30lat i cały czas sam - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 386 387 388 389 390 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 25,156 do 25,220 z 29,790 ]

25,156

Odp: 30lat i cały czas sam
Anewe napisał/a:
rakastankielia napisał/a:
Anewe napisał/a:

To jest bzdura, już kiedyś 'wyjaśniałam' Rakę. Różnica jest bardzo niewielka, w większości przedziałów od 20 do 40 kobiet jest 49% lub więcej, a mężczyzn 51% lub mniej.

20-24
932 776 mężczyzn i 895 655 kobiet

25-29
1 106 052 mężczyzn i 1 070 815 kobiet

Nie chce mi się więcej kopiować, wszystko jest w bazie GUS do znalezienia w 2 minuty.

Ba, są miejsca, gdzie kobiet jest znacznie więcej niż mężczyzn, np. w Gdańsku w przedziale 25-29 jest 17 378 mężczyzn i 19 788 kobiet.

Nie bierzesz pod uwagę jednej rzeczy. Wśród tych osób są też obcokrajowcy. Większość obcokrajowców to mężczyźni, stąd zawyżona liczba mężczyzn. A że obcokrajowcy lubią Polki z wzajemnością, to szanse przeciętnego mężczyzny na znalezienie partnerki dodatkowo maleją, bo kobieta woli być sama niż z przeciętnym mężczyzną. Więc nawet jeśli mężczyzn jest więcej, to niczego to nie zmienia, mężczyznom jest o wiele trudniej kogoś znaleźć niż kobietom.

Tak tak Raka, zapomniałeś jeszcze dodać, że wśród tych obcokrajowców, wśród kobiet są w większości wierne żony i matki z Ukrainy, niezainteresowane polskimi mężczyznami, natomiast wśród mężczyzn single z egzotycznych krajów z wielkimi kutasami, przed którymi Polki same klękają, więc sytuacja wygląda jeszcze gorzej

Ej, ej, ja nie piszę o egzotycznych wielkich kutasach, więc to nie ten adres.

A to że na Ukrainie kobiety wychodzą za mąż dużo wcześniej niż w Polsce to fakt, więc taka 22-latka już jest po studiach i po ślubie. Nawet gdyby nie była wierna, to mnie i pewnie większość z nas tutaj nie interesuje przelotna relacja, tylko stały związek.

Zobacz podobne tematy :

25,157

Odp: 30lat i cały czas sam
Kakarotto napisał/a:

To prawda, że portale randkowe można porównać do sklepu z towarem. Nie róbmy jednak z tych miejsc jakiegoś magicznego środowiska w którym siedzi tylko określony typ osób. To są wszystko w większości normalni zdrowi ludzie tacy sami jak ja, Ty i ci sami, których spotykamy na codzień na ulicy. Poza tym takie portale randkowe są świetnym papierkiem lakmusowym na to w jaki sposób działają ludzie kiedy nikt nie patrzy i chociażby tego w jaki sposób obie płcie wybierają ewentualnych partnerów gdy w grę wchodzi praktycznie tylko sam wygląd (bo nie oszukujmy się, na tych portalach większość ludzi tym się właśnie wyłącznie kieruje).

Ale tutaj chodzi o to, że na portalach wszystko nastawione jest na poznawanie partnerów, więc z jednej strony odbywa się swego rodzaju taniec godowy, z drugiej mnóstwo desperacji, więc ostatecznie nietrudno doznać rozczarowania i to z wielu przeróżnych powodów, których w innych miejscach można uniknąć. To naprawdę nie jest trudne. 

Kakarotto napisał/a:

Okej, tylko tutaj już zaczynasz mieszać poznawanie ludzi przez internet ogółem z poznawaniem ludzi przez internet w określonym celu jakim jest szeroko pojęta relacja romantyczna. Temu, że przez internet można nawiązać wiele fajnych interesujących znajomości nie zaprzeczę. Nie zaprzeczę też temu, że niektóre mogą nawet przerodzić się w relacje romantyczne i wtedy rzeczywiście będzie to wyglądało inaczej niż na portalu randkowym. Jednak to zawsze jedynie ewentualność, a nie znajomość nawiązywana stricte w tym celu. Wiesz to trochę tak jakbyś porównała na przykład w realu znajomości nawiązywane w miejscu pracy z podrywaniem dziewczyn w klubie albo z zagadywaniem do obcej dziewczyny na ulicy bo mi się spodobała. Wszystko zależy od tego co jest celem danej znajomości.

