Jadę bez partnera, bo go nie stać - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jadę bez partnera, bo go nie stać

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 133 ]

66

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

Dla mnie zwiazek w których w takich sprawach wkracza kalkulator, to byłaby strata czasu.
Ludzie, którzy się kochają, wiedza że mogą sobie zrekompensować różne nierówne wydatki, nigdy kalkulator nie wygrywa z możliwością wspólnego spędzenia czasu.
Już sam fakt, że jej partner sugeruje jej ze powinna więcej zarabiać, jest słaby.
Wówczas albo ona jest  Panną do bzykania, w którą nie warto inwestować,  albo partner Tobie jej jakieś shit testy..
Dlaczego nie powinno się tal traktować partnera?
Bo życie jest bardzo  długie i różne rzeczy  będą dziać się po drodze, nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze, a fortuna się kołem toczy, więc może być różnie.
Więc chyba jednak strata czasu.

Elu, nie wiemy jaką wagę dla jej partnera mają poszczególne kwestie. Są że sobą półtora  roku, mają  15-letnich synów. Autorka pisze ze "w tym roku" zarobiła mniej,ale z historii widać że w pakiecie jest coś jeszcze. Facet jeździ co roku, pewnie o tej samej porze czyli rok temu znali się pół roku i pewnie byli razem, choć na bank beż jej syna (rzadko kiedy zabiera się nastoletnie dziecko na wakacje z kimś, kogo się zna kilka miesiecy). Czyli roku temu raczej nie dochodzil koszt pobytu dla jej syna. Czy wtedy i roku temu by pojechała? Nie wiemy.  Natomiast wiemy że jej partner musiałby dofinansować pobyt nie tylko dla niej, ale i dla jej syna. Czy chce? Czy go na to stać (bo może to coroczny wyjazd, na który facet odkłada przez cały rok i który jest elementem jego więzi z jego synem, czymś na co jego syn czeka cały rok. I co: zawieść własnego syna (z którym być może niełatwo mu zachować silną więź po rozstaniu z jego matką), bo być może nawet nie stać go.na dofinansowanie tego wyjazdu dla DWOCH kolejnych osób (I to w sytuacji gdzie sama autorka podkreśla że miałaby problem z przyjęciem tego dofinansowania)? Autorka sama wtsyła tu sprzeczne sygnały albo nie jest z nami do końca szczera.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

Dla mnie zwiazek w których w takich sprawach wkracza kalkulator, to byłaby strata czasu.
Ludzie, którzy się kochają, wiedza że mogą sobie zrekompensować różne nierówne wydatki, nigdy kalkulator nie wygrywa z możliwością wspólnego spędzenia czasu.
Już sam fakt, że jej partner sugeruje jej ze powinna więcej zarabiać, jest słaby.
Wówczas albo ona jest  Panną do bzykania, w którą nie warto inwestować,  albo partner Tobie jej jakieś shit testy..
Dlaczego nie powinno się tal traktować partnera?
Bo życie jest bardzo  długie i różne rzeczy  będą dziać się po drodze, nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze, a fortuna się kołem toczy, więc może być różnie.
Więc chyba jednak strata czasu.

Ela ale to nie jest małżeństwo. Nie ma wspólnych dzieci. Nie ma wspólnoty majątkowej.

Ciężko więc porównywać to do normalnego małżeństwa gdzie ludzie nic nie maja na początku a wspólnie się dorabiają, mają wspólne dzieci, mają wspólnotę.

Ten 15-letnie syn tej pani ma tatę który sądzę że płaci na niego alimenty więc utrzymanie syna tej pani to obowiązek ojca dziecka i tej pani.

To nie obowiązek nowego partnera, bo to nie jest jego dziecko. Ta pani też nie jest jego żoną, więc ciężko wymagać aby on inwestował w nieswoją zonę ani dziecko.
On ma swoje dziecko i w nie inwestuje. Nie wiem czy dziecko partnera mieszka z nimi bo może on także płaci alimenty na swoje dziecko.

Związki z "odzysku" są jednak inne. W pewnym wieku też podejście ludzi jest innych.

W związkach partnerskich każdy z partnerów ma własne pieniądze i wydaje na co tylko chce. To nie są wspólne pieniądze.
Jedynie umawiają się za co wspólnie płacą (zapewne mieszkanie i jedzenie) a reszta to sprawa osobista tych osób.

No cóż takie są realia. Związki partnerski to nie małżeństwo, więc wymaganie tego co w małżeństwie jak nie ma własnych dzieci, wspólnego majątku i itd jest dziwne.

Po prostu jak jadą razem to on płaci za siebie i własnego syna a ona za siebie i własnego syna. To chyba logiczne.

Tutaj sądzę że nikt do grosza nie rozlicza bo nie tędy droga, ale sami pewne ustalenia ustali i tyle.

68 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2024-09-13 08:32:23)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Półtora roku to wystarczająco dużo, jeśli ro zwiazek.
Nie wyobrażam sobie bym nie dołożyła różnicy dio wyjazdu w Alpy, by zabrać ze sobą ukochaną osobę z przybytkiem w postaci syna.
Ile to będzie więcej niż Tatry? 4, 5 tysięcy.?
Taki temat w ogóle nie powinien zaistnieć wśród pary, gdzie wszystko gra pozostałe.
Ewentualnie temat może być inny, że On chce spędzić ten czas że swoim synem tylko, ci jestem w stanie zrozumieć.
Ale wtedy rozmawia sie o tym wprost i nie miesza do tego kwestii finansowych.
PS
Nie Kaszpir, to nielogiczne.
Nie dotyczy to sytuacji autorki, bo mało wiadomo, ale w takich sprawach po prostu niektórzy dostali tak mało w dzieciństwie uwagi, miłości bezinteresownej, nie było równego traktowania rodzeństwa i wiele innych patologii że nie potrafią współdziałać z innymi i dotyczy ro wielu płaszczyzn ich życia, nie tylko związku.
Nawet w spółkach kapitalowych wkłady nie muszą być takie same, jeden daje know-how how, inny kasę.
A już traktowania inaczej dzieci partnera jiz swoich...no Kaszpir, błagam Cię..I to Ty piszesz? smile

69 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2024-09-13 08:53:29)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

NO, Kaszpir - wy piszecie o czyms innym niz Ela.

Ela pisze, ze:
1. W zwiazku opartym o milosc nie ma kalkulatora
2. Nie warto tracic czasu na innego rodzaju zwiazki

Wy piszecie, ze:
1. Partner autorki nie ma obowiazku byc w zwiazku opartym o milosc.

Poza tym, ze piszecie o innych kwestiach, to zgadzam sie z wami (i wy pewnie tez ze soba)

70 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2024-09-13 09:04:24)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Pewnie ze piszą o czymś innym, mianowicie o układzie korzyści.
Gdzie każdego dnia mówimy sprawdzam czy wszystko mamy po równo.
Takie układy wg mnie nigdy nie odpalają się w miłosć.
Inna stawka.
A tytuł który nadała Autorka jest nieadekwatny: bo powinien brzmieć: nie stać mnie, więc jedziemy osobno.

71 Ostatnio edytowany przez Kaszpir007 (2024-09-13 09:37:58)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

Nie Kaszpir, to nielogiczne.
Nie dotyczy to sytuacji autorki, bo mało wiadomo, ale w takich sprawach po prostu niektórzy dostali tak mało w dzieciństwie uwagi, miłości bezinteresownej, nie było równego traktowania rodzeństwa i wiele innych patologii że nie potrafią współdziałać z innymi i dotyczy ro wielu płaszczyzn ich życia, nie tylko związku.
Nawet w spółkach kapitalowych wkłady nie muszą być takie same, jeden daje know-how how, inny kasę.
A już traktowania inaczej dzieci partnera jiz swoich...no Kaszpir, błagam Cię..I to Ty piszesz? smile

Ela ...

To nie jest małżeństwo. To nie są wspólne dzieci. To nie jest wspólny majątek.
To związek partnerski ludzi po przejściach którzy ustalają na początku czego oczekują, kto za co płaci, co jest "wspólne" a co osobne.

Często jest tak że zakłada się wspólne konto na które są wpłacane określone pieniądze za jakie kupuje się jedzenie i płaci za utrzymanie domu/mieszkania i media.
A reszta wydatków to wydatki osobiste ludzi.

Wiem że to mało romantyczne ale no cóż w pewnym wieku po przejściach ludzie inaczej podchodzą do związku.
To nie są już ci młodzi, głupi ludzie co mylą zauroczenie z miłością.

Wiem że to smutne i brutalne ale takie są realia.

To oczywiste że wchodząc w związek z kobietą z dzieckiem bierzemy nie tylko kobietę ale też dziecko.
Ale to nie oznacza że stajemy się ojcem dziecka. Dziecko ma swojego ojca które za nie płaci aż do skończenia nauki dziecka czyli w przypadku tej pani jeszcze dobrych kilka lat.
Utrzymanie dziecka to zadanie RODZICÓW dziecka. Taka jest prawda.

Ale oczywiste jest że decydując się na związek z kobietą z dzieckiem musimy traktować dobrze te dziecko i zajmować się tak jakby te dziecko bylo naszym dzieckiem.
Jest to bardzo trudne i wielu nie potrafi. Zarówno kobiet jak i mężczyzn, bo to nie jest nasze biologiczne dziecko i nigdy nie będzie.

Ja nie mam z tym problemu. Lubię dzieci i potrafie się zaangażować i zajmować tak jakby to było moje dziecko.

Ale trzeba odrożnić to od kwestii finansowych bo wtedy przechodzimy w sponsoring.

Niestety w pewnych związkach przejście z związku partnerskiego w sponsoring może być dość szybkie ...

Ela wiem że to brutalne ale takie są realia.
Można żyć w fajnym związku i być szczęśliwym.
Myśle że nawet w związkach partnerskich ludzie są razem szczęśliwi i się kochają, a że są to inne związki to inna kwestia.
Jeśli są razem mimo że "formalnie" ich nic nie łączy to oznacza że to ich świadomy wybór i jest tam uczucie albo coś innego co ich łączy.

Tyle że dużo rozmawiać i ustalać aby nie było nieścisłości.

72 Ostatnio edytowany przez Kaszpir007 (2024-09-13 10:02:46)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

Pewnie ze piszą o czymś innym, mianowicie o układzie korzyści.
Gdzie każdego dnia mówimy sprawdzam czy wszystko mamy po równo.
Takie układy wg mnie nigdy nie odpalają się w miłosć.
Inna stawka.
A tytuł który nadała Autorka jest nieadekwatny: bo powinien brzmieć: nie stać mnie, więc jedziemy osobno.

Ela to nie socjalizm wink

To co mówisz to faktycznie istnieje.

To się nazywa małżeństwo. Wtedy jest wspólnota majątkowa.  Wtedy małżonkowie mają wspólne dzieci. Wspólnie się bogacą. Mają wspólne konto i wspólnie wydają pieniądze.
Nie ma "moje" , "twoje" bo jest wspólne.

Z związku partnerskim NIC takiego nie ma.

Są pewne ustalenia co jest "wspólne" a co oddzielne.

Ale to też nie oznacza że rozliczają się co do złotówki i są zawsze jakieś małe odstępstwa.

Związek partnerski to własnie taka "umowa biznesowa". Może to brutalne ale ludzie po przejsciach inaczej trochę patrzą na przyszlość. Mają już przeszlość i wymagania.
To nie małolaty co myliły zauroczenie z miłoscią ...

Myśle że jak ludzie latami są w związkach partnerskich to musza być z nich zadowoleni i szczęśliwi inaczej przecież bez problemu by je zakończyli bez żadnych konsekwencji.
Myslę że często takie związki są nawet lepsze bo kobieta/facet "nie są zaklepani" i muszą się bardziej starać ..

Myślę że miłość dla każdego jest czymś innym. Bo co innego zauroczenie, zakochanie a czym innym milość i naprawdę nie miłość to nie pieniądze.
Można kogoś zasypywać prezentami a nie zdobyć miłości.

