30lat i cały czas sam - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 395 396 397 398 399 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 25,741 do 25,805 z 29,787 ]

25,741

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

Owszem, napisałam, że przemyślę temat, bo mój tydzień jest tak napięty, że musiałabym to jakoś ugryźć, ale... nie szukam argumentów na "nie", ale na "tak". Nie trzęsę się, że sobie nie poradzę, że za trudno, że za drogo, że nie będę miała gdzie zaparkować samochodu big_smile, że na początku mogę czuć się niepewnie, że mam za dużo lat na taką przygodę itd, a jedynie rozważam czy przy mojej czasochłonnej pasji, która zajmuje mi co najmniej trzy, a często cztery wieczory w tygodniu, da się to ze sobą płynnie połączyć. Widzisz różnicę?

No właśnie nie wiemy. Wiem jedynie, że potrzebujesz kogoś, kto by Ci ją załatwił, a potem z wynegocjowaną taryfą ulgową otoczył parasolem ochronnym.
Pamiętam też, że przez kilka tygodni szukałeś doradcy zawodowego, a po tych kilku tygodniach ze zdziwieniem przyjąłeś informację, że można skorzystać z takiej porady za darmo. Wcześniej było za drogo, żeby to miało sens, bo potrzebujesz rekomendacji, bo to, bo tamto, a kiedy podsunęliśmy informację, że nie musisz płacić, to temat chyba umarł. To jak, byłeś w końcu na takim spotkaniu? Niech no zgadnę...

Między tym jak jest u mnie nie ma dużej różnicy, ja w zasadzie tylko weekendy mam wolne. W tygodniu jeśli nie pracuję 10h lub więcej to mam trening. Z tego wszystkiego co wymieniłaś jedynie "za drogo" jest nie do przeskoczenia, wszystko inne przy mniejszym lub większym wysiłku pewnie dałoby się zrobić.

Wtedy na prawdę nie miałem pojęcia, że to jest w ogóle możliwe za darmo. W jednym masz rację, uzyskanie tej informacji nic nie dało bo i tak dalej szukałem jakiegoś płatnego tylko za znośną cenę i znalazłem nawet kilka. Byłem na jednym spotkaniu, które kompletnie nic mi nie dało i powiedzieli mi, że takich spotkań potrzeba kilka jeśli nie kilkanaście, oczywiście każde jedno płatne. Pani, u której byłem powiedziała, że wyśle mi na maila jakieś materiały i testy czego nie zrobiła i na moje maile już nie odpisywała, zapewne dlatego, że nie chciałem od razu kolejnego płatnego spotkania.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

A kto cię pytał? Jeczysz jak stary dziad. Dostałeś rady, jak chcesz to korzystaj, nie to nie. Ale z jęczeniem i stękaniem jakie zycie jest ciężkie wara ode mnie.
Wole sobie pogadać z Priscillą o jej nowej zajawce na rurke, albo z Sarą o nartach wink

Przecież nikt ci nie broni pisać tylko do nich i olewać moje posty choć przyznam szczerze, że bez ciebie byłoby nudno. Gdyby faktycznie cię to nie obchodziło lub wkurzało to byś nie odpisywała ale tobie najwyraźniej się to podoba.

SaraS napisał/a:

Bo większość dziewczyn nie ogląda się za facetami po to, żeby zagadać. Zresztą to już było mówione wiele razy: kobieta się zainteresuje, jak Cię usłyszy, w przeciwieństwie do mężczyzn, którym wystarczy zobaczyć. Tak że brak napalonych fanek biegających za Tobą w żaden sposób nie świadczy o Twoim wyglądzie.

Nie wiem, czy są jakieś sporty, których zdrowa osoba 30+ nie mogłaby uprawiać, nawet jeśli wcześniej nie ruszała się za dużo. Przykład ze szpagatem jest natomiast bez sensu, bo nie zaczynasz przecież od robienia szpagatu, tylko od rozciągania. I o ile mogą istnieć (rzadko!) przeszkody uniemożliwiające osiągnięcie szpagatu poprzecznego (budowa stawów biodrowych), o tyle nie ma czegoś takiego, jeśli chodzi o szpagat francuski. Znaczy, jeśli jesteś zdrowy, to ten szpagat zawsze będzie w Twoim zasięgu. Owszem, wiek ma znaczenie, bo szczyt gibkości osiągamy bardzo wcześnie, ale to po prostu oznacza więcej pracy. I tak samo jest z nartami - nie wyciągam przecież świeżaków na czarną trasę i nie popycham na rozpęd (tu mam przed oczami tę reklamę chyba Harnasia z "nie guzdraj się, chłopie" wink), tylko zaczynamy od hamowania pługiem na oślej łączce i robimy wszystko takim tempem, jakiego uczeń wymaga. I tak sobie myślę, że smutne to musi być życie, kiedy masz 30 lat i poważnie czujesz, że na wszystko jesteś już za stary.

To oznacza jedynie tyle, że zawsze żyłem w koszmarnym błędzie i tak na prawdę nigdy nie miałem. Zawsze żyłem w przekonaniu, że nie ma sensu nawet próbować zagadywać bo to nie może się udać więc muszę się stać jak najlepszy by to dziewczyna zagadała pierwsza. Już od podstawówki myślałem, że skoro nie jestem urodzonym chadem to nie ma sensu zagadywać i jedyne co mogę zrobić to czekać aż jakaś dziewczyna zagada pierwsza tym bardziej, że wszyscy całe życie mi powtarzali tą klątwę "Dziewczyna sama się znajdzie". Poznałem prawdę jakieś 15 lat za późno.

Wiewiórka Basia napisał/a:

Bo to nie nasza rola. Zresztą po co zagadywać do człowieka, którego mowa ciała sugeruje, że albo się boi albo chciałby piąchą lutnąć w nos?

Jak trenowałeś od dziecka sztuki walk to powinieneś być przecież instruktorem. A nie uczestnikiem lekcji podstawowych.

Poczytałam trochę twoich postów, przejrzałam twoje tematy. Żałosne to jest. Jesteś młody, na nic nie chorujesz, masz super stabilną sytuację domową i życiową, a zachowujesz się jak 70cio letni dziad, który zamiast do łóżka to się kładzie spać na katafalku tak na wszelki wypadek.

Czyżbyśmy mieli tu kolejną z nadprzyrodzonymi zdolnościami? Nigdy człowieka nie widziałaś, a już wiesz co sugeruje jego mowa ciała?

Trenowałem ale nigdy w żadnej nie osiągnąłem stopnia mistrzowskiego choć w jednej byłem już blisko ale poważna kontuzja uniemożliwiła mi trening przez ponad rok. Poza tym nawet jak masz najwyższy stopień w jednej sztuce walki to zaczynając inną zaczynasz od zera. Możesz mieć czarne pasy w kilku sztukach walki, a zaczynając nową jakiej jeszcze nie trenowałaś zaczynasz od białego.

Masz rację to jest żałosne i co w związku z tym? Mam całkowicie się poddać, a może się zabić bo jestem żałosny? Kiedyś już byłem bardzo blisko tego i nawet to mi się nie udało więc chyba coś jeszcze mnie tu trzyma. Będę dalej pytał i szukał odpowiedzi nie ważne ile razy zostanę nazwany żałosnym. Nie jestem już taki młody, nie mam 18lat tylko 28. Faktycznie chyba na nic nie choruję ale cały czas czuję się zmęczony, cały czas wszystko mnie boli, nie mam w ogóle energii, wstaję rano i jestem bardziej zmęczony i obolały niż po 10h pracy i treningu. Nawet jeśli nie jest to choroba to i tak stan mocno utrudniający podjęcie jakichkolwiek działań. Tak wiem, że ty biegasz maratony, ćwiczysz jogę i pilates, poza tym masz pewnie mnóstwo innych zajęć i cokolwiek napiszę to nie zrobi na tobie wrażenia. Nie musi, nie zamierzam się porównywać ani do ciebie ani do nikogo innego, robiłem tak przez całe życie i zawsze tylko przez to cierpiałem.

Zobacz podobne tematy :

25,742

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Czyżbyśmy mieli tu kolejną z nadprzyrodzonymi zdolnościami? Nigdy człowieka nie widziałaś, a już wiesz co sugeruje jego mowa ciała?

Kiedyś już byłem bardzo blisko tego i nawet to mi się nie udało więc chyba coś jeszcze mnie tu trzyma. Będę dalej pytał i szukał odpowiedzi nie ważne ile razy zostanę nazwany żałosnym. Nie jestem już taki młody, nie mam 18lat tylko 28. Faktycznie chyba na nic nie choruję ale cały czas czuję się zmęczony, cały czas wszystko mnie boli, nie mam w ogóle energii, wstaję rano i jestem bardziej zmęczony i obolały niż po 10h pracy i treningu.

Nie trzeba mieć super mocy. Sam to przecież napisałeś. Jesteś starym dziadem ze skłonnościami samobójczymi. I takie sprawiasz wrażenie nawet w swoich postach. Przestań się dziwić, że nikt do ciebie nie zagaduje jak roztaczasz wokół siebie taką aurę starości, samotności i beznadziei.

25,743

Odp: 30lat i cały czas sam
Wiewiórka Basia napisał/a:

Nie trzeba mieć super mocy. Sam to przecież napisałeś. Jesteś starym dziadem ze skłonnościami samobójczymi. I takie sprawiasz wrażenie nawet w swoich postach. Przestań się dziwić, że nikt do ciebie nie zagaduje jak roztaczasz wokół siebie taką aurę starości, samotności i beznadziei.

Słowo "kiedyś" coś ci mówi? Dokładniej to znaczy prawie 10 lat temu, teraz już jest trochę inaczej. W sumie to nawet ciekawe, jak według ciebie powinienem się zachowywać powiedzmy w takiej kawiarni by roztaczać tą dobrą aurę? Uśmiechać się bez powodu czy coś w tym stylu?

25,744

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
Wiewiórka Basia napisał/a:

Nie trzeba mieć super mocy. Sam to przecież napisałeś. Jesteś starym dziadem ze skłonnościami samobójczymi. I takie sprawiasz wrażenie nawet w swoich postach. Przestań się dziwić, że nikt do ciebie nie zagaduje jak roztaczasz wokół siebie taką aurę starości, samotności i beznadziei.

Słowo "kiedyś" coś ci mówi? Dokładniej to znaczy prawie 10 lat temu, teraz już jest trochę inaczej. W sumie to nawet ciekawe, jak według ciebie powinienem się zachowywać powiedzmy w takiej kawiarni by roztaczać tą dobrą aurę? Uśmiechać się bez powodu czy coś w tym stylu?


Co to za różnica czy to dekadę temu czy wczoraj, skoro twoje życie wygląda ciągle tak samo i nic się w nim nie zmieniło?

Zadajesz pytania jak przedszkolak. Dorośnij.

25,745

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Ok. Chyba nie można przy mnie mówić o rurce, bo się nie zamknę w porę. big_smile

Haha, mów, mów, wiedza i wskazówki praktyka są bardzo cenne, powiedziałabym nawet, że w pewnych okolicznościach bezcenne wink
Tak, na pewno będę chciała zacząć od podstaw. Inne aktywności nauczyły mnie, że nic nie jest tak ważne, jak właśnie dobre podstawy. Bez nich wiele rzeczy nie wychodzi i zupełnie niepotrzebnie tracimy progres. I cóż z tego, że pojawiają się nowe asany (joga) czy figury (taniec), jeśli podstawy, a raczej ich brak, mogą zniweczyć cały efekt. Notabene jak widzę, kiedy ludzie chodzą z kijkami do nordic walking, ale traktują je bardziej jak kije do podpierania niż sprzęt będący elementem tej rekreacji (sportu?), to aż mi ich żal, że tracą cały potencjał. Zresztą nawet bieganie wymaga nauczenia się techniki, o siłowni nie wspominając, bo bez niej nie tylko nie osiągniemy spodziewanych efektów, ale po prostu zrobimy sobie w końcu krzywdę.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Super. Ja akurat zaczynam z treningiem siłowym. Wczesniej robiłam tylko takie fitnesy z YT z małymi hantelkami, ale to chyba sie nie lilczy jako prawdziwy siłowy trening. Tez tak mam że nie umiem zdecydować się na jedną aktywność i staram się wszystko łaczyć razem i najlepiej ciągle zmieniac w zaleznosci od pory roku. Teraz moim zdaniem na rower i bieganie pogoda jet idealna. Nie za ciepło, nie za zimno. Lekka kurteczka, bulteka wody i mozna ruszać smile

Osobiście uważam, że różnorodność jest ważna i to nie tylko dlatego, że mamy wybór, dzięki czemu naprawdę trudno znudzić się aktywnością i się do niej zniechęcić, ale wszystko fajnie się wzajemnie uzupełnia. Jeśli tego nie ma, to mamy potem takich miśków z siłowni, co to biceps mają taki, że koszule trzeba szyć na wymiar, ale każ takiemu przebiec 5 kilometrów, to zjedzie na zawał big_smile

Wiewiórka Basia napisał/a:

Biegam maratony a do tego ćwiczę jogę i pilates od wielu lat wiec trafiłeś jak kulą w płot. Ale nawet jeśli w twojej wyobraźni jestem spasionym kaszalotem z wąsem to i tak wąs mogę wydepilować, a kilogramy zrzucić. Małego siura już sobie nie powiększysz choćbyś nie wiem jak często się za niego ciągał.

Tadzio ma to chyba wrodzone, że z zasady plecie co mu ślina na język przyniesie, a że wszystkim po kolei wmawia, że są pasztetami, to pozostaje tylko współczuć, że wyraźnie samemu sobie poprawia w ten sposób samopoczucie.

25,746

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
SaraS napisał/a:

Bo większość dziewczyn nie ogląda się za facetami po to, żeby zagadać. Zresztą to już było mówione wiele razy: kobieta się zainteresuje, jak Cię usłyszy, w przeciwieństwie do mężczyzn, którym wystarczy zobaczyć. Tak że brak napalonych fanek biegających za Tobą w żaden sposób nie świadczy o Twoim wyglądzie.

