Od 2 miesięcy sporo się kłóciliśmy z dziewczyną. Strasznie nas to wykończało. Zdarzyły się dwa razy krótkie rozstania. Wszystko poszło o jej "tęsknotę za byłym". Mówiłem, że skoro nie jest pewna uczuć i nie przerobiła poprzedniego związku, to powinna odpuścić i pobyć trochę sama. Ostatecznie rozeszliśmy się na dobre (jej decyzja).
Przez 2 kolejne tygodnie ciągle szukała kontaktu. Co chwila jakiś pretekst czy temat z kontekstem "dla nas". Traktowałem to z dystansem, bo irytowało mnie, że ciągle wysyła nic nie znaczące sygnały. Czułem, że to mogą być manipulacje, bo nie stać ją było na szczerą rozmowę o tym co się stało.
W końcu, w ten poniedziałek, przyjechała mi oddać jakieś rzeczy. Wziąłem ją do swojego auta i powiedziałem, że nie jesteśmy parą, akceptuję te decyzję, ale nie czuję się komfortowo z tym ile do mnie teraz pisze. Teraz jest czas na wstrzymanie i porosiłem, aby to uszanowała.
Noga jej zaczęła latać, ale powiedziała z kamienną twarzą, że rozumie i nie wiedziała co jej wolno, a co nie. I co?
W środę już wróciła do byłego...! Fakt, trochę mnie to ubodło, ale czuję, że powinienem teraz być niewzruszony jak skała, bo czuję, że ten jej "powrót" długo nie potrwa. Jestem w szoku, bo ona go zostawiła dla mnie (ich zwiazek wygasał zanim się poznaliśmy), a teraz znowu wraca. Obawiam się jak bardzo moja dupa musiała być obrobiona, aby okupić ten powrót :-D
Ma prawo, przecież nie jesteśmy już razem, ale czy to tempo nie jest dziwne? Mam jakieś dziwne wrazenie, że ona za dluzszy czas będzie się próbowała kontaktować.