Cześć. W trakcie gonitwy myśli, która aktualnie u mnie trwa i naprzemiennego smutku ze zrozumieniem przychodzę do Was Drogie Panie i Drodzy Panowie po poradę. Postaram się napisać całość najkrócej jak się da.
Ze swoją pierwszą kobietą, która aktualnie jest już byłą dziewczyną byłem rok i 10 miesięcy. Nawet miesiąc mieszkaliśmy ze sobą. Ja 23 lata, ona 21, studiowałem w miejscu, do którego ona poszła i tak się poznaliśmy, ale ja zrezygnowałem na rzecz zarobienia własnych pieniędzy. Nie byłem jej pierwszym chłopakiem, ale bylem pierwszym którego pokochała. Jako, że to moja pierwsza partnerka to dawałem z siebie wszystko. Starałem się być najlepszą wersją siebie, ofiarowałem jej więcej niż sam potrafiłem. Sprawiałem by czuła się lepiej, dbałem o nią. Nie jestem ideałem i daleko mi do niego, miałem swoje złe strony. Wybuchałem, czasem bywałem za bardzo zazdrosny. Gdy sielankowe zauroczenie nie tyle co minęło, a zaczęły pojawiać się zgrzyty to oboje bardzo często się kłóciliśmy. Momentami od znajomych słyszałem, że kłócimy się tyle co w kilkuletnim związku. Często o pierdoły, błahostki i niepotrzebne rzeczy. Wiedzieliśmy oboje, że nam to przeszkadza, ale to moja partnerka wtedy powiedziała dość. Wróciliśmy wtedy z mazur i powiedziała że chce przerwy, zero kontaktu i powiedziała że to nie wygląda jak związek. Bardzo cierpiałem. Ale wtedy sytuacja była inna bo w krótkim czasie zaczęła utrzymywać ze mną kontakt, raz lepszy raz gorszy. Pytała czy nadal ją kocham. Nadmienię, że wtedy napisała mi smsa na kilka stron zamiast spotkać się ze mną w 4 oczy. Prosiłem o spotkania, kilkukrotnie. Anulowała mi kilka z nich, czasem kilka godzin przed, czasem nawet nie odezwała się aby ustalić termin, a czasem gdy spotkanie było umówione i dopytywałem o szczegóły to ze zdenerwowaniem ucinała mi rozmowy. Ja chciałem po prostu porozmawiać i jeżeli już zerwać to w 4 oczy. Głupi wtedy byłem bo byłem tamponem emocjonalnym, nawet poznała wtedy jakiegoś gościa od strony jednego z jej braci. Nie wiem co z nim robiła, wiem że z nim nie była ale wiem na pewno, że owijała go sobie wokół palca jak mnie. Przypuszczam, że gdybym ja nie chciał wrócić to by weszła z nim w związek (zasada małpy i gałęzi, której nie puści, póki nie chwyci drugiej). Zwłaszcza, że kiedyś mi powiedziała że nie lubi być sama. Nawet pamiętam jednego gościa, do którego wracała - zdradzał ją. Pod koniec była z nim w czymś ala związku i gdy ja się pojawiłem to zostawiła go dla mnie.
Ale koniec końców wróciliśmy do siebie. Odmienieni, z chęcią naprawy i zmiany. Okazało się, że nie miała na tyle "jaj" by mi to powiedzieć w twarz, ale dziękowała mi za wszystko co dla niej zrobiłem bo dopiero ja pokazałem jej co to miłość i gdyby nie ja to by nie osiągnęła tak dużo.
