Witam. Jestem tu nowa. Opiszę pokrótce moja historię. Mam 35 lat jestem DDA (ojciec pijący, w tech chwili trzeźwy z przymusu - choruje na serce). Mój poprzedni 4 letni związek z mężem alkoholkiem zakończył sie traumatycznie, dochodziłam do rozstania dzieki rocznej terapii, choć wtedy mój ex juz nie pił -chodzil na terapię, to rozpadło się mimo, ze bardzo kochałam. Nie przepracowałam tzw. żałoby po zwiazku i utracie dziecka i weszłam zbyt szybko w kolejny zwiazek z moim obecnym mężem. Jesteśmy ze sobą prawie 8 lat, mamy córkę 6 letnią, to nasze szczęście i oczko w głowie. NA początku zaznaczyłam mojemu m. ze nie toleruje alkoholizmu, bo nie chciałabym przechodzić tego, co w dzieciństwie i poprzednim związku. Mój partner twierdził, że nie ma z tym problemu i pije jak każdy - okazyjnie. Miałam klapki na oczach - zauroczenie czy chęć bycia kochaną po traumie i uwierzyłam. Po paru mies. zaszłam w ciążę, wystraszyłam się, bo krótko się znaliśmy, ale z drugiej strony ucieszyłam, ponieważ poroniłam pierwszą ciążę 2 lata wcześniej. Na poczatku odtrącałam mjego nowego partnera, za duzo na mnie spadło, rozstanie, rozwód, a za chwilę nowy zwiazek i szybka ciąża, powoli zaczęlam sie zblizać eocjonanie do partnera, on bardzo o mnie zabiegał i w końcu zamieszkaliśmy razem. Gdy byłam w 9 mies. wzięliśmy ślub cywilny, potem mieszkanie na kredyt, moja córcia rosła i kochaliśmy ją najmocniej na świecie. Niestety z czasem zorientowałam się, że mąż coraz częściej popija, zazęło mnie to irytować.Zaczęła zwracać mu uwagę, on twierdził, ze nie ma z tym problemu i sie czepiam. Przez kolejne lata znajdywałam ukryte puszki po piwacj i małpkach w szafkach, pufach, na balkonie itp. On mi wmawiał, że to stare butelki i zawsze mi wmawiał, ze nie jest alkoholikiem przecież pracuje, nie przepija pieniędzy itp. Czesto spedza czas z dzieckiem, niestety już nawet przy niej popijał, bo córka mi to mówiła, a on sie wypierał i twierdził, że dziecko zmyśla. Było coraz gorzej, przychodził po pracy, wypijał piwo i zasypiał przed tv, choc myślę ze wypijał zanim wszedł do domu. Czesto pod pretekstem pójścia do auta czy sklepu wychodził i wracał juz podchmielony. Zrozumiała, ze wpadłam z deszczu pod rynnę. Zaczęlismy sie kłócić, unikalismy rozmów, sexu, poprostu mieszkalismy ze soba jak obcy ludzie. Tylko były krótkie rozmowy na temat dziecka. Prosiła, groziłam by nie pił, nic na niego nie działało, ja byłam wariatką itp. Nie raz po alkoholu mnie wyzwał i upokorzył, ale bałam sie odejść, dziecko jest bardzo z nim zżyte. Mam słabo płatna pracę do tego mamy meszkanie na kredyt. Ostatnie miesiące to hardcor. W majówkę juz nie krył się z piciem jak oznajmiłam , ze odchodzę. Wpadł w parodnoiwy ciąg, dziecko to widziało, a mnie pękało serce. Wiele razy mówiłam że odejdę, a on nie roił sobie z tego nic. Nie wytrzymałam spakowalam rzeczy i wyprowadziłam sie z małą do rodziców. TAM nie ma warunków, mamy malutki pokoik a mała za chwilę idzie do szkoły. Mam wszystkie objawy nerwicy, duszności, bóle, bezsenność... Mąż jak sie wyprowadziłam nagle stwierdził, że ma problem i chce sie leczyć, tylko, że ja mu na tę chwlę nie wierzę, bo wiem, że alkoholicy potrafią manipulować i grac na emocjach. Chciałabym by moje dziecko miało normalny dom jakiego ja nie miałam, ale boje sie że powielam schemat. Gdyby nie moja mama, która sama jest osoba wiekową i schorowaną to nie dałabym rady. Nie wiem co robić, jedyne co moge zrobić, to ide jutro na terapię dla wspóluzaleznionych. Chce by moje dziecko było szczęśliwe a juz ma pewnie nerwicę. Boję się ze sobie nie poradze, u rodziców wiecznie nie mogę mieszkać, dziecko musi miec warunki do nauki a ta ich nie ma. Boje sie wrócic do mieszkania, boje sie koszmaru picia. Niewiem czy mąż faktycznie chce sie leczyć czy tylko tak mówi. Prosze o jakieś porady, moze ktoś był w podobnej sytuacji. Czy z alkoholizmu da się wyleczyc definitywnie - ja w to wątpie, a tak bardzo ym chciała wierzyć... Bardzo przepraszam za chaos i błędy, ale jestem roztrzęsiona.
Cześć Nicole123. Dobrze, że napisałaś takich przypadków jest wiele, a nie każda kobieta jest na tyle odważna by podzielić się tym ze światem. Dużym plusem jest to, że Ty widzisz ten problem, że Twój mąż pije bo znam przypadki, że kobiety są na tyle zaślepione i zmanipulowane że nie widzą problemu. To już najwyższy moment byś podjęła radykalne kroki. Terapia jak najbardziej sama pewnie byś z tego wyszła ale trwało by to znacznie dłużej. Lepiej poprosić o pomoc kogoś postronnego da cenne rady i podpowie jak zacząć życ normalnym życiem. Wiesz, że najważniejsze jest Twoje dziecko i to o jego wychowanie powinnas dbać, nie pozwól by ojciec alkoholi skrzywił mu światopogląd na całe życie.
Znam prawie identyczny przypadek, z tym że żona nie widziała problemu, choć on z pracy wracał pijany, wychodził na rowery ze znajomymi po czym wracał pijany. Nie było okazji by nie pił, ale ona mu wierzyła i wierzy nadal. Nawet teraz kiedy jest z dala od nich gdyż pracuje za granicą potrafi dzwonić do niej i też do 6letniej córki kompletnie pijany. Żadna kobieta nie jest skazana na takie życie. Także, daj z siebie ile możesz i zobaczysz że wszystko się uda.
Tak pięknie klamal w niedziele ze juz nawet piwa nie pil. Wchodzę dziś do mieszkania by zabrać kurtkę - on w pracy. Patrzę a tu butelki po piwach. Totalny strzał w pysk, brutalny kop w dupe. To jest ta jego terapia...
4 2017-05-09 00:06:35 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-05-09 00:14:05)
Witam. Jestem tu nowa. Opiszę pokrótce moja historię. Mam 35 lat jestem DDA (ojciec pijący, w tech chwili trzeźwy z przymusu - choruje na serce). Mój poprzedni 4 letni związek z mężem alkoholkiem zakończył sie traumatycznie, dochodziłam do rozstania dzieki rocznej terapii, choć wtedy mój ex juz nie pił -chodzil na terapię, to rozpadło się mimo, ze bardzo kochałam. Nie przepracowałam tzw. żałoby po zwiazku i utracie dziecka i weszłam zbyt szybko w kolejny zwiazek z moim obecnym mężem. Jesteśmy ze sobą prawie 8 lat, mamy córkę 6 letnią, to nasze szczęście i oczko w głowie. NA początku zaznaczyłam mojemu m. ze nie toleruje alkoholizmu, bo nie chciałabym przechodzić tego, co w dzieciństwie i poprzednim związku. Mój partner twierdził, że nie ma z tym problemu i pije jak każdy - okazyjnie. Miałam klapki na oczach - zauroczenie czy chęć bycia kochaną po traumie i uwierzyłam. Po paru mies. zaszłam w ciążę, wystraszyłam się, bo krótko się znaliśmy, ale z drugiej strony ucieszyłam, ponieważ poroniłam pierwszą ciążę 2 lata wcześniej. Na poczatku odtrącałam mjego nowego partnera, za duzo na mnie spadło, rozstanie, rozwód, a za chwilę nowy zwiazek i szybka ciąża, powoli zaczęlam sie zblizać eocjonanie do partnera, on bardzo o mnie zabiegał i w końcu zamieszkaliśmy razem. Gdy byłam w 9 mies. wzięliśmy ślub cywilny, potem mieszkanie na kredyt, moja córcia rosła i kochaliśmy ją najmocniej na świecie. Niestety z czasem zorientowałam się, że mąż coraz częściej popija, zazęło mnie to irytować.Zaczęła zwracać mu uwagę, on twierdził, ze nie ma z tym problemu i sie czepiam. Przez kolejne lata znajdywałam ukryte puszki po piwacj i małpkach w szafkach, pufach, na balkonie itp. On mi wmawiał, że to stare butelki i zawsze mi wmawiał, ze nie jest alkoholikiem przecież pracuje, nie przepija pieniędzy itp. Czesto spedza czas z dzieckiem, niestety już nawet przy niej popijał, bo córka mi to mówiła, a on sie wypierał i twierdził, że dziecko zmyśla. Było coraz gorzej, przychodził po pracy, wypijał piwo i zasypiał przed tv, choc myślę ze wypijał zanim wszedł do domu. Czesto pod pretekstem pójścia do auta czy sklepu wychodził i wracał juz podchmielony. Zrozumiała, ze wpadłam z deszczu pod rynnę. Zaczęlismy sie kłócić, unikalismy rozmów, sexu, poprostu mieszkalismy ze soba jak obcy ludzie. Tylko były krótkie rozmowy na temat dziecka. Prosiła, groziłam by nie pił, nic na niego nie działało, ja byłam wariatką itp. Nie raz po alkoholu mnie wyzwał i upokorzył, ale bałam sie odejść, dziecko jest bardzo z nim zżyte. Mam słabo płatna pracę do tego mamy meszkanie na kredyt. Ostatnie miesiące to hardcor. W majówkę juz nie krył się z piciem jak oznajmiłam , ze odchodzę. Wpadł w parodnoiwy ciąg, dziecko to widziało, a mnie pękało serce. Wiele razy mówiłam że odejdę, a on nie roił sobie z tego nic. Nie wytrzymałam spakowalam rzeczy i wyprowadziłam sie z małą do rodziców. TAM nie ma warunków, mamy malutki pokoik a mała za chwilę idzie do szkoły. Mam wszystkie objawy nerwicy, duszności, bóle, bezsenność... Mąż jak sie wyprowadziłam nagle stwierdził, że ma problem i chce sie leczyć, tylko, że ja mu na tę chwlę nie wierzę, bo wiem, że alkoholicy potrafią manipulować i grac na emocjach. Chciałabym by moje dziecko miało normalny dom jakiego ja nie miałam, ale boje sie że powielam schemat. Gdyby nie moja mama, która sama jest osoba wiekową i schorowaną to nie dałabym rady. Nie wiem co robić, jedyne co moge zrobić, to ide jutro na terapię dla wspóluzaleznionych. Chce by moje dziecko było szczęśliwe a juz ma pewnie nerwicę. Boję się ze sobie nie poradze, u rodziców wiecznie nie mogę mieszkać, dziecko musi miec warunki do nauki a ta ich nie ma. Boje sie wrócic do mieszkania, boje sie koszmaru picia. Niewiem czy mąż faktycznie chce sie leczyć czy tylko tak mówi. Prosze o jakieś porady, moze ktoś był w podobnej sytuacji. Czy z alkoholizmu da się wyleczyc definitywnie - ja w to wątpie, a tak bardzo ym chciała wierzyć... Bardzo przepraszam za chaos i błędy, ale jestem roztrzęsiona.