Nie wiem, czy są jakieś sporty, których zdrowa osoba 30+ nie mogłaby uprawiać, nawet jeśli wcześniej nie ruszała się za dużo. Przykład ze szpagatem jest natomiast bez sensu, bo nie zaczynasz przecież od robienia szpagatu, tylko od rozciągania. I o ile mogą istnieć (rzadko!) przeszkody uniemożliwiające osiągnięcie szpagatu poprzecznego (budowa stawów biodrowych), o tyle nie ma czegoś takiego, jeśli chodzi o szpagat francuski. Znaczy, jeśli jesteś zdrowy, to ten szpagat zawsze będzie w Twoim zasięgu. Owszem, wiek ma znaczenie, bo szczyt gibkości osiągamy bardzo wcześnie, ale to po prostu oznacza więcej pracy. I tak samo jest z nartami - nie wyciągam przecież świeżaków na czarną trasę i nie popycham na rozpęd (tu mam przed oczami tę reklamę chyba Harnasia z "nie guzdraj się, chłopie" wink), tylko zaczynamy od hamowania pługiem na oślej łączce i robimy wszystko takim tempem, jakiego uczeń wymaga. I tak sobie myślę, że smutne to musi być życie, kiedy masz 30 lat i poważnie czujesz, że na wszystko jesteś już za stary.

To oznacza jedynie tyle, że zawsze żyłem w koszmarnym błędzie i tak na prawdę nigdy nie miałem. Zawsze żyłem w przekonaniu, że nie ma sensu nawet próbować zagadywać bo to nie może się udać więc muszę się stać jak najlepszy by to dziewczyna zagadała pierwsza. Już od podstawówki myślałem, że skoro nie jestem urodzonym chadem to nie ma sensu zagadywać i jedyne co mogę zrobić to czekać aż jakaś dziewczyna zagada pierwsza tym bardziej, że wszyscy całe życie mi powtarzali tą klątwę "Dziewczyna sama się znajdzie". Poznałem prawdę jakieś 15 lat za późno.

To ja nigdy nie miałem problemu z tym, żeby zagadać, tyle że to nic nie dawało, bo byłem odrzucany xd a potem wysłuchiwałem od dziewczyn głupot w stylu "nie szukaj, samo przyjdzie" xd no do nich to samo przychodzi, ale u nas to tak nie działa.

25,747 Ostatnio edytowany przez Theodore Robert Bundy (2024-04-06 12:00:40)

Odp: 30lat i cały czas sam

Raka, ale dlaczego nie zaprosisz do kina, czy gdzieś tam kobiet z tego forum, tutaj jest tyle wspaniałych idealnych kandydatek, popatrz odpisują ci doradzają przecież tobie wystarczy pójść do fryzjera, założyć okulary i już taka priszczilla ci sie rozkracza, naprawdę dziwi mnie to jak mogło do tego jeszcze nie dojść, taka Rossanka mogła by cię wiele nauczyć, sama nadrobiła by zaległości straconych lat na terapiach, powtarzasz że wygląd nie jest dla ciebie ważny wiec tutejsze kandydatki są jak najbardziej ci odpowiednie, nie pomyślałeś np o kupieniu lewego dowodu osobistego, na UA i jako obywatel Niemiec, napisałbyś pw do Koraliny, i na samo zdjęcie dowodu by trysnęła smile

25,748

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

Osobiście uważam, że różnorodność jest ważna i to nie tylko dlatego, że mamy wybór, dzięki czemu naprawdę trudno znudzić się aktywnością i się do niej zniechęcić, ale wszystko fajnie się wzajemnie uzupełnia. Jeśli tego nie ma, to mamy potem takich miśków z siłowni, co to biceps mają taki, że koszule trzeba szyć na wymiar, ale każ takiemu przebiec 5 kilometrów, to zjedzie na zawał big_smile

Prawdę mówiąc, ja też bym pewnie zeszła na zawał. Chociaż biorąc pod uwagę, że nie ma we mnie w ogóle tej zawziętości, żeby robić coś wymagającego długotrwałego wysiłku mimo zmęczenia, to raczej wcale bym nie przebiegła. Chociaż nie próbowałam biegać od ponad 10 lat, aż kusi sprawdzić, czy wytrzymam chociaż kilometr. xd
Tzn. to nie tak, że jestem jakąś leliją, co to się nie może w żaden sposób zmęczyć. Mogę zignorować ból i wleźć jeszcze raz na rurkę i tym obolałym miejscem jeszcze raz po niej przeszorować, a trening skończyć tak wyczerpana, że nie jestem już w stanie wskoczyć czy podciągnąć się do najprostszej figury, mogę cały dzień jeździć na nartach i zbierać ludzi z ziemi, ale to jest zupełnie coś innego. Jeżeli wysiłek jest dłuższy, jeżeli mam się cały czas ruszać i robić to w jakimś tempie, to ja nigdy nie dojdę do swojej granicy, ja po prostu... zwolnię. XD
I mam tak ze wszystkim. Np. długo trenowałam pływanie, pływałam dobrze, ale też nigdy nie dochodziłam do granicy swoich możliwości. Na jednym egzaminie taka dziewczyna, słabiej pływająca, żeby się zmieścić w czasie, tak "docisnęła", że jak wyszła z wody, to aż było jej słabo, mroczki przed oczami, te sprawy. I to jest coś, czego ja bym nigdy nie zrobiła, może pod ewentualną groźbą śmierci, ale tak po prostu? Poza moim zasięgiem. tongue

25,749

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Super. Ja akurat zaczynam z treningiem siłowym. Wczesniej robiłam tylko takie fitnesy z YT z małymi hantelkami, ale to chyba sie nie lilczy jako prawdziwy siłowy trening. Tez tak mam że nie umiem zdecydować się na jedną aktywność i staram się wszystko łaczyć razem i najlepiej ciągle zmieniac w zaleznosci od pory roku. Teraz moim zdaniem na rower i bieganie pogoda jet idealna. Nie za ciepło, nie za zimno. Lekka kurteczka, bulteka wody i mozna ruszać smile

Osobiście uważam, że różnorodność jest ważna i to nie tylko dlatego, że mamy wybór, dzięki czemu naprawdę trudno znudzić się aktywnością i się do niej zniechęcić, ale wszystko fajnie się wzajemnie uzupełnia. Jeśli tego nie ma, to mamy potem takich miśków z siłowni, co to biceps mają taki, że koszule trzeba szyć na wymiar, ale każ takiemu przebiec 5 kilometrów, to zjedzie na zawał big_smile

Tak, masz rację smile Jednak sport to powinno być zdrowie a nie chore pakowanie tylko dla sylwetki i wielkiego bica, bez ogólnej sprawności i mobilności.

SaraS napisał/a:

to ja nigdy nie dojdę do swojej granicy, ja po prostu... zwolnię

Myślę, że fajnie słuchać swojego ciała. Można miec dobra forme i bez biegania, w zgodzie ze sobą. No i szacun że akceptujesz swój gust. Jak już mówimy o tych karkach z siłowni... Wbrew pozorom czesc z nich tak na serio nie lubi siłki i chodzą tam tylko dla efektów wizualnych. Strasznie się zdziwiłam jak rozmawiałam z kolegą X lat treningów, bice wielkie i zaczął jeczec ze ojej dzisiaj znowu trening. Zapytałam go o co chodzi, ze wyglada ze ma okej forme i ze trenuje i czy cos sie stalo, czy jakas kontuzja. I mi zaczal wyjasniac ze nieee, ze on po prostu nie lubi chodzic na siłownie ale szkoda stracić efekty XD Ciekawa jestem co się z nim stało, czy nadal sobie wmawia ze siłownia jest cool i dalej ignoruje swój gust.

Kurde laski. Zmotywowałyście mnie. Miałam na dziś zaplanowany trening, ale spotkanie rodzinne sie przeciagnela, więc dopiero wróciłam do domu. Chciałam sobie odpuścić bo za późno, ale jednak nie. 21 to jeszcze całkiem wczesnie, nie ma co robić z siebie babci. Zresztą chodze spac ok północy więc na luzie dam rade. Wish me luck!

25,750 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-04-06 22:13:11)

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:

To ja nigdy nie miałem problemu z tym, żeby zagadać, tyle że to nic nie dawało, bo byłem odrzucany xd a potem wysłuchiwałem od dziewczyn głupot w stylu "nie szukaj, samo przyjdzie" xd no do nich to samo przychodzi, ale u nas to tak nie działa.

To ja mam totalnie odwrotnie, mam duży problem żeby zagadać ale nigdy nigdy nie zostałem odrzucony. Jedyne co zawsze było dokładnie tak samo to to, że wszyscy wokół ciągle gadali, że "dziewczyna sama się znajdzie", dosłownie wszyscy, znajomi, koledzy i koleżanki ze szkoły, rodzina.

A teraz będzie historia z mojego dzisiejszego dnia. Byłem na targach fantastyki, stałem 2h w kolejce, mnóstwo ludzi, wszystko drogie. Spędziłem tam prawie pół dnia chodząc po obiekcie, przeglądając stoiska, kupując różne drobiazgi, podziwiając różne cosplaye, rozmawiając z koleżanką. Dopóki tam byłem było fajnie, byłem w swoim żywiole, mnóstwo ludzi poprzebieranych za postacie z gier i anime, mnóstwo ciekawych i unikatowych rzeczy do kupienia, czułem się świetnie i jednocześnie paskudnie. Do dziś nie wiedziałem co to znaczy być "samotnym w tłumie", teraz już wiem i to jest coś bardzo nieprzyjemnego. Tylu ludzi wokół, każdy był z kimś, mnóstwo par, mnóstwo grup, a w środku ja jedyny samotny, czułem się mega żałośnie i jakbym kompletnie tam nie pasował mimo iż to było totalnie moje środowisko. Jedynie ta rozmowa z koleżanką trochę to zagłuszyła, nawet nie sądziłem, że zwykła rozmowa z ładną dziewczyną w moim wieku może być tak przyjemna. I niestety nie prędko znów ją spotkam bo kolejne tego typu wydarzenie w Warszawie jest dopiero w lipcu. W drodze powrotnej było jeszcze gorzej, nagle zaczęło mi być mega tęskno do kontaktów społecznych i ogólnie do przebywania wśród ludzi. Chyba już trochę rozumiem czemu niektórzy mi tu pisali, że lepiej czegoś w ogóle nie doświadczyć niż doświadczyć, a potem przez długi czas nie mieć. Pierwszy raz od dość dawna miałem i wciąż mam tak, że chciałbym więcej, więcej porozmawiać, więcej się pośmiać, sam nie wierzę, że używam tego słowa ale po prostu się zabawić. I pierwszy raz od dawna tak bardzo nie chciałem jeszcze wracać do domu. To jest coś okropnego.

25,751 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-04-07 00:12:41)

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Prawdę mówiąc, ja też bym pewnie zeszła na zawał. Chociaż biorąc pod uwagę, że nie ma we mnie w ogóle tej zawziętości, żeby robić coś wymagającego długotrwałego wysiłku mimo zmęczenia, to raczej wcale bym nie przebiegła. Chociaż nie próbowałam biegać od ponad 10 lat, aż kusi sprawdzić, czy wytrzymam chociaż kilometr. xd

Ja z kolei, choć również nie przekraczam swoich możliwości, to niestety bardzo lubię się nakręcać, co najbardziej widać właśnie podczas biegania. Wychodzę z domu z założeniem, że przebiegnę dajmy na to 6 km, ale potem myślę sobie, że spokojnie dam radę jeszcze ze dwa, a potem kolejne i kolejne i kończy się na 12-13. Potem co prawda kończę, ale głównie z rozsądku, żeby sobie za bardzo nie podnosić kortyzolu.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Kurde laski. Zmotywowałyście mnie. Miałam na dziś zaplanowany trening, ale spotkanie rodzinne sie przeciagnela, więc dopiero wróciłam do domu. Chciałam sobie odpuścić bo za późno, ale jednak nie. 21 to jeszcze całkiem wczesnie, nie ma co robić z siebie babci. Zresztą chodze spac ok północy więc na luzie dam rade. Wish me luck!

A widzisz, ja uwielbiam ćwiczyć właśnie wieczorami, kiedy mam już tzw. wolną głowę i czas tylko dla siebie. Nigdy też tak dobrze mi się nie biega, jak właśnie wtedy, gdy zaczyna robić się szaro. Gorzej, że zdarza się, że jest już tak ciemno, a ja w takim miejscu, że serce podchodzi mi do gardła big_smile
W ubiegłym roku wprowadziłam też zwyczaj, że właśnie wieczorami wybieraliśmy się na rowerowe przejażdżki. To jest zupełnie inny klimat, a jeśli masz dobre światło latarki, to już w ogóle bajka.

Swoją drogą... czułaś te trzymane kciuki? big_smile
Przypuszczam, że do północy spokojnie się wyrobiłaś, ale nie miałaś potem problemu z zaśnięciem?

25,752

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

To ja nigdy nie miałem problemu z tym, żeby zagadać, tyle że to nic nie dawało, bo byłem odrzucany xd a potem wysłuchiwałem od dziewczyn głupot w stylu "nie szukaj, samo przyjdzie" xd no do nich to samo przychodzi, ale u nas to tak nie działa.

To ja mam totalnie odwrotnie, mam duży problem żeby zagadać ale nigdy nigdy nie zostałem odrzucony. Jedyne co zawsze było dokładnie tak samo to to, że wszyscy wokół ciągle gadali, że "dziewczyna sama się znajdzie", dosłownie wszyscy, znajomi, koledzy i koleżanki ze szkoły, rodzina.

A teraz będzie historia z mojego dzisiejszego dnia. Byłem na targach fantastyki, stałem 2h w kolejce, mnóstwo ludzi, wszystko drogie. Spędziłem tam prawie pół dnia chodząc po obiekcie, przeglądając stoiska, kupując różne drobiazgi, podziwiając różne cosplaye, rozmawiając z koleżanką. Dopóki tam byłem było fajnie, byłem w swoim żywiole, mnóstwo ludzi poprzebieranych za postacie z gier i anime, mnóstwo ciekawych i unikatowych rzeczy do kupienia, czułem się świetnie i jednocześnie paskudnie. Do dziś nie wiedziałem co to znaczy być "samotnym w tłumie", teraz już wiem i to jest coś bardzo nieprzyjemnego. Tylu ludzi wokół, każdy był z kimś, mnóstwo par, mnóstwo grup, a w środku ja jedyny samotny, czułem się mega żałośnie i jakbym kompletnie tam nie pasował mimo iż to było totalnie moje środowisko. Jedynie ta rozmowa z koleżanką trochę to zagłuszyła, nawet nie sądziłem, że zwykła rozmowa z ładną dziewczyną w moim wieku może być tak przyjemna. I niestety nie prędko znów ją spotkam bo kolejne tego typu wydarzenie w Warszawie jest dopiero w lipcu. W drodze powrotnej było jeszcze gorzej, nagle zaczęło mi być mega tęskno do kontaktów społecznych i ogólnie do przebywania wśród ludzi. Chyba już trochę rozumiem czemu niektórzy mi tu pisali, że lepiej czegoś w ogóle nie doświadczyć niż doświadczyć, a potem przez długi czas nie mieć. Pierwszy raz od dość dawna miałem i wciąż mam tak, że chciałbym więcej, więcej porozmawiać, więcej się pośmiać, sam nie wierzę, że używam tego słowa ale po prostu się zabawić. I pierwszy raz od dawna tak bardzo nie chciałem jeszcze wracać do domu. To jest coś okropnego.

