sorry Anderstud że biorę Cię hipotetycznie na tapetę ale lepiej zobrazować to na przykładzie
Nie ma sprawy, tylko tak już dla porządku dodam, technicznie rzecz ujmując, anderstud nigdy nie kończy w środku.
Dziękuję.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Dziwne zachowanie Ex po rozstaniu
Strony Poprzednia 1 … 25 26 27 28 29 … 61 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
sorry Anderstud że biorę Cię hipotetycznie na tapetę ale lepiej zobrazować to na przykładzie
Nie ma sprawy, tylko tak już dla porządku dodam, technicznie rzecz ujmując, anderstud nigdy nie kończy w środku.
Dziękuję.
Roxann napisał/a:sorry Anderstud że biorę Cię hipotetycznie na tapetę ale lepiej zobrazować to na przykładzie
Nie ma sprawy, tylko tak już dla porządku dodam, technicznie rzecz ujmując, anderstud nigdy nie kończy w środku.
Dziękuję.
Dlatego dodałam, że coś może pójść nie tak... że nie zdąży... jeszcze pod wpływem alko.
Z opowiadań A., choć nie chciałam słuchać szczegółów mniej więcej tak to wyglądało. Panna/pani była napalona, zaciągnęła go "przypadkiem" do łóżka... jak za dużo wypił (a ogólnie pijąc niewiele miał po rozwodzie czas, że pił więcej, czujność mu "siadła" i tyle.
Już abstrahując od tego co kto i kiedy. Gdybyś Anderstud tak wpadł (czego Ci nie życzę) wątpię byś z radosną nowiną od razu leciał do swego syna, raczej najpierw znając podejście kobiety do seksu wolałbyś upewnić czy to na pewno Twoje. Czyż nie?
Może ta pani od pralkosuszarki by Ci pasowała, ale załóżmy, że nie sądząc że ją odpuściłeś, to co byś zrobił gdyby po tamtej nocy ona nagle wyskoczyła z info, że spodziewa się z Tobą dziecka. Pytam czysto teoretycznie i liczę na szczerą odpowiedź (tak wiem nigdy nie kończysz w środku ale załóżmy że byłeś tak napruty, że nie pamiętasz).
Roxann Jasne może być tak jak Ty napisałaś. Z jakiegoś powodu ani ja ani anderstud nie mamy dzieci z przypadkowymi partnerami, czy to znaczy że jesteśmy dojrzalsi od A., a może mamy więcej farta? Choć nigdy nie spałem z qurtyzaną i generalnie nie jestem typem rozpasanego seksualnie drapieżnika to nigdy nie dałem się złapać na seks bez zabezpieczenia z kobietą z którą nie byłem pewien że co by nie było dziecko jest ok. W tym wieku facet umie zapanować nad Wackiem i darować sobie.
Mnie się wydaje inna opcja twój A. jest zajebistym gościem, który umie zrobić tak że każda kobieta poczuje się jak w niebie, ma taki styl że w chwilę kobieta czuje się jak w super wygodnych bucikach, rodzice, znajomi i wszyscy w około są oczarowani Panem A. bo to zajebisty typ gościa, Pani opuszcza gardę zakochuje się bez pamięci, może nawet łapie go na dziecko, a On... no cóż... myślę że nie zabezpieczając się też wiedział co robi... Prawdy nigdy się nie dowiesz, ale jeśli coś jest zbyt piękne żeby było prawdziwe to pewnie nie jest tylko Ty jeszcze nie widzisz odpowiednich znaków. Wszystko da się zmanipulować na dobrą jak i na złą stronę. Pamiętasz becketta i jego super panią doktor i uwierzysz że dziecko zrobiła sobie z żonatym nierobem?
P.S.
Tego alko to za dużo być nie mogło, bo inaczej sprzęt byłby offline.
Pamiętasz becketta i jego super panią doktor i uwierzysz że dziecko zrobiła sobie z żonatym nierobem?
Oczywiście. Ona chciała go i dziecko z nim (z jakiegoś powodu), ale to nie znaczy że on chciał to samo.
Raczej na to dziecko się nie umawiali, a na pewno on nie planował. Nie wierzę, że pani doktor zapomniała skąd dzieci biorą.
I tu wracamy do punktu wyjścia.
Ja nie chce bronić A., tylko mówię, że takie sytuacje mogą zdarzyć.
Ty i Anderstud jesteście na innym etapie życia. A. był tuż po rozwodzie kiedy to jego żona odeszła do innego (którego znalazła będąc na placówce za granicą - tą wersję potwierdziła też córka ). Facet zaczął (więcej) pić i korzystać, a że wcześniej miał tylko żonę.. może dlatego ta jego "czujność" nie była taka jak u Was?
Wersja, która przedstawił A. może być prawdziwa, ale może też nie być. Co w sytuacji jeśli byłoby tak jak piszą Panowie? Czy to zmieniłoby Twój stosunek do niego?
Co w sytuacji jeśli byłoby tak jak piszą Panowie?
Czyli jakiej, bo nie bardzo rozumiem.
Roxann <3, mam nadzieję że kiedyś spotkam dziewczynę która będzie mnie tak bronić nawet na anonimowym internetowym forum.
Roxann napisał/a:sorry Anderstud że biorę Cię hipotetycznie na tapetę ale lepiej zobrazować to na przykładzie
Nie ma sprawy, tylko tak już dla porządku dodam, technicznie rzecz ujmując, anderstud nigdy nie kończy w środku.
Dziękuję.
Ja to szanuję z Taaaaaką armata mogłoby ją rozerwać . skąd wiem zapytasz, sam tak mam
Roxann <3, mam nadzieję że kiedyś spotkam dziewczynę która będzie mnie tak bronić nawet na anonimowym internetowym forum.
Najpierw musiałbyś ją rozkochać w sobie jak A. to zrobił
Nas tu już swatano... ale Twój "świat" nie dla mnie i na odwrót.
Nawet gdyby nie było A.
gracjana1992 napisał/a:Co w sytuacji jeśli byłoby tak jak piszą Panowie?
Czyli jakiej, bo nie bardzo rozumiem.
No, że to wcale wpadka nie była
Przecenianie ten swój rozsądek. Jak kobieta chce dziecka, to znajdzie sposób.
Że już o tym co kto lubi e seksie nie wspomnę.
Gdyby chciał być z tą Panią to by był. Kropka. Jakie ma znaczenie jak to się stało? Coś ludziom poszło nie tak.
Teoria że chciał dziecka i się rozmyślił jest mocno naciągana .
Roxann napisał/a:gracjana1992 napisał/a:Co w sytuacji jeśli byłoby tak jak piszą Panowie?
Czyli jakiej, bo nie bardzo rozumiem.
No, że to wcale wpadka nie była
No na pewno nie planował. A czy był mniej lub bardziej świadomy, to inna kwestia.
Teoria że chciał dziecka i się rozmyślił jest mocno naciągana .
U niego nic nie było naciągane bo on dziecka nie chciał i nie panował. Wyszło jak wyszło.
Może ta kobieta też nie chciała a może go wykorzystała. Nie wiem i się nie dowiem.
Ale jak go wykorzystała to wyszedł na frajera... bo płaci a nawet nie ma kontaktu z tym dzieckiem. No może po wyroku sądu to zmieni.
Ale po czymś takim facet ma "nauczkę", nawet jeśli wydawało mu się że to takie nic trochę się zabawić i odstresować po rozwodzie.
Młodsi koledzy to widzę trochę przeceniają i "idealizują"dojrzałość starszych 50+ facetów tak wiem należało by wymagać i oczekiwać już czuję presję że jestem ostoją Rzplitej i na nas spoczywa strasznie robić czasem za przykład dla młodzieży i ...uff no prawda tylko i po 50 nikt ale to nikt nie robi się doskonały nawet z doświadczeniem, bagażem i innym czortem iwanem i tak popełni błędy pan A akurat zaliczył ,ale to jeszcze nie oznacza że jego syn,córka,Rox będą obowiązkowo poranieni pokrzywdzeni - nieszczęśliwi wyborów do dokonania facet ma więcej w takiej sytuacji co zrobi z błędami to będzie świadczyć o jego dojrzałości lub nie .I nie wszystko zależy od niego .
Rox tradycyjnie trzymaj się i nie daj się tym "młodziakom" zakrzyczeć . Jeden i drugi wygadanyyyyy wyjątkowo
bez urazy
Rox tradycyjnie trzymaj się i nie daj się tym "młodziakom" zakrzyczeć
. Jeden i drugi wygadanyyyyy wyjątkowo
bez urazy
Oj tam, jakbym zauważyła, że A. nadal ma takie ciągoty, posłałabym go w kosmos.
