Hej dziewczyny poradzcie co robic
Od 6 lat jestem z mężczyzną, było nam dobre że sobą. Przez ostatni rok coś się posypalo zaczął pić, pił do nie przytomności przestał pracować to była masakra. Nie pomagały prośby i groźby. Doszłam do ściany spakowałam jego rzeczy i wrzuciłam go z domu. Po 3nocach spędzonych na ulicy poszedł do lekarza i na detoks, po detoks ie został na odwyku. Dziś jest 10 dzień odwyku. Powiedziałam mu ze jak ogarnie siebie, swoje sprawy i pokarzE mi że potrafi się zmienić to dam mu szanse, że spotkamy się gdy wyjdzie z odwyku. Dziś do mnie zadzwonił rozmawia całkiem składanie i do rzeczy prosił mnie żebym go odwiedziła w szpitalu. Co robić jechać do szpitala czy trzymać się że widzimy się po odwyku. Bardzo go kocham i chciałabym żeby mu się udało. Ale czy moja wizyta nie zepsuje terapii. Poradzcie coś robic
Ja bym poczekała. A co do szansy, to szansę bym dała, ale dopiero w momencie, kiedy faktycznie wyszedłby na prostą. Czyli nie teraz jak wyjdzie z detoksu, ale jak wyjdzie, ogarnie swoje życie, będzie chodził na stałe na grupę AA, zacznie pracować i będziesz widzieć, że są efekty terapii.
Czyli nie odwiedzać go na odwyku
4 2019-08-22 21:56:13 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-08-22 21:58:35)
Czyli nie odwiedzać go na odwyku
Witaj
Lady już napisała poczekaj nie śpiesz się.
Nie . Niech się skoncentruje przede wszystkim na terapii.
Ja Ci napiszę jak może to wyglądać sam jestem alkoholikiem (nawet chyba takim forumowym samozwańczo dyżurnym)
Na razie Twój chłopak jeszcze nie wie za bardzo o co chodzi utożsamia się lub nie z problemem.
Zależy co wybierze czy leczenie dla siebie czy dla Ciebie.
To ważne.Nie wkręcaj się w kontrolowanie jego stanu trzeźwienia.
Jeszcze przez jakiś czas po wyjść z odwyku będą działać mechanizmy uzależnienia one są w dużej mierze mimowolne i podświadome .
Na terapii uświadamia się je pacjentowi. Druga sprawa to emocje .
Na terapii tej stacjonarnej dostanie sporą dawkę jak sobie radzić w życiu bez alkoholu,ale to nie wszystko.
Dobrze żeby po odwyku uczestniczył w terapii i mityngach AA to pozwoli mu uświadamiać sobie czym jest jego choroba i jak rozwiązać swój problem.
Ten pierwszy rzut procesu zdrowienia to plus minus 3-4 lata jak jest młody.
W skrócie nie będzie już nigdy pił w sposób kontrolowany utrata tego jest bezpowrotna .Abstynencja jest konieczna ale żaden jej okres nie wyleczy go z alkoholizmu.
Nie bardzo zaleca się chodzenie w miejsca w których się piło polewanie kolegom pożyczania pieniędzy.
Ma iść do pracy jak najszybciej
Nie chodź przy nim na paluszkach.nie załatwiaj za niego jego spraw.
Jak zacznie gadać że terapia i AA to nie dla niego i że poradzi sobie sam wywal go na ulicę tak się zaczynają nawroty to przewlekła choroba.
Nie dawaj się prowokować ,nie żądaj wdzięczności nie daj się wkręcić i uwikłać w poczucie winy .Przez jakiś czas będzie świrował po okresie euforii i odpuszczenia przez Ciebie nastanie okres pustki i braku dobrze żeby chodził na mityngi.,ale Ty tego nie pilnuj obserwuj go To nie dziecko chociaż czasem jak bachor rozwydrzony .
Dobrze by było żebyś sama poszła na Alanon to grupy rodzinne dla osób związanych z alkoholikiem mogłaś się przez 6 lat współuzależnić od niego możesz też mieć rozwalone emocje to rzadko kiedy samo z siebie mija.
Jak coś pytaj chętnie odpowiem.
Znajdź grupę wsparcia dla współuzależnionych. Tam Ci poradzą i powiedzą co i jak.
