SaraS napisał/a:Po to, żebyś zrobił ze sobą cokolwiek. Skrajną sytuacja, która zmusi do zmiany, bo śmierć? Oesu, Shini, przecież mowa o czymś, co w pewnym momencie robi chyba większość dzieciaków! I robi to tak po prostu, bez wizji śmierci, bo taka jest kolej rzeczy, bo tak chcą, bo dorosłość, samodzielność itd. Nie zawsze nawet stoją za tym wielkie plany, studia i kariery, ot, są dorośli, zaczynają żyć jak dorośli.
Przecież Ty jesteś młody, zdrowy, masz jakieś oszczędności, nie ma żadnych przeszkód, żadnych powodów, dla których miałoby Ci się nie udać!
Pamiętam, co pisałeś o mieszkaniu z kimś, ale serio, na ten moment to ja uważam, że dobrze by Ci zrobił nawet (a może i - szczególnie) pokój w mieszkaniu z innym(i) młodym(i) pracującym(i).
I ja tu nie mam na myśli tego, że dziewczyny zaczną walić drzwiami i oknami, jak tylko przekroczysz próg mieszkania-bez-rodziców. Ale myślę, że to Ci może pomóc zmienić postrzeganie własnej osoby - pewne rzeczy wyjdą ze sfery bliżej nieokreślonych planów, wreszcie naprawdę będziesz dorosły, samodzielny, z pracą znalezioną samemu* itd. I inaczej się z tym/z sobą poczujesz, a to wpłynie na Twoje zachowanie.
*Nie twierdzę, że to są zawsze rzeczy niezbędne, ale patrząc po tym, co najczęściej piszesz, to są rzeczy, które uwierają Ciebie. Więc ich zmiana, jakakolwiek, może wreszcie da Ci jakieś poczucie sprawczości.
I to jest kolejna rzecz, której nigdy nie rozumiałem. Rozumiem, że tak to wygląda, po osiągnięciu pewnego wieku, na przykład zaczynając studia ktoś się wyprowadza od rodziców i mieszka w akademiku albo w malutkim pokoiku z kilkoma obcymi osobami w jednym mieszkaniu. Nie rozumiem tylko tego co ich skłania do zmiany poziomu życia na znacznie niższy niż mieli wcześniej poza odległością na uczelnię, oczywiście jeśli mówimy o kimś kto miał w miarę normalnie w domu rodzinnym, bez żadnej patoli. I kolejna rzecz, jak to możliwe, że taki 19-20 latek nie przejmuje się tym czy zdoła przetrwać, czy będzie miał co jeść itd? Ci wszyscy młodzi ludzie, o których ciągle piszecie na prawdę w ogóle się czymś takim nie przejmują i robią to wszystko w ciemno, bez przygotowania? Ja wciąż nie mogę sobie wyobrazić mieszkania z obcymi ludźmi w jednym mieszkaniu, na 2-3 dni to jeszcze ale nie na wiele miesięcy. To już mieszkanie w stylu japońskim 8m byłoby nieporównywalnie lepsze.
Z całą pewnością samo zamieszkanie bez rodziców byłoby ogromną zmianą ale wciąż podtrzymuję, że tylko i wyłącznie samemu, tylko będąc całkowicie samemu jest możliwość by ta zamiana pociągnęła za sobą kolejne.
SaraS napisał/a:Okej, ale incele to nie tylko ci biedniejsi. Przecież oni w pracy mogą sobie zupełnie normalnie radzić. Znaczy, "lepsze warunki w kraju" to zawsze fajne hasło, ale co to by miało do inceli? Myślisz, że jakby tym "naszym" nagle zaczął się pojawiać dodatkowy tysiak na koncie, to cyk i znajdą drugą połówkę? Tak samo w drugą stronę - jak pojawi się w kraju więcej wolnych Polek, to to właśnie będą te, co zwrócą na inceli uwagę? Jasne, statystycznie będą mieli większe szanse, ale praktycznie... Przecież to nie tak, że oni przerandkowali wszystkie wolne babki w okolicy, nie wyszło i potrzebują kolejnych. Oni po prostu nie randkują. Co za różnica, czy nie randkują z tysiącem czy z dwoma?
SaraS wierz mi, że ten tysiak więcej na koncie co miesiąc byłby całkiem sporą zmianą. Nie wiem jak pozostali ale w moim przypadku masz rację, ja w ogóle nie randkuję, przez całe życie byłem dosłownie na jednej randce, zresztą dobrze o tym wiecie. Dlatego też nie mam żadnego powodu by nienawidzić kobiety czy nawet czuć do nich jakąś niechęć, nigdy nie zostałem zdradzony, oszukany, wykorzystany czy odrzucony przez kobietę. Ja jedynie ich nie rozumiem przez co nie wiem jak nawiązywać z nimi relacje.