Nie zauważam, więc go "bronię" a przynajmniej próbuję zrozumieć.
Ale i tak sprawdzian prawdziwy przyjdzie kiedy to dziecko fizycznie pojawi w naszym życiu.
Nie wiem jak wtedy będzie. Więc nie zapraszam na ślub
Zawsze są jakieś problemy - w życiu, związku i ciężko byłoby spotkac ideal (szczególnie w pewnym wieku), gdzie nie byłoby żadnych problemów. Zawsze jak ktoś się mnie pytał, radził - co zrobić, czy być w tym związeku czy zerwać to odpowiadałam - jesteś szczęśliwa? Jeśli odpowiedź była twierdząca to chyba wiadomo co robic.
Już abstrahując od tego co kto i kiedy. Gdybyś Anderstud tak wpadł (czego Ci nie życzę) wątpię byś z radosną nowiną od razu leciał do swego syna, raczej najpierw znając podejście kobiety do seksu wolałbyś upewnić czy to na pewno Twoje. Czyż nie?
Może ta pani od pralkosuszarki by Ci pasowała, ale załóżmy, że nie sądząc że ją odpuściłeś, to co byś zrobił gdyby po tamtej nocy ona nagle wyskoczyła z info, że spodziewa się z Tobą dziecka. Pytam czysto teoretycznie i liczę na szczerą odpowiedź (tak wiem nigdy nie kończysz w środku ale załóżmy że byłeś tak napruty, że nie pamiętasz).
Nie mogę udzielić szczerej odpowiedzi na podstawie założenia, że ta pani mi nie przypasowała, bo gdyby tak było w istocie,
to nigdzie bym z nią nie poszedł, ani nawet z nią nie rozmawiał, tylko grzecznie podziękował za miłą konwersację i wrócił do kumpli chlać dalej.
A jeśli pytasz co bym zrobił, gdyby teraz po jakimś tam czasie się okazało, że jednak nic z tego nie będzie i ona wyskoczyła z ciążą...
Odpowiem Ci. Szczerze. Poznałem kiedyś jedną dziewczynę z którą tam się bujałem z miesiąc czy dwa, zanim zaczęła mnie wnerwiać
i przy którejś tam z kolei kłótni poleciało trochę za dużo niepotrzebnych słów z jej strony, co dla mnie było świetnym pretekstem, żeby to skończyć.
Oboje uznaliśmy, że z naszymi charakterami prędzej się pozabijamy niż dojdziemy ze sobą do ładu. Rozstaliśmy się we względnej zgodzie,
ale zerwaliśmy kontakt całkowicie, tak zresztą było ugadane już na samym początku, że jak koniec to koniec, nie ma powrotów i się nie odzywamy.
Po jakimś miesiącu dostałem od niej sms czy mógłbym podjechac na chwilę, bo chciałaby ze mną o czymś porozmawiać, ale oczywiście nie muszę,
jeśli nie chcę, nie będzie mnie zmuszać ani więcej niepokoić. Robiłem wtedy u siebie remont, nie byle jaki remont, tylko totalny rozpie*dol,
łącznie z wyburzaniem ścian i stawianiem nowych, ekipa siedziała u mnie ponad miesiąc po 12 godzin dziennie od rana do nocy huk i łomot,
a syf taki, że mój komputer musiałem trzymac na balkonie, bo co chwila się wieszał albo wyłączał tyle pyłu wiatrak do wewnątrz zasysał.
Tak już miałem dość siedzenia w tym gnoju, że w sumie bez namysłu wsiadłem w auto i pojechałem do niej dowiedzieć się o co tam chodzi...
- Proszę Piotrek, to dla ciebie.
- Ale że co to niby jest...
- Przecież dobrze wiesz co to jest. Test ciążowy. W torebce mam jeszcze dwa. Niestety oba z tym samym wynikiem, przykro mi.
- Będziesz miała bejbi? No to super, gratuluję. I wezwałaś mnie tu w charakterze...
- Posłuchaj, jeśli masz się zachowywać jak kretyn, to możesz już sobie iść. Niczego od ciebie nie potrzebuję, chciałam tylko żebyś wiedział.
- No to już wiem. I co teraz?
- Pojęcia nie mam.
- Spotykasz się z kimś?
- Nienormalny jakiś jesteś?
- Dlaczego, taka laska...
- Możesz być chociaż przez chwilę poważny?
- W tych okolicznościach raczej byłoby wskazane.
- Też tak mi się wydaje.
- Powiedziałem ci kiedyś na samym początku, że jak urodzisz mi dziecko, to się z tobą ożenię...
- Ha ha ha, no chyba trochę się pozmieniało od tamtego czasu, helloł?
- Może najpierw dasz mi skończyć, byłaby taka możliwość?
- Oczywiście, proszę, mów dalej...
Dokładnie rok po tej rozmowie pojechaliśmy z naszym malutkim synkiem i świadkami do USC wziąć ślub.
Koniec
Zawsze są jakieś problemy - w życiu, związku i ciężko byłoby spotkac ideal (szczególnie w pewnym wieku), gdzie nie byłoby żadnych problemów. Zawsze jak ktoś się mnie pytał, radził - co zrobić, czy być w tym związeku czy zerwać to odpowiadałam - jesteś szczęśliwa? Jeśli odpowiedź była twierdząca to chyba wiadomo co robic.
Mój śp. dziadek (który przeżył wojnę) mi mówił - nie patrz na urodę, czy (dostane od rodziców) pieniądze, tylko czy z tym człowiekiem w trudnych chwilach byś dała radę. A z A. po tym na ile go poznałam to bym na bezludnej wyspie dała radę (mam nadzieję, że on też tak o mnie myśli). Rozmawiać zawsze mamy o czym poza tym jest bardzo zaradny.
Dokładnie rok po tej rozmowie pojechaliśmy z naszym malutkim synkiem i świadkami do USC wziąć ślub.
Koniec
A po x czasu rozwód.
Że niby lepiej, bo wziąłeś ślub?
Bo ta pani była w ciąży?
Jak często ludzie tym "był ślub" zagłuszają prawdziwe problemy, ślub znaczy pięknie ładnie i do grobowej deski.
Tia...
To nie chodzi o tylko i wyłącznie "honorowe wyjście" - ślub itp przez x czasu ander był z synem blisko i nie co drugi weekend albo rzadziej lub wcale i nawiązał jak pamiętam z nim więź tak wybrał małżeństwo z matką dziecka wtedy i koniec .
To nie chodzi o tylko i wyłącznie "honorowe wyjście" - ślub itp przez x czasu ander był z synem blisko i nie co drugi weekend albo rzadziej lub wcale i nawiązał jak pamiętam z nim więź tak wybrał małżeństwo z matką dziecka wtedy i koniec .
Ja nikogo nie oceniam. Po prostu staram zrozumieć.
Anderstuda choć nie znam osobiście, to lubię... czytać jego wypowiedzi. Facet szczery, nie owija w bawełnę i jest mega inteligentny.. i ma sarkazm na wysokim poziomie
Przecież wiem że go nie atakujesz i nie osądzasz.
Roxann napisał/a:Już abstrahując od tego co kto i kiedy. Gdybyś Anderstud tak wpadł (czego Ci nie życzę) wątpię byś z radosną nowiną od razu leciał do swego syna, raczej najpierw znając podejście kobiety do seksu wolałbyś upewnić czy to na pewno Twoje. Czyż nie?
Może ta pani od pralkosuszarki by Ci pasowała, ale załóżmy, że nie sądząc że ją odpuściłeś, to co byś zrobił gdyby po tamtej nocy ona nagle wyskoczyła z info, że spodziewa się z Tobą dziecka. Pytam czysto teoretycznie i liczę na szczerą odpowiedź (tak wiem nigdy nie kończysz w środku ale załóżmy że byłeś tak napruty, że nie pamiętasz).Nie mogę udzielić szczerej odpowiedzi na podstawie założenia, że ta pani mi nie przypasowała, bo gdyby tak było w istocie,
to nigdzie bym z nią nie poszedł, ani nawet z nią nie rozmawiał, tylko grzecznie podziękował za miłą konwersację i wrócił do kumpli chlać dalej.
A jeśli pytasz co bym zrobił, gdyby teraz po jakimś tam czasie się okazało, że jednak nic z tego nie będzie i ona wyskoczyła z ciążą...
Odpowiem Ci. Szczerze. Poznałem kiedyś jedną dziewczynę z którą tam się bujałem z miesiąc czy dwa, zanim zaczęła mnie wnerwiać
i przy którejś tam z kolei kłótni poleciało trochę za dużo niepotrzebnych słów z jej strony, co dla mnie było świetnym pretekstem, żeby to skończyć.