73 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2024-09-13 10:22:15)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

IDoświadczenia czy wiek nie mają tu nic do rzeczy.
Sama jestem po przejściach, mam 53 lata, mój partner 60 i podzielamy swoje podejście.
Nie widzimy powodów by traktować swoją relację teraz gorzej niż nasze poprzednie nieudane małżeństwa.
Nie jestem teraz w związku 2 kategorii, niezależnie od tego czy pojawi się na moim palcu obrączka czy nie smile
Równie dobrze mogę żyć z tym człowiekiem i 20 lat i nie będą to mniej ważne lata niż z człowiekiem z którym mam dzieci.
Podstawa to podobne poglądy na związek i warto już od samego początku o tym rozmawiać, zanim się wejdzie głębiej w swój świat.
Ja po prostu  Panom którzy chcieli bliższej znajomości ale wyrażali podejście typu: po przejściach jestem i jestem ostrożny, już nie wierzę w miłość,  szukam miłych chwil w życiu,  dziękowałam z góry i bez żalu.
Dostajemy to czego oczekujemy i na co się godzimy.
Zaklepany nikt nie jest smile ale postawa pieska, który musi merdać ogonkiem, by dostać kość? smile
Ludzie starają się jak im zależy, naturalnie to wychodzi.
Unikanie bliskości,  trzymanie na dystans? No nie moja bajka smile

74

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Kaszpir007 napisał/a:

Ela ale to nie jest małżeństwo. Nie ma wspólnych dzieci. Nie ma wspólnoty majątkowej.

Ciężko więc porównywać to do normalnego małżeństwa gdzie ludzie nic nie maja na początku a wspólnie się dorabiają, mają wspólne dzieci, mają wspólnotę.

Ten 15-letnie syn tej pani ma tatę który sądzę że płaci na niego alimenty więc utrzymanie syna tej pani to obowiązek ojca dziecka i tej pani.

To nie obowiązek nowego partnera, bo to nie jest jego dziecko. Ta pani też nie jest jego żoną, więc ciężko wymagać aby on inwestował w nieswoją zonę ani dziecko.
On ma swoje dziecko i w nie inwestuje. Nie wiem czy dziecko partnera mieszka z nimi bo może on także płaci alimenty na swoje dziecko.

Związki z "odzysku" są jednak inne. W pewnym wieku też podejście ludzi jest innych.

W związkach partnerskich każdy z partnerów ma własne pieniądze i wydaje na co tylko chce. To nie są wspólne pieniądze.
Jedynie umawiają się za co wspólnie płacą (zapewne mieszkanie i jedzenie) a reszta to sprawa osobista tych osób.

No cóż takie są realia. Związki partnerski to nie małżeństwo, więc wymaganie tego co w małżeństwie jak nie ma własnych dzieci, wspólnego majątku i itd jest dziwne.

Po prostu jak jadą razem to on płaci za siebie i własnego syna a ona za siebie i własnego syna. To chyba logiczne.

Tutaj sądzę że nikt do grosza nie rozlicza bo nie tędy droga, ale sami pewne ustalenia ustali i tyle.

tu sie zgadzam

Kaszpir007 napisał/a:

Ela ...

To nie jest małżeństwo. To nie są wspólne dzieci. To nie jest wspólny majątek.
To związek partnerski ludzi po przejściach którzy ustalają na początku czego oczekują, kto za co płaci, co jest "wspólne" a co osobne.

Często jest tak że zakłada się wspólne konto na które są wpłacane określone pieniądze za jakie kupuje się jedzenie i płaci za utrzymanie domu/mieszkania i media.
A reszta wydatków to wydatki osobiste ludzi.

Wiem że to mało romantyczne ale no cóż w pewnym wieku po przejściach ludzie inaczej podchodzą do związku.
To nie są już ci młodzi, głupi ludzie co mylą zauroczenie z miłością.

Wiem że to smutne i brutalne ale takie są realia.

To oczywiste że wchodząc w związek z kobietą z dzieckiem bierzemy nie tylko kobietę ale też dziecko.
Ale to nie oznacza że stajemy się ojcem dziecka. Dziecko ma swojego ojca które za nie płaci aż do skończenia nauki dziecka czyli w przypadku tej pani jeszcze dobrych kilka lat.
Utrzymanie dziecka to zadanie RODZICÓW dziecka. Taka jest prawda.

Ale oczywiste jest że decydując się na związek z kobietą z dzieckiem musimy traktować dobrze te dziecko i zajmować się tak jakby te dziecko bylo naszym dzieckiem.
Jest to bardzo trudne i wielu nie potrafi. Zarówno kobiet jak i mężczyzn, bo to nie jest nasze biologiczne dziecko i nigdy nie będzie.

Ja nie mam z tym problemu. Lubię dzieci i potrafie się zaangażować i zajmować tak jakby to było moje dziecko.

Ale trzeba odrożnić to od kwestii finansowych bo wtedy przechodzimy w sponsoring.

Niestety w pewnych związkach przejście z związku partnerskiego w sponsoring może być dość szybkie ...

Ela wiem że to brutalne ale takie są realia.
Można żyć w fajnym związku i być szczęśliwym.
Myśle że nawet w związkach partnerskich ludzie są razem szczęśliwi i się kochają, a że są to inne związki to inna kwestia.
Jeśli są razem mimo że "formalnie" ich nic nie łączy to oznacza że to ich świadomy wybór i jest tam uczucie albo coś innego co ich łączy.

Tyle że dużo rozmawiać i ustalać aby nie było nieścisłości.

i tu sie zgadzam, ale nie uwazam jest to brutalne i smutne.

Brutalne i smutne byloby, gdyby ktoras ze stron szukala w zwiazku sponsora. Mozna sie kochac bez czerpania korzysci materialnych drugiej strony. To jest egoistyczne.

My z partnerem wlasnie tak zyjemy, wspolne konto na wydatki typu jedzenie, media (ja mam corke 8 lat, ktora mieszka z nami, fakt, ze placimy po polowie za wakacje, ale ja troche wiecej place za mieszkanie, tak sie dogadalismy. Rzeczy potrzebne jej, np. buty ubranie, przybory do szkoly - kupuje sama, parter niekiedy zrobi jej prezenty). Pewnie nie byloby u nas problemu z wyjazdem w te Alpy, dogadalibysmy sie. Na przyszle wakacje jedzie z nami rowniez jego 15 letni syn, tez bedziemy dzielic koszta po rowno.

W przyszlym roku corka ma komunie, powiedzial, ze sie dolozy smile kwestia dogadania, ja nie naciskam on sam zaproponowal, poza tym ja chce byc niezalezna, na pewno nie prosilabym by sie dokladal.

75

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Kaszpir007 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Pewnie ze piszą o czymś innym, mianowicie o układzie korzyści.
Gdzie każdego dnia mówimy sprawdzam czy wszystko mamy po równo.
Takie układy wg mnie nigdy nie odpalają się w miłosć.
Inna stawka.
A tytuł który nadała Autorka jest nieadekwatny: bo powinien brzmieć: nie stać mnie, więc jedziemy osobno.

Ela to nie socjalizm wink

To co mówisz to faktycznie istnieje.

To się nazywa małżeństwo. Wtedy jest wspólnota majątkowa.  Wtedy małżonkowie mają wspólne dzieci. Wspólnie się bogacą. Mają wspólne konto i wspólnie wydają pieniądze.
Nie ma "moje" , "twoje" bo jest wspólne.

Z związku partnerskim NIC takiego nie ma.

Są pewne ustalenia co jest "wspólne" a co oddzielne.

Ale to też nie oznacza że rozliczają się co do złotówki i są zawsze jakieś małe odstępstwa.

Związek partnerski to własnie taka "umowa biznesowa". Może to brutalne ale ludzie po przejsciach inaczej trochę patrzą na przyszlość. Mają już przeszlość i wymagania.
To nie małolaty co myliły zauroczenie z miłoscią ...

Myśle że jak ludzie latami są w związkach partnerskich to musza być z nich zadowoleni i szczęśliwi inaczej przecież bez problemu by je zakończyli bez żadnych konsekwencji.
Myslę że często takie związki są nawet lepsze bo kobieta/facet "nie są zaklepani" i muszą się bardziej starać ..

Myślę że miłość dla każdego jest czymś innym. Bo co innego zauroczenie, zakochanie a czym innym milość i naprawdę nie miłość to nie pieniądze.
Można kogoś zasypywać prezentami a nie zdobyć miłości.


Madrze piszesz Kaszpir

76 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2024-09-13 11:26:30)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

A tytuł który nadała Autorka jest nieadekwatny: bo powinien brzmieć: nie stać mnie, więc jedziemy osobno.

Zgadzam sie - byloby precyzyjniej.
Choc sam bym mu nadal tytul: w zwiazku opartym o umowe szukam milosci

77

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Dzięki Kaszpir pokazałeś mi po 15 latach, że byłam w układzie partnerskim nie związku. Dopiero teraz zrozumiałam te różnice:). No cóż to pokazuje mi, że zakładamy iż druga strona ma takie same wartości, podejście do życia ,związków. Ech człowiek całe życie głupi.

78 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2024-09-13 12:24:21)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

KASZPIR, Ludzie nie konczą zwiazkow partnerskich z powodów o których powiedzialeś: mają z nich korzyści, nie mają prawdziwej bliskości i porozumienia dusz.
Wchodzą w nie, bo większość nie jest w stanie zaakceptować samotności nawet na krótko, zwłaszcza mężczyźni.
Stąd tyle zwiazkow Gdzie kobieta chwyciła pierwsze z brzegu portki i dziwi się,  że On zamieszkać razem nie chce, o ślubie już nie mówiąc.
A mężczyźni wiążą się j owszem na poważnie z kobietami, gdy zobaczą perspektywę w jakąś konkretną kobietą, ale rozglądając się za nią mogą mieć taką dochodzącą Panią, która nawet jak jej to nie pasuje,  to nic nie powie.
A ponieważ w patriarchalnym świecie kobietom po 40, 50 wmawia się mniejszą wartość na rynku relacji, co nie jest prawdą, godzą się na takie układy i rzadko są w nich szczęśliwe.
Panów z podejściem tak jak wyżej jest nadpodaż.
Ja o takich sprawach Rozmawiałam już na pierwszych randkach, a nie o głupotach typu: moje piękne oczy smile

79

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Tu chodzi przede wszystkim o PRIORYTETY w związku.
Oczywiście, że facet nie musi nic fundować partnerce, ani tym bardziej jej synowi. No ale jeżeli się kogoś kocha, to raczej normalne jest, że chciałoby się jak najwięcej czasu spędzać właśnie z tą osobą - szczególnie właśnie na urlopie, gdy można porobić coś atrakcyjnego, a nie wiecznie mijać się w drodze do pracy.
Ja bym nie miała nic przeciwko, gdyby facet jechał na snowboard w Alpy z ekipą/synem z poprzedniego związku pod warunkiem, że byłby to drugi wyjazd. Np. gdybyśmy razem pojechali na tydzień w Tatry, mieli taki romantyczny czas wyjazdowy tylko dla siebie, a potem on ten drugi wyjazd osobny, nawet droższy.
Jeżeli jednak dla faceta priorytetem jest konkretne miejsce/, a nie wspólne doświadczenia, to ja bym się nie widziała w takim układzie. Myślę, że Autorce nie chodzi tak bardzo o finanse, tylko właśnie o to, że chciałaby jakiegoś wspólnego wyjazdu, czasu spędzonego razem. Gdyby partnerowi bardzo na tym zależało, to mógłby zaproponować wiele kompromisowych rozwiązań np. dwa wyjazdy, wyjazd w Alpy razem. ale do tańszego hotelu niż ekipa/na krótszy czas itp.
Podejście "Ja jadę, a Ciebie nie stać to trudno" będzie powodowało, że żadnej bliższej relacji siłą rzeczy tu nie będzie.

