3 miesiące temu odeszłam od mężczyzny, którego bardzo kocham.
Byliśmy ze sobą 3 lata i wiele w tym czasie przeszliśmy. Ostatnie pół roku było między nami bardzo źle: problemy finansowe, remont domu, konflikty z jego nastoletnią córką. Mieliśmy wziąć ślub, ale K. dwukrotnie przekładał datę, pomimo, że było już wszystko ustalone. Za pierwszym razem jako powód podał remont domu a za drugim rozpoczętą terapię.
Pod koniec naszego wspólnego mieszkania coraz częściej pił. Moja psycholog, która go zna, powiedziała mi, że od początku podejrzewała u niego alkoholizm.
Ostatnio w ogóle nie było możliwości, żeby się dogadać, miałam wrażenie, że najprostsze sprawy wymagają wielogodzinnych tłumaczeń.
Czułam się tym wszystkim strasznie wyczerpana i bezsilna, to rodziło kłótnie i awantury, od których on się zawsze odcinał.
Pod koniec czerwca zaproponowałam, żebyśmy się wybrali do terapeuty od uzależnień, że jeżeli problem się potwierdzi, to pomogę mu się z tym uporać. Niestety odmówił więc postanowiłam się wyprowadzić. Przez cały lipiec nie mieliśmy żadnego kontaktu, nie próbował mnie zatrzymywać, ani później skłonić do powrotu. W połowie sierpnia spotkaliśmy się z mojej inicjatywy - było w nim dużo żalu, że odeszłam (powody dla których musiałam to zrobić zostały przemilczane). Chciałam podjąć próbę poskładania wszystkiego, ale na kolejnym spotkaniu stwierdził, że nam nie wyjdzie. Od tamtej pory widzieliśmy się tylko raz 1,5 tygodnia temu. Z jednej strony, temat rozstania jakby był definitywny, ale widziałam, że bardzo to przeżywa i jest mu z tym źle. Wprowadził się sam do naszego nowego domu (ja już nie zdążyłam).
Myślałam, że po 3 miesiącach gehenny związanej z rozstaniem będzie trochę lepiej, ale nie umiem się z tym poskładać. Włóczę się bez sensu po mieście i zastanawiam, czy postąpiłam słusznie (na tamten moment byłam o tym przekonana), czy próbować to jeszcze ratować, czy już lepiej odpuścić (ale jak?)
Piszę na forum pierwszy raz. Nie chce juz zadręczać tym moich bliskich.
Najgorszy w tym wszystkim jest jego alkoholizm, bo jesli faktycznie, alkohol nad nim panuje to szkoda ciebie na taki zwiaze. Fcet nie chce byc z toba, wyraznie ci to komunikuje, a za dwoje zwiazku nie stworzysz, moze go przerasta sytuacja ze musi wybierac miedzy toba a corka, moze alkohol dla niego wazniejszy, a skoro nie chce sie leczyc, to ty nic nie poradzisz
3 2019-09-29 12:38:21 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-09-29 12:40:01)
Pytasz JAK ODPUŚCIĆ?
Przede wszystkim musisz ODPUŚCIĆ zamiast organizować kolejne spotkania i karmić się złudzeniami, że on chciałby cokolwiek naprawiać. Przecież powiedział wyraźnie, że nie wierzy, że Wam wyjdzie, nie dążył do spotkania, nie chce zobaczyć i zrozumieć Twoją perspektywę.
Być może jest mu dobrze bez Ciebie, bez Waszych kłótni, ale trudno mu się pogodzić z odrzuceniem. Tym bardziej jeśli ma w swojej przeszłości wciąż nie zaleczone rany związane z porzuceniem.
Przyjmij do wiadomości, że to koniec, odetnij się, zacznij robić plany na przyszłość, w których jego nie ma, ciesz się z bieżących przyjemności, nie żałuj ich sobie, bo teraz chowasz się za zasłoną przeszłości i samą siebie karmisz złudzeniami.
Witajcie, dziękuję za Wasze komentarze.
Sporo w tym racji, podziałało otrzeźwiająco.
Faktem jednak jest, że ja nie dążę do spotkań z nim. Mieliśmy trochę spraw 'natury formalnej' do załatwienia. Ja chciałam to załatwić zdalnie, żebyśmy nie musieli się spotykać, bo działa to na mnie wybitnie źle, ale to on uparł się, że musimy się spotkać.
Byłam przekonana, że spotkanie potrwa 15 minut, wymienimy dokumenty i rozejdziemy się, a tymczasem to on chciał 'pogadać'. To podczas tego ostatniego spotkania, pomimo mojej chłodnej postawy powiedział, że jest mu źle, ze mu wszystko pasowało (??), że wspomina dobre chwile i tęskni. Sam z siebie - nie pytany - opowiadał mi co u niego słychać prawie godzinę i wypytywał o to samo.
W dodatku, nie załatwiliśmy wszystkiego (wbrew ustaleniom) i już mi zapowiedział, że musimy się spotkać z początkiem października.
Jest mi po prostu z tym wszystkim fatalnie :-(
To zalezy czy ty chcesz cokolwiek sklejac i czy czujesz sie na sile, bo jak tak to postaw warunki, zero alkoholu i terapia
Witajcie, dziękuję za Wasze komentarze.
Sporo w tym racji, podziałało otrzeźwiająco.
Faktem jednak jest, że ja nie dążę do spotkań z nim. Mieliśmy trochę spraw 'natury formalnej' do załatwienia. Ja chciałam to załatwić zdalnie, żebyśmy nie musieli się spotykać, bo działa to na mnie wybitnie źle, ale to on uparł się, że musimy się spotkać.
Byłam przekonana, że spotkanie potrwa 15 minut, wymienimy dokumenty i rozejdziemy się, a tymczasem to on chciał 'pogadać'. To podczas tego ostatniego spotkania, pomimo mojej chłodnej postawy powiedział, że jest mu źle, ze mu wszystko pasowało (??), że wspomina dobre chwile i tęskni. Sam z siebie - nie pytany - opowiadał mi co u niego słychać prawie godzinę i wypytywał o to samo.
W dodatku, nie załatwiliśmy wszystkiego (wbrew ustaleniom) i już mi zapowiedział, że musimy się spotkać z początkiem października.
Jest mi po prostu z tym wszystkim fatalnie :-(
Jak to nie dążysz do spotkań, skoro wcześniej pisałaś, że:
W połowie sierpnia spotkaliśmy się z mojej inicjatywy
.
Podczas spotkań, jeśli już rzeczywiście nie potrafisz konsekwentnie ich odmawiać, mogłabyś także nie wchodzić w niepotrzebne dyskusje, ale skupiać się na meritum i ich celu.
Moim zdaniem karmisz się złudzeniami, bo chcesz żebyście ponownie się zeszli i dlatego pozwalasz na spotkania, które upływają na wylewaniu żalów, wciąż myślami wracasz do tego, co było, skupiasz się na tym, co podtrzymuje Twoje pragnienia a bagatelizujesz ewidentne oznaki tego, że Twój były partner nie chce kontynuować Waszej relacji i tylko nie potrafi się pogodzić z tym, że sam się przyczynił do jej rozpadu i próbuje Cię przekonać, że to Twoja wina.
Musisz odpuścić we własnej głowie, zrozumieć, że z tej mąki chleba nie będzie zamiast pielęgnować w sobie obraz czegoś, czego nie ma i nie będzie.
7 2019-09-29 20:44:25 Ostatnio edytowany przez justa_pl (2019-09-29 20:47:03)
A moje zdanie jest takie, że przegrałaś z jego uzalżnieniem, on przegrał, Wasz związek przegrał - alkohol go pokonał i Twój przyjaciel nie dał mu rady. Na dodatek doskonale o tym wie, wie, że traci Ciebie, swoje życie , ale jak to u alkoholików - nic nie może z tym zrobić.
