Proszę o wybaczenie to jednak nie koleżanka, dopiero przeglądam fociuchy, to Pan i ma na imię Hercules C-130. Poznać można po brzuchu, miałem okazję bo był baaardzo blisko 
redapples napisał/a:Ja cieszyłam się jak dziecko, jak ostatnio wracałam torami kolejowymi z Bonary i stal pociąg towarowy, jakoś mi się nie chciało przechodzić na około to przeszłam przez skład, obwieszona siatami. Koledzy z pracy nie podzielali mojego entuzjazmu.
Traumatyczne miejsce, widzę ten pieprzony tęczowy komin przez okno w dachu i czasami sobie wyobrażam że pstrykam w niego palcem i spada z hukiem. Btw też czasami przechodzę przez tory do "ałszanta" jak mi się nie chce chodzić naokoło:D
JoyDivision skarż się tutaj. Nie można w sobie tłumic takiej bomby emocjonalnej.
Opowiem Ci jak było u mnie za pierwszym razem. Dawno temu, kiedy prawo jazdy zdawało się na dinozaurach. Na jednej z imprez poznałem dziewczynę, nie będę gadał o szeroko przyjętych konwenansach towarzyszących pierwszym randkom etc. zobaczyłem ją i się zakochałem, jedyne co przeszło mi przez gardło to pytanie czy lubi makaron, strasznie ją to rozbawiło a uśmiech miała boski ^^.
Tak więc poszliśmy na miasto zjeść makaron i tak minęło ponad pięć lat razem. Nigdy więcej nie byłem w takim związku. Było nieziemsko, pewnie dlatego jestem na tyle bezczelny że piszę czasami gdzieś o niezrozumieniu rutyny w związki, ale na podstawie tamtych doświadczeń mogę sobie na to pozwolić. To było coś takiego że nie ważne jak długo byliśmy ze sobą po poznaniu czułem adrenalinę i endorfiny, tak jakbym skakał do studni bez dna i to powtarzało się za każdym razem kiedy ją widziałem.
Potem wyjechała na pół roku za granicę, miałem dojechać, ale jej się odwidziało bo ruchał ją jakiś nowy misiek i CH*J, The End of story.
To co piszesz to bardzo dobrze mi znany stan, Twoje emocje, załamania życzliwego to jest bardzo mały pikuś, przez rok chodziłem na rzęsach, byłem jak żywy trup. Dokładnie 12 miesięcy to trwało, odciąłem się zupełnie od świata, pech chciał że bardzo podniecały mnie wtedy motocykle więc jeździłem, jak pojebany, jak udało mi się wstać z łóżka to jechałem na Słowację. Ot tak, nie myśląc o niczym, odkręcasz manetkę i lecisz, nie myśląc o tym czy wrócisz czy nie. I pewnego dnia nagle zaświeciła się lampka nad moją głową, ależ ze mnie idiota. Mam rodzinę, świetnych znajomych, swoje życie i plany do zrealizowania. To był jeden moment, kiedy uwierzyłem że swoimi czynami jestem odpowiedzialny za siebie i swoją przyszłość i to że przez nieodpowiedzialne decyzje drugiej osoby sam zatruwam sobie życie. Przez pełny rok nie potrafiłem tego dostrzec bo ciągle odbijała mi się w czaszce tylko jedna myśl - dlaczego ona tak postąpiła?
Tylko ta jedna ohydna myśl, na której odpowiedzi nie mogłem znaleźć. Skoncentrowałem się na czymś co mnie zupełnie już nie dotyczyło, zamiast myśleć egoistycznie.
Potem wszystko się odwróciło, powiedziałem sobie że nigdy więcej nie wejdę na tą karuzelę własnych chorych myśli, którą kręcę tylko i wyłącznie ja. I tak się stało, niedługo po tym odezwała się moja ex, tak ta sama. Prawie pól roku do mnie pisała, nigdy więcej się z nią nie umówiłem, choć wiem że chciała. Teraz to nie ważne, znamy się na facebooku, składam jej życzenia urodzinowe. Pełna sielanka.
A potem był jeszcze jeden związek i jeszcze jeden. Po żadnym z nich nie płakałem i nie miałem dołka trwającego dłużej niż tydzień. Po ostatnim, przez który to zresztą założyłem ten temat miałem kaca ze dwa tygodnie i żałuję bardziej tych dwóch tygodni zawracania sobie samemu dupy jakby to było na łące pełnej jednorożców i mojej exowatej niż tych pięciu lat, które z nią przeżyłem.
Nadal uważam że źródło problemu leży tylko i wyłącznie w naszej postawie. Zupełny brak koncentracji na swojej osobie jest jak najbardziej wynikiem konsekwentnie realizowanego planu dowartościowywania zakompleksionych exów, oddawania im tego co w nas najlepsze i utrwalania się w błędnym rozumowaniu że to co odebrali już nie jest nasze. To nie prawda, wynik iluzji stwarzanej przez naszą podświadomość. Zresztą to wszystko jest jednocześnie dążeniem do rozpadu związku.
Teraz kwestia dojrzałości, osoba dorosła, dojrzała (lubię nadużywać tego słowa) potrafi docenić to że oddajesz jej to co masz najlepszego w sobie, szanuje Cię za to daje w zamian swoje dobre emocje.
Prezesi piaskownic natomiast po wyczerpaniu się źródełka, w różnych sytuacjach trwa to miesiąc, kilka lat, dochodzą nagle do wniosku że jesteś do dupy i następuje jebnięcie klasycznym tekstem "no bo się wypaliło" właśnie w tym miejscu gdzie dojrzały człowiek zaczyna prawdziwy związek oni widzą wypalenie, ewentualnie są już czyrakiem przyczepionym do dupy innego nieszczęśnika/mają huśtawki emocjonalne/są obojętni/ prawidłowe zakreślić według swojego uznania.
Masz wątpliwości co do słuszności swojej decyzji jeszcze? Ja kolejny raz podkreślę że gratuluję.
Ależ się dzisiaj naskrobałem
PS napisałem cyt. "Szary_kotek Ci wszystko ładnie wytłumaczył." oczywiście paskudna literówka, szary kotek wytłumaczył!A!
Pozdrawiam 