super że piszesz, super ze szukasz rozwiązania
super że nie popadasz w bezradność, chodź droga użalania, nic nie wnosi, przedłuża cierpienie/impas
ja zwrócić uwagę chciałbym na jedno,
piszesz o wpływie dorastania w rodzinie dysfunkcyjnej z alkoholem w tle
piszesz o terapii własnej we wcześniejszym związku
piszesz o powieleniu schematu, który już raz koło zatoczył
wpadasz w użalanie, niestety tak to widzę
wiem że ciężko, jednak jeśli zrzucisz winę na swojego alko
nie wstaniesz, nie weźmiesz się w garść
nie skoncentrujesz na tym co tu się dzieje
nie potrzebnie na ta chwilę, będziesz rozglądać się dalej, niż możesz "wzrokiem" sięgnąć, rozumiem potrzebę, szkoda jednak energii
zadbaj o siebie, o swój stan zdrowia emocjonalno-psychicznego
dla dziecka, masz dla kogo, masz po co
pielęgnuj oddzielenie od partnera, jesli zdecydowana jesteś na zwrot w życiu
zwrot, to zmiana siebie
bo bez tego, nic nie zmienisz, nic się nie stanie
nie przerobisz, ciągłego uzależnienia od drugiej osoby
nie zakończyłaś terapii, a wpadając w użalanie właśnie, pozbywasz się czego kolwiek co po tej terapii w Tobie zostało
chodź w sumie może i dobrze, dobrego fundamentu to nie tworzyło
imoen.flechter
bez ojca alkoholika, to też nastąpi, jeśli autorka nie wróci na drogę, którą przerwała
chodzi właśnie o to, że
warto mieć świadomość że jedno się ma życie
łatwiej wtedy dać swojemu życiu, wszystko na co nas stać
bo to przecież dla siebie robimy
Mąż jak sie wyprowadziłam nagle stwierdził, że ma problem i chce sie leczyć, tylko, że ja mu na tę chwlę nie wierzę, bo wiem, że alkoholicy potrafią manipulować i grac na emocjach. Chciałabym by moje dziecko miało normalny dom jakiego ja nie miałam, ale boje sie że powielam schemat. Gdyby nie moja mama, która sama jest osoba wiekową i schorowaną to nie dałabym rady. Nie wiem co robić, jedyne co moge zrobić, to ide jutro na terapię dla wspóluzaleznionych. Chce by moje dziecko było szczęśliwe a juz ma pewnie nerwicę. Boję się ze sobie nie poradze, u rodziców wiecznie nie mogę mieszkać, dziecko musi miec warunki do nauki a ta ich nie ma. Boje sie wrócic do mieszkania, boje sie koszmaru picia. Niewiem czy mąż faktycznie chce sie leczyć czy tylko tak mówi. Prosze o jakieś porady, moze ktoś był w podobnej sytuacji. Czy z alkoholizmu da się wyleczyc definitywnie - ja w to wątpie, a tak bardzo ym chciała wierzyć... Bardzo przepraszam za chaos i błędy, ale jestem roztrzęsiona.
A dopisze coś. Bo ciężko mi na telefonie ogarnąć pisanie
Już nie pierwszej młodości człowiek
W co Ty chcesz tak naprawdę wierzyć, że to co osoba uzależniona powie się sprawdzi, że będzie gwarancją?
Przecież to i grzech i choroba, w dodatku choroba nieuleczalna!!
Choroba z którą można żyć!! Choroba która jest wymagająca, i choroba która uczy pokory i odpowiedzialności
Jeśli jest u Twojego partnera w stadium silnego rozwoju, to zapomnij o jakich kolwiek obietnicach, zapomnij o wymuszanie z Twojej strony, po prostu nic to nie wniesie
Może jedynie Twoje współuzależnienie wkręcić mocniej,
Chodź twierdzę że to jest głębiej niż współuzależnienie
Wiesz nerwy, strach emocje normalna sprawa, nawet potrzebne, szkoda że powody są irracjonalne, bo takie są
Chciałabyś uwierzyć, a nie możesz, potrafią manipulować alkoholicy, itd itp
Idź na terapię, weź się za pracę nad sobą. A nie nad alkoholikiem w tej grupie, poszukaj jakaś mądra babke w jakiejś grupie wsparcia,
Wstań na nogi, nie zgub się w formie dowartościowania, przy tym wstawaniu
Żyj!!!!
Nie wierzyć w paradoksy, że jak nagle zaczął pić, niby,
To wyzdrowieje zaraz, zanim zaczął się z alko pokazywać
To już długo wcześniej, to pielęgnowane było w ukryciu
Poza tym sama chęcią leczenia nikt jeszcze się nie wyleczył
Jak i iluzja jest wietrzenie w efekt "końcowy" czegoś co się nie rozpoczęło,
To manipulatorem nie trzeba być, żeby komuś wcisnąć kit, w zasadzie żadnym
Wystarczą dwie iluzje i dwie osoby, wierzące w to
Głowa do góry, wiele osób daje radę
6 2017-05-09 07:12:49 Ostatnio edytowany przez Nicole123 (2017-05-09 07:18:51)
Oczywiście twierdzi że nie pil od czwartku. Choć butelki świeże w śmieciach.jak nie zwariować??? Najgorsze że musimy miec kontakt ze względu na dziecko i za każdy razem mam pranie mózgu. Jak mam rozpoznać jeśli faktycznie będzie się leczyć ? Jadę z dzieckiem na krótki urlop w czerwcu może choć na chwile nabiorę dystansu. Czy możliwe ze to jest na tyle zaawansowane ze on sam sobie wmawia ze nie pil mimo że pil? Wiem ze mam się zająć sobą i dzieckiem, ale przez prawie 7 lat zdążyłam się uzależnić na maxa. Dzięki za wasze wpisy. Nie mam z kim o tym porozmawiać :-(
Wiem ze mam się zająć sobą i dzieckiem, ale przez prawie 7 lat zdążyłam się uzależnić na maxa.
Niestety z czasem zorientowałam się, że mąż coraz częściej popija, zazęło mnie to irytować.Zaczęła zwracać mu uwagę, on twierdził, ze nie ma z tym problemu i sie czepiam. Przez kolejne lata znajdywałam ukryte puszki po piwacj i małpkach w szafkach, pufach, na balkonie itp. On mi wmawiał, że to stare butelki i zawsze mi wmawiał, ze nie jest alkoholikiem przecież pracuje, nie przepija pieniędzy itp.
[...]
Zrozumiała, ze wpadłam z deszczu pod rynnę. Zaczęlismy sie kłócić, unikalismy rozmów, sexu, poprostu mieszkalismy ze soba jak obcy ludzie. Tylko były krótkie rozmowy na temat dziecka. Prosiła, groziłam by nie pił, nic na niego nie działało, ja byłam wariatką itp. Nie raz po alkoholu mnie wyzwał i upokorzył, ale bałam sie odejść, dziecko jest bardzo z nim zżyte. Mam słabo płatna pracę do tego mamy meszkanie na kredyt. Ostatnie miesiące to hardcor.
Jak mam rozpoznać jeśli faktycznie będzie się leczyć ?
wpierw zajmij się sobą, bo wciąż będziesz kończyć na "nadkontroli"
nie jesteś w stanie obiektywnie na sytuacje spojrzeć, przez to
Nie Wybrałaś go przypadkiem, wiedziałaś że będzie alkoholikiem i weszłaś w znana sobie relacje.
Amethis ma rację - skup się na swojej terapii. Nawet nie myśl o powrocie. Na jego picie nie masz wpływu ale na swoje życie tak.
Wszystko co piszesz o tym że nie dasz rady, że musisz mieć kontakt ze względu na dziecko i tak dalej, to są twoje wymówki aby móc spokojnie się oddać współuzależnieniu.
Nie ty pierwsza zostałaś sama z dzieckiem.
Jest oczywiście szansa że on znajdzie Motywację żeby rzucić picie ale to nie zależy od ciebie.
Ty się skup na swoim życiu, swojej terapii, może lepszej pracy i tak dalej.
Tysiące kobiet mieszka w jednym pokoju z dzieckiem a nawet kilkorgiem dzieci i nie wymyślają że dziecko nie ma warunków do nauki. Ty chcesz znaleźć wygodny powód żeby do niego wrócić i nie zająć się pracą nad samą sobą.
To nie tak. Chce zająć się sobą dzis idę na terapie i pewnie się rozsypie... Mieszkam w małym mieście bez perspektyw. Dojeżdżam autobusem do pracy 40 km.niewiele zarabiam mąż to wylorzystuwal bo wiedział że nie stać mnie będzie na mieszkanie. Moi rodzice to starsi schorowani ludzie.gdyby nie mama to nawet do pracy nie mogłabym iść bo opiekunka jest droga a ja zarabiam najniższą krajową. Mąż w dzieciństwie był bity przez ojca a matka go nie chciała...chore to wszystko...
co to za terapia, jaka forma?? prywatna, NFZ
grupa wsparcia?? napisz coś o tym
i podziel się jak się czujesz, po spotkaniu
może ktoś kto będzie to czytał, stoi przed decyzją iść nie iść
z jednym się zgodzę, jakby nie patrzeć "chore to wszystko"
widzę podobnie
Spokoju dla Ciebie
Amethis - odpowiadając na twoje pytanie. Tym razem terapia na NFZ indywidualna. Na inną mnie nie stać. Terapeuta wydaje się być ok. Stworzył przyjazną i spokojną atmosferę. Póki co po jednym spotkaniu ciężko coś powiedzieć, na pewno wyszłam spokojniejsza niż weszłam. Mój mąż juz dzis chciał wiedzieć czy do niego wrócę, a ja na to ze niewiem co zrobię...bo faktycznie nie wiem. Czy to strach z jego strony ciężko powiedzieć.
12 2017-05-09 22:55:55 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-05-09 22:59:25)
Jaka by to nie była forma, to nie zmienia stanu rzeczy
Ze trzeba się chcieć i rzeczywiście aktywnie zaangażować
Zdecydowanie jestem za tymi, które wymagają i skłaniają do pracy nad sobą, czy płacąc za coś dostanę więcej, lepiej
Zdziwic się mozna, ci za darmo można dostać
Warto wiedzieć że to my decydujemy o tym co nas spotyka, nie powinniśmy sami się tego prawa pozbawiać
Spokoju i Rozsądnych Decyzji
Amethis - odpowiadając na twoje pytanie. Tym razem terapia na NFZ indywidualna. Na inną mnie nie stać. Terapeuta wydaje się być ok. Stworzył przyjazną i spokojną atmosferę. Póki co po jednym spotkaniu ciężko coś powiedzieć, na pewno wyszłam spokojniejsza niż weszłam. Mój mąż juz dzis chciał wiedzieć czy do niego wrócę, a ja na to ze niewiem co zrobię...bo faktycznie nie wiem. Czy to strach z jego strony ciężko powiedzieć.
Ale nikt nie mówi że nie wrócisz do niego...
Tylko żeby on chciał się leczyć to musi mieć do tego motywację, bo puki co to mógł i pić i mieć was.
Poza tym- leczenie to długi czas. Poszedł w ogóle na terapię? Zrobił cokolwiek?
Alkoholizm to choroba która narasta, bez leczenia nie będzie lepiej. Będzie gorzej!
Ale jak każdy alkoholik i on ma szansę, tylko musi chcieć ja wykorzystać. To nie zależy od ciebie, dlatego wszyscy ci tu radzimy żebyś się zajęła swoją terapia i nawet nie myślała o powrocie!