Oboje uznaliśmy, że z naszymi charakterami prędzej się pozabijamy niż dojdziemy ze sobą do ładu. Rozstaliśmy się we względnej zgodzie,
ale zerwaliśmy kontakt całkowicie, tak zresztą było ugadane już na samym początku, że jak koniec to koniec, nie ma powrotów i się nie odzywamy.
Po jakimś miesiącu dostałem od niej sms czy mógłbym podjechac na chwilę, bo chciałaby ze mną o czymś porozmawiać, ale oczywiście nie muszę,
jeśli nie chcę, nie będzie mnie zmuszać ani więcej niepokoić. Robiłem wtedy u siebie remont, nie byle jaki remont, tylko totalny rozpie*dol,
łącznie z wyburzaniem ścian i stawianiem nowych, ekipa siedziała u mnie ponad miesiąc po 12 godzin dziennie od rana do nocy huk i łomot,
a syf taki, że mój komputer musiałem trzymac na balkonie, bo co chwila się wieszał albo wyłączał tyle pyłu wiatrak do wewnątrz zasysał.
Tak już miałem dość siedzenia w tym gnoju, że w sumie bez namysłu wsiadłem w auto i pojechałem do niej dowiedzieć się o co tam chodzi...- Proszę Piotrek, to dla ciebie.
- Ale że co to niby jest...
- Przecież dobrze wiesz co to jest. Test ciążowy. W torebce mam jeszcze dwa. Niestety oba z tym samym wynikiem, przykro mi.
- Będziesz miała bejbi? No to super, gratuluję. I wezwałaś mnie tu w charakterze...
- Posłuchaj, jeśli masz się zachowywać jak kretyn, to możesz już sobie iść. Niczego od ciebie nie potrzebuję, chciałam tylko żebyś wiedział.
- No to już wiem. I co teraz?
- Pojęcia nie mam.
- Spotykasz się z kimś?
- Nienormalny jakiś jesteś?
- Dlaczego, taka laska...
- Możesz być chociaż przez chwilę poważny?
- W tych okolicznościach raczej byłoby wskazane.
- Też tak mi się wydaje.
- Powiedziałem ci kiedyś na samym początku, że jak urodzisz mi dziecko, to się z tobą ożenię...
- Ha ha ha, no chyba trochę się pozmieniało od tamtego czasu, helloł?
- Może najpierw dasz mi skończyć, byłaby taka możliwość?
- Oczywiście, proszę, mów dalej...Dokładnie rok po tej rozmowie pojechaliśmy z naszym malutkim synkiem i świadkami do USC wziąć ślub.
Koniec
Ty to zawsze jakąś historię z kapelusza wyciągniesz
No, że to wcale wpadka nie była
Że planował?
Wątpię.
Nie był z tą kobietą to wiem na pewno. W sensie że nie miał jakiejś relacji... że go zmusiła do kochania z nią widomo nie wierzę. Ale w to, że wtedy nie planował z nią dziecka jestem skłonna.
Oboje chcieli, byli napaleni.. po alko itd.,
Czy ona złapała go na ciążę, czy to też dla niej było zaskoczenie, nie wiem i nie dowiem.
Nie znoszą się.. ona ma swoją wersję, on swoją... która prawdziwa?
gracjana1992 napisał/a:No, że to wcale wpadka nie była
Że planował?
Wątpię.
Nie był z tą kobietą to wiem na pewno. W sensie że nie miał jakiejś relacji... że go zmusiła do kochania z nią widomo nie wierzę. Ale w to, że wtedy nie planował z nią dziecka jestem skłonna.
Oboje chcieli, byli napaleni.. po alko itd.,
Czy ona złapała go na ciążę, czy to też dla niej było zaskoczenie, nie wiem i nie dowiem.
Nie znoszą się.. ona ma swoją wersję, on swoją... która prawdziwa?
A jaka jest jej?
anderstud napisał/a:Dokładnie rok po tej rozmowie pojechaliśmy z naszym malutkim synkiem i świadkami do USC wziąć ślub.
Koniec
A po x czasu rozwód.
Że niby lepiej, bo wziąłeś ślub?
Bo ta pani była w ciąży?Jak często ludzie tym "był ślub" zagłuszają prawdziwe problemy, ślub znaczy pięknie ładnie i do grobowej deski.
Tia...
Ha ha, no, zwłaszcza Ty Rox sporo na ten temat wiesz jak często ludzie tym "był ślub" i co zagłuszają
Ha ha, no, zwłaszcza Ty Rox sporo na ten temat wiesz jak często ludzie tym "był ślub" i co zagłuszają
No tak bo nie znając Twojej dalszej historii, po "był ślub" już wszystko pięknie...
Nie tylko Twojej, wielu ludziom tak wydaje że ślub to "happy end".
anderstud napisał/a:Ha ha, no, zwłaszcza Ty Rox sporo na ten temat wiesz jak często ludzie tym "był ślub" i co zagłuszają
No tak bo nie znając Twojej dalszej historii, po "był ślub" już wszystko pięknie...
Nie tylko Twojej, wielu ludziom tak wydaje że ślub to "happy end".
Bo tak na bajkach jest
Roxann napisał/a:anderstud napisał/a:Ha ha, no, zwłaszcza Ty Rox sporo na ten temat wiesz jak często ludzie tym "był ślub" i co zagłuszają
No tak bo nie znając Twojej dalszej historii, po "był ślub" już wszystko pięknie...
Nie tylko Twojej, wielu ludziom tak wydaje że ślub to "happy end".Bo tak na bajkach jest
No i bajki podobno robiom dziury w świadomości albo podświadomości albo jakoś tak już mi się kurde pier...li sorki
No i bajki podobno robiom dziury w świadomości albo podświadomości już mi się kurde pier...li sorki
Ha! ja niby byłam "kujonką" ale zawsze lubiłam wypożyczać z biblioteki bajki Do tego stopnia aż zostałam upomniana, ale powiedziałam, że to dla młodszego kuzyństwa
Teraz takie czasy, że "związki" zrywa się przez nie odzywanie się, a jak jest małżeństwo to jeszcze trzeba się na rozprawie sądowej zjawić, więc już nie tak łatwo Małżeństwo scala
A jaka jest jej?
Nie wiem, może też wpadka - pani jest ok 10l ode mnie starsza.
Więc to był jej "ostatni dzwonek".
Nie wiem czy miała wcześniej dzieci (chyba nie), ale chyba teraz z kimś jest.
A. nie ma takich informacji, nie znał jej wcześniej (dobrze).
Teraz takie czasy, że "związki" zrywa się przez nie odzywanie się, a jak jest małżeństwo to jeszcze trzeba się na rozprawie sądowej zjawić, więc już nie tak łatwo
Małżeństwo scala
Nasz rozwód, to był istny kabaret. Jak siedzieliśmy na korytarzu przed rozpoczęciem, to adwokatka mojej żony
dwa razy nas pytała czy aby na pewno wszyscy przyszliśmy na tą samą rozprawę.
Zresztą dzisiaj, ponad trzy lata później, podczas zapisywania młodego do nowej szkoły, dyrektorka i wychowawczyni
też nie mogły wyjść z ciężkiego szoku, kiedy podczas wypełniania dokumentów skumały, że w dowodach mamy inne adresy.
To samo jest u lekarza czy gdziekolwiek indziej, gdzie pojawiamy się razem. Jej rodzice chyba nawet nie zarejestrowali faktu,
że my w ogóle się rozwiedliśmy i jak tam do nich nieraz podjadę zabrać małego z jakichś świąt czy urodzin albo go przywożę,
to aż mi czasami szkoda tego jej nowego faceta, bo sobie wyobrażam jak musi się wtedy czuć, ale to już nie mój chyba problem...
Nie każde małżeństwo scala, ale ja z tą moją drugą dobraliśmy się wyjątkowo. Warto było zaryzykować i dać temu drugą szansę.
Może nigdy nie było między nami jakiejś wielkiej filmowej namiętności czy poetyckiej romantycznej miłości, to nie ten typ laski, absolutnie,
ale pomijając pierdoły tworzyliśmy naprawdę fajną rodzinkę.
historia rodem z wątku Becketta, może to Pani doktor, a A... Żart
Roxann rękę byś za A. oddała co ?
John złośliwy z powodu niestrawnosci jesteś.?:)
Roxann rękę byś za A. oddała co ?
W życiu!
Co najwyżej paznokieć
Nie ten wiek, nie te doświadczenia.. uczucie jest ale nie ślepe.
Już mi wybija 37l. Za stara d.pa jestem na "romantyczną" miłość.
