30lat i cały czas sam - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 433 434 435 436 437 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 28,211 do 28,275 z 29,787 ]

28,211 Ostatnio edytowany przez Bert44 (2025-03-14 20:08:41)

Odp: 30lat i cały czas sam
nikitaa napisał/a:

Nasunęła mi się taka historia prawdziwa. Pan, poza urodą, elokwencją i wielkim mniemaniu o sobie, praktycznie nie miał nic. Szukał pani dla ułatwienie sobie życia, pani z dobrą pozycją i pieniędzmi. Wśród wielu kobiet, bo miał gadane i Eskimosom śnieg by sprzedawał, miał panią dyrektor banku. Pani dyrektor zaspakajała jego zapotrzebowanie na dobrą pozycję, niestety nie miała nachalnej urody. No i jak sobie radził nasz Adonis?  Trzymał ją w domu przed  tv i zajadał przywożone przez  nią obiadki. 
Wpadł do niego wspólny znajomy i chciał ich zabrać do lokalu -  niestety do wyjścia do restauracji czy kawiarni była zbyt mało reprezentacyjna. Po cichu mu powiedział, żeby się nie wyrywał.

I niech mi ktoś napisze, że panowie są tacy poczciwi big_smile

No pewnie ze i tacy bywają. Potrafimy byc niezlymi swiniami. A oszust z tindera itp? Czy jak to tam szlo

Zobacz podobne tematy :

28,212

Odp: 30lat i cały czas sam
Bert44 napisał/a:

No pewnie ze i tacy bywają. Potrafimy byc niezlymi swiniami. A oszust z tindera itp?


Facet oszukuje - zły i niedobry.

Babka oszukuje - facet, co uwierzył to naiwniak.



wink

28,213

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:
Bert44 napisał/a:

No pewnie ze i tacy bywają. Potrafimy byc niezlymi swiniami. A oszust z tindera itp?


Facet oszukuje - zły i niedobry.

Babka oszukuje - facet, co uwierzył to naiwniak.



wink

Hehe

28,214

Odp: 30lat i cały czas sam

Racja, osoby z podobnych środowisk mają większą szansę na stworzenie czegoś udanego i trwałego.

Jednak pomijając ten fakt, akurat znam z życia wiele przypadków, gdzie mężczyzna chwalił się relacją z kobietą o wyższym statusie. Może niektórzy boją się takich kobiet, ale to raczej ci, którzy czują, że im nie dorównują i w związku z tym nie zasługują na nie, czują się po prostu gorsi.


Wracając do tych przykładów z życia:

1. Lekarz chwalił się byłą narzeczoną, która jest dentystką i założyła swój własny gabinet. Po tym związku był w kolejnym, z kobietą o niższym statusie, której nie szanował i ją wielokrotnie zdradził. Sam stwierdził, że mu nie imponowała i była nudna.
2. Prawnik opowiadał o związku z lekarką z niesamowitą dumą. Jakby to było dla niego ważne osiągnięcie życiowe.
3. IT rozwodził się o dawnej relacji z córką dewelopera. Po jakimś czasie, kiedy wiedział, że ona pojawi się w miejscu, w którym on również będzie, celowo zrobił ogromne zakupy, by zwrócić na siebie jej uwagę (ubrania, buty, perfumy, no i fryzjer). Kilka dni kompletował swój ubiór i zastanawiał się nad tym, które perfumy ostatecznie wybrać.
4. Bardziej zwyczajny facet - również miał niesamowite wspomnienia związane z córką dewelopera (inną niż ta wyżej), która jeździła Porsche i otworzyła własny biznes. 


etc... Wiele takich przypadków zaobserwowałam. Nie uwierzę, że status kobiety nie jest ważny dla mężczyzn. Jest niesamowicie ważny. Bycie z taką kobietą, o ile ten nie czuje się gorszy, buduje jego ego. Czuje się wyjątkowy, bo kobieta z wyższego szczebla w hierarchii społecznej wybrała właśnie jego. Nie oszukujmy się, relacją z kasjerką żaden by się nie szczycił (pomijając już fakt, czy mu wypada być z kimś takim). Dlaczego miałby w ogóle ją wybrać? Te kobiety o wyższym statusie też mogą być ciepłe i opiekuńcze, czy zabawne, a wybierają konkretnych mężczyzn nie dlatego, że czegoś od nich potrzebują, a dlatego, że chcą.

28,215

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

Nie uwierzę, że status kobiety nie jest ważny dla mężczyzn

Uwierz. Bardzo barszo sie myslisz. Status spoleczny ma jakies tam letnie znaczenie. Moze miec dla tych ktorzy chca sie na tym kasy dorobic. Ale takich nie lubimy. W wielu męskich  srodowiskach facet ktory poleci na córkę developera dla kasy nie bedzie szanowany. Chyba ze corka jest fajna. Poza tym co to za status być corka albo synkiem bogacza?

Za to zamieniając role babki z facetem juz tak bedzie

28,216

Odp: 30lat i cały czas sam

Nom, o tendencji Pań do notorycznego podążania za facetami o wysokim statusie napisano już chyba całe tomy. Jednak w pewnym momencie, jak zresztą wszystko w życiu, zjawisko to przybiera patologiczne rozmiary. Można sobie żartować w gronie koleżanek, która to znalazła sobie lepszego i bardziej ustawionego partnera, ale już takie klimaty budzą mój niesmak. Mimo wszystko fajnie, jak się oboje partnerzy szanują, zamiast traktować siebie wzajemnie, jako środek do osiągnięcia celu. Pewne rzeczy nie mieszczą mi się w głowie, jak choćby życie całkowicie na cudzy koszt, kiedy korzystam wyłącznie z cudzych dobrodziejstw i środków. Z tego względu, dobry przepis na związek, to moim zdaniem bardzo zbliżony poziom życia obojga partnerów, a przynajmniej nie tak drastycznie różny, kiedy np zarobki jednego okazują się 10 razy wyższe od pensji drugiej osoby. Nie mógłbym żyć tak, zarówno jako facet zarabiający więcej, jak i mniej.
Nigdy nie podchodziłem do relacji w ten sposób, że kobieta ma mi podnosić ego, gdzie chwaliłbym się na prawo i lewo, kogo to sobie nie "upolowałem". Zwyczajnie szukam osoby, z którą się dobrze czuję czy też dogaduję na odpowiednim poziomie. Nie wiem, może dla innych to to samo, co budowanie sobie ego, dla mnie kompletnie  odmienne kwestie.

28,217

Odp: 30lat i cały czas sam

Zbyt wiele zaobserwowałam sytuacji w życiu, które przeczą tej tezie, jakoby to było bez znaczenia. wink


A odbiegając od tego tematu, pisaliście jeszcze o romansach, gdzie facet jest niżej w hierarchii od kobiety. Nie mówi się o tym zbytnio, ale wiele kobiet kręci, kiedy on zdradza z nimi swoją partnerkę. Kręci je też kiedy są na znacznie wyższym poziomie od kobiet na jakie ten facet mógł sobie do tej pory pozwolić. Innymi słowy dowartościowuje je taki romans.

28,218

Odp: 30lat i cały czas sam
bagienni_k napisał/a:

Nom, o tendencji Pań do notorycznego podążania za facetami o wysokim statusie napisano już chyba całe tomy. Jednak w pewnym momencie, jak zresztą wszystko w życiu, zjawisko to przybiera patologiczne rozmiary. Można sobie żartować w gronie koleżanek, która to znalazła sobie lepszego i bardziej ustawionego partnera, ale już takie klimaty budzą mój niesmak. Mimo wszystko fajnie, jak się oboje partnerzy szanują, zamiast traktować siebie wzajemnie, jako środek do osiągnięcia celu. Pewne rzeczy nie mieszczą mi się w głowie, jak choćby życie całkowicie na cudzy koszt, kiedy korzystam wyłącznie z cudzych dobrodziejstw i środków. Z tego względu, dobry przepis na związek, to moim zdaniem bardzo zbliżony poziom życia obojga partnerów, a przynajmniej nie tak drastycznie różny, kiedy np zarobki jednego okazują się 10 razy wyższe od pensji drugiej osoby. Nie mógłbym żyć tak, zarówno jako facet zarabiający więcej, jak i mniej.
Nigdy nie podchodziłem do relacji w ten sposób, że kobieta ma mi podnosić ego, gdzie chwaliłbym się na prawo i lewo, kogo to sobie nie "upolowałem". Zwyczajnie szukam osoby, z którą się dobrze czuję czy też dogaduję na odpowiednim poziomie. Nie wiem, może dla innych to to samo, co budowanie sobie ego, dla mnie kompletnie  odmienne kwestie.

Ale jaki miałbyś problem z zarabianiem 10 x wiecej od partnerki? W czym tu problem?

28,219

Odp: 30lat i cały czas sam

Jaki problem? Ano taki, że nie zamierzam w przytłaczającej większości harować na życie, potrzeby i zachcianki,  kiedy ona dokłada się do tego tylko w symbolicznie. Wiem, może i dziwne, ale mam specyficzne pojmowanie równowagi w życiu smile

Tym bardziej, jeśli ta niższa kwota zbliża się do minimalnej a ta wyższa...jest odpowiednio wysoka.. Nie przepadam za rażącymi dysproporcjami.

28,220

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

Wiele takich przypadków zaobserwowałam. Nie uwierzę, że status kobiety nie jest ważny dla mężczyzn. Jest niesamowicie ważny. Bycie z taką kobietą, o ile ten nie czuje się gorszy, buduje jego ego. Czuje się wyjątkowy, bo kobieta z wyższego szczebla w hierarchii społecznej wybrała właśnie jego. Nie oszukujmy się, relacją z kasjerką żaden by się nie szczycił (pomijając już fakt, czy mu wypada być z kimś takim). Dlaczego miałby w ogóle ją wybrać? Te kobiety o wyższym statusie też mogą być ciepłe i opiekuńcze, czy zabawne, a wybierają konkretnych mężczyzn nie dlatego, że czegoś od nich potrzebują, a dlatego, że chcą.

Zgadzam się, status potrafi być ważny niezależnie od płci. Dla mnie przykładem była tą jedna dziewczyna, która dziś jest właśnie lekarką. Te 10 lat temu jej ambicja by pójść na medycynę i zostać lekarzem robiły na mnie ogromne wrażenie. Niestety za duże, a ja miałem za niską samoocenę i wiecie jak to się skończyło. Jednak czasami nadal myślę co mógłbym osiągnąć będąc u jej boku. Też znam nie jeden przypadek gdzie to kobieta ma wyższy status, była bogata z domu, a weszła w związek z totalnym przeciętniakiem. I co najciekawsze właśnie takie związki trwają najdłużej i przynajmniej z zewnątrz wydają się szczęśliwe. Nie ogarniam czemu tylu facetów ma problem z tym, że kobieta ich przewyższa pod pewnymi względami. Byłbym wdzięczny takiej kobiecie za to, że mogłaby mi pokazać lub umożliwić doświadczenie czegoś co dla mnie byłoby całkowicie poza zasięgiem albo osiągnięcie tego zajęłoby dziesiątki lat lub całe życie.

28,221

Odp: 30lat i cały czas sam

A znacie jakiś przypadek żeby dyrektor w korpo związał się ze sprzątaczką Zdziśką? Bo ja nie smile

Status jest ważny dla obydwu stron, ale nie w każdym przypadku.

Podobnie oszust z Tindera.
Robił z siebie milionera, który lata własnym odrzutowcem.

Jakoś laski tak szalenie nie zakochiwały się w ochroniarzu pracującym w Kauflandzie hehe big_smile

28,222

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

etc... Wiele takich przypadków zaobserwowałam. Nie uwierzę, że status kobiety nie jest ważny dla mężczyzn. Jest niesamowicie ważny.


Tylko w pewnych i dodajmy dość wąskich kręgach ma to znaczenie. I jest to najczęściej elementem swego rodzaju polityki w biznesie. Motyw robienia pieniędzy poprzez odpowiednie koligacje jest dalej aktualny. I nie ma większego związku z płcią.

28,223

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

A znacie jakiś przypadek żeby dyrektor w korpo związał się ze sprzątaczką Zdziśką? Bo ja nie smile


A ja znam takich sporo. Tylko to były przygody i romanse, a nie jakieś trwałe związki. Bo na tym poziomie małżeństwo nie jest wyrazem romantyzmu tylko to bardzo często element biznesowy.

28,224

Odp: 30lat i cały czas sam

Romans czy raczej skok w bok dla przeżycia przygody to może i każdy z każdym, byle się dobrze gadało i sobie podobało. Nie trzeba tu specjalnie wielkiego porozumienia dusz, jeśli chodzi o sam seks. Co innego długotrwały romans połączony z zaangażowaniem emocjonalnym. Może i taka prawniczka czy lekarka lub szefowa z korpo zechciałaby sobie pójść w tango z hydraulikiem czy murarzem, ale związku raczej z tego nie będzie.

28,225

Odp: 30lat i cały czas sam
bagienni_k napisał/a:

Może i taka prawniczka czy lekarka lub szefowa z korpo zechciałaby sobie pójść w tango z hydraulikiem czy murarzem, ale związku raczej z tego nie będzie.


A kto powiedział, że musi być z tego związek?


Jedno buzi-buzi bez majtek i od razu miłość do grobowej deski? Już wizje dzieci i domku z białym płotem? Bez przesady.



Poza tym, wyszydzany przez ciebie model był dość szeroko stosowany w PRLu. Kiedy to wysoko postawiona sekretarka czy urzędniczka albo nauczycielka czy inna pielęgniarka była w małżeństwie z szeregowym pracownikiem fabryki, jakimś monterem czy kierowcą szambiarki.

28,226

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Ogarnąłem ... escort girl,
Płacę kilkaset złotych za spotkanie, ... jakieś papierki.
Atrakcyjna, ciało ma lepsze niż większość osiemnastek.
Tyłek ma dosłownie jak te gorące laski z insta.
Co mnie najbardziej zdziwiło? - ..
A tu się okazało, że laska jest naprawdę inteligentna i mądra, serio.
Można z nią porozmawiać na wiele ciekawych tematów o samorozwoju, zdrowym podejściu do życia, pomaganiu innym, o sferach metafizycznych itp. (serio).

Super że się ogarnąłeś i że trafiłeś na fajną dziewczynę. smile Gratuluję.



W sumie szkoda, że to jedyny sposób, żeby spotykać się z jakąś dziewczyną, poprzez płacenie jej.

Zawsze się jakoś płaci. NIe masz rodziny, dzieci, długów, zarabiasz, to możesz przecież dziewczynę wspomóc finansowo. Po to się pracuje, aby być szczęsliwym. Ty pracujesz aby być szcześliwym, i ona też pracuje, aby być szczęśliwą.

28,227

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
SamotnaWilczyca napisał/a:

Wiele takich przypadków zaobserwowałam. Nie uwierzę, że status kobiety nie jest ważny dla mężczyzn. Jest niesamowicie ważny. Bycie z taką kobietą, o ile ten nie czuje się gorszy, buduje jego ego. Czuje się wyjątkowy, bo kobieta z wyższego szczebla w hierarchii społecznej wybrała właśnie jego. Nie oszukujmy się, relacją z kasjerką żaden by się nie szczycił (pomijając już fakt, czy mu wypada być z kimś takim). Dlaczego miałby w ogóle ją wybrać? Te kobiety o wyższym statusie też mogą być ciepłe i opiekuńcze, czy zabawne, a wybierają konkretnych mężczyzn nie dlatego, że czegoś od nich potrzebują, a dlatego, że chcą.

