Kochani, ja powiem tylko tyle. Zrobię mały offtop, ale w końcu tu rozmawialiśmy o "Magii", więc niejako nawiążę.
Uwaga, Doris, będzie dobranocka 
Jestem osobą raczej twardo stąpającą po ziemi. Owszem, lubię sobie pewne rzeczy wyobrażać i coś tam słyszałam, ale wiadomo, że najlepiej się teoria sprawdza w praktyce. Odkąd kupiłam tę książkę polecaną przez Mel, praktykuję wdzięczność. Ale przyznam się szczerze, że inaczej, po swojemu, nie według "Magii". Wdzięczność na zasadzie wprawiania siebie w stan radości, w którym czuję, że wszystko jest dobrze, w którym autentycznie dziękuję za to, co mam. Do "Magii" zaglądam, ale wtedy, gdy mam gorsze dni, gdy ten stan słabnie. Wtedy się pozytywnie nakręcam. Odkryłam, że ogromną rolę w moim wypadku odkrywa muzyka. Zawsze byłam z nią ściśle związana, ale to jest to, co daje mi ten stan szczęścia, który starcza na długo. Dość jednak o teorii, przejdźmy do praktyki.
Trzy lata temu chyli się ku upadkowi mój pierwszy długoletni związek. Zostaję sama, z niskim poczuciem własnej wartości, sponiewierana psychicznie i przekonana, że nigdy nikogo nie znajdę, bo jestem najgorszą partnerką na tej planecie. Z nadpłatą w wysokości uczuć i kosztów poniesionych na wspólne plany i marzenia. Rządzi mną zupełny pesymizm i, ok, nie boję się tego teraz napisać, myśli samobójcze. Teraz, z perspektywy czasu wiem jaka byłam głupia, ale nieważne. Mówię szczerze jak było. Nie wiem już skąd, czy poprzez facebook, czy innymi drogami, docierają do mnie informacje o książkach Beaty Pawlikowskiej. Możecie ją lubić, możecie nie lubić - nie zmienia to faktu, że zaczynam czytać o robieniu czegoś dla siebie, o tkwieniu w związkach, które nic nie wnoszą, o fałszywych kodach podświadomości, które sprawiają, że popełniamy głupoty i szkodzimy sobie. Pochłaniam całą serię o podświadomości. Zabieram się za czytanie wątku o kobietach kochających za bardzo tutaj na forum. Powoli staję na nogi. Po kilku miesiącach pracy nad sobą zaczynam się śmiać, znów dostrzegać pozytywy.
Piszę wam o tym wprost nie dlatego, żeby zebrać pochwały czy żeby ktokolwiek z was był zazdrosny, że mi się udało. Czy też, że mam w sobie siłę, której innym brakuje. Nie, to jest przykład na prawo przyciągania. Mija kilka lat, mamy obecną chwilę. Piszę do was, bo wiecie, właśnie dziś udało mi się spotkać z tą cudowną kobietą
Usiadłyśmy obok siebie jak równa z równą (wiedzą, doświadczeniem). Udało mi się spotkać z kobieta, której treści przekazywane w książkach wyprowadziły mnie na prostą, rozumiecie to? Z kimś dla mnie bardzo ważnym. Mogłam z nią porozmawiać, mogłam poprosić o podpisanie książki. Na koniec spytałam czy mogę ja przytulić. Mogłam!
Sama nie wierzę jeszcze w to, co się stało.
A gdzie tu prawo przyciągania? Proszę bardzo. Kilka, kilkanaście dni temu dowiaduję się o tym, że będzie tu, w Warszawie na spotkaniu autorskim dotyczącym jej nowej książki. Mogła być wszędzie, a była właśnie tu, w Warszawie, żebym mogła sie z nia spotkać. Planuję nieśmiało, że fajnie byłoby ją zobaczyć, może nawet dostać autograf. W tygodniu postanawiam, że ja tam pojade. Przecież chce ja zobaczyć na żywo. Zaczynam wyobrażać sobie sytuację, że poza tym, o czym mówiłam, chcę móc ją przytulić i podziękować za to, że jest. Skupiam się na tym uczuciu szczęścia, radości z tego faktu, jak gdyby to już się stało. I ok, wyobrażałam sobie trochę inne okoliczności, ale fakt pozostaje faktem, przyciągnęłam to
Nikt prócz mnie nie próbował jej przytulić a ja po prostu spytałam wprost i to zrobiłam.