Ale jak trzeba za "swego"/swoje będę walczyć
John złośliwy z powodu niestrawnosci jesteś.?:)
To może i ja się przyłączę i tak już tytułem podsumowania na zakończenie ...
Po trzech stronach klepania o cudowności nowego wybranka (przetykanej złośliwościami pod adresem mojej praczki ;P)
powiem tylko tyle, że ani trochę nie czuję się przekonany co do tego kolesia, a tym bardziej jego intencji względem Roxann.
Moim zdaniem postać tego miglanca, to taki zlepek cech wymarzonego amanta utkany naprędce na potrzeby sytuacji,
gdzie jak facet tylko się zorientował które struny trącić, żeby Rox zmiękły kolana, krok po kroku postępuje według listy.
Klasyczna zagrywka z pierścionkiem zaręczynowym wręczonym "przy okazji" świąt, to nawet mnie roz*ebała,
bo szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś bardziej wyszukanego, lotu balonem nad oceanem, drewnianego domku w Alpach,
no chociaż kurde wieży Eiffla w noc sylwestrową, ale już dobra, nie czepiajmy się detali, liczy się gest. Na ile przemyślany i autentyczny?
Okaże się już wkrótce. Wszystko co ten facet mówi, czego nie mówi, co robi, czego nie robi, jak się zachowuje, jak się nie zachowuje...
To są właśnie te rzeczy, których na przykład mi się robić nie chce. Już nie. Dlatego nawet nie podbijam do lasek "z innej ligi"
bo koszt wysiłku włożonego w relację, przynajmniej dla mnie jest zbyt wysoki podliczając wszystko to co mógłbym zyskać w zamian.
Ten cały mityczny seks, który dziewczyny tu przywołują jako coś za czym gonimy, przede wszystkim jest mocno przereklamowany,
a poza tym w obecnych czasach dostępność seksu i nie mówię tu o prostytutkach, powoduje że jego wartość topnieje jak śnieg w maju.
No więc co pozostaje? Duma i prestiż, bo "taka laska" spośród wszystkich wybrała właśnie mnie? Ale kogo to w sumie obchodzi?
Pozostając w estetyce banału i tandety - najważniejsze jest wnętrze - nie kto kim jest, ile ma lat, jak wygląda czy co tam sobie posiada,
a z moich obserwacji no niestety, ale wychodzi, że ogromna większość kobiet z tzw. wyższej półki, akurat to wnętrze ma niezbyty atrakcyjne.
Oczywiście mówię o tym skrzętnie ukrywanym pod maskami i pudrem, a nie o wersji demo odpalanej na początku znajomości.
Wracamy do punktu wyjścia, po co sobie tyłek rozrywać? I tym optymistycznym akcentem zakończę mój jak zawsze błyskotliwy wywód.
P.S.
Nie ma w tym nic osobistego, gadamy sobie tylko, tak? No
Po trzech stronach klepania o cudowności nowego wybranka (przetykanej złośliwościami pod adresem mojej praczki ;P)
powiem tylko tyle, że ani trochę nie czuję się przekonany co do tego kolesia, a tym bardziej jego intencji względem Roxann.
Ok, w takim razie jakie są Twoim zdaniem jego intencje?
anderstud napisał/a:Po trzech stronach klepania o cudowności nowego wybranka (przetykanej złośliwościami pod adresem mojej praczki ;P)
powiem tylko tyle, że ani trochę nie czuję się przekonany co do tego kolesia, a tym bardziej jego intencji względem Roxann.Ok, w takim razie jakie są Twoim zdaniem jego intencje?
Być może nie ma żadnych konkretnych poza trwaj chwilo, a po nas choćby potop. Przecież ja tego nie wiem, ale chyba sama przyznasz, że wyskakiwanie z pierścionkami po miesiącu znajomości, nie wygląda z boku zbyt przekonująco.
Po twojej stronie myślę wygląda to podobnie, póki jest fajnie to fajnie i nie ma co robić zagadnienia, a co będzie dalej... więc w sumie nie ma tego złego
Być może nie ma żadnych konkretnych poza trwaj chwilo, a po nas choćby potop. Przecież ja tego nie wiem, ale chyba sama przyznasz, że wyskakiwanie z pierścionkami po miesiącu znajomości, nie wygląda z boku zbyt przekonująco.
Po ok pół roku. Jak już coś
Tak na dobrą sprawę to ja też nie mam wobec niego jakichś konkretnych intencji.
Jak nie będziemy mieli dziecka, to po co mi ślub?
Ale skoro już uczucie się pojawiło, to szkoda to przerywać.
Po twojej stronie myślę wygląda to podobnie, więc w sumie nie ma tego złego
Doczytałam edytowane... jakbyś czytał mi w myślach
Roxann Jasne może być tak jak Ty napisałaś. Z jakiegoś powodu ani ja ani anderstud nie mamy dzieci z przypadkowymi partnerami, czy to znaczy że jesteśmy dojrzalsi od A., a może mamy więcej farta? Choć nigdy nie spałem z qurtyzaną i generalnie nie jestem typem rozpasanego seksualnie drapieżnika to nigdy nie dałem się złapać na seks bez zabezpieczenia z kobietą z którą nie byłem pewien że co by nie było dziecko jest ok. W tym wieku facet umie zapanować nad Wackiem i darować sobie.
Mnie się wydaje inna opcja twój A. jest zajebistym gościem, który umie zrobić tak że każda kobieta poczuje się jak w niebie, ma taki styl że w chwilę kobieta czuje się jak w super wygodnych bucikach, rodzice, znajomi i wszyscy w około są oczarowani Panem A. bo to zajebisty typ gościa, Pani opuszcza gardę zakochuje się bez pamięci, może nawet łapie go na dziecko, a On... no cóż... myślę że nie zabezpieczając się też wiedział co robi... Prawdy nigdy się nie dowiesz, ale jeśli coś jest zbyt piękne żeby było prawdziwe to pewnie nie jest tylko Ty jeszcze nie widzisz odpowiednich znaków. Wszystko da się zmanipulować na dobrą jak i na złą stronę. Pamiętasz becketta i jego super panią doktor i uwierzysz że dziecko zrobiła sobie z żonatym nierobem?
Wyluzuj john Ja wiem doskonale, że życie bywa przewrotne, zdarzają się różne historie, ale nie popadajmy już naprawdę w paranoję. Jeśli wszędzie widzi się drugie dno i na siłę szuka dziury w całym, to po co w ogóle się kimkolwiek wiązać? Z tego co widzę, to jest tak, że jak coś się świetnie ukłąda, to jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Czytając to forum, widzę tendencję własnie do przypisywania na siłę czarnych wizji do potencjalnie dobrze rokujących związków, n apodstawie innych zaobsrwowanych przypadków. Przecież Beckett to Beckett a związek Rox to inna sprawa
Nie ma co gdybać, rozkładać to na drobne i dopisywać możliwe scenariusze, jak jest wszystko OK
Bo dziewczyna się zacznie zbytnio przejmować. Wszystko wskazuje n ato, że ma kontrolę nad sytuacją
, co zresztą sama wielokrotnie podkreśla. Dajcie już spokój
Dlaczego nie można zwyczajnie przyjąć, że jest tak, jak Rox opisuje, zamiast znowu wychodzić z tymi wątpliwośćiami "a co, jeśli jednak ma złe zamiary?"
Dajcie już spokój
Dlaczego nie można zwyczajnie przyjąć, że jest tak, jak Rox opisuje, zamiast znowu wychodzić z tymi wątpliwośćiami "a co, jeśli jednak ma złe zamiary?"
No nie wiem, zastanówmy się...
Może z tych samych powodów, dla których nie można przyjąć, że pijana laska w nocnym klubie ciągnąca obcego faceta do siebie, na codzień może być spokojną szarą myszką urzędniczką państwową, a nie dyskotekowym szlauchem i wycieruchem. Dobry powód?
Nie słyszałam o masowym podrywie na pierścionki zaręczynowe, ale widzę Anderstud że Twoje oburzenia zaczęły się właśnie od kiedy przeczytałeś o nie mieszkaniu razem. Co nasuwa mi myśl, że lubisz mocno przytulające Cię kobiety i właśnie Ty się nabierasz na wielkie pokrewieństwo dusz i papużki nierozłączki na początku znajomości, a jak się coś luzuje, zaczyna się u Ciebie panika i znajomości padają.
A w naszym wieku ktoś taki mocno zaangażowany i śpiewający trele na początku jest właśnie podejrzany.