Nie dawalabym szansy.
Nie dawalabym szansy.
Ja też nie! Dawałam szansę 16 lat, a jak przestałam to odżyłam.Mam cudowne dziecko, pracę, rozwód w toku.Niewazne, że jesteśmy sami z dzieckiem za granicą, wolność to piękne uczucie.Zaliczylam z mężem 3 odwyki, zawsze się łudziłam, dawałam szansę, teraz powiedziałam dość, i zmusilam go do powrotu do Polski.
Ten komfort, gdy wracam z pracy i nie skręca mnie w żołądku, nie zerkam ukradkiem c,czy mocno czerwony, gdy nie wciągam nosem zapachu , żeby wyczuć alkohol...
Utnij wszelkie kontakty i ułóż sobie życie bez alkoholu, pozdrawiam serdecznie
Dać, dać szansę. JEDNĄ. Tylko jedną.
Szkoda Twoich nerwow
Jeśli on nie chce z tego wyjść, nie ma na co czekać. Żadne szanse tutaj nie pomogą. Ani jedna, ani kolejne. Zniszczy siebie, zniszczy Ciebie... Wiem, jak wygląda życie z alkoholikiem. Jestem DDA i wiele widziałam. Od szansy się zaczyna, ale absolutnie się na niej nie kończy.
Nie do końca zgodzę się z opiniami, ale nie jestem też obiektywna...
Gdy matka wyzywała mnie za picie alkoholu na studiach, to... piłam jeszcze więcej.
A kiedy po latach mąż zauważył, że tak leczę depresję i stany lękowe (po śmierci ojca i brata), to po ostrej i stanowczej rozmowie powiedział, że zawsze będzie mnie kochał i wspierał, ale też pilnował w tej kwestii, bo jest już niebezpiecznie.
Gdybym miała nie pić tylko dla siebie, to bym to kompletnie olała i chlała zapewne dzień w dzień. A mając kochającą osobę - cieszę się każdym trzeźwym dniem spędzonym w gronie najbliższych. Nie ciągnie mnie, nie reaguję gdy inni w otoczeniu piją. Uspokoiłam się w porę i po ewentualnej sylwestrowej lampce szampana (choć ostatnio było to tylko piccolo) mówię stop. Może nie dotarłam tak daleko jak niektórzy, ale alkohol był dla mnie głównie lekiem na nerwy, a nie typowym "czasoumilaczem", więc połapałam, że coś chyba jest nie tak... Ale nie wiem, czy zmieniłabym postępowanie bez udziału męża.
Na detoksie - lepiej go nie odwiedzać, bo ma o czym myśleć. Po - dać wsparcie mentalne, ale nie wyręczać, nie dawać kasy itp...
KAŻDEMU należy się wsparcie psychiczne, ale daje się wędkę, a nie rybkę!
11 2019-08-27 13:39:48 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-08-27 15:48:33)
To zależy SanTi czy się jest czy nie jest osobą uzależnioną od alkoholu.
Ja na przykład nie wiem czy Ty jesteś czy nie jesteś alkoholiczką .Diagnozowanie Ciebie byłaby nadużyciem .Natomiast na detoks trafiają alkoholicy i narko/lekomani ,czasem osoby chore psychicznie z problemem alkoholowym - bardzo rzadko kiedy ktoś trafia z łapanki czy przypadku.
Samo nie picie w chorobie alkoholowej to jak życie pokazuje zdecydowanie za mało ."Dupościsk" jest strasznie męczący.
Żeby nie wracać do picia i nie "zwariować" od samej "suchej"abstynencji w zaparte dobrze jest się leczyć - trzeźwieć to najskuteczniejsze .Jest wiele możliwości w tym zakresie.
Polega to na zmianach w myśleniu zachowaniu a co za tym idzie w czuciu emocje wracają do równowagi Uzależnienia to chore emocje bez zdrowienia w tej sferze nie picie staje się po pewnym czasie koszmarem albo popadaniem w odlot - ucieczkowo i zamiast picia dla zdecydowanie przeważającej większości alkoholików.
Relacje w rodzinie związkach z dziećmi w pracy mogą być źródłem tych chorych emocji.Myślenie uzależnione nałogowe działa siłą rozpędu.