Tak, chodzi mi dokładnie o takie neutralne poznawanie się, w trakcie którego ludzie nie są traktowani jak towar ze sklepowej półki, który ocenia się po opakowaniu. Znam mnóstwo ludzi, którzy stali się interesujący dopiero po bliższym poznaniu. U mnie kolejność zainteresowania drugim człowiekiem jest dokładnie odwrotna - poznaję kogoś bliżej i wtedy staje się interesujący lub nie. Opakowanie to tylko wabik, który nie przykryje pustego środka, jeśli ten okazuje się nie mieć nic do zaoferowania. I uwierz, że nie jestem w tym osamotniona.
Jeśli jednak ktoś wchodzi w środowisko próżności, a potem dziwi się, że próżność ma się tam wyśmienicie, to chyba czegoś nie przemyślał.
To dlatego napisałam, że przekładanie pewnych mechanizmów zauważanych na portalach randkowych na całość relacji nawiązywanych przez Internet, to jedno, wielkie nieporozumienie.

Kakarotto napisał/a:

Po raz kolejny całkowicie bezpodstawnie dopisujesz mi nieprawdziwe intencje i pobudki, które mną kierują. To, że ktoś interesuje się określonymi zjawiskami, ich szerszym wpływem na społeczeństwo oraz ich konsekwencjami, a także stara się dociekać ich przyczyn nie znaczy, że ma jakiś problem i robi to wyłącznie po to by wytłumaczyć sobie własne położenie (choć nie zaprzeczę, że pewne osobiste obserwacje również mogą być przyczynkiem do głębszego zainteresowania się tematem). Ja sobie zdaję sprawę, że "zwykłego śmiertelnika" zwykle interesuje co najwyżej jego własna dupa, a już zwłaszcza wtedy kiedy jest mu po prostu wygodnie. Jednak to właśnie takie postawy są przyczyną tego, że jest tak jak jest i będzie jeszcze gorzej.

Nie jesteś tu pierwszy z takimi treściami, ale teraz Ciebie zapytam: tak z ręką na sercu, czego oczekujesz od osób, na które owe zjawiska nie mają żadnego wpływu? Że nagle kobiety zaczną się nad Wami pochylać czy może jakichś odgórnych nakazów?

25,158

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

Tak, chodzi mi dokładnie o takie neutralne poznawanie się, w trakcie którego ludzie nie są traktowani jak towar ze sklepowej półki, który ocenia się po opakowaniu. Znam mnóstwo ludzi, którzy stali się interesujący dopiero po bliższym poznaniu. U mnie kolejność zainteresowania drugim człowiekiem jest dokładnie odwrotna - poznaję kogoś bliżej i wtedy staje się interesujący lub nie. Opakowanie to tylko wabik, który nie przykryje pustego środka, jeśli ten okazuje się nie mieć nic do zaoferowania. I uwierz, że nie jestem w tym osamotniona.

Ja też zyskuję przy bliższym poznaniu, no ale właśnie, żeby ktoś mógł zyskać to musi dostać szansę. A jak człowiek jest odrzucany na wstępie, to już tego bliższego poznania nie będzie.

25,159

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

I to jest coś czego za cholerę nie mogę zrozumieć. Jak pogorszenie poziomu życia miałoby w czymkolwiek pomóc? Czy może chodzi o postawienie się w skrajnej sytuacji, która dosłownie zmusi do zmiany bo jej brak zakończy się śmiercią? To oczywiste, że tkwienie w jednym punkcie nie jest dobre, a pogorszenie już kiepskiej sytuacji miało by pomóc. Przykładowo teraz mnie stać na większość wydatków jakie się pojawiają, jedynie na duże typu kilkadziesiąt tysięcy mnie nie stać. A ty chcesz by nie było mnie stać nawet na najprostsze wydatki typu dentysta prywatnie czy drobna naprawa samochodu?