Może tak a możę nie.. Ludzie..Tylko czemu mamy drążyć i drążyć, nie wiadomo tak naprawdę po co, w czyimś zwiazku i życiu, żeby tylko na siłę doszukać się tego, czego nie ma, tudzież tego, co chcemy
koniecznie zobaczyć, bo nasza teoria jest jedyną słuszną? Można się bawić w hazardzistę i obstawiać dwa wyjścia: albo bedzie iśćie, zaj**cie albo do d**y.? Powiem szczerze, że myśląc w ten sposób to musiałbym uwierzyć w czyste intencje faceta Rox dopiero pod koniec jego życia, jak już przekonamy się naocznie, ze to wszystko się udało..
Przede wszystkim nie ma co mącić dziewczynie w głowie, niech sama trzyma rękę na pulsie swojego związku i życia. Sama zadecyduje o tym co zrobi i jakie ma zdanie na ten temat. Każdemu komu się udaje, będziecie w ten sposób doradzać? Jeśli mamy sądzić, że KAŻDY błąd, potknięcie czy tzw. pogubienie życiowe ma całkowicie przekreślać człowieka i szansę na to, żeby sobie ułożyć życie, to ja podziękuję za takie wizje...
No nie wiem, zastanówmy się...
Może z tych samych powodów, dla których nie można przyjąć, że pijana laska w nocnym klubie ciągnąca obcego faceta do siebie, na codzień może być spokojną szarą myszką urzędniczką państwową, a nie dyskotekowym szlauchem i wycieruchem. Dobry powód?
No przecież sam za taką panią grzecznie poszedłeś i się jakoś nie wzbraniałeś
A podobno stałego związku szukasz... tzn przynajmniej szukałeś. Ba! Nawet zamieszkałeś z lubą i jej dziećmi.
Ok, może to kwestia różnicy wieku, ale że tak się spytam nieśmiało: co Ty tak serio mając tyle lat ile masz, mając coraz starsze dziecko, oczekiwałbyś od życia, ewentualnej partnerki? Do czego Ci ona była(by) potrzebna?
Naprawdę kręci Cię wyrywanie lasek na jedną noc? Albo na kilka spotkań?
Czy Twoja rezygnacja z zabiegania nie wynika właśnie z tego?
Nie słyszałam o masowym podrywie na pierścionki zaręczynowe, ale widzę Anderstud że Twoje oburzenia zaczęły się właśnie od kiedy przeczytałeś o nie mieszkaniu razem. Co nasuwa mi myśl, że lubisz mocno przytulające Cię kobiety...
Lubię, jest to jedna z czołowych pozycji na mojej liście priorytetów związkowych, nie wyobrażam sobie bujania się w nieskończoność na dwa domy i każdy sobie rzepkę skrobie, a po trzech latach się rozstajemy, bo nie ma już tego co na początku bla bla bla... Nie mam czasu na takie bzdury i wyjaśniam takie kwestie jak najszybciej, żeby nie inwestować bez sensu w bycie czyimś czasoumilaczem i szoferem. Albo ktoś chce ze mną być, albo ktoś nie chce ze mną być. Dla mnie to są proste rzeczy i nie ma tu żadnego pomiędzy, ani nie ma czego wyjaśniać. Tak albo nie, jak nie to cius ariwederczi i szerokiej drogi.
anderstud napisał/a:No nie wiem, zastanówmy się...
Może z tych samych powodów, dla których nie można przyjąć, że pijana laska w nocnym klubie ciągnąca obcego faceta do siebie, na codzień może być spokojną szarą myszką urzędniczką państwową, a nie dyskotekowym szlauchem i wycieruchem. Dobry powód?No przecież sam za taką panią grzecznie poszedłeś i się jakoś nie wzbraniałeś
A podobno stałego związku szukasz...
No przecież o niej właśnie mówię i o waszej reakcji - co ty anderstud odwalasz, przecież to zwykła klubowa puszczalska - nie będę teraz się wracał i szukał konkretnych cytatów. Ja nie wiem czy zwykła puszczalska czy niezwykła, bo dopiero się poznajemy, zastanawia mnie tylko skąd wy tyle o niej wiecie szybko klasyfikując dziewczynę na podstawie szczątkowych informacji na jej temat, robiąc jednocześnie wielkie oczy i zdziwione miny, kiedy ja wyrażam moją osobistą opinię na temat Adonisa Roxann. No to jak to jest
Anderstud wątek jest telenowelą. Interpretacje biegną w miarę faktów.
Jak napiszesz rzeczy po których Pani zdobędzie punkty, to nie umknie to uwagi.
Jesteśmy tu anonimowo i nie ma obawy że padnie jakaś przyjaźń
Niech się kobieta sprawdzi w boju.
Adonis ) Roxann też dostał swoje opinie. Jakbyś nie zauważył.
Weź też pod uwagę, że po rozwodzie gość sobie poszalal i może chcę osiąść już na tyłku. Trafia mu się dziewczyna sensowna, głupi by nie wyciągnął wniosków. Nie każdy chce zaliczać bez końca.
No przecież o niej właśnie mówię i o waszej reakcji - co ty anderstud odwalasz, przecież to zwykła klubowa puszczalska - nie będę teraz się wracał i szukał konkretnych cytatów. Ja nie wiem czy zwykła puszczalska czy niezwykła, bo dopiero się poznajemy, zastanawia mnie tylko skąd wy tyle o niej wiecie szybko klasyfikując dziewczynę na podstawie szczątkowych informacji na jej temat, robiąc jednocześnie wielkie oczy i zdziwione miny, kiedy ja wyrażam moją osobistą opinię na temat Adonisa Roxann. No to jak to jest
Czyli to tak w rewanżu było?
No niech Ci będzie.
Lubię, jest to jedna z czołowych pozycji na mojej liście priorytetów związkowych, nie wyobrażam sobie bujania się w nieskończoność na dwa domy i każdy sobie rzepkę skrobie, a po trzech latach się rozstajemy, bo nie ma już tego co na początku bla bla bla... Nie mam czasu na takie bzdury i wyjaśniam takie kwestie jak najszybciej, żeby nie inwestować bez sensu w bycie czyimś czasoumilaczem i szoferem. Albo ktoś chce ze mną być, albo ktoś nie chce ze mną być. Dla mnie to są proste rzeczy i nie ma tu żadnego pomiędzy, ani nie ma czego wyjaśniać. Tak albo nie, jak nie to cius ariwederczi i szerokiej drogi.
No widzisz, kto co woli.
Ty piszesz z jednej strony, że chcesz od razu wszystko szybko, ja natomiast wolę jak się relacja rozwija powoli.
Wspólne (za)mieszkanie to są poważne decyzje i warto się nad tym krokiem poważnie zastanowić.
Sam pisałeś o sytuacji kiedy ex wyrzuciła Cię ze swego domu wiedząc, że nie masz dokąd pójść.
Ja sobie takiej sytuacji nie wyobrażam. Nie dlatego, że od razu zakładam, że się rozstaniemy ale dlatego, że dla mnie to jest absolutna lekkomyślność a nawet głupota! A nie żaden wyraz miłości i zaangażowania.
Zupełnie inaczej "rozumiemy" bycie razem. Nie potrzebuję faceta-mebla w domu. Sam piszesz, że jesteś leniem i Ci się zwyczajnie nie chce zabiegać i dbać o związek dlatego wydaje mi się, że idziesz na łatwiznę i jak najszybciej chcesz wejść w ten status związku jesteśmy razem=mieszkamy razem, bo wtedy już nic nie musisz. Możesz spokojnie leżeć z kiełbachą na kanapie póki Twojej pani cierpliwość nie skończy i nie wystawi Ci walizek za drzwi
Nie wiem jaki komunikat chce Ci przekazać anderstud ale ja ze swojej strony chcę Cię tylko uczulić. Do momentu kiedy twój świat nie opiera się na nim, a Ty przeglądając się w lustrze widzisz siebie a nie jego druga połówkę to jest OK.
Wszystko co robi ten facet wygląda na bardzo teatralne, tak jak moja małolata Ex, która pisała mi płomienne poematy jak to jest bez pamięci zakocha we mnie, jak to jestem jej ideałem mężczyzny i jest gotowa na wszystko co życie nam przyniesie i jak to będzie kochać mnie zawsze i robiła to tak cudownie, że sam w to uwierzyłem... no w końcu miłość od pierwszego wejrzenia temu nie można się oprzeć... wy znacie już sytuację jak róż na okularach zaczął się wycierać a ja konsekwentnie dzień po dniu zacząłem był głuchy na ten syreni śpiew.
Na początku mojej relacji z Ex byłbym jak Roxann, broniłbym jej do krwi ostatniej, jak niepodległości... jedyne czego do końca nie straciłem to zdrowego rozsądku, zawsze byłem zabezpieczony i nigdy nie dałem się ponieść chwili, gdzieś tam zawsze miałem rezerwę...
