Roxann napisał/a:MagdaLena1111 napisał/a:Wiesz co john, to taki opis bliskiej kumpelki, z którą fajnie pogadać od czasu do czasu, podzielić się jakimś ważnym dla siebie życiowym wydarzeniem albo refleksją, bo wiesz, że Ci szczerze coś poradzi albo serdecznie ucieszy i pogratuluje. Dlaczego tej relacji po prostu nie nazwiesz „kumplowanie się” po związku? Niektórym takie relacje wychodzą, a żeby nie pozostało niedomówień i niepotrzebnych wyobrażeń brakuje tylko, żeby to głośno wypowiedzieć..
Owszem, ale takie relacje są niestety bardzo rzadkie. W tym przypadku tak naprawdę niewiele czasu minęło, a oni przez długi czas się nie widzieli. Ciężko jest do końca przewidzieć jaka byłaby reakcja na/po takim spotkaniu. Przecież ex te 8 msc temu proponowała Jonowi by zostali kumplami, ale John się nie zgodził, bo wciąż do niej coś czuł więc dla niego to by były tortury. Czy rzeczywiście to uczucie stłumił w sobie? Nie wiadomo... on sam może tego nie wiedzieć. Nie ma gwarancji, że w przypadku gdyby zaczęli się spotykać czysto kumpelsko, ta chemia by nie wróciła.
Osobiście uważam, że taki przyjaźnie po, szczególnie kiedy było uczucie, a czasu nie upłynęło zbyt wiele, są szalenie trudne i wyniszczające dla osoby której zależy bardziej.
Osobiście uważam, że takie przyjaźnie po, szczególnie kiedy było uczucie, a czasu nie upłynęło zbyt wiele, są przede wszystkim nieszczere.
To nawet nie są żadne przyjaźnie, tylko jakieś odgrywanie wzajemnie przed sobą wymyślonych ról, żeby tylko podtrzymywać ten kontakt.
W jakim celu, to jest już oddzielna kwestia i powodów może być tyle co przypadków utrzymywania tego typu dziwacznych relacji,
ale zawsze gdzieś tam pod spodem jest ukryte jakieś drugie dno i każdy ma w tym jakiś swój interes, żeby te pseudo przyjaźnie ciągnąć.
I nie, nie jest to chęć pochwalenia się awansem czy nowym obrazem do salonu, to są tylko lepsze lub gorsze preteksty, żeby się odezwać.
Możecie to sobie nazywać jak tam chcecie, dorabiać do tego filozoficzną głębię i tą całą otoczkę, która ma stwarzać aurę czegoś wyjątkowego...
a tym czasem nic wyjątkowego w tym nie ma, tylko niedopalone resztki uczuć do osoby, która coś dla nas kiedyś znaczyła.
Tłumaczenia, że już nic między nami nie ma, że to tylko koleżanka/kolega, że to tamto sramto... to nawet mój 11 letni syn tego nie łyknie,
a co dopiero stare dziady i baby, które sobie tutaj radośnie pitolą o przyjaźniach z byłymi jak o kupowaniu majonezu w Lidlu na święta,
no bo co to tam może znaczyć, że do siebie zadzwonimy czy tam się spotkamy albo który majonez z półki weźmiemy, Heinza czy Winiary...
Widocznie coś znaczy skoro do siebie dzwonicie i się spotykacie. Ja nie dzwonię i się nie spotykam jakoś, ani nawet o tym nie myślę.
Koniec związku oznacza koniec znajomości, koniec spotkań, telefonów, esemesów z życzeniami na urodziny czy święta oraz innych bzdetów.
Moim zdaniem, jeśli ktoś coś takiego robi, to albo nie poradził sobie do końca z rozstaniem i jeszcze w nim się tli jakaś tam nadzieja,
albo sprawdza reakcję tego drugiego, żeby podregulować sobie samopoczucie, połechtać ego i uśmiechnąć się pod nosem - wiedziałam...
Tak czy siak, nie ma to nic wspólnego z żadną przyjaźnią, tylko jest zwyczajnie grą obliczoną na wywołanie jakiegoś tam efektu.
Przykład takiej udawanej przyjaźni:
- Zobacz Piotrek, ledwo się mieszczę w te stare dżinsy.
- No coś ty Aśka, weź przestań, świetnie wyglądasz, niejedna dwudziestka by ci pozazdrościła.
Przykład prawdziwej przyjaźni:
- Ty stary, pa jak mi bęben wy*ebało.
- No... a do tego jesteś brzydki w ch*j.