80 Ostatnio edytowany przez madoja (2024-09-13 18:03:20)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

IDoświadczenia czy wiek nie mają tu nic do rzeczy.
Sama jestem po przejściach, mam 53 lata, mój partner 60 i podzielamy swoje podejście.
Nie widzimy powodów by traktować swoją relację teraz gorzej niż nasze poprzednie nieudane małżeństwa.

Napisałaś to o czym sama pomyślałam. Duzo osób tutaj twierdzi, że związek osób "z bagażem" z cała pewnością jest gorszy niż ten jedyny słuszny i prawdziwy, czyli ten z którego są dzieci.
Że teraz to już można tylko bez zobowiązań, z doskoku, każdy sobie rzepkę skrobie.
Dziwne podejście.

81

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
madoja napisał/a:
Ela210 napisał/a:

IDoświadczenia czy wiek nie mają tu nic do rzeczy.
Sama jestem po przejściach, mam 53 lata, mój partner 60 i podzielamy swoje podejście.
Nie widzimy powodów by traktować swoją relację teraz gorzej niż nasze poprzednie nieudane małżeństwa.

Napisałaś to o czym sama pomyślałam. Duzo osób tutaj twierdzi, że związek osób "z bagażem" z cała pewnością jest gorszy niż ten jedyny słuszny i prawdziwy, czyli ten z którego są dzieci.
Że teraz to już można tylko bez zobowiązań, z doskoku, każdy sobie rzepkę skrobie.
Dziwne podejście.

Madoja, to bardzo wygodne podejście wtedy, kiedy partner nie do końca pasuje, no, ale przecież nie jest taki najgorszy. Partner jest w lekkim rozkroku, i jest w związku, i nie jest w związku, zależy, o co chodzi. Tylko nie wiem, po co udawać, że się coś do kogoś czuje.

82

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Lady Loka napisał/a:
Ewa_7 napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Za malo danych, za duzy shitstorm do zrobienia.

W sumie masz rację...
Znamy się ponad półtora roku, oboje jesteśmy po rozwodach z własnymi dziećmi. Kwestie finansowe są jasno określone i nikt nie był by zadowolony z propozycji fundowania wyjazdu.

No to gdzie leży problem? Bo ja trochę nie rozumiem. W sensie ja nie mam nic przeciwko oddzielnym wyjazdom. Przeciez nie jesteście do siebie przyspawani. Zwłaszcza w momencie, kiedy kwestie finansowe macie omówione. To za bardzo nie masz do czego mieć pretensji.


Amen.

83

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Lady Loka napisał/a:
madoja napisał/a:

I szczerze nie uważam, że wszystkie osoby które tu piszą że to normalne, byłyby szczęśliwe gdyby ich miłość powiedziała im "musisz zarabiać więcej, jadę bawić się bez ciebie, see ya!"

Po kilku latach zarabiania więcej, płacenia za wyjazdy, za rzeczy do domu, bycia osobą, która głównie oszczędza (w sensie praktycznie wszystkie oszczędności jakie mielismy były z mojej pensji) powiedzialam męzowi, że mam dość i że musi zacząć więcej zarabiać.

I... zaczął więcej zarabiać.

Mozna rzucać pięknymi hasłami o tym, jak to się nie funduje drugiej stronie i ile to się nie dokłada, ale jeżeli ta druga strona jest ciągle stroną, która bierze, to w pewnym momencie się czerwona lampka zapala. W pewnym momencie człowiek chce postawic na siebie, a nie oszczędzać po to, żeby drugą osobę zabrac na wakacje.


Otóż to. Nikt nie każe się rozliczać co do złotóweczki, ale w pewnym momencie bycie wiecznym bankomatem jest po prostu męczące. Ona chce być jego partnerką czy utrzymanką?

84

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Szeptuch napisał/a:

Nie wyobrażam sobie, jak można byc w małżenstwie, lata związku, i myśleć w takich kategoriach że sie "sponsoruje" partnera, tak jak pisze Loka.
I to męża z którym sie tyle przeżyło, który sie sprawdził w tak trudnych chwilach.

rodzina to wspólne nazwisko, wspólny budżet i wspólna przyszłość.

Ale ZASADY według których funkcjonuje związek to sobie każda para wypracowuje sama. Jak stawiają na niezależność finansową i 'tyle masz ile zarobisz' to robienie pretensji o to, że ktoś może więcej, bo zarabia więcej jest po prostu głupie.


IMHO - albo się rozliczamy, albo nie. Jak się nie liczymy, a pojawia się wypominanie, 'bo za mało zarabiasz' to też jest w chuj słabe. Niemniej jednak życie bywa przewrotne, a jak zmienia się sytuacja życiowa, to czasem jednak trzeba zmienić priorytety i zaadaptować się do nowej sytuacji. Bo jednak to co innego kiedy chodzi o znaczek na masce, metkę przy torebce czy innego rodzaju blichtr, a co innego kiedy mowa o finansach, bo życie dojeżdża i potrzebny jest gruby hajs na leczenie. Łatwo się zatracić i pogubić w przypadku choroby przewlekłej, która pochłania ogromne fundusze. Niby pieniądz jest pieniądz, ale tu nie chodzi o większy telewizor czy nowszy srajfon.


Ale tak naprawdę nie o to chodzi. Chodzi o pewien układ, w którym jest autorka. Zgodziła się na finansową niezależność. Dlaczego jej partner miałby rezygnować z wieloletniej tradycji i postąpić wbrew ustalonym zasadom dla babki, z którą jest półtorej roku?

85 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2024-09-14 07:34:28)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

No to chyba chodzi raczej o komunikowanie tych zasad. Wzajemne zresztą.
Gdyby szli trybem ustalonych zasad, wszystko byłoby ok przecież.
Swoją drogą , wyobraź sobie JSparrow, że Twoja partnerka zaczyna zarabiać dużo, dużo więcej od Ciebie.
I jeździ na ektra wyjazdy bez Ciebie, w towarzystwie które ma podobnie.
Czy to nie zachwiałoby waszym związkiem.
Niech sobie tam ludzie mają zasady jakie chcą, ale wydaje mi się głupie to w przypadku tworzenia związku, bo tam przecież wymienia się, a przynajmniej powinno, nie tylko dobra materialne

86

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

No to chyba chodzi raczej o komunikowanie tych zasad. Wzajemne zresztą.

Komunikacja jest ok. Umowa była i działała, póki autorka zarabiała podobnie. Zarobiła mniej i ma o to ból dupy. >>>

Ewa_7 napisał/a:

Znamy się ponad półtora roku, oboje jesteśmy po rozwodach z własnymi dziećmi. Kwestie finansowe są jasno określone i nikt nie był by zadowolony z propozycji fundowania wyjazdu.




Czy to nie zachwiałoby waszym związkiem.


Trzymanie się ustalonych zasad nie zachwiałoby moim związkiem - wręcz odwrotnie. Byłoby dla mnie mobilizacją do pięcia się w górę i rozwoju.


Niech sobie tam ludzie mają zasady jakie chcą, ale wydaje mi się głupie to w przypadku tworzenia związku

Wiele jest takich par, gdzie część funduszy mają wspólnych, na pokrycie wspólnych wydatków związanych np ze wspólnym zamieszkaniem (autorka nie mieszka ze swoim facetem z tego co rozumiem), a większość mają swojego. Zdarza się, że jeżdżą razem, a zdarza, że osobno i tam ludzie nie mają z tym problemu.

87

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:

Czy to nie zachwiałoby waszym związkiem.

Trzymanie się ustalonych zasad nie zachwiałoby moim związkiem - wręcz odwrotnie. Byłoby dla mnie mobilizacją do pięcia się w górę i rozwoju.

Posiadanie wymyslonej zony daje ta mozliwosc, ze mozna sobie wymyslac wlasne reakcje.
Z Jacka taki teoretyk jak z Shini, tylko Shini sie zastanawia a Jack kopiuje internet i wymysla glupoty na bazie coachowych frazesow, ktorych sie naczytal.

88

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Ok. Ludzie różnie mają.
Jednak nie wierzę że te parę tysięcy  planowanego na parę miesięcy do przodu wydatku rozwala system..
Isprawdzilam ceny w Alpy kontra polskie góry i wystarczyłoby po 1000 więcej odskladac do stycznia i załatwione.
Więc chodzi jednak o zasady na które się zgodziła, a jej nie pasowały

89

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
JohnyBravo777 napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:

Czy to nie zachwiałoby waszym związkiem.

Trzymanie się ustalonych zasad nie zachwiałoby moim związkiem - wręcz odwrotnie. Byłoby dla mnie mobilizacją do pięcia się w górę i rozwoju.

Posiadanie wymyslonej zony daje ta mozliwosc, ze mozna sobie wymyslac wlasne reakcje.
Z Jacka taki teoretyk jak z Shini, tylko Shini sie zastanawia a Jack kopiuje internet i wymysla glupoty na bazie coachowych frazesow, ktorych sie naczytal.


Johny nie każdy jest uzależnionym koniobijcą i narcyzem jak ty. Cokolwiek ci nie pasuje do tego obrazka to zarzucasz kłam, bo przerasta to twoje wyobrażenie, że można żyć inaczej.


Dla większości ludzi sukces najbliższych działa motywacyjnie i daje szczere poczucie szczęścia. Tylko ludzi z kompleksami, zaburzeniami lub innymi poważnymi problemami ze sobą robią dąsy o to, że ukochanej osobie się powiodło, a tobie nie. Jak można zazdrości i wypominać sukces osobie, z którą tworzy się rodzinę? Przecież tak się nie da żyć. To jest czysty, toksyczny wampiryzm, który ciągnie związek w dół, aż do jego degradacji i rozpadu.

90 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2024-09-14 09:57:21)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
JohnyBravo777 napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:

Trzymanie się ustalonych zasad nie zachwiałoby moim związkiem - wręcz odwrotnie. Byłoby dla mnie mobilizacją do pięcia się w górę i rozwoju.

Posiadanie wymyslonej zony daje ta mozliwosc, ze mozna sobie wymyslac wlasne reakcje.
Z Jacka taki teoretyk jak z Shini, tylko Shini sie zastanawia a Jack kopiuje internet i wymysla glupoty na bazie coachowych frazesow, ktorych sie naczytal.


Johny nie każdy jest uzależnionym koniobijcą i narcyzem jak ty. Cokolwiek ci nie pasuje do tego obrazka to zarzucasz kłam, bo przerasta to twoje wyobrażenie, że można żyć inaczej.


Dla większości ludzi sukces najbliższych działa motywacyjnie i daje szczere poczucie szczęścia. Tylko ludzi z kompleksami, zaburzeniami lub innymi poważnymi problemami ze sobą robią dąsy o to, że ukochanej osobie się powiodło, a tobie nie. Jak można zazdrości i wypominać sukces osobie, z którą tworzy się rodzinę? Przecież tak się nie da żyć. To jest czysty, toksyczny wampiryzm, który ciągnie związek w dół, aż do jego degradacji i rozpadu.

Odnosnie twojego Ad Hominum:
1. Ja nie ogladalem ani jednego filmu pornograficznego od ponad 2 lat - kiedy Ty to ostatnio robiles? Wytarles rece zanim napisales ta odpowiedz?
2. Co sugeruje dla Ciebie, ze jestem narcyzem? Fakt, ze napisalem kiedys, ze Ty nim jestes? Na zasadzie wyparcia, ze jak ktos Cie skrytykuje to aby sie nie przejmowac laczysz dlonie razem i mowisz "lustro! Haha - odbilem! Widzisz?! Teraz Ty jestes narcyzem!" xD

A co do reszty to mocno odjechales bo Ela nie napisala, ze "sukces drugiej osoby zachwialby twoim (wymyslonym) zwiazkiem" tylko zachwialoby nim gdyby druga osoba zaczela spedzac wiecej czasu z innymi, z ktorymi zaczeloby ja laczyc wiecej wspolnych przezyc i stylu zycia kosztem tych dzielonych z Toba.
Jesli nie uwazasz, ze:
1. Wspolnie spedzone przygody lacza ludzi i sprawiaka, ze chca spedzac ze soba jeszcze wiecej czasu napedzajac petle, w ktorej twoja partnerka oddalalaby sie od Ciebie.
2. Roznice w stylu zycia moga przyciagac na chwile ale mecza na dluzsza mete

To oczywiste jest, ze zone to sobie wymysliles we wlasnej glowie bo nie rozumiesz podstawowych dynamik miedzyludzkich, ktore trzeba rozumiec aby utrzymac dlugotrwala relacje.