Zgadzam się, status potrafi być ważny niezależnie od płci. Dla mnie przykładem była tą jedna dziewczyna, która dziś jest właśnie lekarką. Te 10 lat temu jej ambicja by pójść na medycynę i zostać lekarzem robiły na mnie ogromne wrażenie. Niestety za duże, a ja miałem za niską samoocenę i wiecie jak to się skończyło. Jednak czasami nadal myślę co mógłbym osiągnąć będąc u jej boku. Też znam nie jeden przypadek gdzie to kobieta ma wyższy status, była bogata z domu, a weszła w związek z totalnym przeciętniakiem. I co najciekawsze właśnie takie związki trwają najdłużej i przynajmniej z zewnątrz wydają się szczęśliwe.

Ten zwykły facet, z jednego z moich przykładów, nie był w związku z tą kobietą. Poznali się przypadkiem przez wspólnego znajomego na imprezie i raz go gdzieś podrzuciła tym Porsche tongue Taki to był trwały związek.


Shinigami napisał/a:

Nie ogarniam czemu tylu facetów ma problem z tym, że kobieta ich przewyższa pod pewnymi względami. Byłbym wdzięczny takiej kobiecie za to, że mogłaby mi pokazać lub umożliwić doświadczenie czegoś co dla mnie byłoby całkowicie poza zasięgiem albo osiągnięcie tego zajęłoby dziesiątki lat lub całe życie.

Jak to dlaczego? Chodzi o wzorzec męskości i kobiecości. W takim zestawieniu mężczyzna jawi się jako słaby, niezaradny, czyli niemęski.

28,228

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

Jak to dlaczego? Chodzi o wzorzec męskości i kobiecości. W takim zestawieniu mężczyzna jawi się jako słaby, niezaradny, czyli niemęski.

Bingo

28,229

Odp: 30lat i cały czas sam
Bert44 napisał/a:
SamotnaWilczyca napisał/a:

Jak to dlaczego? Chodzi o wzorzec męskości i kobiecości. W takim zestawieniu mężczyzna jawi się jako słaby, niezaradny, czyli niemęski.

Bingo


No nie do końca, bo takie wżenki w górę zawsze miały miejsce. Szczególnie za czasów słusznie minionego systemu feudalnego. W takiej Japonii to wciąż bardzo popularny motyw, dlatego ona przoduje w.....adopcjach....dorosłych ludzi:
https://businessinsider.com.pl/wiadomos … ii/p52hjfk


Takie postrzeganie sytuacji jest typowe dla biednych, gdzie progiem wyjścia jest.....dno, muł i wodorosty czyt. jedna strona nie ma dosłownie nic jak Shini i jest uwieszona na garnuszku tej osoby, która się w jakiś sposób dorobiła. I przez feminazistki, które nie popuszczą żadnej sytuacji, aby tylko facetom jakoś dokopać.

Perspektywa się zmienia, kiedy mamy do czynienia z takimi małżeństwami jak np ratownik medyczny i pani ordynator. Strażak i kierowniczka wyższego szczebla w korpo itp. Znam bardzo dużo takich małżeństw (szczególnie z pokolenia moich rodziców), gdzie to właśnie kobiety robiły kariery (czy to poprzez wyższe zarobki czy bardziej prestiżową posadę), a faceci byli szeregowymi fizolami w fabrykach, montowniach, zakładach wszelkiej maści i nikt nigdy im męskości przez to nie odbierał. Wręcz przeciwnie.

Taka narracja pojawiła się dopiero w ostatnich latach i została narzucona przez......wojujące feminazistki i czasem przez nowobogackich dorobkiewiczów z kompleksem pieniądza i wykształcenia. Wcześniej było to widziane inaczej, bo karierę mogli robić ludzie z ustawionych (bogatych) domów, z koligacjami politycznymi itp. Facet jak robił swoje - nawet na niskich stanowiskach - to i tak był postrzegany jako normalny, regularny facet.

Kapitalistyczny konsumpcjonizm i (pseudo) tradycyjne małżeństwa to w PL prawie nigdy nie miały miejsca. Za długo byliśmy pod zaborami, za dużo nieudanych powstań, czystek, ludobójstwa. A to w większości ginęli faceci - szlachta, ludzie majętni, wolnomyśliciele, artyści, nauczyciele itp. Prawdziwie wolną Polskę mamy dopiero od ~25 lat, a próbuje się u nas przeszczepiać wzorce jako "od zawsze obowiązujące" z krajów zachodnich.

28,230

Odp: 30lat i cały czas sam

Makao i po makale

28,231

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

Znam bardzo dużo takich małżeństw (szczególnie z pokolenia moich rodziców), gdzie to właśnie kobiety robiły kariery (czy to poprzez wyższe zarobki czy bardziej prestiżową posadę), a faceci byli szeregowymi fizolami w fabrykach, montowniach, zakładach wszelkiej maści i nikt nigdy im męskości przez to nie odbierał. Wręcz przeciwnie.

Pewnie je bili, by poczuć, że to jednak oni dominują tongue Jak dobrze, że nie żyjemy w tamtych czasach i mamy wybór. A ta Japonia to trochę od czapy.

28,232

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:

Znam bardzo dużo takich małżeństw (szczególnie z pokolenia moich rodziców), gdzie to właśnie kobiety robiły kariery (czy to poprzez wyższe zarobki czy bardziej prestiżową posadę), a faceci byli szeregowymi fizolami w fabrykach, montowniach, zakładach wszelkiej maści i nikt nigdy im męskości przez to nie odbierał. Wręcz przeciwnie.

Pewnie je bili, by poczuć, że to jednak oni dominują tongue Jak dobrze, że nie żyjemy w tamtych czasach i mamy wybór. A ta Japonia to trochę od czapy.

Inne czasy inne wartosci

28,233

Odp: 30lat i cały czas sam

Jak chyba wszyscy dobrze wiedzą, świat PRL-u różnił się diametralnie od realiów dzisiejszych czasów. Ciężko oceniać, co było właściwe a co nie, jednak może lepiej oceniać rzeczywistość z obecnej perspektywy? Może od czasu do czasu taki układ mógłby się udać, ale moim zdaniem między parą ludzi z tak odmiennych światów występuje zwykle po prostu za dużo różnic, aby coś z tego wyszło na dłuższą metę. Albo nie natykają się na siebie wcześniej, albo przy bliższym spotkaniu nie dogadują się na tyle, żeby coś się poważnego wydarzyło.

28,234

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:

Znam bardzo dużo takich małżeństw (szczególnie z pokolenia moich rodziców), gdzie to właśnie kobiety robiły kariery (czy to poprzez wyższe zarobki czy bardziej prestiżową posadę), a faceci byli szeregowymi fizolami w fabrykach, montowniach, zakładach wszelkiej maści i nikt nigdy im męskości przez to nie odbierał. Wręcz przeciwnie.

Pewnie je bili, by poczuć, że to jednak oni dominują tongue Jak dobrze, że nie żyjemy w tamtych czasach i mamy wybór. A ta Japonia to trochę od czapy.


Nie dopowiadaj sobie, aby ci do obrazka pasowało. Nikt nikogo nie bił - najwyżej rozwydrzone dzieciaki kablem od prodiża i to rzadko akurat robił ojciec, bo stary jakby pierdolnął, to by za jednym razem obie nogi połamał. I o ile patologia istniała zawsze, o tyle zawsze była też ona marginalna. A przykład Japonii nie jest od czapy. Jest bardzo dobrym przykładem, bo wżenki w górę w większości bogatych krajów normalnie funkcjonują, bo w większości tamtych krajów nikt czystek nie przeprowadzał jak w PL, przez kilka-kilkanaście pokoleń. I u nas bogaci/szlachta/ludzie majętni albo spierdolili, albo zostali wybici. I została zakompleksiona biedota, która postrzega pewne - normalne dla reszty świata - zachowania jako coś niezrozumiałego, dziwnego i uwłaczającego godności. Tylko twoim punktem wyjścia, pryzmatem postrzegania całej sytuacji jest turbo biedny i zakompleksiony facet, albo wręcz zaburzony, średnio dający sobie radę w społeczeństwie autystyk z kobietą z klasy średniej-niższej. W wyższych sferach to normalna, regularna praktyka. Która z jednej strony nobilituje i daje życiową szansę, ale z drugiej jest też bardzo dużą odpowiedzialnością, aby ten prestiż udźwignąć.


bagienni_k napisał/a:

Jak chyba wszyscy dobrze wiedzą, świat PRL-u różnił się diametralnie od realiów dzisiejszych czasów. Ciężko oceniać, co było właściwe a co nie, jednak może lepiej oceniać rzeczywistość z obecnej perspektywy?


Ale to nie jest prehistoria, tylko to jest pokolenie naszych rodziców i dziadków. I nawet oceniając to z obecnej perspektywy to nie było w tym nic złego. Nie raz i nie dwa to kobiety właśnie opiekowały się pochorowanymi facetami, którzy w pracach potracili zdrowie czy kończyny. Bo komuś ujebało rękę albo nogę na budowie, bo pracownik huty albo kopalni dostał pylicy, bo kierowcy zawodowemu organy opadły, bo spawacz prawie stracił wzrok, bo mundurowy stracił słuch i tak dalej. I nikomu to nie ujmowało męskości - ryzyko zawodowe. Bo każdy rozumiał, że rodzinę zakłada się po to, aby sobie pomagać, aby na sobie móc polegać. Związek (w szczególności małżeński) to nie wyścig szczurów ani nie pokaz siły czyje na wierzchu. Jeśli konkurujesz z partnerem o to kto ma większe cohones to to jest gówno, a nie związek. To praca zespołowa na wspólne szczęście i dobrobyt. A komu jak się zawodowo układa to już pochodna okoliczności, na które sumarycznie rzadko mamy większy wpływ, bo zmienia się polityka, bo zmienia się ekonomia. Ja się urodziłem w innym ustroju politycznym i gospodarczym. Nie było internetu ani telefonii komórkowej. Kto wie co będzie za kolejne 20 lat? Kolejna wojna? A może ogólnoświatowy dobrobyt związany z ujarzmieniem fuzji jądrowej na przemysłową skalę?



Ile męskości/kobiecości może być w wieloletnim związku, jak w życiu pojawiają się tak prozaiczne rzeczy jak choroby i wypadki? Jak się pochorujesz do tego stopnia, że robisz pod siebie nieprzytomny, to ile męskości w tobie zostaje w takiej sytuacji? Jak pożądać kobietę, której rzygi i gówno się wycierało po ostrym przypadku grypy żołądkowej, albo po ciężkiej operacji i rekonwalescencji w domu? W związku musisz nauczyć się zostawiać ego za sobą i grać odpowiednio do sytuacji życiowej. Tylko to jest gra jednej drużyny do jednej bramki. A nie przeciwko sobie.

Ile męskości zostanie w tobie jak za miesiąc firma, w której pracujesz padnie? Bo nastąpi jakieś załamanie rynku i twój, obecnie super dochodowy fach, po prostu przestanie mieć takie znaczenie? Co jak w przypadku różnych sytuacji życiowych będziesz musiał zmienić branże i przez jakiś czas to twoja partnerka będzie zarabiać więcej? Jeśli utożsamiamy męskość z tak absurdalnymi rzeczami jak to, kto zarabia więcej, to nigdy nie będzie dobrze i kompleksy rozpieprzą nawet pozornie najlepszy związek.

28,235

Odp: 30lat i cały czas sam

Niestety nie ma kodu do shortów, ale polecam Olkę Szczęśniak  smile

https://www.youtube.com/shorts/esjIZcmKJ2M

28,236 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-03-16 12:46:16)

Odp: 30lat i cały czas sam

Pozostanę przy swoim zdaniu, że jednak tamte realia, mimo tak naprawdę nieodległej przeszłości, nijak się miały do dzisiejszych. Sam żyję na tym świecie ledwo niecałe 40 lat, widząc przy tym jaka przepaść istnieje między nawet latami 90-tymi a czasami obecnymi.

Nie mówię tutaj oczywiście o tym, co definiuje męskość a co kobiecość, bo to kompletnie co innego, niż to, co miałem na myśli. Łatwo jednak, jak to często bywa, przeinaczyć czyjeś słowa.
Byłbym jednym z ostatnich, którzy kwestionowaliby ideę związku, jako wspólnoty czy pracy zespołowej. W życiu zdarzają się różne sytuacje, więc jeśli dopada nas kryzys czy jednemu z partnerów dzieje się źle, to oczywistym jest, że skoro jesteśmy razem to należy wręcz wziąć sytuację na klatę i wspomóc drugą osobę, w jakikolwiek sposób miałoby się to odbyć. Twierdzenie, że facetowi ujmuje męskości wypadek w pracy czy kryzys zawodowy jest idiotyzmem. Wiadomo, że rozsądni i zdrowo myślący ludzie są świadomi tego, że w związku czy życiu zdarzają się cięższe czasy, więc skoro oboje się dobrali razem, to razem będą w stanie pokonać większość przeszkód, jeśli oboje robią, co mogą. Z zarobkami bywa różnie, raz jednemu się noga powinie, raz drugiemu. Jednak mam prawo oczekiwać na początku, żeby moja partnerka również zarabiała czy zarabiała na podobnym poziomie, gdyż nie zamierzam na samym już starcie ani na kimś żerować, ani nikogo sponsorować.

Mimo wszystko, obecnie każdy ma prawo NA POCZĄTKU celować w odpowiedni "target" wybierając sobie partnera do życia. Można się rzecz jasna ostro przejechać, ale nikt nie należy oczekiwać, że ktoś będzie postępował świadomie wbrew swoim oczekiwaniom. Wymagania ma i powinien mieć każdy, tylko samo słowo "wymaganie" kojarzy się raczej zbyt negatywnie, lepsze będzie "oczekiwanie". Każdy je ma, niezależnie czego by dotyczyły. Co w tym złego, że obecnie osoba, powiedzmy po 2 kierunkach studiów, znająca kilka języków, ambitna i przebojowa poszukuje w partnerze podobnych cech, wartości, czy podejścia do życia? Jeśli nie będzie chciała brać sobie operatora wózka widłowego czy murarza, to już jakaś wielka zbrodnia?
Operator ów czy murarz może się okazać porządnym, inteligentnym i uczynnym człowiekiem, więc być może trafi na odpowiednią osobę, ale ma też prawo nie być "pożądany" przez wszystkich. Bywają pewne kwestie, które mocno dzielą ludzi z różnych światów. O ile nawet studia nie są w dzisiejszych czasach aż tak wielkim wyczynem, to już np. stopień znajomości języków obcych bywa nierównomierny. W moim pokoleniu a tym bardziej młodszym jest raczej nie do pomyślenia, żeby ktoś nie znał choć jednego, jeśli nie więcej. Szczególnie dotyczy to ludzi ze średnich lub dużych miast. Jednak w małych miasteczkach lub na wsiach a tym bardziej wśród starszego pokolenia bywa z tym bardzo różnie, gdzie często ludzie nie potrafią się porozumieć nawet w podstawowym stopniu w innym języku niż polski. To są te, niby drobne różnice, które nas dzielą. Jednak kiedy sporo takich "drobnych" różnic się nagromadzi to już może stworzyć między ludźmi trudną do pokonania barierę.
Zamiast znajomości języków obcych można sobie wstawić cokolwiek innego.