Wrócisz i co?? Na melinie będziesz żyć, dziecku zaserwujesz życie z ojcem alkoholikiem?? Będziesz czekać na jego paranoje i bicie?
Zajmij się sobą a on sobą.
Jesli chodzi o jego terapie, to rzekomo ma się zapisać w przyszłym tygodniu, bo teraz pracje na zmiane popołudniową. Nie wiem czy tylko tak gada, czy faktycznie pójdzie. On sam mi to powiedział, że myślał, że go nie zostawię, ze pogadam sobie i mi przejdzie i nadal bedzie pić mając rodzinę. Niewiem na jakim stadium jest jego uzależnienie, czy jak wrócę np. za pół roku czy rok on nie wróci do picia. Najgorsza jest ta niepewność... Chciałabym mu pomóc, żeby nie został sam z tym wszystkim, ale nie wiem jak. My juz normalnie ie potrafimy ze sobą nawet rozmawiać...
Jesli chodzi o jego terapie, to rzekomo ma się zapisać w przyszłym tygodniu, bo teraz pracje na zmiane popołudniową. Nie wiem czy tylko tak gada, czy faktycznie pójdzie. On sam mi to powiedział, że myślał, że go nie zostawię, ze pogadam sobie i mi przejdzie i nadal bedzie pić mając rodzinę. Niewiem na jakim stadium jest jego uzależnienie, czy jak wrócę np. za pół roku czy rok on nie wróci do picia. Najgorsza jest ta niepewność... Chciałabym mu pomóc, żeby nie został sam z tym wszystkim, ale nie wiem jak. My juz normalnie ie potrafimy ze sobą nawet rozmawiać...
Nicole dlatego wlasnie zostan tam gdzie jestes teraz, z odpowiedzia nie wiem czy do Ciebie wroce. Na chwile obecna on nie robi nic w kierunku zaprzestania picia. Vide butelki po piwie z niedzieli. Opowiesci o checi zapisania sie na terapie w przyszlym tygodniu bo teraz przeciez ma zmiane popoludniowa ( a jak wszyscy wiemy terapie i zapisy do nich zaczynaja sie dopiero po 14 ) to moga byc takie jego pobozne zyczenia albo kolejna proba przekonania Cie ze teraz to on w koncu sie przestraszyl i wie do czego jestes zdolna. Pic na wode. W ogole sie tym nie zajmuj, jesli bedzie chcial/czul potrzebe zaczac sie leczyc to to zrobi. Np do takiego AA wcale nie trzeba sie zapisywac, wystarczy przyjsc na dowolny mitting. Tylko trzeba chciec.
Stadium jego uzaleznienie nie jest Twoim problemem, Twoim problemem jest stadium Twojego wspoluzaleznienia, i tym sie zajmij. Tego co bedzie za rok, czy dwa nie wiesz. Liczy sie tu i teraz.
Jemu nie pomozesz, mozesz pomoc tylko sobie i dziecku.
Jesli chodzi o jego terapie, to rzekomo ma się zapisać w przyszłym tygodniu, bo teraz pracje na zmiane popołudniową.
Sranie w banie. Wszystko w w przyszłym tygodniu........ a puki co to pewnie chla na zaś...
tylko że terapia to codzienne spotkania przez kilka miesięcy, jak zmiany będą jego wymówką to nie ma szans jej skończyć.
wierz mi - gdyby chciał to już by znalazł pomoc, na razie to on kombinuje.
Także - puść go wolno, może za kilka miesięcy będziesz mogła myśleć o powrocie, teraz nawet nie zajmuj sobie tym głowy.
Mój mąż pracuje na 4 zmiany na kopalni. Twierdzi, ze musi porozmawiać z kierownikiem, zeby ustalić zmiane na rano, ale tak jak mówicie na razie tylko sobie gada. Najbardziej obawiam się sprawy związanej z mieszkaniem. Mamy do spłaty 2/3 kredytu i nawet jakbysmy sprzedali te mieszkanie, to ledwo spłacimy kredyt a ja z dzieckiem zostaję z niczym i bez dachu nad głową, bo mieszkanie u rodziców jest tymczasowe.
Np do takiego AA wcale nie trzeba sie zapisywac, wystarczy przyjsc na dowolny mitting. Tylko trzeba chciec.
[...]
Jemu nie pomozesz, mozesz pomoc tylko sobie i dziecku.
chcieć a musieć, to różnica
potrzebować a robić to pod przymusem, tak samo
to że do AA nie trzeba się zapisywać, nic nie zmienia, to tylko ułatwienie dostępu do "trzeźwienia"
w sensie formalnym, godzin spotkań, dostępności pomocy
jedyny warunek " to chęć zaprzestania picia"
na tym cala filozofia się zamyka
można szukać "powodu lub sposobu"
Jako dziecko i siostra alkoholika nie uwierzyłabym w żadne jego słowo. Mój brat tez się zapisywał (o ojcu już nawet nie wspomnę). Chodził jakiś czas, mama sobie nadzieję robiła, była z niego dumna, chwaliła się na każdym kroku. Koniec tej opowieści to rozczarowanie i cierpienie.... potem znów się zapisał i niby chodził... ale kto go tam wie. Znów naiwność mamy i znów rozczarowanie.... tak w kółko. To się nazywa współuzależnienie, nieustająca ślepa naiwność.
Ze swojej strony nie będę namawiać Cie do niczego, ale swój punkt widzenia przedstawię. JA bym nie wierzyła w jego nawrócenie. Poza tym wiesz, że alkoholizm jest nieuleczalny. Kryzys może wrócić w każdej chwili, za kilka m-cy/lat. Stale będziesz uciekać i dawać szansę na nowo?
Napisałaś, że musisz się z nim spotykać ze wzgl. na dziecko. Otóż nic nie musisz!!! Byłam takim dzieckiem zmuszanym do patrzenia na ojca, rozmawiania z nim, do okazywania mu szacunku, bo to jednak ojciec. Nienawidziłam tego zmuszania. Czy rozmawiałaś z córką o alkoholizmie? Chce się w ogóle z ojcem widywać?
Ja widzę sporo plusów Twojej sytuacji. Fakt, że ponownie trafiłaś na alkoholika i to jest w sumie największy i jedyny minus. Teraz plusy: mimo wszystko masz gdzie mieszkać, masz chęci by się wyleczyć ze współuzależnienia i zacząć życie od nowa, skoro odeszłaś to jesteś inteligentna i mądra, mimo wszystko masz pracę, masz rodziców. Złap się tego co masz, skupiaj się na tym co masz, a głównie na sobie i dziecku. Jego już nie uratujesz, a siebie i dziecko owszem.
Skąd jesteś? W naszym rejonie działa fundacja pomagająca takim rodzinom. Być może pomogą też spoza rejonu, zapytać zawsze można. W każdym razie podpowiedzą zawsze, nawet telefonicznie. Nie mogę linku zamieścić ale w wpisz sobie fundacjapomorskie.pl .
W razie pytań pisz, może w czymś pomogę. Ściskam serdecznie.
Mój mąż pracuje na 4 zmiany na kopalni. Twierdzi, ze musi porozmawiać z kierownikiem, zeby ustalić zmiane na rano, ale tak jak mówicie na razie tylko sobie gada. Najbardziej obawiam się sprawy związanej z mieszkaniem. Mamy do spłaty 2/3 kredytu i nawet jakbysmy sprzedali te mieszkanie, to ledwo spłacimy kredyt a ja z dzieckiem zostaję z niczym i bez dachu nad głową, bo mieszkanie u rodziców jest tymczasowe.
Akurat bliska mi osoba była na leczeniu i stąd wiem, że leczenie odbywa się codziennie 8-15 albo w zakładzie zamkniętym - przez min 3 miesiące.
także ten, nie łykaj tych bredni.
i przestań szukać wymówek za niego, bo to już jest nudne.
chcesz żyć z pijcym alkoholikiem to się spakuj i leć do niego. bo tylko o tym gadasz.
Jestem z górnego śląska. Nie chcę zyć z alkoholikiem, ale zawsze chciałam stworzyć dziecku pełna kochającą rodzinę, a teraz wszyscy cierpią łącznie z córką. Ona jest bardzo z nim związana emocjonalnie. Jesli nie dam mu żadnej szansy czy będę umiała spojrzeć potem w twarz sobie i jej. Pewnie gdyby nie dziecko i kredyt nawet 2 lat bym z nim nie wytrzymała... A tak czuję bezsilność, niemoc... Brak pieniedzy powoduje, ze myślę, iz nie dam sobie rady. Moi rodzice mają ok.70 lat, co bedzie gdy ich zabraknie? Mam iść z dzieckiem na ulicę?
Jako dziecko i siostra alkoholika nie uwierzyłabym w żadne jego słowo. Mój brat tez się zapisywał (o ojcu już nawet nie wspomnę). Chodził jakiś czas, mama sobie nadzieję robiła, była z niego dumna, chwaliła się na każdym kroku. Koniec tej opowieści to rozczarowanie i cierpienie.... potem znów się zapisał i niby chodził... ale kto go tam wie. Znów naiwność mamy i znów rozczarowanie.... tak w kółko. To się nazywa współuzależnienie, nieustająca ślepa naiwność.
Ze swojej strony nie będę namawiać Cie do niczego, ale swój punkt widzenia przedstawię. JA bym nie wierzyła w jego nawrócenie. Poza tym wiesz, że alkoholizm jest nieuleczalny. Kryzys może wrócić w każdej chwili, za kilka m-cy/lat. Stale będziesz uciekać i dawać szansę na nowo?
Napisałaś, że musisz się z nim spotykać ze wzgl. na dziecko. Otóż nic nie musisz!!! Byłam takim dzieckiem zmuszanym do patrzenia na ojca, rozmawiania z nim, do okazywania mu szacunku, bo to jednak ojciec. Nienawidziłam tego zmuszania. Czy rozmawiałaś z córką o alkoholizmie? Chce się w ogóle z ojcem widywać?Ja widzę sporo plusów Twojej sytuacji. Fakt, że ponownie trafiłaś na alkoholika i to jest w sumie największy i jedyny minus. Teraz plusy: mimo wszystko masz gdzie mieszkać, masz chęci by się wyleczyć ze współuzależnienia i zacząć życie od nowa, skoro odeszłaś to jesteś inteligentna i mądra, mimo wszystko masz pracę, masz rodziców. Złap się tego co masz, skupiaj się na tym co masz, a głównie na sobie i dziecku. Jego już nie uratujesz, a siebie i dziecko owszem.
Skąd jesteś? W naszym rejonie działa fundacja pomagająca takim rodzinom. Być może pomogą też spoza rejonu, zapytać zawsze można. W każdym razie podpowiedzą zawsze, nawet telefonicznie. Nie mogę linku zamieścić ale w wpisz sobie fundacjapomorskie.pl .
W razie pytań pisz, może w czymś pomogę. Ściskam serdecznie.
Standardowe błędy, osób z rodzin dysfunkcyjnych
Uświadamianie dzieci, tak naprawdę wymuszanie na nich, zajmowania stanowiska, w czasie i miejscu, i przez osoby które tego robić nie powinny, tworzenie obozów, czesto zamiast ochrony wykorzystywane jako narzędzie do manipulacji
Ta miłosierdzie
Z ciekawosci zapytam, kto Cię zmuszal, do spotkań, rodzic nie obecny?
Popatrz jak to działa.