Rozmawiałeś z ta koleżanka na telefonie? Wgle jakaś chora ta twoja sytuacja, masz koleżanki, i żadna ci sie nie wypięła? To jakis jebniety friendzone.

25,753

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Kurde laski. Zmotywowałyście mnie. Miałam na dziś zaplanowany trening, ale spotkanie rodzinne sie przeciagnela, więc dopiero wróciłam do domu. Chciałam sobie odpuścić bo za późno, ale jednak nie. 21 to jeszcze całkiem wczesnie, nie ma co robić z siebie babci. Zresztą chodze spac ok północy więc na luzie dam rade. Wish me luck!

A widzisz, ja uwielbiam ćwiczyć właśnie wieczorami, kiedy mam już tzw. wolną głowę i czas tylko dla siebie. Nigdy też tak dobrze mi się nie biega, jak właśnie wtedy, gdy zaczyna robić się szaro. Gorzej, że zdarza się, że jest już tak ciemno, a ja w takim miejscu, że serce podchodzi mi do gardła big_smile
W ubiegłym roku wprowadziłam też zwyczaj, że właśnie wieczorami wybieraliśmy się na rowerowe przejażdżki. To jest zupełnie inny klimat, a jeśli masz dobre światło latarki, to już w ogóle bajka.

Zazdroszczę. Ja jestem pod tym względem rannym ptaszkiem, najchętniej wszystkie treningi zaczynałabym zaraz po przebudzeniu. A tu rurkę mam najczęściej po 19:00, po 20:00, jak zaczynałam chodzić, to w ogóle było na 20:30. I chociaż treningi uwielbiam, to nigdy mi się nie chce zebrać; dla mnie to pora odpoczynku, lekkiej rozrywki, a nie wysiłku. A potem jeszcze człowiek wraca nabuzowany, weźmie prysznic, to dodatkowo się orzeźwi i zamiast spać, to nagle świat by zdobywał. XD Kiedyś przez chwilę była jedna grupa poranna na rurce; to było życie! Wstać, kawa, prysznic, trening... Ależ ja się czułam wtedy energiczna i produktywna! big_smile A nie tam jakieś wieczorne wygibasy, zwłaszcza jesienią - wtedy to ja jestem na etapie "dajcie mi kocyk, rumianek i książkę", a nie... A latem to z kolei bezczelne uniemożliwianie wyjść towarzyskich. wink
Ale tak niby lepiej, podobno lepsze wyniki osiąga się popołudniu. Tyle że ta wiedza sobie, a ja sobie - na siłownię z reguły chodzę rano, stretching - to samo (a tu już, niestety, różnicę czuć wyraźnie).

25,754

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

I mam tak ze wszystkim. Np. długo trenowałam pływanie, pływałam dobrze, ale też nigdy nie dochodziłam do granicy swoich możliwości. Na jednym egzaminie taka dziewczyna, słabiej pływająca, żeby się zmieścić w czasie, tak "docisnęła", że jak wyszła z wody, to aż było jej słabo, mroczki przed oczami, te sprawy. I to jest coś, czego ja bym nigdy nie zrobiła, może pod ewentualną groźbą śmierci, ale tak po prostu? Poza moim zasięgiem. tongue

Bez przekraczania własnych granic nie ma postępu. wink tym się różnią treningi sportowe od ćwiczeń rekreacyjnych.

25,755

Odp: 30lat i cały czas sam
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Wbrew pozorom czesc z nich tak na serio nie lubi siłki i chodzą tam tylko dla efektów wizualnych. Strasznie się zdziwiłam jak rozmawiałam z kolegą X lat treningów, bice wielkie i zaczął jeczec ze ojej dzisiaj znowu trening. Zapytałam go o co chodzi, ze wyglada ze ma okej forme i ze trenuje i czy cos sie stalo, czy jakas kontuzja. I mi zaczal wyjasniac ze nieee, ze on po prostu nie lubi chodzic na siłownie ale szkoda stracić efekty XD Ciekawa jestem co się z nim stało, czy nadal sobie wmawia ze siłownia jest cool i dalej ignoruje swój gust.

Mój brat ma podobnie. Ojciec i jego brat też. Ten brat ojca to ten całe życie zdziadziały i to inna liga marudzenia, ale też pytałam po co ćwiczą skoro nie lubią (mojego brata i ojca) i odpowiedzieli to samo: dla efektów. To nie zawsze o efekty wizualne chodziło. Czasem to wynik siłowy, czasem czas na 5,10 czy więcej kilometrów, ale chodziło o osiągnięcie jakiegoś celu i utrzymanie go. Chodzenie na siłownię, bieżnię czy na pole pobiegać to był tylko środek do tego celu. Nikt nie przerzuca kilkudziesięciu ton żelastwa just for fun.

Mi też się często nie chce wychodzić pobiegać. Zwłaszcza w niepogodę. Ale to ostatni rok korony maratonów.

25,756

Odp: 30lat i cały czas sam
Wiewiórka Basia napisał/a:
SaraS napisał/a:

I mam tak ze wszystkim. Np. długo trenowałam pływanie, pływałam dobrze, ale też nigdy nie dochodziłam do granicy swoich możliwości. Na jednym egzaminie taka dziewczyna, słabiej pływająca, żeby się zmieścić w czasie, tak "docisnęła", że jak wyszła z wody, to aż było jej słabo, mroczki przed oczami, te sprawy. I to jest coś, czego ja bym nigdy nie zrobiła, może pod ewentualną groźbą śmierci, ale tak po prostu? Poza moim zasięgiem. tongue

Bez przekraczania własnych granic nie ma postępu. wink tym się różnią treningi sportowe od ćwiczeń rekreacyjnych.

Nieprawda. Akurat w pływaniu nigdy nie miałam aspiracji na sportowca z prawdziwego zdarzenia, ale i tak treningów - i to solidnych treningów, klub, dobry trener - miałam przez parę lat po ~12 - 15 h w tygodniu. I postęp był duży, po prostu... nie był największy, jaki mógł być. Przecież moje możliwości zwiększały się z każdym treningiem tak czy siak, nawet jeżeli miałam życzenie dawać z siebie tylko 80 czy 90%, to ten zakres za każdym razem obejmował coraz więcej. W każdym razie treningi były sportowe, jedynie moje podejście w tego typu sportach jest rekreacyjne. wink

A granicę będą się przesuwały zawsze, nawet jeśli nie będziemy ich przekraczać - razem ze wzrostem umiejętności, możliwości itd.

25,757

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

A granicę będą się przesuwały zawsze, nawet jeśli nie będziemy ich przekraczać - razem ze wzrostem umiejętności, możliwości itd.

Ok, rozumiem co chcesz powiedzieć. Coś takiego samego powiedział mi kiedyś trener jak przygotowywałam się do mojego pierwszego maratonu. Bo jakbym chciała po prostu przebiec maraton, to mi powiedział, że wystarczy wyjść 2-3x w tygodniu pobiegać i jak poczuje się swobodnie z dystansem, to dopiero wtedy miałam go zwiększać. Ale tak się nie da przygotować do startu w określonej dacie wyścigu, ani tym bardziej do kilku startów w roku (korona), a celowałam też w konkretny wynik czasowy. Miałam więc plan, który musiałam realizować czy miałam na to ochotę, czy nie. Nawet jak padałam na twarz nie mogąc wejść po schodach, bo i tak czasem bywało. I jestem zadowolona, bo czas miałam nawet lepszy niż się spodziewałam (4h bez 10min) i obyło się bez żadnej kontuzji. Dla mnie super.

Dochodząc do pewnego momentu w rozwoju to bez przekraczania własnych granic nie da się posunąć dalej. Te 80-90% na treningu to właśnie to. Ale w trakcie samego wyścigu czy zawodów, to dajesz z siebie 100%. Nie da się przecież maxować na każdym treningu, bo to się kończy rabdo i pobytem w szpitalu, albo innymi problemami ze zdrowiem. Przecież jesteśmy ludźmi, a nie maszynami, a trening ma być robiony z głową, a nie po to, żeby nas wykończyć tongue

25,758 Ostatnio edytowany przez Roxann (2024-04-07 15:16:35)

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

A ja podziwiam rakastankielia i piszę w 100% poważnie.

Zobaczcie - gościu potrafi tutaj miesiącami pisać w taki sposób, że kobiety ciągle mu odpisują.

Nie ma tu co podziwiać bo on pisze wciąż to samo. Znalazł sobie sosób na zwrócene uwagi i to totalnie niedorzeczne. On jednak trwa przy swoim i wszelkie argumenty, nawet tak oczywiste by rozejrzał się obok ignoruje. Na niemal każdy post odowiada tak samo, jaby był botem, na głębszą rfleksję nie ma co oczekiwać.

Tak jak Tedi, zakomplesiony z fantazjami, obrażający innych z bezsilności czy beznadziei.
Takich ludzi się nie podziwia, tylko wspóczuje.

25,759 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2024-04-07 16:53:43)

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

A widzisz, ja uwielbiam ćwiczyć właśnie wieczorami, kiedy mam już tzw. wolną głowę i czas tylko dla siebie. Nigdy też tak dobrze mi się nie biega, jak właśnie wtedy, gdy zaczyna robić się szaro. Gorzej, że zdarza się, że jest już tak ciemno, a ja w takim miejscu, że serce podchodzi mi do gardła big_smile
W ubiegłym roku wprowadziłam też zwyczaj, że właśnie wieczorami wybieraliśmy się na rowerowe przejażdżki. To jest zupełnie inny klimat, a jeśli masz dobre światło latarki, to już w ogóle bajka.

Swoją drogą... czułaś te trzymane kciuki? big_smile
Przypuszczam, że do północy spokojnie się wyrobiłaś, ale nie miałaś potem problemu z zaśnięciem?

Owszem czułam pozytywną energię smile
Zdziwiłam się sama, ale nie miałam problemu ze snem. Rano tez od razu lepszy humor że poza rodziną wcisnelam na weekend tez coś dla siebie.

A masz jakieś gadżety do samoobrony? Gaz, paralizator, pałkę? Ja kupiłam cały pakiet kiedy wiecej hikingowałam solo i musze przyznać, że głowa jest spokojniejsza jak mijam kogoś po zmierzchu na wygwizdowie totalnym. Tak jak ty staram się dbać o bezpieczenstwo i zastanowić się gdzie i o której wychodze, ale wiadomo że czasem sie nie uda tak jak zaplanowałyśmy. Wadomo że takie gadżety nie sa niezawodne, ale jak czasem trzeba to nie stracham się że jakiś facet idzie w te samą stronę co ja, czy coś.

Ja jestem pod tym względem rannym ptaszkiem, najchętniej wszystkie treningi zaczynałabym zaraz po przebudzeniu.

haha. to z kolei ja zazdroszcze. Tez kiedyś byłam "rannym ptaszkiem", ale kiedy po miesiącu zrobiłam może co 3 traningi zaplanowany na rano to zrozumiałam że jednak grafik, a życie to co innego. I już dałam sobie spokój i posłuchałam własnego ciała, że ono jednak nie che tego rannego rozruchu .

Wiewiórka Basia napisał/a:

Mój brat ma podobnie. Ojciec i jego brat też. Ten brat ojca to ten całe życie zdziadziały i to inna liga marudzenia, ale też pytałam po co ćwiczą skoro nie lubią (mojego brata i ojca) i odpowiedzieli to samo: dla efektów. To nie zawsze o efekty wizualne chodziło. Czasem to wynik siłowy, czasem czas na 5,10 czy więcej kilometrów, ale chodziło o osiągnięcie jakiegoś celu i utrzymanie go. Chodzenie na siłownię, bieżnię czy na pole pobiegać to był tylko środek do tego celu. Nikt nie przerzuca kilkudziesięciu ton żelastwa just for fun.

Mi też się często nie chce wychodzić pobiegać. Zwłaszcza w niepogodę. Ale to ostatni rok korony maratonów.

Wiesz mi nie chodziło żeby od razu rzucać aktywność, ale wydawało mi się że jak ktoś nie lubi takiej klasycznej silowni to moze poprobować crossfitu, kalisteniki, czegoś co da zbliżony efekt, ale nie będzie tego efektu marudzenia i niechęci. Ale nie wiem jak to działa bo z siłownią dopiero zaczynam na poważnie, więc przyznam że nie do końca znam się na zamianie siłki czymś takim troche zbilizonym.

Super! Mamy kolejna sportsmanke! czy dobrze przeczytałam? to są aż 4 maratony w 24 miesiące? Mocne.

Wiewiórka Basia napisał/a:

Bez przekraczania własnych granic nie ma postępu. wink tym się różnią treningi sportowe od ćwiczeń rekreacyjnych.

IMO i tak i nie. Ta jak pisze Sara, są różne granice. Dla jednego granica to będzie pokonanie lęku przed upadkiem, dla innego dodanie strechingu po treningu mimo że się tego rozciągania nie nawidzi. Myśle że zawsze pokonuje się jakąś granice, trening do upadku  na 100% aż masz mroczki w oczach to tylko jedna z granic i jesli się pokonuje inne, ale tej unikamy to i tak są efekty. Nie znam się na homrmonach, ale gdzieś w necie trafiłam na tekst gdzie ludzie pisali o planach treningowy i jaki wybrać. I trener mówil że jak ktoś nie jest zawodowym sportowcem to warto pamiętać, że wysiłek to też stres dla organizmu. Jak masz dużo stresu w życiu to pomimo że trening o dużej intensywności może być bardziej efektywny, to dla niektórych lepiej wybrać coś lżejszego żeby jednak ten kortyzol trzymac w normie i aktywność fizyczna była dla nas przyjemna.

