SamotnaWilczyca napisał/a:Można dobrze zarobić na etacie, ale zależy jeszcze na jakim, w jakiej branży. Poza tym ludzie mający problem z wychodzeniem ze swojej strefy komfortu, czyli właściwie ze zmianą, z uczeniem się nowych rzeczy, mają tendencję do tego, by latami pracować dla tej samej firmy, pomimo takich sobie warunków oferowanych przez nią.
Przecież żeby być takim mechanikiem samochodowym, czy innym fachowcem, trzeba się nauczyć wielu rzeczy. Technologia cały czas się zmienia, jak chcesz utrzymać się w branży, musisz być na bieżąco.
Nieważne, czy na własnej działalności, czy pracując dla kogoś.
Postęp wymusza rozwój.
A jeśli chodzi o kasę?
Przed końcem roku zepsuła nam się zmywarka.
Facet przyjechał, zlutował jeden kabel i skasował ponad dwie stówki.
Całość zajęła mu maksymalnie dziesięć minut.
Gość ma tylu klientów, że często trzeba czekać kilka dni na swoją kolej.
Jeśli ktoś nie potrafi siebie cenić, to jest problem, racja.
Ale przede wszystkim dlatego, że niskie poczucie wartości rzutuje na całe życie.
Natomiast nie mnie oceniać, w jakim miejscu inny człowiek powinien czuć się dobrze.
Znam takich, co zrezygnowali z wysokich stanowisk, żeby pójść do fizycznej pracy.
Głowa im już wysiadała od nadmiaru obowiązków i ciągłego stresu.
SamotnaWilczyca napisał/a:Także, co do komfortu, to nie tak, że człowiek musi spędzić całe życie poza jego strefą. Po jakimś czasie, to coś już nie przynosi takich odczuć, początek jest tylko trudny i budzi obawy. To normalne.
Takie coś działa, kiedy chcesz coś zrobić, ale się boisz.
Wtedy faktycznie warto pchnąć siebie do przodu na siłę.
Choćby po to, by przekonać się, czy diabeł jest tak straszny, jak go malują.
Ale działając bardzo długo wbrew swojej naturze, w końcu pękniesz.
Niektórzy po prostu nie nadają się do pewnych rzeczy.
Przykładowo, jak ktoś mdleje na widok krwi, to nie zatrudni się jako chirurg.
Wyżej była mowa o facetach ze wsi, takich z gospodarstwem.
Nie mam nic do rolników, znam paru i podziwiam, bo to ciężka praca.
Przy czym osobiście nie chciałabym się z kimś takim związać.
Dlatego, że się totalnie nie nadaję, znacznie bliżej mi do paniusi z miasta.
Lubię ładnie pachnieć, fajnie się ubrać na co dzień, boję się różnych robaczków.
Pewnie przez kilka miesięcy bym wytrzymała, jakby mi zależało.
Tyle, że nie wyobrażam sobie spędzić w ten sposób reszty życia.
Musiałabym cały czas być kimś innym, zagryzać zęby, udawać.
SamotnaWilczyca napisał/a:Nie, nie pisałam o biednych.
Rzeczywiście potrzeby ludzi są różne. Z mojej perspektywy fajnie jest spontanicznie gdzieś pojechać, spontanicznie coś sobie kupić (bez skrajności)
Pisałaś o ludziach, którzy muszą liczyć każdy grosz i cały czas oszczędzać.
Moim zdaniem coś takiego jest domeną osób z niższych warstw społecznych.
Tu znowu wszystko sprowadza się do tego, jakie konkretny człowiek ma potrzeby.
Jeden powie, że chce spontanicznie wynająć na weekend domek nad jeziorem.
Innemu zamarzy się pobyt w ekskluzywnym hotelu w krajach arabskich.
SamotnaWilczyca napisał/a:skorzystać z dowolnej usługi
Przecież są takie usługi, które jednorazowo kosztują po kilka tysięcy i więcej.
SamotnaWilczyca napisał/a:A za głupie uważam raczej kupowanie rzeczy niskiej jakości.
Mam podobnie, wolę kupić droższe, ale mieć coś na dłużej.