Ja jako syn alkoholika, ktoey twierdzi że nie jest uzależniony, i współuzaleznionej która nawet tego nie wie
Mogę postrzegać świat i resztę ludzi, już tylko wyłącznie tak, jak tych dwoje
Tak się rodzą uprzedzenia, shematycznosc, dystans, brak zaufania, ślepa wiara itd itp
Autorka ma prostą sprawę. Jeśli chce zmian
Musi zacząć od siebie!!! I tylko i wyłącznie zmiany może wprowadzić w życie u siebie
Wszystko inne jest w sumie chore, jak i oczekiwania
Plusem jest to że na okazje do zmiany siebie, i silny bodziec, jeśli będzie miała odwagę za tym pójść, to wykorzystać będzie z zespołem który wygrywa mecz, życie
Na tą chwilę jestem jak dziecko we mgle. Wiem, że jestem chora jak alkoholik i muszę powoli wychodzić z tej choroby dla dobra własnego i dziecka. Tylko to jest cholernie trudne... Muszę zająć myśli czym innym niż tym czy znowu zapił, czy się leczy itp. Mieszkamy blisko siebie i jestem skazana na widok tego człowieka, choćby na ulicy. Chcialabym uciec z dzieckiem jak najdalej, ale wiem, że to nie rozwiąże moich prolbemów...
Nie będzie opisywał przeżyć, odczuc, wyobrażeń z drugiej strony, to nic nie wniesie
To nie zmniejszy odczucia lęku, bólu, złości, i wielu innych
Zresztą mogę się tylko domyślać z opisow, z rozmów, z tego co slysze i widzę
Jedni to traktuje jako chorobę, inni jako grzech
Jedni zatrzymują się na szukaniu winnego, jedni na zastygnięciu w roli kąta
Jedni zmieniaja rolę, w ramach rekompensaty
Niektórzy uciekają, zmieniają partnera, miejsca, otoczenie, różnie
W zasadzie, w wielu przypadkach, nie uniknione jest świadome spotkanie ze sobą
Nie ma się co piętnować, w ten alkoholizm. Uzależnienie, to zloa całego świata najłatwiej wcisnąć, łącznie z bezradnością, lekiem przed odpowiedzialnością
Można wiele lat, pokoleń, powielać schemat, błądzić w mgle
Najważniejsze żeby sprobowac skorzystać z szansy, gdy się nadarza
Odwagi, Nie Ty pierwsza, nie Ty ostatnia
Rozmawialam dziś telefonicznie z jedna kobieta z forum, która 20 lat żyła z alkoholikiem.ta rozmowa sporo mi dala.wiem jedno-oprócz terapii indywidualnej potrzebuje znaleźć grupę Al-Anon.potrzebuję kontaktu z kimś kto wie więcej ode mnie. Dobranoc.
Czy z alkoholizmu da się wyleczyc definitywnie - ja w to wątpie, a tak bardzo ym chciała wierzyć...
Alkoholikiem zostaje się do końca życia, ale można żyć bez alkoholu. Znam kilka osób, które nie piją już od lat, zaczęły normalnie żyć, wydają się być całkiem szczęśliwe, niestety niektóre z nich, aby dojść do tego punktu, musiały ponieść ogromne straty - tak osobiste, zdrowotne, jak i zawodowe. Znam jednak i takie przypadki, gdy po zamkniętym leczeniu, terapii i latach abstynencji, kiedy wydawało się, że wyszły już na prostą, z powrotem sięgnęły po kieliszek i poszły na dno.
Nie będę oryginalna pisząc, że Twój mąż obecnie Tobą po prostu manipuluje - obiecuje zmiany, aby osiągnąć zamierzony efekt, czyli w tym przypadku Twój powrót do domu. Gdzieś po drodze zapytałaś kiedy będziesz mogła uwierzyć, że on naprawdę chce się leczyć. Wiesz kiedy? Gdy podejmie w tym kierunku zdecydowane kroki, a potem swoją postawą pokaże determinację. To jest długi i trudny proces, ale od czegoś trzeba zacząć, a póki co on tylko o tym mówi, w dodatku kierowany strachem, że Was straci. Dziś nie uwierzyłabym w ani jedno jego słowo.
Nicole123 napisał/a:Czy z alkoholizmu da się wyleczyc definitywnie - ja w to wątpie, a tak bardzo ym chciała wierzyć...
Alkoholikiem zostaje się do końca życia, ale można żyć bez alkoholu. Znam kilka osób, które nie piją już od lat, zaczęły normalnie żyć, wydają się być całkiem szczęśliwe, niestety niektóre z nich, aby dojść do tego punktu, musiały ponieść ogromne straty - tak osobiste, zdrowotne, jak i zawodowe. Znam jednak i takie przypadki, gdy po zamkniętym leczeniu, terapii i latach abstynencji, kiedy wydawało się, że wyszły już na prostą, z powrotem sięgnęły po kieliszek i poszły na dno.
Nie będę oryginalna pisząc, że Twój mąż obecnie Tobą po prostu manipuluje - obiecuje zmiany, aby osiągnąć zamierzony efekt, czyli w tym przypadku Twój powrót do domu. Gdzieś po drodze zapytałaś kiedy będziesz mogła uwierzyć, że on naprawdę chce się leczyć. Wiesz kiedy? Gdy podejmie w tym kierunku zdecydowane kroki, a potem swoją postawą pokaże determinację. To jest długi i trudny proces, ale od czegoś trzeba zacząć, a póki co on tylko o tym mówi, w dodatku kierowany strachem, że Was straci. Dziś nie uwierzyłabym w ani jedno jego słowo.
zostaje się
może w tym problem, że nikt nie chce zostać
pewnie więcej uzależnionych się porusza bez poczucia problemu, niż tych "zweryfikowanych" , to też prawda Olinka
dla mnie to jest akurat bardziej przerażające, niż
to że z życiem to często jest tak, że im bardziej chcemy je kontrolować, tym bardziej się nie chce dać
nie bacząc na prośby, groźby nasze
nie tylko uzależnieni mają tak, że mimo ewidentnych "znaków" brną z uporem maniaka w destrukcje
mówi się też o wolnej woli, o wyborze, o konsekwencji
podałaś 2 skrajne przypadki, które niczego nie dowodzą, nie rzutują na całokształt dla mnie
mogę dorzucić, jako uzależniony
że są jeszcze przypadki, które nigdy pić nie przestają, mogę napisać, nie jest im dane
mogę napisać, po prostu dokonali wyboru
piszesz o systemie wartości, każdy ma specyficzny
to czy ktoś ma szacunek do siebie, do swojego ciała, do czasu, do życia, do spraw materialnych
to że ktoś przyjmuje że żyć będzie wiecznie, mając na karku teoretyczną "połowę życia"
jaki wpływ na to mamy, życie płynie mimo wszystko
czy Pan Mieciu będzie pił, czy nie będzie, czy przerwie na 5 lat, czy będzie zapijał "pałę" co rok
można pokazać uświadomić, i tyle
wszystko kończy się i zaczyna, na interakcji z drugim człowiekiem, na wpływie na ta interakcję, na wyborze
jeśli ktoś manipuluje tą interakcją, a w takich układach
manipulacja jest obustronna, wymienna,
to co wniesie, pisanie o zamkniętych leczeniach, o latach abstynencji, o sensie czegoś
w tym środowisku, jest popularny zwrot "dupościsk"
tak zwane trzeźwienie na "dupościsku"
jeśli znasz te osoby, na tyle dobrze aby się dopytać, tych którzy powrócili, spytaj o dupościsk
można być abstynentem latami, nic z sobą nie robiąc
co równa się z "nie trzeźwieć"!!!!
alkohol, jest tylko symptomem!!!
ludzka nieświadomość jest wprost proporcjonalna, do możliwości świadomości
podobnie jest z wieloma wirusami, żyją w organizmie, ujawniają się gdy "system odporności" słabnie
problemem nie jest to że ten wirus koegzystuje w ciele, problemem jest wierzenie że go nie ma
problemem jest nie dbanie o "system odporności"
jak i wierzenie lub nie
że ktoś o swój "system odporności" zadba, to mi będzie lepiej
żadnego więcej interesu w tym wierzeniu, tudzież braku nie ma
jak tylko lęk o siebie, a to już odrębny akurat temat
Miłego Dnia dla Was
Słoneczko dzisiaj zapowiada przyjemne doznania
Podałam takie skrajności, żeby zobrazować jak wielka jest rozpiętość ludzkich zachowań, a biorąc pod uwagę, że istnieje jakaś szansa, że mąż Autorki pić przestanie, to zagrożenie będzie wciąż obecne, nawet jeśli będzie jej się wydawało, że wszystko już jest na dobrej drodze. Z drugiej strony może się to udać - pod warunkiem, że mąż będzie miał wystarczająco silną motywację, wolę walki, ale też sam w sobie będzie wystarczająco silny.
Jeden z moich znajomych, notabene świetny, wykształcony i wartościowy człowiek, kiedy - pomimo kilku lat abstynencji - zaczynał odczuwać ten tak zwany "dupościsk", schodził na dół, gdzie miał zrobioną małą siłownię i katował swoje ciało tak bardzo, żeby już o niczym więcej nie myśleć. W ogóle poszedł w aktywność fizyczną. Biega maratony, jest morsem, czas spędza bardzo aktywnie, ale do ust nie weźmie nawet cukierka z zawartością alkoholu, o kroplach żołądkowych opartych na etanolu nie wspominając. On nie oszukuje się, że "już może", bo nie może i nie będzie mógł do końca życia.
Nie wiem jak jest z innymi w tej kwestii, ale co najmniej dwie osoby, obaj to młodzi mężczyźni, trzymają się całkiem dobrze. Jednego z nich, lata świetlne temu, odwiedzałam w zakładzie zamkniętym, a dziś jest szczęśliwym mężem i ojcem (to dla nich się leczył), nie pije od ponad 20 lat. Ten drugi stracił rodzinę i obecnie jest trzeźwy, ale to zbyt krótki czas, by móc ocenić na ile wystarczy mu determinacji.
Tych, którzy w zasadzie nie trzeźwieli też znam, miałam ich w rodzinie. Z jednym nie utrzymuję dziś żadnego kontaktu, więc nawet nie wiem czy jeszcze źyje, bo nawet na pogrzebie swojej żony się nie pojawił, drugi zmarł jadąc po pijaku na rowerze i wjeżdżając pod koła samochodu, trzeci w trakcie ciągu zmarł na serce.
Generalnie piszę o tym, bo nie da się w sposób jednoznaczny odpowiedzieć na zadane w pierwszym poście pytanie czy z alkoholizmu da się wyleczyć. To bardzo trudny i złożony temat i nie ma na niego prostej odpowiedzi, której Autorka mogłaby się chwycić. Musi być tego świadoma.
Jestem z górnego śląska. Nie chcę zyć z alkoholikiem, ale zawsze chciałam stworzyć dziecku pełna kochającą rodzinę, a teraz wszyscy cierpią łącznie z córką. Ona jest bardzo z nim związana emocjonalnie. Jesli nie dam mu żadnej szansy czy będę umiała spojrzeć potem w twarz sobie i jej. Pewnie gdyby nie dziecko i kredyt nawet 2 lat bym z nim nie wytrzymała... A tak czuję bezsilność, niemoc... Brak pieniedzy powoduje, ze myślę, iz nie dam sobie rady. Moi rodzice mają ok.70 lat, co bedzie gdy ich zabraknie? Mam iść z dzieckiem na ulicę?