25,760

Odp: 30lat i cały czas sam
Wiewiórka Basia napisał/a:
SaraS napisał/a:

A granicę będą się przesuwały zawsze, nawet jeśli nie będziemy ich przekraczać - razem ze wzrostem umiejętności, możliwości itd.

Ok, rozumiem co chcesz powiedzieć. Coś takiego samego powiedział mi kiedyś trener jak przygotowywałam się do mojego pierwszego maratonu. Bo jakbym chciała po prostu przebiec maraton, to mi powiedział, że wystarczy wyjść 2-3x w tygodniu pobiegać i jak poczuje się swobodnie z dystansem, to dopiero wtedy miałam go zwiększać. Ale tak się nie da przygotować do startu w określonej dacie wyścigu, ani tym bardziej do kilku startów w roku (korona), a celowałam też w konkretny wynik czasowy. Miałam więc plan, który musiałam realizować czy miałam na to ochotę, czy nie. Nawet jak padałam na twarz nie mogąc wejść po schodach, bo i tak czasem bywało. I jestem zadowolona, bo czas miałam nawet lepszy niż się spodziewałam (4h bez 10min) i obyło się bez żadnej kontuzji. Dla mnie super.

Dochodząc do pewnego momentu w rozwoju to bez przekraczania własnych granic nie da się posunąć dalej. Te 80-90% na treningu to właśnie to. Ale w trakcie samego wyścigu czy zawodów, to dajesz z siebie 100%. Nie da się przecież maxować na każdym treningu, bo to się kończy rabdo i pobytem w szpitalu, albo innymi problemami ze zdrowiem. Przecież jesteśmy ludźmi, a nie maszynami, a trening ma być robiony z głową, a nie po to, żeby nas wykończyć tongue

Gratuluję maratonów. big_smile Podziwiam mocno, bo właśnie to jest ten rodzaj wysiłku, z którym mi nie po drodze. tongue

Zgadzam się, że jeśli celem jest określony efekt osiągnięty w określonym terminie, to nie ma zmiłuj, róbmy albo nie zawracajmy głowy. Natomiast mi chodziło tylko o przekraczanie granic jako warunek progresu - z tym się nie zgadzam, bo robić postępy można w różnym tempie.
Zresztą blokady też są różne, nie tylko na leniwą bułę, jak w moim przypadku. wink Np. na nartach często jest to strach przed przejściem na trudniejszą trasę (ale nie tylko, czasem ludzie boją się takich rzeczy, że aż jestem zaskoczona tongue). I jasne, niektórzy są w stanie się zmusić; zacisną zęby, zjadą, śmierć w oczach, drżące kolana, ale jeszcze raz, i jeszcze, bo wiedzą, że jeszcze kilka takich koszmarów i problem zniknie. Ale też np. w tym sezonie miałam parę, ładnie jeździli, chłopak namówił dziewczynę, żeby iść wyżej - pod kątem umiejętności byli przygotowani, ale... Ale przed pierwszym ostrzejszym spadkiem ona się rozpłakała ze strachu. Żadnych histerii, bezgłośnie, ale taka panika, że nie dała mi się nawet zwieźć za ręce, tylko w końcu odpięła narty i zeszła. tongue I taka osoba też przecież może zrobić postępy - niech jeździ po oślich łączkach, aż poczuje się wystarczająco pewnie. Nie musi przekraczać żadnych granic, może poczekać, aż one się przesuną.

25,761

Odp: 30lat i cały czas sam

Pamiętam, że miałem fazę na bieganie w czasie covida, nawet zszedłem poniżej 28 minut na 5 km big_smile ale za maratony każdego podziwiam, bo nie wyobrażam sobie takiego długiego dystansu. Już nie chodzi o wytrzymałość, bo z tym nigdy u mnie problemu nie było (taki bieg to u mnie zawsze było jedyne zaliczenie na 6 z wf xd) ani czas, ale po prostu zanudziłbym się chyba, gdybym miał tyle czasu tylko biegać w kółko big_smile ale do krótszych dystansów zamierzam wrócić niedługo.

25,762

Odp: 30lat i cały czas sam
Roxann napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

A ja podziwiam rakastankielia i piszę w 100% poważnie.

Zobaczcie - gościu potrafi tutaj miesiącami pisać w taki sposób, że kobiety ciągle mu odpisują.

Nie ma tu co podziwiać bo on pisze wciąż to samo. Znalazł sobie sosób na zwrócene uwagi i to totalnie niedorzeczne. On jednak trwa przy swoim i wszelkie argumenty, nawet tak oczywiste by rozejrzał się obok ignoruje. Na niemal każdy post odowiada tak samo, jaby był botem, na głębszą rfleksję nie ma co oczekiwać.

Tak jak Tedi, zakomplesiony z fantazjami, obrażający innych z bezsilności czy beznadziei.
Takich ludzi się nie podziwia, tylko wspóczuje.

Nie mam żadnych kompleksów ani nikogo nie obrażam.

25,763 Ostatnio edytowany przez Wiewiórka Basia (2024-04-07 17:58:14)

Odp: 30lat i cały czas sam
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Super! Mamy kolejna sportsmanke! czy dobrze przeczytałam? to są aż 4 maratony w 24 miesiące? Mocne.


5 maratonów kiedyś, obecnie faktycznie 4. Kurde, a myślałam, ze 5. xD jej, mam koronę, tylko wniosek muszę wysłać big_smile

Ostatni raz będzie w tym roku, bo tak mało jest uczestników. Kiedyś to były tysiące ludzi. Ostatnio przyznanych było trochę ponad 200 koron. sad


Z tą siłownią to jest tak, że jak czerpiesz radość z samego robienia czegoś, to mniej masz parcie na wynik. Jak zależy ci na wyniku (i to jakimś ambitnym) to trzeba więcej wysiłku włożyć w walkę. Jak patrzę jak ciężko trenuje mój ojciec i brat, to ja im się nie dziwie. Odpadłabym w przedbiegach. To jest nieproporcjonalne do tego co ja robię. Moje nogi muszą nosić tylko 55kg. Ich po 80-90kg. Mieliśmy kiedyś na ten temat zażartą dyskusję w rodzinie. Jak mi ułożyli swoje treningi dostosowane do mojej masy ciała, to nie dałam rady nawet połowy zrobić.

W przypadku biegania to można porównać to do robienia maratonów w konkretnym czasie i joggingu. Do jednego potrzebujesz odpowiedniego planu obejmującego treningi uzupełniające (basen, rozciąganie, okresy regeneracyjne, wybiegania, sprinty) i dietę. W joggingu po prostu idziesz pobiegać tyle, na ile sprawia ci to uśmiech na buzi.

Jak widzę po rodzinie czy moich moich kolegach, to faceci nie lubią robić czegoś dla samego robienia. Muszą mieć w tym cel do osiągnięcia. I lubią sobie przy tym pomarudzić.

25,764

Odp: 30lat i cały czas sam
Theodore Robert Bundy napisał/a:

Rozmawiałeś z ta koleżanka na telefonie? Wgle jakaś chora ta twoja sytuacja, masz koleżanki, i żadna ci sie nie wypięła? To jakis jebniety friendzone.

Ale wiesz, że tylko koleżanka to o wiele za mało by się "wypięła"? To po pierwsze, a po drugie ona jest zajęta i to jeszcze jej facet był tam razem z nią. Gdyby była wolna to już bym spróbował ją gdzieś zaprosić ale tak to nie ma o czym gadać. Utrzymuję z nią kontakt bo jest bardzo fajną osobą i traktuję to jako trening umiejętności społecznych, a może się okaże, że ma jakieś wolne koleżanki choć przy widywaniu się tylko podczas tego typu wydarzeń raz na kilka miesięcy nawet z tym będzie ciężko. Każda moja koleżanka jest zajęta, nie znam ani jednej wolnej dziewczyny, dosłownie ani jednej i to niezależnie od jej atrakcyjności.

SaraS napisał/a:

Przecież moje możliwości zwiększały się z każdym treningiem tak czy siak, nawet jeżeli miałam życzenie dawać z siebie tylko 80 czy 90%, to ten zakres za każdym razem obejmował coraz więcej. W każdym razie treningi były sportowe, jedynie moje podejście w tego typu sportach jest rekreacyjne. wink

A granicę będą się przesuwały zawsze, nawet jeśli nie będziemy ich przekraczać - razem ze wzrostem umiejętności, możliwości itd.

Widzę, że zmieniamy temat, postaram się dostosować. Ja w najlepszym czasie biegałem po 20 km, nigdy nie miałem żadnego trenera, klubu ani w bieganiu ani na siłowni, a i tak te granice stopniowo się przekraczało. Tylko sztuki walki trenowałem grupowo bo inaczej się nie dało i tylko takie grupy w ogóle były dostępne w okolicy. Kiedy zaczynałem biegać to nawet 1 km był wyzwaniem i samemu jakoś się udało dojść do tych 20. Też miałem kiedyś zamiar dość do poziomu maratonu było tak jak raka napisał, po prostu za nudno. Te 20 km robiłem w jakieś 1h 40min tak mniej więcej, nie pamiętam dokładnie i to właśnie było mega nudne przez prawie 2h tylko biec nie widząc końca, nie mieć do kogo się odezwać ani nawet pochwalić postępami w treningu. Jeszcze była jedna kwestia, ja zawsze biegałem wieczorami, a w okolicy niewiele ulic miało nawet latarnie więc ciężko było wyznaczyć sobie trasę by nie biec w totalnej ciemności, a wyskakujące nie wiadomo skąd psy czy jakieś wydzierające się pijaczki to była norma, raz nawet dzik mi wyskoczył na drogę. Może kiedyś znów spróbuję wrócić do biegania.

Wiewiórka Basia napisał/a:

Jak patrzę jak ciężko trenuje mój ojciec i brat, to ja im się nie dziwie. Odpadłabym w przedbiegach. To jest nieproporcjonalne do tego co ja robię. Moje nogi muszą nosić tylko 55kg. Ich po 80-90kg. Mieliśmy kiedyś na ten temat zażartą dyskusję w rodzinie. Jak mi ułożyli swoje treningi dostosowane do mojej masy ciała, to nie dałam rady nawet połowy zrobić.

W przypadku biegania to można porównać to do robienia maratonów w konkretnym czasie i joggingu. Do jednego potrzebujesz odpowiedniego planu obejmującego treningi uzupełniające (basen, rozciąganie, okresy regeneracyjne, wybiegania, sprinty) i dietę. W joggingu po prostu idziesz pobiegać tyle, na ile sprawia ci to uśmiech na buzi.

Jak widzę po rodzinie czy moich moich kolegach, to faceci nie lubią robić czegoś dla samego robienia. Muszą mieć w tym cel do osiągnięcia. I lubią sobie przy tym pomarudzić.

To jest akurat mocno zauważalna zależność, jeśli ktoś nie miał właśnie takich silnych wzorców w rodzinie czy najbliższych znajomych/przyjaciół to zwykle szybko rezygnuję bo nie ma wsparcia, motywacji, źródła informacji ani celu. Może to dlatego nigdy nie zdołałem dojść do poziomu maratonów, bo nie miałem treningów uzupełniających, a raczej nawet o tym nie pomyślałem.

Dlatego nie raz tu pisałem, że nie rozumiem dlaczego ktoś się wkurza gdy ktoś inny marudzi. Większość facetów lubi sobie pomarudzić, a jednak robi coś nawet jeśli tego nie lubi i często przekracza w tym kolejne granice tak ja kiedyś w bieganiu. Wielokrotnie mówiłem do siebie i innych, że nie znoszę biegania, a jednak wychodziłem pobiegać i to coraz dalej.

25,765

Odp: 30lat i cały czas sam

To ja chyba jestem jakaś dziwna, bo bardzo lubię biegać i w ogóle mnie to nie nudzi, a zawsze biegam sama big_smile Bieganie jest dla mnie mega psychicznym relaksem. Ale tylko z ulubioną muzyką, gdy zapomnę naładować słuchawek i się rozładują w trakcie to od razu wracam do domu... Nigdy nie zrobiłam trasy dłuższej niż 25 km, ale chcę choć raz w życiu przebiec maraton. Myślę, że mam jeszcze sporo czasu, wczoraj widziałam na fb rolkę kobiety, która w wieku 28 lat przebiegła pierwszy maraton, a w wieku 45 lat poprawiła ten wynik o ponad godzinę!

25,766 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-04-08 01:59:06)

Odp: 30lat i cały czas sam
Anewe napisał/a:

To ja chyba jestem jakaś dziwna, bo bardzo lubię biegać i w ogóle mnie to nie nudzi, a zawsze biegam sama big_smile Bieganie jest dla mnie mega psychicznym relaksem.

Mam tak samo smile To jest mój czas na pobycie samej ze sobą i swoimi myślami. Zdarzało mi się biegać w parze, ale prawdę mówiąc nie jest to coś, co chętnie powtarzam. Raczej ulegam, kiedy ktoś pyta, czy może ze mną pobiec dla sprawdzenia się czy w ogóle da radę. Na rowerze też lubię jeździć sama. A już zupełnie sobie nie wyobrażam, żeby na siłownię chodzić z kimś, kto mógłby mnie zagadywać i rozpraszać. Lubię ludzi i towarzystwo, ale trenować czy ćwiczyć  jednak wolę sama.

Szczerze podziwiam ludzi, którzy biegają maratony, ale to już jest taki dystans, który mnie przestał kręcić. Od pewnego czasu nauczyłam się odpuszczać, uznając, że samej sobie już nie muszę niczego udowadniać. 

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

A masz jakieś gadżety do samoobrony? Gaz, paralizator, pałkę?

Mam gaz, ale nie zawsze go ze sobą zabieram. Generalnie biegam takimi trasami, gdzie się nie boję, niemniej zdarzyło się, że bardzo chciałam już dobiec do bardziej cywilizowanego fragmentu miasta big_smile
Znaczy tamten też jest cywilizowany, ale po 22.00 jest już znacznie mniej ludzi i zdarza się, że przez kilometr nie spotkam ani jednej żywej duszy. Ogólnie nie jestem jakaś strachliwa, ale wiadomo, że zasadę ograniczonego zaufania zawsze warto stosować.