Ja nie mogę narzekać dwie dekady z jedną żoną pod jednym dachem i rozwód bo chcę przeżyć jeszcze coś w życiu no cóż... może źle zrobiłem, może powinienem wrócić do byłej żony bo Ona wciąż chciałaby mojego powrotu i poddać się ze swoimi szczeniackimi marzeniami o takiej właśnie kobiecie jak Ex, tylko trochę dojrzalszej i radośniejszej... Cóż może życie mnie zbyt rozpieszcza i dlatego zamiast iść na łatwiznę wciąż komplikuje sobie życie.
Zupełnie inaczej "rozumiemy" bycie razem. Nie potrzebuję faceta-mebla w domu. Sam piszesz, że jesteś leniem i Ci się zwyczajnie nie chce zabiegać i dbać o związek dlatego wydaje mi się, że idziesz na łatwiznę i jak najszybciej chcesz wejść w ten status związku jesteśmy razem=mieszkamy razem, bo wtedy już nic nie musisz. Możesz spokojnie leżeć z kiełbachą na kanapie póki Twojej pani cierpliwość nie skończy i nie wystawi Ci walizek za drzwi
Zdecydowanie bardziej do mnie przemawia wizja leżenia na wspólnej kanapie z kiełbachą w ręku, niż zabieganie o związek z kimś dla kogo bycie razem oznacza życie osobno, korzystanie bez skrępowania z dobrodziejstw, które taka znajomość daje, nie angażując się w nią jednak przesadnie, żeby sobie nie blokować innych możliwości, gdy to całe zabieganie już się skończy lub zmaleje intensywność doznań albo różnica wieku stanie się nazbyt widoczna i dokuczliwa ;P
Albo pojawi się mały gnojek, którym trzeba będzie się zajmować w weekendy, zamiast szusować beztrosko na nartach w luksusowym kurorcie...
Johnie D..:D
A kto tu pisał o obsypywaniu płatkami róż?
Roxann nie jest 18 letnią Juliją z wątku obok i swój rozum ma.
A co do tego że po długim małżeństwie przychodzą chwile, że widzisz "normalnosc" którą mają inni i idealizujesz ten związek zapominając że był powód że się nie utrzymał i to mocny powód, skoro padło.. to normalne.
Roxann nie jest 18 letnią Juliją z wątku obok i swój rozum ma.
Tia... JA nie mam 18 i mam rozum, nawet z certyfikatem że około 0.01% populacji ma taki, Anderstud ma no i A. też miał robiąc sobie dzieciaka... co to zmienia miłość jest ślepa ....
Zdecydowanie bardziej do mnie przemawia wizja leżenia na wspólnej kanapie z kiełbachą w ręku, niż zabieganie o związek z kimś dla kogo bycie razem oznacza życie osobno, korzystanie bez skrępowania z dobrodziejstw, które taka znajomość daje, nie angażując się w nią jednak przesadnie, żeby sobie nie blokować innych możliwości, gdy to całe zabieganie już się skończy lub zmaleje intensywność doznań albo różnica wieku stanie się nazbyt widoczna i dokuczliwa ;P
Ta intensywność doznań zmaleje tak czy siak. Zamieszkanie razem też nie daje gwarancji na trwałość związku. Bardzo często po (zbyt pochopnym) zamieszkaniu pod wspólnym dachem związki się bardzo szybko rozpadają. Z rożnych powodów. Nie tylko przez "niezgodności charakterów".
To są też decyzje, które niosą za sobą poważne finansowe konsekwencje.
Abstrahując od mojej sytuacji i A., większość ludzi ma mieszkania na kredyt. Kto i ile ma dokładać? Czy np. jest fair jeżeli jedna osoba wynajmie swoje mieszkanie i dochód z tego będzie zasilał tylko jej konto a do mieszkania drugiej, w którym zamieszkają, będzie dokładać tylko połowę czynszu (i nic do raty?).
Sam pamiętasz jak byłeś zbulwersowany jak ex chciała Cię "wykorzystać" przy budowie domu.
No przecież tak Ci zależy na szybkim wspólnym mieszkaniu, siedzeniu na wspólnej kanapie itd. To skąd nagle to oburzenie?
Ja np. nie chciałabym mieszkać w domu w którym A. spędził z żoną 20l. Mam mu postawić warunek, że ok wprowadzę się, ale jeśli całkowicie zmienimy wystrój? A może mam zażądać by nam wybudował całkiem nowy dom?
Jeżeli Ty mieszkałeś u tej pani to chyba miała prawo wymagać/zakładać, że jej w czymś pomożesz.
Ja sobie niw wyobrażam, że będąc z A., musiałabym najmować fachowców do rzeczy, które on potrafi zrobić, tylko dlatego że mu się nie chce.
Co jest zatem dla Ciebie tym angażowaniem się w związek skoro nie obowiązki domowe, przysługi, bycie "czasoumilaczem" itd.
Bycie meblem w domu? Seks, który jak sam nieco wyżej przyznałeś, dawno stracił na swojej "wartości"?
Dlaczego od razu zakładasz, że jeśli ktoś nie mieszka (od razu) razem to dlatego, że na pewno kręci coś na boku?
Jakoś nie widzę logiki w Twoich wypowiedziach
EDIT: W sumie to całkiem niezły interes zamieszkać u faceta/drugiej osoby, a swoje mieszkanie wynająć. Po kilku latach całkiem niezłą sumkę można uzbierać.
Także patrząc pod tym kątem mieszkanie razem również może być interesowne. Żadne tam lepsze, silniejsze budowanie związku, tylko korzyści materialne + darmowy seks+rachunki na pół.
A Ty korzystając z tych dobrodziejstw nawet w jakichś czynnościach nie chciałeś pomóc
Jakoś nie widzę logiki w Twoich wypowiedziach
Każdy widzi to co chce zobaczyć. Pomijasz kluczowe fragmenty ignorując kontekst i koncentrujesz uwagę na pojedynczych zdaniach, nie pierwszy raz zresztą (to samo było podczas pamiętnej wymiany zdań na temat traktowania dzieci czy potem przy okazji dyskusji na temat kto ile daje w relacji, nieważne) a ja już nie mam siły tłumaczyć za każdym razem od początku, żeby się odnieść. Mieszkałem z nią u niej w mieszkaniu, które musiałem doprowadzić do porządku przed sprzedażą. Jak tylko skończyłem wykonywać czynności zostałem poproszony o wyprowadzenie się w trybie natychmiastowym, a pani zaraz potem zaczęła spotykać się z innym. Po dwóch miesiącach uznała, że jednak jest drętwy a ja taki fajny, to może byśmy do siebie wrócili, a tu jest lista spraw i rzeczy do załatwienia przy budowie jej domu. Po miesiącu ganiania jak idiota w lewo i prawo powiedziałem w końcu dość, a ona powiedziała no to cześć niepotrzebny mi taki leń co siedzi z kiełbasą jak jest robota.
Koniec.
Mieszkając u niej dawałem jej co miesiąc ponad połowę jej wszystkich opłat mieszkaniowych wliczając w to ratę kredytu, chociaż nic tam nie było moje poza wydłużającą się z dnia na dzień listą obowiązków.
Mieszkałem z nią u niej w mieszkaniu, które musiałem doprowadzić do porządku przed sprzedażą. Jak tylko skończyłem wykonywać czynności zostałem poproszony o wyprowadzenie się w trybie natychmiastowym, a pani zaraz potem zaczęła spotykać się z innym. Po dwóch miesiącach uznała, że jednak jest drętwy a ja taki fajny, to może byśmy do siebie wrócili, a tu jest lista spraw i rzeczy do załatwienia przy budowie jej domu. Po miesiącu ganiania jak idiota w lewo i prawo powiedziałem w końcu dość, a ona powiedziała no to cześć niepotrzebny mi taki leń co siedzi z kiełbasą jak jest robota.
Koniec.
No ok. Ale dlaczego Ci to nie pasowało?
Usługa za usługę
Ona Ci dawała dach nad głową + seks, a Ty jej świadczyłeś usługo remontowo-budowlane.
I co Ci z tego mieszkania razem? Że niby lepsza, głębsza relacja bo wspólna kanapa? Bo nie zabiegasz niby (jak głupek) o osobę, która nie chce się przesadnie angażować
A może warto było się najpierw lepiej poznać niż tak "na wariata"? A potem biadolić, jakie to kobiety okrutne, złe i podłe
Mieszkając u niej dawałem jej co miesiąc ponad połowę jej wszystkich opłat mieszkaniowych wliczając w to ratę kredytu, chociaż nic tam nie było moje poza wydłużającą się z dnia na dzień listą obowiązków.
