Jack Sparrow napisał/a:Ale tu nie ma niczyjej innej winy jak twojej własnej. To był i pozostaje twój wybór.
Straconego czasu nie nadrobisz, a to co opisujesz, to właśnie rekompensata i jej uzasadnienie. Z takimi nastawieniem nigdy nie zaznasz szczęścia, bo jesteś zapatrzony w to co było i w to czego nie masz. A żadna kobieta nie będzie ci nadskakiwać 24/7 abyś czuł się usatysfakcjonowany z nawiązką za poprzednie 10-15 lat życiowych niepowodzeń.
Dokładnie, tu nie ma niczyjej winy, NICZYJEJ, mojej też nie. Nigdy nie było żadnego wyboru przede wszystkim z nieświadomości jego istnienia. Nie można być winnym czegoś o czym się nie wie. Ja przez te wszystkie lata nie wiedziałem jak one powinny wyglądać, co powinienem robić by nie zmarnować młodości, a teraz kiedy to wiem jest o wiele za późno.
Gdybyśmy poszli za teorią, że drogą do szczęśliwego związku i miłości jest zdobywanie różnych doświadczeń przez lata młodości to ja musiałbym nadrobić te doświadczenia w jak najkrótszym czasie. Coś co inni robili przez 10 lat ja musiałbym zrobić w rok. Czy jednak da się bez tego wszystkiego?
Herne napisał/a:I to spowodowało, że podlinkowałeś wywiad z, praktycznie, prostytutką, pisząc, że koniec świata nie byłby taki zły?
Pomyśl - Czy panienka sprzedająca swoje ciało za kasę w różnych formach (onlyfans i wcześniej w sposób czysto fizyczny) jest autorytetem jeżeli chodzi o relacje związkowe z facetami?
Dokładnie tak! 
Ludzie sami sobie narzucają niektóre ograniczenia, co powoduje, że wielu z nich "nie może nawet spróbować czegoś co jest naturalne" 
Przeczytaj w kontekście Twojej własnej osoby tak zestawione zdania Twojej własnej wypowiedzi 
Tak bo takie wywiady są jedynym źródłem informacji jaki mam. Taka panienka jest jedynym dostępnym dla mnie źródłem informacji jeśli chodzi o relacje związkowe. Wszyscy w moim otoczeniu są już wieloletnimi małżeństwami albo wiecznymi samotnikami więc nie mam żadnego innego niż internet źródła informacji dotyczącego poznawania, randkowania, budowania relacji, wchodzenia w związki i bycia w nich. Słuchając rozmów z nią uświadomiłem sobie, że ona na mrugnięcie okiem miała to wszystko czego ja też powinienem doświadczyć by chociaż mieć głowę wolną od ciągłego myślenia o znalezieniu dziewczyny i seksie. W moim wieku powinienem myśleć o rozwoju kariery i zarabiać kilka razy tyle co teraz tym bardziej, że nie mam innych zobowiązań niż praca oraz na budowaniu rodziny, a myślę o rzeczach o jakich myślą nastolatkowie i fakt iż nie mogę się od tego uwolnić coraz bardziej mnie przeraża. Zmarnowałem 10-15 lat i marnuję dalej bo nie mogę nawet myśleć o niczym niż to czego mi brakuje.
Wiem o czym piszesz i zgadzam się, sam sobie narzuciłem wiele ograniczeń bo nawet nie wiedziałem, że w ogóle da się inaczej albo z góry zakładałem, że coś jest dla mnie całkowicie niedostępne. Gdyby nie to mógłbym wcześniej podjąć kilka innych decyzji kiedy to było jeszcze możliwe, a teraz tego nawet nie da się naprawić.
Anewe napisał/a:Znowu poleciałeś pillowskim bełkotem. Że kobiety to patrzą na pieniądze (halo, halo! jeszcze wygląd i pała!) a mężczyźni są szlachetni, bo nie patrzą na to, co mogą od kobiety dostać, tylko jaka ona jest. No oczywiście XD Szlachetni mężczyźni patrzą tylko na takie 'drobiazgi', żeby kobieta była troskliwa, czuła, wierna, zadbana ale wcale nie po to, żeby dostać od niej troskę i czułość na co dzień, żeby była im wierna i żeby im się podobała. Przecież to wszystko to jest nic w porównaniu do kasy, ma zerową wartość!
Kolejne twoje błędne założenie. Dobrą pracę i pieniądze na nie tylko lekarz, prawnik czy dyrektor banku.
Dobrą pracę i pieniądze ma każdy człowiek, który jest zadowolony z wybranego przez siebie zawodu i swoich zarobków i który nie zazdrości innym.
Każdy człowiek jest inny i czego innego potrzebuje do szczęścia i co innego rozumie poprzez 'zajebistą pracę'.