25,767

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

To jest akurat mocno zauważalna zależność, jeśli ktoś nie miał właśnie takich silnych wzorców w rodzinie czy najbliższych znajomych/przyjaciół to zwykle szybko rezygnuję bo nie ma wsparcia, motywacji, źródła informacji ani celu. Może to dlatego nigdy nie zdołałem dojść do poziomu maratonów, bo nie miałem treningów uzupełniających, a raczej nawet o tym nie pomyślałem.

Szczerze mówiąc, to nie wiem, jak można zacząć coś bez którejś z wymienionych bez Ciebie rzeczy. Bo po co?
Kiedyś chodziłam na tance, takie zwykłe zajęcia, nic specjalnego. Nie jarałam się tym jakoś specjalnie, wielkich aspiracji nie było, chodziłam bardziej towarzysko, bo fajna atmosfera, koleżanki itd. - więc można to podciągnąć pod wsparcie.
Jest rurka i szarfy od niedawna - chodzę, bo kocham ten rodzaj sportu, rozwijanie się, bycie coraz lepszą jest dla mnie celem samym w sobie, pękam od motywacji.
Stretching gimnastyczny gdzieś przewijał się przez całe moje życie, zazwyczaj ćwiczę sama w domu - ale mam cele, mam informacje, mam motywację. Nie potrzebuję wsparcia, zresztą większość osób w ogóle nie ma o tym pojęcia.
Jest też siłka, która jest mi dość obojętna, ale tam jest ten cel - wzmacniać się pod rurkę. Tyle wystarczy.
Tak że może być różnie, ale coś musi być - bo jakby uciąć wszystko, to ja naprawdę nie widzę powodu, żeby w ogóle cokolwiek zaczynać. Tzn. dla przyjemności, jasne, jak się coś lubi, ale za tym lubieniem zazwyczaj idzie motywacja, pojawiają się cele, wiedzy też coraz więcej itd.

Shini napisał/a:

Dlatego nie raz tu pisałem, że nie rozumiem dlaczego ktoś się wkurza gdy ktoś inny marudzi. Większość facetów lubi sobie pomarudzić, a jednak robi coś nawet jeśli tego nie lubi i często przekracza w tym kolejne granice tak ja kiedyś w bieganiu. Wielokrotnie mówiłem do siebie i innych, że nie znoszę biegania, a jednak wychodziłem pobiegać i to coraz dalej.

Bo jest różnica, czy robisz coś pomimo marudzenia czy nie. Jak sobie jesienią z dziewczynami przed wieczornym treningiem pojęczymy, że chcemy coś milutkiego, pod kocyk i w ogóle spanko, to nie ma problemu, skoro wiadomo, że za parę minut będziemy z uśmiechem zapierdzielać po rurkach. A tu na forum marudzenie najczęściej wiąże się z: "nie chcę, nie będę, to niesprawiedliwe". Jak dziecko, które tupie nóżkami, że czegoś nie zrobi - tylko w przypadku dorosłych nikogo to nie obchodzi. Nie zrobisz czegoś, to nie będziesz miał i tyle.

25,768

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

Mam tak samo smile To jest mój czas na pobycie samej ze sobą i swoimi myślami. Zdarzało mi się biegać w parze, ale prawdę mówiąc nie jest to coś, co chętnie powtarzam. Raczej ulegam, kiedy ktoś pyta, czy może ze mną pobiec dla sprawdzenia się czy w ogóle da radę. Na rowerze też lubię jeździć sama. A już zupełnie sobie nie wyobrażam, żeby na siłownię chodzić z kimś, kto mógłby mnie zagadywać i rozpraszać. Lubię ludzi i towarzystwo, ale trenować czy ćwiczyć  jednak wolę sama.

Ja lubię jeździć sama na nartach. Chociaż z kimś też lubię, ale to zupełnie inny rodzaj rozrywki. Jak jeżdżę sama, to faktycznie jest jakiś taki spokój psychiczny i wolność - pojadę, gdzie mnie narty poniosą, taki totalny luz.

Natomiast na siłownię lubię chodzić z koleżankami. One sobie zazwyczaj rowerkują czy orbitrekują, a ja robię swoje. Nie ma interakcji podczas ćwiczeń, ale zawsze gdzieś pomiędzy seriami można podejść, zamienić dwa zdania, no, jakoś tak fajniej się robi, bo trochę bardziej towarzysko/rozrywkowo, a nie że tylko obowiązkowy trening.

25,769

Odp: 30lat i cały czas sam
Anewe napisał/a:

To ja chyba jestem jakaś dziwna, bo bardzo lubię biegać i w ogóle mnie to nie nudzi, a zawsze biegam sama big_smile Bieganie jest dla mnie mega psychicznym relaksem. Ale tylko z ulubioną muzyką, gdy zapomnę naładować słuchawek i się rozładują w trakcie to od razu wracam do domu... Nigdy nie zrobiłam trasy dłuższej niż 25 km, ale chcę choć raz w życiu przebiec maraton. Myślę, że mam jeszcze sporo czasu, wczoraj widziałam na fb rolkę kobiety, która w wieku 28 lat przebiegła pierwszy maraton, a w wieku 45 lat poprawiła ten wynik o ponad godzinę!

Ja tego nie lubiłem bo zawsze wszystko mnie potem bolało i zawsze biegałem w lato lub cieplejsze dni więc było gorąco i duszno co znacząco utrudnia bieganie. Jak kiedy spróbowałem biegać w zimę to skończyło się dwutygodniową chorobą. 

SaraS napisał/a:

Szczerze mówiąc, to nie wiem, jak można zacząć coś bez którejś z wymienionych bez Ciebie rzeczy. Bo po co?
Kiedyś chodziłam na tance, takie zwykłe zajęcia, nic specjalnego. Nie jarałam się tym jakoś specjalnie, wielkich aspiracji nie było, chodziłam bardziej towarzysko, bo fajna atmosfera, koleżanki itd. - więc można to podciągnąć pod wsparcie.
Jest rurka i szarfy od niedawna - chodzę, bo kocham ten rodzaj sportu, rozwijanie się, bycie coraz lepszą jest dla mnie celem samym w sobie, pękam od motywacji.
Stretching gimnastyczny gdzieś przewijał się przez całe moje życie, zazwyczaj ćwiczę sama w domu - ale mam cele, mam informacje, mam motywację. Nie potrzebuję wsparcia, zresztą większość osób w ogóle nie ma o tym pojęcia.
Jest też siłka, która jest mi dość obojętna, ale tam jest ten cel - wzmacniać się pod rurkę. Tyle wystarczy.
Tak że może być różnie, ale coś musi być - bo jakby uciąć wszystko, to ja naprawdę nie widzę powodu, żeby w ogóle cokolwiek zaczynać. Tzn. dla przyjemności, jasne, jak się coś lubi, ale za tym lubieniem zazwyczaj idzie motywacja, pojawiają się cele, wiedzy też coraz więcej itd.

Bo jest różnica, czy robisz coś pomimo marudzenia czy nie. Jak sobie jesienią z dziewczynami przed wieczornym treningiem pojęczymy, że chcemy coś milutkiego, pod kocyk i w ogóle spanko, to nie ma problemu, skoro wiadomo, że za parę minut będziemy z uśmiechem zapierdzielać po rurkach. A tu na forum marudzenie najczęściej wiąże się z: "nie chcę, nie będę, to niesprawiedliwe". Jak dziecko, które tupie nóżkami, że czegoś nie zrobi - tylko w przypadku dorosłych nikogo to nie obchodzi. Nie zrobisz czegoś, to nie będziesz miał i tyle.

Ja praktycznie wszystko co kiedykolwiek trenowałem zaczynałem właśnie bez żadnej z tych rzeczy. Sztuki walki bo chciałem umieć walczyć i bo to był taki prestiż w szkole, by być fajnym. Bieganie bo chciałem być szczupły ale nie dla zdrowia czy coś w tym stylu tylko dla wyglądu i mieć dobrą kondycję bo to też mi się wydawało fajne. Siłownia tak samo. Wszystko zaczynałem totalnie na pokaz i też miałem nadzieję, że dzięki temu jakaś dziewczyna na mnie spojrzy. Ale zawsze miałem w sobie taką dyscyplinę dzięki, której nie rezygnowałem nawet jeśli to nie spełniało pierwotnego celu. Potem pojawiały się kolejne cele typu wyższy pas w karate, medal na zawodach, lepsza rzeźba na siłowni, coraz dłuższy dystans biegu. Czasami miałem tak, że ustaliłem sobie, że dziś przebiegnę 5km, a ostatecznie przebiegłem 10 bo sobie wmawiałem, "jeszcze trochę, jeszcze kawałek". Przez całkiem długi czas moją największą motywacją do biegania była nadzieja na spotkanie gdzieś na trasie biegającej dziewczyny, nigdy się nie udało mimo różnych tras i różnych dystansów. Nie licząc sztuk walki nigdy nie miałem żadnego trenera, grupy, autorytetu, towarzysza/towarzyszki. Wszelkie informacje dotyczące jakichkolwiek treningów były tylko z internetu. Dopiero teraz doszło do tego jeszcze zdrowie bo mój tryb życia wykończyłby kręgosłup i kolana gdybym nic nie trenował. Tak samo z rozciąganiem, kiedyś średnio zwracałem na to uwagę, teraz nie da rady bez rozciągania bo wszystko boli. Trzeba coś lubić by zdobywać w tym jakieś osiągnięcia, mocno to widać właśnie w sztukach walki. Ci, którym zależy na zawodach, medalach, mistrzostwach itd mają takie zacięcie, taką energię, są zawsze chętni do treningu nawet jak ich coś boli i potrafią poświęcać inne elementy życia dla treningu, nawet jeśli poza medalem, dyplomem, chwilą sławy na podium i uściskiem prezesa nic z tego nie mają. 

Ja pisałem o takim marudzeniu jak twoje z dziewczynami od rurki. Takie, że wielokrotnie powtarzasz, że masz dość, że jutro będzie bolało, że najpewniej coś sobie rozwalisz, a potem trenujesz dalej. Marudzenie na forum zwykle nie ma nic wspólnego ze sportem i zwykle dotyczy dużo poważniejszych problemów niż bolące nogi, a do mety jeszcze 2km.

25,770

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Ja praktycznie wszystko co kiedykolwiek trenowałem zaczynałem właśnie bez żadnej z tych rzeczy. Sztuki walki bo chciałem umieć walczyć i bo to był taki prestiż w szkole, by być fajnym. Bieganie bo chciałem być szczupły ale nie dla zdrowia czy coś w tym stylu tylko dla wyglądu i mieć dobrą kondycję bo to też mi się wydawało fajne. Siłownia tak samo. Wszystko zaczynałem totalnie na pokaz i też miałem nadzieję, że dzięki temu jakaś dziewczyna na mnie spojrzy. Ale zawsze miałem w sobie taką dyscyplinę dzięki, której nie rezygnowałem nawet jeśli to nie spełniało pierwotnego celu. Potem pojawiały się kolejne cele typu wyższy pas w karate, medal na zawodach, lepsza rzeźba na siłowni, coraz dłuższy dystans biegu. Czasami miałem tak, że ustaliłem sobie, że dziś przebiegnę 5km, a ostatecznie przebiegłem 10 bo sobie wmawiałem, "jeszcze trochę, jeszcze kawałek". Przez całkiem długi czas moją największą motywacją do biegania była nadzieja na spotkanie gdzieś na trasie biegającej dziewczyny, nigdy się nie udało mimo różnych tras i różnych dystansów. Nie licząc sztuk walki nigdy nie miałem żadnego trenera, grupy, autorytetu, towarzysza/towarzyszki. Wszelkie informacje dotyczące jakichkolwiek treningów były tylko z internetu. Dopiero teraz doszło do tego jeszcze zdrowie bo mój tryb życia wykończyłby kręgosłup i kolana gdybym nic nie trenował. Tak samo z rozciąganiem, kiedyś średnio zwracałem na to uwagę, teraz nie da rady bez rozciągania bo wszystko boli. Trzeba coś lubić by zdobywać w tym jakieś osiągnięcia, mocno to widać właśnie w sztukach walki. Ci, którym zależy na zawodach, medalach, mistrzostwach itd mają takie zacięcie, taką energię, są zawsze chętni do treningu nawet jak ich coś boli i potrafią poświęcać inne elementy życia dla treningu, nawet jeśli poza medalem, dyplomem, chwilą sławy na podium i uściskiem prezesa nic z tego nie mają. 

Ja pisałem o takim marudzeniu jak twoje z dziewczynami od rurki. Takie, że wielokrotnie powtarzasz, że masz dość, że jutro będzie bolało, że najpewniej coś sobie rozwalisz, a potem trenujesz dalej. Marudzenie na forum zwykle nie ma nic wspólnego ze sportem i zwykle dotyczy dużo poważniejszych problemów niż bolące nogi, a do mety jeszcze 2km.

No to przecież w każdej z dyscyplin miałeś jakiś cel, więc jak bez żadnej z tych rzeczy?

Pisałeś, że nie rozumiesz, dlaczego ludzie tak się wkurzają, kiedy ktoś marudzi - założyłam, że chodzi o forum. I tu wkurza, bo są osoby, które w kółko narzekają i na tym się kończy. To zupełnie coś innego niż np. ojojać wzajemnie swoje siniaki wink i wziąć się do roboty.

25,771 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2024-04-09 13:11:23)

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Dlatego nie raz tu pisałem, że nie rozumiem dlaczego ktoś się wkurza gdy ktoś inny marudzi.