SamotnaWilczyca napisał/a:Co do posiadania dzieci, czy to musi się wiązać z brakiem tej spontaniczności? Odpowiedzialność i spontaniczność nie są chyba antonimami. Przecież to nie jest równoznaczne np. z zakupoholizmem.
Nie twierdzę, że posiadanie dzieci oznacza brak spontaniczności.
Po prostu mocno ją ogranicza, zwłaszcza w początkowych latach.
SamotnaWilczyca napisał/a:No widzisz, czyli można stwierdzić, że spadek dzietności również łączy się z niechęcia do wychodzenie ze strefy komfortu. 
Oczywiście, tylko ma to inne podłoże, niż cieszenie się z pracy na niższym szczeblu.
Prędzej osoba wykształcona i robiąca karierę nie zdecyduje się na potomstwo.
Z moich znajomych, którzy są zatrudnieni na przykład w marketach, większość ma dzieci.
SamotnaWilczyca napisał/a:To zależy jak to przedstawimy. Niby fajnie, bo nie musisz o nic "walczyć", ale czy życie bez celu jest takie szczęśliwe? Ok, w tym wypadku, utrzymanie tej cukierni na rynku, dbanie o jakość produktów, to też jakiś cel. Ale co z rutyną?
Widzisz, ja nie postrzegam tego jako życie bez celu.
Raczej jako życie z celem, do którego już dotarłeś i postanowiłeś zostać.
Nie szukasz kolejnej destynacji, bo czujesz się dobrze tu, gdzie jesteś.
Ktoś musi mieć ciągle nowe wrażenia, inny kocha rutynę.
Nie ma jednego słusznego sposobu na życie.
SamotnaWilczyca napisał/a:Majętni ludzie to znacznie szersza grupa, niż celebryci. Lenny, to był tylko przykład. Depresja występuje rzeczywiście niezależnie od wielkości posiadanego majątku, przy czym nie musi wynikać z braku szczęścia, a z innych nieprawidłowości w organizmie. Mimo wszystko, jest takie powiedzenie - "Lepiej płakać w mercedesie, niż...". Choć powtórzę, zaczynając ten temat nie miałam na myśli ludzi bogatych.
Oczywiście, ale podałaś przykład gwiazdora, więc pociągnęłam temat.
Wiadomo, nie wpadasz w depresję, bo na konto wpłynął kolejny milion.
Bardziej chodzi o tryb życia, bardzo intensywny, stresujący.
Strach, że któregoś dnia podejmiesz błędną decyzję i wszystko przepadnie.
Różne niedogodności, które niesie za sobą chęć utrzymania życia na wysokim poziomie.
Nie każdy udźwignie tak duże obciążenie psychicznie i fizyczne.
SamotnaWilczyca napisał/a:Dlaczego od razu o skarbcu? O to właśnie chodzi, by na co dzień nie zawracać sobie pieniędzmi głowy. Nie musisz tego robić, kiedy je masz.
Żeby móc totalnie nie zawracać sobie nimi głowy, trzeba ich mieć bardzo dużo.
Jak zarabiasz dziesięć tysięcy na rękę, to nadal nie wszystko możesz kupić.
Na mieszkanie bez kredytu musisz odkładać kilka lat.
A przecież wielu ludzi nie ma takiej kwoty nawet we dwoje.
SamotnaWilczyca napisał/a:Nie, nie. Nie mam na myśli bezsensownego wymieniania modelu na nowszy (auto i tak najszybciej traci na wartości w pierwszych kilku latach). Chodziło mi po prostu o to, że ogólnie pewne marki aut są lepsze od innych, bezpieczniejsze. Kia spłonęła, bo doszło w niej do rozszczelnienia, a nie musiało tak być. Są auta z bardziej odporną konstrukcją. Kia ogólnie jest awaryjna, nawet bez uderzenia potrafiły się te samochody zacząć palić, choć były nowe.
Wiele osób się po prostu nie zna na takich rzeczach.
Kobiety czasem kupują jakiś samochód, bo ładnie wygląda.
Zresztą, przecież wszyscy nie przerzucą się nagle na inną markę, bo ktoś miał awarię.
Choć oczywiście rozumiem argumentację.