91

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ewa_7 napisał/a:
wieka napisał/a:
Ewa_7 napisał/a:

W sumie masz rację...
Znamy się ponad półtora roku, oboje jesteśmy po rozwodach z własnymi dziećmi. Kwestie finansowe są jasno określone i nikt nie był by zadowolony z propozycji fundowania wyjazdu.

W czym więc problem? Może by trzeba renegocjować umowę, jeśli jednak to Ci nie pasuje.



Nie ukrywam że trochę dziwnie się z tym czuję a sytuacja jak by nie było patowa.

Umowa była już renegocjowana... Muszę więcej zarabiać smile

Dzięki za zainteresowanie tematem.
Pozdrawiam

Miałam podobną sytuację,  pojechał z rodziną siostry beze mnie bo mialam wydatek na laptopa i nie pomógł mi, a chciałam jechać. Zarabiał 3x tyle co ja. Uważaj proszę bardzo bo to big red flag. Niestety takie czasy i tacy mężczyźni.
Nie jesteśmy już razem i tak.

92 Ostatnio edytowany przez JuliaUK33 (2024-09-14 11:52:50)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Julia93.93 napisał/a:
Ewa_7 napisał/a:
wieka napisał/a:

W czym więc problem? Może by trzeba renegocjować umowę, jeśli jednak to Ci nie pasuje.



Nie ukrywam że trochę dziwnie się z tym czuję a sytuacja jak by nie było patowa.

Umowa była już renegocjowana... Muszę więcej zarabiać smile

Dzięki za zainteresowanie tematem.
Pozdrawiam

Miałam podobną sytuację,  pojechał z rodziną siostry beze mnie bo mialam wydatek na laptopa i nie pomógł mi, a chciałam jechać. Zarabiał 3x tyle co ja. Uważaj proszę bardzo bo to big red flag. Niestety takie czasy i tacy mężczyźni.
Nie jesteśmy już razem i tak.

Bardzo dobrze zrobilas to tylko znaczylo, ze on mogl Ciebie nawet zostawic sam w kazdej chwili gdybys np stracila prace i widac, ze liczy sie tylko kasa dla niego. Ludzie jak sie kochaja to sobie nawzajem pomagaja rowniez finansowo np dzisiaj ja nie zarabiam dobrze to moze polecimy za Twoje pieniadze na wczasy, a za rok Ty stracisz prace, a ja dostane awans to polecimy za moje pieniadze na urlop albo za moje pieniadze zrobimy remont w lazience " - ot taki przyklad tylko jak jest w prawdziwej milosci

93

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
Ela210 napisał/a:

No to chyba chodzi raczej o komunikowanie tych zasad. Wzajemne zresztą.

Komunikacja jest ok. Umowa była i działała, póki autorka zarabiała podobnie. Zarobiła mniej i ma o to ból dupy. >>>

Ewa_7 napisał/a:

Znamy się ponad półtora roku, oboje jesteśmy po rozwodach z własnymi dziećmi. Kwestie finansowe są jasno określone i nikt nie był by zadowolony z propozycji fundowania wyjazdu.


Czy to nie zachwiałoby waszym związkiem.


Trzymanie się ustalonych zasad nie zachwiałoby moim związkiem - wręcz odwrotnie. Byłoby dla mnie mobilizacją do pięcia się w górę i rozwoju.


Niech sobie tam ludzie mają zasady jakie chcą, ale wydaje mi się głupie to w przypadku tworzenia związku

Wiele jest takich par, gdzie część funduszy mają wspólnych, na pokrycie wspólnych wydatków związanych np ze wspólnym zamieszkaniem (autorka nie mieszka ze swoim facetem z tego co rozumiem), a większość mają swojego. Zdarza się, że jeżdżą razem, a zdarza, że osobno i tam ludzie nie mają z tym problemu.

Ból dupy?? Może trochę kultury?
Jeżeli para jest ze sobą w związku to powinni robić tak, aby w sytuacji wyjazdu nie było przykro jednej zestron.  Wybaczcie Panowie, ale taki mam wzór od mojego ojca i brata,  to jest wsparcie. Niestety dzisiejsi mężczyźni robią tak jak autorka opisała. Jedzie bez niej. Pff tongue

94

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
JuliaUK33 napisał/a:
Julia93.93 napisał/a:
Ewa_7 napisał/a:


Nie ukrywam że trochę dziwnie się z tym czuję a sytuacja jak by nie było patowa.

Umowa była już renegocjowana... Muszę więcej zarabiać smile

Dzięki za zainteresowanie tematem.
Pozdrawiam

Miałam podobną sytuację,  pojechał z rodziną siostry beze mnie bo mialam wydatek na laptopa i nie pomógł mi, a chciałam jechać. Zarabiał 3x tyle co ja. Uważaj proszę bardzo bo to big red flag. Niestety takie czasy i tacy mężczyźni.
Nie jesteśmy już razem i tak.

Bardzo dobrze zrobilas to tylko znaczylo, ze on mogl Ciebie nawet zostawic sam w kazdej chwili gdybys np stracila prace i widac, ze liczy sie tylko kasa dla niego. Ludzie jak sie kochaja to sobie nawzajem pomagaja rowniez finansowo np dzisiaj ja nie zarabiam dobrze to moze polecimy za Twoje pieniadze na wczasy, a za rok Ty stracisz prace, a ja dostane awans to polecimy za moje pieniadze na urlop albo za moje pieniadze zrobimy remont w lazience " - ot taki przyklad tylko jak jest w prawdziwej milosci

Dokładnie tak!

95

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
JuliaUK33 napisał/a:

Bardzo dobrze zrobilas to tylko znaczylo, ze on mogl Ciebie nawet zostawic sam w kazdej chwili gdybys np stracila prace i widac, ze liczy sie tylko kasa dla niego. Ludzie jak sie kochaja to sobie nawzajem pomagaja rowniez finansowo np dzisiaj ja nie zarabiam dobrze to moze polecimy za Twoje pieniadze na wczasy, a za rok Ty stracisz prace, a ja dostane awans to polecimy za moje pieniadze na urlop albo za moje pieniadze zrobimy remont w lazience " - ot taki przyklad tylko jak jest w prawdziwej milosci

Rozumiem że twój nowy facet z Senegalu nagle traci pracę, traci wszystko. Nie ma ani grosza a wymaga opieki. Nie płaci na dziecko. Rozumiem że go utrzymujesz ? Albo zbierałaś rok na wyjazd na wyspę Bali. Rozumiem że bierzesz kredyt i mu fundujesz wyjazd aby razem pojechać ? Bo przecież go nie stać a samemu nie pojedziesz ?

Bo jak to mówią punkt widzenia zależy od punktu siedzenia smile

Związki partnerskie to są związki partnerskie a nie pasożytnicze czy sponsorskie.

Jak już pisałem. Nie mylić związku partnerskiego z małżeństwem bo to jest to samo co woda i wóda.

Niby różnią się tylko jedną literą a jednak faktycznie jest to zupełnie co innego smile

96

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Kaszpir007 napisał/a:
JuliaUK33 napisał/a:

Bardzo dobrze zrobilas to tylko znaczylo, ze on mogl Ciebie nawet zostawic sam w kazdej chwili gdybys np stracila prace i widac, ze liczy sie tylko kasa dla niego. Ludzie jak sie kochaja to sobie nawzajem pomagaja rowniez finansowo np dzisiaj ja nie zarabiam dobrze to moze polecimy za Twoje pieniadze na wczasy, a za rok Ty stracisz prace, a ja dostane awans to polecimy za moje pieniadze na urlop albo za moje pieniadze zrobimy remont w lazience " - ot taki przyklad tylko jak jest w prawdziwej milosci

Rozumiem że twój nowy facet z Senegalu nagle traci pracę, traci wszystko. Nie ma ani grosza a wymaga opieki. Nie płaci na dziecko. Rozumiem że go utrzymujesz ? Albo zbierałaś rok na wyjazd na wyspę Bali. Rozumiem że bierzesz kredyt i mu fundujesz wyjazd aby razem pojechać ? Bo przecież go nie stać a samemu nie pojedziesz ?

Bo jak to mówią punkt widzenia zależy od punktu siedzenia smile

Związki partnerskie to są związki partnerskie a nie pasożytnicze czy sponsorskie.

Jak już pisałem. Nie mylić związku partnerskiego z małżeństwem bo to jest to samo co woda i wóda.

Niby różnią się tylko jedną literą a jednak faktycznie jest to zupełnie co innego smile

Nie jestesmy juz razem. Natomiast on mi.duzo pomaga i tak,gdybym akurat byla w lepszej sytuacji finansowej niz on to bym mu pomogla.  Lubie pomagac ludziom dla mnie to zadna szkoda  to tylko kasa  raz jest raz nie ma, co mi by szkodzilo pomoc. A to wedlug Ciebie tylko w malzenstwie nalezy sie kochac i wzajemnie finsnsowo wspierac? A w zwiazku partniersmim.to juz nie trzeba? To myslisz, ze jak ktos jest egoistyczny, sknera to nagle biorac slub magicznie sie zmieni i bedzie zonie/mezowi pomagac finansowo ? Jak ktos jest sknera teraz to i bedzie po slubie

97 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2024-09-14 20:42:05)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Największy problem z podobnym wyjazdem mają ci, którzy tak naprawdę kasy nigdy nie mieli i nie mają. Ledwo ich stać na wyjazd w te Alpy, ale zaszpanować muszą przed kumplami. Kosztem związku nawet.
Gdy ktoś naprawdę ma pieniądze, albo nie ma potrzeby się z nimi obnosić, nie myśli o nich wciąż i nie traci czasu i życia na rozmyślania, czy jechać samemu czy z partnerem.
Jedzie się razem, obojętnie czy w Alpy, Tatry, czy do ciotki na działkę.
Stare porzekadło:"Nieważne gdzie, ważne z kim" jak widać wciąż nie traci na ważności, a nawet zaczyna nabierać nowego znaczenia.

98

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Salomonka napisał/a:

Największy problem z podobnym wyjazdem mają ci, którzy tak naprawdę kasy nigdy nie mieli i nie mają. Ledwo ich stać na wyjazd w te Alpy, ale zaszpanować muszą przed kumplami. Kosztem związku nawet.
Gdy ktoś naprawdę ma pieniądze, albo nie ma potrzeby się z nimi obnosić, nie myśli o nich wciąż i nie traci czasu i życia na rozmyślania, czy jechać samemu czy z partnerem.
Jedzie się razem, obojętnie czy w Alpy, Tatry, czy do ciotki na działkę.
Stare porzekadło:"Nie ważne gdzie, ważne z kim" jak widać wciąż nie traci na ważności, a nawet zaczyna nabierać nowego znaczenia.

Tak to prawda wazne z kim, a nie gdzie

99 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-09-15 09:17:48)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
JohnyBravo777 napisał/a:

2. Co sugeruje dla Ciebie, ze jestem narcyzem?

Z tego samego powodu każdemu wciskasz uzależnienie od porno i masturbacji. Bo to twoje problemy, które projektujesz na wszystkich innych.

To oczywiste jest, ze zone to sobie wymysliles we wlasnej glowie bo nie rozumiesz podstawowych dynamik miedzyludzkich, ktore trzeba rozumiec aby utrzymac dlugotrwala relacje.