Zony mężowie w sposób kompletnie niezawiniony jak i mimowolnie podświadomy( a czasem całkiem zamierzony świadomy niby dla dobra alkoholika ) też mogą być źródłem rozczarowań a tak naprawdę źródłem tych rozczarowań konfliktów i nieszczęsnych emocji najróżniejszych ,uraz,traum (urojonych lub nie ), smutków, przygnębienia złości jest pewne chore "pijane" myślenie. zniekształcone w pewnym sensie.
Dlatego na terapiach podkreśla się że osoba z problemem najlepiej jak leczy się a nie innych,leczy zajmuje się sobą dla siebie to początek.
Trzeźwieje dla siebie niezależnie od nikogo bo inni ludzie nawet bliscy "słusznie czy niesłusznie" zawodzą,krzywdzą, ranią, zdradzają ,odchodzą ,zmieniają się, umierają,biorą odwet, źle się czują mają humory, są niedoskonali i popełniają błędy różne itp itd.
Nie jest to żadnym powodem pretekstem do picia że świat jest jaki jest a ludzie nie są idealni.
W jednym przyznaje Tobie słuszność jak się zdrowieje trzeźwieje dla siebie to bliscy "korzystają" z tego bo na ogół po pewnym czasie alkoholik "łagodnieje" zmienia się i akceptuje rzeczywistość jeżeli dba i pracuje nad sobą stale(w dużym uproszczeniu oczywiście) - samodzielność niezależność nieobwinianie jest ważna w myśleniu przez to i w emocjach samopoczuciu .
Trudniej jest też jak druga osoba związana z alkoholikiem dalej stosuje wymuszenia działań ,wywołuje ciągłe poczucie winy wypominaniem przeszłości , manipulacje, szantażuje emocjonalnie itp wtedy na ogół taki związek oparty na toksycznej symbiozie się rozpada prędzej czy później.
Jak zacząłem leczenie byłem dosłownie sam nawet rodzice odcięli się ode mnie pogodzenie się i pojednanie z nimi nie było oczywiste wiele nieufności było i żalu zawodów krzywdy ,ale jednym z moich celów w leczeniu była naprawa/odbudowa relacji z nimi co się mi nam udało jestem z tego dumny po prostu i czy ktoś w to wierzy nie wierzy i czy się to komuś podoba czy nie.Teraz też oprócz tego że nie piję dla siebie to nie piję dla żony córki (dla tych dwóch moje picie ćpanie jest abstrakcją nie zaznały życia ze mną jak aktywnie chorowałem) matki rodziny jednak na pierwszym miejscu dla siebie .Córka dorosła wyprowadziła się z domu żyje samodzielnie moja mama kiedyś umrze ojciec umarł już, żona się zobaczy jak będzie dalej , do własnej śmierci pozostanę z sobą samym .Absolutnie nikt mnie nie upilnuje i nie wyleczy nie wytrzeźwieje za mnie choć by stawał na głowie nie było takiej siły.Dobrowolność wolny wybór a nie uzależnianie niepicia od zachowania kogokolwiek taka wstrzemięźliwość pod okiem kontrolą kogoś to same warunki stawiane przez innych czasem dobre czasem niedobre.To również stawianie warunków bliskim jak mają się zachowywać żebym nie pił znowu kwestia roszczeń oczekiwań - pytanie jakich .
Bardzo często jednak na odwyki terapię trafiają ludzie dla kogoś pod presją przymusem bywa dla pozoru i "świętego spokoju " na przeczekanie konsekwencji uspokojenie sytuacji podbramkowych w życiu, co by żona nie gderała to może i wystarcza na samym samiusieńkim początku nie wystarcza jednak na dłuższą metę żeby czuć się szczęśliwym człowiekiem i żeby nie wracać do picia ćpania etc.
Jest tu też na forum wiele wiele historii o takim pozorowanym lub zaniechanym zaniedbanym porzuconym leczeniu np. dla żon niestety stąd przekonania że nie warto dawać szans.
Z tym się zgadzam akurat kolejne zmarnowane szanse utrwalają chore myślenie i nie pozwalają sięgnąć dna skorzystać z kryzysu i wybrać dobrego życia- ciężki trudne sprawy dramaty .
Ufff