Bo jesteś odludkiem i nie masz znajomych. Tak samo nie rozumiałeś kiedy mówiliśmy ci wyjdz do ludzi, wyluzuj powabw się. A teraz sam masz chęć pogadać z kimś, wyjść, żeby coś się działo. Na targach gdzie byłeś czułeś się xle że nie masz takiej opcji. Czyli na początku wyśmiewałeś kobiety że chcą "dynamicznego chada łobuza"(gdzie łobuz to po prostu normalny gośc co robi dokładnie to co młody facet powinien robić: pije czasem piwo, czasem gdzieś wyskoczy na impreze, czasem poderwie jakąś laske), ale potem sam żałujesz że nie masz takich zdolności, albo kogoś kto cię nauczy takiego stylu życia. Albo ogólnie że nie masz znajomych żeby sie bawić wspólnie. Więc jesteś emocjonalnie na etapie dziewczyny z liceum, która chec się rozerwac i dobiera sobie towarzystwo pod kątem tego żeby coś się działo, zamiast wybrać "normalnego faceta"(jak to incele lubia o sobie mówić, a tak na serio chodzi o to ze normalny = nudny do pożygu kasztan który cały wolny dzień siedzi na dupie w domu i ogląda anime).
Ponieważ okazało sie ze my wiedziałyśmy wczesniej pewne rzczy (ze wyjście do ludzi i posiadane paczki znajomych to fajna sprawa i kazdy tego potrzebuje, a ty zrozumiałes to dopiero teraz po X latach na forum) to przyjmijmy że my wiemy lepiej tez inne rzeczy. I skoro mówimy ci: ludzie którzy marudzą są wkurzający, nikt ich nie lubi, to po prostu przyjmij to za fakt, że tak jest, tak działa życie. Nie zastanawiaj sie, nie przekonuj nas że wiesz lepiej. Zrozumiesz to kiedyś jak bedziesz miał jakiegoś kolege marude. Ale na razei zastosuj się do tej rady.

Głównie dlatego olewam twoje wypocinyn. Wiem że ty i tak masz w dupie nasze porady, bo uważasz że wszystko wiesz lepiej. Nie każdy lubi i chce sie uczyć do innych. Ty nie chcesz. I moge sie założyć że twoi rodzice na których tak srasz też pewnie mieli dla ciebie jakieś rady, tylko byłeś za bardzo skupiony na sobie żeby z nich skorzystać. Jak rodzice zaczlei się niepokoic ze nie masz dziewczyny (czyli to o czym gadasz od X lat na forum) to zaomast powiedziec im że mają racje i że starasz się kogoś poznać zrobiłeś im awanture że to ich wina XD. Zero refleksji że przeciez mają racje i dobrze gadają.

25,772

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

A masz jakieś gadżety do samoobrony? Gaz, paralizator, pałkę?

Mam gaz, ale nie zawsze go ze sobą zabieram. Generalnie biegam takimi trasami, gdzie się nie boję, niemniej zdarzyło się, że bardzo chciałam już dobiec do bardziej cywilizowanego fragmentu miasta big_smile
Znaczy tamten też jest cywilizowany, ale po 22.00 jest już znacznie mniej ludzi i zdarza się, że przez kilometr nie spotkam ani jednej żywej duszy. Ogólnie nie jestem jakaś strachliwa, ale wiadomo, że zasadę ograniczonego zaufania zawsze warto stosować.

Ja mam dokładnie takie same przemyślenia. Jasne ze nie popadam w paranoje, ale też jestem świadoma, że w nocy, kiedy nikogo nie ma lepiej na siebie uważać.
Smieszna sprawa, że facie wcale się nad tym nie zastanawiają. Chcą pobiegać, no to buty na nogi i sru. Jak gadam z kolesiami że mam gaz itp. to robią wielkie oczy po co mi to? Zupełnei nie kumają że dla kobiety nawet jakiś pijaczek na ławce po 22 to jest meega stres. Dla nich to zwykły pijaczek, część krajobrazu. Zupełnie jak drzewo , albo auto na ulicy. Albo że można planować wypad w góry tak żeby nocować w jakiś cywlizowaych miejscach, a nie bushcraft w środku niczego. Przecież to super frajda tak pod chmurką, z dala od cywlizacji. A dla kobiety jednak takie proste sprawy to jest jakiś dodatkowy stres (nie uniemożliwia to działania i nie przekresla takich aktywności, ale jednak wymaga lepszego planowania).

25,773

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

No to przecież w każdej z dyscyplin miałeś jakiś cel, więc jak bez żadnej z tych rzeczy?

Pisałeś, że nie rozumiesz, dlaczego ludzie tak się wkurzają, kiedy ktoś marudzi - założyłam, że chodzi o forum. I tu wkurza, bo są osoby, które w kółko narzekają i na tym się kończy. To zupełnie coś innego niż np. ojojać wzajemnie swoje siniaki wink i wziąć się do roboty.

Czy robienie wszystkiego na pokaz i żeby zdobyć uwagę dziewczyn co już samo w sobie było błędnym myśleniem można uznać za cel? Jak dla mnie to te cele pojawiły się dopiero później.

Mnie nawet takie forumowe narzekanie nie wkurza bo rozumiem ludzi, którzy tak robią. Czasami to jedyny sposób by bolało choć trochę mniej.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Bo jesteś odludkiem i nie masz znajomych. Tak samo nie rozumiałeś kiedy mówiliśmy ci wyjdz do ludzi, wyluzuj powabw się. A teraz sam masz chęć pogadać z kimś, wyjść, żeby coś się działo. Na targach gdzie byłeś czułeś się xle że nie masz takiej opcji. Czyli na początku wyśmiewałeś kobiety że chcą "dynamicznego chada łobuza"(gdzie łobuz to po prostu normalny gośc co robi dokładnie to co młody facet powinien robić: pije czasem piwo, czasem gdzieś wyskoczy na impreze, czasem poderwie jakąś laske), ale potem sam żałujesz że nie masz takich zdolności, albo kogoś kto cię nauczy takiego stylu życia. Albo ogólnie że nie masz znajomych żeby sie bawić wspólnie. Więc jesteś emocjonalnie na etapie dziewczyny z liceum, która chec się rozerwac i dobiera sobie towarzystwo pod kątem tego żeby coś się działo, zamiast wybrać "normalnego faceta"(jak to incele lubia o sobie mówić, a tak na serio chodzi o to ze normalny = nudny do pożygu kasztan który cały wolny dzień siedzi na dupie w domu i ogląda anime).
Ponieważ okazało sie ze my wiedziałyśmy wczesniej pewne rzczy (ze wyjście do ludzi i posiadane paczki znajomych to fajna sprawa i kazdy tego potrzebuje, a ty zrozumiałes to dopiero teraz po X latach na forum) to przyjmijmy że my wiemy lepiej tez inne rzeczy. I skoro mówimy ci: ludzie którzy marudzą są wkurzający, nikt ich nie lubi, to po prostu przyjmij to za fakt, że tak jest, tak działa życie. Nie zastanawiaj sie, nie przekonuj nas że wiesz lepiej. Zrozumiesz to kiedyś jak bedziesz miał jakiegoś kolege marude. Ale na razei zastosuj się do tej rady.

Głównie dlatego olewam twoje wypocinyn. Wiem że ty i tak masz w dupie nasze porady, bo uważasz że wszystko wiesz lepiej. Nie każdy lubi i chce sie uczyć do innych. Ty nie chcesz. I moge sie założyć że twoi rodzice na których tak srasz też pewnie mieli dla ciebie jakieś rady, tylko byłeś za bardzo skupiony na sobie żeby z nich skorzystać. Jak rodzice zaczlei się niepokoic ze nie masz dziewczyny (czyli to o czym gadasz od X lat na forum) to zaomast powiedziec im że mają racje i że starasz się kogoś poznać zrobiłeś im awanture że to ich wina XD. Zero refleksji że przeciez mają racje i dobrze gadają.

Kompletnie się mylisz w kilku kwestiach i nie wiem czy jest jakikolwiek sens ci to tłumaczyć ale spróbuję. 

Chad nie ma zbyt wiele wspólnego z "po prostu normalnym gościem" bo tu decyduje chociażby sam wygląd. Chad to ktoś kogo dziewczyny zagadują pierwsze, to one się o niego starają i wybaczają mu niemal wszystko. Ze zwykłym, przeciętnym gościem to nie ma nic wspólnego.

Tobie się chyba wydaje, że ja teraz chciałbym przeżywać dokładnie to samo co przeżywają 10 lat młodsi nastolatkowie. Tego się nie da zrobić, to jest całkowicie niemożliwe, zostało utracone i nigdy nie wróci. Doskonale wiem, że nigdy nie będę miał takiej szkolnej pierwszej miłości, wspólnego odkrywania swoich uczuć i ciał, nie będzie chwalenia się znajomym z dziewczyny, nie będzie rozmów z kolegami o dziewczynach, nie będzie słodko i uroczo. Na to jest o wiele za późno, jestem na to za stary. Akademik, studenckie imprezy, domówki, próby podrywu koleżanek ze studiów i ogólnie fajna, luźna atmosfera w gronie rówieśników też przepadły nawet jeśli nigdy ich nie było. Nigdy tego wszystkiego nie doświadczyłem i już nie doświadczę. Grupy przyjaciół czy nawet znajomych też już znajdę bo ludzie w moim wieku mają swoje życie, rodziny, pracę itd. To czego teraz bym chciał to pójść z dziewczyną do kina, na takie targi, wyjechać z nią na wakacje, obejrzeć film i wypić butelkę wina, spróbować mieszkania razem, potrenować razem, wszystko tylko we dwoje. Spontaniczne wyjście na piwo czy imprezę jest niemal niewykonalne bo obojętnie gdzie bym chciał się dostać to tylko samochodem więc picie odpada i następnego dnia rano trzeba iść do roboty. Czasy kiedy można było być spontanicznym i robić coś bez planu minęły wraz z pójściem do pracy.

To jest niemal śmieszne kiedy twierdzisz, że to ja wiem wszystko najlepiej, a potem piszesz coś takiego "przyjmijmy że my wiemy lepiej tez inne rzeczy". Kiedyś jechałaś na Jacka, a teraz robisz bardzo podobnie. Wystarczy, że ktoś nie zgadza się z twoim zdaniem i już piszesz, że ten ktoś uważa się za wszechwiedzącego. Twoja prawda jest najprawdziwsza bo tak. Mi ludzi marudzący nie przeszkadzają.

Wbrew temu co ci się wydaje nie mam w dupie waszych rad tylko po prostu większość z nich jest niemożliwa do zrealizowania. Albo wymagają bycia 10 lat młodszym albo znacznie bogatszym niż ja jestem. Wybacz ale gówno wiesz o moich rodzicach. Od matki nigdy nie usłyszałem ani jednej rady co powinienem zrobić bo ona sama nie ma pojęcia, nawet teraz nadal mi powtarza, że nie ma pośpiechu bo "dziewczyna sama się znajdzie" i ciągle mi powtarza żebym zmienił pracę mimo iż sama nigdy pracy nie zmieniała, a jedyną jaką miała załatwiła jej szkoła 40 lat temu. Ojciec nie jest osobę, której rad powinno się słuchać. Jak już napisałem, moja matka nie widzi zupełnie nic złego czy dziwnego w mojej obecnej sytuacji zarówno w kwestii relacji damsko-męskich jak i samodzielności. Ojciec jak najbardziej widzi ale nic z tym nie robi bo sam nie ma pojęcia jak. Gada tylko, że "w tym wieku powinieneś to i to" ale ani krzty pomysłu co, jak, gdzie itd. Oni oboje z racją mają niewiele wspólnego. Szanuję ich za całą ciężką pracę jaką wykonywali przez całe życie i wciąż wykonują, zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej i tak samo ja chcę dla nich ale jedną rzecz zawsze im powtarzałem i to się póki co nie zmienia. Oni nigdy nie powinni mieć dzieci bo stworzyli taką anomalię jak ja.

25,774

Odp: 30lat i cały czas sam

Nie wiem czy mieszkanie w Akademiku jest super. Szczerze wątpię. Wspólny pokój, łazienka i kuchnia na korytarzu. Podziękuję. Co do butelki wina, są takie bezalkoholowe. Imprezować można w weekend. Generalnie jak człowiek coś chce to będzie miał.

Po drugie kontakty międzyludzkie to nie partia tenisa. Nie liczymy ile razy ktoś zagada. Przestańcie się zachowywać, Ufo co spadło na ziemię i dostało w łeb.

Nie używajcie tych wyćwiczonych formułek z kursów uwodzenia, bo one nie działają. Zamiast na atrakcyjnego typa wychodzicie na dziwaka, którego strach się bać.

Po trzecie zamiast się nad sobą użalać zróbcie coś ze swoim życiem. Od siedzenia na forum nic się nie zmieni. Potrzebujecie swoje umiejętności społeczne. Tak na początek...

25,775 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-04-09 22:43:47)

Odp: 30lat i cały czas sam
Anna Renard napisał/a:

Nie wiem czy mieszkanie w Akademiku jest super. Szczerze wątpię. Wspólny pokój, łazienka i kuchnia na korytarzu. Podziękuję. Co do butelki wina, są takie bezalkoholowe. Imprezować można w weekend. Generalnie jak człowiek coś chce to będzie miał.

Po drugie kontakty międzyludzkie to nie partia tenisa. Nie liczymy ile razy ktoś zagada. Przestańcie się zachowywać, Ufo co spadło na ziemię i dostało w łeb.

Nie używajcie tych wyćwiczonych formułek z kursów uwodzenia, bo one nie działają. Zamiast na atrakcyjnego typa wychodzicie na dziwaka, którego strach się bać.

Po trzecie zamiast się nad sobą użalać zróbcie coś ze swoim życiem. Od siedzenia na forum nic się nie zmieni. Potrzebujecie swoje umiejętności społeczne. Tak na początek...

A czy w Akademiku nie ma też imprez i dziewczyn chętnych na "wspólne doświadczenia"? Z butelką wina chodziło o sytuację bezpieczną i zaplanowaną w domu we dwoje, bez jeżdżenia samochodem. Faktycznie można imprezować w weekend, wszystkie moje wyjazdy czy w ogóle jakiekolwiek aktywności poza pracą i treningami są wyłącznie w weekendy tak jak te targi. Imprezowanie samo w sobie byłoby trochę karkołomne bo też muszę jechać samochodem, a potem nim wrócić no chyba, że mówimy o imprezowaniu całkowicie na trzeźwo.

Większość z tych formułek to taki cringe, że nawet bym tego nie powiedział.

Raczej jest na odwrót, te umiejętności społeczne to sporo dalsza kwestia, najpierw trzeba mieć możliwości do tego typu rzeczy. Żeby stworzyć te możliwości trzeba najpierw zrobić coś znacznie większego, na przykład wyprowadzić się od rodziców i pójść na swoje. To jest ten początek, ten pierwszy i jednocześnie najtrudniejszy krok, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, a raczej przy dzisiejszych cenach.

