To i ja coś dorzucę od siebie. Meteor powiem Ci, że odcięcie się to wg mnie 60% sukcesu, cholernie kluczowy moment. Odcinając się totalnie, czyli kontakt widywania, etc powoli przestajesz zastanawiać się co robi, gdzie z kim po co, co i jak. W końcu zaczynasz żyć swoim życiem. Jasne, raz na jakiś czas przyjdzie do głowy ta eks i jej życie, dlatego najlepiej tak sobie organizować czas w życiu, żeby w tym najgorszym momencie nie mieć czasu na rozkminki. Warto właśnie z tego względu iść na siłownię, jakieś zajęcia. Poza wyrzutem tej nienawiści, całej energii, wydziela się hormon szczęścia, przy okazji skupiając się na treningu nie ma czasu na rozkminki. Zauważyłem po sobie, że bardzo dużo mi to dawało, przez co trenowałem 5x w tygodniu po 3h. Totalne odcięcie, nawet na prężące się obok niewiasty, albo ćwiczące swoje przywodziciele, nie przykuwają uwagi, tylko ja+trening, nie ma nic innego. Im więcej takich rzeczy, tym bardziej zapominasz, tym bardziej te uczucia gasną. Nie jest to tłumienie, czy unikanie problemu, to jest po prostu wdrożenie siebie w nowy etap w życiu.
Jako ciekawostkę powiem Ci, że tak oddałem się pasjom wszystkim, że mam jedynie 1h w ciągu dnia, żeby usiąść i "porozkminiać", z racji, że nie mam czasu na głupoty, to tej eks nie ma. To był czy nawet jest mój sposób, na wprowadzenie harmonii, spokoju w tym życiu. Jasne, że potrafi mnie coś złapać, zdarza się to jednak coraz rzadziej, ten etap z Elle88 analizowałem, skąd mam takie napady, kwestia przywiązania emocjonalnego, które samo z siebie gaśnie. Kolejna rzecz, która mi przychodzi teraz do głowy, to im bardziej chciałem zapomnieć o eks, znaleźć nową dziewczynę, znaleźć sobie jakieś zajęcie, itp, tym bardziej nie mogłem tego mieć. W momencie kiedy miałem to przysłowiowe wywalone, to wszystko ot tak przychodziło. Problem jest tylko taki, że życie które mam teraz, sprawia mi tyle radości, że jak widzę znajomych (pary) jak się kłócą, albo wprowadzają jakieś ograniczenia, nie mówię rzecz jasna o chorych związkach, ale ograniczenia w postaci "piłeś piwo 5h temu, to nie będziesz kierował autem i koniec kropka" są jakie są. A na dzień dzisiejszy nie mam czasu i nerwów, żeby zajmować się humorkami, nie mam porównania z innymi dziewczynami, bo jak wiadomo była ta jedna, a ona miała przez cały miesiąc zespół napięcia miesiączkowego, więc non stop była walka o coś, w większości pierdoły, no ale nie o tym mowa. Ktoś kiedyś na tym forum mi napisał "najpierw znowu pokochaj siebie, byś mógł na nowo pokochać kogoś innego". Póki co chyba jestem na etapie kochania samego siebie (nie mylić z narcystycznym podejsciem), po prostu odpowiada mi to co mam. Wiadomo, coraz więcej młodych dam puka do serca mego bram (o, jaki rym), ale nie teraz na to czas. Co więcej, to już tak ogólnie poza konkursem piszę, to fakt jakim jest to, że większość kobiet jakie poznaję, w tym wieku w którym jestem i ja przeżywa pierwszy w życiu zawód miłosny, proces naprawczy trwa kilka lat i książkowe kandydatki na powierniczkę mego serca zaczynają się tak powyżej 25 roku życia.
Dobra, trochę poleciałem z tematem z serii "co u mnie". Ktoś tutaj w poście wyżej napisał, że tracisz coś 1x, a zyskujesz 2x więcej. I tu się z tą osobą zgadzam w 500%
). Kwestia tylko umieć wziąć na klatę problem i przejść z nim kilka kilometrów, a nagroda sama przychodzi.
Co do chodzenia i pieprzenia, że życie jest do dupy, to oczywiście, że jest, ale dla kogoś kto do przesypywania piachu idzie z grabiami zamiast łopaty.
Dzięki mojej historii, a raczej przeżyciom o jakich pisałem tu niejednokrotnie, mogę Wam powiedzieć, że warto usiąść i analizować swoją postawę, nauczyć się kontroli samego siebie, ja nauczyłem się kontroli emocji bez chodzenia na jogę i inne duperele, kwestia rozmawiania ze sobą i wyciszania się w obecności sytuacji gdzie normalnie bym pewnie rzucił mięsem, albo rzucił tym przysłowiowym choć nie tylko talerzem.
Przy okazji łatwiej i szybciej mi poznać, czy ktoś jest fałszywy, a takich ludzi mnóstwo po tej ziemi chodzi.
Nie dajcie się zeżreć tym wszystkim hieną, podupadać, dawać się zniszczyć psychicznie. Czasami trzeba walnąć ciężką, męską dłonią o stół i powiedzieć koniec. Sam się do tego zbierałem kilka miesięcy, nie żałuję, że w końcu uderzyłem tą ręką, żałuję jedynie, że tak późno.