Dzięki, mimo wszystko jeszcze dużo pracy przede mną. Ciesze się, że mogę jakoś Wam pomóc, dużo mi to daje, naprawdę, w sumie chyba dlatego teraz tu zaglądam.
Wiek to tylko cyfry, a to co jest w głowie to inna bajka. W moim przypadku chyba dużo dały rozmowy z moją mamą, ona mi otworzyła oczy na pewne rzeczy, wskazała drogę, a ja tylko podążałem i sam ekspolorowałem te czeluści najciemniejszych, najbardziej oddalonych zakątków.
Dzisiaj sobie pozwoliłem na głębszą refleksje swojego związku, podejścia w związku i tego prawie roku od rozstania. To co sobie uzmysłowiłem to nie wiem czy coś nowego, w sumie przywołałem kilka przykładów, jak wielka przepaść, czy też odległość dzieli mnie z eks, inne poziomy, inne priorytety i podejścia do życia, ja chciałem dla drugiej osoby jak najlepiej, ona chciała jak najlepiej, ale dla siebie. Niby wydaje się idealnie, ale czasami, ktoś za bardzo chce i tak to w życiu bywa, że jak się coś dostaje to już się tego nie chce, czar pryska, tutaj chyba też tak było, to podejście "mocną chcę, a jak dostaję to już mi to niepotrzebne, nie ma tej mocy", jest chyba najlepszym przykładem niedojrzałości i bycia gówniarzem, chociaż sam też jestem gówniarzem, bo te dwadzieścia pare lat to jeszcze bycie dzieckiem jakby nie patrzeć. W sumie chyba też odkryłem problem swoich negatywnych emocji jakie miałem, mam nadal (?) w stronę eks, zabolało mnie wtedy, że dawałem z siebie wszystko, leciałem na pełnym gazie, ona to doceniała, ba to co sobą reprezentowałem bylo czymś w rodzaju "to mój wymarzony książę", niestety ta niedojrzałość gdzieś się odezwała, czar prysł, związek poszedł się je.. a mnie zabolało to, że jak to jest, że daje z siebie wszystko, ktoś najpierw raduje sie, jak to kiedyś mi mówiła "sika po nogach w związku z każdą rzeczą którą robię" i nagle bum, gdzie problem? Analizowałem to setki tysięcy razy, szukałem powodu, winy, były różne powody w mojej głowy, od tego, że za mało się starałem, przez chore urojenia mojej eks, aż po rzeczy typu "przytyłem ponad 20 kg i teraz jej się nie podobam". Niestety, pewnych rzeczy albo nie zrozumiemy, albo będą dla nas tak abstrakcyjne, że nie przyjmiemy ich do głowy, tak było u mnie. Teraz nie zastanawiam się czy był to faktyczny powód czy nie, wystarczająco moja eks po rozstaniu ciągnęła za smycz, żebym zrozumiał o co tak naprawdę chodzi. Być może tak samo jest/było u Was? Miejcie to na uwadze, przywołuję to wszystko tutaj i mimo, że jest mi luźniej o tym pisać, to jednak wolałbym zamknąć ten etap i nigdy do niego ani nie wracać, ani nie przywoływać, ileż można żyć tym co było i wracać do tego? Szczególnie, że ten rok to było urwanie głowy, chyba przeżyłem wszystko w tym roku, poprzez prawie śmierć bliskiej osoby, po moją operację i obawy, że się nie wybudzę (w zeszłym roku też miałem operację, przed którą dosłownie, bo czekałem na transport na stół operacyjny, moja eks zaczęła mi mówić jak to jej bliska osoba pół roku temu miała operację, z której już się nie wybudziła i zmarła), po zmiany w pracy, studiach, wszystko tutaj opisywałem, coś w rodzaju pamiętnika, którego pomysł podrzuciła mi mysterious_girl w innym temacie (tak btw. kazdy kto choć na chwilę zagościł na mojej drodze jest dalej w mej pamięci, nawet te osoby, które napisały mi chociaż jednego posta, nawet ten pan co ma grubo ponad 40 lat i napisał mi, że pewnie moja eks to już na innym kołku się zabawia, tak, niestety mam niesamowitą pamięć). Teraz dopiero zrozumiałem jak życie bywa przewrotne i nieprzewidywalne, mimo wszystko zawsze zaciskałem zęby i twardo szedłem do przodu, nie mówię, że mojej podróży już koniec, bo tak nie jest, dalej stoję twardo i walcze z tym co przynosi każdy dzień, przy okazji wyciągam wnioski z każdej napotkanej przeszkody i przy kolejnych podobnych sytuacjach wiem jak wybrnąć. Jak ktoś Wam mówi, że życie to gówno, a nie cud, to jest zwykłym mięczakiem, który się poddał, albo kimś kto nie walczył o swoje życie. Serio, miałem myśli samobójcze, niewiele ich było i nie były tak intensywne, ale były, ale w przeciwieństwie do eks i innych tych toksycznych ludzi, którzy chodzą po świecie nie jestem egoistą, mam rodzinę, kochającą rodzinę, mam przyjaciół, gdzie nie jeden by za mnie poszedł dać sobie morde obić i właśnie tacy ludzie napędzają, motywują do tego, by walczyć. Nie twierdzę, że życie to tylko walka, bo tak nie jest, ale jak trzeba walczyć to staje w pierwszej linii, a nie uciekam, zasłaniam się kimś innym. Niedojrzali ludzie? Eks? Przyjaciółki? No cóż, takich ludzi pewnie jeszcze wielu na drodze spotkam, ale teraz będę wiedział jak z nimi postepować, żeby znowu nie wpieprzyć się w żadne gówno i nie wracać do początku, który miałem w marcu tego roku, kiedy na tym forum się pojawiłem.