Ale wiesz, że liczba kobiet i mężczyzn nie jest równa? Zwłaszcza w przypadku ludzi w przedziale 20-30 lat. Mężczyzn z Marsa więcej nie potrzeba, za to kobiet z Wenus trochę by się przydało.

Po to, żebyś zrobił ze sobą cokolwiek. Skrajną sytuacja, która zmusi do zmiany, bo śmierć? Oesu, Shini, przecież mowa o czymś, co w pewnym momencie robi chyba większość dzieciaków! I robi to tak po prostu, bez wizji śmierci, bo taka jest kolej rzeczy, bo tak chcą, bo dorosłość, samodzielność itd. Nie zawsze nawet stoją za tym wielkie plany, studia i kariery, ot, są dorośli, zaczynają żyć jak dorośli.
Przecież Ty jesteś młody, zdrowy, masz jakieś oszczędności, nie ma żadnych przeszkód, żadnych powodów, dla których miałoby Ci się nie udać!
Pamiętam, co pisałeś o mieszkaniu z kimś, ale serio, na ten moment to ja uważam, że dobrze by Ci zrobił nawet (a może i - szczególnie) pokój w mieszkaniu z innym(i) młodym(i) pracującym(i).

I ja tu nie mam na myśli tego, że dziewczyny zaczną walić drzwiami i oknami, jak tylko przekroczysz próg mieszkania-bez-rodziców. Ale myślę, że to Ci może pomóc zmienić postrzeganie własnej osoby - pewne rzeczy wyjdą ze sfery bliżej nieokreślonych planów, wreszcie naprawdę będziesz dorosły, samodzielny, z pracą znalezioną samemu* itd. I inaczej się z tym/z sobą poczujesz, a to wpłynie na Twoje zachowanie.

*Nie twierdzę, że to są zawsze rzeczy niezbędne, ale patrząc po tym, co najczęściej piszesz, to są rzeczy, które uwierają Ciebie. Więc ich zmiana, jakakolwiek, może wreszcie da Ci jakieś poczucie sprawczości.

Co do końcówki - tak, dlatego napisałam "każda kobieta" (jak w cytowanym przeze mnie poście) oraz "prawie wszyscy mężczyźni".

Kakarotto napisał/a:

Po pierwsze mamy dość sporą nadwyżkę facetów w wieku reprodukcyjnym. I zanim napiszesz, że ogólnie statystycznie kobiet jest więcej - tak, jest więcej, ale starych babć. Bo faceci szybko umierają. W przedziale 20 - 50 przeważają kobiety. Po drugie część kobiet nie będzie z nikim bo po prostu uznają, że nie ma faceta, który by im odpowiadał. Ale to dalej nie oznacza, że one nie mają wyboru i gdyby tylko chciały nie byłyby z kimś.

Jak wyżej.
Jeśli nie będą chciały, to nie będą, to jasne. Trudno żeby były z kimś, kto im nie odpowiada, tylko po to, żeby mężczyźni mogli być w związku.
Mnie tylko zawsze śmieszą te wszystkie "kobiety sobie znajdą związki, a faceci nie", "ona od zerwania miała X relacji, a on wcale". A przecież każda taka relacja oznacza, że jakiś mężczyzna też miał relację.

Raka napisał/a:

Ja też zyskuję przy bliższym poznaniu, no ale właśnie, żeby ktoś mógł zyskać to musi dostać szansę. A jak człowiek jest odrzucany na wstępie, to już tego bliższego poznania nie będzie.

Raka, wyjaśnij, proszę, raz a porządnie, jak wygląda takie dawanie szansy wg Ciebie.
Powiedzmy: spotyka się dziesięć osób na grillu czy innym bilardzie, nie wszyscy wszystkich znają, Ciebie zaprosił jakiś kumpel, są też dziewczyny, które widzisz pierwszy raz w życiu. No i tak sobie gracie albo wcinacie mięcho, rozmowy się toczą grupowe... Jakiego dawania szansy Ty chcesz?