Mama kazała go szanować bo to w końcu ojciec. Nie chciałam takiego ojca, wolałam być bez niego. Moja mama identycznie mówiła jak Ty, ze rodzina pełna jest ważna i takie tam... . A ja mając 13 lat bodajże, powiedziałam, że chce iść do domu dziecka, bo miałam już dość. Ja nie chciałam się z takim ojcem widywać. Był brudny, obsikany, obrzygany i śmierdzący. Fuj. A mama się z moim zdaniem nie liczyła. jej się wydawało, ze to dla mojego dobra. Dlatego pytam czy z córką o tym rozmawiałaś, czy znasz jej stanowisko w tej sprawie, czy nie chcesz dla rzekomego dobra jej zmusić.
Za wcześnie o tym myśleć, gdybanie jest najgorsze. Na razie masz gdzie mieszkać, masz wsparcie i tylko to się liczy. Żyj teraźniejszością.
Standardowe błędy, osób z rodzin dysfunkcyjnych
Uświadamianie dzieci, tak naprawdę wymuszanie na nich, zajmowania stanowiska, w czasie i miejscu, i przez osoby które tego robić nie powinny, tworzenie obozów, czesto zamiast ochrony wykorzystywane jako narzędzie do manipulacjiZ ciekawosci zapytam, kto Cię zmuszal, do spotkań, rodzic nie obecny?
Mama. Kazała mi go szanować, bo to w końcu ojciec, jaki jest- taki jest, ale kochać go trzeba. Nie liczyła się z moim zdaniem. Gdyby zapytała czy chce, to bym powiedziała, ze nie mam ochoty go takiego oglądać. To byłoby okazanie zainteresowania tym co czuję. Jako żona alkoholika mama się tylko nim zajmowała, wszystko się kręciło wokół jego picia/niepicia. My musieliśmy się podporządkować i brakowało mi zainteresowania i zrozumienia ze str. mamy. Tylko pijak się liczył, jego emocje i uczucia. Zmuszana byłam do "kochania/szanowania" i to było wg mamy ok.
Wszystko inne jest w sumie chore, jak i oczekiwania
.
Plusem jest to że na okazje do zmiany siebie, i silny bodziec, jeśli będzie miała odwagę za tym pójść, to wykorzystać będzie z zespołem który wygrywa mecz, życie
Z tym się zgadzam. Najgorsze są oczekiwania i niestety im jest większe współuzależnienie, tym większe te oczekiwania i większe rozczarowania. Dlatego nie ma co się łudzić. Nalezy po prostu zacząć o siebie dbać, zacząć się leczyć ze współuzależnienia i to jest niestety wieloletnia terapia.
***
Jednak znam gorsze historie, takie, że płakać się chce. np. kobieta wpakowała do worków od śmieci kilka ciuchów i uciekła z 4 dzieci nocą. A nie miała dokąd iść. Ktoś się zlitował i przygarnął, pozwolił mieszkać w garażu. Mieszkała tam z dziećmi całe wakacje zanim gmina zorganizowała jakieś lokum.
Druga historia: kobieta wymknęła sie z domu bez niczego, jak stała z 2 dzieci. Spała na dworcu, ktoś skierował ich do noclegowni, potem ją rozdzielili z dziećmi i ona do domu dla bezdomnych kobiet/dzieci na pogotowiu opiekuńczym. Potem dom samotnej matki, potem dopiero lokal socjalny.
Obie kobiety żyją teraz z dala od alkoholików, dzieci nie chcą mieć z nimi do czynienia, bo doceniły spokój, cisze, matczyną miłość. Zrozumiały, że to było dla ich dobra i nikt matce nie wyrzuca, że odeszła i odseparowała dzieci. kobiety nie żałują swego kroku.
Dlatego uważam, że autorka -mimo wszystko- jest w dobrej sytuacji. Jest jej ciężko, to zrozumiałe, ale poradzi sobie!!!
Z tym się zgadzam. Najgorsze są oczekiwania i niestety im jest większe współuzależnienie, tym większe te oczekiwania i większe rozczarowania. Dlatego nie ma co się łudzić. Nalezy po prostu zacząć o siebie dbać, zacząć się leczyć ze współuzależnienia i to jest niestety wieloletnia terapia.
***
Jednak znam gorsze historie, takie, że płakać się chce.
prawda jest taka, że nie chodzi o efekty specjalne, nie jest mierzalny realny wpływ na życie
nie o cały ten spektakl na zewnątrz, o publikę, fakt smutne to jest
jednak jakoś mało ludzi tym się przejmuje
największy ból jest w sercu i głowie małego dziecka, które się po prostu boi, obserwując to, uczestnicząc w tym
gdy jeden rodzic się świadomie czy tez nie, dziecko wykorzystuje do wywierania wpływu na drugiego rodzica
a co ma bardzo wielki wpływ na dalszy rozwój, w efekcie na kolejny potencjalny związek, kolejne dzieci, itd itp
ludzie się miotają, między skrajnościami, ciężko wyjść z tego systemu
ta przestrzeń jak i ten post to o wiele wiele za mało miejsca do rozwijania tematu
"wrodzony" to "wyuczony" szkoda że często równoznaczne z "zepsuciem"
Podałam takie skrajności
w zasadzie napisałaś kontynuację wcześniejszej wypowiedzi
zachowania kompulsywne to norma, nie tylko w uzależnieniu od substancji wpływających na świadomość
na "trzeźwo" są dopiero widoczne, dla mnie właśnie to dziś określa, pokazuje trzeźwość osobnika
fajnie się to czyta, jako uzależniony czuję że to "rozumiesz"
nie tylko w teorii, w praktyce też
jednak nie do końca, trzeźwe zachowania opisujesz
jak i ważna sprawa, uzależnienie, jest ponad wykształceniem intelektualnym, dokładnie taka osoba pisze ten post właśnie
lata zaniedbań, skrzywień, błędnych powtórzeń, nawykowych schematycznych reakcji na świat, izolacja w specialistycznym "środowisku"
pseudo wyobrażenie rozwoju, i cała ta
ego... papka
zauważ że każdy alkoholik, nie ma problemu z alkoholem, do samego końca!!!
To bardzo trudny i złożony temat i nie ma na niego prostej odpowiedzi, której Autorka mogłaby się chwycić. Musi być tego świadoma.
każdy tonący z założenia się czegoś próbuje złapać,
jak tonie dwoje na raz, obok siebie
zawsze będzie kosztem jedno drugiego się ratować
niestety te nawyki, są spoza alko branży
Ja znam pewien przypadek, o ktorym wspomnialam, ktory jest niemalze kopia tego o czym pisze autorka posta. On calkiem inteligentny facet, zrobil doktorat z fizyki a jego kariera ukladala sie calkiem niezle, ona zwykly pracownik ubezpieczen. Odkad poszedl na dr zaczal pic, oklamywac zone ze pracuje po nocach bo tego wymaga praca. Zona wydzwaniala, podejrzewala go o romans (miala calkiem sluszne podejrzenia) ale on sie staral wykrecac, tlumaczac sie praca. Potem wyjechal sam na staz podoktorski za granice. Zona z nim nie pojechala bo nie chciala, pil coraz wiecej. Wrocil po dwoch latach kiedy dziecko mialo dwa latka, pil. Podczas pracy na uczelni pil, nie raz przychodzil na gazie jedyny cud ze go nikt nie zlapal. Po dzecko do przedszkole jezdzil pijany. Po dwoch latach znow wyjechal sam bo w Polsce nie bylo dla niego pracy. Zaczal pic jeszcze wiecej juz nie piwo ale wodke. Potrafil sam wypic litr wodki w jeden dzien. A zonie tlumaczyl ze musi pracowac i dlatego sie nie odzywa do niej i do dziecka. Jego dziecko ma prawie 6 lat ojca widzialo moze w sumie przez rok. W wiekszosci przypadkow pijanego. Zona wierzy w kazde jego slowa, ale sa razem pomimo ze sie nie kochaja dla dobra dziecka. Ja mu kiedys powiedzialam, ze to dziecko bedzie szczesliwsze bez ojca pijaka i na pewno bedzie je wiecej widywal niz teraz. Zadne prosby zadne grozby nie pomogly. On nie jest alkoholikiem tylko zwyklym milosnikiem piwa - piwoszem. Tak sobie to wszystko tlumaczy.
Nigdy, jako matka nie dopuscilabym aby moje dzecko musialo patrzec na pijanego ojca.
fajnie się to czyta, jako uzależniony czuję że to "rozumiesz"
nie tylko w teorii, w praktyce też
jednak nie do końca, trzeźwe zachowania opisujesz
Nie wiem jak to się czuje od środka, ale miałam możliwość walkę z nałogiem obserwować z boku, tę walkę samego ze sobą także i kolejne etapy "łamania się". Trudne to wszystko, a bezsilność uzależnionego, jak i tych, którzy na to patrzą wydaje się jeszcze gorsza.
Dotknęłam tematu dosyć blisko, trochę widziałam jako trzeźwy obserwator - i alkoholików w ich naturalnym środowisku, i podczas podejmowania kolejnych terapii, mierzenia się z osobistymi problemami, które pojawiły się w wyniku choroby, ale też na oddziale zamkniętym - podczas detoksu, jak i potem, już w trakcie leczenia. Widok człowieka przywiązanego pasami do łóżka, krzyczącego z bólu, kiedy organizm domaga się kolejnej porcji alkoholu - jest nie do opisania, więc mogą sobie tylko próbować wyobrazić co się wtedy przeżywa.
To że alkoholizm nie ma nic wspólnego ze świadomością, poziomem intelektualnym czy wykształceniem, to wiem na pewno. Znam na przykład poważanego w lokalnym środowisku prawnika, który nieźle popłynął, ale gdybym nie usłyszła tego od jego żony, nie pomyślałabym, że ma problem, tak doskonale się z tym krył. I nie wiem czy takim ludziom nie jest jeszcze trudniej, a trzeźwienie nie okazuje się jeszcze bardziej bolesne, kiedy trzeba zmierzyć się ze spojrzeniami otoczenia, ich pretensją w oku, czasem obrzydzeniem, stanąć twarzą w twarz ze wstydem i świadomością tego, że przez alkohol wszystko się zmienia. Niestety nie na lepsze.
Ja sama kiedyś dowiedziałam się, zresztą po latach, że to, że dałam komuś szansę, nie skreśliłam i prostu byłam jako przyjaciel - dało jednej z opisywanych przeze mnie osób motywację, aby nie zwieźć. Ale jak sobie dziś przypomnę tę bezradność i wołanie o pomoc, to wiem, że nie mogłabym inaczej. Niemniej mi było łatwiej, bo stałam trochę z boku, a gdybym z tym człowiekiem żyła i mnie krzywdził, to prawdopodobnie nie miałabym w sobie takiego odruchu. Choć tyle przecież wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.
zauważ że każdy alkoholik, nie ma problemu z alkoholem, do samego końca!!!
Gdybyś Ty tego nie napisał, to chyba polemizowałabym, bo moje obserwacje są nieco inne. Możesz to rozwinąć?
Dziękuję za wasze wpisy. Wiem, że jestem dopiero na początku drogi i nie wiem co będzie dalej... Ale dziś poczułam jakiś dziwny spokój. Uświadomiłam sobie że mój dziecko widzi jak się miotam.postanowiłam milo spędzić z nią dzień i nawet bylo fajnie.staralam się nie myśląc o mężu, a jak już go spotkałam bylam dziwnie spokojna.nie dawałam sie wciągać w manipulacje z jego strony. Pokazał mi kartkę z godzinami terapii że się niby dogadywal i pójdzie zaraz po mojej terapii w przyszłym tyg.nie skomentowalam typu ze pewnie znów kłamie.powiedziałam tylko aha.nie patrzył na mnie jak ze mna rozmawiam, jakby odczuwal wstyd. Ja również nie potrafiłam patrzeć na niego ale bylo w miare spokojnie.czekam na następne spotkanie z terapeuta i dużo czytam.mam chyba nadzieję że cos do niego dotrze, ale wiesz ze nadzieja matką głupich...
