Historia, którą chce opisać możecie potraktować jako głupi żart, przestrogę, rade iż czasami nie warto działać pod wpływem chwili a tylko "szczęście" sprawia ze nic złego sie nie stało...
Moja koleżanka lubi imprezować, biegać od baru do baru, z mniejszej dziury ( czytaj dyskoteki) do większej w naszym pieknym mieście na K. Nie ukrywam jest atrakcyjna i wielu facetów się za nią ogląda, nic więc dziwnego że w jednej dyskotece wpadła w oko przystojnemu brunetowi. Jak to zawsze sie zaczyna od zwrócenia uwagi, flirtu do całowania w tym przypadku było podobnie. Po spędzeniu kilku godzin nieznajomy zaproponował pójście do jego mieszkania " na kawę". Koleżanka odmówiła, była zmęczona, poza tym nie miała w zwyczaju chodzić z praktycznie obcymi facetami do ich domów. Jedynie co wymienili sie numerami telefonu. Następnego dnia zobaczyła na swojej twarzy zmiany skórne w postaci wrzodów, łuszczenia- dokładnie nie pamętam. Poszła do lekarza pierwszego kontaktu, ten odesłał ją do dermatologa. Dermatolog nie tylko że powiedział jej diagnozę to jeszcze zadzwonił na policje. Okazało się że zmiany na jej skórze spowodował trupi jad. Dzięki numerowi telefonu, znaleźli mężczyznę z dyskoteki. Po wejściu do jego mieszkania znaleziona rozkładające sie ciała dwóch młodych dziewczyn.....
Co by się stało jakby poszła z nim, gdyby nie zabrała od niego numeru, może któraś z was.......