Po raz drugi w tym wątku zadam pytanie czy naprawdę nie można dotknąć tematu Kościoła katolickiego, by nie zostać oskarżoną o nieczyste zagrania albo, w najlepszym wypadku, inni nie doszukiwali się w tym drugiego dna? Znaczy mam teraz udowadniać, że nie jestem wielbłądem czy o co chodzi? Udowodnić nie mam specjalnie możliwości, ale będę się bronić, bo w tym przypadku milczenie zostanie uznane za przyznanie Ci racji.
Otóż nie, Żyworódko, nie wiem ile trzeba mieć w sobie złej woli, aby wyciągnąć tak absurdalne wnioski, jak powyższe. Zanim w przyszłości po raz kolejny się na takie zdecydujesz, to proponuję, abyś dokładniej się zastanowiła, bo nie wiem czy wiesz, ale mogę to odczytać jako pomówienie jakobym miała z tego jakąś wymierną korzyść. Byłabym też wdzięczna, gdybyś jednak nieco wnikliwiej zapoznała się z treścią dyskusji, bo wbrew temu co piszesz, pojawiło się sporo wątków obocznych. To raz, a dwa - temat nieprzypadkowo pojawił się w dziale "Psychologia" i nieprzypadkowo już na początku wyraźnie zaznaczyłam, że tu nie o formę przekazu czy wartości artystyczne chodzi, ale przede wszystkim o kruchą, ludzką psychikę i chciałabym, abyśmy dyskutując poszli właśnie w tym kierunku.
Gdzieś po drodze opisałam zresztą historię dziewczyny, która stała mi się na swój sposób bliska, a została potężnie skrzywdzona przez księdza pedofila, który po wyjściu z więzienia nadal pracował z dziećmi, bo Kościół nie widział konieczności, by go ukarać. Pamiętam doskonale, że gdy się o tym dowiedziała, to była tym faktem zdruzgotana i to jest jeden z tych motywów dlaczego zdecydowała się na bardzo odważny krok, by stanąć przeciw Kościołowi i walczyć o odszkodowanie. Ja współczułam jej, gdy po raz pierwszy do mnie napisała, współczuję i dzisiaj, jestem wstrząśnięta przez jakie piekło przeszła, a świadomość, że przypuszczalnie nigdy nie będzie w stanie żyć normalnie, wydaje się dodatkowo obciążająca. I tak jak jej współczuję, tyle samo empatii i zrozumienia mam dla osób chorych czy w inny sposób skrzywdzonych, tym niemniej tym razem miałam nadzieję, że pochylimy się tu nad ofiarami pedofilii, której sprawcami są księża, ale okres jest gorący, film przyniósł taki efekt, że to Kościół stał się centralnym tematem toczących się debat i dyskusji, nie inaczej stało się i u nas. Mam za to przepraszać? Nie zamierzam. Swoją drogą za poglądy też nie zamierzam, bo one skądś się w końcu biorą.
Poza tym o czym Ty do mnie mówisz? Agitacja to namawianie, by popierać taką czy inną kandydaturę, partię albo ugrupowanie, a czy nazwisko któregokolwiek z przedstawicieli Kościoła znajdowało się na listach wyborczych? Nie. A jeśli KK wchodzi w układy i układziki z tymi, którzy sprawują władzę, to pozostaje tylko nad tym ubolewać, czyż nie? W każdym razie, pomimo że zdecydowanie nie taki był mój cel, to cieszę się, jeśli choć jedna osoba czytając przebieg dyskusji w wątku przynajmniej pokusiła się o refleksję, bo skończmy wreszcie z mentalnością świętości i nietykalności KK nawet w tych aspektach, gdzie nie ma ku temu przesłanek.
W tym miejscu zastanawiam się co Tobą kieruje? Uraziłam Twoje uczucia, uderzyłam w czuły punkt? Temat był świeży, byłam, podobnie jak kilka milionów Polaków, tuż po obejrzeniu dokumentu, poczułam, że warto o tym porozmawiać tak jak rozmawiało się w wielu domach i na bardzo wielu tak prywatnych, jak i bardziej oficjalnych spotkaniach. Tym bardziej dziwi mnie stwierdzenie, że wątek ma cokolwiek wspólnego z wyborami. Na siłę oczywiście, że wszystko można pod to podpiąć, ale po co? I tak jak Sekielski został o to posądzony, co potem wielokrotnie prostował (na przykład dla naTemat: "W ogóle nie zamierzam takich rzeczy komentować. Ja nie robiłem filmu o polityce, tylko o ważnym problemie, który nie zniknął przed wyborami”), tak idąc tą samą retoryką i mnie się posądza? No litości! Mało tego, nie życzę sobie.
Tak przy okazji, na takie listy, jakie odczytano w dniu wczorajszym (tak, znam treść), nie daję się nabierać. Gdyby to miało miejsce kilka tygodni temu, miałoby zupełnie inny wydźwięk, ale teraz, po miesiącach milczenia, gdy w zasadzie chyba tylko presja społeczna spowodowała jakąś widoczną reakcję, nie mają dla mnie większej wartości. Swoją drogą nie wiem w ilu dokładnie, ale czytałam o zgłoszonych co najmniej 60-ciu przypadkach, gdy odmówiono jego odczytania. Też daje do myślenia.