Skoro byliście ze sobą a Ty nie wiedziałaś ( nie widziałaś) jego choroby to znaczy , że walczył, próbował - ale jak widać nie dał rady. Wybrał picie w spokoju. A jego ostatnie żale nie są udawane, bo alkoholicy wiedzą co tracą.
Dla Ciebie to ostatecznie bardzo dobrze, można powiedzieć, że Bóg miał Cię w opiece i ustrzegł Cie od życia-gehenny z osobą uzależnioną.
Tak to wygląda według mnie....ale może się mylę.
8 2019-09-29 21:05:34 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-09-29 21:18:32)
Czułam się tym wszystkim strasznie wyczerpana i bezsilna, to rodziło kłótnie i awantury, od których on się zawsze odcinał.
Pod koniec czerwca zaproponowałam, żebyśmy się wybrali do terapeuty od uzależnień, że jeżeli problem się potwierdzi, to pomogę mu się z tym uporać. .
Zrobiłaś co mogłaś .Przynajmniej nie udawał że go interesuje leczenie nie udawał też że się leczy i mu zależy jego wybór czy wolny sprawa dyskusyjna .Chociaż zdaje sobie sprawę że marna to pociecha dla Ciebie teraz.
Podobne wątki z forum myślę że warto przeczytać.
https://www.netkobiety.pl/t112733.html
https://www.netkobiety.pl/t119545.html
https://www.netkobiety.pl/t119233.html
https://www.netkobiety.pl/t115810.html
https://www.netkobiety.pl/t104375.html
https://www.netkobiety.pl/t117868.html
https://www.netkobiety.pl/t117164.html
https://www.netkobiety.pl/t119836.html
9 2019-09-29 22:14:29 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-10-29 16:09:08)
A moje zdanie jest takie, że przegrałaś z jego uzalżnieniem, on przegrał, Wasz związek przegrał - alkohol go pokonał i Twój przyjaciel nie dał mu rady. Na dodatek doskonale o tym wie, wie, że traci Ciebie, swoje życie , ale jak to u alkoholików - nic nie może z tym zrobić.
Skoro byliście ze sobą a Ty nie wiedziałaś ( nie widziałaś) jego choroby to znaczy , że walczył, próbował - ale jak widać nie dał rady. Wybrał picie w spokoju. A jego ostatnie żale nie są udawane, bo alkoholicy wiedzą co tracą.
Dla Ciebie to ostatecznie bardzo dobrze, można powiedzieć, że Bóg miał Cię w opiece i ustrzegł Cie od życia-gehenny z osobą uzależnioną.
Tak to wygląda według mnie....ale może się mylę.
Justa nie mylisz się, wręcz uważam, że trafiłaś w sedno. Ciężko mi z tym, ale fakty są faktami. Do lunchu zawsze piwo, do kolacji piwo, a po 22 to już tylko dźwięk lodu o szklankę - i tak codziennie. Ostatnie tygodnie to również upijanie się sam ze sobą i zasypianie w ubraniu na kanapie. Na mój sprzeciw, słyszałam, że pije przeze mnie, że pije codziennie, ale mało (niewiarygodne!). Czułam się winna. Do terapeuty nie zgodził się iść, więc poszłam sama. Niewiele nawet musiałam mu opowiedzieć, żeby stwierdził, że najlepsze co mogę zrobić to odejść.
Nie mogłam w to uwierzyć, bo przecież prowadzi firmę, zarabia, wybudował dla nas dom, stara się, tylko dogadać się jakoś nie idzie... Dopiero moja terapeutka mi uświadomiła, że "pijane myślenie" nie pozwala mu na dogadanie się, czasem w zwykłych, prostych sprawach.
Moja rodzina i przyjaciele stwierdzili to samo co Ty - Bóg miał mnie w opiece, że mnie przed tym ustrzegł. Nie mogę sobie darować, że tak późno to dostrzegłam i czasami po prostu emocje płatają mi figla, choć rozum mi mówi, że to była najlepsza decyzja...
Liz83 napisał/a:Czułam się tym wszystkim strasznie wyczerpana i bezsilna, to rodziło kłótnie i awantury, od których on się zawsze odcinał.
Pod koniec czerwca zaproponowałam, żebyśmy się wybrali do terapeuty od uzależnień, że jeżeli problem się potwierdzi, to pomogę mu się z tym uporać. .Zrobiłaś co mogłaś .Przynajmniej nie udawał że go interesuje leczenie nie udawał też że się leczy i mu zależy jego wybór czy wolny sprawa dyskusyjna .Chociaż zdaje sobie sprawę że marna to pociecha dla Ciebie teraz.
Paslawek jednak to dla mnie pociecha, bo przynajmniej wiem, że zrobiłam co mogłam zrobić. To on odpuścił a nie ja (pomimo, że tak mi teraz wmawia).
Dużo czytałam o alkoholikach, ich opowieści i zwierzenia. To co zrobił Twój przyjaciel ( i robi ) ze swoim życiem, związkiem to klasyczna równia pochyła w dół. Pewnie za jakiś czas znowu się otrząśnie i odbije ale i tak będzie coraz gorzej.Pasławek podał Ci linki do takich tematów. Ale wydaje mi się, że powinnaś dać sobie spokój , bo po co Ci to, skoro wiadomo, że alkoholikowi nie można pomóc, on musi sięgnąć dna, żeby walczyć z chorobą. Tak więc nic nie zdziałasz a tylko zdrowie ( psychiczne) stracisz. Uciekaj jak najdalej i ciesz się spokojem.
Paslawek jednak to dla mnie pociecha, bo przynajmniej wiem, że zrobiłam co mogłam zrobić. To on odpuścił a nie ja (pomimo, że tak mi teraz wmawia).
Absolutnie niczemu nie jesteś winna ,nie dawaj wcale posłuchu takim słowom.Obwinianie innych za picie to część uzależnienia każdy powód jest dobry tak samo jak i brak powodu.
Nawet jakbyś była psychiatrą/terapeutą to szanse przekonania alkoholika do leczenia w sytuacji kiedy on tego nie chce,zakłamuje rzeczywiste fakty,wypiera się i zaprzecza,nie chcąc widzieć problemu są niemal równe zeru .
Decyzja o terapii jest skuteczna wtedy kiedy jest dobrowolna po sięgnięciu wspomnianego dna.Sięgnięcie dna po przez poniesienie konsekwencji picia ,pomaga oprzytomnieć i zobaczyć co choroba robi w życiu i pomaga wybrać co zrobić ze swoim życiem te dna są różne każdy ma inne.Jakie jest jego nie wiadomo wygląda na to że rozstanie z Tobą to nie to jego dno.
Widocznie jeszcze swojego dna nie sięgnął.Twojej winy w tym nie ma on odpowiada za siebie nie jest tak że się nie da przestać choć to trudne na początku.
Żyjąc z nim rozwaliła byś sobie psychikę i zdrowie,a bez skutecznej interwencji w pewnym sensie utrzymując takie opiekuńcze życie i branie ciągłych cięgów od niego pomagałabyś mu w piciu nieświadomie do pewnego stopnia nie żyłaś już swoim życiem tylko piciem partnera śledzeniem,kontrolowaniem,czekaniem,wysłuchiwaniem pijanych argumentów, histeriami. awanturami użalaniem się i obwinianiem całego swiata przeplatanym stanami chwil kiedy on starał by się naprawiać i był do rany przyłóż.
Paslawek dziękuję.
Faktycznie nawet nie zauważyłam kiedy wszystko zaczęło się kręcić wokół jego problemów. A ja, jak ta satelita.
Może po prostu nie zauważyłam skali problemu, bo przecież wydawał się normalnie funkcjonować na co dzień (firma, rodzina, znajomi).
Bywają momenty, że się zastanawiam, czy może wyolbrzymiłam, przesadziłam, wydawało mi się.. ale chyba jednak tak nie jest.