Dla pesymistów i realistów - no wiem, nic takiego. Świata to nie zmieniło, fakt. Ale sprawiło, że naprawdę uwierzyłam w prawo przyciągania. I wam tez mówię, że to działa. Potrzebowałam takiego dowodu właśnie
Potem następuje seria małych zdarzeń potwierdzających moje doświadczenia. Idę na obiad, zjadłam i zastanawiam się kiedy kelner przyniesie rachunek i czy zdążę na autobus. Uwierzcie, że w czasie dosłownie dwóch minut od tej myśli zjawił się sprzątnąć ze stołu i mogłam poprosić o rachunek a przez to zdążyć na autobus. Wcześniej jeszcze siedzę i widzę, że polecają jakiś deser w ofercie. Zastanawiam się jak on jest duży za taką cenę. Zdążyłam o tym pomyśleć a zamawiają go panie z sąsiedniego stolika! No magia
Przyjeżdżam do domu, akurat w godzinie, w której rodzice mają gdzieś wyjść. Myślę: wiem jaką trasą idą, ale na pewno dojdę do domu zanim wyjdą i pokażę im zdjęcia z Beatą. Specjalnie wyszłam z autobusu przystanek wcześniej, żeby sobie nie ułatwiać zadania. I wiecie co? Udało się, zastałam ich jeszcze w domu.
Podsumowując, prawo przyciągania działa 
Ach, jeszcze mi się przypomniało. Marzę o podróży do Nowego Jorku. Oczywiście zależy mi, żeby było w miarę tanio, bo to droga eskapada. Zaglądam dziś na fb, na jedna ze stron podróżniczych i co widzę? Tydzień w NY w czterogwiazdkowym hotelu, z przelotem i transferem za 3200 zł. Minus jest taki, że oferta na styczeń
Przekonani? 
A żeby niezupełnie był offtop, to powiem wam, że wierzę, że przyciągniecie sobie kogoś do waszego życia. Kogoś cudownego, na kogo zasługujecie. Tylko nie wątpcie w to. Po co się bawić w powroty do starych partnerów? Co było, to było i już nie wróci. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, bo ona już nie jest taka sama. I możliwe, że wasza pozytywna energia przyciągnie eks z powrotem do waszego życia. Wiem jednak, ze jesteście na tyle dojrzali, by ich do niego nie wpuścić.
Na koniec motywująca historyjka (prawdziwa!) z muzyką w tle. Muzykę odpalamy tu (tekst też motywująco działa
): https://www.youtube.com/watch?v=Xn676-fLq7I
Kojarzycie Kelly Clarkson? Pewnie coś tam wam się w głowach tłucze, jakieś kawałki i dobrze:) O życiu prywatnym nie ma dużo, bo nie jest się czym chwalić. Rozwiedzeni rodzice, brak dobrych stosunków z ojcem, który po prostu ją zostawił, gdy był jej potrzebny, niezbyt dobre stosunki z rodzeństwem - rodzice podzielili się dziećmi po rozwodzie. Kelly po latach w piosence "Piece by piece" wytknie ojcu to, że ją zostawił, zawiódł, odwrócił sie od niej. Że musiała zasłużyć na jego miłość. Niepoukładane stosunki rodzinne, brak akceptacji samej siebie prowadza naprzemiennie do bulimii i anoreksji (dlatego, jeśli komus będzie się chciało oglądac jej klipy, zauwazycie, że raz jest ciut pulchniejsza, innym razem szczupła). Kolejne związki z nieodpowiednimi facetami i brak pewności siebie zaowocują gwałtownymi zmianami wizerunku. Kiedy zostaje kolejny raz porzucona i z nienawiścią patrzy na siebie, w jej zyciu pojawia się Brandon, syn jej managera. Zaczynają się umawiać, w 2013 roku się pobierają. Kelly rodzi najpierw córkę, potem syna. Jej kariera wciąz się rozwija. uczy się dystansu do samej siebie. W "Piece by piece" przeciwstawia miłość ojca do niej miłosci Brandona do River Rose, ukazując tą drugą jako dojrzałą. Teraz jest dla wielu pulchną kobietą po dwóch ciążach, gospodynią domową i okazjonalnie piosenkarką. A ja patrzę na nią (choć nie jestem jakąs sczególną fanką) i myslę: wow, kobieto, ale Ty sie wyrobiłaś.
Podsumowując, miłość istnieje na świecie. Dla każdego jest gdzieś ktoś, kogo znajduje się w odpowiednim czasie. Nasze rozstania też były po coś. I tak naprawdę, gdy sobie powoli z tego wychodzę, to wiecie co mi pomaga? Przekonanie, że na tamtą chwilę każda z nas podjęła decyzję taką, na ile jej dojrzałośc na to pozwoliła. I nie ma co obwiniać ją, mnie, was czy waszych byłych. To sie stało. Nie będzie inaczej. Gdyby miało być, to by się nie stało, proste
Ale jest. I jest po coś. Musicie odkryć po co, co to rozstanie ma wam uświadomić. Jeśli Kelly potrafiła wyjść z trudnych zwiazków, bulimii i anoreksji, to wy nie dacie rady?
No nie wierzę.
I z refleksjami wieczornymi was zostawiam
:*