28,237

Odp: 30lat i cały czas sam

Ktoś tymi wózkami musi jeździć, ktoś kostkę musi układać, ktoś musi tynki zarzucać, murować, robić dachy, docieplać budynki, naprawiać pralki/krany/samochody, ściągać śmieci/nieczystości etc etc. Czy do tego są potrzebne studia, języki? No nie są. Czy mężczyzna wykonujący te prace, dodajmy kluczowe dla funkcjonowania przeciętnej, młodej kobiety, która ma zazwyczaj ogarnięte studia itd...? Śmiem wątpić. Czy w ogóle macie zielone pojęcie jak wyglądają mniejsze miasta, prowincja, ba nawet taki Bytom? Od groma wolnych mężczyzn, którzy wolni pozostaną i tyle.

28,238

Odp: 30lat i cały czas sam

Jasna sprawa, że te wszystkie zajęcia ktoś musi wykonywać. Póki co, w przytłaczającej większości wypadków, będą je wykonywać faceci, z różnych zresztą względów. Jednym taka robota wystarcza, innych to może i ciekawi, a skoro kobiety raczej się za to brać nie będą, wyboru za dużego nie ma. Część z tych facetów i tak sobie znajdzie partnerki, innym się nie powiedzie.
Nie można jednak mieć do tej czy innej kobiety pretensji, że szuka sobie partnera wśród osób po studiach czy znających języki. Niech każdy postępuje zgodnie ze swoimi pragnieniami czy oczekiwaniami.

28,239

Odp: 30lat i cały czas sam
bagienni_k napisał/a:

Jasna sprawa, że te wszystkie zajęcia ktoś musi wykonywać. Póki co, w przytłaczającej większości wypadków, będą je wykonywać faceci, z różnych zresztą względów. Jednym taka robota wystarcza, innych to może i ciekawi, a skoro kobiety raczej się za to brać nie będą, wyboru za dużego nie ma. Część z tych facetów i tak sobie znajdzie partnerki, innym się nie powiedzie.
Nie można jednak mieć do tej czy innej kobiety pretensji, że szuka sobie partnera wśród osób po studiach czy znających języki. Niech każdy postępuje zgodnie ze swoimi pragnieniami czy oczekiwaniami.

Ależ oczywiście, że nie można mieć pretensji. Irytujące jest jedynie pieprzenie głupot, jak to wystarczy facetowi jakiś fryzjer czy ciuch ewentualnie jakiś coach i już może ruszać na podboje - są to oczywiste brednie. I teraz weźmy przez analogię tą wojnę na Ukrainie, czy taki wiecznie wolny mężczyzna, na którego od zawsze nasze dziewczyny kręcą nosem, gdyby wojna zawitała do naszego kraju, czy powinien iść za nie walczyć, odnosić rany, w końcu zginąć..?

28,240

Odp: 30lat i cały czas sam

Z pewnością sam fryzjer, ciuch czy coach nikomu nie pomoże w zdobyciu czy podniesieniu pewności siebie i poprawie jakości życia. Takie coś trzeba latami wypracować. Natomiast co do wojny, to raczej walczące strony nie giną wyłącznie za płeć żeńską, ale za całość. Sam bym raczej nie pomyślał, że muszę walczyć głównie za kobiety. Jak już, to się bijesz za kraj i pewne wartości.

28,241 Ostatnio edytowany przez SamotnaWilczyca (2025-03-16 18:20:59)

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:
SamotnaWilczyca napisał/a:
Jack Sparrow napisał/a:

Znam bardzo dużo takich małżeństw (szczególnie z pokolenia moich rodziców), gdzie to właśnie kobiety robiły kariery (czy to poprzez wyższe zarobki czy bardziej prestiżową posadę), a faceci byli szeregowymi fizolami w fabrykach, montowniach, zakładach wszelkiej maści i nikt nigdy im męskości przez to nie odbierał. Wręcz przeciwnie.

Pewnie je bili, by poczuć, że to jednak oni dominują tongue Jak dobrze, że nie żyjemy w tamtych czasach i mamy wybór. A ta Japonia to trochę od czapy.


Nie dopowiadaj sobie, aby ci do obrazka pasowało. Nikt nikogo nie bił [..]

lol ...

A co do Japonii, przykład jest od czapy, bo niezbyt związany z tematem. Według tego artykułu, szefowie "adoptują" swoich managerów itp., czyli nadają im swoje nazwisko, ponieważ zgodnie z tradycją chcą, by ich firmy były postrzegane jako zarządzane przez rodzinę... Co to ma do rzeczy? Jaki związek z kobietami w Polsce i ich wyborem partnera życiowego?


assassin napisał/a:

Czy w ogóle macie zielone pojęcie jak wyglądają mniejsze miasta, prowincja, ba nawet taki Bytom? Od groma wolnych mężczyzn, którzy wolni pozostaną i tyle.

Tutaj głównym powodem jest migracja kobiet do większych miast.

assassin napisał/a:

Ależ oczywiście, że nie można mieć pretensji. Irytujące jest jedynie pieprzenie głupot, jak to wystarczy facetowi jakiś fryzjer czy ciuch ewentualnie jakiś coach i już może ruszać na podboje - są to oczywiste brednie.

A bierzesz pod uwagę fakt, że kobiety mają standardy na różnych poziomach?

28,242

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:
assassin napisał/a:

Ależ oczywiście, że nie można mieć pretensji. Irytujące jest jedynie pieprzenie głupot, jak to wystarczy facetowi jakiś fryzjer czy ciuch ewentualnie jakiś coach i już może ruszać na podboje - są to oczywiste brednie.

A bierzesz pod uwagę fakt, że kobiety mają standardy na różnych poziomach?


Polki mają bardzo niskie standardy. Praktycznie zerowe.

28,243

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:
SamotnaWilczyca napisał/a:
assassin napisał/a:

Ależ oczywiście, że nie można mieć pretensji. Irytujące jest jedynie pieprzenie głupot, jak to wystarczy facetowi jakiś fryzjer czy ciuch ewentualnie jakiś coach i już może ruszać na podboje - są to oczywiste brednie.

A bierzesz pod uwagę fakt, że kobiety mają standardy na różnych poziomach?


Polki mają bardzo niskie standardy. Praktycznie zerowe.

Z tym w większości się zgadzam, na ogół mają zbyt niskie. Co do przykładu Japonii, jak wyżej w edytowanym poście.

28,244

Odp: 30lat i cały czas sam
bagienni_k napisał/a:

Pozostanę przy swoim zdaniu, że jednak tamte realia, mimo tak naprawdę nieodległej przeszłości, nijak się miały do dzisiejszych. Sam żyję na tym świecie ledwo niecałe 40 lat, widząc przy tym jaka przepaść istnieje między nawet latami 90-tymi a czasami obecnymi.


Z jednej strony piszesz, że realia niby kompletnie inne, ale potem podkreślasz, że jednak związek to bycie w jednej drużynie. No to jak to w końcu? wink Bo to się najbardziej zmieniło > postrzeganie ról w związku. Teraz to jest wyścig kto lepszy i czyje na górze. Nie ma partnerstwa.


Twierdzenie, że facetowi ujmuje męskości wypadek w pracy czy kryzys zawodowy jest idiotyzmem.

No to odnieś to teraz do słów Samotnej, że facet zarabiający mniej niż kobieta to jest "niemęski". Bo rozmowa jest w tym właśnie kontekście.


Co w tym złego, że obecnie osoba, powiedzmy po 2 kierunkach studiów, znająca kilka języków, ambitna i przebojowa poszukuje w partnerze podobnych cech, wartości, czy podejścia do życia?.

To są kwestie niezależne. Zaradność życiowa nie ogranicza się jedynie do grubego portfela. Tak samo jak kobieca delikatność nie oznacza życiowej ciapy i naiwniaczki.


Jeśli nie będzie chciała brać sobie operatora wózka widłowego czy murarza, to już jakaś wielka zbrodnia?

Tu nie chodzi o indywidualne wybory, ale o kreowanie przez niektórych ludzi (w sumie obojga płci) wizerunku, że ten operator wózka czy inny spawacz to ślamazary życiowe i generalnie pizdy, a nie faceci.

28,245

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

Co do przykładu Japonii, jak wyżej w edytowanym poście.

A co do Japonii, przykład jest od czapy, bo niezbyt związany z tematem. Według tego artykułu, szefowie "adoptują" swoich managerów itp., czyli nadają im swoje nazwisko, ponieważ zgodnie z tradycją chcą, by ich firmy były postrzegane jako zarządzane przez rodzinę... Co to ma do rzeczy? Jaki związek z kobietami w Polsce i ich wyborem partnera życiowego?

To jest kwestia dumy i honoru. Nie powierza się pewnych interesów obcym. Popatrz na koligacje rodzinne w naszej polityce. Albo zobacz jak do biznesu podchodzą Żydzi. I jak ktoś chce robić biznes na pewnym poziomie, to wżenić się musi. Nie ma to związku z kobietami samymi w sobie tylko z funkcją małżeństwa i nazwiska na pewnych poziomach bogactwa i biznesu. Robi tak cały świat. To, że w Polsce wżenek faceta w górę jest jakąś ujmą na męskiej dumie to tylko narodowy kompleks, głównie kobiet ze społecznych nizin, dla których punktem wyjścia do rozumienia całej sytuacji jest to, ze same prawie nic nie mają i wyobrażają sobie, ze facet musiałby mieć jeszcze mniej. A mniej, to w takiej sytuacji mają tylko przypadki patologiczne. I wtedy to faktycznie jest to ujma, kiedy jest się zwykłą pijawą nie dającą nic od siebie. Przy czym bycie kurą lub kurem/kogutem domowym nie oznacza bycie takim darmozjadem.

Ratownik żeni się z panią ordynator. Wżenek w górę? Oczywiście. Bo taka ordynatorka to zarabia jedno zero więcej. Różnica ogromna. Czy to w jakiś sposób ujmuje facetowi? Czy jest mniej pracowity? Mniej odpowiedzialny? Czy jest w jakiś sposób gorszy? No nie. To trzeba być bułą zlepioną z kompleksów, żeby tak twierdzić.

A takich małżeństw jest na pęczki, gdzie faceci wykonują prace jak te z przykładów assassin'a, a kobiety robią kariery albo przynajmniej zajmują wyższe lub lepiej płatne stanowiska od swoich partnerów. No chyba, że uważasz, że każdy śmieciarz, hydraulik, czy malarz jest człowiekiem samotnym lub ma niepracującą żonę na utrzymaniu. Bo większość par tego typu jakie kiedykolwiek poznałem to typ był np taksówkarzem po technikum, a babka pielęgniarką po studiach. Koleś był mechanikiem, a jego żona kierowniczką w sklepie. I tak wymieniać można naprawdę długo.

28,246 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-03-16 19:24:21)

Odp: 30lat i cały czas sam

No widzisz, mi zaś chodzi właśnie od samego początku o INDYWIDUALNE WYBORY, nic więcej. Wybory mają jednak to do siebie, że się rozglądasz za kimś, kto Ci odpowiada. Na pewne kwestie nie ma mocnych..

Równość i partnerstwo w relacji to już inny temat.
Nie zamierzam zaprzeczać oczywistemu dla mnie faktowi, że zdrowy związek powinien być partnerski, gdzie oboje partnerzy dają z siebie do wspólnego dobra w miarę po równo. Dlatego, kiedy ktoś wyżej się wielce zdziwił, dlaczego nie chciałbym zarabiać 10x więcej niż partnerka, stwierdziłem, że nie lubię rażących dysproporcji, w drugą stronę zresztą też. Wiadomo, że jest cała masa kobiet, którym to odpowiada. Ja nie zamierzam robić za woła, który odwala większość roboty. Można mnie nazwać "niemęskim", ale mam to w d**ie. Akurat Samotna jest ewidentnie uprzedzona do płci męskiej, choćby z uwagi na pomijanie wielu kwestii czy wątków poruszanych w postach, gdzie odnosi się wyłącznie do kobiecej pespektywy, traktując wybiórczo każdy tekst - aż tak bardzo się tym znowu nie przejmuję.

Schematy czy stereotypy panujące w społeczeństwie niestety mają się dobrze. Wyznacznikiem zaradności czy sukcesu nadal pozostanie dla wielu ludzi wykształcenie, wysokie stanowisko czy chęć do nieustannego rozwoju. Kobiety, być może ze względu na swoje własne preferencje, patrzą na facetów przez swój pryzmat, choćby w kontekście podejścia do życia i kariery zawodowej. Dla wielu osób sam prestiż jest ważny, gdzie jazda wózkiem widłowym będzie zwykłym obciachem a "jedyna słuszna praca" to kierownicze stanowisko w korpo, siedząc za biurkiem przed laptopem. Praca fizyczna dla wielu pozostanie czymś gorszym, czego się będą brzydzić, bo przecież w życiu należy być ambitnym, kreatywnym, pracując umysłowo, podejmując trudne czy odpowiedzialne wyzwania. Tymczasem ktoś właśnie musi tą kostkę brukową wykładać, naprawiać hydraulikę czy wywozić śmieci, jak słusznie zauważył assasin.

W przypadku mojego zawodu, mimo wyższego wykształcenia i skończonych kursów, nieraz spotykałem się z kpiącym wzrokiem znajomych, choć na szczęście nielicznych. "Problemem" okazywał się nawet nienormowany czas pracy, bo przecież porządny człowiek w weekend powinien mieć wolne...Aby wzbudzić ponownie u nich szacunek, musiałbym zarówno zmienić zawód, stanowisko, jak i schemat pracy, czy przestać się w ogóle interesować tym tematem.

Zatem nie liczy się nawet kasa czy stanowisko, ale prestiż. Jeśli kobieta sobie wmawia, że spawacz czy murarz z pewnością będą życiowymi niedojdami, zarabiającymi minimalną, to mogą się nieźle zdziwić, jednocześnie sama będąc mocno ograniczoną. Nadal jednak będzie to ich wybór, kogo sobie wezmą spośród szerokiego grona kandydatów. Osobiście naprawdę mało znam takich przypadków wśród pokoleń od "Y" wzwyż, gdzie różnice między zarobkami, stanowiskami czy karierą zawodową byłyby tak znaczące. Być może u "X" i starszych jest inaczej. W obecnych czasach ludzie dobierają się często w pary tam, gdzie się ze sobą stykają. Osoby po studiach najczęściej biorą sobie partnerów spośród studiujących, bo z takimi mają najczęściej kontakt. Kobiety po studiach z facetami "jedynie" po liceum czy technikum może i bywają, ale jeszcze nie spotkałem się z przypadkiem, kiedy kobieta po studiach wyższych wiąże się z facetem po zawodówce.