Oni zawsze tak mówią, że przesadzasz, zwariowałaś, o co ci chodzi przecież wszyscy tak piją. Wkręcą każdy kit. A że kłótnie, awantury ? To Ty się czepiasz, nie można z Tobą wytrzymać. Norma.
Nie miej do siebie pretensji. Nie przestajemy kochać drugiej osoby jeśli dowiemy sie że ma raka. Tak samo nie przestajemy kochać gdy okazuje się, że partner jest chory na alkoholizm.
Może po prostu nie zauważyłam skali problemu, bo przecież wydawał się normalnie funkcjonować na co dzień (firma, rodzina, znajomi).
Typowe w związkach z alkoholikami wysokofunkcjonującymi (bo tak się to nazywa). A ten typ alkoholizmu wcale nie jest taki rzadki, z badań wynika, że codziennie pije 18% korpoludków, a kolejnych 40% kilka razy w tygodniu!
Paslawek dziękuję.
Faktycznie nawet nie zauważyłam kiedy wszystko zaczęło się kręcić wokół jego problemów. A ja, jak ta satelita.
Może po prostu nie zauważyłam skali problemu, bo przecież wydawał się normalnie funkcjonować na co dzień (firma, rodzina, znajomi).
Bywają momenty, że się zastanawiam, czy może wyolbrzymiłam, przesadziłam, wydawało mi się.. ale chyba jednak tak nie jest.
Drobiazg
Na dobrą sprawę rozpoznać uzależnienie wcale nie jest tak łatwo zwłaszcza,że według mnie i nie tylko największa liczba alkoholików to osoby podobne do twojego eksa żadni tam menele .Wiele stereotypów jest mylnych na temat alkoholizmu i ulubionych przez samych alkoholików ten o żulach spod sklepu jest sztandarowy i błędny.
Jest jeszcze jedna sprawa w tym jak się mieszka żyje z alkoholikiem to przecież nie od pierwszego piwa ma się padaczkę czy omamy
uzależnienie się rozwija czasem bardzo po woli i bez jakiś konsekwencji drastycznych trudno w pewnych środowiskach to rozpoznać.
Osoby żyjące z alkoholikami przyzwyczajają się do takiego przyzwolenia przez jakiś czas same zaprzeczają i wypierają że ich partner może mieć problem czasem wstydi obawy przed zmianami są ogromne..
Oni zawsze tak mówią, że przesadzasz, zwariowałaś, o co ci chodzi przecież wszyscy tak piją. Wkręcą każdy kit. A że kłótnie, awantury ? To Ty się czepiasz, nie można z Tobą wytrzymać. Norma.
Nie miej do siebie pretensji. Nie przestajemy kochać drugiej osoby jeśli dowiemy sie że ma raka. Tak samo nie przestajemy kochać gdy okazuje się, że partner jest chory na alkoholizm.
Bardzo pięknie i mądrze napisane justa_pl ostatnie dwa zdania najbardziej
Pytanie co zrobić z tą miłością opieka, troska takie zwykłe jak przy klasycznych chorobach nie działają ,skutecznie, rozmowy prośby/groźby, racjonalne argumenty też nie koniecznie a bardzo rzadko - mądra miłość do alkoholika to twarda miłość i nie jest to okrutne chociaż na pierwszy rzut oka tak to wygląda .
16 2019-09-30 17:37:54 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-09-30 18:38:10)
dubel
No właśnie z tą miłością i z tym kochaniem to jest najgorzej.
Teoretycznie, po tylu przykrych zawodach, których dostarczył mi mój eks, powinnam go dawno pogrzebać i w sercu i w głowie. A tak wcale nie jest.
Odmówił pójścia do specjalisty, więc się wyprowadziłam (jestem osobą, która jak mówi tak robi), ale wcale nie zrobiło mi się z tym lżej.
Po moim odejściu, te tygodnie nieodzywania się do mnie prawie mnie zabiły. Nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu mnie zapomniał, wymazał, wyrzucił, choć chwilę wcześniej twierdził, że kocha, chce domu, dzieci i ślubu.
Justa dopiero Twoje słowa przyniosły mi ulgę, on po prostu wybrał picie w spokoju - tak jak napisałaś.. Po tym jak skonfrontowałam go z jego nałogiem, musiał zdać sobie sprawę, że nie będę już przymykać na to oczu, więc poddał się od razu.
Paslawek, widzę że masz sporą wiedzę w temacie alkoholizmu. Mój eks kilka miesięcy temu wybrał się na terapię DDA (sam pochodzi z domu gdzie się piło), myślisz, że w przypadku, kiedy pije, taka terapia ma w ogóle jakiś sens? Za każdym razem jak ma okazję, to mi mówi jakie on tam masakry przeżywa..
18 2019-09-30 18:23:01 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-09-30 18:41:15)
No właśnie z tą miłością i z tym kochaniem to jest najgorzej.
Teoretycznie, po tylu przykrych zawodach, których dostarczył mi mój eks, powinnam go dawno pogrzebać i w sercu i w głowie. A tak wcale nie jest.
Odmówił pójścia do specjalisty, więc się wyprowadziłam (jestem osobą, która jak mówi tak robi), ale wcale nie zrobiło mi się z tym lżej.
Po moim odejściu, te tygodnie nieodzywania się do mnie prawie mnie zabiły. Nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu mnie zapomniał, wymazał, wyrzucił, choć chwilę wcześniej twierdził, że kocha, chce domu, dzieci i ślubu.
Justa dopiero Twoje słowa przyniosły mi ulgę, on po prostu wybrał picie w spokoju - tak jak napisałaś.. Po tym jak skonfrontowałam go z jego nałogiem, musiał zdać sobie sprawę, że nie będę już przymykać na to oczu, więc poddał się od razu.Paslawek, widzę że masz sporą wiedzę w temacie alkoholizmu. Mój eks kilka miesięcy temu wybrał się na terapię DDA (sam pochodzi z domu gdzie się piło), myślisz, że w przypadku, kiedy pije, taka terapia ma w ogóle jakiś sens? Za każdym razem jak ma okazję, to mi mówi jakie on tam masakry przeżywa..
Szansę ma jeżeli będzie systematycznie kontynuował terapię ,ale picie wykrzywi mu i może uniemożliwić identyfikacje własnego problemu,może u niego to pójść w takie włączenie terapii i całej wiedzy w chore racjonalizowanie swojego picia i wypieranie,obwinianie rodziców ,ale kto wie małe rysy czasem przechodzą w pęknięcia .Dobre i to na tym etapie coś tam trafia alkoholicy to nie debile wbrew pozorom tylko ten opór jest natrętny strasznie potęguje egocentryzm zarozumiałość pychę.
Bywa że na tego typu terapie DDA chodzą leczący się alkoholicy i opowiadają o swoich doświadczeniach z rodzicami i o sobie więc kto wie.Sami DDa mają sporą świadomość problemu.
To też oczywiście zależy od tego jak on traktuje tę terapię bywa, że robi się coś żeby sobie udowodnić, że albo się nic nie da zrobić albo, że nikt nie może pomóc,nie ma rady i ratunku lub że to idiotyczne - pokrętne to znałem takiego jednego z AA nawet łaził przez parę miesięcy na prochach uspokajających i na lekkim rauszu na mityngi mądrzył się straszliwie( bardziej niż ja ) ale pękł wreszcie nie wytrzymał ruszył w cug dopił się solidnie.
Miał na tyle jaj że wrócił do AA i powiedział o wszystkim przyznał się sam przed sobą że ściemniał - do dziś jest trzeźwy.
Różnie się uderza o dno .
Ty się tym nie przejmuj naprawdę zniosłaś wiele i postąpiłaś w porządku teraz zatroszcz się o siebie .Nie rób sobie złudnych nadziei.
Jak pokochasz znowu siebie zniknie cały ból - nie zapomnisz wszystkiego , ale cierpieć nie będziesz jak coś tam wspomniesz z przeszłości.