Nicole, właśnie o to chodzi, brawo! To co mogę Ci poradzić, to stanowczość i spokój w kontaktach z mężem. Kiedy on zauważy, że jesteś pewna tego co robisz i swoich decyzji, będzie czuł, że nie ma już pola do manipulacji, a Ty się nie ugniesz, tym samym zacznie ponosić konsekwencje swoich decyzji i wyborów.
36 2017-05-11 23:52:46 Ostatnio edytowany przez ewelinaL (2017-05-11 23:55:41)
mam chyba nadzieję że cos do niego dotrze, ale wiesz ze nadzieja matką głupich...
Tak, nadzieja matką głupich. A, że każda matka dba o swoje dzieci, to bardzo możliwe, że uprzywilejowuje Twojego męża, nie Ciebie.
Czytam ten wątek od początku i nie miałam się odzywać, bo szlag mnie trafia. Wszyscy próbują Ci wytłumaczyć, że masz zadbać o siebie i dziecko. Ty myślisz o mężu i planujesz powrót, jak tylko wypowie powody, które Cię przekonają (czekasz na te powody). Masz wizję życia z uzależnionym i nie dopuszczasz innej. Żyjesz nie swoim życiem. Córce też nie pozwolisz na własne życie, dopóki nie dorośnie i nie powie BASTA.
Czego chcesz?
Udręczania się z nałogiem męża i wmawianie sobie, że to nie część niego? Zafundowania córce obrazu ojca, którym rządzi nałóg i prawdopodobne wybranie w przyszłości podobnej drogi w doborze partnera?
Pomyśl. Pomyśl logicznie... Strat, które już odniosłaś nikt Ci nie wróci. Możesz zacząć od nowa. Możesz zadbać o tę resztę lat, które Ci zostały, i o czysty start dla dziecka. Wszystko przed Wami. Nie ma się czego bać. Pamiętaj, że nic nie tracisz, bo to co miałaś do stracenia, już straciłaś. Rób plany na przyszłość.
Tak jak podpowiadają inni: zacznij żyć własnym życiem, posmakuj go, a jeśli się znajdzie w nim miejsce dla trwającego w trzeźwości męża, to czemu nie.
Amethis napisał/a:zauważ że każdy alkoholik, nie ma problemu z alkoholem, do samego końca!!!
Gdybyś Ty tego nie napisał, to chyba polemizowałabym, bo moje obserwacje są nieco inne. Możesz to rozwinąć?
wiesz pod tym stwierdzeniem, dla mnie, drzemie tyle możliwości dziś :d
osobiście miałem nie pić tylko, to miało sprawić cuda, ja w środku wiedziałem, czułem coś nie nazwane
nawet jak tu pisałem posty, często sam siebie okłamując
zanim zacząłem coś z tym moim życiem robić
do samego końca nie ma problemu z alkoholem, to też to
że do samego końca będzie powód, dla którego sięga się po alkohol
bo przecież argumentacja musi być, trzeba tego wewnętrznego idiotę czymś racjonalnym przekonać
miałem w niedalekiej "odległości" ludzi, bo już ich nie ma między nami
jeden ponad rok, operacje, plucie krwią, wewnetrzne krwotoki, itd itp
drugi marskość wątroby, z ciężkim końcem
i jeden i drugi do końca, prosił o alkohol
do końca ta choroba nie miała nic wspólnego z alkoholem
do końca, ma wiele znaczeń
ktoś kiedyś dobrze rzekł
"wszyscy kiedyś wytrzeźwieją, nie którzy po prostu nie zdążą na tym świecie"
chodzę na pewien oddział odwykowy, w ramach wolontariatu
siadam z ilomaś tam ludźmi w jednym pomieszczeniu
pada pytanie czy ktoś, chciałby o czymś porozmawiać, może ma jakiś problem
i nikt nie ma
pewien znany gość którego już nie ma między nami, a był znanym psychoterapeutą jak i uzależnionym
powiedział
"jeśli pijanemu skurwysynowi zabrać alkohol, dalej pozostaje skurwysynem"
alkohol jest symptomem!!!
dopóki powodów nie zrozumiesz, nie popracujesz nad nimi,
symptom, nie jest problemem
myślę że nie przestrzelę granicy, że właśnie "zbliżanie" się do powodów, powoduje
różne reakcje, odczucia, emocje
stad potrzeba napicia, wyizolowania tego, zminimalizowania poziomu tego "czucia"
tak naprawdę jest to płytkość emocjonalna, po jakimś czasie sytuacje które doprowadzały do alkoholizowania się
są normalnymi sprawami, okazuje się że "tajfun" który demolował całą konstrukcje i dom
to wietrzyk, który ledwo gałązka za oknem porusza
ja dużo wspomagam się wyobraźnią, szkoda marnować naturalne zasoby
do końca to też
do momentu, aż po ten alkohol nie sięgnę, i o tym warto nie zapominać
i tak czasem sobie myślę,
zaczynałem trzeźwieć, kupiłem sobie książkę w stylu "terapia poznawcza zaburzeń osobowości"
przeczytałem i się załamałem, nie będąc lekarzem, terapeutą, zobaczyłem siebie w każdym z zaburzeń, wiem wiem dziś mocniej o co biega
potem poszły w ruch o narcyzmie, o sensie życia, o świadomości, o wierze,
po 20 miesiącach :d po przejściu 12Kroków
stwierdzam
nie widzę powodu dla którego miałbym się napić alkoholu,
dbam o siebie i swoje zdrowie i kondycje psychiczną
jeśli nie przejdzie się od apatii do akceptacji
od systemu wartości opartego na zewnątrz do oparcia wewnątrz
jeśli nie spróbuje się "spażyć" konfrontacją z schematami, poprzez działanie wbrew sobie
kurde jeśli "inicjacji dorosłości" się tak naprawdę nie przejdzie
to do końca życia się w NIBYLANDII pozostanie
i "dziecko" będzie wołać o pić, jeść, siku, i przytulanki
jeśli nie doprowadzi się do miejsca, w którym świadomość wyboru, nie jest tożsama z świadomością odpowiedzialności, ktoś to nazwał integralność emocjonalna
na poziomie większym niż wcześniejszy opis, to
alkohol nie będzie, problemem
ja mam setki godzin, przegadanych, przesłuchanych, pomagam innym którzy "jeszcze cierpią"
odmian, alkohol nie jest problemem, na pęczki, na raty, na udław się, itd itp
Żyjesz nie swoim życiem...Córce też nie pozwolisz na własne życie, dopóki nie dorośnie i nie powie BASTA... czysty start dla dziecka
trzeba zrozumieć, że za tym bólem zmian, tą kolejną "porodówką"
jest wolność wyboru, świadomość decydowania, zdrowa niezależność, świadoma miłość
i w życiu są dwie drogi
żyć, albo przeżyć
więc pokazując dziecku że można tylko "przeżyć" nie mówmy o czystym starcie, bo to jak opis kosmosu, w którym się nie było,
a tylko z opowieści słyszało
NIBYLANDIA
Dbaj o siebie i o dziecko. Terapia dla Ciebie jest konieczna. Jak jej nie zrobisz... wciąż będziesz wybierała alkoholików i marnowała sobie życie. Fajnie, że masz jakieś przebłyski świadomości problemu, to połowa sukcesu.
Trzymam kciuki!!!!
Ja to wszystko wiem, że mam dbać o siebie i dziecko. Tylko ciężko się oderwać od kogoś z kim żyło się tyle lat i w grę wchodzą uczucia. Tym bardziej, że dziecko ciągle pyta o tatę:( Wiem, że jestem współuzależniona, ale nadal zależy mi na tym człowieku. Co robić, by to tak nie bolało?
Teraz jesteś jak moja kochana mama, która odchodziła od mojego ojca alkoholika ale dla mojego dobra wracała. Mam nadzieje że czujesz ironię.
Całe dzieciństwo patrzyłam na nawalonego ojca, awantury, bicie itp. Nie chce mi się o tym nawet pisać, ponoć tez miałaś ojca alkoholika... najwyraźniej nie było z nim aż tak źle skoro teraz chcesz poświęcić dziecko żeby być ze swoim ukochanym alkoholikiem.
Alkoholik alkoholikowi nie równy. Mój ojciec biegał z nożem, był agresywny, poniżał całą rodzinę. Mój mąż nigdy nie skrzywdził mojego dziecka, owszem dochodziło do potyczek słownych. Być może na kolejnym etapie choroby byłoby gorzej. Nie chcę zgotować dziecku piekła. On teraz chce sie leczyć, chce mu wierzyć, tylko to trudne. Rodzinę zawsze stawiał wysoko, bo sam nie miał normalnej. Wiem, każdy z Was doradzi mi rozwód i życie na skraju nędzy dla dobra dziecka. Każdy człowiek zasługuje na szansę, a to nasz przełomowy kryzys... nie wiem ile czasu potrzeba bym dojrzała do podjecia jakiejś decyzji, ale na tę chwilę nie potrafię napisać pozwu o rozwód, chcę tylko zacząć spokojnie zyć, jednak ciagle o nim myślę. Jak długą terapię muszę przejść by było lepiej? Ja jestem dopiero na początku...
Dziękuję, Amethisie, przeczytałam z uwagą. Dla mnie w poniższym stwierdzeniu zawiera się istota zdrowienia, nie tylko Twojego:
po 20 miesiącach :d po przejściu 12Kroków
stwierdzam
nie widzę powodu dla którego miałbym się napić alkoholu
Życzę Ci wytrwałości, siły i aby to myślenie już z Tobą pozostało.
Ja to wszystko wiem, że mam dbać o siebie i dziecko. Tylko ciężko się oderwać od kogoś z kim żyło się tyle lat i w grę wchodzą uczucia. Tym bardziej, że dziecko ciągle pyta o tatę:( Wiem, że jestem współuzależniona, ale nadal zależy mi na tym człowieku. Co robić, by to tak nie bolało?
Uczucia czy może przyzwyczajenie?
Przepraszam, że to napiszę, ale widzę coraz wyraźniej, że wolisz jednak karmić się fałszywą nadzieją niż spojrzeć prawdzie w oczy i zmierzyć z brutalną rzeczywistością. W taki sposób będziesz szukać argumentów przemawiających za swoim powrotem do męża (bo kocham, bo dziecko, bo wspólnie przeżyte lata, bo on wcale nie jest taki zły) i ugrzęźniesz w tym jeszcze bardziej. To nie tędy droga.
Co robić, by tak nie bolało? Zająć się sobą, żyć swoim życiem, najlepiej znaleźć sobie jakieś nowe, wciągające zajęcie, a na pewno odciągać myśli od męża i jego problemu. To co warto zrobić, to z boku dyskretnie przyglądać się temu co robi, ale w tym nie uczestniczyć. To musi być JEGO decyzja i JEGO praca nad sobą. I nawet jeśli będziesz tęsknić i będzie bolało, to on ma o tym NIE wiedzieć, czuć, że się nie złamiesz, że nie weźmie Cię na litość.
Jeśli mam przyglądać się z boku, to jak sprawdzić czy faktycznie coś robi, aby się wyleczyć. Mam sie oderwać od niego. Więc jak sprawdzić czy pracuje nad sobą. Przeczekać miesiąc, dwa, rok... Kiedy będę mieć pewność czy dać mu szansę czy nie ma sensu już tego ratować?...