Sam, odkąd tylko na studia wyjechałem aż po dziś dzień, obracam się praktycznie wyłącznie wśród ludzi, którzy skończyli minimum choćby liceum czy technikum, gdzie tak naprawdę 99,9 % osób studiowało lub studiuje. Zatem to może nie kierowanie się schematem, że jedynie takie osoby okażą się porządnymi, inteligentnymi czy zaradnymi ludźmi - zwyczajnie nie mam i nie szukam nikogo z innych środowisk, bo nasze drogi się rozjeżdżają.

28,247

Odp: 30lat i cały czas sam
bagienni_k napisał/a:

No widzisz, mi zaś chodzi właśnie od samego początku o INDYWIDUALNE WYBORY, nic więcej. Wybory mają jednak to do siebie, że się rozglądasz za kimś, kto Ci odpowiada. Na pewne kwestie nie ma mocnych..

Tylko problemem naszych czasów jest to, że swoje oczekiwania wielu ludzi buduje nie przez pryzmat realnych doświadczeń i potrzeb tylko fantazji opartej na socjal mediach.


Wyznacznikiem zaradności czy sukcesu nadal pozostanie dla wielu ludzi wykształcenie, wysokie stanowisko czy chęć do nieustannego rozwoju

Oj, to ja mam wrażenie, że wielu ludzi obecnie gardzi studiami. W takim sensie, że one nie są potrzebne do robienia kariery i wysokich zarobków, a często są stratą czasu i papierkiem bez pokrycia, bo zbyt wielu ludzi kończy jak Shini.


Dla wielu osób sam prestiż jest ważny, gdzie jazda wózkiem widłowym będzie zwykłym obciachem a "jedyna słuszna praca" to kierownicze stanowisko w korpo, siedząc za biurkiem przed laptopem. Praca fizyczna dla wielu pozostanie czymś gorszym, czego się będą brzydzić, bo przecież w życiu należy być ambitnym, kreatywnym, pracując umysłowo, podejmując trudne czy odpowiedzialne wyzwania

Tak, ale nazwijmy rzeczy po imieniu - to są właśnie narodowe kompleksy. Tak właśnie to wygląda w praktyce. Bo dla normalnych ludzi liczy się tylko to, czy ktoś jest dobry w tym co robi i czy czuje się spełniony/szczęśliwy.


Osoby po studiach najczęściej biorą sobie partnerów spośród studiujących, bo z takimi mają najczęściej kontakt.

Tak po prawdzie, to ja takich nie znam. Nie znam par w moim wieku, które poznałyby się na studiach, bo razem studiowały czy razem pracowały. Poznawali się na imprezach firmowych, czy na studenckich imprezach, wspólnych (zorganizowanych typu spływy kajakowe) wakacjach, przez znajomych itp. W miejscu pracy czy na wydziale - tylko przygody i romanse.



Kobiety po studiach z facetami "jedynie" po liceum czy technikum może i bywają, ale jeszcze nie spotkałem się z przypadkiem, kiedy kobieta po studiach wyższych wiąże się z facetem po zawodówce.

No to ja znam taki przypadek, gdzie babka ma studia, a jej mąż nawet nie ma matury. Pokolenie moich rodziców jak coś. Chłopak skończył podstawówkę i musiał pójść do pracy. Ot realia powojenne.

28,248

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

To jest kwestia dumy i honoru. Nie powierza się pewnych interesów obcym. Popatrz na koligacje rodzinne w naszej polityce. Albo zobacz jak do biznesu podchodzą Żydzi. I jak ktoś chce robić biznes na pewnym poziomie, to wżenić się musi. Nie ma to związku z kobietami samymi w sobie tylko z funkcją małżeństwa i nazwiska na pewnych poziomach bogactwa i biznesu. Robi tak cały świat. To, że w Polsce wżenek faceta w górę jest jakąś ujmą na męskiej dumie to tylko narodowy kompleks, głównie kobiet ze społecznych nizin, dla których punktem wyjścia do rozumienia całej sytuacji jest to, ze same prawie nic nie mają i wyobrażają sobie, ze facet musiałby mieć jeszcze mniej. A mniej, to w takiej sytuacji mają tylko przypadki patologiczne. I wtedy to faktycznie jest to ujma, kiedy jest się zwykłą pijawą nie dającą nic od siebie. Przy czym bycie kurą lub kurem/kogutem domowym nie oznacza bycie takim darmozjadem.

No właśnie ta ujma na honorze, istnieje głównie po stronie mężczyzn, nie kobiet. To przede wszystkim oni mają problem z samooceną w takim związku. Wzorzec kobiecości i męskości nie jest czymś, co wymyśliłam ja, czy inne kobiety. Zwróciłam tylko uwagę na to, że coś takiego istnieje, co istotnie wpływa na postrzeganie przez mężczyzn silnych kobiet, jako "zagrożenie". Nie mam żadnych kompleksów pod tym względem, jeśli do mnie pijesz. Co więcej, przez chwilę spotykałam się z kimś, kto miał mniej (jednocześnie nie był patologią) i to właśnie on miał z tym problem. Dodatkowo mój kolega, choć pewnie wynikało to z zazdrości, pytał z oburzeniem, jak mogę interesować się takim facetem, twierdząc, że to nie jest tak, że jego pozycja jest taka bez powodu, ale przeciwnie, świadczy o posiadaniu przez niego konkretnych cech, w tym braku inteligencji. Nie do końca zgadzałam się z nim, bo rozumiem, że na decyzje życiowe (czy ich brak) może składać się wiele czynników. Jednak okazało się, że mój kolega w pewnym sensie miał rację. Środowisko, w jakim się przebywa, wpływa na mentalność człowieka, na różne jego cechy, styl bycia, w tym nawet na podejście do kobiet. To oczywiste. Dzieje się tak w mniejszym lub większym stopniu. Zależy jak duże skłonności ma dana osoba do bycia... "gąbką", a na ile zachowuje swój indywidualizm.


Jack Sparrow napisał/a:

Ratownik żeni się z panią ordynator. Wżenek w górę? Oczywiście. Bo taka ordynatorka to zarabia jedno zero więcej. Różnica ogromna. Czy to w jakiś sposób ujmuje facetowi? Czy jest mniej pracowity? Mniej odpowiedzialny? Czy jest w jakiś sposób gorszy? No nie. To trzeba być bułą zlepioną z kompleksów, żeby tak twierdzić.

A takich małżeństw jest na pęczki, gdzie faceci wykonują prace jak te z przykładów assassin'a, a kobiety robią kariery albo przynajmniej zajmują wyższe lub lepiej płatne stanowiska od swoich partnerów. No chyba, że uważasz, że każdy śmieciarz, hydraulik, czy malarz jest człowiekiem samotnym lub ma niepracującą żonę na utrzymaniu. Bo większość par tego typu jakie kiedykolwiek poznałem to typ był np taksówkarzem po technikum, a babka pielęgniarką po studiach. Koleś był mechanikiem, a jego żona kierowniczką w sklepie. I tak wymieniać można naprawdę długo.

Nie uważam, że są samotni. Już pisałam, kobiece standardy są na różnych poziomach i najczęściej ci mężczyźni są z kimś, kto do nich pasuje. Nie oszukujmy się, że zestawienie typu - śmieciarz i ordynatorka, to coś nagminnego, jakaś norma. Czy tam nawet ratownik i ordynatorka... Jedynie można stwierdzić, że coś takiego się zdarza, i tyle.

28,249 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-03-16 21:16:30)

Odp: 30lat i cały czas sam

Dla mnie nigdy nie było szczególnie ważne czym konkretnie zajmuje się chłopak, tylko jak się czuje w tej pracy i ze swoją aktualną sytuacją życiową. Jeśli spełniałby się składając meble, naprawiając samochody, czy kładąc kafelki, to nie patrzyłabym na niego gorzej, bo nie ma ambicji, by zostać dyrektorem jakiejś korporacji, lekarzem, albo prawnikiem. Nie każdemu zależy na prestiżu i wielkich bogactwach. Umawiałam się ze studentami medycyny i inżynierami na równi z facetami po zawodówce. Rzecz jasna, miało dla mnie znaczenie, czy są inteligentni, ale do tego nie trzeba żadnego papierka. Możesz być szewcem i dużo bardziej inwestować w samorozwój, niż ktoś po studiach. Nie ma reguły. Według mnie nie oznacza to niskich standardów, tylko inne priorytety.

28,250

Odp: 30lat i cały czas sam
Mrs.Happiness napisał/a:

Dla mnie nigdy nie było szczególnie ważne czym konkretnie zajmuje się chłopak, tylko jak się czuje w tej pracy i ze swoją aktualną sytuacją życiową. Jeśli spełniałby się składając meble, naprawiając samochody, czy kładąc kafelki, to nie patrzyłabym na niego gorzej, bo nie ma ambicji, by zostać dyrektorem jakiejś korporacji, lekarzem, albo prawnikiem. Nie każdemu zależy na prestiżu i wielkich bogactwach. Umawiałam się ze studentami medycyny i inżynierami na równi z facetami po zawodówce. Rzecz jasna, miało dla mnie znaczenie, czy są inteligentni, ale do tego nie trzeba żadnego papierka. Możesz być szewcem i dużo bardziej inwestować w samorozwój, niż ktoś po studiach. Nie ma reguły. Według mnie nie oznacza to niskich standardów, tylko inne priorytety.

Myślę, że jednym z największych błędów myślowych omawianych właśnie kwestii jest utożsamianie czy wręcz całkowite łączenie męskości i atrakcyjności z zarobkami, zaradnością czy  pozycją. Znałem małżeństwo gdzie kobieta miała kilka kierunków studiów, 3-4 języki, a jej mąż zarabiał dużo więcej jako właściciel warsztatu samochodowego nie mając nawet matury. Nie raz mieliśmy klientów gdzie oboje w związku po studiach, fakultetach, podyplomowych, z kilkoma językami i oboje pracowali za ledwo średnią krajową. Za wszystko płacili rodzice jednej ze stron po podstawówce zarabiający na hodowli ziemniaków.

Jedna z ostatnich robót jakie mieliśmy to znajomy sprzed kilku lat. Gość po liceum, pracował na magazynie, jego żona kupuje, remontuje i sprzedaje z dużym zyskiem mieszkania. Ona zarabia wielokrotnie więcej od niego, a on pracuje dla niej robiąc te remonty. To ona rządzi całą kasą i takich związków czy małżeństw widziałem znacznie więcej.

I na koniec jeden z najciekawszych przykładów. Moja wykładowczyni ze studiów, bardzo fajna, mega wiedza i świetnie przekazywana, jej wykłady to była przyjemność, a ona sama miała tytuł dr.hab i zajmowała kierownicze stanowisko na uczelni. Jednocześnie była tak niezdarna, że kiedyś się wywaliła na prostej drodze, ciągle coś gubiła i miała problem żeby odpalić prezentację w PowerPoint. Opowiadała, że zatankowała samochód złym paliwem i przez to się spóźniła na zajęcia, tego typu historii miała więcej. Z tego co opowiadała to jej mąż zajmował się jakaś fizyczną robotą.

28,251 Ostatnio edytowany przez SamotnaWilczyca (2025-03-16 22:29:21)

Odp: 30lat i cały czas sam

Studia, czy znajomość języków, wcale nie muszą łączyć się z zaradnością. Zaradność, to jest umiejętność wykorzystania tego co masz i potrafisz, umiejętność radzenia sobie w żuciu. Facet może być po zawodówce, ale posiadać dużą firmę. I to jest zaradność, która naturalnie łączy się z zarobkami, a zarobki mogą łączyć się z atrakcyjnością. Już sama zaradność jest atrakcyjna, a dodatkowo mając pieniądze, możesz znacząco wpłynąć na to, jak wyglądasz.


Pozostawanie w pracy bez perspektyw, bo ktoś dobrze się w niej czuje, to właściwie niechęć do wychodzenia poza swoją strefę komfortu.

28,252

Odp: 30lat i cały czas sam

Panie mam do Was pytanie, bo ciekawi mnie jedna sprawa.

Chodzę do pracy, zarabiam pieniądze, ale z mojego otoczenia nikt nie wie jakie są moje zarobki.

Dosłownie nikt nie wie jakie mam wynagrodzenie.

Kobiety uważają, że jak facet zarabia mniej niż ona, to jest on taki niemęski.

No ale dobra, dajmy na to, że wchodzę w związek z kobietą i... Nie mówię jej ile zarabiam.

Więc ona nie wie, czy zarabia więcej/mniej niż ja.

Co wtedy? big_smile Jestem niemęski czy męski? big_smile

28,253

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Panie mam do Was pytanie, bo ciekawi mnie jedna sprawa.

Chodzę do pracy, zarabiam pieniądze, ale z mojego otoczenia nikt nie wie jakie są moje zarobki.

Dosłownie nikt nie wie jakie mam wynagrodzenie.

Kobiety uważają, że jak facet zarabia mniej niż ona, to jest on taki niemęski.

No ale dobra, dajmy na to, że wchodzę w związek z kobietą i... Nie mówię jej ile zarabiam.

Więc ona nie wie, czy zarabia więcej/mniej niż ja.

Co wtedy? big_smile Jestem niemęski czy męski? big_smile

Jakiego typu związek masz na myśli?

28,254

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Panie mam do Was pytanie, bo ciekawi mnie jedna sprawa.

Chodzę do pracy, zarabiam pieniądze, ale z mojego otoczenia nikt nie wie jakie są moje zarobki.

Dosłownie nikt nie wie jakie mam wynagrodzenie.

Kobiety uważają, że jak facet zarabia mniej niż ona, to jest on taki niemęski.

No ale dobra, dajmy na to, że wchodzę w związek z kobietą i... Nie mówię jej ile zarabiam.

Więc ona nie wie, czy zarabia więcej/mniej niż ja.

Co wtedy? big_smile Jestem niemęski czy męski? big_smile

Przecież to się samo przejawia w różnych sytuacjach.
A jesteś na tyle męski, na ile sam uważasz, że jesteś. To głównie odczucia po Twojej stronie. A z czego wynikają, to już inna sprawa.

28,255 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-03-16 23:12:35)

Odp: 30lat i cały czas sam

Perspektywy? Dobre pytanie..

Warto zwrócić uwagę na to, że owe perspektywy mogą się znacząco różnić u każdego, zarówno odnośnie zarobków czy oczekiwań zawodowych. Natomiast z jakiej racji ma się rezygnować z czegoś, w czym się człowiek dobrze czuje? Zakładając oczywiście, że daje to pewne szanse na rozwój.. Może warto nieco odejść od schematu, wedle którego satysfakcjonujące perspektywy to ciągły i bezustanny rozwój, podnoszenie kwalifikacji i wyścig o stanowiska? Jeśli pracuję w zawodzie, który daje mi satysfakcję i zarabiam przyzwoite(DLA SIEBIE) pieniądze, to z jakiej racji muszę bezustannie piąć się w górę, bo np. moje aktualne zajęcie nie umożliwia szybkiego wyścigu po szczeblach kariery..?

Co do rolników, to widzę, że u niektórych dalej panuje przekonanie, że to obraz pańszczyźnianego chłopa, obdartego prymitywa bez wykształcenia i "wyższych" celów..
Jeśli facet chce odstraszyć kobietę, wystarczy, że powie, że żyje na wsi i ma własne gospodarstwo...