Trzymaj się
Mój eks kilka miesięcy temu wybrał się na terapię DDA (sam pochodzi z domu gdzie się piło), myślisz, że w przypadku, kiedy pije, taka terapia ma w ogóle jakiś sens? Za każdym razem jak ma okazję, to mi mówi jakie on tam masakry przeżywa..
Widzę, że danie (związek z alko) smakowało i chcesz dolewkę... To się nazywa współuzależnienie i też się leczy.
Liz83 napisał/a:Mój eks kilka miesięcy temu wybrał się na terapię DDA (sam pochodzi z domu gdzie się piło), myślisz, że w przypadku, kiedy pije, taka terapia ma w ogóle jakiś sens? Za każdym razem jak ma okazję, to mi mówi jakie on tam masakry przeżywa..
Widzę, że danie (związek z alko) smakowało i chcesz dolewkę... To się nazywa współuzależnienie i też się leczy.
Nie, nie chcę. Od razu poszłam na terapię (mam cudowną terapeutkę), właśnie po to, żeby już nie otwierać tych drzwi, bo wiedziałam, że jestem jeszcze mało odporna na te jego manipulacje. Ona od oczątku była zdania, że powinnam uciekać z tego związku.
Czasami faktycznie dopadają mnie jakieś 'lewe' myśli, ale sprawa jest dość jeszcze świeża, więc to chyba naturalne. Uwierz mi, staram się przed tym bronić każdego dnia; po prostu nie zawsze wychodzi.
Mam bardzo podobną sytuację i widzę, że nie tylko ja mam takie dylematy czy aby nie demonizuję Jego picia, też trzy lata związku,oboje po rozwodach, On wychowuje 3 dzieci z pierwszego małżeństwa. Na początku się bardziej krył, ale na moją uwagę, że jak to w niedzielę przed południem piwo? zbywał uśmiechem i hasłem, że to nic takiego przecież to tylko jedno piwko. Ostatnio co weekend picie, po sobotnim piciu, w niedzielę od rana wypite pół litra wódki do godziny szesnastej, wracanie z pracy z małpką, w tygodniu tu piwko, dwa piwka, małpka, każde wakacje kłótnia o picie, każda impreza picie, każda wycieczka picie już w samolocie, nie upijał się do nieprzytomności, pracy nie zawalał, dzieci nie zaniedbywał, ogarniał dom i wszystko, dlatego kiedy mówiłam, że ma problem, a On, że nie ma bo pije bo lubi a nie dlatego, że musi zaczynałam powątpiewać w moją ocenę sytuacji, przestałam się już czepiać, ale widziałam, że pije więcej. Wyprowadziłam się trzy tygodnie temu i tak jak u Ciebie, foch, że go zostawiłam, nie odzywa się, obrażony, urażony, bo zostawiłam go z Dziećmi i nie pomyślałam o nas jako o rodzinie...
a teraz widzę, że zrobiłam słusznie... że faktycznie ma problem, tylko ja nie chciałam tego widzieć, nie chciałam słuchać swojej intuicji... też jest DDA, fajny człowiek, ale czasem ma takie zachowania, że ręce opadają, byłam coraz bardziej zestresowana, smutna i chora... widzę, że dobrze zrobiłam. Ciężko mi jednak, tęsknię...
Joasia, mi moj eks tez wmawiał, ze pije bo lubi. Raz się nawet przyznał, ze robi to od 20 lat (!!) i nie mi to oceniać czy to źle, czy dobrze. I ze to jedyny sposób jaki zna na rozładowanie napięcia, również tego, którego ja mu rzekomo dostarczalam.
Doskonale Cię rozumiem, jak ciężko jest się w tym zorientować, zwłaszcza jak ma się na oczach filtr pt. „kocham go”. Niestety przed faktami się nie obroni. Mi oczy zaczęła otwierać moja terapeutka. Gdyby nie ona to pewnie racjonalizowalabym jego picie kolejne 3 lata. Wiem, ze ręce opadają, ale chyba tak już z nimi jest, czasami nie da się wytłumaczyć najprostszej rzeczy, bo przecież on „wie najlepiej”.
Wiem ze tęsknisz i wiem ze to dla Ciebie okropne. Jeszcze przed chwilą tam byłam. Ale codzienne jest coraz lepiej. Pierwsze 2 miesiące myślałam ze skonam, wrzesień już zaczął przynosić ulgę, widzę sprawy coraz wyraźniej i z tej perspektywy nie mogę żałować tej decyzji.
Moj eks nie odzywał się tygodniami, może myślał ze będę go błagać żebym mogła wrócić, ale to nie nastąpi i on już o tym wie. Od wczoraj wypisuje jakieś zaczepki smsami, niestety.
Bądź silna, teraz jest słabo, ale robisz to po to żeby później było lepiej. Z alkoholikiem, który nie chce się leczyć po prostu się nie da. Pamiętaj o tym, jak twojemu eks miną zaraz fochy i przejdzie w tryb wywoływania w tobie współczucia i winy
Najgorsze jest to, że nawet utrata kochanej, najbliższej osoby , rozpad związku, rodziny nie mobilizuje alko do zaprzestania picia. Masakra.
Najgorsze jest to, że nawet utrata kochanej, najbliższej osoby , rozpad związku, rodziny nie mobilizuje alko do zaprzestania picia. Masakra.
Tak, to jest masakra. Dla mnie to jest tak niewiarygodne, żeby zaprzepaścić wszystko dla butelki, że na prawdę ciężko mi to jest pojąć.
Do tej pory mam momenty, że przychodzi myśl, że przesadzałam z tym jego drinkowaniem. Z drugiej strony jak poczytałam na forum, co kobiety znoszą decydując się zostać w takim związku to dla mnie jeszcze chyba większa masakra.
Mój były nie wpadał w ciągi (choć pił codziennie raz więcej raz mniej) i nie awanturował się (po prostu zasypiał), ale przecież to nie znaczy, że to wszystko za jakiś czas mogłoby nie nastąpić. ZGROZA
Liz83 u mnie tak samo, codzienne picie mniej lub więcej, brak awantur ale zasypianie, olewanie mnie i moich potrzeb, do tego doprowadzanie do konfliktów bym się odsunęła a on mógł sobie bezkarnie pić, bo przecież jest nieszczęśliwy przeze mnie i ma prawo się napić. Do dziś się zastanawiam czy nie przesadziłam z nadinterpretacją, tęsknię strasznie, ale trwam przy swoim, ile jeszcze się będę męczyć? gonitwa myśli mnie wykańcza... dorosła kobieta, a nie radzi sobie z emocjami, eh
Joasia1979 nawet nie wiesz jak bardzo cię rozumiem.
Spędziłyśmy z naszymi byłymi kawał czasu - to zaangażowało uczucia, emocje, energię.
Napisałaś wcześniej, że rozstaliście się kilka tygodni temu, więc to zupełnie naturalne, że ciągle to przeżywasz.
U mnie od rozstania minęły ponad 3 miesiące, a nadal jest mi ciężko i są dni, że na prawdę jest słabo :-(
Wczoraj na przykład wybrałam się z mamą do Kazimierza Dolnego na wycieczkę i dałam się tak zbałamucić jakiejś cygance, że wyciągnęła ode mnie wszystkie pieniądze (nawet się nie musiała specjalnie postarać). KURTYNA.
Ale jedno wiem, że im więcej czasu mija, tym rozum jest coraz silniejszy a emocje słabną. Tylko wytrzymaj.
Bo to nie jest ok jak twój partner codziennie pije, a czasami pije tak, że zasypia w ubraniu na kanapie. To nie jest ok jak na każdym wyjeździe towarzyszy wam "wierna towarzyszka" whiskey w bagażniku, żeby ją odpalić zaraz po zalogowaniu się w hotelu (swoją drogą mi też odpalał, więc zaraz ten problem mógłby również dotknąć mnie). To nie jest ok, że prawie każda impreza musi się skończyć uwaleniem do podłogi, a jak nie to trzeba sobie nalać zaraz po przyjściu do domu"bo było za mało". I przede wszystkim, to nie jest ok, że komunikujesz, że ci to przeszkadza, a ten komunikat to jest jak grochem o ścianę. To jest bez sensu i dopóki jeden z drugim nie zacznie się leczyć, nie wierzę, że coś by się zmieniło.