Miszczu - małżeństwo to nie wyrok, a związek to nie forma niewolnictwa. W małżeństwie jest też miejsce na prywatność, na własne pasje i hobby czy czas dla siebie. Jak ktoś nie chce każdego wyjazdu spędzać z partnerem, tylko chce się gdzieś wybrać samemu, albo z jakąś tam swoją ekipą, to ma do tego pełne prawo. Jeśli masz problem z tym, że ktoś nie chce być przy tobie 24/7 to masz problem z zaufaniem i koniecznie musisz kontrolować każdą minutę tej osoby. W czymś takim nie ma partnerstwa. Nie da się tak żyć.

100

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Julia93.93 napisał/a:

Ból dupy?? Może trochę kultury?
Jeżeli para jest ze sobą w związku to powinni robić tak, aby w sytuacji wyjazdu nie było przykro jednej zestron.  Wybaczcie Panowie, ale taki mam wzór od mojego ojca i brata,  to jest wsparcie. Niestety dzisiejsi mężczyźni robią tak jak autorka opisała. Jedzie bez niej. Pff tongue


Tak - ból dupy. Bo oczekuje od swojego ledwo co partnera (z którym nie mieszka), że postąpi wbrew temu co oboje ustalili, że pogrzebie wieloletnią tradycję wypracowaną z dzieckiem tylko po to, aby ją zadowolić.

101 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2024-09-15 09:34:21)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
JohnyBravo777 napisał/a:

1. Ja nie ogladalem ani jednego filmu pornograficznego od ponad 2 lat - kiedy Ty to ostatnio robiles? Wytarles rece zanim napisales ta odpowiedz?

No szczerze mowiac to masz racje. Codziennie mecze banana i sobie wyobrazam, ze jedna z tych kobiet na ekranie to moja zona...

Juz myslalem, ze jestes tchorzem, ktory nie potrafi odpowiedziec na proste pytanie.
Fajnie, ze szczera odpowiedz.

Jack Sparrow napisał/a:
JohnyBravo777 napisał/a:

2. Co sugeruje dla Ciebie, ze jestem narcyzem? Fakt, ze napisalem kiedys, ze Ty nim jestes? Na zasadzie wyparcia, ze jak ktos Cie skrytykuje to aby sie nie przejmowac laczysz dlonie razem i mowisz "lustro! Haha - odbilem! Widzisz?! Teraz Ty jestes narcyzem!" xD

Tak, bo napisales, ze ja jestem narcyzem to znaczy, ze Ty nim musisz byc.
Ja mam taki mechanizm odbicia jak opisales, ze jak ktos mnie krytykuje to mu mowie, ze to jest jego cecha - sprytny jestem, co nie?

Smutny sposob dochodzenia do wnioskow.

Jack Sparrow napisał/a:
JohnyBravo777 napisał/a:

A co do reszty to mocno odjechales bo Ela nie napisala, ze "sukces drugiej osoby zachwialby twoim (wymyslonym) zwiazkiem" tylko zachwialoby nim gdyby druga osoba zaczela spedzac wiecej czasu z innymi, z ktorymi zaczeloby ja laczyc wiecej wspolnych przezyc i stylu zycia kosztem tych dzielonych z Toba.

Miszczu - małżeństwo to nie wyrok, a związek to nie forma niewolnictwa. W małżeństwie jest też miejsce na prywatność, na własne pasje i hobby czy czas dla siebie. Jak ktoś nie chce każdego wyjazdu spędzać z partnerem, tylko chce się gdzieś wybrać samemu, albo z jakąś tam swoją ekipą, to ma do tego pełne prawo. Jeśli masz problem z tym, że ktoś nie chce być przy tobie 24/7 to masz problem z zaufaniem i koniecznie musisz kontrolować każdą minutę tej osoby. W czymś takim nie ma partnerstwa.

No twoja zona (gdybys ja mial) musialaby wyjezdzac z innymi bo przebywanie z Toba to - tak jak piszesz - wyrok i forma niewolnictwa.
Ja wszedzie ze swoja zona wyjezdzam bo z nikim nam sie tak dobrze nie spedza czasu jak ze soba - w naszym zwiazku kazdy jest soba a jednoczesnie czuje pociag do drugiej osoby.
Przykro mi, ze nawet w twojej fantazji o malzenstwie nie ma wzajemnego przyciagania i wzajemne odpychanie i potrzebe odpoczynku od drugiej osoby musisz sobie racjonalizowac moralizowaniem.

102

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Johny - jak musisz tworzyć fałszywe cytaty, abyś był w stanie prowadzić dalej dyskusję to cienko z tobą chłopie, oj cieniutko.

103 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2024-09-15 10:15:55)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Ale z czym masz problem Jack?
Oderwałeś się mocno od tematu, bo ten powstał.dlatego, że autorce coś nie pasuje jednak i wielu ludziom nie będzie w takim układzie.
Krotki staż zwiazkunnie jest żadnym argumentem , bo w starym małżeństwie lepiej są tolerowane osobne wyjazdy i aktywności, niż wtedy, gdy dopiero coś  się zawiązuje.
Jakiekolwiek masz malzenstwo, ciężko będzie pobić wolność którą miał mój Ex w naszym. I wiesz co? Z perspektywy czasu stwierdzam, że wcale to nie było takie super, jak i nie było przypadkowe  smile

104 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2024-09-15 10:45:10)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

ten powstał.dlatego, że autorce coś nie pasuje jednak i wielu ludziom nie będzie w takim układzie.

To jak ci(jej) nie pasuje, to trzeba było się nie zgadzać na takie warunki ekonomiczne w związku. Autorka sama nalegała na taką finansową niezależność, a teraz płacze, że jej nie stać. No przecież to i śmieszne i żałosne.


Krotki staż zwiazkunnie jest żadnym argumentem ,


Nie rezygnujesz z wieloletniej tradycji wypracowanej z dzieckiem dla dupy, z którą nawet nie mieszkasz, aby ją zadowolić, bo układ na który sama nalegała przestał działać na jej korzyść.

Albo jesteś honorowym człowiekiem z zasadami, albo nie. Nie można mówić o honorze i wartościach jak oczekuje się od najbliższych, że będą łamać ustalenia dla wygody jednej ze stron.


Jakiekolwiek masz malzenstwo, ciężko będzie pobić wolność którą miał mój Ex w naszym. I wiesz co? Z perspektywy czasu stwierdzam, że wcale to nie było takie super, jak i nie było przypadkowe  smile

W każdym związku potrzebna jest równowaga. Ja mam tak samo prawo wyjść na piwo z kumplami, jak moja żona na drinka ze swoimi. Jak chcemy pojechać razem - jedziemy. Jak ja się chce gdzieś na kilka dni zaszyć z kumplami w lesie - robimy to. Jak moja żona chce sobie z koleżankami zrobić jakiś babski wyjazd typu jogga-spa-medytacja to robi to. Żyjemy razem, bo tak wybieramy. Ale nie oznacza to, ze jesteśmy jak syjamskie rodzeństwo zrośnięte dupami. Takie związki, gdzie ludzie są do siebie przyrośnięci 24/7 prędzej czy później padają, bo w końcu następuje przesyt (wypalenie) i jak ktoś chce złapać powietrza to się okazuje, że nie może, bo zaraz pojawia się zazdrość, nieufność, zwątpienie.


Ile to wątków było, gdzie przemęczona mama/żona/partnerka/karierowiczka potrzebowała takiego oddechu i co było jej radzone? Żeby zostawiła wszystko w pizdu i zrobiła sobie babski wyjazd/wieczór/spa/masaże/wstaw cokolwiek SAMA DLA SIEBIE?

To teraz odwróć sytuację.


Facet bierze swojego syna na wyjazd, chce z nim pielęgnować i wzmacniać więź ojciec-syn chce go wdrażać w społeczeństwo i sieć swoich kumpli/kolegów/znajomych, aby umacniać międzypokoleniowe relacje, a tu anse i dąsy od roszczeniowej pizdy, która każe to wyrzucić na śmietnik, bo jej nie stać, choć sama wcześniej ustalała zasady, że każdy płaci za siebie.


I pomyśl co by było jakby wątek napisał facet:

moja partnerka bierze córke w Alpy na wyjazd ze swoimi znajomymi, a choć optowałem za podziałem finansów i niezależnością, to nie mogę pojechać, bo mnie nie stać.

Czy naprawdę uważasz, ze ktokolwiek by pisał coś złego o babce? Psy by wieszano na kolesiu, że jest skąpym chujem, bo najpierw nie chciał się dzielić finansami, a jak się zorientował, ze jego partnerka zarabia więcej, to ma ból dupy, bo ją stać na więcej i teraz ciągnie ją w dół do swojego poziomu.

105 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2024-09-15 11:10:24)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Przecież o tym piszemy tu z Johnym, nie ma jednego modelu.
Mniejsza o to, że ona się zgodziła i dlaczego.
Nie pasuje jej to
Widać że był to błąd który prawdopodobnie da się naprawić ..rozstaniem.

106

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Przecież o tym piszemy tu z Johnym,

No jakoś tego nie widzę....

107

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
Ela210 napisał/a:

ten powstał.dlatego, że autorce coś nie pasuje jednak i wielu ludziom nie będzie w takim układzie.

To jak ci(jej) nie pasuje, to trzeba było się nie zgadzać na takie warunki ekonomiczne w związku. Autorka sama nalegała na taką finansową niezależność, a teraz płacze, że jej nie stać. No przecież to i śmieszne i żałosne.


Krotki staż zwiazkunnie jest żadnym argumentem ,


Nie rezygnujesz z wieloletniej tradycji wypracowanej z dzieckiem dla dupy, z którą nawet nie mieszkasz, aby ją zadowolić, bo układ na który sama nalegała przestał działać na jej korzyść.

Albo jesteś honorowym człowiekiem z zasadami, albo nie. Nie można mówić o honorze i wartościach jak oczekuje się od najbliższych, że będą łamać ustalenia dla wygody jednej ze stron.


Jakiekolwiek masz malzenstwo, ciężko będzie pobić wolność którą miał mój Ex w naszym. I wiesz co? Z perspektywy czasu stwierdzam, że wcale to nie było takie super, jak i nie było przypadkowe  smile

W każdym związku potrzebna jest równowaga. Ja mam tak samo prawo wyjść na piwo z kumplami, jak moja żona na drinka ze swoimi. Jak chcemy pojechać razem - jedziemy. Jak ja się chce gdzieś na kilka dni zaszyć z kumplami w lesie - robimy to. Jak moja żona chce sobie z koleżankami zrobić jakiś babski wyjazd typu jogga-spa-medytacja to robi to. Żyjemy razem, bo tak wybieramy. Ale nie oznacza to, ze jesteśmy jak syjamskie rodzeństwo zrośnięte dupami. Takie związki, gdzie ludzie są do siebie przyrośnięci 24/7 prędzej czy później padają, bo w końcu następuje przesyt (wypalenie) i jak ktoś chce złapać powietrza to się okazuje, że nie może, bo zaraz pojawia się zazdrość, nieufność, zwątpienie.


Ile to wątków było, gdzie przemęczona mama/żona/partnerka/karierowiczka potrzebowała takiego oddechu i co było jej radzone? Żeby zostawiła wszystko w pizdu i zrobiła sobie babski wyjazd/wieczór/spa/masaże/wstaw cokolwiek SAMA DLA SIEBIE?

To teraz odwróć sytuację.


Facet bierze swojego syna na wyjazd, chce z nim pielęgnować i wzmacniać więź ojciec-syn chce go wdrażać w społeczeństwo i sieć swoich kumpli/kolegów/znajomych, aby umacniać międzypokoleniowe relacje, a tu anse i dąsy od roszczeniowej pizdy, która każe to wyrzucić na śmietnik, bo jej nie stać, choć sama wcześniej ustalała zasady, że każdy płaci za siebie.