Nie dajcie się zgnieść jak robak, życie macie jedno, do tego krótkie warto o nie walczyć, szanować je, przy okazji być dobrym i pielęgnować relacje z ludźmi dobrymi, którzy zasługują na pomoc, na poświęcenie uwagi, zawsze tak robiłem, od dziecka, zawsze pomagałem sąsiadkom wnieść zakupy, pomóc kobiecie wnieść wózek do autobusu, z czasem pomóc komuś w nauce, w treningu, a teraz chyba jakoś mi wychodzi służenie radą tutaj, ale to jest też coś co powiedziałem na samym początku, że za bezinteresowną pomoc na tym forum, na pewno odpłacę się tym samym i słów na wiatr nie rzucam. Nie piszę tego, żeby robić z siebie bohatera czy jakiegoś mówce, śmierdzącego polityka co słowami chce kogoś przekupić, chce Wam pomóc, żebyście nie przechodzili tego co ja, naprawdę, tego bólu nie życzę nikomu, uwaga, nawet swojej eks w najgorszych chwilach bólu tego nie życzył, choć i tak złych rzeczy nigdy nikomu nie życzę (:D).
Jest 6 miliardów ludzi na świecie, ponad 50% to kobiety, dlaczego jesteście tak uparci, że chcecie tej jednej, nie próbując innych? Dlaczego nie korzystacie z tego co los Wam daje i nie wykorzystujecie tej szansy na polepszenie swojego życia? Warto teraz ten okres potraktować jak zjazd formuły F1 do Pit Stopu, na wymianę kół, naprawę błotnika, ugaszenia pragnienia w postaci wody od bidonowego i odsapnięcie? Poza tym, z racji, że sportowiec ze mnie mały i startuje w zawodach, to z zasady wiem, że czasami warto się cofnąć, zrobić regress, żeby poźniej był progress, byleby nie stać w miejscu i tak obrać cel i się do niego przygotować, żeby w punkcie kulminacyjnym, jakim jest dzień zawodów wyjść w pełni sił ze szczytem swojej formy.
Warto czasem przeprowadzić selekcję wśród otaczających nas ludzi, ja o dziwo jak poznałem moc "świadomości", to zauważyłem jak jakoś połowa ludzi sama się ode mnie odwróciła, teraz widzę co to byli za ludzie i jak bardzo nóż mi w plecy wbijali, jednym z przykładów są przyjaciółki eks, które udawały, że trzymają mocno moją stronę po rozstaniu, jak było każdy wie, później fałszywi kumple, w końcu ludzie, którzy wprowadzali czy też zarażali mnie takim marazmem, pesymizmem i opcją "nie, ja jestem zbyt słaby, żeby nawet porównywać się do tych co coś osiągneli, a co dopiero koło nich stać".
Na dość intrygujący filmik na YT trafiłem kilka min temu, http://youtu.be/6-qh7mqRPaU trochę długi, ale własnie spowodował w mojej głowę refleksję, dla kilku krótkich wyjaśnień, ten z włoskami na żel, to gośc który kilku krotnie stanął na podium i miał najlepszą sylwetkę na całym świecie, w najlepszych zawodach, na które dostaje się niewielu, ale w czym rzecz, rzecz w tym, co mówi, jak bardzo poświęcił się temu, by osiągnąć swój cel, jak bardzo chciał go zrealizować, ile miał przeciwności w życiu, przez co przeszedł i jak potrafił wykorzystać, czy też wspierać się otaczającymi go ludźmi, jakoś od 3:20 zaczyna swoje mądrości z przerwami na pogaduchy i później się rozkręca, także polecam
(wyprzedzając Wasze pytania, to nie ja na filmiku, tak to siłownia we Wrocławiu)