W zeszłym miesiącu przyszedł do nas na budowę Ukrainiec wykończeniowiec, twój rówieśnik. Mówił, że uwielbia swoją pracę i nie wyobraża sobie robić nic innego. Przeprowadził się do Polski w wieku 18 lat, najpierw robił u kogoś, uczył się, zdobywał kontakty, a po paru latach założył własną firmę, ściągnął do Polski ojca, zatrudnił go i tak sobie pracują razem. Widać było, że chłopak uwielbia swoją pracę i jest dumny z tego co robi i co osiągnął. Na pewno klienci często go chwalą, bo robotę robi z ojcem zajebistą, płytki równiutko i doszlifowane, panele układają tak, żeby ładniej to wyglądało, a nie żeby szybciej szła robota, dbałość o najdrobniejszy detal, nawet proponował aranżacje (wie, co podobało się innym klientkom w zbliżonym wieku). Dla ciebie to 'tylko zwykły robol', a ja widzę chłopaka, który sam jako nastolatek przyjechał do obcego kraju, przetrwał, założył firmę, ogarnia całą biurokrację, dał ojcu pracę, język zna perfekcyjnie (nawet obcego akcentu nie ma), robi to, co sprawia mu przyjemność i jest w tym zajebisty. A zarobki też ma raczej dobre, u nas zarabia/zarobi już na czysto 4 średnie krajowe miesięcznie (do podziału z ojcem).
Skąd wzięłaś pomysł żeby rozgraniczyć troskę, czułość na co dzień i podobanie się z wiernością, czułością itd? To wszystko ma znacznie większą wartość niż każda suma pieniędzy choćby dlatego, że tego kupić się nie da.
Ten Ukrainiec to jednostkowy, rzadki przypadek. Większość ludzi podchodzi do pracy na zasadzie "Jest robota i trzeba ją wykonać żeby zarobić pieniądze". Przeciętny obywatel jak go zapytasz czy lubi swoją pracę to odpowie coś w tym stylu "Nie ważne czy lubię czy nie ważne, że trzeba spłacić kredyt". Nie raz od różnych, bardzo dobrze zarabiających ludzi słyszałem, że oni wręcz nienawidzą swojej pracy ale robią to bo mogą dobrze zarobić.
Co do tego "robola" to jesteś w totalnym błędzie bo akurat ja całkiem dobrze rozumiem takich ludzi, współpracuję z nimi na co dzień. Popełniasz ten sam błąd co ja wcześniej w tym wątku, parzysz tylko na jedną stronę medalu. Nie zliczę ile razy słyszałem historie, że ktoś zaczynał od zera, lubił to, angażował się, ciężko pracował itd, a potem się okazywało, że to wszystko kompletne brednie. Nie twierdzę, że historia tego Ukraińca nie jest prawdą bo może być ale wiem, że większość tych historii o samodzielnym budowaniu kariery dzięki ciężkiej pracy i poświęceniu to kłamstwa. To po pierwsze, a po drugie dla niego ta praca wcale nie musi być taka super jak tobie się wydaje. Pochwały klientów też niewiele znaczą, mnie też nie raz chwalili. Wierz mi, że dla wykończeniowca te 4 średnie krajowe to nie jest dużo w porównaniu do ilości pracy, jej ciężkości i czasu. Wszyscy wykończeniowcy jakich w życiu widziałem, a trochę ich było zawsze pracowali po 12h dziennie łącznie z weekendami. I zapewniam cię, że te 4 średnie krajowe nie są w całości na czysto. Zawsze dochodzi sporo innych kosztów nie przewidzianych w umowie, zawsze trzeba coś dokupić, zawsze trzeba kilka razy więcej gdzieś dojechać, a paliwo nie jest darmowe, zawsze coś się uszkodzi i trzeba poprawiać.
ChuopskiChłop napisał/a:Jak tak stawiasz sprawę to akurat droga jest krótka i prosta, bierzesz kesz i po prostu zaspokajasz swoje potrzeby. Tak samo jak z jedzeniem czy piciem, również z dołu piramidy potrzeb. Akurat z tą rzeczą to niektórzy mają z niewiadomych powodów problem że trzeba za nią zapłacić, a za inne potrzebne dobra bulą i nawet nie zwracają uwagi. Seks niczym nie różni się od nich, również jest to czynność czysto fizjologiczna, a jej niezaspokojenie skutkuje klapkami na oczach i nastawieniem tylko na to.
Dopóki ta część inceli niechętna sexbiznesowi się nie uwolni od swoich bajkowych przekonań w kwestii seksu to temat będzie grzany w nieskończoność.
Tu nie chodzi o bajkowe przekonania tylko o wykluczenie społeczne wynikające z seksbiznesu. Każdy incel ma nadzieję na jedną jedyną rzecz, że kiedyś w końcu znajdzie dziewczynę do związku i jeśli ta dziewczyna się dowie, że on wcześniej korzystał z usług prostytutek to gość jest pozamiatany. Dla inceli znalezienie tej dziewczyny jest jak cud, jak wygrana w lotto i boją się, że taka jedna głupota mogłaby odebrać ten cud. To raz, a dwa nikt nie chciałby by jego pierwszy raz był z prostytutką bo takie przyznanie się do bycia gorszej kategorii.
Co do tych wszystkich dostawców czy kurierów to ja zauważyłem jeszcze jedną ciekawą rzecz. Oni czują się w naszym kraju nie tylko jak u siebie ale wręcz lepiej niż sami Polacy i tak też są traktowani właśnie głównie przez kobiety. I to jak najbardziej nie są żadne chady tylko totalnie przeciętni lub nawet poniżej goście ale sam kolor i to wchodzenie wszędzie jak do siebie, na pewniaka robi swoje.