I pomyśl co by było jakby wątek napisał facet:

moja partnerka bierze córke w Alpy na wyjazd ze swoimi znajomymi, a choć optowałem za podziałem finansów i niezależnością, to nie mogę pojechać, bo mnie nie stać.

Czy naprawdę uważasz, ze ktokolwiek by pisał coś złego o babce? Psy by wieszano na kolesiu, że jest skąpym chujem, bo najpierw nie chciał się dzielić finansami, a jak się zorientował, ze jego partnerka zarabia więcej, to ma ból dupy, bo ją stać na więcej i teraz ciągnie ją w dół do swojego poziomu.

Tak to prawda, czasem trzeba odpoczac od siebie,a nie 24 na dobe siebie nawzajem ogladac, dlatego tez istnieje cos takiego jak praca,ze jak np jedna czy dwie osoby w malzenstwie pracuje to i tak sie nie widza i nie slysza po 8 godzin dziennie

108

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Pewnie na miejscu syna partnera ucieszyłabym się bardziej z wyjazdu w Alpy, niż z wyjazdu w np. Tatry. Zresztą nie wiadomo jakie relacje są na linii syn-autorka. Czy się znoszą nawzajem, czy nie, czy może jeszcze nie. Dziecko było pierwsze i ma większe prawa, niż nowo co poznana autorka. A może partnera na więcej wyjazdów w tym roku już nie stać.

109

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
Ela210 napisał/a:

ten powstał.dlatego, że autorce coś nie pasuje jednak i wielu ludziom nie będzie w takim układzie.

To jak ci(jej) nie pasuje, to trzeba było się nie zgadzać na takie warunki ekonomiczne w związku. Autorka sama nalegała na taką finansową niezależność, a teraz płacze, że jej nie stać. No przecież to i śmieszne i żałosne.


Krotki staż zwiazkunnie jest żadnym argumentem ,


Nie rezygnujesz z wieloletniej tradycji wypracowanej z dzieckiem dla dupy, z którą nawet nie mieszkasz, aby ją zadowolić, bo układ na który sama nalegała przestał działać na jej korzyść.

Albo jesteś honorowym człowiekiem z zasadami, albo nie. Nie można mówić o honorze i wartościach jak oczekuje się od najbliższych, że będą łamać ustalenia dla wygody jednej ze stron.


Jakiekolwiek masz malzenstwo, ciężko będzie pobić wolność którą miał mój Ex w naszym. I wiesz co? Z perspektywy czasu stwierdzam, że wcale to nie było takie super, jak i nie było przypadkowe  smile

W każdym związku potrzebna jest równowaga. Ja mam tak samo prawo wyjść na piwo z kumplami, jak moja żona na drinka ze swoimi. Jak chcemy pojechać razem - jedziemy. Jak ja się chce gdzieś na kilka dni zaszyć z kumplami w lesie - robimy to. Jak moja żona chce sobie z koleżankami zrobić jakiś babski wyjazd typu jogga-spa-medytacja to robi to. Żyjemy razem, bo tak wybieramy. Ale nie oznacza to, ze jesteśmy jak syjamskie rodzeństwo zrośnięte dupami. Takie związki, gdzie ludzie są do siebie przyrośnięci 24/7 prędzej czy później padają, bo w końcu następuje przesyt (wypalenie) i jak ktoś chce złapać powietrza to się okazuje, że nie może, bo zaraz pojawia się zazdrość, nieufność, zwątpienie.


Ile to wątków było, gdzie przemęczona mama/żona/partnerka/karierowiczka potrzebowała takiego oddechu i co było jej radzone? Żeby zostawiła wszystko w pizdu i zrobiła sobie babski wyjazd/wieczór/spa/masaże/wstaw cokolwiek SAMA DLA SIEBIE?

To teraz odwróć sytuację.


Facet bierze swojego syna na wyjazd, chce z nim pielęgnować i wzmacniać więź ojciec-syn chce go wdrażać w społeczeństwo i sieć swoich kumpli/kolegów/znajomych, aby umacniać międzypokoleniowe relacje, a tu anse i dąsy od roszczeniowej pizdy, która każe to wyrzucić na śmietnik, bo jej nie stać, choć sama wcześniej ustalała zasady, że każdy płaci za siebie.


I pomyśl co by było jakby wątek napisał facet:

moja partnerka bierze córke w Alpy na wyjazd ze swoimi znajomymi, a choć optowałem za podziałem finansów i niezależnością, to nie mogę pojechać, bo mnie nie stać.

Czy naprawdę uważasz, ze ktokolwiek by pisał coś złego o babce? Psy by wieszano na kolesiu, że jest skąpym chujem, bo najpierw nie chciał się dzielić finansami, a jak się zorientował, ze jego partnerka zarabia więcej, to ma ból dupy, bo ją stać na więcej i teraz ciągnie ją w dół do swojego poziomu.

+1
Dokladnie, sama udawala pseudo silna i niezalezna na poczatku a pozniej placz, bo jednak chlop na sile nie chce sponsorowac tylko robi tak jak bylo ustalone. I ze nie olal swojego syna dla niej. Co zreszta moze byc glownym zrodlem  problemu, a kasa tylko przykrywka. Ze facet szanuje tradycje ktora wypracowal z synem i kumplami przez lata i nie porzucil tego dla nowej dupy. I moze ja to  boli, ze syn dajel na pierwszym miejscu. Ale co sie dziwic jak grazyny i mirki tutaj wypisuja  idealistyczne bzdury o tym jak ma wygladac jedyna sluszna idealna milosc i zawiazek a jak nie, to moze autorka tez ma podobne podejscie w glebi serca. W koncu jest chyba z tego samego pokolenia.

110

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Halina3.1 napisał/a:

+1
Dokladnie, sama udawala pseudo silna i niezalezna na poczatku a pozniej placz, bo jednak chlop na sile nie chce sponsorowac tylko robi tak jak bylo ustalone. I ze nie olal swojego syna dla niej. Co zreszta moze byc glownym zrodlem  problemu, a kasa tylko przykrywka. Ze facet szanuje tradycje ktora wypracowal z synem i kumplami przez lata i nie porzucil tego dla nowej dupy. I moze ja to  boli, ze syn dajel na pierwszym miejscu. Ale co sie dziwic jak grazyny i mirki tutaj wypisuja  idealistyczne bzdury o tym jak ma wygladac jedyna sluszna idealna milosc i zawiazek a jak nie, to moze autorka tez ma podobne podejscie w glebi serca. W koncu jest chyba z tego samego pokolenia.


No tak, pielęgnowanie tradycji z dzieckiem po rozwodzie to piękna i godna pochwały postawa, tez tak uważam.
Niemniej, na pewno nie jest to łatwa i komfortowa sytuacja dla potencjalnej nowej partnerki, gdzie kobieta jednak powinna czuć się w związku wazna - co najmniej na równi z dzieckiem, aby to miało sens. Tak uważam.
Gdyby mąż miał dziecko z poprzedniego związku,a  ja czułabym sie na drugim miejscu to zdecydowanie uważałabym, że coś jest nie tak i nie ma to żadnego związku z tym, że miałabym cokolwiek przeciwko pielęgnowaniu ich więzi.
Uważam, ze można i trzeba (jeśli zależy na związku) te kwestie pogodzić. A przynajmniej starać się, a nie działać zero-jedynkowo na zasadzie: informując partnerkę co się zamierza zrobić i koniec. Zero rozmowy, chęci poznania jej zdania, uczuć w związku z tym itd. Wygląda to jakby to czy związek będzie funkcjonował zależy tylko od poziomu jej determinacji i chęci odłożenia swoich potrzeb pod dywan.

111 Ostatnio edytowany przez Julia93.93 (2024-09-15 14:05:07)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
Julia93.93 napisał/a:

Ból dupy?? Może trochę kultury?
Jeżeli para jest ze sobą w związku to powinni robić tak, aby w sytuacji wyjazdu nie było przykro jednej zestron.  Wybaczcie Panowie, ale taki mam wzór od mojego ojca i brata,  to jest wsparcie. Niestety dzisiejsi mężczyźni robią tak jak autorka opisała. Jedzie bez niej. Pff tongue


Tak - ból dupy. Bo oczekuje od swojego ledwo co partnera (z którym nie mieszka), że postąpi wbrew temu co oboje ustalili, że pogrzebie wieloletnią tradycję wypracowaną z dzieckiem tylko po to, aby ją zadowolić.

Ją zadowolić??? Myślałam,  że jemu też zależy,  żeby jechać z nią.  Dla chcącego nic trudnego. Ale ktoś wyżej napisał ".... liczmy się jak Żydzi ". Uważam,  że warto porozmawiać z partnerem. A dla Ciebie kolego więcej szacunku do kobiet bo niżej napisałeś o kobiecie "dupa". Do poprawki jesteś.  Polecam dla Ciebie  na Youtube - Słowo na niedzielę Ks.Piotr Pawlukiewicz -Prawdziwa MIŁOŚĆ. Opisanych w zabawny sposób wiele wartości. Polecam każdemu posłuchać tego człowieka.

112

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Julia93.93 napisał/a:

Ją zadowolić??? Myślałam,  że jemu też zależy,  żeby jechać z nią.

A dlaczego miałoby mu zależeć na zabieraniu partnerki na wyjazd typu ojciec-syn ?

113 Ostatnio edytowany przez Julia93.93 (2024-09-15 14:35:11)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
Julia93.93 napisał/a:

Ją zadowolić??? Myślałam,  że jemu też zależy,  żeby jechać z nią.

A dlaczego miałoby mu zależeć na zabieraniu partnerki na wyjazd typu ojciec-syn ?

"""Kochająca się para uwielbia  snowboard.
On w tym roku zarobił więcej, więc jedzie z ekipą i synem w Alpy.
Partnerka w tym roku nie dysponuje takimi środkami, więc może jechać tylko w polskie góry. On z Alp nie zrezygnuje bo jeździ tam co roku. Z tego też powodu jadą osobno"""

Bo to nie wyjazd ojciec - syn tylko jest ekipa jeszcze i kazał jej poprawić zarobki. Zachowanie chamskie. Co stoi na przeszkodzie,  aby i ona należała do ekipy? Ty jesteś tak logiczny jak mój były,  który pojechał z siostrą, szwagrem i ich córką bo mi pożałował POŻYCZYĆ (mialam pilny wydatek do pracy). Takich mezczyzn przed 40 już niestety nie da się zmienić w tym konkretnym przypadku jak wyjazd.
I też więcej zarabiał.  Przypadek? Taki typ.

114

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Giaa2 napisał/a:

Gdyby mąż miał dziecko z poprzedniego związku,a  ja czułabym sie na drugim miejscu to zdecydowanie uważałabym, że coś jest nie tak


Przykład egocentrycznego i egoistycznego spierdolenia.


Nie, to nie byłaby normalna sytuacja, kiedy dziecko spada w drabince, bo pojawił się ktoś nowy.




Zero rozmowy, chęci poznania jej zdania, uczuć w związku z tym itd.

Kolejna gównoprawda. Rozmawiali o finansach i wszystko ustalili - układ był prosty - każdy płaci za siebie i nie ma fundowania. Ku uciesze autorki, której najwyraźniej się wydawało, że zarabia więcej.



Ja nie wiem jak bardzo trzeba być spierdolonym na umyśle, że robić srakę z powodu trzymania się ustaleń i zacieśniania więzi rodzic-dziecko.

115

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Bzdury wypisujecie, że oczy bolą to czytać.
Facet nie ustalił wyjazdu ojciec-syn, tylko wyjazd ze swoją grupą z której nie chce zrezygnować. Nawet to można by przełknąć, bo różnie bywa i ludzie wyjeżdzają osobno od zarania dziejów w różnych sprawach, odpocząć też. Tylko on zaznaczyl, że autorki NIE STAĆ NA WYJAZD, to ma jechać tam gdzie ją stać, a on sobie pojedzie w inne miejsce, gdzie stać jego. To jest problem, a nie sam wyjazd.
Gdyby autorka miała dość kasy, to łaskawca zabrałby ją w Alpy bez problemu. 
To chyba robi różnicę i nad tym trzeba by się zastanowić.

