Witam Wszystkich
Co prawda założyłem już jeden temat w tym dziale, ale potoczył się w bardzo złym kierunku w wyniku manipulacji, której byłem ofiarą.
Wrócę więc do mojej historii na świeżo i opowiem Wam moi drodzy jak to było od początku do końca, historia będzie długa i nudna jak flaki z olejem, ale zanim przejdę do meritum, czyli opisywania moich wzlotów i upadków trzeba to wyjaśnić.
5 lat razem, 5 wspaniałych lat, których nie żałuję. Wspólne wyjazdy, świetne 'dotarcie' się etc. Mieszkamy w innych miastach, kontaktujemy się codziennie, widujemy kiedy tylko mam czas.
Po roku ona przenosi się do mojego miasta żeby studiować.
Mieszkamy osobno.
Poznajemy swoje rodziny i ogólnie bajka. ok 2012 rok, pierwszy poważniejszy zgrzyt. Nowa praca, której poświęcam bardzo dużo czasu. Ona bardzo się nudzi i zaczyna pisać do jakiś przypadkowych ludzi w sieci. Poznaje jakiegoś facia i mówi mu że jest sama SIC! następuje oziębienie stosunków etc. staram się jak mogę, wypruwam flaki żeby było dobrze i wszystko wraca do normy.
Czas mija sielankowo, jestem jej w pełni oddany. Mam na uwadze to że przeprowadziła się dla mnie i robię wszystko żeby czuła się tutaj jak najlepiej. Ma we mnie wsparcie o każdej porze dnia i nocy w każdej sytuacji.
Kolejny zgrzyt, rok 2013 wychodzi tak zupełnie z dupy, dostaje SMSa kiedy jej nie ma w mieszkaniu. Telefon leży na biurku, widzę tylko kawałek wiadomości-'tęsknię', więc biorę ten telefon do łapy i czytam. Kolejny nowo poznany kolega, w jakimś klubie. Udaję że nic się nie stało i czekam aż coś powie. Nic.
Zachowuje się jakby nic się nie stało, ja stałem się zimny i szorstki. W końcu zaczyna jej to przeszkadzać i pyta co się stało - odpowiadam - sama mi powiedz.
Po trzech dniach decyduje się powiedzieć co jest grane.
Płacze i błaga o litość, ok nie zdradziła mnie fizycznie, to był flirt, ale moje zaufanie zostaje mocno nadgryzione. Podchodzę do tego z dystansem.
Wakacje 2013, musi wyprowadzić się z mieszkania bo jej koleżanka rezygnuje i kończy się jej umowa.
Wyremontowałem i zaadoptowałem poddasze w domu, codziennie się widujemy, robimy wszystko razem.
Ona ciągle powtarza że chciałaby dostać pierścionek, OK przecież ją kocham, lubię mieć wszystko poukładane i zapewniam ją że po jej studiach się zaręczymy, zostało już tylko pół roku. Zrobimy to tak żeby wszystko się zgrywało w czasie.
Zaczynają się małe zgrzyty, ona chce zamieszkać gdzie indziej - ze mną, ale w jakiejś kawalerce. Dla mnie to pomysł od czapy bo mieszkam w swoim domu, ale jeżeli ma takie życzenie to można je zrealizować, ale po studiach, taki mam plan i nie widzę potrzeby żeby to zmieniać przed czasem. Ona ma studia dzienne, musi zrezygnować z pracy ze względu na nowy harmonogram zajęć, obrona magisterki.
Nie widzę potrzeby wprowadzania takich zmian dopóki sobie nie ułoży wszystkiego w życiu zawodowy. O to się nigdy nie musiała martwić bo w moim mieście mogłem jej załatwić pracę.
Ale nie, coraz bardziej jej nie pasuje fakt że ja mam swój plan nie pasujący do tego co ona wymyśliła. Zaczyna szukać mieszkania na własną rękę i znajduje. Zaczepia się w mieszkaniu z koleżanką, jej chłopakiem i jeszcze jedną koleżanką.
Głupia sytuacja bo więcej czasu nadal spędza u mnie niż tam, ale cieszy ją ta niezależność i własne klucze do kawalerki.
