie podejmę się zawyrokować czy to bunt nastolatka podsycany przez konflikty z nowym partnerem matki (od autora siłą rzeczy nie dowiemy się czy pretensje młodego są w jakimś stopniu uzasadnione) czy po prostu dzieciaka trzeba przywrócić do pionu.
pawcio789 napisał/a:W takich momentach dochodzi do awantur, on się nakręca, trzaska drzwiami, prawie płacze, że nikt go nie rozumie. Na moje słowa i reakcje, w których chcę z nim rozmawiać a nie przywoływać do porządku mówi "z Tobą nie rozmawiam". Zresztą gdyby nie pieniądze i potrzeba uprania bądź ugotowania obiadu z matką też by nie rozmawiał.
Tu masz klucz do niego. I ja w tym punkcie wezmę stronę chłopaka, bo tego, że go nikt nie słucha i nie rozumie, jestem pewna w 100%. Ludzie nie potrafią słuchać, kompletnie. Niby słuchają, a nie słyszą. Zamiast zamknąć jadaczkę i faktycznie WYSŁUCHAĆ, wolą mysleć nad odpowiedzią, skupiają się na sobie, swoich emocjach, uczuciach i urażeniach. Zamiast usiąść, zamknąć się, posłuchać i spróbować zrozumieć.
Chcesz do niego dotrzeć? To usiądź i go posłuchaj. Nie gadaj, nie komentuj, nie doradzaj, nie wyrażaj swojego zdania. Masz słuchać, niech się dzieciak wygada tak długo jak będzie potrzebował, niech wywali z siebie wszystko. A Ty słuchaj i zapamiętuj i dopiero potem wyciągnij wnioski i znajdź rozwiązania. Ludzie powiedzą nam wszystko jeśli tylko pozwolimy im dostatecznie długo mówić.
Piękne słowa. To chyba najlepsze, co przeczytałam na tym forum. Chapeau bas.
Pawcio, skorzystaj z tej rady.
Najpierw musisz zdecydować, czy włączyć Twoją partnerkę w tę rozmowę czy nie. Chodzi o to, żeby ona faktycznie usiadła i siedziała cicho, a nie przerywała mu, wypominała ile dla niego zrobiła czy zaczęła płakać. Jeśli myślisz, że ona nie będzie w stanie zapanować nad swoimi emocjami to lepiej będzie jeśli sam przeprowadzisz tę rozmowę.
Powiedz mu tak: Tomek, masz trochę czasu? Chciałbym cię wysłuchać. Pamiętasz, kiedyś w złości wykrzyczałeś mi/nam, że nikt w tym domu cię nie rozumie. Przemyślałem to i myślę, że miałeś rację. Ciągle próbowaliśmy wymusić na tobie jakieś zachowania i nie słuchaliśmy co masz nam do powiedzenia. Chciałbym spróbować cię zrozumieć i spróbować polepszyć nasze relacje. Jeśli chciałbyś mi opowiedzieć o twoich problemach, co cię irytuje w moim i mamy zachowaniu to byłbym wdzięczny. Wal prosto z mostu, a ja obiecuję, że nie będę ci przerywać, wysłucham w spokoju do końca. Nie musi być teraz, kiedy będziesz miał czas i ochotę to po prostu do mnie przyjdź.
Oczywiście pod warunkiem, że jesteś gotowy do tego by faktycznie go wysłuchać. Jeśli nie, lepiej zostaw tę kwestię psychologowi.
Legat napisał/a:Czytałem kiedyś wypowiedź takiego właśnie chłopaka jak tu (syna), ale już jako dorosłego faceta. Najbardziej czego nienawidził, to właśnie takich niby ojców. Miał gruby żal do matki, że do ich rodziny kogoś takiego wprowadzała.
Myśle, ze to zalezy od osoby. Rodzony syn tez moze nie dogadywac się z ojcem a potem zerwać kontakty.
A adoptowany chwalić sobie taki stan rzeczy.
Tylko że rodzony ojciec ma większe podstawy by czegoś dzieciaka uczyć i czegoś od niego wymagać. Nowemu partnerowi matki praktycznie zawsze będzie w tej kwestii brakować mandatu do takich akcji.
rossanka napisał/a:Legat napisał/a:Czytałem kiedyś wypowiedź takiego właśnie chłopaka jak tu (syna), ale już jako dorosłego faceta. Najbardziej czego nienawidził, to właśnie takich niby ojców. Miał gruby żal do matki, że do ich rodziny kogoś takiego wprowadzała.
Myśle, ze to zalezy od osoby. Rodzony syn tez moze nie dogadywac się z ojcem a potem zerwać kontakty.
A adoptowany chwalić sobie taki stan rzeczy.Tylko że rodzony ojciec ma większe podstawy by czegoś dzieciaka uczyć i czegoś od niego wymagać. Nowemu partnerowi matki praktycznie zawsze będzie w tej kwestii brakować mandatu do takich akcji.
Właśnie wczoraj doszło do kolejnych starć, nie pozostałem bierny, odezwałem się i powiedziałem co czuję jak wyklina do matki, czego sobie nie życzę.... I wielkie, wielkie zaskoczenie. Moja partnerka nakrzyczała na mnie, młody rzucił się do bójki, ona nas rozdzieliła. Potem noc nieprzespana, pretensje, fochy i rano SMS "jak tak ma wyglądać nasz związek to ja takiego związku nie chcę".