25,776

Odp: 30lat i cały czas sam

Czytam sobie ostatnio dużo rozważań z filozofii jungowskiej i tam jest dość ciekawa teoria Animy i Animusa. Anima jest odpowiednikiem żeńskich cech u mężczyzn (delikatność, potrzeba bycia zdominowanym i zaopiekowanym), a Animus to u kobiet uosobienie cech męskich. Różni ludzie się wypowiadali w tym filozoficznym wątku ale generalnie doszli do wniosku że sporo młodych mężczyzn w dzisiejszych czasach przejawia bardzo mocną Animę, zwłaszcza w sferze fantazji seksualnych - chcą być zdominiwani przez kobietę, szukają partnerki-matki. Piszę o tym Shini bo Ty mi bardzo przypominasz charakterem kogoś z bardzo rozwiniętą Animą a brakiem Animusa. Może oo czytanie sobie o tej teorii będzie dla Ciebie ciekawe, tak z filozoficznego punktu widzenia.

25,777

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Czasy kiedy można było być spontanicznym i robić coś bez planu minęły wraz z pójściem do pracy.

To ciekawe, bo u mnie, choć jestem od Ciebie starsza, nic nie minęło, nadal potrafię być spontaniczna, ale ja mam od Ciebie zupełnie inną mentalność. 

Shinigami napisał/a:

Ojciec jak najbardziej widzi ale nic z tym nie robi bo sam nie ma pojęcia jak. Gada tylko, że "w tym wieku powinieneś to i to" ale ani krzty pomysłu co, jak, gdzie itd. Oni oboje z racją mają niewiele wspólnego. Szanuję ich za całą ciężką pracę jaką wykonywali przez całe życie i wciąż wykonują, zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej i tak samo ja chcę dla nich ale jedną rzecz zawsze im powtarzałem i to się póki co nie zmienia. Oni nigdy nie powinni mieć dzieci bo stworzyli taką anomalię jak ja.

Masz prawie 30 lat, naprawdę oczekujesz, że na tym etapie ojciec będzie Ci układał życie??
W temacie matki wypowiedziałam się w innym wątku, więc nie będę się dublować.

SmutnaDziewczyna007 napisał/a:

Ja mam dokładnie takie same przemyślenia. Jasne ze nie popadam w paranoje, ale też jestem świadoma, że w nocy, kiedy nikogo nie ma lepiej na siebie uważać.
Smieszna sprawa, że facie wcale się nad tym nie zastanawiają. Chcą pobiegać, no to buty na nogi i sru. Jak gadam z kolesiami że mam gaz itp. to robią wielkie oczy po co mi to? Zupełnei nie kumają że dla kobiety nawet jakiś pijaczek na ławce po 22 to jest meega stres. Dla nich to zwykły pijaczek, część krajobrazu. Zupełnie jak drzewo , albo auto na ulicy. Albo że można planować wypad w góry tak żeby nocować w jakiś cywlizowaych miejscach, a nie bushcraft w środku niczego. Przecież to super frajda tak pod chmurką, z dala od cywlizacji. A dla kobiety jednak takie proste sprawy to jest jakiś dodatkowy stres (nie uniemożliwia to działania i nie przekresla takich aktywności, ale jednak wymaga lepszego planowania).

To, czego ja boję się najbardziej, to napaści seksualnej, bo na dobrą sprawę trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś poczuł nagłą potrzebę wyładować na mnie agresora albo mnie okraść. Zwykle jedyne, co mam przy sobie jak biegam, to smart watch, bo nie biorę nawet słuchawek. 
Jak wspomniałam, tam gdzie biegam zwykle są jacyś ludzie, często biegacze, rowerzyści albo po prostu spacerujący, ale kiedy biegnę alejkami wzdłuż rzeki, gdzie po drugiej stronie oprócz latarni w głębi panuje leśna ciemność, to paradoksalnie mniej się boję, gdy spotykam ludzi (jakichkolwiek) niż wtedy, gdy nikogo nie ma. Jak słyszę swój własny oddech, tak jest cicho, to jest mi najbardziej nieswojo, bo obawiam się, że ktoś może wyskoczyć z ciemności. To są te momenty, kiedy gaz trzymam w pogotowiu big_smile
Wiem też, że jest to naiwność, ale moją ufność wzbudzają ludzie, którzy biegają albo spacerują z jakimś czworonogiem wink Wtedy chyba intuicja mówi mi, że jak ktoś lubi zwierzęta, to i mnie nie skrzywdzi.

25,778

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

To ciekawe, bo u mnie, choć jestem od Ciebie starsza, nic nie minęło, nadal potrafię być spontaniczna, ale ja mam od Ciebie zupełnie inną mentalność. 

Masz prawie 30 lat, naprawdę oczekujesz, że na tym etapie ojciec będzie Ci układał życie??
W temacie matki wypowiedziałam się w innym wątku, więc nie będę się dublować.

Pewnie sporo też zależy od pracy.

W żadnym razie bym tego nie chciał. Chodzi o takie gadanie w stylu "Powinieneś robić coś ale nie wiem co, domyśl się".

25,779 Ostatnio edytowany przez Shinigami (2024-04-10 07:55:37)

Odp: 30lat i cały czas sam
Foxterier napisał/a:

Czytam sobie ostatnio dużo rozważań z filozofii jungowskiej i tam jest dość ciekawa teoria Animy i Animusa. Anima jest odpowiednikiem żeńskich cech u mężczyzn (delikatność, potrzeba bycia zdominowanym i zaopiekowanym), a Animus to u kobiet uosobienie cech męskich. Różni ludzie się wypowiadali w tym filozoficznym wątku ale generalnie doszli do wniosku że sporo młodych mężczyzn w dzisiejszych czasach przejawia bardzo mocną Animę, zwłaszcza w sferze fantazji seksualnych - chcą być zdominiwani przez kobietę, szukają partnerki-matki. Piszę o tym Shini bo Ty mi bardzo przypominasz charakterem kogoś z bardzo rozwiniętą Animą a brakiem Animusa. Może oo czytanie sobie o tej teorii będzie dla Ciebie ciekawe, tak z filozoficznego punktu widzenia.

Ciekawe, poczytam o tym w wolnej chwili. Teraz tak na szybko mogę powiedzieć, że jedna rzecz się zgadza. Faktycznie w sferze fantazji seksualnych jest to jedna z nich. Zostać lekko zdominowanym przez kobietę ale żadnego BDSM, podduszania czy czegokolwiek w tym stylu. Bardziej żeby kobieta była taką "prowadzącą", żeby to ona była bardziej aktywna.

25,780

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Czy robienie wszystkiego na pokaz i żeby zdobyć uwagę dziewczyn co już samo w sobie było błędnym myśleniem można uznać za cel? Jak dla mnie to te cele pojawiły się dopiero później.

A to cel musi być celem sportowym i związanym z tą konkretną dyscypliną? To w takim razie jedyne cele mam na rurce, szarfach i w stretchingu. Np. siłka jest już tylko dlatego, że pole dance.
Poza tym czym Twoje cele miałyby się różnić od - częstych przecież - "żeby schudnąć", "żeby przypakować", "żeby potem fajnie tańczyć na imprezach" i tak dalej? Myślisz, że za tym zawsze stoi wyłącznie zdrowie i sprawność dla sprawności? Czasem tak, ale czasem jest to tylko sposób na poprawę atrakcyjności, czyli dokładnie to, czego szukałeś Ty.

Shini napisał/a:

Mnie nawet takie forumowe narzekanie nie wkurza bo rozumiem ludzi, którzy tak robią. Czasami to jedyny sposób by bolało choć trochę mniej.

Jak mi ktoś wyrwie torbę z zakupami, bo jest głodny, to rozumiem, co nim kierowało, ale nadal jestem tak samo wkurzona. Zrozumienie motywacji nie oznacza automatycznej zmiany odczuć.

Shini napisał/a:

Szanuję ich za całą ciężką pracę jaką wykonywali przez całe życie i wciąż wykonują, zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej i tak samo ja chcę dla nich ale jedną rzecz zawsze im powtarzałem i to się póki co nie zmienia. Oni nigdy nie powinni mieć dzieci bo stworzyli taką anomalię jak ja.

Jak będziesz miał 60 lat, też będziesz twierdził, że to wszystko to rodzice?
Jesteś od 10 lat pełnoletni, "tworzysz się sam". Zdejmiesz kiedyś odpowiedzialność za swoje życie z rodziców? Czy może już zawsze zostaniesz na pozycji dziecka, które nie ma na nic wpływu i z tego tytułu nie ponosi odpowiedzialności?

25,781

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

W żadnym razie bym tego nie chciał. Chodzi o takie gadanie w stylu "Powinieneś robić coś ale nie wiem co, domyśl się".

vs

Shinigami napisał/a:

Ojciec jak najbardziej widzi ale nic z tym nie robi bo sam nie ma pojęcia jak. Gada tylko, że "w tym wieku powinieneś to i to" ale ani krzty pomysłu co, jak, gdzie itd.

Przecież sam sobie przeczysz, bo skoro stwierdzasz, że nic z tym (z czym konkretnie?) nie robi, to jednak czegoś od niego w kwestii rozwiązywania Twoich problemów oczekujesz.

Shinigami napisał/a:

Faktycznie w sferze fantazji seksualnych jest to jedna z nich. Zostać lekko zdominowanym przez kobietę ale żadnego BDSM, podduszania czy czegokolwiek w tym stylu.

Przypuszczam, że to nie jest żadna fantazja o dominacji, ale na tyle duży w tym temacie brak pewności siebie, że dałoby Ci to poczucie, że jeśli kobieta poprowadzi Cię za rękę, to jakoś to pójdzie.

SaraS napisał/a:

Jak będziesz miał 60 lat, też będziesz twierdził, że to wszystko to rodzice?
Jesteś od 10 lat pełnoletni, "tworzysz się sam". Zdejmiesz kiedyś odpowiedzialność za swoje życie z rodziców? Czy może już zawsze zostaniesz na pozycji dziecka, które nie ma na nic wpływu i z tego tytułu nie ponosi odpowiedzialności?

Otóż to. Samą siebie zacytuję z innego wątku, post oczywiście skierowany do Shiniego:

Priscilla napisał/a:

I masz zamiar do końca życia ją obwiniać za swoje niepowodzenia? Wiesz, rodziców sobie nie wybieramy, są jacy są, mogą nam dać potencjał na dorosłe życie, a mogą dać balast, niemniej dzieciństwo kiedyś się kończy - formalnie w wieku 18 lat, mentalnie różnie bardzo, ale ZAWSZE przychodzi taki moment, kiedy sami stajemy się odpowiedzialni za siebie, swoje życie i za to co z nim zrobimy.

Shini ma winnego, dzięki czemu łatwiej jest mu usprawiedliwiać własne niepowodzenia i bierność. Niestety nie zauważył, że dawno przestał być dzieckiem.

25,782

Odp: 30lat i cały czas sam

Shini jedyne czego chce, to stosunku z siostrą, w końcu nie miałby nic przeciwko gdyby mu zjechała na ręcznym big_smile

25,783

Odp: 30lat i cały czas sam
Andrzej30cmWAWA napisał/a:

Shini jedyne czego chce, to stosunku z siostrą, w końcu nie miałby nic przeciwko gdyby mu zjechała na ręcznym :D

Takie fantazje kwalifikują na długie leczenie u psychiatry. Ewentualnie są przepustką do pokoiku z kratami. Wtedy Shini będzie mógł spełnić swoje marzenie i mieszkać, jak w akademiku.

Osobiście, gdybym miała takiego brata, to zerwalabym z nim kontakty.

25,784

Odp: 30lat i cały czas sam

Chciałbym się pochwalić big_smile

Wczoraj rano jak jechałem autobusem do pracy, to dosiadła się do mnie fajna dziewczyna, chyba jakaś młoda studentka.
Miała śliczne blond włosy, przyjemną buźkę i do tego powiększane usta, bardzo przyjemna kobieta big_smile

Siedzieliśmy obok siebie co prawda tylko 1 przystanek, bo już musiałem wysiadać, no ale kurde dosiadła się do mnie big_smile big_smile

To wszystko co chciałem napisać, ale naprawdę miałem później w pracy dobry humor smile

25,785

Odp: 30lat i cały czas sam

Rumun ja też sie pochwale, dziś w sklepie była kolejka i jedna kasa otwarta przyszła kolejna kasjerka i powiedziała do mnie że zaprasza na kasę nr 2, obsłużyła mnie, miałem dziś naprawdę dobry humor.

25,786

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Chciałbym się pochwalić big_smile

Wczoraj rano jak jechałem autobusem do pracy, to dosiadła się do mnie fajna dziewczyna, chyba jakaś młoda studentka.
Miała śliczne blond włosy, przyjemną buźkę i do tego powiększane usta, bardzo przyjemna kobieta big_smile

Siedzieliśmy obok siebie co prawda tylko 1 przystanek, bo już musiałem wysiadać, no ale kurde dosiadła się do mnie big_smile big_smile

To wszystko co chciałem napisać, ale naprawdę miałem później w pracy dobry humor smile

Jakie to żałosne... Jak trzeba mieć zryty beret żeby ekscytować się tym,  że ktoś dosiadł się w autobusie.

25,787 Ostatnio edytowany przez Rumunski_Zolnierz (2024-04-10 19:34:34)

Odp: 30lat i cały czas sam

Jak wychodzę z mieszkania i idę do windy, to wiadomo, że klikam guzik, aby ją przywołać, oczywiste.

Ale jak słyszę, że ktoś jeszcze wychodzi z innego mieszkania, to specjalnie opóźniam kliknięcie w ten guzik tylko po to żeby móc razem jechać windą z tą osobą (mimo iż nie wiem, kto to będzie)

To jest po prostu samotność.

25,788

Odp: 30lat i cały czas sam
Andrzej30cmWAWA napisał/a:

Rumun ja też sie pochwale, dziś w sklepie była kolejka i jedna kasa otwarta przyszła kolejna kasjerka i powiedziała do mnie że zaprasza na kasę nr 2, obsłużyła mnie, miałem dziś naprawdę dobry humor.

Brawo Ty! Na pewno wpadłeś jej w oko big_smile
Mnie dzisiaj jakiś miły pan przepuścił na skrzyżowaniu. Byłam na podporządkowanej, a ruch był duży, gdyby tego nie zrobił zapewne stałabym tam jeszcze dłuższą chwilę. Potem miałam naprawdę dobry humor.
O, i jeszcze inny pan uśmiechnął się do mnie, przepuszczając w drzwiach sklepu. Taaak, to był naprawdę dobry dzień big_smile

25,789 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-04-10 20:08:04)

Odp: 30lat i cały czas sam

.

