Roxann napisał/a:A to ciekawe, że Anderstud wzbudza tak chyba skrajne odczucia. Myślałam o tym i chyba rzeczywiście jest pewna rozbieżność pomiędzy tym co i jak pisze a tym jaki jest w relacjach. Po jego słowach można odnieść wrażenie, że facet jest pewny siebie wie czego chce i zna się na relacjach/związkach. Ta jego bezpośredniość i błyskotliwość niewątpliwie powoduje, że kobiety nim interesują. W zasadzie niewiele musi robić, by kobietę "zdobyć", co pokazał choćby przykład fryzjerki. Schody pojawiają potem.
Odnoszę wrażenie graniczące z pewnością, że ta dyskusja już raz się kiedyś odbyła, tylko wtedy zdaje się nie odpowiedziałaś na moje pytanie,
więc pozwolę sobie zacytować mój wpis w całości, o ile kolega John nie ma nic na przeciw, że robimy mu syf w jego wątku. Zaraz to znajdę...
anderstud napisał/a:Roxann napisał/a:I tak poważnie pytam, jeśli taka kobieta, która ogarnia swoje życie sama, nawet mając dzieci... do czego facet jej jest potrzebny? No chyba by wniósł jakąś wartość dodaną. Ew bieżące remonty, pilnowanie dzieci itd. na długo nie starczają.
To jest zwykły rachunek zysków i strat. Jak facet 'nie rokuje' to sorry...
To ja zapytam inaczej, ale też poważnie, jeśli taki facet, który ogarnia swoje życie sam, nawet mając dzieci... do czego babka mu jest potrzebna?
Do tego, żeby jej robić remonty, naprawiać samochód, pilnować dzieci? Pytanie numer jeden - a dlaczego w ogóle miałby chcieć to wszystko robić?
Przecież ona tego dla niego nie robi. Nie remontuje mu chaty, nie naprawia mu auta, nie pilnuje mu dzieci. Nie robi dla niego właściwie nic. No więc?
Pytanie numer dwa - co ona dla niego zrobi w zamian? No Roxann, nie jesteśmy dziećmi, skoro traktujemy relację jak swego rodzaju deal,
to co to jest za deal i dla kogo, gdzie facet ma sobie dupę rozrywać, żeby pańcię uszczęśliwiać, a ona ze swojej strony robi co? Nic?
Rozłoży nogi od wielkiego dzwonu jak akurat nie jest obrażona, że facet źle odstawił mleko do lodówki albo za długo u niej siedział we wtorek?
On ma wnosić wartość dodaną, żeby dostąpić łaski obcowania z jej wspaniałością... A ona co ma robić? Jaką funkcję ona pełni w układzie?
I nie chodzi mi o poświęcenie właśnie jemu swojego cennego czasu w którym mogłaby siedzieć na fejsbuku albo pudelku. Pytam konkretnie.
Jaką konkretnie wartość dodaną i jakie wymierne korzyści wnosi do układu kobieta, która już ma własne dzieci i kolejnych nie chce,
czasy świetności i blask dawnej urody przygasły i poza niekończącą się listą roszczeń, wymagań oraz pretensji... oferuje ona facetowi co?
Przeprowadźmy ten zwykły rachunek zysków i strat. Facet angażuje czas, energię i środki, które mógłby wykorzystać np. robiąc coś dla siebie.
Zamiast pilnować jej dzieci mógłby spędzać więcej czasu z własnymi. Zamiast robić jej remonty mógłby sobie polecieć do Canady łowić ryby.
Albo na koncert AC/DC do Australii. Albo robić cokolwiek innego, znacznie przyjemniejszego niż remontowanie cudzego mieszkania za frajer
w którym wszyscy dają mu odczuć, że jest tam niemile widziany i jeśli już skończył wykonywać swoje czynności, to czas najwyższy się zbierać.
Mógłby? Oczywiście że mógłby. Ale nie, bo przecież on jest facetem i w związku z tym on ciągle coś musi... Za to laska nie musi niczego,
bo ona urodziła się po to, żeby pachnieć, więc ona sama nie robi kompletnie nic, ani dla niego, ani wokół siebie, tylko sobie jest. I czeka.
No to sorry...
P.S.
Ja jestem bardzo prosty w obsłudze i nie trzeba mi dwa razy powtarzać co mam robić, tylko to robię. Raz, drugi, trzeci, piąty, dziesiąty...
Te schody pojawiają dopiero wtedy jak przy 163 razie wychodzi mi z obliczeń, że ja w zamian dostaję nic. Wielkie gówno owinięte w sreberka.
Ile razy można się na coś umawiać, ile razy można o coś prosić, ile razy można znosić wykręty i lekceważenie moich potrzeb, bo ktoś ma je gdzieś?
Kończąc ten przydługi wywód i raz na zawsze mam nadzieję temat mojego związku z Ex, krótki cytat z naszej ostatniej rozmowy twarzą w twarz:
- Nie rozumiem jak w ogóle możesz tak mówić, kiedy od ponad dwóch lat, kiedy jesteśmy razem, zawsze robiłem wszystko co chciałaś. Zawsze...
- Och jej,, weź już skończ.
- Rozumiem, że nasza tak zwana poważna rozmowa dobiegła właśnie końca, gdy tylko przestał Ci odpowiadać jej temat, spoko, zaraz idę.
- Nie o to chodzi Piotrek...
- A o co? Od ponad godziny czekam na trzy przykłady, kiedy to ty zrobiłaś coś dla mnie i nie miałaś w tym własnego interesu.
- Mhm, jasne.
- Dobra, wymień choć jeden...
- Dobra! Może akurat sobie nie przypominam takiej sytuacji!
- Nie przypominasz sobie... rozumiem... To co, chyba już sobie pójdę... rower mam na dole... Wyśpij się, dobranoc...
- ...
Ani "poczekaj" ani "pocałuj mnie w dupę" ani nawet na mnie nie spojrzała, bardzo zajęta graniem w jakąś debilną gierkę na telefonie...
Ta rozmowa miała miejsce już po tym jak mnie pogoniła z mieszkania, dwa miesiące później wymyśliła sobie operację,
miesiąc czasu mnie ganiała w tą i z powrotem, załatw to, przywieź tamto, pojedź tam, przyjedź tu... przy budowie tego swojego domu,
wymyślając coraz to bardziej urągające mojej inteligencji wymówki, dlaczego nie możemy się spotkać, ani w tygodniu, ani w weekend, ani wcale,
aż w końcu za którymś razem otrzymując od niej kolejne polecenie, zwyczajnie i po prostu odmówiłem. Dopiero wtedy puściły jej lejce i mi wygarnęła
co tak naprawdę o mnie myśli w kilometrowej wiadomości na mesengerze, której fragmenty byłaś uprzejma zacytować, to że jestem leniem itd.
Ja nie chciałem do niej wracać, to ona wszystko zorganizowała, więc nie bardzo też rozumiem jaki zamysł przyświecał idei naszego zejścia.
Może Ty wiesz?