?To był słoneczny listopadowy poranek ,siedziałem na ławce w parku skrupulatnie studiując notatki na dzisiejszy egzamin ,gdy moją koncentrację zaburzył spadający na zeszyt uschły liść klombu jeden z wielu złotych wizytówek tej przepięknej pory roku. Gdyby nie on pewnie nigdy nie dostrzegł bym siedzącej na ławce zadziwiającej pary dwojga ludzi. On ubrany w czarny garnitur do tego czarne wypastowane lakierki ,gustowny czarny krawat przyozdabiał jego szyję .Był to starszy mężczyzna jednak gustownie przystrzyżony ,biła od niego aura szlacheckości tak jak od siedzącej obok pięknej kobiety w czerwonej marynarce i pomadce koloru dojrzałych róż. Siedzieli tak jak gdyby nigdy nic,jak gdyby czas się zatrzymał wyraźnie na coś czekali. Podszedł do nich starszy człowiek najprawdopodobniej bezdomny ,zatrzymał się ,gdyby nie to ,że siedziałem tak blisko sens ich wzajemnej rozmowy pewnie nigdy by do mnie nie dotarł. Pierwszy odezwał się mężczyzna w garniturze:- W końcu po tylu latach się spotykamy Henryku, czy warto było tak przede mną uciekać przecież to nic strasznego-wypowiedział to w sposób bardzo spokojny i opanowany a na końcu serdecznie się uśmiechnął , bezdomny szczerze odwzajemnił uśmiech. Elegant w garniturze wstał z ławki gestem pokazując bezdomnemu żeby chwycił go pod ramię, przygarbiony starszy pan uczynił to i już mieli ruszać z miejsca gdy bezdomny zatrzymał swojego prowadzącego spoglądając na kobietę ,która także wpatrzyła w niego swój wzrok. Patrzyli tak na siebie chwilę, aż bezdomny odezwał się chrapliwym głosem ?A Ty panienko?. Kobieta chwilkę nie udzielała odpowiedzi ,ale po chwili namysłu odpowiedziała-Nigdy nie miałeś dla mnie czasu ,dla czego teraz ja mam go mieć dla Ciebie? - Teraz mężczyzna w czarnym garniturze spojrzał na mnie i wypowiedział do mnie te słowa ?My też kiedyś się spotkamy- uśmiechnął się promiennie po czym ruszył spokojnie w lewą stronę prowadząc bezdomnego, wtedy wstała kobieta w czerwieni i także odezwała się do mnie słowami-My też-. Ruszyła w prawo już więcej na mnie nie spoglądając. Dopiero gdy obie postacie oddaliły się na taką odległość ,że ledwo widziałem ich sylwetki uświadomiłem sobie kim były te barwne postacie-Miłość i Śmierć :)
fajny pomysł, jedyny drobiazg, który mi nie zagrał, to 'jeden z wielu złotych wizytówek tej przepięknej pory roku'. cały tekst jest raczej bez ozdobników i może dlatego ten fragmencik mi tam nie pasuje. poza tym wydaje mi się, ze coś nie gra z rodzajem... chyba 'jedna z wielu wizytówek' powinno być? Za to podoba mi się, że całość ma pozytywny wydźwięk i że miłość przedstawiłeś jako dystyngowaną kobietę, która mówi tylko tyle ile trzeba.
Bardzo mi sie podobalo to Twoje Dziwne opowiadanie.Moze kolejne sie znajdzie?chetnie przeczytam
4 2013-11-11 21:41:29 Ostatnio edytowany przez ewelinaL (2013-11-11 21:43:46)
Mat66660, jeżeli chcesz, żeby czytelnik dotrwał do końca tekstu - zadbaj o edycję. Uszanuj odbiorcę i postaraj się o jego wygodę, stosując podstawowe zasady pisania. Masz ciekawy pomysł, ale to za mało. Nie zrażaj czytelnika niedopracowanym edytorsko opowiadaniem. Jestem ostatnią osobą, która może ewentualnie czepiać się błędów (sama popełniam ich dużo), ale formatowanie tekstu jest niejako podstawą. Nie można przed przecinkiem dokonywać spacji i przed mielnikiem w dialogu nie zacząć od nowego akapitu. Największy talent zblaknie - wobec prostych zasad.
A opowiadanie - intrygujące. Ktoś kochał, umarł, a może umarła miłość. W krótkim tekście dano do myślenia - brawo!
Dziękuje wezmę sobie do serca wszystkie wasze przemyślenia i w niedługim czasie spróbuje "sklepać" jeszcze jakieś ciekawe opowiadanko
Na przełaj
?.Było już w pół do dziewiątej, gdy spojrzałem na swój zegarek, zakląłem w myślach wiedząc,że jestem już poważnie spóźniony do pracy. Z pośpiechem przekręcałem zamek w drzwiach,drugą ręką już szukając kluczyków do samochodu.
