Priscilla napisał/a:I Ty naprawdę nie ogarniasz czy udajesz, uporczywie prowokując dyskusję?
Jednocześnie przecież NIE mówimy o tym, kiedy sporadycznie zdarza się taka sytuacja, że facetowi poślizgnie się noga i na chwilę zwątpi w swoje możliwości, w końcu jesteśmy tylko ludźmi i każdy ma prawo mieć gorszy czas. Mówimy o sytuacji, kiedy jest on chodzącą kupą nieszczęścia, która boi się własnego cienia i jedyne, co potrafi, to użalać się nad sobą i widzieć wszystko w czarnych kolorach. Ktoś taki nigdy nie będzie partnerem w związku, a czasy mamy takie, że my, kobiety, dużo z siebie dajemy, ale oczekujemy partnerstwa, co i tak jest bardziej optymistyczną wersją w zestawieniu z poprzednimi pokoleniami, kiedy to mężczyzna musiał być zapewniającą byt i bezpieczeństwo głową rodziny.
Wcześniej na prawdę nie ogarniałem, nie sądziłem, że chodziło o skrajne przypadki typu jakiś hikikomori.
Nie istnieją ludzie, którzy dosłownie przez cały czas wylewają z siebie nieszczęście bo tak by się nie dało w ogóle funkcjonować no chyba, że właśnie tacy nie funkcjonujący jak choćby wyżej wspomniani hikikomori.
To jest dosyć ciekawe jak piszesz, że "ktoś taki nigdy nie będzie partnerem do związku" w domyśle facet, a właśnie faceci często nie mają problemów by wejść w związek z kobietą posiadającą takie cechy. Pod względem schorzeń czy różnego rodzaju problemów psychicznych mężczyźni są dużo bardziej tolerancyjni. Tu się nie zgodzimy bo moim zdaniem to właśnie mężczyźni dają od siebie więcej, widziałem to wielokrotnie zarówno w bliskiej rodzinie jak i u znajomych ale to pewnie akurat moje środowisko takie było.
SaraS napisał/a:Była kiedyś rozmowa o ocenie wymagań/osiągnięć, że ludzie z reguły ustalają "punktację" wg tego, co znają. Tu będzie tak samo - nie ma jednej odgórnej zasady.
Jak zaczniesz się żalić na to, że nie możesz się wyprowadzić (bo pieniądze, bo współlokatorzy, bo praca i co Ty tam jeszcze piszesz) jakiejś lasce, która po maturze wyniosła się z domu, mieszkała w wynajętym pokoju, studiowała i pracowała jednocześnie, to jest duże prawdopodobieństwo, że ona uzna Cię za ciamajdę - dorosły facet, który nie może ogarnąć czegoś, co ona ogarnęła jako małolata, tym bardziej, że na pewno poznała w tym czasie mnóstwo osób, które podobnie sobie radziły. Ale może jak znajdziesz kogoś, kogo również to przerosło, to będziecie się klepać po pleckach i upewniać w tym, jaki ten świat straszny, a życie trudne.
Tak samo z Raką i jego "jestem przeciętny i nic z tym nie da się zrobić" - nawet tutaj przewijały się osoby, które mogły stworzyć z nim chórek. Ale ci, co posłuchają go dłużej, mogą dostrzec, że on nie robi żadnej z tych rzeczy, które by mógł - bo to niesprawiedliwe, to za trudne, tego nie chce, to nic nie da, a to jeszcze jakieś tam. I w realu odbiór zapewne byłby podobny, bo na pierwszy rzut oka byłoby widać, co zaniedbał, a mógłby ogarnąć. Nikt nie będzie użalał się nad dorosłym facetem, którego przerasta dbanie o siebie... Chyba że znajdzie równie zaniedbaną sierotkę, wtedy mogliby się pocieszać, ale przecież ani on jej się nie spodoba, ani ona - jemu.
Ja bym tej lasce powiedział wprost, że to był jeden z największych błędów mojego życia i tego żałuje ale teraz już za późno by to zmienić. I o ile ta laska nie zarabia grubo powyżej średniej krajowej albo nie mieszka z kimś i dzielą się opłatami to raczej by się ze mną zgodziła. Ona tego błędu nie popełniła i to jedyna różnica między nami w tej kwestii. Nie miałbym nic przeciwko dziewczynie będącej w podobnej sytuacji co ja bo razem już moglibyśmy to ogarnąć, a nawet tak byłoby lepiej bo razem byśmy się uczyli tej samodzielności. Raki nie znam osobiście ani nie wiem jak wygląda więc nie mogę się o nim wypowiedzieć dokładniej, a samo forum to o wiele za mało by kogoś poznać. Sam jestem dobrym przykładem, że na forum można być kimś innym niż w realu.
SaraS napisał/a:Nie. Kobieta też ma być stabilna i zapewniać sobie sama poczucie bezpieczeństwa. Wtedy oboje będą mogli czerpać od siebie i - w razie problemów - na chwilę podeprzeć się o to drugie. Ale właśnie na chwilę, żeby podładować baterie i ruszyć dalej. Żadne nie może być uwieszoną na drugiej połówce mimozą, bo nikt nie da rady na stałe być źródłem energii dla dwojga.
To co tu opisujesz to raczej jakiś wzór idealnego związku. Pewnie nie uwierzysz ale widziałem sporo związków i jeszcze nigdy takiego idealnego. Zawsze były jakieś problemy, najczęściej jedno je miało, a drugie ogarniało i pomagało wyjść z tych problemów, nie raz trwało to wiele lat. Prawie zawsze jedno było w jakiś mniejszy lub większy sposób uwieszone na drugim różnica była tylko jak długo to trwało. Dość dobrze znam jedno małżeństwo gdzie oboje mieli poważny problem z narkotykami i razem, bez żadnej pomocy z tego wyszli. Znam też dwa z bliskiej rodziny gdzie mimo usilnych starań jednej strony i tak nie udało się nic zrobić i był rozwód, a batalie sądowe o dzieci i alimenty trwają do dziś.