SaraS napisał/a:Zmienia. Tyle że nie wierzę nawet w tę 1/3, bo nikt nikomu nic nie da, nadal trzeba będzie coś, cokolwiek zrobić - postarać się, poszukać, odezwać (czy to w kwestii pracy, miejsca zamieszkania, wyglądu czy już samego związku). A oni nie robią.
I to jest ten problem - że oni z reguły nie mają problemów "zewnętrznych", które można by rozwiązać, żeby im było lepiej. Zwykłe chłopaki w zwykłych sytuacjach. Żadnych dramatów. To wewnątrz jest jakiś problem, więc - może poza tym o psychiatrii (tylko "może", bo, hej, wciąż by trzeba przyznać, że jest problem i zabrać się za szukanie rozwiązań) - nie wierzę, żeby cokolwiek miało realnie pomóc. Bo nieważne, jak bardzo coś komuś ulatwisz, jeśli on nawet nie podejmie działań.
Sama właśnie napisałaś co można by było zrobić na poziomie systemowym by pomóc takim osobom. Postarać się, poszukać, odezwać itd, jeśli ktoś tego nie umie to trzeba go nauczyć. Tak na prawdę wystarczyłoby zrobić trzy rzeczy żeby diametralnie zmienić sytuację inceli. Po pierwsze ogarnąć psychologię i psychoterapię, teraz są dwie opcje do wyboru, albo czekać kilka lat na terapię na NFZ o mocno wątpliwej skuteczności albo iść prywatnie i płacić 200-300 zł za jedno spotkanie. To jest jakiś nieśmieszny żart. Po drugie ogarnąć rynek mieszkaniowy, już nawet nie w kwestii kupna mieszkania tylko chociaż wynajmu, obecne ceny to jest kpina. Wynajęcie kawalerki powinno być do zrobienia na totalnym luzie zarabiając minimalną. Po trzecie stworzyć coś w stylu szkół, ośrodków uczących dorosłych ludzi nawet najbardziej podstawowych zachowań i interakcji społecznych, zwykłej rozmowy, podejmowania najprostszych decyzji i działań, uczyć tego czego dzieci się uczą w podstawówce. Wdrażać taką osobę krok po kroku do społeczeństwa, do relacji z płcią przeciwną, oswajać z płcią przeciwną, uczyć odczytywać emocje innych, uczyć czym jest flirt itp.
Jack Sparrow napisał/a:Bo ich incelstwo jest nie przyczyną, a skutkiem tego wszystkiego, o czym piszę. Obiektywnie, 'za moich czasów' więksozść chłopaków chciałaby być w sytuacji Shiniego: zapewniona przyszłość, brak obciążeń finansowych, stabilna sytuacja, w domu wszystko podłożone pod nos i możliwość swobodnej i niczym nie skrępowanej samorealizacji. Czy jego incelstwo jest przyczyną jego sytuacji? Czy może skutkiem? Skutkiem braku odpowiedniej wiedzy rodzicielskiej, szkolnej alienacji, braku podjętego przeciwdziałania ze strony organów szkolnych w związku z brakiem jego umiejętności społecznych?
Czy Shini lub Raka byłby incelem, gdyby na etapie edukacji ktoś dopilnował, żeby wyrównać braki rozwojowe interakcji międzyludzkich? Czy Shini narzekałby na pracę, jakby na etapie podstawówki wprowadzić obligatoryjne zajęcia z psychologii (tu w kontekście testów predyspozycji zawodowych), aby wrzucić karierę na odpowiednie tory zamiast tracić czas na np religię?
To co teraz jest ogromnym problemem dla nich, tak naprawdę w czasach ich dzieciństwa wymagało ledwie lekkiej korekcji. Ale z czasem problemy się nawarstwiały.
Jack czy ty aby na pewno dobrze się czujesz? A może ktoś ci się włamał na konto i to nie ty? Czy ty właśnie wykazałeś zrozumienie dla inceli ze mną na czele? Nie chętnie to przyznaje ale pozytywnie mnie zaskoczyłeś.
Nawet nie trzeba nic dodawać, zgadzam się w 100%.
Priscilla napisał/a:Ale czy chcesz powiedzieć, że oni mają trudniej niż my mieliśmy?
Równocześnie, jeśli w taki sposób spojrzeć na problem, to dlaczego oni nie mają pretensji do systemu, ale do kobiet, że nie obniżą swoich standardów, bo (tu cytuję) w dupach im się poprzewracało
Kolejna kwestia: są dorośli, dziś już sami są odpowiedzialni za jakość swojego życia, a choć mają do dyspozycji określone narzędzia, to wolą pielęgnować swoją postawę ofiary niż z nich nie korzystać. To już jest ICH wybór i decyzja.