W moim przypadku zaakceptowałam fakt, że to się po prostu nie wydarzy - mechanizm obronny nałogu jest tak silny.
Mi pomagają najblizsi oraz terapeutka, a jak jest na prawdę smutno to sobie wyobrażam jak będzie wyglądało moje życie za jakiś czas :-)
27 2019-10-07 13:54:41 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-10-07 14:13:12)
Mi pomagają najblizsi oraz terapeutka, a jak jest na prawdę smutno to sobie wyobrażam jak będzie wyglądało moje życie za jakiś czas :-)
Nie musisz się już dołować tym co by było to miękłybyście jak w banku uzależnienia są bardzo progresywne.
Jak was korci i macie jeszcze jakieś wątpliwości złudne nadzieje i wiarę że eksonie się zmienią i będą pić normalnie to możecie sobie pochodzić na otwarte mityngi AA .Prawie wszystko jest przewidywalne do bólu.
Obsesje są tak silne że bliskie osoby przeszkadzają robi się nieświadomie na złość żeby się ich pozbyć a służą prawie tylko za alibi na niby "normalność" i podtrzymanie złudzenia panowania nad własnym życiem.Rozstanie "idealnie" służy jako powód do picia użalania się podbijania uraz poczucia winy i krzywdy również wykorzystuje się jako pretekst.Ten opór i upór to właśnie obsesja wszystko co jej zagraża jest wrogiem to odwrotność wolności .
Wasze wcześniejsze wnioski i refleksje są słuszne niemal wszystko podporządkowane jest obsesji picia i tłumieniu odreagowaniu niechcianych uczuć ,lub zatrzymaniu/podtrzymaniu nienaturalnie innych emocji.
Samo długotrwałe działanie alkoholu na mórg też robi swoje zmienia się widzenie rzeczywistości nawet jak się nie jest pijanym.
Zdarza się co prawda że rozstanie bywa takim dnem alkoholika, przykre że wasi eksowie nie dostrzegli kogo i co tracą
Taka to chorobą że niby ich nic nie rusza złudne poczucie siły.Obsesja wypiera niestety miłość a obietnica znieczulenia się dodaje poczucie że jest się górą przebudzenie się jest ogromnie bolesne wiem sam jak bardzo.
Dokładnie! każdy wyjazd to butelka, weekend picie, często mu mówiłam,że przez całe wcześniejsze życie nie wypiłam tyle alkoholu co z nim, kiedy twierdził, że nie ma problemu z piciem proponowałam by w tygodniu nie pić, a w weekend sobie poimprezować, zgadzał się... a później i tak nie wytrzymywał, nie było ani jednego tygodnia w którym nie napił się alkoholu. Ja stwierdziłam, że tak nie mogę żyć bo popłynę z nim, dlatego zaczęłam odmawiać. Miałam wrażenie, że przy mnie pije więcej, bo to ja coraz częściej prowadziłam, bo to ja ogarniałam dzieci, Jego dzieci na imprezach i wyjazdach jako ta trzeźwa, zatem byłam faktycznie przykrywką do Jego picia, bo przy mnie mógł sobie spokojnie wypić i nie bać się, że w razie czego nie będzie osoby trzeźwej do opieki nad dziećmi. Też miał być ślub, wspólne dziecko, dom... uderza mnie podobieństwo tej sytuacji... dzieci zostały z nim, bo Jego żona to alkoholiczka, teraz już po odwyku, dziewczyna się trzyma dzielnie, a on płynie i płynie i płynie...
chyba faktycznie się na takie spotkanie AA wybiorę, tak długo nie widziałam tego mechanizmu odpychania mnie w celu swobodnego picia, zagłuszałam swoją intuicję, już teraz nie wiem co było prawdą a co Jego pijackim gadaniem... szkoda mi tych Jego Dzieciaków, bo to małe jeszcze Chłopaki, bardzo się związałam z nimi
ale wszyscy mi powtarzają, to Jego Dzieci nie Twoje, nie masz obowiązku się martwić i ratować.
chciałabym by było już za pół roku, może wtedy będzie mi łatwiej opanować kołowrotek emocji i myśli. Przepraszam Liz, że podpięłam się pod Twój wątek, ale Twoja sytuacja tak zbliżona do mojej pozwoliła mi szerzej otworzyć oczy.
Joasia nie przepraszaj tylko pisz kiedy potrzebujesz. Po to jest to forum, jak pomaga to znaczy że działa :-)
A sytuacje faktycznie mega podobne, tylko dziecko jedno ma - córkę z poprzedniego małżeństwa. Relacja dość kiepska. Była żona twierdził, że piła. Nie mogąc na to patrzeć załatwiłam po roku terapeutkę dla niej, bo on jakoś nie mógł się do tego zmobilizować. Szybko wyszło, że dziecko ma tak mocno pogłębioną osobowość zależną, że nie może to być efektem nałogu tylko jednego z rodziców, i zadała mu pytanie wprost czy pije. O jego reakcji to chyba nie musze pisać. Straszne cięgi wtedy zebrałam, kogo ja w ogóle do naszego życia wpuściłam. (Ale ziarno zostało u mnie zasiane). Natomiast na zadane pytanie, czemu wyprowadził się z domu zostawiając kilkuletnią córkę z alkoholiczką to już nie umiał odpowiedzieć..
Takich historii to ja mam mnóstwo. i nie piszę o tym, żeby sobie "pogadać" na byłego ani się nad nim roztrząsać, ale jak to piszę, a później czytam co napisałam, to nie daję wiary, że mogę jeszcze mieć czasami jakiekolwiek wątpliwości z kim miałam do czynienia. A to mi na prawdę pomaga.
Kiedyś, jak jeszcze nie mieszkaliśmy razem, to wpadłam do niego z wizytą "niespodzianką' - środek dnia i tygodnia. Zastałam mrok, rolety zasunięte, kiepy wysypujące się z popielniczki i walające się puszki po piwie, do tego jego pijany kolega próbował mi zaserwować kawę. Jak w melinie. Uciekłam stamtąd wtedy, tylko dlaczego nie uciekłam na zawsze????
Uciekłam stamtąd wtedy, tylko dlaczego nie uciekłam na zawsze????
To proste Liz zdarzyło im się raz na pewno ,faceci tak muszą czasem się zresetować, to taka męska przyjaźń, albo to przez kolegę ,namówił go a ,ale on jak zechce to przestanie dla Ciebie,a Ty go zmienisz i uratujesz bo tak.
A on tylko czeka żeby go ratować byle tylko nie uratować,Dobrze wie że nikt tego nie jest w stanie zrobić .
Sam jeszcze wierzy że jak to tamto się zrobi i stanie to będzie pić normalnie od jutra trochę silnej woli i żeby świat był inny ludzie inni i już .
I tak się kręciło z dnia na dzień .