Eh, jak to pozory mogą mylić.
Zupełnie nie wyglądasz na frajera...
EDIT: Ale to potwierdza tylko to, co napisałam wyżej - szybkie dążenie do mieszkania razem również może być interesowane i nie musi oznaczać stopnia zaangażowania w relację. Panna udostępniając Ci kanapę, miała korzyści finansowe i pomoc domową extra.
Poparz, a ja nic z tych rzeczy nie mam od A., ani on ode mnie, a chcemy (póki co) być razem. Czy to nie jest lepszy dowód na bezinteresowność i szczere intencje?
Pamiętam ten motyw. I rzeczywiście można to nazwać "usługą za usługę", bo związek to chyba jeszcze coś więcej daje, poza tego typu układem
Jaka znów usługa za usługę, bo zaraz chyba odwiozą mnie do Tworek...
Robiłem jej mieszkanie. Mieszkanie w którym z nią mieszkałem i w połowie opłacałem. W styczniu z tego mieszkania zostałem usunięty z powodu bo ponieważ i tak się rozstaliśmy. Teraz jest dwa miesiące przerwy i mamy marzec, kiedy z jej inicjatwy podejmujemy próbę zejścia się z powrotem. Mieszkamy każdy u siebie, praktycznie spotykamy się tylko w sprawach związanych z budową domu. Jej domu, nie żadnego naszego, nie było w ogóle mowy, że ja tam się wprowadzę, chociaż nie zostało to nigdy powiedziane wprost, to czułem co się święci. Po kolejnej odmowie spędzenia wspólnie z naszymi dziećmi niedzieli, chyba czwartej czy piątej z kolei pod rząd, ja odmówiłem jej pierwszy raz zrobienia tego o co mnie poprosiła, a w zasadzie wydała polecenie telefonicznie, że mam rano być gdzieś tam, bo coś tam. Powiedziałem, że odmawiam, ponieważ cytując z pamięci - nie jestem tragarzem twoich roboli, którym za to płacisz - no i tak się zakończył nasz wielki comeback. Kopnęła mnie w dupę w jednej sekundzie i nie odezwała się już nigdy. Taka sytuacja
Jaka znów usługa za usługę, bo zaraz chyba odwiozą mnie do Tworek...
(...)
Taka sytuacja
No ok, rozumiem dlaczego alergią reagujesz na osobne mieszkanie, ale w sytuacji kiedy już raz zostałeś wyrzucony to czego się spodziewałeś?
Interesowność i ogólnie intencje Twojej ex były aż nadto czytelne.
Ogólnie wydaje mi się, że inaczej jest jak dwoje ludzi na początku znajomości szybko zamieszkuje razem, po czym jak się okazuje, że coś nie gra, rozstaje się i wraca do siebie już na dwa domy (jak chociażby w przypadku Becketta), a zupełnie inaczej kiedy zwyczajnie nie śpieszy z zamieszkaniem i od początku w ten sposób rozwija znajomość stopniowo się docierając.
Mam wrażenie, że mylnie ludzie oceniają jakość związków po "szybkim" zamieszkaniu razem czy ślubie.
Bo czyż nie brzmi ekscytująco np. "już po 2 tygodniach zamieszkaliśmy razem" - znaczy nie potrafią bez siebie żyć! Albo "po kilku msc był ślub!". Ojej, jakie to romantyczne ...
Ja wiem, że ludzie poznają siebie naprawdę dopiero jak razem zamieszkają, ale z drugiej strony... jak nie ma jakiegoś ciśnienia, to po co się spieszyć? Zamiast od razu zmieniać swoje życie pod kogoś, nie lepiej robić to stopniowo? Może wtedy byłby mniejszy szok i rozczarowanie? Więcej czasu dać sobie na dotarcie, poznanie, wypracowanie kompromisów. Ja np wiem, że gdybyśmy z A. ze sobą zamieszkali na początku, na pewno byśmy się kłócili o chociażby spanie. Nie sądzę, że to jest powód do rozstania, ale inaczej jak nagle musisz się przestawić i dostosować do kogoś z dnia na dzień a inaczej kiedy możesz to robić powoli, w swoim rytmie.
Ja przecież nie mówię, że nigdy nie zamieszkam z A., po prostu mi nie śpieszno do tego. To, że żyjemy na dwa domy, przecież nie przeszkadza w tym by spędzać ze sobą czas, nocować u siebie nawzajem itd. Raz żyjemy u niego pod jego rytm/styl, a raz u mnie. Myślę, że to pozwala jeszcze lepiej poznać drugą osobę bo bez narzucania nagle jej czegoś czy wymagania by się nam od razu podporządkowała.
Z tym mieszkaniem razem to - w takiej sytuacji jak Twoja - faktycznie nie ma pospiechu. Jak jest miło to po co sobie komplikować życie?
Jednak z drugiej strony - kiedyś moja koleżanka miała burzliwy związek i nie wiedziała co zrobić - znajomy powiedział "zamieszkajcie razem - albo się rozstaniecie albo będziecie razem" i faktycznie po roku mieszkania - rozstali się (a byli ze sobą 5 lat). Trudniej jest też grać przed sobą, czy udawać ideal 24h/dobę. Na 3-4 godzinnym spotkaniu jest to możliwe. Jak ja widziałem jak mój brat potrafił słodkiego przed swoją dziewczyną zgrywać... Na co dzień w domu zawsze naburmuszony, krzykliwy, leniwy a przy niej nawet głos mu się zmieniał na milutki i w kuchni obiad robil. Ja wiem, że gdybym teraz z kimś była to dazylabym do jak najszybszego zamieszkania - aby od razu wiedzieć z kim mam do czynienia, bo już szkoda mi tracić czasu. Ale ja szukam kogoś pod kątem jednak założenia rodziny.
Ja wiem, że gdybym teraz z kimś była to dazylabym do jak najszybszego zamieszkania - aby od razu wiedzieć z kim mam do czynienia, bo już szkoda mi tracić czasu. Ale ja szukam kogoś pod kątem jednak założenia rodziny.
Myślę, że osoby młodsze są pod tym względem bardziej elastyczne. W pewnym wieku każdy ma swoje własne przyzwyczajenia, rytm życia itd. Co nie oznacza, ze nie można się dotrzeć, ale może nie poprzez terapię szokową w postaci szybkiego zamieszkania razem?
Jakoś trudno mi uwierzyć w przypadek, że u nich trzech (łącznie z Beckettem), mimo początkowego uczucia z obu stron, wszystko zaczęło się sypać po tym jak zamieszkali u swoich kobiet. Nagle każda zaczęła kręcić nosem - jedna bo ma lenia, druga bo za bardzo ingeruje w jej życie, trzecią też nagle się zablokowała itd.
Czy to nie jest przypadkiem tak, ze ci panowie w ich mieszkaniach chcieli wprowadzić swoje zasady co nie spotkało się z aprobatą? Takie trochę u(nie)szczęśliwianie na siłę osoby, które się de facto nawet dobrze nie poznało?
PS. Pamiętam jak jakoś na początku naszej znajomości, A. pierwszy raz nocował u mnie kilka razy pod rząd. Po kilku dniach 24h/dobę było mi go aż za dużo... W końcu mówię do niego: "idź już sobie, ja w końcu muszę się wyspać, ogarnąć swoje sprawy itd." Ale nie musiało się to wtedy wiązać z wystawianiem walizek
Poza tym nie wyrzucałam go na zawsze, tylko na chwilę. Wyspałam się, ogarnęłam swoje sprawy i znów zaczęłam tęsknić
a z czasem coraz bardziej oswajać z jego obecnością, osobą. Gdyby wtedy się do mnie tak na 100% wprowadził, myślę, że byśmy się rozstali. Zamiast się cieszyć na jego widok, pewnie wpadałabym w coraz większą irytację. Teraz jest zupełnie inaczej bo się po prostu lepiej znamy.
gracjana1992 napisał/a:Ja wiem, że gdybym teraz z kimś była to dazylabym do jak najszybszego zamieszkania - aby od razu wiedzieć z kim mam do czynienia, bo już szkoda mi tracić czasu. Ale ja szukam kogoś pod kątem jednak założenia rodziny.
Myślę, że osoby młodsze są pod tym względem bardziej elastyczne. W pewnym wieku każdy ma swoje własne przyzwyczajenia, rytm życia itd. Co nie oznacza, ze nie można się dotrzeć, ale może nie poprzez terapię szokową w postaci szybkiego zamieszkania razem?