116

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Salomonka napisał/a:

Bzdury wypisujecie, że oczy bolą to czytać.
Facet nie ustalił wyjazdu ojciec-syn, tylko wyjazd ze swoją grupą z której nie chce zrezygnować. Nawet to można by przełknąć, bo różnie bywa i ludzie wyjeżdzają osobno od zarania dziejów w różnych sprawach, odpocząć też. Tylko on zaznaczyl, że autorki NIE STAĆ NA WYJAZD, to ma jechać tam gdzie ją stać, a on sobie pojedzie w inne miejsce, gdzie stać jego. To jest problem, a nie sam wyjazd.
Gdyby autorka miała dość kasy, to łaskawca zabrałby ją w Alpy bez problemu. 
To chyba robi różnicę i nad tym trzeba by się zastanowić.

Dokładnie tak!

117

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Jack Sparrow,  Ty naprawdę nie widzisz różnicy.

118

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Spór jest o definicję.
Zupełnie niepotrzebny:
Nie znajdziecie w żadnej religii ani kulturze takiej definicji miłości jak w przedstawionym układzie.
Natomiast wzorów małżeństwa już tak.
Bo przez wieki było ono układem i nieraz precyzyjnie ustalano zasady..
I ludzie nadal wchodzą w związki jako układy.
Tylko kiedyś granice były jasne, a teraz często ludzie sami nie wiedzą w jakie relacje wchodzą.

119

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Giaa2 napisał/a:
Halina3.1 napisał/a:

+1
Dokladnie, sama udawala pseudo silna i niezalezna na poczatku a pozniej placz, bo jednak chlop na sile nie chce sponsorowac tylko robi tak jak bylo ustalone. I ze nie olal swojego syna dla niej. Co zreszta moze byc glownym zrodlem  problemu, a kasa tylko przykrywka. Ze facet szanuje tradycje ktora wypracowal z synem i kumplami przez lata i nie porzucil tego dla nowej dupy. I moze ja to  boli, ze syn dajel na pierwszym miejscu. Ale co sie dziwic jak grazyny i mirki tutaj wypisuja  idealistyczne bzdury o tym jak ma wygladac jedyna sluszna idealna milosc i zawiazek a jak nie, to moze autorka tez ma podobne podejscie w glebi serca. W koncu jest chyba z tego samego pokolenia.


No tak, pielęgnowanie tradycji z dzieckiem po rozwodzie to piękna i godna pochwały postawa, tez tak uważam.
Niemniej, na pewno nie jest to łatwa i komfortowa sytuacja dla potencjalnej nowej partnerki, gdzie kobieta jednak powinna czuć się w związku wazna - co najmniej na równi z dzieckiem, aby to miało sens. Tak uważam.
Gdyby mąż miał dziecko z poprzedniego związku,a  ja czułabym sie na drugim miejscu to zdecydowanie uważałabym, że coś jest nie tak i nie ma to żadnego związku z tym, że miałabym cokolwiek przeciwko pielęgnowaniu ich więzi.
Uważam, ze można i trzeba (jeśli zależy na związku) te kwestie pogodzić. A przynajmniej starać się, a nie działać zero-jedynkowo na zasadzie: informując partnerkę co się zamierza zrobić i koniec. Zero rozmowy, chęci poznania jej zdania, uczuć w związku z tym itd. Wygląda to jakby to czy związek będzie funkcjonował zależy tylko od poziomu jej determinacji i chęci odłożenia swoich potrzeb pod dywan.

Jak jak dorosla kobieta nie czuje sie na rowni wazna w zwiazku przez jakis wyjazd ktory jest planownay co roku, to cos z nia chyba nie tak. Serio to, ze pojada na osobny urlop to jest az tak wielki problem zeby rzutowal na caloksztalt zwiazku? To slaby zwiazek. Przeciez ona sama tez ma dziecko, to powinna to chyba tym bardziej rozumiec, ze skoro jezdza co roku, to jego syn pewnie liczy na wyjazd i to, ze bedzie jak co roku. To jest tak egoistyczne i wasko myslace podejscie z jej strony, ze rece opadaja. Co gdyby to ojciec jej syna dal dupy i stwierdzil, ze nie jada z grupa jak co roku, tylko z nowa partnerka i jej dzieckiem. Ciekawe czy tak samo by spiewala, czy jednak bylby problem, bo tradycja z synem zostala olana na rzecz nowego zwiazku i syn jest smutny.
Moj maz ma tradycje wyjazdow z kumplami na eventy sportowe, ci co maja dzieci to tez je zabieraja i by mi nie przyszlo do glowy sie o to dasac, bo ja akurat nie moge pojechac. To jakiecs chore, nie jestesmy dziecmi zebym przez to uwazala, ze jestem na drugim miejscu w zwiazku. A gdyby on mial problem z pieniedzmi, to bym zrobila wszystko zeby jakos mezowi ten wyjazd zafundowac i niech jedzie sam, bo wiem, ze to dla niego wazne. Tym barziej gdyby mial dziecko z poprzedniego zwiazku ktore liczyloby na wyjazd z ojcem. Przeciez takie wspomnienia sa bardzo wazne i potrzebne dla dzieci. Nie wiem, ja bym miala wiekszy szacunek do meza w sytuacji kiedy nie dalby wejsc sobie na glowe, tylko by kontynuowal tradycje z synem, niz gdyby mu oczy p*a zarosly i by olal wlasne dziecko.
Imo to jest totalnie toksyczne takie przyklejanie sie do partnera i podejscie albo razem albo wcale jak niektorzy tu wypisuja. To nie ma nic wspolnego dla mnie z miloscia, tylko z toksycznym bluszczowaniem na partnerze i ogromem wlasnych insecurities.

120

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Julia93.93 napisał/a:

Co stoi na przeszkodzie,  aby i ona należała do ekipy?

ONA SAMA.

Zgodziła się na układ, że każdy płaci za siebie i że nie ma fundowania. I to nie było nic wymuszonego. Sama napisała, że czułaby się źle gdyby ktoś musiał komuś coś fundować.

No jak nie ma - to nie jedzie skoro jej nie stać. Dlaczego miałby facet rezygnować z tradycji zbudowanej z synem dla jakieś dupy, z którą spotyka się od kilku-kilkunastu miesięcy? Chyba cie posrało.

121

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Salomonka napisał/a:

Bzdury wypisujecie, że oczy bolą to czytać.
Facet nie ustalił wyjazdu ojciec-syn, tylko wyjazd ze swoją grupą z której nie chce zrezygnować. Nawet to można by przełknąć, bo różnie bywa i ludzie wyjeżdzają osobno od zarania dziejów w różnych sprawach, odpocząć też. Tylko on zaznaczyl, że autorki NIE STAĆ NA WYJAZD, to ma jechać tam gdzie ją stać, a on sobie pojedzie w inne miejsce, gdzie stać jego.



Taki był układ od początku między nimi. I sama autorka napisała, że nie żadne z nich nie czułoby się komfortowo robiąc za bankomat dla drugiej strony.


On sobie nie stwierdził, że pojedzie tam gdzie jej nie stać. On stwierdził, że pojedzie tam gdzie jadą co roku z synem i ekipą. I jak ją stać to może pojechać z nimi. A że jej nie stać, to zgodnie z tym CO WSPÓLNE USTALILI WCZEŚNIEJ nie ma fundowania.

122

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
Julia93.93 napisał/a:

Co stoi na przeszkodzie,  aby i ona należała do ekipy?

ONA SAMA.

Zgodziła się na układ, że każdy płaci za siebie i że nie ma fundowania. I to nie było nic wymuszonego. Sama napisała, że czułaby się źle gdyby ktoś musiał komuś coś fundować.

No jak nie ma - to nie jedzie skoro jej nie stać. Dlaczego miałby facet rezygnować z tradycji zbudowanej z synem dla jakieś dupy, z którą spotyka się od kilku-kilkunastu miesięcy? Chyba cie posrało.

Zrób przyjemność wszystkim i zamilcz. I nie odpisuj bo nie umiesz kulturalnie. Nara

123

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Halina3.1 napisał/a:

Jak jak dorosla kobieta nie czuje sie na rowni wazna w zwiazku przez jakis wyjazd ktory jest planownay co roku, to cos z nia chyba nie tak. Serio to, ze pojada na osobny urlop to jest az tak wielki problem zeby rzutowal na caloksztalt zwiazku? To slaby zwiazek. Przeciez ona sama tez ma dziecko, to powinna to chyba tym bardziej rozumiec, ze skoro jezdza co roku, to jego syn pewnie liczy na wyjazd i to, ze bedzie jak co roku. To jest tak egoistyczne i wasko myslace podejscie z jej strony, ze rece opadaja. Co gdyby to ojciec jej syna dal dupy i stwierdzil, ze nie jada z grupa jak co roku, tylko z nowa partnerka i jej dzieckiem. Ciekawe czy tak samo by spiewala, czy jednak bylby problem, bo tradycja z synem zostala olana na rzecz nowego zwiazku i syn jest smutny.
Moj maz ma tradycje wyjazdow z kumplami na eventy sportowe, ci co maja dzieci to tez je zabieraja i by mi nie przyszlo do glowy sie o to dasac, bo ja akurat nie moge pojechac. To jakiecs chore, nie jestesmy dziecmi zebym przez to uwazala, ze jestem na drugim miejscu w zwiazku. A gdyby on mial problem z pieniedzmi, to bym zrobila wszystko zeby jakos mezowi ten wyjazd zafundowac i niech jedzie sam, bo wiem, ze to dla niego wazne. Tym barziej gdyby mial dziecko z poprzedniego zwiazku ktore liczyloby na wyjazd z ojcem. Przeciez takie wspomnienia sa bardzo wazne i potrzebne dla dzieci. Nie wiem, ja bym miala wiekszy szacunek do meza w sytuacji kiedy nie dalby wejsc sobie na glowe, tylko by kontynuowal tradycje z synem, niz gdyby mu oczy p*a zarosly i by olal wlasne dziecko.
Imo to jest totalnie toksyczne takie przyklejanie sie do partnera i podejscie albo razem albo wcale jak niektorzy tu wypisuja. To nie ma nic wspolnego dla mnie z miloscia, tylko z toksycznym bluszczowaniem na partnerze i ogromem wlasnych insecurities.


+1

124 Ostatnio edytowany przez Giaa2 (2024-09-15 16:29:37)

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Halina3.1 napisał/a:

Jak jak dorosla kobieta nie czuje sie na rowni wazna w zwiazku przez jakis wyjazd ktory jest planownay co roku, to cos z nia chyba nie tak. Serio to, ze pojada na osobny urlop to jest az tak wielki problem zeby rzutowal na caloksztalt zwiazku? To slaby zwiazek. Przeciez ona sama tez ma dziecko, to powinna to chyba tym bardziej rozumiec, ze skoro jezdza co roku, to jego syn pewnie liczy na wyjazd i to, ze bedzie jak co roku. To jest tak egoistyczne i wasko myslace podejscie z jej strony, ze rece opadaja. Co gdyby to ojciec jej syna dal dupy i stwierdzil, ze nie jada z grupa jak co roku, tylko z nowa partnerka i jej dzieckiem. Ciekawe czy tak samo by spiewala, czy jednak bylby problem, bo tradycja z synem zostala olana na rzecz nowego zwiazku i syn jest smutny.
Moj maz ma tradycje wyjazdow z kumplami na eventy sportowe, ci co maja dzieci to tez je zabieraja i by mi nie przyszlo do glowy sie o to dasac, bo ja akurat nie moge pojechac. To jakiecs chore, nie jestesmy dziecmi zebym przez to uwazala, ze jestem na drugim miejscu w zwiazku. A gdyby on mial problem z pieniedzmi, to bym zrobila wszystko zeby jakos mezowi ten wyjazd zafundowac i niech jedzie sam, bo wiem, ze to dla niego wazne. Tym barziej gdyby mial dziecko z poprzedniego zwiazku ktore liczyloby na wyjazd z ojcem. Przeciez takie wspomnienia sa bardzo wazne i potrzebne dla dzieci. Nie wiem, ja bym miala wiekszy szacunek do meza w sytuacji kiedy nie dalby wejsc sobie na glowe, tylko by kontynuowal tradycje z synem, niz gdyby mu oczy p*a zarosly i by olal wlasne dziecko.
Imo to jest totalnie toksyczne takie przyklejanie sie do partnera i podejscie albo razem albo wcale jak niektorzy tu wypisuja. To nie ma nic wspolnego dla mnie z miloscia, tylko z toksycznym bluszczowaniem na partnerze i ogromem wlasnych insecurities.


