moje drogie, przekleilam ten temat z innej czesci forum, bo widze,ze zle zakwalifikowalam je za pierwszym razem...
Bardzo prosze o pomoc i ocene sytuacji z perspektywy osoby, ktora nie jest wplatana w ten zwiazek
Jestem z chlopakiem 2,5 roku. Mieszkamy za granica, gdzie przeprowadzilam sie "idac za nim", gdyz jego sytuacja zawodowa nie pozwala na przeprowadzki a ja bylam w takim momencie zycia,ze moglam to zrobic. Bardzo sie kochamy ale wyglada na to,ze mamy zupelnie inna wizje dotyczaca bliskosci. Nie mieszkamy razem a moj chlopak bardzo pasjonuje sie podrozami. Czesto jezdzi na wycieczki (jezdzi sam) i przez dlugi czas mi to nie przeszkadzalo, ale szczegolnie w ostatnim czasie zaczelo mnie to bardzo draznic. Miedzy innymi dlatego,ze chce abysmy razem zamieszkali a on to ciagle przeciaga w czasie (wczesniej mowil,ze nie - w tej chwili,ze na drugi rok) a ja sie czuje pominieta w jego zyciu. Nie dlatego,ze obawiam sie zdrady - ufam mu. Po prostu jest mi przykro, ze dosc czesto wyjezdza i mowi mi to z malym wyprzedzeniem wiec trudno jest aby ktos do mnie przyjechal z domu. Komunikowalam mu,ze w miejscu gdzie pracuje trudno mi znalezc osoby z ktorymi moglabym sie zaprzyjaznic,gdyz jestem w firmie najmlodsza - wiec poza wyjsciem na silownie nie mam wielu rozrywek. Osoby,z ktorymi sie przyjaznie tez maja swoje sprawy i kiedy informuje mnie z tak malym wyprzedzeniem, trudno mi cokolwiek zaplanowac.
Wiem,ze podroze sa mu potrzebne i ze to jest jego swiat. Wiem,ze jest to zdrowe i ze nie powinnam mu tego odbierac. Jednoczesnie, widac,ze pomimo rozmow on nie dostosowuje sie do moich prosb (miedzy innymi informowania mnie z wyprzedzeniem o wyjezdzie) i nie pali mu sie do wspolnego mieszkania - zaczynam sie zastanawiac czy taki zwiazek, w zasadzie bez zoobowiazan ma sens. Nie watpie w jego milosc, bo wiem,ze mnie kocha ale czescia zwiazku jest tez wspolodpowiedzialnosc i wspolne plany, czego on ewidentnie nie ma checi robic... Przeprowadzilam sie z innego kraju aby z nim byc, wiec po czesci tez chcialabym aby objal mnie w jakims sensie opieka. Jestem niezalezna finansowo ( mam prace i swoje pieniadze), wiec nie chodzi mi o pieniadze. Mimo,ze zarabiam zdecydowanie mniej niz on, mam na mysli wspolne cele, do ktorych moglibysmy wspolnie dazyc... a ja czuje,ze on zyje sobei a ja sobie...
Nie chce sie przez to rozstawac ale tez zaczynam miec watpliwosci czy on mnie bierze na powaznie. Proby rozmowy pozostaja tylko probami, bo on mnie zapewnia ze mnie bardzo kocha - i ja to wiem. Ale bardzo chcialabym, aby zrozumial, ze ja oprocz milosci chcialabym miec poczucie bezpieczenstwa i tego,ze robimy cos razem.
Czy wymagam zbyt wiele? Jak moge przeprowadzic ta rozmwoe w taki sposob, aby nie czul sie dotkniety?