Jedna rzecz mnie zastanawia, mężczyzna ma zapewnić kobiecie poczucie bezpieczeństwa, to już wiemy. Piszesz, że kobieta też ma zapewnić SOBIE poczucie bezpieczeństwa, a co w taki razie ona ma zapewnić mężczyźnie? W sensie co albo z czego on ma czerpać?
Anewe napisał/a:Foxterier napisał/a:Jak dla mnie wdawanie się w dyskusje z Shinim jest szkodzeniem mu - to jak dotrzymywanie towarzystwa w piciu alkoholikowi. Shini moim zdaniem jest albo:
1) Narcystycznym manipulatorem który strategią "na chorą łapkę" próbuje uzyskać dla siebie efekty i uwagę przy niskim nakładzie wysiłku.
2) Chłopakiem w spektrum autyzmu który wymaga profesjonalnej pomocy (terapeuty/grupy), gdzie ktoś jest wykwalifikowany żeby go "uczyć życia" i odpowiadać na te jego milion oczywistych dla nas pytań, asertywnie stawiać granice i umieć reagować na jego wybuchy agresji z którymi sam powiedział, że ma problem. I przede wszystkim ktoś za to dostanie kasę bo to nie jest robota charytatywna.
Ja od dawna obstawiam opcję nr 2.
Nawet mu kiedyś wyszukałam ośrodek, gdzie za 1500 zł mógłby się zdiagnozować i następnie uzyskać BEZPŁATNĄ (tzn. na NFZ) terapię 'nauki życia' dla dorosłych autystyków, ale do tej pory, choć minęło dwa i pół miesiąca, nie kiwnął palcem.
Foxterier napisał/a:Utrzymywanie jego obecności na forum daje mu złudne poczucie "uspołecznienia" ale kompletnie nie wyposaża go w praktyczne umiejętności żeby mógł jakąś autentyczną zmianę wdrożyć w życie.
Bo on tego nie chce, zmiana wymaga wysiłku, a Shini nie chce się wysilać, woli nic nie robić i tylko narzekać.
Gdyby był numer 1 to nie byłoby mnie tutaj, manipulator nigdy nie ma problemów z kobietami.
Spróbuję się dowiedzieć czy w tej najbliższej przychodni robią badania na spektrum, może nawet to się uda na NFZ, o ile w ogóle się tak da, już nawet ten lekarz ostatnio mi to radził. I znów mamy argument na wszystko czyli lenistwo.
Fox zapewniam cię, że bez forum nie miałbym w ogóle żadnego uspołecznienia. Po prostu wróciłbym to tego co było przez wejściem na forum czyli coraz większa izolacja. Całkowite odejście z forum nie tylko nic by nie pomogło ale jeszcze by pogorszyło sytuację bo już z nikim bym nie rozmawiał.
Priscilla napisał/a:SaraS napisał/a:To w ogóle jest zastanawiające, że osoby, które nie mają wcale albo prawie wcale życia towarzyskiego, zawsze sypią "przykładami z życia znajomych" na potwierdzenie swoich tez. I że te przykłady zazwyczaj są totalnie sprzeczne z tym, co dostrzegają osoby, których kontakty z ludźmi są o wiele bardziej rozwinięte.
O tym samym pomyślałam. Coś ta garstka znajomych ma wybitnie dużo wszelkiej maści przeżyć i jeszcze są niezwykle wylewni 
W taki sposób można wymyślić każdą bzdurę, na którą nie ma sensownego argumentu ani dowodu, a z góry wiadomo, że nie jesteśmy w stanie zweryfikować rzekomych doświadczeń znajomych.
To akurat jest proste do wytłumaczenia. Wam się chyba wydaje, że jeśli ktoś nie ma "prawie wcale życia towarzyskiego" to dosłownie siedzi zamknięty w piwnicy i wychodzi z niej raz na rok albo jeszcze rzadziej, a to kompletna bzdura. To po pierwsze, a po drugie jeśli się nie ma za bardzo swojego życia towarzyskiego to się żyje życiem innych. Siłą rzeczy stajesz się obserwatorem tego czego inni doświadczają i przeżywają. Jedyna różnica polega na interpretacji poszczególnych wydarzeń, każdy patrzy na coś z własnej perspektywy, która może się różnić od stanu faktycznego. Na prawdę nie trzeba być z kimś wyjątkowo blisko by poznać kilka wydarzeń z życia tej osoby. Prawie nikt się nie zwierza z jakichś krępujących czy stawiających w kiepskim świetle historii ale zawsze znajdzie się ktoś kto taką historię zna i ją powtórzy. Oczywiście to mogą być totalne kłamstwa ale kiedy słyszysz podobną historię od kilku różnych osób to musi być w niej jakieś ziarno prawdy. I tak samo jest z obserwacją, kiedy na własne oczy widzisz jakieś wydarzenie to chyba raczej jest prawdziwe, można nie znać kontekstu ale to co raz zobaczysz nie zniknie. Nawet ja miałem kolegów, koleżanki, byłem na kilku domówkach, raz w klubie, kilka razy u różnych kolegów i koleżanek w mieszkaniach i wielokrotnie wychodziliśmy gdzieś na miasto czy do galerii. Czy można powiedzieć, że miałem życie towarzyskie?