Halina, nie do końca jest tak, że ja się nie zgadzam z tym co napisałaś, bo sam przekaz wydaje się słuszny: Ojciec powinien móc jechać z synem na męski wyjazd, bez nowej partnerki, kropka.
Tak. Tyle, że jak zwykle w kwestiach tak delikatnych i składających się z wielu niuansów jak relacje, wszystko rozbija sie o to jak to jest załatwione.

Bo przyznasz, że zupełnie czym innym jest usiąść z partnerka i przegadać temat, a zupełnie czym innym poinformować ja o suchych faktach, kompletnie bez potrzeby i chęci wysłuchania co ona czuje w związku z tym. NAWET, jeśli każdy zostałby przy swoim zdaniu.
W tym drugim przypadku czułabym się bardziej jak niezobowiązująca znajoma niż partnerka.

Drugi "niuans" to staż związku, a co za tym idzie poziom zażyłości, znajomości siebie, swoich potrzeb etc. A trzeci to ilość i intensywność tzw. jakościowego czasu jaki para ze sobą spędza.
Bo znowu: jeśli byłaby to relacje, gdzie para nie mieszka ze sobą, a spędzają ze sobą załóżmy kilka h w tyg. albo tylko weekendy, to trudno tu mówić o nasyceniu sie intymnością, ale taka prawdziwą i wspólnym czasem.
Wtedy każda opcja wyjazdu na dłuższy czas jest wyczekana i daje możliwość do dalszego poznawania sie, docierania, pogłębiania więzi.
Jasne, że nie ma potrzeby żeby ona jechała na KAŻDY taki wyjazd z synem, ale w momencie gdy widują się mało to dawałby on szanse na spędzenie większej ilości czasu razem.
Oczywiście można to rozwiązać - i tak uważam byłoby to najlepiej i najrozsądniej- organizując potem drugi wyjazd, ale tym razem tylko on i partnerka.

Daleko mi do bluszcza, ale takie załatwienie sprawy "na zimno" : jadę z synem i cześć czapka, odebrałabym źle, gdyby to nie był mąż czy partner z którym i tak spędzałabym mnóstwo czasu.

125

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Giaa2 napisał/a:

zupełnie czym innym jest usiąść z partnerka i przegadać temat

Przecież mieli to przegadane i ustalone już dawno temu:

Ewa_7 napisał/a:

Znamy się ponad półtora roku, oboje jesteśmy po rozwodach z własnymi dziećmi. Kwestie finansowe są jasno określone i nikt nie był by zadowolony z propozycji fundowania wyjazdu.



Bo znowu: jeśli byłaby to relacje, gdzie para nie mieszka ze sobą, a spędzają ze sobą załóżmy kilka h w tyg. albo tylko weekendy, to trudno tu mówić o nasyceniu sie intymnością, ale taka prawdziwą i wspólnym czasem.

Wyjazd w ramach jakiejś tam ich tradycji i budowania relacji rodzic-dziecko to nie jest typ wyjazdu w czasie którego nasyca się intymnością z nową partnerką. To jest czas ojca z synem.



Oczywiście można to rozwiązać - i tak uważam byłoby to najlepiej i najrozsądniej- organizując potem drugi wyjazd, ale tym razem tylko on i partnerka.

Czyli babki nie stać, a koleś ma bulić za dwa wyjazdy, żeby zadowolić jakąś roszczeniową bułę, z którą zna się raptem półtorej roku (to cały staż znajomości - nie związku), która nie może pogodzić się z konsekwencjami własnych ustaleń ?

126

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
Giaa2 napisał/a:

zupełnie czym innym jest usiąść z partnerka i przegadać temat

Przecież mieli to przegadane i ustalone już dawno temu:

Ewa_7 napisał/a:

Znamy się ponad półtora roku, oboje jesteśmy po rozwodach z własnymi dziećmi. Kwestie finansowe są jasno określone i nikt nie był by zadowolony z propozycji fundowania wyjazdu.



Bo znowu: jeśli byłaby to relacje, gdzie para nie mieszka ze sobą, a spędzają ze sobą załóżmy kilka h w tyg. albo tylko weekendy, to trudno tu mówić o nasyceniu sie intymnością, ale taka prawdziwą i wspólnym czasem.

Wyjazd w ramach jakiejś tam ich tradycji i budowania relacji rodzic-dziecko to nie jest typ wyjazdu w czasie którego nasyca się intymnością z nową partnerką. To jest czas ojca z synem.



Oczywiście można to rozwiązać - i tak uważam byłoby to najlepiej i najrozsądniej- organizując potem drugi wyjazd, ale tym razem tylko on i partnerka.

Czyli babki nie stać, a koleś ma bulić za dwa wyjazdy, żeby zadowolić jakąś roszczeniową bułę, z którą zna się raptem półtorej roku (to cały staż znajomości - nie związku), która nie może pogodzić się z konsekwencjami własnych ustaleń ?

Tak,a jak jej partner bedzie kiedys w potrzebie finansowej to sam do niej po pomoc przyleci, a teraz mu zal wspolnych wakacji

127

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać

Ustalenie że każdy placi za siebie to nie to samo co roszczeniowosc.
Równie dobrze on mógłby wybrać tańszą opcję, zaproponować pożyczkę, alni wyrównanie tego w inny sposób.
Ale zaproponował, by zarabiała więcej..

128

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

Ok. Ludzie różnie mają.
Jednak nie wierzę że te parę tysięcy  planowanego na parę miesięcy do przodu wydatku rozwala system..
Isprawdzilam ceny w Alpy kontra polskie góry i wystarczyłoby po 1000 więcej odskladac do stycznia i załatwione.
Więc chodzi jednak o zasady na które się zgodziła, a jej nie pasowały


Wczoraj bylismy u znajomych i opowiadalismy jak fajnie bylo w Chorwacji, znajomi byli tylko raz za granica w Hiszpani, kolezanka chcialaby pojechac do chorwacji jej maz nie, maja wspolne pieniadze, powiedziala, ze go nie przekona.

Wiec w zyciu bywa naprawde roznie.

Tak jak wczesniej napisalam

Gosiawie napisał/a:

tutaj autorka wyraznie napisala, ze chcialaby pojechac z partnerem w Alpy, ale jej nie stac albo by parter pojechal z nia w Tatry, bo tylko na to ja stac.

Mozliwe, ze chce od nas uslyszec, ze powinien jej zasponsorowac. Na pewno chcialaby pojechac z nim, najprawdopodobniej w Alpy.

potem doczytalam:

Ewa_7 napisał/a:

Znamy się ponad półtora roku, oboje jesteśmy po rozwodach z własnymi dziećmi. Kwestie finansowe są jasno określone i nikt nie był by zadowolony z propozycji fundowania wyjazdu.

Dalej twierdze, ze autorka pomimo ustalen, chcialaby uslyszec od nas, ze powinien jej zasponsorowac.

129

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Ela210 napisał/a:

Ustalenie że każdy placi za siebie to nie to samo co roszczeniowosc.

Nie, ale oczekiwanie, ze pomimo takiego ustalenia i tak koleś jej coś zafunduje już roszczeniowe jest.

Tak samo jak oczekiwanie, że zmieni swoje plany z synem, aby dostosować się do jej mniejszych możliwości.

130

Odp: Jadę bez partnera, bo go nie stać
Jack Sparrow napisał/a:
Ela210 napisał/a:

ten powstał.dlatego, że autorce coś nie pasuje jednak i wielu ludziom nie będzie w takim układzie.

To jak ci(jej) nie pasuje, to trzeba było się nie zgadzać na takie warunki ekonomiczne w związku. Autorka sama nalegała na taką finansową niezależność, a teraz płacze, że jej nie stać. No przecież to i śmieszne i żałosne.


Krotki staż zwiazkunnie jest żadnym argumentem ,


Nie rezygnujesz z wieloletniej tradycji wypracowanej z dzieckiem dla dupy, z którą nawet nie mieszkasz, aby ją zadowolić, bo układ na który sama nalegała przestał działać na jej korzyść.

Albo jesteś honorowym człowiekiem z zasadami, albo nie. Nie można mówić o honorze i wartościach jak oczekuje się od najbliższych, że będą łamać ustalenia dla wygody jednej ze stron.


Jakiekolwiek masz malzenstwo, ciężko będzie pobić wolność którą miał mój Ex w naszym. I wiesz co? Z perspektywy czasu stwierdzam, że wcale to nie było takie super, jak i nie było przypadkowe  smile

W każdym związku potrzebna jest równowaga. Ja mam tak samo prawo wyjść na piwo z kumplami, jak moja żona na drinka ze swoimi. Jak chcemy pojechać razem - jedziemy. Jak ja się chce gdzieś na kilka dni zaszyć z kumplami w lesie - robimy to. Jak moja żona chce sobie z koleżankami zrobić jakiś babski wyjazd typu jogga-spa-medytacja to robi to. Żyjemy razem, bo tak wybieramy. Ale nie oznacza to, ze jesteśmy jak syjamskie rodzeństwo zrośnięte dupami. Takie związki, gdzie ludzie są do siebie przyrośnięci 24/7 prędzej czy później padają, bo w końcu następuje przesyt (wypalenie) i jak ktoś chce złapać powietrza to się okazuje, że nie może, bo zaraz pojawia się zazdrość, nieufność, zwątpienie.


Ile to wątków było, gdzie przemęczona mama/żona/partnerka/karierowiczka potrzebowała takiego oddechu i co było jej radzone? Żeby zostawiła wszystko w pizdu i zrobiła sobie babski wyjazd/wieczór/spa/masaże/wstaw cokolwiek SAMA DLA SIEBIE?

To teraz odwróć sytuację.


Facet bierze swojego syna na wyjazd, chce z nim pielęgnować i wzmacniać więź ojciec-syn chce go wdrażać w społeczeństwo i sieć swoich kumpli/kolegów/znajomych, aby umacniać międzypokoleniowe relacje, a tu anse i dąsy od roszczeniowej pizdy, która każe to wyrzucić na śmietnik, bo jej nie stać, choć sama wcześniej ustalała zasady, że każdy płaci za siebie.


I pomyśl co by było jakby wątek napisał facet:

moja partnerka bierze córke w Alpy na wyjazd ze swoimi znajomymi, a choć optowałem za podziałem finansów i niezależnością, to nie mogę pojechać, bo mnie nie stać.

Czy naprawdę uważasz, ze ktokolwiek by pisał coś złego o babce? Psy by wieszano na kolesiu, że jest skąpym chujem, bo najpierw nie chciał się dzielić finansami, a jak się zorientował, ze jego partnerka zarabia więcej, to ma ból dupy, bo ją stać na więcej i teraz ciągnie ją w dół do swojego poziomu.

oboje macie po trochu racji, bo relacje sa rozne i roznie ludzie ustalaja swoje "prawa".
Tutaj autorka mimo ustalen ma zal do partnera.

Moglby jej zasponsorowac ale nie musi obojetnie czy kocha czy nie. Szczegolow ich relacji nie znamy.

Posty [ 66 do 130 z 133 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Jadę bez partnera, bo go nie stać

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024