25,790

Odp: 30lat i cały czas sam
Anna Renard napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Chciałbym się pochwalić big_smile

Wczoraj rano jak jechałem autobusem do pracy, to dosiadła się do mnie fajna dziewczyna, chyba jakaś młoda studentka.
Miała śliczne blond włosy, przyjemną buźkę i do tego powiększane usta, bardzo przyjemna kobieta big_smile

Siedzieliśmy obok siebie co prawda tylko 1 przystanek, bo już musiałem wysiadać, no ale kurde dosiadła się do mnie big_smile big_smile

To wszystko co chciałem napisać, ale naprawdę miałem później w pracy dobry humor smile

Jakie to żałosne... Jak trzeba mieć zryty beret żeby ekscytować się tym,  że ktoś dosiadł się w autobusie.

Ja tu widzę zwyczajną choroba psychiczną, to nie jest normalne zachowanie.

25,791

Odp: 30lat i cały czas sam

Ale naprawdę uszczęśliwiło mnie to, że fajna dziewczyna dosiadła się do mnie w autobusie.

25,792

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Ale naprawdę uszczęśliwiło mnie to, że fajna dziewczyna dosiadła się do mnie w autobusie.

Mogłeś spełnić namiastkę swojego marzenia, czyli demonstracyjnie odsunąć się i wstać big_smile

25,793

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Ale naprawdę uszczęśliwiło mnie to, że fajna dziewczyna dosiadła się do mnie w autobusie.

Mogłeś spełnić namiastkę swojego marzenia, czyli demonstracyjnie odsunąć się i wstać big_smile

Komentarz o proszę jakie rewelacje=* powoli zbliżamy Najdrożsi do strony nr.. 400 :**

25,794

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

A to cel musi być celem sportowym i związanym z tą konkretną dyscypliną? To w takim razie jedyne cele mam na rurce, szarfach i w stretchingu. Np. siłka jest już tylko dlatego, że pole dance.
Poza tym czym Twoje cele miałyby się różnić od - częstych przecież - "żeby schudnąć", "żeby przypakować", "żeby potem fajnie tańczyć na imprezach" i tak dalej? Myślisz, że za tym zawsze stoi wyłącznie zdrowie i sprawność dla sprawności? Czasem tak, ale czasem jest to tylko sposób na poprawę atrakcyjności, czyli dokładnie to, czego szukałeś Ty.

Jak mi ktoś wyrwie torbę z zakupami, bo jest głodny, to rozumiem, co nim kierowało, ale nadal jestem tak samo wkurzona. Zrozumienie motywacji nie oznacza automatycznej zmiany odczuć.

Jak będziesz miał 60 lat, też będziesz twierdził, że to wszystko to rodzice?
Jesteś od 10 lat pełnoletni, "tworzysz się sam". Zdejmiesz kiedyś odpowiedzialność za swoje życie z rodziców? Czy może już zawsze zostaniesz na pozycji dziecka, które nie ma na nic wpływu i z tego tytułu nie ponosi odpowiedzialności?

Trochę mnie zaskoczyłaś sądziłem, że tylko szlachetne cele zostaną uznane za dobre, a takie jak moje za desperację.

Przykład z kradzieżą nie do końca tu pasuje bo jednak w przypadku kradzieży jesteś ofiarą i coś na tym tracisz, a na czyimś narzekaniu nic nie tracisz.

Jak już wcześniej pisałem nie sądzę bym dożył takiego wieku. Co wy macie z tą odpowiedzialnością? Ja tylko opisuję jakie są przyczyny obecnego stanu rzeczy. Rodzice popełnili trochę błędów, a teraz ja za to płacę. Nie ja pierwszy i nie ostatni. Jeśli mam kogokolwiek obwiniać to tylko los za to, że akurat mnie umieścił w takiej sytuacji.

Priscilla napisał/a:

Przecież sam sobie przeczysz, bo skoro stwierdzasz, że nic z tym (z czym konkretnie?) nie robi, to jednak czegoś od niego w kwestii rozwiązywania Twoich problemów oczekujesz.

Przypuszczam, że to nie jest żadna fantazja o dominacji, ale na tyle duży w tym temacie brak pewności siebie, że dałoby Ci to poczucie, że jeśli kobieta poprowadzi Cię za rękę, to jakoś to pójdzie.

Shini ma winnego, dzięki czemu łatwiej jest mu usprawiedliwiać własne niepowodzenia i bierność. Niestety nie zauważył, że dawno przestał być dzieckiem.

Niczego od niego nie wymagam, twierdzę jedynie, że nie ma prawa wymagać ode mnie tego czego sam nie ma.

To z całą pewnością jest jedna z moich fantazji. Ale trochę racji też masz, na początku przy pierwszych kontaktach seksualnych czułbym się pewniej gdyby to kobieta prowadziła no chyba, że byłaby dziewicą wtedy oboje byliśmy w tej samej sytuacji.

Tu nie ma żadnego winnego i nikt nie zasługuje na żadną karę. Miałem pecha i tyle, a teraz muszę próbować jakoś z nim wygrać.

Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Ale naprawdę uszczęśliwiło mnie to, że fajna dziewczyna dosiadła się do mnie w autobusie.

Nie ma w tym nic dziwnego, to całkowicie normalna reakcja dla większości ludzi, zwłaszcza dla kogoś samotnego.

25,795

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Trochę mnie zaskoczyłaś sądziłem, że tylko szlachetne cele zostaną uznane za dobre, a takie jak moje za desperację.

(...)

Jak już wcześniej pisałem nie sądzę bym dożył takiego wieku. Co wy macie z tą odpowiedzialnością? Ja tylko opisuję jakie są przyczyny obecnego stanu rzeczy. Rodzice popełnili trochę błędów, a teraz ja za to płacę. Nie ja pierwszy i nie ostatni. Jeśli mam kogokolwiek obwiniać to tylko los za to, że akurat mnie umieścił w takiej sytuacji.

Czy ja wiem? Ostatecznie i tak zawsze chodzi o to, żeby być lepszym - albo od innych, albo od wcześniejszej wersji siebie.

Zobacz, jak powiem, że celem moich regularnych stretchingów będzie utrzymanie pozycji najbardziej rozciągniętej babki w studiu, to zabrzmi to płytko. Oczywiście to nie jest jedyny cel, bo rozciąganie było obecne w moim życiu na długo zanim dołączyłam do rurkujących, zwyczajnie to lubię, nowe figury sprawiają mi satysfakcję i stanowią cel sam w sobie; tak samo nie znaczy to, że chciałabym, żeby dziewczyny były gorsze niż są, bo szczerze się lubimy, wspieramy i jaramy swoimi sukces(ik)ami, ale nie ukrywam, że to daje mi sporą motywację do treningów.
Brzydko z mojej strony? wink A przecież na tym opiera się cała sportowa rywalizacja, na byciu lepszym od innych i byciu ogólnie coraz lepszym w danej dziedzinie. Jednych to stresuje, a mnie - motywuje.
Tak że ja nie widzę nic złego w tym, że robiłeś coś po to, żeby np. wyglądać lepiej. No bez jaj, przecież są nawet sporty sylwetkowe, których istotą jest osiągnięcie jak najlepszego wyglądu. Tak że - co za różnica, co w tym złego?

Z tą odpowiedzialnością mamy to, że tak długo, jak szukasz winnych dookoła (rodzice, los) i traktujesz ich jako usprawiedliwienie swojej sytuacji, nie weźmiesz odpowiedzialności za siebie. Wina rodziców/losu => oni są za to odpowiedzialni =>  Ty nie jesteś za to odpowiedzialny => Ty nie jesteś w stanie nic z tym zrobić, bo przecież nie masz wpływu ani na rodziców, ani na los.
A prawda jest taka, że bezwzględnie zależny od rodziców przestałeś być dekadę temu. I to, co się przez ten czas działo, to efekt Twoich wyborów.

25,796

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Przykład z kradzieżą nie do końca tu pasuje bo jednak w przypadku kradzieży jesteś ofiarą i coś na tym tracisz, a na czyimś narzekaniu nic nie tracisz.

No jak nic nie tracisz? Ludzki mózg jest niesamowity, jesteśmy w stanie 'przejmować', czuć emocje innych ludzi, a nawet naprawdę poczuć zapach czegoś, o czym myślimy, a czego nie mamy prawa czuć, bo nie ma tego w pobliżu nas. Ludzie słuchając narzekania, użalania się nad sobą, sami zaczynają czuć się  przygnębieni; słuchając, że kogoś coś boli, sami mogą poczuć ból w tej kończynie/narządzie, mimo że fizycznie nic im nie jest. Analogicznie jesteśmy w stanie przejmować emocje i stany pozytywne. Dlatego wolimy otaczać się pozytywnymi ludźmi, a nie marudami.

25,797

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:
Andrzej30cmWAWA napisał/a:

Rumun ja też sie pochwale, dziś w sklepie była kolejka i jedna kasa otwarta przyszła kolejna kasjerka i powiedziała do mnie że zaprasza na kasę nr 2, obsłużyła mnie, miałem dziś naprawdę dobry humor.

Brawo Ty! Na pewno wpadłeś jej w oko big_smile
Mnie dzisiaj jakiś miły pan przepuścił na skrzyżowaniu. Byłam na podporządkowanej, a ruch był duży, gdyby tego nie zrobił zapewne stałabym tam jeszcze dłuższą chwilę. Potem miałam naprawdę dobry humor.
O, i jeszcze inny pan uśmiechnął się do mnie, przepuszczając w drzwiach sklepu. Taaak, to był naprawdę dobry dzień big_smile

A wiesz dlaczego cię przepuścił? Bo jesteś tak otyła, że we dwoje naraz byście sie nie zmieścili, hahahahahhaha

25,798

Odp: 30lat i cały czas sam
jea1 napisał/a:

Komentarz o proszę jakie rewelacje=* powoli zbliżamy Najdrożsi do strony nr.. 400 :**

Haha, już wyjaśniam wink Rumun stwierdził kiedyś, że ma takie wielkie marzenie, aby zagadała do niego jakaś dziewczyna, o on wtedy będzie mógł demonstracyjnie popatrzeć na nią z góry i równie demonstracyjnie olać. 
Bogu ducha winna, potencjalnie zainteresowana nim dziewczyna miałaby zostać potraktowana jak śmieć tylko po to, aby Rumun choć raz mógł poczuć się jak to jest być po drugiej stronie. Nie chore? 

Theodore Robert Bundy napisał/a:

A wiesz dlaczego cię przepuścił? Bo jesteś tak otyła, że we dwoje naraz byście sie nie zmieścili, hahahahahhaha

Taaa... tyle wiesz, ile zjesz big_smile
I co Ty masz z tą otyłością? Kompleks jakiś, projekcja?

25,799 Ostatnio edytowany przez Theodore Robert Bundy (2024-04-11 20:12:19)

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:
jea1 napisał/a:

Komentarz o proszę jakie rewelacje=* powoli zbliżamy Najdrożsi do strony nr.. 400 :**

Haha, już wyjaśniam wink Rumun stwierdził kiedyś, że ma takie wielkie marzenie, aby zagadała do niego jakaś dziewczyna, o on wtedy będzie mógł demonstracyjnie popatrzeć na nią z góry i równie demonstracyjnie olać. 
Bogu ducha winna, potencjalnie zainteresowana nim dziewczyna miałaby zostać potraktowana jak śmieć tylko po to, aby Rumun choć raz mógł poczuć się jak to jest być po drugiej stronie. Nie chore? 

Theodore Robert Bundy napisał/a:

A wiesz dlaczego cię przepuścił? Bo jesteś tak otyła, że we dwoje naraz byście sie nie zmieścili, hahahahahhaha

Taaa... tyle wiesz, ile zjesz big_smile
I co Ty masz z tą otyłością? Kompleks jakiś, projekcja?

Jestem idealny pasztecie nie mam kompleksów, wam nic nie pomoże genów nie oszukacie, żadne sporty itd

Przykład Julia Wieniawa, bardzo dobre geny nie potrzebuje makijażu, na dodatek jest majętna, nie to co wy szare myszki wiecznie z debetem smile

https://i.postimg.cc/fbZSCrV9/65-D1-C734-1-EC7-4-FBF-928-C-7411-C67-F5-F91.jpg

https://i.postimg.cc/j53WsqZH/7-ED166-CB-2-F9-F-4-BCC-BA86-DB56-ABE832-ED.jpg

Wygląd ponad Wszystko !!

25,800 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-04-11 20:12:25)

Odp: 30lat i cały czas sam

Do Julki możesz sobie, Tadziu, najwyżej powzdychać. Do mnie też lol

25,801

Odp: 30lat i cały czas sam

Fantazjuj dalej priszczillo.

25,802

Odp: 30lat i cały czas sam

A Ty zejdź na ziemię cool

25,803

Odp: 30lat i cały czas sam

https://m.jbzd.com.pl/obr/3581563/instr … iejasne-xd

Zobaczcie tego mema i odpowiedzcie mi na jedno pytanie. Czy takie sytuacje jak w samym memie i tym bardziej w komentarzach dzieją się na prawdę czy to tylko fejki?

25,804

Odp: 30lat i cały czas sam
Theodore Robert Bundy napisał/a:

Przykład Julia Wieniawa, bardzo dobre geny nie potrzebuje makijażu, na dodatek jest majętna, nie to co wy szare myszki wiecznie z debetem smile

Jak tam twoja pani adwokat? Łączycie się ze sobą namiętnie? smile smile

25,805

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

https://m.jbzd.com.pl/obr/3581563/instr … iejasne-xd

Zobaczcie tego mema i odpowiedzcie mi na jedno pytanie. Czy takie sytuacje jak w samym memie i tym bardziej w komentarzach dzieją się na prawdę czy to tylko fejki?

Dramatyczne chwile... Najbardziej mi się spodobał ten z apteki — dziewczyna wiwinęła oczami, a on po paru latach zajarzył.

Tak to niesetty jest chyba że mężczyźni dojrzewają emocjonalnie później.

Posty [ 25,741 do 25,805 z 29,787 ]

Strony Poprzednia 1 395 396 397 398 399 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024