pawcio789 napisał/a:
Piszesz z autopsji? Czy jesteś wróżbitą?
Sorry, ale gdybym miał uciekać z tego okrętu (uwielbiam tę metaforę, gdyż w wojsku byłem w marynarce wojennej RP) to nie zajmowałbym się tematem i nie poszukiwał wyjścia.
To forum pomaga całościowo stanąć z boku, przyjrzeć się problemom i wyciągnąć wnioski. Niestety wielu tutaj nie rozumie kilku ważnych spraw i potem czytamy jakieś dziwne posty. Ty mi od początku zajeżdżasz takim typem człowieka, który niby opiekuje się swoim dzieckiem, łoży alimenty i zabiera nad morze. Z drugiej strony wypowiedzi świadczą, że niewygodnie Ci z tym.
Ja jestem w tym związku dwa lata, znam kobietę lat 3.Gdy się poznaliśmy, już na drugiej rozmowie (tak rozmowie, bo był Covid i randek nie było) wiedziałem wszystko, ile ma dzieci, co robią, jakie mają przeżycia z dzieciństwa.
Tutaj nie pomoże psycholog (byłem na wizycie i żałuję). Do każdego dziecka trzeba podejść indywidualnie. Ja to zrobiłem. Ze starszym, który tak wyklina i się buntuje sprawa jest prosta, dorosły, nic nie zmienisz. Ale nie o zmiany chodzi. Doszedłem do wniosku, że muszę wczuć się w ich położenie i działać stosownie do zdobytej wiedzy i doświadczenia z nimi, konkretnie z nimi.
Piszesz o przypadkach, że syn kogoś tam znajomego czy szwagra postawił wszystko na jedną kartę i się go pozbył.
To nie ta bajka. Poza tym dlaczego mały chłopiec mógł doprowadzić do tego? Może ten nowy partner mamusi zdezerterował? Nie chciał się wysilić, wczuć w sytuację? Nie opisałeś szczegółów niestety.
Kobieta z którą jestem ma uczucia, obdarzyła mnie, obcego faceta zaufaniem na tyle, że już bardziej nie można. I to nie wcale w akcie desperacji. Zaprosiła mnie do swojego skromnego życia, poświęciła swój autorytet i godność dzieci (mogłoby się okazać, że jestem alkoholikiem albo złodziejem, albo jedno i drugie). Mam już 45 lat, ona nie mogłaby być moją córką, a poświęca mi już 3 lata. W naszym wieku to jak dla 18 latka 10 lat.
I Ty mi piszesz, że prawdopodobnie do końca roku autor napisze, że już nie jest w związku. Tak, jest taka możliwość, ale na pewno nie będą powodem dzieci.
Na wstępie: współczuję służby wojskowej w tym złomostanie zwanym chwalebnie Marynarką Wojenną RP; co prawda dzięki studiom całkowicie uniknąłem służby wojskowej (jak pamiętasz już za naszego rocznika zlikwidowali nawet ten kilkutygodniowy kurs dla absolwentów studiów dziennych, to znaczy zlikwidowali go w trakcie moich studiów), ale miałem służbowo do czynienia ze sporym procentem tego szrotu. Ale nie spytam na którym służyłeś, nie chcę Cię dekonspirować. 
Co do mojej córki, to niestety pie...isz jak mały Kazio po dużym piwie. Wysokość alimentów zatwierdził sąd, dodam wręcz że gdy była usiłowała przepchnąć dwukrotnie większą stawkę, to zdziwiona sędzia (po lekturze wyliczeń ex) aż ją spytała czy córka jest na specjalnej diecie?
A oprócz alimentów córka otrzymuje to czego potrzebuje, także posiłki (wpada kiedy chce, bo mieszka z matką blisko), pomoc w szkole (jeśli na poziomie przedmaturalnym jeszcze jestem w stanie pomóc, bo sam edukację na tym poziomie miałem ponad ćwierć wieku temu), ciuchy (jak akurat wpadamy razem do galerii czy ją stamtąd odbieram)... teraz dofinansuję jej kurs przygotowujący do matury, to wszystko oczywiście oprócz alimentów. Natomiast to OPRÓCZ daję bo chcę, nie dlatego że uważam że alimenty powinny byc wyższe, bo absolutnie nie powinny. Więcej: większa część alimentów powinna mieć charakter "celowy" i nie przechodzić przez matkę dziecka. I w niczym mi to spędzanie z nią czasu nie przeszkadza, wręcz przeciwnie: na wakacjach nie szczędziłem czasu i kasy - fakt, stan konta latem nieco się zmniejszył
- żeby jej się wyjazdy podobały. I wbrew temu co niektórzy tu pie...olą najlepszą laurką dla mnie było jej zadowolenie z wyjazdów i ich programu. Więcej: ona twierdzi że ta formuła wyjazdów (czyli wakacyjne wpakowanie się do auta na mój wyjazd służbowy) świetnie się sprawdziła i zdecydowanie należy to powtórzyć w przyszłym roku (ba, zaczęła wylewać szczere łzy że nie ma aktualnie nauki zdalnej, którego to nauczania zdalnego w czasie covidu serdecznie nie znosiła).
Wreszcie przypadek pozbycia się faceta matki: to relacja mojej byłej (czyli kobiety, która była najbliższą mi osobą przez niemal połowę mojego życia, licząc okres do rozwodu) z tego jak nie znosiła i jak udało jej się pozbyć pierwszego faceta matki, którego ta miała (4 lata) zaraz po rozwodzie. Owszem, moja ex była osobą ponadprzeciętnie pamiętliwą i mściwą, ale na pewno nie była jedynym dzieckiem starającym się ryć pod partnerem matki, który jej nie pasuje... Owszem, facet całkiem gładko dał się wstawić na minę, ale jednak... dziecko zawsze przeważy, chyba że mamy do czynienia z wyrodną matką.
Wracajmy do Ciebie: masz obecnie 3 warianty, które mogą się spełnić:
1. Młody postawi na swoim i Twoja partnerka jednak Cię kopnie;
2. Spacyfikujesz młodego z jej pomocą (ale bardzo często dzieciak pamięta matce coś takiego, nawet do grobowej deski i nieraz w późniejszych latach się "odwdzięcza");
3. Dojdziecie z młodym do porozumienia.
IMHO wariant drugi w Twoim przypadku odpada; wbrew Twoim ślepo wierzącym zapewnieniom pelikana Twoje poprzednie posty jasno pokazały jak Twoja partnerka szanuje Twoje zdanie i nawet jak Cię okręca (ostatnie 3 głosy w tym wątku wiele mówią, zresztą nie tylko one). Zostaje Ci wariant trzeci, ale musisz poczekać aż młodemu opadnie bunt nastolatka (o ile opadnie; moja córka była dla mnie w czasie rozwodu potworem, bo była mocno ją zmanipulowała żeby rozegrać rozwód po swojej myśli; po rozwodzie ex nagle sobie "przypomniała" że trzeba dbać o relacje ojca z dzieckiem, a dziś córa już się całkiem dobrze na niej poznała; ale nie, ja pod nią nie ryję, nawet ją tłumaczę przed córką jak córa się na nią wkurza). Na razie zostaje Ci się odsunąć i czekać aż młody poprosi o pomoc (ale nie o "dyszkę"). Jeśli pomożesz i pomoc okaże się strzałem w dychę, to zapunktujesz i utorujesz sobie drogę do kolejnych okazji do łagodzenia stosunków (to akurat wiem z autopsji).
Chcesz, to próbuj po swojemu; zobaczymy co z tego wyjdzie i jak za 2-3 lata będziesz oceniał obecną partnerkę...