28,256

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Panie mam do Was pytanie, bo ciekawi mnie jedna sprawa.

Chodzę do pracy, zarabiam pieniądze, ale z mojego otoczenia nikt nie wie jakie są moje zarobki.

Dosłownie nikt nie wie jakie mam wynagrodzenie.

Kobiety uważają, że jak facet zarabia mniej niż ona, to jest on taki niemęski.

No ale dobra, dajmy na to, że wchodzę w związek z kobietą i... Nie mówię jej ile zarabiam.

Więc ona nie wie, czy zarabia więcej/mniej niż ja.

Co wtedy? big_smile Jestem niemęski czy męski? big_smile

Tak jak wyżej pisali.  Nie chodzi tylko o kase. Raczej caloksztalt. Duzo skladowych. Poza tym ludzie sa rozni choc rzadzi prawdopodobienstwo

28,257 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-03-17 03:51:55)

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

Studia, czy znajomość języków, wcale nie muszą łączyć się z zaradnością. Zaradność, to jest umiejętność wykorzystania tego co masz i potrafisz, umiejętność radzenia sobie w żuciu. Facet może być po zawodówce, ale posiadać dużą firmę. I to jest zaradność, która naturalnie łączy się z zarobkami, a zarobki mogą łączyć się z atrakcyjnością. Już sama zaradność jest atrakcyjna, a dodatkowo mając pieniądze, możesz znacząco wpłynąć na to, jak wyglądasz.


Pozostawanie w pracy bez perspektyw, bo ktoś dobrze się w niej czuje, to właściwie niechęć do wychodzenia poza swoją strefę komfortu.

Ale dlaczego od razu dużą firmę? Nie może być mała?
Zresztą, co jest złego w pracy jako mechanik, czy inny fachowiec na etacie?
Tego nie można lubić? Jesteśmy wartościowi tylko, gdy mierzymy wysoko?
Przecież nie każdy ma predyspozycje do zarządzania ludźmi, czy prowadzenia własnego biznesu.
Według mnie inaczej jest, gdy ktoś boi się coś zrobić, mimo że by chciał.
Czy przyjmuje postawę śmierdzącego lenia, który liczy na to, że manna spadnie mu z nieba.
A inaczej, gdy czuje zadowolenie z tego, jak obecnie wygląda jego życie.
Nawet jeśli większość uznałaby je za zbyt proste, nudne, totalnie bez polotu. 
Powiedzmy, że komuś zawsze marzyła się cukiernia. Taka lokalna, osiedlowa.
Udało mu się osiągnąć ten cel i jest autentycznie szczęśliwy i spełniony.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to mało ambitny człowiek, bo nie sięga po więcej.
Zamiast dążyć do stworzenia sieci lokali, on zadowala się jednym niewielkim.   
Tak naprawdę, to, czego ta osoba dokonała, jest znacznie trudniejsze.
Wbrew pozorom łatwiej jest wiecznie za czymś gonić i szukać, czasem nie wiadomo czego.
Dużo ciężej jest stanąć w miejscu i cieszyć się z tego, co się posiada.
Nie bez powodu tysiące bogatych, wpływowych ludzi sukcesu jest nieszczęśliwych.
Dla niektórych takie parcie do przodu na siłę kończy się wręcz tragicznie.
Zdecydowanie wolę mieć w domu spokojnego i zadowolonego mężczyznę.
Niż takiego, którego powoli wyniszcza stres, bo narzucił sobie zbyt wielką presję.
Bo trzeba szybko awansować, kupić lepszy samochód, duże mieszkanie.
Bo nienawidzi swojej pracy, ale tylko dzięki niej utrzyma wysoki poziom.
Bo gdyby był stolarzem, hydraulikiem, czy szewcem, nikomu by nie imponował.   
Rozwijać się możemy na tysiące sposobów, nie wszystko trzeba spieniężać.
Dla mnie osobiście kasa nigdy nie była na pierwszym miejscu. 
Zwłaszcza, że więcej znam ludzi względnie zamożnych, niż tych spełnionych.

28,258

Odp: 30lat i cały czas sam

Po 400+ stronach tematu naprawdę trudno dodać coś oryginalnego... więc nie będzie oryginalnie.

Ostatnie posty orbitowały wokół tematu równości płac w związku, czy facet musi być bankomatem, oraz ogólniej kryteriów doboru partnera.

Zagadnienie kto więcej zarabia jest o tyle zabawne, że jedyna całkowita, gwarantowana równość będzie wtedy, kiedy oboje zarabiają 0 PLN wink

Jeśli facet musi być bankomatem, to feminizm umarł smile

Myślę, że jest osobna kwestia atrakcyjności danej osoby jako partnera i osobna kwestia praktycznych kryteriów, czy długofalowy związek z daną osobą jest w ogóle dobrym pomysłem. Zarówno atrakcyjność, jak kwestia bycia dobrym pomysłem, to rzeczy BARDZO indywidualne, no bo ludzie są różni. A nawet na różnych etapach życia różnią się sami od siebie samych. Kiedyś posiadanie takich praktycznych kryteriów wydawało mi się nieco okrutne, na zasadzie "skreślania z góry" albo "odpalania o pierdołę". Z perspektywy patrząc, kwestia zgrania partnerów jest bardzo ważna i robi ogromną różnicę w jakości związku. Kiedyś wydawało mi się, że atrakcyjność nie jest aż taka ważna, a potem zakochałam się naprawdę i wyjaśniło się, co nie grało poprzednim razem. smile

28,259

Odp: 30lat i cały czas sam

Kontrowersyjny temat smile

Nie ma niczego złego w byciu mechanikiem, w posiadaniu osiedlowej cukierni. Jeśli to jest coś, co odpowiada tej osobie i jej partnerowi/rce, to nic nikomu do tego. Grunt, aby dobrać się w taki sposób, by do siebie pasować.


Z drugiej strony, jeśli planujemy założyć rodzinę, to chyba rozsądniej jest pomyśleć o zapewnieniu jej dobrobytu, zamiast uczepić się tego etatu, będąc np. mechanikiem, bo... "mnie jest tak wygodnie". Jaki start w życie może zagwarantować taki człowiek swoim dzieciom? Raczej taki sobie. Jak dla mnie zalatuje egoizmem. 


Poza tym, kiedy ktoś nie zarabia wystarczająco (w stosunku do podstawowych wydatków), stale musi oszczędzać. Jakie w tym jest szczęście? Jaka przyjemność z bycia z kimś w stylu - "Ale bzdurne jest wydawanie pieniędzy na coś takiego". Od razu wszystkiego się odechciewa, bo to zabiera w życiu spontaniczność.


Czy ja wiem, czy trudniej jest stać w miejscu, niż "za czymś gonić"? Których ludzi jest więcej? Zresztą nie myślałam od razu o bogaczach, czy o osiąganiu celu kosztem swojego zdrowia. Prowadzenie biznesu najbardziej wymagające jest w początkowej fazie, kiedy trzeba go rozkręcić, a nie ma jeszcze komu oddelegować zadań. Później to już zależy od woli tej osoby, czy jest nadgorliwa, czy chce ciąć na siłę koszty.


Dodatkowo, możesz robić to, co lubisz, ale rozwijać się w tym i mieć z tego po prostu więcej. Czy to coś złego?
Zasugerowałaś, że ludzie majętni są nieszczęśliwi. Przyszedł mi do głowy Lenny Kravitz, bo koncertuje w Europie. Obecnie mieszka w pięknym miejscu w Brazylii i pomimo przekroczenia 60-tki wygląda na 30 lat, a do tego jest pełen energii - chyba nie narzeka. tongue 


Po co tak demonizować pieniądze? Możesz powiedzieć, że ważniejsze od nich jest np. zdrowie. Tylko jak zadbać o zdrowie bez pieniędzy? One nie są niczym złym, w mojej ocenie, to jedynie środek wymiany, na którym w zasadzie opiera się całe życie, od podstaw. Poza tym, poprawiają jego komfort, dają możliwość spełniania marzeń, czy zapisania dzieci do lepszej szkoły i na zajęcia dodatkowe. 


A lepsze auto, to niekoniecznie widzimisię, to również wyższy poziom bezpieczeństwa w razie wypadku. Jeszcze nie tak dawno, żywcem spłonęła rodzina. Może gdyby jechali autem innej marki, niż Kia, to by przeżyli.

28,260

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

Kontrowersyjny temat smile

Nie ma niczego złego w byciu mechanikiem, w posiadaniu osiedlowej cukierni. Jeśli to jest coś, co odpowiada tej osobie i jej partnerowi/rce, to nic nikomu do tego. Grunt, aby dobrać się w taki sposób, by do siebie pasować.


Z drugiej strony, jeśli planujemy założyć rodzinę, to chyba rozsądniej jest pomyśleć o zapewnieniu jej dobrobytu, zamiast uczepić się tego etatu, będąc np. mechanikiem, bo... "mnie jest tak wygodnie". Jaki start w życie może zagwarantować taki człowiek swoim dzieciom? Raczej taki sobie. Jak dla mnie zalatuje egoizmem. 


Poza tym, kiedy ktoś nie zarabia wystarczająco (w stosunku do podstawowych wydatków), stale musi oszczędzać. Jakie w tym jest szczęście? Jaka przyjemność z bycia z kimś w stylu - "Ale bzdurne jest wydawanie pieniędzy na coś takiego". Od razu wszystkiego się odechciewa, bo to zabiera w życiu spontaniczność.


Czy ja wiem, czy trudniej jest stać w miejscu, niż "za czymś gonić"? Których ludzi jest więcej? Zresztą nie myślałam od razu o bogaczach, czy o osiąganiu celu kosztem swojego zdrowia. Prowadzenie biznesu najbardziej wymagające jest w początkowej fazie, kiedy trzeba go rozkręcić, a nie ma jeszcze komu oddelegować zadań. Później to już zależy od woli tej osoby, czy jest nadgorliwa, czy chce ciąć na siłę koszty.


Dodatkowo, możesz robić to, co lubisz, ale rozwijać się w tym i mieć z tego po prostu więcej. Czy to coś złego?
Zasugerowałaś, że ludzie majętni są nieszczęśliwi. Przyszedł mi do głowy Lenny Kravitz, bo koncertuje w Europie. Obecnie mieszka w pięknym miejscu w Brazylii i pomimo przekroczenia 60-tki wygląda na 30 lat, a do tego jest pełen energii - chyba nie narzeka. tongue 


Po co tak demonizować pieniądze? Możesz powiedzieć, że ważniejsze od nich jest np. zdrowie. Tylko jak zadbać o zdrowie bez pieniędzy? One nie są niczym złym, w mojej ocenie, to jedynie środek wymiany, na którym w zasadzie opiera się całe życie, od podstaw. Poza tym, poprawiają jego komfort, dają możliwość spełniania marzeń, czy zapisania dzieci do lepszej szkoły i na zajęcia dodatkowe. 


A lepsze auto, to niekoniecznie widzimisię, to również wyższy poziom bezpieczeństwa w razie wypadku. Jeszcze nie tak dawno, żywcem spłonęła rodzina. Może gdyby jechali autem innej marki, niż Kia, to by przeżyli.


Człowiek posiadający przeciętne 100 IQ, zanim coś napisze to pomyśli, lub powstrzyma się od pisania na temat, o którym nie ma zielonego pojęcia, ty tym postem udowadniasz że jesteś znacznie poniżej poziomu przeciętnej inteligencji, a najbardziej mnie rozbawiło ostatnie zdanie, mam nadzieje że się nie rozmnożysz.

28,261 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-03-17 13:11:53)

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

Nie ma niczego złego w byciu mechanikiem, w posiadaniu osiedlowej cukierni. Jeśli to jest coś, co odpowiada tej osobie i jej partnerowi/rce, to nic nikomu do tego. Grunt, aby dobrać się w taki sposób, by do siebie pasować.

No i z tym stwierdzeniem jak najbardziej mogę się zgodzić.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Z drugiej strony, jeśli planujemy założyć rodzinę, to chyba rozsądniej jest pomyśleć o zapewnieniu jej dobrobytu, zamiast uczepić się tego etatu, będąc np. mechanikiem, bo... "mnie jest tak wygodnie". Jaki start w życie może zagwarantować taki człowiek swoim dzieciom? Raczej taki sobie. Jak dla mnie zalatuje egoizmem.

Ale co ma zrobić, jeśli nie nadaje się do zarządzania ludźmi, czy prowadzenia swojego biznesu?
Ma całe życie spędzić poza strefą komfortu, żeby komuś innemu było lżej?
To dopiero byłby egoizm ze strony rodziny, by wymagać takiego poświęcenia.
Na etacie też można dobrze zarobić, a nie wszystkim marzy się opływanie w luksusach.
Celowo podkreśliłam, że nie chodzi o człowieka leniwego, który liczy na darmoszkę.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Poza tym, kiedy ktoś nie zarabia wystarczająco (w stosunku do podstawowych wydatków), stale musi oszczędzać. Jakie w tym jest szczęście? Jaka przyjemność z bycia z kimś w stylu - "Ale bzdurne jest wydawanie pieniędzy na coś takiego". Od razu wszystkiego się odechciewa, bo to zabiera w życiu spontaniczność.

Szukasz skrajności, a nie o to mi chodziło, nie ma tylko bogatych albo biednych.
Kwestia tego jakie masz potrzeby. Te realne, nie sztucznie wykreowane przez wielkie korporacje.
Moim zdaniem nie ma nic złego w stwierdzeniu, że nie warto wydać na coś pieniądze.
Rzecz jasna, zależy co ktoś ma na myśli, ale kupowanie pewnych rzeczy faktycznie jest głupie.
Zresztą, z jednej strony mówisz o posiadaniu rodziny i braniu odpowiedzialności za nią.
Z drugiej dajesz do zrozumienia, jak ważna jest spontaniczność w życiu.
Przecież posiadanie dzieci również znacząco wpływa na ten aspekt.
Niechęć do rezygnacji z wygód jest jednym z głównych powodów niskiego wskaźnika dzietności.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Czy ja wiem, czy trudniej jest stać w miejscu, niż "za czymś gonić"? Których ludzi jest więcej? Zresztą nie myślałam od razu o bogaczach, czy o osiąganiu celu kosztem swojego zdrowia. Prowadzenie biznesu najbardziej wymagające jest w początkowej fazie, kiedy trzeba go rozkręcić, a nie ma jeszcze komu oddelegować zadań. Później to już zależy od woli tej osoby, czy jest nadgorliwa, czy chce ciąć na siłę koszty.

Nie chodzi o samo zatrzymanie się w miejscu, tylko w połączeniu z zadowoleniem z tego, co się ma.
Jak ze wspomnianą cukiernią. Udało się spełnić marzenie, nie potrzebujesz szukać na siłę nowego celu.
Takich ludzi zdecydowanie jest mniej, przynajmniej w moim otoczeniu.
Dużo więcej znam tych goniących, wiecznie niespełnionych.
I oczywiście tych, co głośno narzekają, a nic nie robią.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Dodatkowo, możesz robić to, co lubisz, ale rozwijać się w tym i mieć z tego po prostu więcej. Czy to coś złego?