25,160

Odp: 30lat i cały czas sam

jemu (Race;)) chodzi  chyba oto zeby brac go jakim jest
nawet jeśłi przy przyszlej partnerce bedzie hejtował jej koleżanki,,inne kobiety,laski z tego forum,babki  z internety,ki z aplikacji, matke,swoją mamę ..
wezmie sobie jakąs sadystyczną kobite to sie dogadają,,jedno musialo trochę  ustępowac drugiemu,raczej widze to na krótka mete

25,161

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:
Kakarotto napisał/a:

Po raz kolejny całkowicie bezpodstawnie dopisujesz mi nieprawdziwe intencje i pobudki, które mną kierują. To, że ktoś interesuje się określonymi zjawiskami, ich szerszym wpływem na społeczeństwo oraz ich konsekwencjami, a także stara się dociekać ich przyczyn nie znaczy, że ma jakiś problem i robi to wyłącznie po to by wytłumaczyć sobie własne położenie (choć nie zaprzeczę, że pewne osobiste obserwacje również mogą być przyczynkiem do głębszego zainteresowania się tematem). Ja sobie zdaję sprawę, że "zwykłego śmiertelnika" zwykle interesuje co najwyżej jego własna dupa, a już zwłaszcza wtedy kiedy jest mu po prostu wygodnie. Jednak to właśnie takie postawy są przyczyną tego, że jest tak jak jest i będzie jeszcze gorzej.

Nie jesteś tu pierwszy z takimi treściami, ale teraz Ciebie zapytam: tak z ręką na sercu, czego oczekujesz od osób, na które owe zjawiska nie mają żadnego wpływu? Że nagle kobiety zaczną się nad Wami pochylać czy może jakichś odgórnych nakazów?

Dlaczego uważasz, że 'nie mają żadnego wpływu' ?

Przecież to oczywiste, że mamy wpływ na otaczający nas świat. Nie mamy wpływu oczywiście na popęd czy orientację, ale mamy wpływ na pchaną nam drzwiami i oknami propagandę 'woke', mamy wpływ na realizowaną politykę krajową (prorodzinną, wsparcie mikroekonomiczne) i tak wymieniać można jeszcze dalej. To od nas samych zależy jak wygląda ten świat. Wystarczy (tak wiem, to nie jest takie 'tylko' jak się wydaje) oddzielić świat internetowo-telewizyjnej fantazji od realiów. Wystarczy zacząć doceniać otaczającą nas rzeczywistość zamiast szukać księcia (lub księżniczki) z bajki.

Obecnie wszyscy się okopują na stanowiskach jakby w oczekiwaniu aż życie przedstawione w anime/serialach/komediach romantycznych w końcu na nas magicznie spłynie. Wszyscy czekają na Nigeryjskiego księcia od powiększania penisa wypatrując swojej Esmeraldy czy innej Pocahontas. Każdy chciałby być Clark'iem Kent'em czy innym Bruce'm Wayne'm. Żaden dzieciak czy nastolatek nie chciałby być Alfredem Pennyworth'im. A że obecne pokolenie ma problem z dojrzałością emocjonalną (mówię o obu płciach), to i skutkuje to tym, co widzimy: nie brakuje Alfredów obojga płci, którzy są kompletnie pomijani w życiu.

25,162

Odp: 30lat i cały czas sam
Anewe napisał/a:

To jest bzdura, już kiedyś 'wyjaśniałam' Rakę. Różnica jest bardzo niewielka, w większości przedziałów od 20 do 40 kobiet jest 49% lub więcej, a mężczyzn 51% lub mniej.

20-24
932 776 mężczyzn i 895 655 kobiet

25-29
1 106 052 mężczyzn i 1 070 815 kobiet

Nie chce mi się więcej kopiować, wszystko jest w bazie GUS do znalezienia w 2 minuty.