Po co mi to było....
A poszło o to, że chłopak usłyszał, jak mama rozmawia z konsultantem na temat nowej umowy i nowy telefon jest proponowany. Więc on już wymyślił, że ten nowy będzie dla niego, swój da młodszemu, a mama zostanie ze swoim starym. Swoją drogą moja partnerka mówi, że zawsze tak było, że jej się nic nie należało, zawsze też chciała dzieciom dać trochę lepsze rzeczy. Gdy się dowiedział, że to nie dla niego będzie nowy telefon, zaczął wymyślać, że jego jest zepsuty i od dwóch dni robi awanturę, aby młodszy brat naprawił mu telefon, bo niby on go zrzucił.
Moja partnerka drugą noc nie ma spokoju i tu też trzeba upatrywać problemu. Najpierw syn się awanturował, ja miałem nocki. A wczoraj miałem wolne i już ja dołączyłem do tematu, a dodatkowo nie wyspała się drugą noc.
Czuję, że mój układ nerwowy zbiera i chłonie te emocje, a już jestem bliski granicy.
Brawo ja.
Właśnie wczoraj doszło do kolejnych starć, nie pozostałem bierny, odezwałem się i powiedziałem co czuję jak wyklina do matki, czego sobie nie życzę.... I wielkie, wielkie zaskoczenie. Moja partnerka nakrzyczała na mnie, młody rzucił się do bójki, ona nas rozdzieliła. Potem noc nieprzespana, pretensje, fochy i rano SMS "jak tak ma wyglądać nasz związek to ja takiego związku nie chcę".
Po co mi to było....
Aby zobaczyć gdzie jesteś na drabinie priorytetów… a jesteś niżej od psa, gdybyście go mieli.
Pytanie co Ty tam jeszcze robisz? Każdy szanujący się mężczyzna po takim tekście spakowałby walizki i tyle by go widzieli.
Ona Ci łaskę robi że z Tobą jest? Serio po co Ci taki związek?
64 2022-10-06 08:59:15 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2022-10-06 09:00:24)
Sorry autorze, ale twoja partnerka jest po prostu głupia. Daje się sama poniewierać i wymaga od ciebie żebyś służył na dwóch łapkach szczeniakowi który jest po prostu rozpuszczony jak dziadowski bicz i do tego... milczał.
Chyba najpierw powinieneś uporządkować swój związek, bo chyba jesteś w nim kimś w rodzaju zapchajdziury i ew. przynosisz jakieś wymierne korzyści, bo ani miłości do ciebie u twojej partnerki nie widzę, ani żadnej pozycji na drabinie ważności w tej rodzinie nie zajmujesz. Chłopak rzuca się do ciebie z łapami, a ty masz się nadstawiać.. i do tego to twoja wina... Bez komentarza.
Yyy... Świetny pomysł, żeby TAKIEMU synowi TAKIEJ matki oddać alimenty. To by mogła być dobra lekcja, gdyby dziecko było w miarę ogarnięte, a matka - stanowcza. Przecież tutaj skończy się to tak, że dzieciak wyda wszystko na cokolwiek (no sorry, przecież on nie chce alimentów do ręki, żeby płacić za siebie rachunki czy kupować żywność i środki czystości), a matka będzie musiała wyłożyć kolejne pieniądze, bo przecież nie powie mu, że ma się wyprowadzić, bo nie dorzucił się do czynszu czy że nie będzie jadł, bo nie kupił jedzenia. Jaką lekcję młody wyniesie? Że jest super, bo może wydać wszystko na siebie, a żyć będzie jak wcześniej.
Jeśli już coś w tym kierunku, to ja bym potraktowała syna jak dorosłego, ale w wersji raczej teoretycznej.
Usiąść z nim, spisać na kartce, ile kosztuje jego utrzymanie, oczywiscie z podziałem ile i za co, łącznie z częścią WSZYSTKICH opłat stałych, rachunków (czyli również śmieci, czynsz itd.). I teraz załóżmy, że wyjdzie 2000 zł, przy czym na jego utrzymanie ma iść wg sądu 1000 zł od ojca, 500 zł od matki, do tego ew. 500+. Do tego wiemy, że ojciec nie płaci, więc niech będzie 200 zł zamiast 1000. I spytać, w jaki sposób syn chce pokryć wydatki w kwocie 2000 zł, mając do dyspozycji 1200. I jak myśli, skąd się biorą pieniądze na załatanie tej dziury. I w jaki sposób, robiąc co miesiąc dług w wys. 800 zł, chciałby sfinansować jakieś ekstra wydatki typu wakacje, ubrania itd. Taki dorosły?
Skoro on już porusza tematy pieniędzy, to nie ma co dbać o dobre imię tatusia, niech ojciec sam świeci oczami przed synem, no i niech syn będzie świadomy, jak (i z czyjej winy) finanse wyglądają. W końcu dorosły. Niech więc dorasta.
Ten syn wydaje się za dobrze ogarnięty. Domaganie się od partnera matki pieniędzy zdradza jego ogólne nastawienie. Dlatego niech się domaga od ojca pieniędzy. Alimenty są dla syna, ale nie na same przyjemności, przecież on o tym musi wiedzieć.