Przeczytaj, proszę, to co napisałam jeszcze raz:
To co warto zrobić, to z boku dyskretnie przyglądać się temu co robi, ale w tym nie uczestniczyć. To musi być JEGO decyzja i JEGO praca nad sobą. I nawet jeśli będziesz tęsknić i będzie bolało, to on ma o tym NIE wiedzieć, czuć, że się nie złamiesz, że nie weźmie Cię na litość.
45 2017-05-13 07:18:31 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-05-13 07:19:26)
Kiedy będę mieć pewność czy....
Polecam sprawdzoną modlitwę
Działa jak ja działam
Zresztą nawet jakąś formę psychologii, tak nazwano
Mąż byl po córkę żeby wyjść z nią na rolki. Wydaje mu się że miał wypite, ale ręki nie dam sobie uciąć.zagotowało się we mnie.tak na mnie działa.
Nigdy, jako matka nie dopuscilabym aby moje dzecko musialo patrzec na pijanego ojca.
Dokładnie tak!
Ja się napatrzałam na takiego kogoś. Wolałabym żyć w nędzy niż z kimś takim. Nie zrozumie tego ktoś kto był zmuszony z pijakiem mieszkać i żyć jak rodzina. Boże.... jak ja się go wstydziłam. Dzieci mnie wyśmiewały, że mój stary leży w rowie, że idzie obsikany. Niektóre dzieci z osiedla mówiły do mnie "ej ty- córko pijaka"... nie wiem czy nie znały mojego imienia czy chciały mnie poniżyć, ale skutek był taki, że coraz bardziej nienawidziłam go za to, że chleje... a matkę, że muszę to znosić. Żadne dziecko na takie dzieciństwo nie zasługuje.
48 2017-05-13 17:18:45 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2017-05-13 17:26:52)
On teraz chce sie leczyć, chce mu wierzyć, tylko to trudne. Rodzinę zawsze stawiał wysoko, bo sam nie miał normalnej. Wiem, każdy z Was doradzi mi rozwód i życie na skraju nędzy dla dobra dziecka. Każdy człowiek zasługuje na szansę, a to nasz przełomowy kryzys... nie wiem ile czasu potrzeba bym dojrzała do podjecia jakiejś decyzji, ale na tę chwilę nie potrafię napisać pozwu o rozwód, chcę tylko zacząć spokojnie zyć, jednak ciagle o nim myślę. Jak długą terapię muszę przejść by było lepiej? Ja jestem dopiero na początku...
Po 1. chcieć to móc... widocznie aż tak bardzo nie chce Was odzyskać. Problem w tym co napisałaś, ze chcesz mu wierzyć. Po co?
po 2. Nie kazdy doradza ci życie w nędzy. nie musi tak być. Udaj się gdzieś po pomoc, do opieki społecznej, do jakiejś fundacji (moze w Twojej okolicy tez działa jakaś komórka pomocy takim rodzinom). Szukaj, czytaj, dopytuj, WALCZ... a nie siedź i nie rozpaczaj, ze czeka Cie nędza. Wcześniej pisałam o innych rodzinach, które z tego wyszły, ale nie po to by się z Tobą licytować, ale po to, by uświadomić, ze można osiągnąć wiele- tylko trzeba chcieć.
Po 3. Nie musisz się od razu rozwodzić, złóż wniosek o separację. To będzie dla niego znak, ze zostawiasz drzwi otwarte jeśli naprawdę zapragnie walczyć z chorobą. W każdym mieście są dziś porady prawne darmowe. Poradź się jak to wygląda, co trzeba zrobić itp. rozwód zostaw wiec jako ostateczność.
Po 4. Tak długą terapie jak bardzo jesteś współuzależniona i jak bardzo chcesz się wyleczyć. Moim zdaniem: licz nawet na długie lata. Ja się 2 lata leczyłam z depresji, a skoro Ty jesteś DDA w zasadzie od dzieciństwa nieleczona, to nie spodziewaj się szybkich efektów.
Po 5. dziecko pyta o tatę, ale o co pyta? Czy tata mnie odwiedzi, kiedy do niego pójdziemy? Czy raczej: co się z tatą dzieje, czemu jest taki dziwny? W jakim wieku jest dziecko, bo nie pamietam czy pisałaś?
Przeczekać miesiąc, dwa, rok... Kiedy będę mieć pewność czy dać mu szansę czy nie ma sensu już tego ratować?...
Nawet lata. Pewność będzie, gdy przyjdzie i powie: Przepraszam, wiem, ze skrzywdziłem, jestem alkoholikiem i leczę się od... i nie pragnę byś wróciła, ale byś była szczęśliwa i mi wybaczyła, po prostu bądźmy przyjaciółmi dla dobra dziecka. W każdym razie ja sobie to tak wyobrażam . A największa pewność będzie, gdy dobrowolnie zapisze się na odwyk w zakł. zamkniętym.
Dziecko ma 6,5 roku. Pyta kiedy przyjdzie tata albo kiedy tata weźmie mnie na rolki. Jest z nim zżyta. On jej ciągle kupuje zabawki zamiast to co faktycznie potrzebuje i moja rodzina chyba obiera jego stronę. Co ty chcesz byl trzeźwy i jeszcze dzieckiem się zajmuje.wow. Ciekawe jak długo to potrwa, bo teraz to jest na pokaz. Myślę że rodzina do końca mnie nie rozumie, bo przeciez przy nich się nie zatacza, zarabia itp. Ja jestem ta zła i czepialska...
Witam, pisalam pare lat temu, ale moje zycie zmienilo sie, problemy rozwiazaly, wiec mam nowy nick.
Zarejestrowalam sie specjalnie, zeby napisac w Twoim watku, bo az mnie boli.
Jestes DDA i kobieta niesamowicie Wspoluzalezniona. To nie jest haslo, to choroba, ma swoj przebieg i to sie leczy. Widac nie jestes gotowa, zeby przyjac ten fakt do siebie, Twoj wybor, ale nie rob tego swojej corce, bo ma wszelkie podstawy zeby powielac w zyciu Twoje schematy.
Moj ojciec byl pijakiem, zniszczyl mi dziecinstwo i w duzym stopniu osobowosc i zycie, pomimo tego ze od lat nie zyje (zapil sie) i tez od lat przechodze terapie. Sa rzeczy ktorych wyprostowac sie juz nie da. I wiesz, pomimo ze w tej chwili do ojca juz mam jakis taki stosunek obojesty, to matce gdzies tam w glebi serca nigdy nie wybaczylam, ze nie zostawila go, nie walczyla o nas, bo dziecko musi miec rodzine, bo jemu trzeba pomoc itd. Mam 39 lat, moja matka jest moja matka, ale przyjaciolka nigdy nie bedzie. Chcesz tego samego? A moge Cie zapewnic, ze jesli teraz nie zareagujesz i Twoja corka bedzie rosna w domu gdzie leje sie wodka, to wypomni Ci to kiedys.
Nie od dziś wiadomo że tkwienie w roli ofiary jest wygodna pozycja też, nie chodzi mi aby tu zarzucać, temat, historiami kontr argumentami
Wszyscy ulegamy w większym lub mniejszym stopniu iluzji
Projektujemy to co jest Prz z pryzmat tego co było
W wielu przypadkach jest to naturalne, naturalnym jest też że można ewoluować
Można się rozwijać
Skad twierdzenie ze pewnych spraw nie da się wyprostować
Wyprostować to się nie daje rady. Jak woli ki temu nie ma jedną ze stron, i nie mamy wpływu na to
Mamy wpływ na siebie
Nie odbieraj tego osobiście,
Jestem bardzo sceptycznie nastawiony do osób które twierdzą że wiele lat, są w terapii
Może właśnie za długo w terapii. Za mało w realnym życiu
Każdy ma swoje tempo, każdy ma swoje tajemnice itd itp
Może "nauczycielowi" zależy na czasie
Co może zrobić kobieta, z dzieckiem
Jaki ma realny wpływ,
Sqma z sobą sobie nie radzą
Chciałbym zrozumieć, sens rzucania słów/haseł kluczy, wywolujacych, mających na celu wywoływać. Wpływać, nie wiem.motywowac
Potwierdzać zasadność, itd itp
Jestem bardzo ciekawy, jeśli by ktos mógł ??
Moja córka miała w nocy 40 st. gorączki, tak nagle. Ojciec oczywiscie nie odbiera tel. ode mnie. Boję się o nią, ostatnio mówiła mojej mamie, że chciała skoczyć z okna. Tak bardzo się o nią boję. Dobrze, że niedługo biorę ją na urlop. To moje słoneczko, mój jedyny sens zycia... Muszę znaleźć psychologa dla dzieci na nfz na Śąsku.
co dokładnie powiedział że chciała skoczyć z okna?
Ona sama od siebie to powiedziała do mamy, nie wiewm czy cos jej powiedział. Dziecko bardzo to przezywa, 10 razy zegna się ze mną jak idę do pracy, podobnie z nim po spotkaniu. Pewnie brakuje jej poczucia bezpieczenstwa. Nagle rozsypał jej się cały dotychcasowy świat i myślę, że obwinia się o to. A to straszne... Ona nic nie zawiniła, że tata jest alkoholikiem...
Dziecko ma 6,5 roku. Pyta kiedy przyjdzie tata albo kiedy tata weźmie mnie na rolki. Jest z nim zżyta. On jej ciągle kupuje zabawki zamiast to co faktycznie potrzebuje i moja rodzina chyba obiera jego stronę. Co ty chcesz byl trzeźwy i jeszcze dzieckiem się zajmuje.wow. Ciekawe jak długo to potrwa, bo teraz to jest na pokaz. Myślę że rodzina do końca mnie nie rozumie, bo przeciez przy nich się nie zatacza, zarabia itp. Ja jestem ta zła i czepialska...
I co dziecku odpowiadasz? Czy córka zna prawdziwy powód Waszej wyprowadzki?
Czy mówiłaś mężowi, ze ma kupić coś pożytecznego np. jakieś ubrania? Pewnie chce małą przekupić ale może to zrobić ładna sukienką, płaszczykiem czy butkami.... dziewczynki są estetkami więc się małej spodoba i do tego przyda. Rodzice nie rozumieją, bo skoro mama żyła z alkoholikiem jest tak samo chora jak on.... on sam trzyma stronę drugiego chorego. Pamiętam gdy mój brat postanowił iść do klubu AA. Mój ojciec płakał jak dziecko rzewnymi łzami, że idzie na zmarnowanie. Alkoholik za alkoholikiem zawsze stanie. Nie oczekuj więc, że rodzice zrozumieją. Mało tego.... nie rób błędu mojej matki. Wszystkich dookoła próbowała przekonać, że jej mąż jest alkoholikiem, że jest dla nas niedobry. Zależało jej by nam rodzina i znajomi uwierzyli. Jednak nikt nie wierzył. Mama była ta najgorsza, bo się skarży, bo wymyśla, bo go oczernia. Ojciec nie żyje 6 lat, a mama stale próbuje udowodnić innym jakie miała kiepskie życie. W jakim celu????
to nic nie zmieni, jedynie mama będzie mieć satysfakcję, że wreszcie ktoś uwierzył.... ale nic poza tym. Uczuć i emocji nie zmieni, samopoczucia nie poprawi i współuzależnienia nie wyleczy.
Ważne, ze Ty znasz prawdę. Walcz o siebie i dziecko, poczekaj, aż sami się przekonają. A jeśli nawet się to nie stanie.... co cie to obchodzi. Na tamtym świecie poznają prawdę, może Cię tam przeproszą i uściskają czule. Marne pocieszenie... wiem, zwłaszcza, ze oczekujesz od nich wsparcia. Znów powtórzę, żeby niczego od nikogo nie oczekiwać, to mniej będziemy mieć rozczarowań. Żyć swoim życiem najlepiej jak się umie, a będzie dobrze.