Ja powinnam uciec Liz po pierwszym wspólnym sylwestrze, kiedy mimo, że były Jego małe dzieci uwalił się do nieprzytomności i padł trupem, nie przejmując się tym, że Chłopcy boją się fajerwerków i ciężko mi było ogarnąć całą trójkę, uspokoić i położyć spać, a rano kiedy dostał fochem w twarz obraził się, zabrał Chłopców i tydzień się do mnie nie odzywał. Wszystko mi mówiło wiej kobieto!
miłość jest ślepa, a teraz mam poczucie straconych ponad trzech lat, mam 40 lat i już zawsze będę sama, pozatym strasznie tęsknię za Chłopcami. Czytam dużo o współuzależnieniu i o alkoholikach i zastanawiam się co było prawdą a co Jego przepitą fantazją, kiedy był szczery, a kiedy to poprostu Jego przepity mózg przemawiał. Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. Te Jego kłótnie o nic które wywoływał wpierw co kilka miesięcy a później już co miesiąc były po to bym sobie poszła a On mógł spokojnie pić, wczoraj przeczytałam o takim zachowaniu opisywanym przez alkoholika, że potrafił zrobić awanturę z niczego właśnie po to by móc spokojnie pić. Ja się obwiniałam tyle czasu, dramat! Jeszcze po mojej wyprowadzce napisał mi smsa, że nareszcie, oraz że mam dać spokój Jemu i Jego Dzieciom, a za kilka dni napisał, że kiedy walnęłam drzwiami to nie myślałam o nas jako o rodzinie i nie obchodziło mnie co z jego pracą, dziećmi i kto im pomoże... rozdwojenie jaźni... ale co z tego skoro to teraz mi jest tak źle. Głupia byłam, jaka ja byłam głupia!
Joasia, to nie rozdwojenie jaźni tylko pijane myślenie.
Ja z moim byłym spotkałam się 3 razy po naszym rozstaniu (głównie z powodów zawodowych), najpierw potrafił powiedzieć, że nie mogło nam wyjść bo problemy, awantury i kłótnie, a następnym razem, że mu wszystko pasowało (??!). Ostatnio powiedział mi nawet, że dźwięczą mu moje słowa w głowie i cały miesiąc się nie napił piwa do obiadu! To tylko potwierdza moje podejrzenia, bo przecież człowiek, który nie ma problemu z piciem, to chyba nie musi go kontrolować?
Nie sposób się dogadać, jak ktoś ciągle manipuluje. Pasławek ma rację, po dłuższym piciu działanie alkoholu na mózg robi swoje. To pewnie dlatego nieustannie w tym związku towarzyszyło mi poczucie kompletnego niezrozumienia i bezsilności. A nawet zagrożenia, bo jeździł samochodem jak wariat, bez prawa jazdy a zdarzało się, że pod wpływem.. heh. Że też dawałam na to przyzwolenie. Muszę to sobie wybaczyć i cieszyć się, że mnie nie zabił...
Joasia, wiem, że masz poczucie straconych lat, ale nie możesz tak myśleć, że już zostaniesz sama. Jesteś młodą kobietą, hektar życia przez Tobą.
Trzeba tylko odreagować i przerobić. To wymaga trochę czasu. Ja najbliższy rok zamierzam poświęcić tylko sobie.
Liz83 napisał/a:Mi pomagają najblizsi oraz terapeutka, a jak jest na prawdę smutno to sobie wyobrażam jak będzie wyglądało moje życie za jakiś czas :-)
Nie musisz się już dołować tym co by było to miękłybyście jak w banku uzależnienia są bardzo progresywne.
Jak was korci i macie jeszcze jakieś wątpliwości złudne nadzieje i wiarę że eksonie się zmienią i będą pić normalnie to możecie sobie pochodzić na otwarte mityngi AA .Prawie wszystko jest przewidywalne do bólu.
Obsesje są tak silne że bliskie osoby przeszkadzają robi się nieświadomie na złość żeby się ich pozbyć a służą prawie tylko za alibi na niby "normalność" i podtrzymanie złudzenia panowania nad własnym życiem.Rozstanie "idealnie" służy jako powód do picia użalania się podbijania uraz poczucia winy i krzywdy również wykorzystuje się jako pretekst.Ten opór i upór to właśnie obsesja wszystko co jej zagraża jest wrogiem to odwrotność wolności .
Wasze wcześniejsze wnioski i refleksje są słuszne niemal wszystko podporządkowane jest obsesji picia i tłumieniu odreagowaniu niechcianych uczuć ,lub zatrzymaniu/podtrzymaniu nienaturalnie innych emocji.
Samo długotrwałe działanie alkoholu na mórg też robi swoje zmienia się widzenie rzeczywistości nawet jak się nie jest pijanym.
Zdarza się co prawda że rozstanie bywa takim dnem alkoholika, przykre że wasi eksowie nie dostrzegli kogo i co tracą
Taka to chorobą że niby ich nic nie rusza złudne poczucie siły.Obsesja wypiera niestety miłość a obietnica znieczulenia się dodaje poczucie że jest się górą przebudzenie się jest ogromnie bolesne wiem sam jak bardzo.
Ale Ty dałeś radę pokonać potwora. Jak tego dokonałeś ?
Bohater i przykład dla młodzieży ze manie raczej marny. , jeszcze woda sodowa mi nie uderzyła do głowy z próżności mam nadzieję.
Jak miałem z 25 lat rozbiłem sobie głowę po pijaku wcześniej nie miałem jakiś większych kłopotów poza drobnymi kontuzjami
po tym epizodzie rodzina i narzeczona zmusili mnie do pójścia na leczenie wezwano psychiatrę itp.
Poszedłem do poradni na terapię i na mityngi AA ale wtedy stwierdziłem że to nie dla mnie i dam sobie radę sam - nie dałem
dość szybko wróciłem do picia i ćpania a po kolejnym zawaleniu jakiejś sprawy i kłótni moja ówczesna dziewczyna trzasnęła drzwiami i odeszła.
W pierwszej chwili poczułem ulgę bo mogłem robić co chciałem ,ale szybko zrobiło mi się żal tego że odeszła bo to świetna dziewczyna.
Ze dwa lata korzystałem z "wolności" i zalewałem gorycz rozstania do którego właściwie to sam doprowadziłem rodzice, rodzina i znajomi po kolei mieli mnie dość .Po kolejnym ciągu miałem wypadek trafiłem do szpitala miałem padaczkę delirium podczas jazdy.
W szpitalu a byłem tam już drugi raz w ciągu 2 lat po drodze zaliczając szybko fazy uzależnienia i mając różne objawy tego omamy zapaść itd postanowiłem iść na leczenie tym razem dobrowolnie .
Nie wszyscy moi znajomi sięgnęli takiego jak ja dna niektórzy uderzyli mocniej niektórzy nie aż tak nie wiem od czego to zależy żeby pójść na leczenie.
Wiem że prawie każdy ma szansę i wybór jak przyzna przed sobą że jest chory te osobiste dna są naprawdę najprzeróżniejsze .
Poznałem też na terapiach i różnych mityngach mnóstwo ludzi, kobiety związane z alkoholikami - żony dziewczyny matki i siostry z Al anon stąd wiem jak jest nie tylko z własnego doświadczenia.
To że wytrzeźwiałem,żyje, założyłem rodzinę, wychowaliśmy z żoną córkę w dużej mierze i pośrednio zawdzięczam temu że zostawiła mnie wtedy dziewczyna przestała mi pomagać i dostarczać chorych emocji dała mi wybrać czego chce - tego jestem pewien.
Bohater i przykład dla młodzieży ze manie raczej marny. , jeszcze woda sodowa mi nie uderzyła do głowy z próżności mam nadzieję.
Jak miałem z 25 lat rozbiłem sobie głowę po pijaku wcześniej nie miałem jakiś większych kłopotów poza drobnymi kontuzjami
po tym epizodzie rodzina i narzeczona zmusili mnie do pójścia na leczenie wezwano psychiatrę itp.
Poszedłem do poradni na terapię i na mityngi AA ale wtedy stwierdziłem że to nie dla mnie i dam sobie radę sam - nie dałem
dość szybko wróciłem do picia i ćpania a po kolejnym zawaleniu jakiejś sprawy i kłótni moja ówczesna dziewczyna trzasnęła drzwiami i odeszła.
W pierwszej chwili poczułem ulgę bo mogłem robić co chciałem ,ale szybko zrobiło mi się żal tego że odeszła bo to świetna dziewczyna.
Ze dwa lata korzystałem z "wolności" i zalewałem gorycz rozstania do którego właściwie to sam doprowadziłem rodzice, rodzina i znajomi po kolei mieli mnie dość .Po kolejnym ciągu miałem wypadek trafiłem do szpitala miałem padaczkę delirium podczas jazdy.
