Witam wszystkich,
Trochę głupio pisać mi o mojej sytuacji na forum, ale chwytam się wszystkiego
Opiszę swoją sytuację:
Poznaliśmy się na studiach na 1 roku, ja 22 lata ona również 22 lata. Początki były trudne, była bardzo niedostępna - każda moja próba kontaktu kończyła się urwaniem go z jej strony, ale udało się!
Byliśmy parą prawie 3 lata, nie kłóciliśmy się, wspólne wakacje nad morzem, wypady do jej rodzinnego domu, wyjazd w bieszczady do mojej babci - wzorowo!
Zawsze mogła na mnie liczyć, byłem zawsze kiedy mnie potrzebowała.
Od Sylwestra coś się zmieniało - nie widziałem co. Rozeszło się po kościach i wydawało mi się, że jest wszystko w porządku, natomiast nie pasowało mi to, że tak jak kiedyś ciągle miała ochotę przytulania się - lubiła czuć moją bliskość, sprawy łóżkowe były jak najbardziej ok. Tak przez ten okres styczeń - kwiecień coś upadło, nie chciała bliskości.
Na początku marca zaproponowała przerwę tygodniową, zgodziłem się - natomiast napisałem do niej po 4 dniach czy możemy się spotkać bo kompletna pustka bez niej. Spotkaliśmy się, doszła do wniosku że chce to zakończyć lecz nie jest jej łatwo - porozmawialiśmy, postanowiliśmy że się postaramy. Minął miesiąc, było wszystko ok wspólnie spędzaliśmy czas tak jak kiedyś, śmialiśmy się - było normalnie. Ostatnie 3 dni przed zakończeniem związku widziałem, że coś jest nie tak - niechętnie odpisywała na smsy, gdy dzwoniłem zbywała mnie - sprawiała wrażenie jakby obojętnej i złej że próbuję nawiązać jakikolwiek kontakt.
Ja widząc od początku roku, że ona się odsuwa myślałem, że potrzebuje więcej miłości którą ją zalewałem - teraz widzę że był to błąd.
Spotkaliśmy się 4 dni temu, zaprosiła mnie na noc - co również mnie ucieszyło, bo dawno nie spędzaliśmy ze sobą nocy. Zadowolony pojechałem, lecz tak jak wspomniałem od kilku dni była oziębła, spytałem o co chodzi - odpowiedziała że chciałaby to zakończyć.. Nie kocha mnie od dłuższego czasu ale nie wiedziała jak się zebrać. Nie ukrywam trochę mną to wstrząsnęło, ale co - ubrałem się, życzyłem jej powodzenia i wyszedłem.
Przez te 3 dni przemyślałem swoje zachowanie, co robiłem źle - zawsze gdy jej pytałem dlaczego jest smutna, dlaczego jest taka oziębła - mówiła że wszystko jest ok. Teraz już wiem, że ona się oddalała, ja chciałem jeszcze mocniej i w rezultacie ona przestała chcieć, a ja chcę cholernie mocno ..
Po 3 dniach milczenia, zadzwoniłem spytać czy możemy spotkać się chociaż na 5 min porozmawiać - zgodziła się.
Z rozmowy wynikło, że ona chce odpocząć, że ciągłe smsy i ciągła obecność mnie w jej życiu ją przytłacza.
Byłem mocno zmieszany, gdyż nawet jeśli ja nie napisałem smsa, to po jakimś czasie ona sama inicjowała kontakt..
Powiedziała, że raz jej lepiej a raz gorzej jak mnie nie ma, że nie ma zbytnio czasu o tym myśleć bo co chwila jakieś projekty na uczelnię. Stwierdziła, że w pierwszy dzień po zerwaniu było jej najgorzej, teraz jakoś "leci".
Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się, nie wiem czy to reakcja obronna aby nie płakać?
Powiedziałem, że wiem co robiłem źle - chcę to zmienić, ale potrzebuję drugiej szansy, że każdy na nią zasługuję. Odpowiedziała, że na chwile obecną chce zostawić tak jak jest, nie chce mi nic obiecywać. Mam nie czekać, tylko żyć.
Spytałem - tak jak jest czyli nie odzywać się w ogóle ? - Odopowiedziała, że raczej tak, że raz w tygodniu np można się skontaktować, chwilę porozmawiać ..
Gdy spytałem jaki jest jej idealny chłopak - odpowiedziała " Taki który mnie kocha, jest zawsze przy mnie wtedy kiedy go potrzebuję, I NIE ZALEWA MNIE MIŁOŚCIĄ"
Chcę ją odzyskać, chcę znowu rozpalić to uczucie które było między nami.
Pytanie jak ..
Czy jest jakakolwiek szansa?
Póki co wpadłem na pomysł, żeby w sobotę do pracy wysłać jej jedną różę z liścikiem " Miłego dnia. M."
Proszę doradźcie..
Pozdrawiam serdecznie.