Witam wszystkich.
Jest to mój pierwszy post. Przeglądam to forum już od kilku miesięcy i muszę przyznać, że trzyma poziom.
Do tej pory myślałem, że jakoś to będzie, że wszystko jakoś się ułoży i choć miałem chwile zwątpienia to szybko mijały. Jednak od dłuższego czasu czuję się bardzo źle, nie mam już siły żyć w ciągłym kłamstwie i stresie. Co to dużo mówić... mam sporo problemów i już dawno chciałem coś napisać na tym forum, jednak zawsze coś mnie powstrzymywało - chyba chciałem wypisać wszystkie moje problemy i po prostu było tego za dużo, więc przejdę do tego aktualnie najważniejszego.
Co jest moim największym aktualnie problemem? Zawalone studia.
Nie zaliczyłem już 1 semestru i od tego czasu zacząłem żyć w kłamstwie (tylko rodzice wiedzieli że nie zdałem). Nie poddawałem się i zacząłem te studia od nowa, udało się zaliczyć I rok. Na II roku powtórzyła się sytuacja z I roku, znowu nie zaliczyłem już 1 semestru (tym razem nikomu o tym nie powiedziałem). Mamy więc już 2 lata w plecy. Chciałem powtarzać II rok jednak z własnej winy (szybkie poddawanie się, słaba komunikatywność, brak zainteresowania tematem) nie złożyłem wniosku o powtarzanie roku. Czyli już 3 lata zmarnowane. Myślałem nad zmianą studiów ale znowu było już za późno na składanie podań, mam więc teraz rok wolnego.
Dodam, że byłem na jednej z trzech najlepszych uczelni w Polsce na kierunku ścisłym.
Podsumowując mam 22 lata (prawie 23) i zawaliłem 4 lata studiów. Mam teraz kilka pytań:
1. Chyba będę musiał o wszystkim powiedzieć rodzicom, macie jakieś pomysły jak to zrobić? Jak siebie i ich na to przygotować? Pochodzę z katolickiej rodziny i wiem, że rodzice mnie kochają, obawiam się jedynie co sobie o mnie pomyślą... jak bardzo ich zawiodłem i okłamywałem - tym bardziej, że to oni opłacali mi studia.
2. Wiem, że kłamstwo nie jest dobre ale może w tym przypadku byłoby lepsze od prawdy? Muszę jednak dostarczyć zaświadczenie o byciu studentem potrzebne do ubezpieczenia zdrowotnego. Nie mam pojęcia jak mógłbym to obejść... Coś w stylu nie bycia studentem przez ten jeden rok? (nie będę opisywał dokładnie mojego pomysłu, chyba że chcecie to postaram się go opisać ale będzie to pewnie trochę zakręcone).
4. Najprawdopodobniej miałbym możliwość zacząć te studia od nowa i zrobić w rok dwa lata (przepisać oceny z I roku i po prostu chodzić na przedmioty z II roku), wtedy byłyby to nie 4 a "tylko" 3 zmarnowane lata. Wiem, że dziwnie to brzmi (przecież nie zdałem) ale umiem też materiał z II roku, więc tak na prawdę aby skończyć licencjat musiałbym się przyłożyć tylko na III roku. Co o tym myślicie?
5. Jak takie 4 letnie opóźnienie wpływa na dostanie pracy, emeryturę? A może jest jeszcze coś innego ważnego?
6. Jak to jest z pracą po licencjacie (weźcie pod uwagę jak już pisałem wyżej bardzo dobrą uczelnię i kierunek)? Czy jednak konieczne jest zrobienie magistra?
W tej chwili tylko tyle przychodzi mi do głowy. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu mi pomożecie podjąć decyzję bo ja już na prawdę nie wiem co mam robić...