W szpitalu a byłem tam już drugi raz w ciągu 2 lat po drodze zaliczając szybko fazy uzależnienia i mając różne objawy tego omamy zapaść itd postanowiłem iść na leczenie tym razem dobrowolnie .
Nie wszyscy moi znajomi sięgnęli takiego jak ja dna niektórzy uderzyli mocniej niektórzy nie aż tak nie wiem od czego to zależy żeby pójść na leczenie.
Wiem że prawie każdy ma szansę i wybór jak przyzna przed sobą że jest chory te osobiste dna są naprawdę najprzeróżniejsze .
Poznałem też na terapiach i różnych mityngach mnóstwo ludzi, kobiety związane z alkoholikami - żony dziewczyny matki i siostry z Al anon stąd wiem jak jest nie tylko z własnego doświadczenia.
To że wytrzeźwiałem,żyje, założyłem rodzinę, wychowaliśmy z żoną córkę w dużej mierze i pośrednio zawdzięczam temu że zostawiła mnie wtedy dziewczyna przestała mi pomagać i dostarczać chorych emocji dała mi wybrać czego chce - tego jestem pewien.
No to po bandzie ! Można powiedzieć, że zaliczyłeś tego przysłowiowego menela. Gratuluję, że tak się ogarnołeś.
Ale powiedz, czy to co opisują dziewczyny wyżej, może się tak skończyć jak u Ciebie ( zaliczeniem tego dna) czy niekoniecznie ?. Bo to co piszą o swoich partnerach to jeszcze nie ten etap.
Może się tak skończyć albo jeszcze gorzej znam wielu alkoholików którzy mieli podobnie do opisanych prze Liz i Joasię.Tutaj to ruska ruletka naprawdę różnie może być .Mój styl picia był bardziej imprezowo - "ułański" rock 'n' roll przez co wyniszczający no i brałem narkotyki dużo i często pod koniec piłem sam, ale znam takich co do dziś ćpają piją i żadnych konsekwencji a sami wiedzą o swoich uzależnieniach niby leczyli się i nic niektórzy z moich znajomych z młodości nie żyją od lat trudno tu wyrokować.
Te fazy alkoholizmu/uzależnienia to umowna sprawa a alkoholizm jest dość progresywny zmiany i wkraczanie w inne fazy jest bez reguł i żadnej kontroli .Dynamika w czasie i rozwoju narkomani alkoholowej zależy od wielu czynników dużo tych zmiennych czasem drobna zmiana jest katalizatorem przyśpiesza dno inna sprawa że niektórzy alkoholicy mają ogromnie duże zdolności do przystosowywania się nawet do bezdomności a utrata pozycji i statusu społecznego to jakby nie problem.
Jedni tak sobie popijają drinkując i będąc na rauszu dzień cały przez jeszcze 15 lat a inni po roku 2-3 latach od takiego rozstania z kobietą jak opisane wyżej wpadają w ciągi i zliczają padaczki zatrucia omamy itp
Jeszcze inni tracą pracę ,firmę ,majątek ,jak się komuś wydaje że to nie możliwe to się myli tu wszystko jest możliwe.
Gratuluję Paslawek. Cieszę się, że jesteś na tym forum, bo dajesz nadzieję, ze nałóg to jeszcze nie wyrok, że można się się z tego wydostać.
W przypadku mojego byłego partnera, zmiana myślenia pewnie szybko nie nastąpi, o ile w ogóle. Przynajmniej ja już w to nie wierzę i staram się o tym nie myśleć.
Teraz tylko musze jakoś uporać się z tym całym syfem po rozstaniu, który pozostał.
Jest jeszcze we mnie dużo żalu o to, że można rozpieprzyć takie fajne życie z powodu butelki i nawet się nad tym nie pochylić :-(
Może kiedyś uda mi się mu to wybaczyć.
38 2019-10-10 14:00:45 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-10-10 19:24:20)
Gratuluję Paslawek. Cieszę się, że jesteś na tym forum, bo dajesz nadzieję, ze nałóg to jeszcze nie wyrok, że można się się z tego wydostać.
W przypadku mojego byłego partnera, zmiana myślenia pewnie szybko nie nastąpi, o ile w ogóle. Przynajmniej ja już w to nie wierzę i staram się o tym nie myśleć.
Teraz tylko musze jakoś uporać się z tym całym syfem po rozstaniu, który pozostał.
Jest jeszcze we mnie dużo żalu o to, że można rozpieprzyć takie fajne życie z powodu butelki i nawet się nad tym nie pochylić :-(
Może kiedyś uda mi się mu to wybaczyć.
Dzięki liz .
Tylko nie ja tu jestem istotny.
Ważne pytanie postawiłaś w tytule wątku.
"Jak odpuścić ?" pytanie pomocnicze komu najpierw odpuścić ? i co takiego ?
Sugeruje i polecam najpierw odpuść sobie zrobiłaś co mogłaś i potrafiłaś w tym momencie swojego życia z wiedzą i świadomością jaką miałaś nic więcej już nie zrobisz dla tego człowieka.Niczemu nie jesteś winna on nie zachorował przez Ciebie i jego picie nie jest związane z Tobą alkoholik pije bo tak ma i pije bo jest alkoholikiem, reszta to pijane myślenie nawet niby na trzeźwo - nie po alkoholu,wymysły urojenia ,chore emocje,walka z sobą o kontrolę,złudzenia i zależność fizyczna/psychiczna regulowanie uczuć w niedojrzały sposób, zaprzeczenie, sprzeczności, zakłamywanie tak dziwna choroba w wielu dziedzinach życia.
Teraz zajmij się sobą zaopiekuje się i wylecz swoje rany ,urazy,żale do siebie i do niego .
Zycie z osobą uzależnioną powoduje to że prawie nikt nie wychodzi z tego bez szwanku i nie staje się lepszą osobą nie zawsze obrona przed uzależnionym i jego myśleniem zachowaniami jest w porządku to pozostawia ślady.Gdzie Ty w tym co się stało z Twoim życiem ?
Jak będziesz solidnie pracować nad sobą pogodzisz się i wrócisz do siebie staniesz się nowa w swoim życiu na fundamencie tego co w Tobie dobre.
Oczyścisz się wywalaj jak leci wszystko nie bądź dla siebie surowa.
Odzyskasz swoje życie zapanujesz nad nim i nie będziesz już musieć dręczyć się zależnym myśleniem ,co on zrobi co myśli i czuje o Tobie i co ty musisz zrobić jak zabiegać o jego łaskę i względy żeby go nie drażnić męczyć żeby mu nie było przykro.
To wszystko jest do zrobienia i w zasięgu Twoich możliwości nie raz mogłem obserwować taki proces godzenia się i akceptacji siebie rozliczania z przeszłością u różnych ludzi z różnymi problemami.To dla mnie jest i było cenne móc towarzyszyć innym przy tym.
Skutkiem rozwoju (uwaga wielkie słowo ! ) duchowego może być prawdziwy trwały spokój wewnętrzny niezależny i mimo tego co się dzieje Mnóstwo odkryć przed Tobą i rzeczy o których nie masz jeszcze pojęcia ,wiele wzruszeń ,radości .
Przejdziesz przez ból i cierpienie,gniew,smutek,rozpacz rozstania do tego to możliwe i to żadne bajki to się z ludźmi dzieje naprawdę i nie trzeba być zakonnikiem czy mnichem.Potem jest po prostu normalnie spokojnie.
Wtedy przebaczenie przyjdzie łagodnie i radośnie jakby samo razem z pogodą ducha - widziałem to i doświadczyłem tego uwolnienie jest przepiękne i najcenniejsze a najważniejsze że w Twoim zasięgu.Nie ważne ile czasu to potrwa.
Życzę cierpliwości do siebie i wytrwałości a dlaczego bo mogę i chce to zaszczyt dla mnie móc napisać takie coś.