Nie, nic złego w tym nie widzę. Super, jeśli ktoś potrafi zarabiać na swojej pasji.
Jednak wciąż nie uważam, że trzeba wszystko przeliczać na pieniądze.
Możesz się rozwinąć i nie mieć z tego ani złotówki.
Czasem największą nagrodą jest satysfakcja.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Zasugerowałaś, że ludzie majętni są nieszczęśliwi. Przyszedł mi do głowy Lenny Kravitz, bo koncertuje w Europie. Obecnie mieszka w pięknym miejscu w Brazylii i pomimo przekroczenia 60-tki wygląda na 30 lat, a do tego jest pełen energii - chyba nie narzeka. tongue

Napisałam, zgodnie z faktami, że wśród bogatych również jest sporo nieszczęśliwych.
Chorujących na depresję, mających problemy z narkotykami, określeniem własnej tożsamości.
Nierzadko z powodu tego, jak wygląda świat celebrytów od wewnątrz.
Pełen zepsucia, korupcji i ludzi, którzy sprzedaliby własną matkę za garść monet.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Po co tak demonizować pieniądze? Możesz powiedzieć, że ważniejsze od nich jest np. zdrowie. Tylko jak zadbać o zdrowie bez pieniędzy? One nie są niczym złym, w mojej ocenie, to jedynie środek wymiany, na którym w zasadzie opiera się całe życie, od podstaw. Poza tym, poprawiają jego komfort, dają możliwość spełniania marzeń, czy zapisania dzieci do lepszej szkoły i na zajęcia dodatkowe.

W którym miejscu demonizowałam pieniądze?
Oczywiście, że są one potrzebne do życia, ale nie każdy śni po nocach o skarbcu pełnym złota.
Jeśli chodzi o zdrowie, warto zauważyć, że mnóstwo ludzi traci je właśnie po to, by mieć więcej.
Nie twierdzę, że w takim razie powinniśmy wszyscy biedować.
Podkreślam, żebyś mnie źle nie zrozumiała.

SamotnaWilczyca napisał/a:

A lepsze auto, to niekoniecznie widzimisię, to również wyższy poziom bezpieczeństwa w razie wypadku.

Co innego kupić lepsze auto, bo stare się sypie i może stwarzać zagrożenie.
Co innego bezsensownie wymieniać dobry samochód, bo właśnie wypuścili nowszy model.
Tak naprawdę, to wszechobecny konsumpcjonizm wyżera nam mózgi i dezorientuje.
Z każdej strony reklamy, czego to nam jeszcze nie brakuje, co warto spróbować.
Jak myślisz, dlaczego nie promuje się minimalizmu, czy rodzinnych wartości?
Ty nie masz być zadowolona i spokojna, masz wypychać kabzę tym na górze.

28,262

Odp: 30lat i cały czas sam
Mrs.Happiness napisał/a:

Ale co ma zrobić, jeśli nie nadaje się do zarządzania ludźmi, czy prowadzenia swojego biznesu?
Ma całe życie spędzić poza strefą komfortu, żeby komuś innemu było lżej?
To dopiero byłby egoizm ze strony rodziny, by wymagać takiego poświęcenia.
Na etacie też można dobrze zarobić, a nie wszystkim marzy się opływanie w luksusach.
Celowo podkreśliłam, że nie chodzi o człowieka leniwego, który liczy na darmoszkę.

Można dobrze zarobić na etacie, ale zależy jeszcze na jakim, w jakiej branży. Poza tym ludzie mający problem z wychodzeniem ze swojej strefy komfortu, czyli właściwie ze zmianą, z uczeniem się nowych rzeczy, mają tendencję do tego, by latami pracować dla tej samej firmy, pomimo takich sobie warunków oferowanych przez nią.
Także, co do komfortu, to nie tak, że człowiek musi spędzić całe życie poza jego strefą. Po jakimś czasie, to coś już nie przynosi takich odczuć, początek jest tylko trudny i budzi obawy. To normalne.

Mrs.Happiness napisał/a:

Szukasz skrajności, a nie o to mi chodziło, nie ma tylko bogatych albo biednych.
Kwestia tego jakie masz potrzeby. Te realne, nie sztucznie wykreowane przez wielkie korporacje.
Moim zdaniem nie ma nic złego w stwierdzeniu, że nie warto wydać na coś pieniądze.
Rzecz jasna, zależy co ktoś ma na myśli, ale kupowanie pewnych rzeczy faktycznie jest głupie.
Zresztą, z jednej strony mówisz o posiadaniu rodziny i braniu odpowiedzialności za nią.
Z drugiej dajesz do zrozumienia, jak ważna jest spontaniczność w życiu.
Przecież posiadanie dzieci również znacząco wpływa na ten aspekt.

Nie, nie pisałam o biednych.
Rzeczywiście potrzeby ludzi są różne. Z mojej perspektywy fajnie jest spontanicznie gdzieś pojechać, spontanicznie coś sobie kupić (bez skrajności), skorzystać z dowolnej usługi, wyjść na obiad, kawę itd., bez zbędnego myślenia o cenach i żałowania sobie czegokolwiek, bo np. "można zrobić to samemu w domu". To nie są sztuczne potrzeby wykreowane przez wielkie korporacje, a po prostu lekkie, przyjemne życie. Do tych sztucznych możemy zaliczyć raczej potrzebę posiadania najnowszego Iphone'a. A za głupie uważam raczej kupowanie rzeczy niskiej jakości.
Co do posiadania dzieci, czy to musi się wiązać z brakiem tej spontaniczności? Odpowiedzialność i spontaniczność nie są chyba antonimami. Przecież to nie jest równoznaczne np. z zakupoholizmem.

Mrs.Happiness napisał/a:

Niechęć do rezygnacji z wygód jest jednym z głównych powodów niskiego wskaźnika dzietności..

No widzisz, czyli można stwierdzić, że spadek dzietności również łączy się z niechęcia do wychodzenie ze strefy komfortu. wink

Mrs.Happiness napisał/a:

Nie chodzi o samo zatrzymanie się w miejscu, tylko w połączeniu z zadowoleniem z tego, co się ma.
Jak ze wspomnianą cukiernią. Udało się spełnić marzenie, nie potrzebujesz szukać na siłę nowego celu.
Takich ludzi zdecydowanie jest mniej, przynajmniej w moim otoczeniu.
Dużo więcej znam tych goniących, wiecznie niespełnionych.
I oczywiście tych, co głośno narzekają, a nic nie robią.

To zależy jak to przedstawimy. Niby fajnie, bo nie musisz o nic "walczyć", ale czy życie bez celu jest takie szczęśliwe? Ok, w tym wypadku, utrzymanie tej cukierni na rynku, dbanie o jakość produktów, to też jakiś cel. Ale co z rutyną? 

Mrs.Happiness napisał/a:

Nie, nic złego w tym nie widzę. Super, jeśli ktoś potrafi zarabiać na swojej pasji.
Jednak wciąż nie uważam, że trzeba wszystko przeliczać na pieniądze.
Możesz się rozwinąć i nie mieć z tego ani złotówki.
Czasem największą nagrodą jest satysfakcja.

Oczywiście, nie musimy każdej pasji przeliczać na pieniądze, nawet nie powinniśmy. Jednak ogólnie w życiu na samej satysfakcji nie przeżyjemy. Tak działa świat.


Mrs.Happiness napisał/a:

Napisałam, zgodnie z faktami, że wśród bogatych również jest sporo nieszczęśliwych.
Chorujących na depresję, mających problemy z narkotykami, określeniem własnej tożsamości.
Nierzadko z powodu tego, jak wygląda świat celebrytów od wewnątrz.
Pełen zepsucia, korupcji i ludzi, którzy sprzedaliby własną matkę za garść monet.

Majętni ludzie to znacznie szersza grupa, niż celebryci. Lenny, to był tylko przykład. Depresja występuje rzeczywiście niezależnie od wielkości posiadanego majątku, przy czym nie musi wynikać z braku szczęścia, a z innych nieprawidłowości w organizmie. Mimo wszystko, jest takie powiedzenie - "Lepiej płakać w mercedesie, niż...". Choć powtórzę, zaczynając ten temat nie miałam na myśli ludzi bogatych.


Mrs.Happiness napisał/a:

W którym miejscu demonizowałam pieniądze?
Oczywiście, że są one potrzebne do życia, ale nie każdy śni po nocach o skarbcu pełnym złota.
Jeśli chodzi o zdrowie, warto zauważyć, że mnóstwo ludzi traci je właśnie po to, by mieć więcej.
Nie twierdzę, że w takim razie powinniśmy wszyscy biedować.
Podkreślam, żebyś mnie źle nie zrozumiała.

Dlaczego od razu o skarbcu? O to właśnie chodzi, by na co dzień nie zawracać sobie pieniędzmi głowy. Nie musisz tego robić, kiedy je masz.


Mrs.Happiness napisał/a:

Co innego kupić lepsze auto, bo stare się sypie i może stwarzać zagrożenie.
Co innego bezsensownie wymieniać dobry samochód, bo właśnie wypuścili nowszy model.
Tak naprawdę, to wszechobecny konsumpcjonizm wyżera nam mózgi i dezorientuje.
Z każdej strony reklamy, czego to nam jeszcze nie brakuje, co warto spróbować.
Jak myślisz, dlaczego nie promuje się minimalizmu, czy rodzinnych wartości?
Ty nie masz być zadowolona i spokojna, masz wypychać kabzę tym na górze.

Nie, nie. Nie mam na myśli bezsensownego wymieniania modelu na nowszy (auto i tak najszybciej traci na wartości w pierwszych kilku latach). Chodziło mi po prostu o to, że ogólnie pewne marki aut są lepsze od innych, bezpieczniejsze. Kia spłonęła, bo doszło w niej do rozszczelnienia, a nie musiało tak być. Są auta z bardziej odporną konstrukcją. Kia ogólnie jest awaryjna, nawet bez uderzenia potrafiły się te samochody zacząć palić, choć były nowe.

28,263

Odp: 30lat i cały czas sam
KSandraK napisał/a:

Jeśli facet musi być bankomatem, to feminizm umarł smile

Nie. Feminizm nie umarl. Caly szkopul po prostu polega na tym, ze A. nie wszystkie kobiety sa feministkami, B. nie wszystkie feministki rozumieja feminizm jako dazenie do rzeczywistej rownosci plci, a raczej do tego aby to kobietom bylo lepiej kosztem mezczyzn, C. wiekszosc kobiet mimo, ze deklaratywnie opowiadaja sie za rownoscia i odejsciem obu plci od tradycyjnych rol koniec koncow i tak wybieraja tych mezczyzn, ktorzy w tych tradycyjnych rolach pozostaja.

Myślę, że jest osobna kwestia atrakcyjności danej osoby jako partnera i osobna kwestia praktycznych kryteriów, czy długofalowy związek z daną osobą jest w ogóle dobrym pomysłem. Zarówno atrakcyjność, jak kwestia bycia dobrym pomysłem, to rzeczy BARDZO indywidualne, no bo ludzie są różni. A nawet na różnych etapach życia różnią się sami od siebie samych. Kiedyś posiadanie takich praktycznych kryteriów wydawało mi się nieco okrutne, na zasadzie "skreślania z góry" albo "odpalania o pierdołę". Z perspektywy patrząc, kwestia zgrania partnerów jest bardzo ważna i robi ogromną różnicę w jakości związku. Kiedyś wydawało mi się, że atrakcyjność nie jest aż taka ważna, a potem zakochałam się naprawdę i wyjaśniło się, co nie grało poprzednim razem. smile

Okej, zgadzam sie. Tylko warto w takim razie zadac sobie pytanie czy w celu osiagniecia tego zgrania w zwiazku trzeba szukac tej idealnej osoby z ktora od samego poczatku to zgranie bedzie idealne czy moze jednak powinna to byc kwestia wspolnej pracy nad tym aspektem?
Moim zdaniem jednak to drugie. Zwlaszcza, ze jak sama wczesniej pisalas ludzie potrafia sie mocno zmieniac na roznych etapach swojego zycia. Niemozliwym jest wiec by to zgranie samo z siebie bez zadnej pracy nad nim na kazdym etapie bylo takie samo.
Zreszta jesli mowa o zagraniu w rozumieniu wzajemnej atrakcyjnosci to jest niemal pewne, ze ona z biegoem czasu zacznie slabnac i jest to w kazdym zwiazku nieuniknione. Niestety w dzisiejszych czasach coraz czesciej ludzie nie chca pracowac nad zwiazkiem, budowac czegosc razem. Najpierw szukaja nieistniejacego w kazdym calu idealu, a pozniej kiedyt cos zaczyna sie psuc zamiast pracy nad problemem wola zakonczyc zwiazek i szukac nastepnego partnera.

28,264 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-03-17 19:21:03)

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

Można dobrze zarobić na etacie, ale zależy jeszcze na jakim, w jakiej branży. Poza tym ludzie mający problem z wychodzeniem ze swojej strefy komfortu, czyli właściwie ze zmianą, z uczeniem się nowych rzeczy, mają tendencję do tego, by latami pracować dla tej samej firmy, pomimo takich sobie warunków oferowanych przez nią.

Przecież żeby być takim mechanikiem samochodowym, czy innym fachowcem, trzeba się nauczyć wielu rzeczy. Technologia cały czas się zmienia, jak chcesz utrzymać się w branży, musisz być na bieżąco.
Nieważne, czy na własnej działalności, czy pracując dla kogoś.
Postęp wymusza rozwój.
A jeśli chodzi o kasę? 
Przed końcem roku zepsuła nam się zmywarka.
Facet przyjechał, zlutował jeden kabel i skasował ponad dwie stówki.
Całość zajęła mu maksymalnie dziesięć minut.
Gość ma tylu klientów, że często trzeba czekać kilka dni na swoją kolej.

Jeśli ktoś nie potrafi siebie cenić, to jest problem, racja.
Ale przede wszystkim dlatego, że niskie poczucie wartości rzutuje na całe życie.
Natomiast nie mnie oceniać, w jakim miejscu inny człowiek powinien czuć się dobrze.
Znam takich, co zrezygnowali z wysokich stanowisk, żeby pójść do fizycznej pracy.
Głowa im już wysiadała od nadmiaru obowiązków i ciągłego stresu.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Także, co do komfortu, to nie tak, że człowiek musi spędzić całe życie poza jego strefą. Po jakimś czasie, to coś już nie przynosi takich odczuć, początek jest tylko trudny i budzi obawy. To normalne.

Takie coś działa, kiedy chcesz coś zrobić, ale się boisz.
Wtedy faktycznie warto pchnąć siebie do przodu na siłę.
Choćby po to, by przekonać się, czy diabeł jest tak straszny, jak go malują.
Ale działając bardzo długo wbrew swojej naturze, w końcu pękniesz.
Niektórzy po prostu nie nadają się do pewnych rzeczy.
Przykładowo, jak ktoś mdleje na widok krwi, to nie zatrudni się jako chirurg.
Wyżej była mowa o facetach ze wsi, takich z gospodarstwem.
Nie mam nic do rolników, znam paru i podziwiam, bo to ciężka praca.
Przy czym osobiście nie chciałabym się z kimś takim związać.
Dlatego, że się totalnie nie nadaję, znacznie bliżej mi do paniusi z miasta.
Lubię ładnie pachnieć, fajnie się ubrać na co dzień, boję się różnych robaczków.
Pewnie przez kilka miesięcy bym wytrzymała, jakby mi zależało.
Tyle, że nie wyobrażam sobie spędzić w ten sposób reszty życia.
Musiałabym cały czas być kimś innym, zagryzać zęby, udawać.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Nie, nie pisałam o biednych.
Rzeczywiście potrzeby ludzi są różne. Z mojej perspektywy fajnie jest spontanicznie gdzieś pojechać, spontanicznie coś sobie kupić (bez skrajności)

Pisałaś o ludziach, którzy muszą liczyć każdy grosz i cały czas oszczędzać.
Moim zdaniem coś takiego jest domeną osób z niższych warstw społecznych.