Kolejna część. Wszystko zaczynało się między nami układać. Tak na prawdę poza paroma rzeczami wszystko już było idealnie. Ale, któregoś dnia gdy dostałem klucze do domku swojej siostry zorganizowaliśmy spotkanie ze znajomą nam parą. Ja za dużo wypiłem i bardzo denerwowała mnie atmosfera. Zwłaszcza, że tego samego dnia miałem bardzo duży zgrzyt w pracy. Moja luba nie za bardzo potrafiła zrozumieć czemu jestem zły i zaczęła mnie denerwować. Tamci poszli już z domu. Wybuchłem, nazwałem ją źle. Wku*wienie to w tej sytuacji bardzo milutkie słowo by porównać do tego jaki byłem. Dostałem wiele razy po twarzy, ja jej nie uderzyłem. Ale powiedziałem żeby spieprzała z domu. Wiedziałem, że tak o niej nie myślę, wiedziałem że tego nie chciałem. Ale gdzieś ukrywane nerwy, które nie miały ujścia, cała sytuacja doprowadziły mi do takiego stanu. Przeprosiłem ją, chciałem to naprawić. Oboje mimo to chcieliśmy do siebie wrócić. Z początku nasze pisanie wyglądało jakbyśmy się po prostu pokłócili, ale nadal chcieli być ze sobą. Później kontakt się urwał. Ja ZNOWU chciałem się spotkać pogadać, nawet ustaliliśmy termin. Ale 2 godziny przed okazało się, że jej znajomi są ważniejsi. Kolejny termin - chwile przed nie miała już czasu. Potem zaczął się okres braku kontaktu z mojej i jej strony. Po 2 tygodniach zadzwoniła czy możemy się spotkać. Zgodziłem się, mieliśmy na dniach umówić termin. Nic, a nic. Piszę do niej i dostaje informację, że pracuje teraz całe dnie. Tego samego dnia moja znajoma widziała ją jak była na zakupach, dosłownie godzinę po tym jak napisała mi że pracuje po całe dnie (faktycznie ma pracę na czas wakacji, która trwa cały dzień). Poczułem się oszukany, więc mówię że albo spotykamy się dzisiaj, albo zapomnijmy o tym. Mówi mi, że w takim razie zapomnijmy. Po godzinie telefon - jednak się spotkajmy. Po chwili sms - nie spotykajmy się i podziękowania za związek. Nawet nie odpisywałem dużo. Po prostu powiedziałem, że ja też nie widzę sensu dalej ciągnięcia związku. Napisała, że ona wierzy że i tak kiedyś trafimy na siebie znowu. Po około 2 tygodniach sms od niej, że jednak tęskni i żebyśmy się zobaczyli i porozmawiali. Zaplanowaliśmy to na 2 dni później, ale z jej strony cisza. Pomyślałem, że to może ja w takim razie powinienem do niej napisać o to spotkanie. Więc napisałem tydzień później, może nie o spotkaniu, ale w formie przypomnienia o sobie. Do dziś nie dostałem odpowiedzi, a mijają już z 3 tygodnie.
Cierpię i to strasznie. Boli mnie niewiedza, tęsknie za nią okrutnie. Mam wrażenie, że ona już spotyka się z innym, że nie tęskni, nie sprawia jej problemu cała sytuacja. Gdzie kiedyś nie umiała się do mnie nie odzywać tak teraz ani słowem przez tak długi czas. Po zaraz 2 miesiącach od afery ja nadal czuje, że ją kocham. Wszystkie wspomnienia, nawet te złe uważam że to po prostu je charakter i wszystko było moją winą. Nawet jej złe strony jak ciągła zazdrość gdzie robiła mi afery o jej wymyślone scenariusze, z których musiałem się tłumaczyć. Jej bardzo niska samoocena i pewność siebie, którą budowałem ja nawet gdy nie dawałem już rady bo zawsze uważała że jest inaczej (gorzej) to nigdy nie przestałem w nią wierzyć czy mówić, że wcale tak nie jest. Wiem, że ona nie zauważała w pełni mojego wysiłku, jaki w to wkładałem, a wkładałem w to więcej niż mogłem.
Boli mnie też fakt, że jest ona piękną kobietą i faceci zawsze gdzieś na nią zerkali. Ja niestety od równieśników odstaje wzrostem, budową ciała czy po prostu wyglądem. Nigdy nie interesowały się mną kobiety, a nagle zainteresowała się mną piękna dziewczyna, którą pokochałem i ona pokochała mnie. I gdy ona teraz pewnie w objęciach innego nie pamięta mnie, ja jeszcze na długi długi czas pewnie będę sam. Brakuje mi tego, że spędzałem z nią większość czasu i zabierałem ją nadal na takie same randki jak na początku związku. Teraz siedzę i się nudzę bo i znajomych nie mam dużo. Czuje się samotny. Nie byłem doświadczony w związkach - przez to pewnie dużo spieprzyłem. Ona mi się też strasznie podoba i bardzo ją kocham. Inne dziewczyny na pierwszy rzut oka nie mają tego czegoś co ona miała. Czytałem gdzieś o zasadzie braku kontaktu jako powrotu byłych. Sceptycznie jestem nastawiony, ale nie mam żadnej innej ratunkowej deski. Równo za miesiąc są moje urodziny, mam też nadzieję że chociaż wtedy do mnie napiszę. Koniec końców, nie powiem o niej źle bo to najpiękniejsze chwile jakie przeżyłem w życiu, dużo mnie nauczyła i pokazała że mogę być lepszą osobą.
Jeżeli dotrwaliście do końca - brawo. Możecie mieć świadomość, że pogratulowałem Wam za to i dziękuję. Jeżeli ktoś może się wypowiedzieć w jakiś sposób, będę wdzięczny.