Chciałbym zrozumieć, sens rzucania słów/haseł kluczy, wywolujacych, mających na celu wywoływać. Wpływać, nie wiem.motywowac
Potwierdzać zasadność, itd itp
Jestem bardzo ciekawy, jeśli by ktos mógł ??
Za bardzo nie rozumiem pytania, a chętnie odpowiem. Sprostuj, bo zawile pytasz.
Czy pytasz jaki ma sens podawanie na przykład własnego lub cudzego życia? Swoich /cudzych historii z pozytywnym zakończeniem? Jaki sens ma motywowanie drugiego człowieka? Jeśli o to pytasz to ja nie rozumiem jak o to można pytać .
Każda podobna historia życiowa, zakończona sukcesem daje drugiemu człowiekowi światełko w tunelu. Jest znakiem, że skoro innym się udało, to i mi może się udać. Natomiast czym jest motywacja i jak działa chyba nie muszę tłumaczyć .
Amethis napisał/a:Chciałbym zrozumieć, sens rzucania słów/haseł kluczy, wywolujacych, mających na celu wywoływać. Wpływać, nie wiem.motywowac
Potwierdzać zasadność, itd itp
Jestem bardzo ciekawy, jeśli by ktos mógł ??
Za bardzo nie rozumiem pytania, a chętnie odpowiem. Sprostuj, bo zawile pytasz.
Czy pytasz jaki ma sens podawanie na przykład własnego lub cudzego życia? Swoich /cudzych historii z pozytywnym zakończeniem? Jaki sens ma motywowanie drugiego człowieka? Jeśli o to pytasz to ja nie rozumiem jak o to można pytać.
Każda podobna historia życiowa, zakończona sukcesem daje drugiemu człowiekowi światełko w tunelu. Jest znakiem, że skoro innym się udało, to i mi może się udać. Natomiast czym jest motywacja i jak działa chyba nie muszę tłumaczyć.
Czym jest sukces?
Indywidualnym odczuciem czy zbiorową świadomością ??
Rozumiem ze trzeba dać "cukierek"
Ze wsparcie, itd itp
Ze nadzieja,
Gdyby się tak przyglądać, za własne samopoczucie i odbiór rzeczywistosci, jak i miejsce w którym jestem, i wiele innych
Odpowiadamy sami,
Zasłanianie się np alkoholikiem, dysfunkcją itd itp
Według mnie jest w dalszym ciągu, iluzją
Więc taka nadzieja światełko dla naiwnych, bardziej
To że Tobie się udało, tak naprawdę nie oznacza ze uda się mi,
Bo marzeniowka jest, ze coś może się udać
Uświadomienie i świadomy wybór, reszta to sciema
Jestem w strasznym dołku. Mąż pisze, że ma doła, ze nie chce mu się żyć, że chce być trzeźwy, ale nie daje rady psychicznie... Tęskni za córką, za mną chyba mniej. Przykro mi, że alkohol tak go sponiewierał...
Jestem w strasznym dołku. Mąż pisze, że ma doła, ze nie chce mu się żyć, że chce być trzeźwy, ale nie daje rady psychicznie... Tęskni za córką, za mną chyba mniej. Przykro mi, że alkohol tak go sponiewierał...
Mąż piszę o sobie. A Ty wpadasz w dołek
Maz mowi o córce, a o Tobie chyba??? mniej
Macie dokładnie ten sam poziom problemu, nazwałbym to na dwóch przeciwległych krańcach rzeczywistości
Największym błędem jaki w życiu zrobiłem, wielokrotnie
To jeczenie do żony, aby "wpuściła" z powrotem, i dawanie się urobić aby wrócić
Zagrywki zawsze były, przy wykorzystaniu "czułego" punktu "dzieci"
Albo umownie "czułego" punktu
Zauważ że cały czas masz wybór!!!
Za każdym wyborem idą konsekwencje, zwróć uwagę że "ulga" nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem, nie ta ulga
Czym jest sukces?
Indywidualnym odczuciem czy zbiorową świadomością??
Oczywiście, ze to pierwsze, ale co to ma do rzeczy w kwestii wyrażania własnego zdania przez inną osobę? Każdy ma inne przeżycia, ale już nie ma prawa się nimi dzielić/chwalić? Przecież nikt kobiety do niczego nie zmusza, nie nakłania. To jej życie i zrobi co będzie chciała. Moge podać dla równowagi przykłady, ze się komuś nie udało.... ale po co i w jakim celu... żeby zdołować? Mozna nic nie mówić, stać z boku słuchać żalów i myśleć sobie cokolwiek lub nic nie myśleć... ale to ma sens mniejszy niż motywacja i pozytywne przykłady- nie uważasz?
Rozumiem ze trzeba dać "cukierek"
Ze wsparcie, itd itp
Ze nadzieja,Gdyby się tak przyglądać, za własne samopoczucie i odbiór rzeczywistosci, jak i miejsce w którym jestem, i wiele innych
Odpowiadamy sami,Zasłanianie się np alkoholikiem, dysfunkcją itd itp
Według mnie jest w dalszym ciągu, iluzjąWięc taka nadzieja światełko dla naiwnych, bardziej
To że Tobie się udało, tak naprawdę nie oznacza ze uda się mi,
Uświadomienie i świadomy wybór, reszta to sciema
A czym się rożni nadzieja, wsparcie od uświadomienia? W jaki sposób uświadomić współuzależnionej, że powinna to czy tamto? Ona sama musi to sobie uświadomić, a nadzieja i wsparcie moze jej w tym pomóc. Czym byłoby życie bez nadziei, pomyśl... . Co więc zrobisz(?), zostawisz ją samą sobie bez podpowiadania jakie ma możliwości, jakie rozwiązania? Zwłaszcza, że sama o nie pyta?
Jestem w strasznym dołku. Mąż pisze, że ma doła, ze nie chce mu się żyć, że chce być trzeźwy, ale nie daje rady psychicznie... Tęskni za córką, za mną chyba mniej. Przykro mi, że alkohol tak go sponiewierał...
Pewnie, że przykro. Nie mam męża alkoholika, mam brata i miałam ojca. Jeśli mu ciężko, nie radzi sobie, może iść po pomoc do AA, do lekarza od uzależnień. Ja problemu nie widzę... ale to Ja.
Nicole, miałaś zająć się swoim życiem, a Ty właśnie podjęłaś grę. Jeśli pytasz nas o radę, a po to przecież tutaj wracasz, to zaledwie kilka postów wyżej napisałam i raz jeszcze powtórzę, bo to jest wciąż aktualne - przyglądaj się z boku temu, co mąż robi, jeśli w ogóle cokolwiek, by wyjść z nałogu, ale nie uczestnicz w tym. I zrób to dla niego, dla siebie, dla dziecka.
Naprawdę nie widzisz, że on gra na Twoich uczuciach? Przecież to nie jest nic innego, jak zwykła, perfidna manipulacja, która ma Cię złamać. Zresztą Amethis doskonale wyjaśnił jak ten mechanizm działa.
Jestem w strasznym dołku. Mąż pisze, że ma doła, ze nie chce mu się żyć, że chce być trzeźwy, ale nie daje rady psychicznie... Tęskni za córką, za mną chyba mniej. Przykro mi, że alkohol tak go sponiewierał...
Nicole, mąż pisze, bo nie ma już usprawiedliwień dla swojej biernej postawy wobec nałogu. To tradycyjny schemat, robi z siebie ofiarę, żeby mieć powód do sięgnięcia po szkło. Po co pisze? Gdyby myślał racjonalnie, to zdawałby sobie sprawę, że nie jesteś antidotum na jego uzależnienie. Nie przyjdziesz i nie wyciągniesz go w cudowny sposób z tarapatów. On sam musi, to zrobić.
Gdy odeszłaś, runęło jego alibi. Wcześniej miał rodzinę, był ojcem i mężem, czyli w społecznym spojrzeniu przykładny obywatel.
Uzależnieni stwarzają wokół siebie złudę. Starają się za wszelką cenę odsunąć od siebie podejrzenia, że coś jest nie tak. Rodzina, to dla nich zasłona dymna. Z zewnątrz wszystko wygląda OK. Poświęcają wiele energii (którą moim zdaniem mogliby spożytkować na walkę z nałogiem), żeby zakamuflować swoje uzależnienie. Kłopot w tym, że angażują do tego teatru niewinne osoby. Najpodatniejsze są te, którym na nich najbardziej zależy. Ty i Twoja córka nie zasługujecie na to, żeby być obiektem manipulacji, sposobem na ukrycie przed innymi nałogu. Odchodząc pozbawiłaś męża narzędzia, którym się asekurował. Teraz przyszedł czas na wzbudzanie litości. Jeżeli nie poskutkuje, to doczekasz się jeszcze oczerniania i szantażu. Chciałabym Ci napisać, że w Twoim przypadku samo odejście wstrząśnie Twoim mężem, ale obawiam się, że nie mogę. Już posuwa się do gry na uczuciach, prawdopodobnie na tym nie poprzestanie.
Najlepsze, co możesz zrobić, to zająć się sobą i córką, bez udziału w mężowskich sprawach i bez przyzwolenia na angażowanie Was w jego gierki. Kiedy osobno staniecie każde na własnych, silnych nogach, wówczas będzie można porozmawiać, czy jeszcze coś Was łączy, czy chcecie tworzyć rodzinę. Ale do tego trzeba dwóch, osobnych terapii. Zapisz się na swoją. Dowiesz się, co się z Tobą dzieje, dlaczego ulegasz, czemu nie widzisz innego życia. Zawalcz o siebie i córkę.
Gdyby myślał racjonalnie, to zdawałby sobie sprawę, że nie jesteś antidotum na jego uzależnienie. Nie przyjdziesz i nie wyciągniesz go w cudowny sposób z tarapatów. On sam musi, to zrobić.
trzeba świadomości siebie,
chorym jest "oczekiwanie" miłości, za pracę niewolniczą, to działa w dwie strony, taki system, jak ktoś to w TV rzekł, "taki mamy klimat"
Poświęcają wiele energii (którą moim zdaniem mogliby spożytkować na walkę z nałogiem), żeby zakamuflować swoje uzależnienie.
nie zależnie czy mnie ktoś "zje" czy nie
gdyby poświęcić tyle samo zapału, co poświęcany jest do zalania "pały, ewentualnemu sprzątaniu "konsekwencji" po
to można by góry przenosić
można spokojnie/niespokojnie wrócić bez "przenoszenia gór"
do trzeźwienia wystarczy chęć, tak naprawdę, podpiąć się pod zdrową chęć życia
Kłopot w tym, że angażują do tego teatru niewinne osoby.
nie jest to obiektywne, według mnie
ucinasz cierpiętnictwo w tym momencie, to też w teatrze rola potrzebna/konieczna
za nie winne osoby, uważam osobiście Bogu winne dzieci, którym zabiera się/utrudnia już na wstępie życie
dalszy rozwój, chodź może tak właśnie selekcja "naturalna" XXI wieku wyglądać ma
Miłego Dnia
Najlepiej idź na terapię. Alkoholik to zawsze alkoholik. Ma dwa wyroki za jazdę po pijanemu. Wyzywa Cię. Co będzie potem? Pobije? Myśl o sobie i o dziecku. Uczucia... fakt, nie łatwe. Ale co jest lepsze? Spokój czy strach po kolejnych wyzwiskach?