Tu znowu wszystko sprowadza się do tego, jakie konkretny człowiek ma potrzeby.
Jeden powie, że chce spontanicznie wynająć na weekend domek nad jeziorem.
Innemu zamarzy się pobyt w ekskluzywnym hotelu w krajach arabskich.

SamotnaWilczyca napisał/a:

skorzystać z dowolnej usługi

Przecież są takie usługi, które jednorazowo kosztują po kilka tysięcy i więcej.

SamotnaWilczyca napisał/a:

A za głupie uważam raczej kupowanie rzeczy niskiej jakości.

Mam podobnie, wolę kupić droższe, ale mieć coś na dłużej.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Co do posiadania dzieci, czy to musi się wiązać z brakiem tej spontaniczności? Odpowiedzialność i spontaniczność nie są chyba antonimami. Przecież to nie jest równoznaczne np. z zakupoholizmem.

Nie twierdzę, że posiadanie dzieci oznacza brak spontaniczności.
Po prostu mocno ją ogranicza, zwłaszcza w początkowych latach.

SamotnaWilczyca napisał/a:

No widzisz, czyli można stwierdzić, że spadek dzietności również łączy się z niechęcia do wychodzenie ze strefy komfortu. wink

Oczywiście, tylko ma to inne podłoże, niż cieszenie się z pracy na niższym szczeblu.
Prędzej osoba wykształcona i robiąca karierę nie zdecyduje się na potomstwo.
Z moich znajomych, którzy są zatrudnieni na przykład w marketach, większość ma dzieci.

SamotnaWilczyca napisał/a:

To zależy jak to przedstawimy. Niby fajnie, bo nie musisz o nic "walczyć", ale czy życie bez celu jest takie szczęśliwe? Ok, w tym wypadku, utrzymanie tej cukierni na rynku, dbanie o jakość produktów, to też jakiś cel. Ale co z rutyną?

Widzisz, ja nie postrzegam tego jako życie bez celu.
Raczej jako życie z celem, do którego już dotarłeś i postanowiłeś zostać.
Nie szukasz kolejnej destynacji, bo czujesz się dobrze tu, gdzie jesteś.
Ktoś musi mieć ciągle nowe wrażenia, inny kocha rutynę.
Nie ma jednego słusznego sposobu na życie.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Majętni ludzie to znacznie szersza grupa, niż celebryci. Lenny, to był tylko przykład. Depresja występuje rzeczywiście niezależnie od wielkości posiadanego majątku, przy czym nie musi wynikać z braku szczęścia, a z innych nieprawidłowości w organizmie. Mimo wszystko, jest takie powiedzenie - "Lepiej płakać w mercedesie, niż...". Choć powtórzę, zaczynając ten temat nie miałam na myśli ludzi bogatych.

Oczywiście, ale podałaś przykład gwiazdora, więc pociągnęłam temat.
Wiadomo, nie wpadasz w depresję, bo na konto wpłynął kolejny milion.
Bardziej chodzi o tryb życia, bardzo intensywny, stresujący.
Strach, że któregoś dnia podejmiesz błędną decyzję i wszystko przepadnie.
Różne niedogodności, które niesie za sobą chęć utrzymania życia na wysokim poziomie.
Nie każdy udźwignie tak duże obciążenie psychicznie i fizyczne. 

SamotnaWilczyca napisał/a:

Dlaczego od razu o skarbcu? O to właśnie chodzi, by na co dzień nie zawracać sobie pieniędzmi głowy. Nie musisz tego robić, kiedy je masz.

Żeby móc totalnie nie zawracać sobie nimi głowy, trzeba ich mieć bardzo dużo.
Jak zarabiasz dziesięć tysięcy na rękę, to nadal nie wszystko możesz kupić.
Na mieszkanie bez kredytu musisz odkładać kilka lat.
A przecież wielu ludzi nie ma takiej kwoty nawet we dwoje.

SamotnaWilczyca napisał/a:

Nie, nie. Nie mam na myśli bezsensownego wymieniania modelu na nowszy (auto i tak najszybciej traci na wartości w pierwszych kilku latach). Chodziło mi po prostu o to, że ogólnie pewne marki aut są lepsze od innych, bezpieczniejsze. Kia spłonęła, bo doszło w niej do rozszczelnienia, a nie musiało tak być. Są auta z bardziej odporną konstrukcją. Kia ogólnie jest awaryjna, nawet bez uderzenia potrafiły się te samochody zacząć palić, choć były nowe.

Wiele osób się po prostu nie zna na takich rzeczach.
Kobiety czasem kupują jakiś samochód, bo ładnie wygląda.
Zresztą, przecież wszyscy nie przerzucą się nagle na inną markę, bo ktoś miał awarię.
Choć oczywiście rozumiem argumentację.

28,265

Odp: 30lat i cały czas sam
Mrs.Happiness napisał/a:

Przed końcem roku zepsuła nam się zmywarka.
Facet przyjechał, zlutował jeden kabel i skasował ponad dwie stówki.
Całość zajęła mu maksymalnie dziesięć minut.

Chyba z Przebudzenia de Mello ale glowy sobie nie dam uciac:

Wziety drogi prawnik wezwal hydraulika bo mu kran przeciekał.  Przyjechal hydraulik, naprawil, zajelo mu to 10 minut. Prawnik pyta ile place a hydraulik: 150 dolarow. Na to prawnik: panie to nawet ja tyle za godzine nie biore! A na to hydraulik: wiem, dlatego jestem hydraulikiem

28,266

Odp: 30lat i cały czas sam
SamotnaWilczyca napisał/a:

Kia ogólnie jest awaryjna, nawet bez uderzenia potrafiły się te samochody zacząć palić, choć były nowe.

Czasy się zmieniaja

Gwarancja podstawowa: 7 lat lub 150 000 km. Gwarancja na perforację blach nadwozia: 12 lat lub 150 000 km

Sprawdz u innych

28,267 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-03-17 23:43:53)

Odp: 30lat i cały czas sam

Śledząc tą dyskusję, widać dwie, kompletnie różne perspektywy, co ciekawe, reprezentowane przez Panie smile


Osobiście mogę się w 100 % podpisać pod tym, co pisze MrsHappiness. Spokojne, wyważone i umiarkowane podejście do życia, to coś, co widziałem u siebie niemal od początku. Wiadomo, że człowiek nie chciał wegetować ani walczyć o przetrwanie, ale jednocześnie brzydziłem się wręcz tymi wszystkimi "białymi kołnierzykami", którzy zapier**ją jak chomiki w kołowrotku, zęby tylko wyrobić, jak najwięcej, czując się wiecznie nienasyconymi, bo przecież zawsze można i trzeba więcej, i więcej, i więcej - to jest przecież prawdziwa miara "sukcesu" w życiu.

Niemal uniwersalnym schematem, w jaki wypadamy jest również to, że trzeba ciągle próbować czegoś nowego. Zmieniać otoczenie, pracę i zajęcia, bo niby każdy musi kiedyś ulec "wypaleniu". Tymczasem dla niektórych niepojęte chyba jest, że można się swoją pracą czy pasją nie nudzić i przez długi czas "siedzieć" mniej więcej w jednolitym temacie. Nigdy nie miałem parcia na chwytanie się dziesięciu czy więcej rzeczy naraz, potrafię się cieszyć z tych dwóch lub trzech a wolnym czasie sobie zwyczajnie odpocząć, zamiast zajmować się jeszcze dwudziestoma innymi sprawami. Tak, jak Happiness pisze, nie każdy się nadaje i nie każdy czuje się dobrze w wielkim biznesie, może wystarczy ten mniejszy, kiedy np. pracuje się w ramach JDP?

Jeśli zaś chodzi o poświęcenie czy obowiązki polepszenia swojej sytuacji, to może warto się zastanowić CO będzie decydować o tym, że moje życie czy potrzeby moje i mojej rodziny można określić, jako niskie bądź wysokie? Wielka chałupa poza miastem, najnowsza fura, mega wypaśny Iphone czy pełna szafa ciuchów lub innych gadżetów? Odpowiednie stanowisko czy zawód? Zarobki w stosunku do potrzeb, ok.. Tylko pytanie brzmi, czy to są na pewno moje potrzeby czy może chęć pokazania innym, że ja mogę więcej i lepiej?

Co jest złego w tym, że się na czymś oszczędza? Ludzie, to już kasę należy wydawać na wszystko, jak leci? Luksus i skrajna wygoda na każdym kroku? Poddawać się każdej swojej(czy nie daj Boże czyjejś zachciance). Skoro ktoś zarabia dobrze, ale nie rewelacyjnie, to czy musi koniecznie we wszystkich niemal sferach posiadać towary czy produkty z najwyższej półki? Skoro mam w domu jeden egzemplarz jakiegoś sprzętu, który dobrze działa, to niech mi ktoś powie, na jaką chol**ę mi drugi?
Rozumiem, że jeśli sobie czegoś odmówię, kosztem innego pragnienia, to już będzie oznaczać, że nie spełniam standardów czy nawet sobie nie radzę? Zawsze i wszędzie powinienem mieć środki na wszystko, co tylko zechcę? Spontaniczność akurat nie wydaje mi się zbyt zgodna z pewnymi wymogami życia, kiedy to się zakłada rodzinę, szczególnie kiedy dzieci się rodzą.. Wisienką na torcie pozostaje to przekonanie o bezustannym wyścigu, gdzie hańbą jest zatrzymanie się w pewnym miejscu, bo to oznacza "cofanie się".. Niemożliwe jest osiąść na pewnym etapie i być zadowolonym z JUŻ osiągniętego celu, stanowiska czy zarobków. Całe szczęście, jak to wyżej zostało nadmienione, NIE MA uniwersalnego i jedynie słusznego modelu, wedle którego należy przeżyć swoje życie. Tak samo, jak nie ma "jedynie słusznych" zawodów, branż, stanowisk czy stylu życia.
Porównania do gwiazdorów, ludzi z show-biznesu czy innych VIPów nie skomentuję, gdyż osoby z tego kręgu żyją w innej rzeczywistości, kiedy to pięknie sprawdza się powiedzenie, że kasa na pewnym etrapie pozbawia ludzi realnej oceny rzeczywistości.

Tak jeszcze odnośnie wszechobecnego konsumpcjonizmu: śmieję się zawsze z tych, którzy idą za wszelkimi promocjami czy wyprzedażami, jak ćmy do ognia. Widać po nich, co tak naprawdę nimi kieruje. Tym bardziej, kiedy takie rzeczy w danym momencie stają się "jeszcze kolejnym produktem na półce" a nie czymś, co jest rzeczywiście potrzebne.. Osobiście alergicznie reaguję od dziecka na.. reklamy. Najpierw radio, telewizja, potem Internet, teraz smartfon. Wszędzie to g**no mnie zalewa a ciśnienie podnosi mi to, jak nic innego, niemal w ułamku sekundy. Jak tylko mogę, to wyciszam, przełączam czy wychodzę z pomieszczenia, bo zwyczajnie tego piep***nia nie znoszę. Na te wszystkie krzykliwe hasełka, zachęcające do kupowania, korzystania z szansy i okazji, miałbym ochotę tam podejść i zakneblować im usta albo ewentualnie rzucić czymś w telewizor. Kiedyś doszedłem do wniosku, że wolałbym pracować jako śmieciarz niż siedzieć w branży reklamowej.
Odnośnie zdrowia, to akurat pełna zgoda, że można je sobie całkiem zrujnować patologiczną wręcz gonitwą za karierą i stołkami. W zakresie dbania o zdrowie, to wystarczy częściej korzystać w życiu z sił mięśni własnych nóg zamiast komunikacji(samochodowej czy publicznej).

Happiness Ha! Z tym życiem na wsi coś jest na rzeczy smile

28,268

Odp: 30lat i cały czas sam

Wczoraj miałem kolejny incydent potwierdzający hipergamiczno-samolubną naturę kobiet. Udałem się do Lidla na zakupy, między półkami napotkałem byłą per koleżankę, co do niej startowałem pod koniec gimnazjum. Co oczywiście skończyło się olaniem mnie, ale do rzeczy. Na początku nie poznałem jej, ze względu, że dużo czasu minęło od tamtego czasu. Po krótkiej wymianie zdań udałem się potem do mieszkania z zakupami.

Wieczorem dostałem od niej wiadomość na Facebooku, w czasie dwu godzinnej rozmowy wygadała się, że wróciła do rodziców... z dzieckiem półrocznym. Facet ją zostawił, że "nie miał dla niej i dziecka czasu" blabla. Zaczęła zadawać pytania standardowe dla kobiet w tym wieku, czyli ile zarabiam, czy wynajmuje mieszkanie/czy mieszkam z rodzicami. Trochę podkoloryzowałem odpowiedzi, co zaowocowało po kilku wymianach zdań pytaniem, co robię na weekendzie, bo otworzyli nową pizzerię XYZ, czy nie chciałbym się z nią przejść. Odpowiedziałem jej, że mam inne plany, a gdybym miał wolny czas, to wolałbym się sam tam przejść lub z kumplem, niż z nią, bo swoje pięć minut miała. Koleżanka odpowiedziała na to litanią, że nie dziwi się, że jestem nadal kawalerem.  lol

28,269

Odp: 30lat i cały czas sam
gman98v2 napisał/a:

Wczoraj miałem kolejny incydent potwierdzający hipergamiczno-samolubną naturę kobiet. Udałem się do Lidla na zakupy, między półkami napotkałem byłą per koleżankę, co do niej startowałem pod koniec gimnazjum. Co oczywiście skończyło się olaniem mnie, ale do rzeczy. Na początku nie poznałem jej, ze względu, że dużo czasu minęło od tamtego czasu. Po krótkiej wymianie zdań udałem się potem do mieszkania z zakupami.

Wieczorem dostałem od niej wiadomość na Facebooku, w czasie dwu godzinnej rozmowy wygadała się, że wróciła do rodziców... z dzieckiem półrocznym. Facet ją zostawił, że "nie miał dla niej i dziecka czasu" blabla. Zaczęła zadawać pytania standardowe dla kobiet w tym wieku, czyli ile zarabiam, czy wynajmuje mieszkanie/czy mieszkam z rodzicami. Trochę podkoloryzowałem odpowiedzi, co zaowocowało po kilku wymianach zdań pytaniem, co robię na weekendzie, bo otworzyli nową pizzerię XYZ, czy nie chciałbym się z nią przejść. Odpowiedziałem jej, że mam inne plany, a gdybym miał wolny czas, to wolałbym się sam tam przejść lub z kumplem, niż z nią, bo swoje pięć minut miała. Koleżanka odpowiedziała na to litanią, że nie dziwi się, że jestem nadal kawalerem.  lol

Ale z Ciebie sigma, szkoda że dalej będziesz się marszczył do własnych postów

28,270

Odp: 30lat i cały czas sam
gman98v2 napisał/a:

Wczoraj miałem kolejny incydent potwierdzający hipergamiczno-samolubną naturę kobiet. Udałem się do Lidla na zakupy, między półkami napotkałem byłą per koleżankę, co do niej startowałem pod koniec gimnazjum. Co oczywiście skończyło się olaniem mnie, ale do rzeczy. Na początku nie poznałem jej, ze względu, że dużo czasu minęło od tamtego czasu. Po krótkiej wymianie zdań udałem się potem do mieszkania z zakupami.

