Co do Zakochanej, nie jest wcale tak łatwo pogodzić macierzyństwo, naukę i rozstanie z eks, ale najlepiej niech ona sama się wypowie, gdy tu zajrzy.
Ostatnio ciężko u mnie. Problemy dnia codziennego a poza tym, w ostatni weekend dowiedziałam się więcej niż chciałam o aktualnym życiu eks. Nie ma w nim ani jednej myśli o mnie, nie ma refleksji nad tym, co było. Po prostu nie ma mnie. Spokojnie, nie kontaktowałam się z nią, wspólna koleżanka pytała jak sobie radzę i przy okazji nadmieniła, że dziwi ją zachowanie eks. Wiecie, po rozstaniu miałam w sobie power, bo jako optymistka miałam nadzieję, że wróci. Przemysli, ogarnie się. Ukladałam sobie niby wszystko w głowie, prowadziłam własne życie, ale naprawdę wierzyłam. Ostatnie wiadomości mnie ścięły i teraz wiem, że to moment żałoby. Muszę zrozumieć, że zostałam sama. Powinnam rozpaczać i w gorszych momentach tak robię, bo jednak szkoda mi tych wspólnych chwil. Staram się na tym nie skupiać. Wczoraj wracałam z pracy i dopuszczalam do siebie rozum, który mówił mi jasno, że nie potrzeba mi takiej niepewności, nieprzespanej nocy, zmartwienia,gdy nikomu nie zależy, by mnie upewnić co do swoich uczuć. Szczerze mówiąc, na myśl o związku aktualnie mi słabo. Owszem, chciałabym, by ktoś był przy mnie, ale za bardzo się boję, że znów odstawi na boczny tor, skrzywdzi, oleje. Za to dużo we mnie wdzięczności. Za to, że ten związek się skończył i wiem to na pewno. Za to, że nie za kilka lat, tylko teraz. I naprawdę za wiele rzeczy jeszcze, które widzę, a nie będę wymieniać, bo napisałabym tu epopeję ;-)
Kochani, jeśli Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno, jak mawiał ks. Twardowski. Uwierzcie w to. To, co nas spotyka, nie dzieje się bez przyczyny. Czy ten związek was czegoś nauczył? Nawet jeśli to była bolesna lekcja, to na pewno tak. Skąd wiecie czy z czasem nie byłoby gorzej? Mówić, deklarować można wszystko, nawet pokazywać to początkowo. W którymś momencie jednak człowiek się zdradza. Prawda wychodzi na wierzch. To wszystko jest po coś. Po to, byśmy byli mądrzejsi kolejnym razem, po to, by poznać siebie i ludzi. Po to, by wiedzieć na kogo można liczyć. Po to, by znać wartość swojej własnej siły. I tak do kupy to złożywszy, wszystkie te lekcje są piękne :-) Bo prowadzą do znajomości siebie. Jedynej osoby, z którą będziecie zawsze. Nie polegajcie na innych. Oni kiedyś odchodzą. Bądźcie, wspierajcie, ale otoczcie też opieką siebie. Przede wszystkim siebie. Wiecie gdzie leży granicą między egoizmu a miłością do siebie? Ania Witowska poradziła mi gdzieś z miesiąc temu tak: jeśli masz wątpliwości czy to nie egoizm, spytaj co wybralaby osoba kochająca siebie, chcąca dla siebie dobrze. I to działa. Jeśli kochasz siebie, wsłuchujesz się w siebie, decydujesz z czym Ci dobrze. Tak jak bierzemy pod uwagę czyjeś uczucia, tak ktoś powinien wziąć nasze. My na to zaslugujemy. Nie jesteśmy gorsi. Nie jesteśmy gorszego gatunku. Wprost przeciwnie. Chcecie porównania? To jak nieoszlifowany diament. Większość ludzi bierze je za zwykle kamienie i tak traktuje. Stąd nasze nieudane związki, przyjaźnie i inne relacje. Tylko nieliczni, wytrawni obserwatorzy i dojrzali ludzie dostrzegą ten blask, tę niezwykłość. Takich szukajcie :-) Macie w sobie ogromną moc czynienia dobra, otwarcia na innych. Jesteście dobrymi ludźmi, wartymi miłości. Nie róbcie jednak że znalezienia partnera celu życia. Stawiajcie na przyjaźń, rodzinę, na siebie. Cieszcie się tym, za jak wiele rzeczy, wydarzeń jesteście wdzięczni :-) A właściwie ludzie sami was znajdą :-)
Powiem wam coś, żeby to nie była pusta gadka. Odkąd widzę, że racjonalnie to rozstanie było dla mnie dobre, czuję jak mój szacunek do siebie rośnie. Ja go nie zgubilam. Wiedziałam czego chcę, ale w chwili, gdy zrezygnowałam z siebie i się podporządkowałam dając jeszcze więcej, ten maluch we mnie, o którego powinnam dbać, schował się głębiej, bo czuł, że mi przeszkadza. Teraz odnajduję ten kontakt. Nie jest to łatwe, bo mam tendencję do zapominania o sobie. Gdy mi źle i zaczynam myśleć, że nikogo już nie znajdę, nikt mnie nie odkryje, prostuję to słowami, że kolejna to dopiero doceni takie serce i tyle uwagi :-) Myślcie dobrze o sobie. Chciałabym każdego was teraz usciskać,bo jesteście cudowni. A druga sprawa, sparafrazuję ks. Twardowskiego i powiem, że gdy odchodzi od nas ktoś, czy to przez rozstanie czy śmierć, dostajemy kogoś nowego albo umacniaja się relacje z innymi,którzy w tym życiu już są. To moja autorska hipoteza, ale u mnie się sprawdza :-) Nie będzie łatwo, ale pomyślcie o tym szczycie,na który się wszyscy wspinamy. Potem to dopiero będą widoki :-)
Buziaki dla was :-*
Piszcie, proszę, co tam,bo temat nam umiera.