I to cała moja historia tego jak wyglądał ten związek od początku do końca wypruwałem sobie flaki na każdym kroku żeby było jej dobrze, organizowałem cały wolny czas, poznałem z moimi znajomymi żeby nie czuła się źle na nowym gruncie. Wypady do kina, romantyczne wieczory, nigdy o tym nie zapominałem, pomogłem jej kiedy składała dokumenty na studia w moim mieście, kiedy mieszkaliśmy razem robiłem wszystko co mogłem żeby czuła się jak najlepiej, obiadki po pracy dla zmęczonej kobiety, śniadania do łóżka, bieganie o 00 w nocy po mieście za lekarstwami jak zaczęła kichać... dla mnie wydawało się to normalne, hodowałem kwiatek za który czułem się w pełni odpowiedzialny w każdym aspekcie życia.
Luty 2014, nasza rocznica. Wyjechała do domu bo ma tam trudną sytuację, choroby, operacje w rodzinie etc. nie widzieliśmy się dwa tygodnie, ja miałem sporo zajęc i nie mogłem dojechać.
Wróciła, zrobiłem jej prezent rocznicowy, norma, częste spotkania, miło spędzany czas. Związek się rozwija.
Do początku marca, wtedy oznajmiła mi że wyjeżdża ze znajomymi z mieszkania gdzieś w góry, ok, nie ma problemu. Trochę zabolało bo do tej pory brałem ją wszędzie i poświęcałem cały wolny czas choćby na podobne wyjazdy. Nie powiedziałem nic, uznałem że potrzebuje odpoczynku, ma problemy w domu. Tak trzeba.
Po przyjeździe spotykaliśmy się coraz rzadziej, stała się oziębła, na pytania odpowiadała zdawkowo jakbym był jakąś obcą osobą.
Zainicjowałem spotkanie, zwykła kolacja w knajpie. Kupiłem jej róże i odprowadziłem do domu, na spotkaniu była wręcz chamowata dla mnie i sięgała po jakieś dziwne tematy. Wróciłem do domu, no cóż randka taka sobie.
SMS - Przepraszam za moje zachowanie dzisiaj, zachowałam się jak zimna suka, po prostu nie ma między nami chemii, nie miałam odwagi powiedzieć Ci to prosto w oczy.
No i jeb. Poczułem to co Gołota walcząc z Tysonem. Kolejne kroki to totalna porażka uzależnionego idioty. Prośby, płaszczenie się i użalanie 'jak mogłaś po pięciu latach'
Szantaż emocjonalny, nic nie dał, tyle tylko że oddaliliśmy się od siebie jeszcze bardziej.
Potem tydzień ciszy, uznaliśmy wspólnie że to nam dobrze zrobi. Typowe objawy narkomana - jestem cicho, ale szlag mnie trafia, co ona robi, czy ona o mnie myśli? Czy ona tęskni. Typowa błazenada, jakich setki podczas rozstania.
Po tygodniu się odezwała, powiedziała że tęskniła. Rzuciła się na mnie jakbyśmy się nie widzieli 10 lat.
W między czasie odkryłem jej dziwne zachowanie, ciągłe bieganie do kibla z telefonem, kiedy byliśmy w knajpie. Kiedy odprowadzałem ją do domu natknęliśmy się na jakiegoś kolesia idącego po ulicy. Nagle zaciągnęła mnie w inną uliczkę pod pretekstem że to nowy skrót do jej mieszkania - skrót gdzie droga jest 3x dłuższa - hmm, spoko.
Zaczęły się kolejne kontemplacje zadurzonego idioty - ma kogoś. Mówiła że nie - nigdy by mi tego nie zrobiła.
Już kiedyś tak mówiła, pamiętam to. Whatever, historia ma ciąg dalszy jest bardzo ciekawa, ale to już jutro.
Nie szukam porad w związku z tym co mam zrobić bo decyzja już została podjęta, chciałbym żeby ten temat pomagał uchronić się przed błędami, które sam popełniłem - wpisując się idealnie w schemat, który należy omijać. W dodatku opiszę jakim wielkim byłem frajerem postępując tak jak niektórzy w tym dziale.
Mam nadzieję że komuś się to przyda, a ja poświęcę też trochę czasu spędzanego ostatnio w samotności na wyrzucenie z siebie tych negatywnych emocji, jakie jeszcze nie dawno mną władały.
Pozdrawiam