Wieczorem dostałem od niej wiadomość na Facebooku, w czasie dwu godzinnej rozmowy wygadała się, że wróciła do rodziców... z dzieckiem półrocznym. Facet ją zostawił, że "nie miał dla niej i dziecka czasu" blabla. Zaczęła zadawać pytania standardowe dla kobiet w tym wieku, czyli ile zarabiam, czy wynajmuje mieszkanie/czy mieszkam z rodzicami. Trochę podkoloryzowałem odpowiedzi, co zaowocowało po kilku wymianach zdań pytaniem, co robię na weekendzie, bo otworzyli nową pizzerię XYZ, czy nie chciałbym się z nią przejść. Odpowiedziałem jej, że mam inne plany, a gdybym miał wolny czas, to wolałbym się sam tam przejść lub z kumplem, niż z nią, bo swoje pięć minut miała. Koleżanka odpowiedziała na to litanią, że nie dziwi się, że jestem nadal kawalerem.  lol

Ze wszystkich rzeczy na świecie, które nigdy się nie wydarzyły, ta nie wydarzyła się najbardziej.

28,271

Odp: 30lat i cały czas sam
Psycholog Na Niby napisał/a:

Ale z Ciebie sigma, szkoda że dalej będziesz się marszczył do własnych postów

Kto marszczy, ten marszczy. Nawet lepsze to, niż bycie beta-providentem.

UserNew napisał/a:

Ze wszystkich rzeczy na świecie, które nigdy się nie wydarzyły, ta nie wydarzyła się najbardziej.

Nie musisz w to wierzyć.

28,272

Odp: 30lat i cały czas sam
bagienni_k napisał/a:

Co do rolników, to widzę, że u niektórych dalej panuje przekonanie, że to obraz pańszczyźnianego chłopa, obdartego prymitywa bez wykształcenia i "wyższych" celów..
Jeśli facet chce odstraszyć kobietę, wystarczy, że powie, że żyje na wsi i ma własne gospodarstwo...

Mnie to akurat nie dziwi. Mam okazję "obserwować" związek z rolnikiem i chociaż facet absolutnie nie jest prymitywem, to sama wiałabym, gdzie pieprz rośnie. Tyle że nie przez jego osobę, a przez wszystkie, hm, konsekwencje jego pracy.

bagienni_k napisał/a:

Osobiście mogę się w 100 % podpisać pod tym, co pisze MrsHappiness. Spokojne, wyważone i umiarkowane podejście do życia, to coś, co widziałem u siebie niemal od początku. Wiadomo, że człowiek nie chciał wegetować ani walczyć o przetrwanie, ale jednocześnie brzydziłem się wręcz tymi wszystkimi "białymi kołnierzykami", którzy zapier**ją jak chomiki w kołowrotku, zęby tylko wyrobić, jak najwięcej, czując się wiecznie nienasyconymi, bo przecież zawsze można i trzeba więcej, i więcej, i więcej - to jest przecież prawdziwa miara "sukcesu" w życiu.

Oczywiście na pierwszy rzut oka to bardzo rozsądne i tak dalej, ale... Ale bardzo ogólne. wink Ogólne na tyle, że podpisałby się pod tym i ten, kto wg Ciebie wegetuje, i ten w białym kołnierzyku. Dla każdego walka o przetrwanie i bezmyślna pogoń za kasą będą obejmować inne poziomy życia. I większość - tak jak Ty tutaj - uzna zapewne, że ich podział to ten rozsądny, a oni sami są właśnie pośrodku, pomiędzy nędzną wegetacją a tym dzikim nienasyceniem. wink

28,273 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-03-18 17:58:27)

Odp: 30lat i cały czas sam

SaraS Można sobie tak wmawiać, że każdy z osobna ma swoją własną "skalę" rozsądku czy wyważenia, odnośnie standardów życia. Mimo wszystko istnieją pewne  obiektywne poziomy rozwoju czy stan posiadania, poza którymi jakość życia lub komfort zmienia się diametralnie. Ciężko uznać problemy z zapłaceniem rachunków czy braku środków na życie za normalną sytuację. Tak samo zresztą, jak patologiczna i nieustająca pogoń za kasą, napędzana przez chore ambicje oraz pragnienie ciągłego wyścigu po lepsze, przez co cierpi czyjeś zdrowie lub relacje z bliskimi. Praca po kilkanaście godzin dziennie, nadgodziny, noce spędzone przed laptopem - byle tylko udowodnić sobie i wszystkim naokoło, że się jest cyborgiem, zdolnym do wszystkiego. Choćby to miało służyć polepszeniu jakości życia, to chyba każdy zdaje sobie sprawę z konsekwencji takiego życia, gdzie przez kilkanaście lat człowiek żyje wyłącznie pracą..? Może lepiej zatrzymać się w którymś momencie wcześniej i zadowolić nawet tym nieco niższym standardem?

Jeśli chodzi o rolników, to przestaje mnie to dziwić, tj. stosunek kobiet do tej grupy społecznej. Możesz rozwinąć myśl nt. "konsekwencji jego pracy"?
Zastanawia mnie, czy to nie jest jakieś pokłosie podejścia dzisiejszego społeczeństwa, które najwyraźniej czuje się obco poza obszarem wielkiego miasta, więc kiedy straci z oczu świat szkła i betonu, zaczyna odczuwać niepewność, strach czy obrzydzenie. Nie wspominając już o pewnych obrazkach czy odczuciach, jakie mogą im towarzyszyć podczas pobytu na wsi. Akurat ciężka praca nie jest tutaj argumentem, bo jednak to nie jedyny zawód wymagający takowego podejścia. Samo życie z dala od miasta już wielu wydaje się chyba czymś nie do zaakceptowania. Trzeba raczej lubić ten spokój czy kontakt z naturą (co akurat osobiście uważam za kojące czy wręcz uzdrawiające), aby chcieć osiedlić się w dziczy czy nawet w większej wsi lub malutkim miasteczku. Mimo wszystko, dzisiejsze wsie nie przypominają tych na Polesiu, z okresu międzywojennego, gdzie jedynym środkiem transportu, jakim można się było tam dostać była furmanka albo łódź wiosłowa...

28,274

Odp: 30lat i cały czas sam
bagienni_k napisał/a:

Spokojne, wyważone i umiarkowane podejście do życia, to coś, co widziałem u siebie niemal od początku. Wiadomo, że człowiek nie chciał wegetować ani walczyć o przetrwanie, ale jednocześnie brzydziłem się wręcz tymi wszystkimi "białymi kołnierzykami", którzy zapier**ją jak chomiki w kołowrotku, zęby tylko wyrobić, jak najwięcej, czując się wiecznie nienasyconymi, bo przecież zawsze można i trzeba więcej, i więcej, i więcej - to jest przecież prawdziwa miara "sukcesu" w życiu.

Wiesz, moim zdaniem, jeśli ktoś chce czerpać z życia garściami, mieć dużo pieniędzy, przywilejów, być sławny, pławić się w luksusach, generalnie bardzo zależy mu, aby trafić na sam szczyt, to też jest w porządku. Czasem tylko współczuję, gdy widzę, że ktoś zapętlił się w swojej gonitwie i zamiast oczekiwanych profitów, ma z tego kolejne problemy ze zdrowiem i coraz gorsze samopoczucie. Po prostu nie uważam tego w żaden sposób za obligatoryjne. Każdy ma prawo wybrać własną drogę, wraz ze wszelkimi konsekwencjami. To, że pewna grupa ludzi ma mniejsze potrzeby, nie czyni ich z automatu leniwymi, a ich życia mniej wartościowym. Bywa, że skromnie żyjący człowiek jest bardziej szczęśliwy, niż ten bogacz, który z pozoru ma wszystko, o czym tylko zamarzy. Tak, jak pisałam wcześniej, jeden wytrzyma mocne obciążenie, inny po pewnym czasie ugnie się pod ciężarem, złamie jak suchy patyk.

bagienni_k napisał/a:

Tak jeszcze odnośnie wszechobecnego konsumpcjonizmu: śmieję się zawsze z tych, którzy idą za wszelkimi promocjami czy wyprzedażami, jak ćmy do ognia.

Proszę się ze mnie nie śmiać! tongue
A tak serio, to zdarza mi się korzystać z promocji.
Na przykład, gdy wiem, że za moment będę mogła kupić coś za ułamek regularnej ceny.
Albo gdy oferują coś taniej, jeśli weźmiesz większą ilość, a na pewno to wykorzystam.
Chemia gospodarcza ma długą datę przydatności, podobnie jak wiele kosmetyków.
Jestem już na tym etapie życia, że się cieszę, jak trafię na fajny rabacik cool

bagienni_k napisał/a:

Zastanawia mnie, czy to nie jest jakieś pokłosie podejścia dzisiejszego społeczeństwa, które najwyraźniej czuje się obco poza obszarem wielkiego miasta, więc kiedy straci z oczu świat szkła i betonu, zaczyna odczuwać niepewność, strach czy obrzydzenie. Nie wspominając już o pewnych obrazkach czy odczuciach, jakie mogą im towarzyszyć podczas pobytu na wsi. Akurat ciężka praca nie jest tutaj argumentem, bo jednak to nie jedyny zawód wymagający takowego podejścia. Samo życie z dala od miasta już wielu wydaje się chyba czymś nie do zaakceptowania. Trzeba raczej lubić ten spokój czy kontakt z naturą (co akurat osobiście uważam za kojące czy wręcz uzdrawiające), aby chcieć osiedlić się w dziczy czy nawet w większej wsi lub malutkim miasteczku. Mimo wszystko, dzisiejsze wsie nie przypominają tych na Polesiu, z okresu międzywojennego, gdzie jedynym środkiem transportu, jakim można się było tam dostać była furmanka albo łódź wiosłowa...

Szczerze mówiąc, nie przeszkadzałoby mi samo mieszkanie na wsi, jeśli byłaby to taka nowoczesna wieś.
Przy czym uważam, że nie nadawałabym się do prowadzenia gospodarstwa rolnego.
To nie moja bajka, kompletnie siebie nie widzę w tej roli.

28,275

Odp: 30lat i cały czas sam
bagienni_k napisał/a:

Jeśli chodzi o rolników, to przestaje mnie to dziwić, tj. stosunek kobiet do tej grupy społecznej. Możesz rozwinąć myśl nt. "konsekwencji jego pracy"?
Zastanawia mnie, czy to nie jest jakieś pokłosie podejścia dzisiejszego społeczeństwa, które najwyraźniej czuje się obco poza obszarem wielkiego miasta, więc kiedy straci z oczu świat szkła i betonu, zaczyna odczuwać niepewność, strach czy obrzydzenie. Nie wspominając już o pewnych obrazkach czy odczuciach, jakie mogą im towarzyszyć podczas pobytu na wsi. Akurat ciężka praca nie jest tutaj argumentem, bo jednak to nie jedyny zawód wymagający takowego podejścia. Samo życie z dala od miasta już wielu wydaje się chyba czymś nie do zaakceptowania. Trzeba raczej lubić ten spokój czy kontakt z naturą (co akurat osobiście uważam za kojące czy wręcz uzdrawiające), aby chcieć osiedlić się w dziczy czy nawet w większej wsi lub malutkim miasteczku. Mimo wszystko, dzisiejsze wsie nie przypominają tych na Polesiu, z okresu międzywojennego, gdzie jedynym środkiem transportu, jakim można się było tam dostać była furmanka albo łódź wiosłowa...

Konsekwencje jego pracy - przede wszystkim różne ograniczenia. Może niezbyt poważne, ale w dużej ilości. Mając w perspektywie całe życie właśnie takie - no nie, dziękuję.
W przypadku, o którym myślę, facet mieszka z rodzicami i pracuje u nich na gospodarstwie, krowy - dużo, "zawodowo", do tego jakieś inne zwierzaki, ziemniaki i inne cuda, ale już tak na użytek bardziej prywatny (oczywiście wystarczający na zaopatrzenie wszystkich bliskich i mniej bliskich, więc też nie tak, że na troje dorosłych tylko). Pracą się dzieli z rodzicami, on ma coś do roboty przez parę godzin rano i ze 2-3 godziny wieczorem.
Wszelkie ich spotkania są ustawiane pod niego, no bo dni wolnych w zasadzie nie ma, chyba że ojciec zgodzi się coś ogarnąć za niego. Na wszystkich spotkaniach w większej grupie ona albo jest sama, albo on wpada na chwilę na początku, albo na koniec, jak już wszyscy się zbierają. Jak ją zabrał na wesele, gdzie ona nikogo nie znała, to w trakcie też ją zostawił na parę godzin, bo rodzice również na tym weselu byli. Wszystkie ewentualne wyjazdy zależą od dobrej woli jego ojca.
No ale to są w sumie irytujące drobiazgi, niech będzie. Gorzej, kiedy przychodzi np. do tematu wspólnego mieszkania, bo on jest do miejsca uwiązany dużo bardziej niż przeciętny człowiek. Normalnie ludzie uzgadniają pewne rzeczy, mogą się wyprowadzić za pracą czy innymi marzeniami, cokolwiek, ona na żadne uzgodnienia liczyć nie może. On do miasta nie, bo niby blisko, ale jeździć co chwilę to za daleko, u niej w domu rodzinnym (duży, ładny, miejsce jest) - no niby można, ale wszyscy dobrze wiedzą, że w takim układzie to on
by tylko tam spał, najlepiej oczywiście u niego, ale dom mały i w nie najlepszym stanie. Zresztą do niego to akurat ona nie bardzo chce, bo jest świadoma, że tam łatwiej byłoby zapomnieć, że ona ma swoją pracę. Znaczy, że pojawiłoby się coś w stylu "pomogłabyś przy...?".
Plus to, że jego rodzice nie są najmłodsi, on będzie musiał robić coraz więcej, czasu będzie coraz mniej, a pieniądze z gospodarstwa dalej będą szły na trzy osoby. Jasne, można kogoś zatrudnić, ale to będzie kolejna osoba do partycypowania w zyskach. Czyli: on z każdym dniem będzie coraz bardziej uwiązany do "miejsca pracy" niezależnie od tego, gdzie w końcu zamieszkają, żadne prawa pracownicze wink nie będą go obowiązywać, a ona będzie uzależniona albo od widzimisię jego rodziców, albo - później - od ich możliwości.
Dla mnie kiepska perspektywa. wink

Posty [ 28,211 do 28,275 z 29,787 ]

Strony Poprzednia 1 433 434 435 436 437 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024