-Cholera!-
Tym razem głośne przekleństwo aż obiło się o ściany korytarza.
-Czy jestem tak głupi,czy mi się tak tylko wydaje?-
Powiedziałem sam do siebie. W tym pośpiechu zapomniałem,że auto oddałem wczoraj do mechanika. Cóż za ironia. Czekała mnie przeprawa przez miasto na piechotę. Wyskoczyłem na zalany słońcem dziedziniec kamienicy, przechodząc przez główną bramę rzuciłem okiem na ulicę, była całkowicie zakorkowana.
-Cholera!!-
Następne głośne przekleństwo przeszyło powietrze.Za nic nie dojechałbym tam autobusem. To oznaczało jedno musze przejść na skróty, drogą prowadząca prze najgorsze slumsy w mieście, ech jak pech to pech.
-Cholera. I po co ja ubierałem te nowe buty-
Jeszcze raz przeprowadziłem konwersacje z samym sobą. Przyspieszyłem kroku ,wchodziłem na nieprzyjazne terytorium. Zawsze miałem jakieś dziwne myśli przechodząc tędy, miałem wtedy przed oczami sceny z najgorszych horrorów i filmów kryminalnych razem wziętych. Było już za dwadzieścia wiec mój szybki marsz zmienił się w olimpijski sprint. Skręciłem w prawą stronę ,już widziałem wyjście z tej przeklętej alejki gdy potknąłem się o wystający z ziemi metalowy pręt i uderzyłem głową w ziemię. Teczka z dokumentami upadła 3 kroki dalej a ja leżałem na tej brudnej ziemi. Czułem jak krew leci mi po czole. Wtedy coś a raczej ktoś złapał mnie za ramię i podniósł.. Czułem jak czyjaś ręką otrzepuje mnie z kurzu.
-Nic się Panu nie stało?-
Odezwał się przyjemny damski głos, Odwróciłem się, aby spojrzeć na swoją wybawicielkę. Była to niska młoda kobieta, ubrana ubogo aczkolwiek elegancko. Szatynowe włosy spięte miała w zgrabny warkocz a na nosie spoczywały posklejane taśmą okulary .Zajrzała do swojej wysłużonej niemodnej torebki i wyciągnęła haftowana chusteczkę. Zaczęła wycierać mi krew z czoła, na końcu zajrzała ponownie do torebki wyciągnęła z niej plaster i nakleiła mi na czoło. Pogłaskała mnie po włosach. Miała takie zimne i przyjemne w dotyku dłonie.
-Gotowe-
.Pozbierała także moje dokumenty wraz z teczką i wręczyła mi pięknie się uśmiechając.Odwzajemniłem uśmiech i nieśmiało spytałem:
-Co tu robisz?-
-Ja?.Ja tu mieszkam-
Odpowiedziała żartobliwie śmiejąc się przy tym serdecznie. Spojrzałem jej w oczy. Mimo ,że mieszkała w takiej dzielnicy i zapewne była bardzo biedna zdawała się niezwykle inteligentną osobą, biła od niej wręcz aura szlacheckości. Zapewne niewielu mężczyzn zwróciło by w obecnym stanie na nią jakakolwiek uwagę ,lecz ja pod tymi okularami i niemodnym ubraniem dojrzałem dziewczynę niezwykle dobra i piękną. Dziewczyna spojrzała na mnie i powiedziała:
-Uważaj na siebie, musze lecieć-
Nie mogłem wyrzucić z siebie ani jednego słowa. Wiedziałem ,że jeśli jej nie zatrzymam już więcej jej nie zobaczę.
-Spotkamy się jeszcze?-
Dziewczyna odwróciła się do mnie. Zaczęła otrzepywać moje prawe ramie mówiąc:
-Przecież nie raz się widzimy, jestem i zawsze przy Tobie byłam tylko Ty nie zawsze chciałeś mnie widzieć.
-Czy my się znamy?-
-No pewnie-
Dziewczyna sięgnęła jeszcze raz do swojej torebki ,wyjęła malutki notatniczek i zaczęła szybko coś wypisywać, wyrwała karteczkę ,złożyła na 2 części po czym wsunęła mi do kieszeni marynarki.
-Do zobaczenia-
Powiedziała i zaczęła się oddalać.
-Dziękuje ?
Odpowiedziałem po czym wyjąłem karteczkę którą dziewczyna wsunęła mi do kieszeni. Rozłożyłem karteczkę .Małym starannym pismem ,drukowanymi literami była napisany tylko jeden wyraz-NADZIEJA-. Spojrzałem w stronę w którą odchodziła ,jej już jednak nigdzie nie było widać?.