Trzymaj się
PS Do Joasi też to samo mogę napisać.
39 2019-10-10 15:36:49 Ostatnio edytowany przez Joasia1979 (2019-10-10 15:37:11)
dzięki Paslawek za dobre słowo. Ja mam właśnie ciągle problem z tym dlaczego On woli pić, dlaczego takie dobre życie wolał zamienić na picie, ciągle myślę co on on i on. Dlaczego nie tęskni, nie chce się zmienić, ale walczę z tymi myślami, bo jest dokładnie tak jak piszesz, nie ważne co On, ważne co Ja. Nie mamy żadnego wpływu na drugiego człowieka, ale mamy wpływ na siebie i swoje życie. Ja nie jestem odpowiedzialna za Jego szczęście, dobre samopoczucie, radość czy chęć do życia, ja jestem odpowiedzialna za Siebie! Tak długo wypierałam ten Jego nałóg wmawiajac sobie, że przesadzam, że nie przepija wszystkiego przecież, nie zatacza się, nie leży zasikany, brudny czy zarzygany. Co z tego? pije praktycznie codziennie, raz więcej raz mniej i teraz z perspektywy czasu się zastanawiam ile w nim było Jego a ile w tym co mówił było alkoholu. Mylił często fakty, kłamał, wmawiał mi jakieś wyimaginowane winy, a z tego co czytałam to był Jego pijany mózg, uszkodzony przez toksyny. Przecież jeżeli ktoś tyle lat dostarcza organizmowi alkohol praktycznie codziennie to musi to mieć na niego wpływ.
W styczniu był w szpitalu, tydzień nie pił, nie miał syndromu odstawienia, delirium, później jakiś czas nie pił, ale wrócił do tego. Ciągle uważa, że problemu nie ma bo pije bo lubi, potrafi to kontrolować, że przesadzam. Ok może tak jest, ale Ja się źle z tym Jego piciem czuję i gdyby nie był uzależniony i nie miałby z tym problemu to poprostu przestałby pić bym ja czuła się komfortowo, bo jeśli się kogoś kocha to chyba to nie jest problem. Jeżeli palę a ukochana osoba martwi się o moje zdrowie, nie lubi smrodu papierosów i prosi mnie bym przestała to jeśli nie jestem uzależniona to nie palę i już, jeśli jestem uzależniona, to mówię, mam problem z paleniem ale masz rację, to syf, postaram się rzucić fajki.
Liz Oni nie chcieli, nie kochali nas i tyle, byłyśmy fajne póki się nie czepiałyśmy, ale wódka fajniejsza
40 2019-10-10 17:25:48 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-10-29 16:06:27)
A wiesz, sama się ostatnio zastanawiałam, czy to kochanie to było prawdziwe, czy gra pozorów. Niby ciężko mi sobie wyobrazić, żeby tak udawać przez kilka lat, z drugiej strony fakty są faktami. Poza tym nawet gdyby, to coś na krótko tej miłości wystarczyło.
Moja terapeutka wysnuła nawet wniosek, że skoro jego tam nie ma, tylko jest alkohol, to tak na prawdę mogę nie mieć bladego pojęcia jaki on jest na prawdę, bo uzależnienie było o wiele wcześniej, niż ja się pojawiłam w jego życiu.
Z resztą jakie to ma teraz znaczenie? Słusznie zauważyłaś, że nawet jeśli nie jest alkoholikiem, to sam fakt komunikowania przez najbliższą osobę, że to picie przeszkadza, powinien go zmobilizować do zaprzestania/ograniczenia. Skoro tak się nie stało to znaczy, że nie chciał, albo po prostu nie mógł. Efekt ostatecznie dla nas jest ten sam.
Dzisiaj mój były do mnie zadzwonił, żeby umówić się na spotkanie na poniedziałek, żeby załatwić ostatnie służbowe formalizmy.
Obiecałam sobie, że nie dam się już wciągnąć w żadne zaprzeszłe żale (jak ostatnio) i to spotkanie będzie już naszym ostatnim.
Potem, mam nadzieję, nastąpi ulga...
Jestem jednak miękka jak plastelina :-(
Widziałam się z ex. Miałam wszystko poukładane w głowie, żeby załatwić co było do załatwienia i się pożegnać.
Zamiast tego dałam się znowu wciągnąć w dyskusję, która trwała prawie 1,5 godziny.
W trakcie rozmowy podało, że właściwie można by było odgrzebać 'temat', a za chwilę, że się obawia jakby to było.
Odniosłam wrażenie, że nadal mnie obwinia za nasze rozstanie, że nie wytrwałam przy nim..
Na koniec zapytał, czy możemy się zobaczyć, odparłam, że zadzwonię, ale nie wiem, czy powinnam to zrobić?
Liz ja widzę, że idziemy łeb w łeb )) ja wczoraj tez miałam spotkanie, celem przekazania rzeczy, 2 godziny i też się dałam wciągnąć w dyskusję, też było subtelne obwinianie za moją "chwiejność" bo jak to tak? nagle poszłam i walnęłam drzwiami... ponadto nie panuję nad emocjami i podnoszę głos. Problemu z piciem nie ma, bo prawie miesiąc nie pił i co? i da się
tia jasne... ale później przyznał, że pije by zagłuszyć emocje, że psycholog też uprzedza że to zmierza ku uzależnieniu, znaczy wszystko co mówiłam to tak jest, potwierdziła psycholog, on nad tym popracuje... prawie mnie urobił, ale kiedy wróciłam do domu, tak na sucho i bez emocji to ja mu już poprostu nie wierze... nie chce mi sie szarpać, jeśli znowu mam przeżywać ten koszmar jak ostatnie 1,5 miesiąca za jakiś czas, to naprawdę nie chce mi się...
kocham spokój, kocham moje życie. Liz tylko Ty wiesz co powinnas zrobić bo wiesz co Tobie w sercu i duszy gra, wiesz co rozum mówi, ale ja wiem, że niestety serce mówi głośniej, trzymaj się Kochana
Spotkaliśmy się.
Ostatecznie stwierdziliśmy ze to nie ma sensu. On powiedział ze pewnych rzeczy nie da się naprawić, wyprostować i ze żadna terapia może tego nie zmienić... nie chce żebym na to czekała.
Po jego stronie chyba się wypaliło. Powiedział, ze moje odejście i oddanie pierścionka zaręczynowego spowodowało ze strach jest większy niż chęć bycia ze mną i już nigdy nie będzie tak jak kiedyś było.
Ja powiedziałam, ze nie będę się już kontaktować z nim, nie ma sensu kijem Wisły zawracać..
Wiem ze tak trzeba, ale strasznie, strasznie boli.
Teraz to już nawet nie wiem co czuję, jakaś pustka i cisza mnie ogarnęła. Bardzo to przygnębiające. Czy tak już będzie?
Kochana, oczywiście, że to minie! Najgorsze będą początki, to jest normalne, naturalne, i po prostu musisz to wytrzymać. Pierwsze dni, zderzenie się z tą pustką. Potem krok po kroczku wyjdziesz z tego
To się tak wydaje, że to koniec, teraz już tylko pustka, cisza, smutek, żal. Ale zrobiłaś pierwszy krok w stronę nowego: zamknęłaś za sobą rozdział.
Spotkasz nową miłość prędzej niż myślisz Tylko trzeba przechorować swoje. Przeboleć, przesiedzieć, posmucić się... i zacząć nowe życie
44 2019-10-29 16:02:44 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-10-29 16:06:28)
Paslawku, czy mogłabym napisać maila do Ciebie i o coś zapytać?
Liz83, bardzo proszę, byś nie publikowała postu pod postem. Używaj opcji ''edytuj'', znajdziesz ją pod każdym Twoim postem, w prawym dolnym rogu.
Paslawku, czy mogłabym napisać maila do Ciebie i o coś zapytać?
Oczywiście pisz śmiało.