Nie wiem o kim ty tu piszesz ale przynajmniej ja zawsze pisałem, że to właśnie system zawiódł i wielokrotnie też podkreślałem, że nie czuję żadnej nienawiści do kobiet ani nie mam do nich pretensji.
Dokładnie tak, mieliśmy trudniej, a wiesz dlaczego? Bo u nas zawiodło to co kształtuje człowieka na całe życie czyli dzieciństwo i lata szkolne. Tak jak Jack pisał każdy miał jakieś problemy i te problemy nie tylko zostały olane ale jeszcze cały czas były zwiększane. Nikt kto wtedy powinien nie kiwnął nawet palcem. Rodzice nie wiedzieli, nauczyciele kompletnie olali, rówieśnicy nie rozumieli, cały system wychowaczo-edukacyjny w tym kraju to jest jedna wielka kpina, która stworzyła ludzi takich jak ja. Nawet teraz mimo tej całej beznadziei obecnej sytuacji za nic nie wróciłbym do gimnazjum.
A oto kolejny powód przez, który uważam, że my faktycznie mieliśmy i wciąż mamy trudniej:
Jack Sparrow napisał/a:Bo nikt ich nigdy nie nauczył samodzielności, krytycznego i analitycznego myślenia. Mają problem z kobietami, więc automatycznie uznają to za ich winę. Wszak to one dają im kosza lub pozostają niewzruszone na zaloty.
I tak i nie. Co do zasady - zgadzam się. Bo właśnie - są dorośli. Oni sami decydują o sobie. Nikt inny tylko oni. Wystarczy wziąć dupę w troki. Ale to tak samo jak powiedzieć matce puszczającej dziecko pierwszy raz na kolonie: weź się nie martw. Na pewne rzeczy mamy wpływ (działanie), a na pewne mniej lub wcale (emocje i motywacja). Są swoimi własnymi niewolnikami. A to najgorszy rodzaj więzienia.
Jack, jak ty mnie zaimponowałeś w tej chwili:
Jack Sparrow napisał/a:I też nie wydaje mi się, aby ktokolwiek tutaj apelował o akceptację wrogości. Ja tu widzę ból samotności wymieszany z frustracją i potrzebą akceptacji.
To jest aż dziwne skąd u ciebie aż taka zmiana podejścia, to na prawdę brzmi jakbyś to nie był ty.
SaraS napisał/a:I, serio, ja nawet nie wiem, jak by to miało wyglądać. Przecież już pisaliśmy przy bliźnie - to nie tak, że oni chcą się zakumplować, a ludzie nawiewają, bo wiedzą, że to incele. Ludzie nawiewają, bo coś im nie odpowiada, coś, czego właśnie nie akceptują, mimo że o incelstwie nie wiedzą.
To ciekawe bo ode mnie nikt nie ucieka. Nigdy też nikomu nie powiedziałem nawet słona na temat incelstwa, a mimo to dziewczyny wciąż brak. Tak na prawdę całkiem szybko odnajduje wspólny język z większością ludzi niezależnie od płci. Problem pojawia się kiedy pojawi się dziewczyna, która mi się podoba, wtedy nie pamiętam nawet jak mówić.
Kakarotto napisał/a:Oprócz tego wszystkiego co opisał Jack to akurat co do samych inceli czy może znowu bardziej ogólnie mężczyzn to najpierw trzeba by zacząć od poważnego traktowania ich problemów i zapewnienia im konkretnej pomocy i miejsc do których będą się mogli po nią zgłosić (a przypomnę, że standardowa terapia w przypadku inceli często niewiele albo w ogóle nie pomaga).
Druga sprawa - ja bym też zauważył, że wszystkich inceli łącza jedna wspólna cecha - bardzo mocno odstają zwykle od przyjętych kanonów i stereotypów męskości. Tutaj wchodzi na scenę Patriarchat bo to on utrzymuje promowanie tradycyjnych postaw oraz wartości zarówno damskich jak i męskich i jak już zaczynają zauważać nawet niektóre feministki bezpośrednio wpływa na sytuację tych facetów.
Jak pisałem to już nawet nie chodzi o nieskuteczność terapii tylko o jej słabą dostępność. Przykładowo jednym z moich problemów jest praca za minimalną, potrzebuję terapii by móc zmienić tą pracę ale nie mogę iść na terapię bo mnie stać bo za mało zarabiam. Pojawia się błędne koło bez wyjścia, a to tylko jeden przykład. I tak samo potrzebni są prawdziwi specjaliści zajmujący się stricte takimi problemami.
Co dokładnie rozumiesz poprzez odstawanie od kanonów i stereotypów męskości? Wygląd, słaba praca czy może sam fakt braku kobiety i seksu?
Z góry dziękuję każdemu kto dotarł do końca tego posta i całego przeczytał.