Jakoś trudno mi uwierzyć w przypadek, że u nich trzech (łącznie z Beckettem), mimo początkowego uczucia z obu stron, wszystko zaczęło się sypać po tym jak zamieszkali u swoich kobiet. Nagle każda zaczęła kręcić nosem - jedna bo ma lenia, druga bo za bardzo ingeruje w jej życie, trzecią też nagle się zablokowała itd.
Czy to nie jest przypadkiem tak, ze ci panowie w ich mieszkaniach chcieli wprowadzić swoje zasady co nie spotkało się z aprobatą? Takie trochę u(nie)szczęśliwianie na siłę osoby, które się de facto nawet dobrze nie poznało?
Według mnie - chodzilo dosłownie o to o czym mówiły. Bo jak poznać na spotkaniu czy ktoś jest leniem? Przecież nie będziecie przy sobie akurat teraz sprzątać. Zresztą można ugotować ten obiad "pod publiczkę". Docieranie się docieraniem, ale charakter każdy ma jaki ma. I choćby 2 lata człowiek się docierał to jeżeli jedna osoba jest tym leniem (a drugiej to przeszkadza) to po tych 2 latach leniem będzie nadal. Tak samo z byciem awanturnikiem i wiele innych rzeczy. To jest nieprawdopodobne jak niektórzy ludzie potrafią grać. Nie wszyscy, oczywiście. Dla mnie wspólne zamieszkanie jest odkryciem od razu wszystkich kart, wad i zalet - wtedy można zacząć się docierać, bo już wiadomo jakimi zasobami dysponujemy.
Nasza swoista natura czy nawyki bywają tak silne, że musi nieraz minąć dużo czasu, żebyśmy zmienili front A wiadomo, że na tle mniejszych lub większych różnic mogą występować spore konflikty. Powolne i stopniowe docieranie się czy też wzajemne poznawanie wydaje się być solidnym fundamentem do budowy trwałego związku. To czy się mieszka razem czy nie to już kwestia indywidualna. Mówisz Rox, że mieszkacie bardzo blisko siebie..No, to i tak przecież macie siebie praktycznie na wyciągniecie ręki, spędzając ze sobą sporo czasu
W moim przypadku problemem mogłoby być właśnie spanie, jeśli idzie o to, ile powinno się w łóżku wylegiwać. Ciężko mi wytrzymać rano w łóżku dłużej niż do 8
W moim przypadku problemem mogłoby być właśnie spanie, jeśli idzie o to, ile powinno się w łóżku wylegiwać. Ciężko mi wytrzymać rano w łóżku niż do 8 rano
U mnie nie tyle chodzi o wylegiwanie co o zwyla codzienną potrzebę snu.
Po prostu nie dam rady kilka dni pod rząd chodzić spać o 2, wstawać o 6. i normalnie funkcjonować.
Albo co jeszcze gorsze w ogóle nie spać bo np 2 osoba chrapie.
Jak wstaję o 6. to optymalnie dla mnie iść spać 22-23. U A. dopiero zaczyna wtedy wieczór
Według mnie - chodzilo dosłownie o to o czym mówiły. Bo jak poznać na spotkaniu czy ktoś jest leniem? Przecież nie będziecie przy sobie akurat teraz sprzątać. Zresztą można ugotować ten obiad "pod publiczkę". Docieranie się docieraniem, ale charakter każdy ma jaki ma.
Zgoda, tylko że ciemne strony charakteru raczej dość szybko wychodzą (jak choćby u mnie z sąsiadem).
Poza tym jeżeli chodzi o dom, kobiety zwykle są bardziej ogarnięte i raczej nie jest wielkim wymaganiem by ktoś np. wyniósł śmieci, albo odnosił/odkładał po sobie rzeczy na miejsce.
Wydaje mi się, że w przypadku naszych Panów, szybkie wejście w życie/przestrzeń kobiety, która mieszkała sama czy/i z dziećmi było bardzo ryzykowne.
Pamiętam jak sama pisałaś, że przytłaczał Cię ex swoją ciągłą obecnością, jak Cię irytowało kiedy np. przychodził jak byłaś chora i po prostu jedyne o czym marzyłaś, to pójść spać, a on 'wymagał' by nim zajmować, czy ogólnie poświęcić mu czas i być zadowoloną.
Może małolata Johna tego pamiętnego wieczoru, kiedy czekał na nią z kolacją, kwiatami i kąpielą, też z jakiegoś powodu nie była w nastroju? Gdyby się lepiej znali, potrafili ze sobą rozmawiać, to możliwe że albo uniknęliby takich sytuacji albo inaczej to zostałoby odebrane.
Pamiętam też jak Beckett opowiadał o tym, jak jego Pani Doktor była niezadowolona, jak (bez jej zgody?) zamontował jakąś szafkę czy wieszak. Niby duperela, ale … czasem niewiele trzeba.
Ex Anderstuda też trudno się dziwić, że irytowało ją jego siedzenie na kanapie w syfie. Sama przecież pewnie też pracowała, do tego ogarniała wychowanie 2-ki dzieci. Ok, on pewnie też wracał zjechany po robocie, ale... takie zacietrzewienie, nie bo nie! Bo to kot córki, bo kotlety miała ona usmażyć itd., po czasie naprawdę mogą doprowadzić do szału.
Oczywiście każdy ma teraz swoją wersję i przedstawia siebie/te sytuacje konfliktowe tak a nie inaczej, ale wszyscy wiemy, że "prawda" zwykle leży po środku.
Zapewne inaczej jest jak dwoje młodych ludzi decyduje się zamieszkać razem w nowym mieszkaniu (nie wprowadzając do kogoś), i od zera ogarnia wystrój, dzieli obowiązki - dociera w codziennym życiu.
Trudno zmienić przyzwyczajenia dorosłej osoby, czy wręcz ją sobie podporządkować/wychować.
Np. John, po 20l małżeństwa, rozwodzie... wie doskonale czego chce i jak jego nowy związek powinien wyglądać, by mu pasowało. Problem w tym, że jego małolata raczej inaczej to widziała. A może nawet nie widziała bo podobno nie była wcześniej w żadnym poważnym związku i jej "romantyczne" wizje i marzenia w zderzeniu z rzeczywistością się po prostu rozbiegły. Pisać poematy o wielkiej miłości można, trudniej wcielić je w życie.
Ja na obczyźnie miałam odwrotną sytuację - zderzenie z inną kulturą, całą kochającą się wielką rodziną exa. Też początkowo wydawało mi się to bardzo ciekawe, atrakcyjne, wręcz spełnieniem bajki ze snu... z którego jednak dość szybko się obudziłam. Za szybko, za dużo (zmian) i jak potem okazało, tylko ode mnie było wymagane podporządkowanie się pod jego tryb życia/bycia. W odwrotną stronę już to niestety tak nie działało.
Sztuką jest stworzyć związek w którym wzajemne potrzeby/przyzwyczajenia są respektowane a w sytuacjach spornych wypracowywany jest kompromis, a nie dążenie do podporządkowania drugiej osoby sobie. Ważne by umieć ze sobą rozmawiać, CHCIEĆ! zrozumieć drugą osobę. A nie tylko stawiać na swoim albo tylko mieć wymagania.
Chyba łatwiej i lepiej jeśli obie osoby po trochę odpuszczą by było dobrze. Jak ktoś nie znosi sprzątać, ok, ale chyba wielkim wysiłkiem nie jest by choć odłożyć rzeczy na swoje miejsce, czy wynieść śmieci.
Jak ktoś nie lubi gotować, ok, ale niech np. zrobi zakupy. Jak ktoś nie lubi czyjejś rodziny, ok, ale chyba korona mu z głowy nie spadnie jak tam pojedzie raz na załóżmy pół roku itd., itd.
Ogólnie, jak ktoś nie ma ochoty robić tego co ty, nie zmuszaj, zaproponuj coś innego by obie strony dobrze się w tym/z tym czuły.
Np. z tym snem, niby pier..ła, ale to jest/był (dla mnie) naprawdę problem. Wiadomo, że na początku chce się z sobą być, nie ma dość i sen schodzi na dalszy plan, ale ile tak można funkcjonować? Adrenalina, adrenaliną, ale są też obowiązki, których nie możemy zaniedbać.
To nie jest żaden dowód miłości, bo jak to się kończy wiemy choćby na przykładzie Becketta. Zawalony biznes i depresja. Nie po to się pracowało latami na swój sukces, pozycję by dla "motylków", udowodnienia swojej "miłości" drugiej osobie/zdobycia jej, to zaprzepaścić.
Jeżeli dana osoba tego nie zauważała, że jest tylko "biorcą" to też słabe, nawet bardzo.
Strony Poprzednia 1 … 25 26 27 28 29 … 61 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Dziwne zachowanie Ex po rozstaniu
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024