Ba, są miejsca, gdzie kobiet jest znacznie więcej niż mężczyzn, np. w Gdańsku w przedziale 25-29 jest 17 378 mężczyzn i 19 788 kobiet.


Nie jest to do końca prawdą. Jeszcze przed pandemią pojawiały się rządowe opracowania mówiące o ogromnej emigracji kobiet na skalę, która spowodowała, że zjawisko zyskało swoją własną nazwę (femigracja) oraz o problemie jaki to spowodowało, tz utratę zdolności reprodukcyjnych w wielu różnych miejscach kraju. I to określenie zostało tam właśnie użyte. Teraz ze względu na wojnę i dużą populację Ukraińców o tym mówi się mniej, ale nie bez przyczyny od lat się trąbi o zapaści demograficznej, i to że fizyczny brak odpowiedniej ilości kobiet w wieku (re)produkcyjnym to jedna z przyczyn. Oczywiście nie jedyna, ale faktycznie mająca miejsce.

Z oczywistych przyczyn zjawisko nie dotyczy dużych miast (zwłaszcza tych studenckich), ale te średnie i mniejsze mają niemałe problemy demograficzne z tego powodu. Badania nad depopulacją trwają. Obecnie mam wrażenie, że problem jest ukrywany, aby nie spowodować paniki na rynku. Mam takie wrażenie, bo nie zwiększyła nam się dzietność, a ok dekadę temu (może trochę więcej) były już materiały mówiące o tempie ubywania nam ludzi rzędu nawet 5% rocznie. Z resztą zobacz sama. Przyjechało kilka milionów Ukraińców i oni....po prostu zniknęli. W sensie pomyśl sama - przyjechało kilka milionów ludzi, a nie mamy żadnych koczowisk, obozów tymczasowych itp. jak ma to miejsce w innych krajach. To co mamy, to jakieś wyjątki o charakterze czasowym, relokalizacyjnym. Znalazły się mieszkania i praca jak za pstryknięciem palcami. Skoro mamy taką zajebistą i stabilną sytuację (demograficzną i gospodarczą), to jak to jest możliwe?


Nie chce mi się szukać linków do tych opracowań, ale kiedyś je już tutaj wrzucałem. W każdym razie, w niektórych z takich opracowań wskazywano też różnicę empiryczną pomiędzy danymi wynikającymi ze spisu powszechnego i systemu PESEL, a rzeczywistym miejscem zamieszkania. To w większości wypadków jest nieweryfikowalne, bo od metra jest ludków na papierze będących w PL, a w rzeczywistości żyjących i mieszkających poza granicami kraju, bo nigdy nie zgłosili faktu swojej emigracji w stosownym urzędzie. Na papierze są tu. W rzeczywistości gdzieś indziej.

Na podobnej zasadzie praktycznie wszystkie dostępne przed laty opracowania mówiły o tym, że w PL tylko ~1% mieszkań jest wynajmowanych, a reszta ludzi ma własne lokum. Dopiero niedawno się okazało, że to bajka nieweryfikowalnych liczb. Jak zaczęto to sprawdzać, to się okazało, że w samej Wawie jest przeszło 200tyś 'pustych' mieszkań (czyli realnie wynajmowanych na czarno).

25,163

Odp: 30lat i cały czas sam
Anewe napisał/a:
Priscilla napisał/a:

(...) teraz macie Internet i dzięki niemu właściwie nieograniczone możliwości na poznawanie ludzi, na których poznanie jeszcze dwie dekady temu nie byłoby najmniejszej szansy.
I jeśli z takimi możliwościami ktoś nie jest w stanie nikogo poznać ani wystarczająco sobą zainteresować, to chyba jednak nie czasy są trudne, ale z tą osobą coś jest nie tak.

No bo ty nie rozumiesz logiki inceli tongue
Dzięki apkom randkowym i globalizacji, kobiety uzyskały dostęp do niezliczonej liczby mężczyzn i im się w dupach poprzewracało z dobrobytu i na dobrego, czułego, incela już nawet nie spojrzą.
Natomiast z powodu apek randowych i globalizacji, mężczyznom przybyła niezliczona liczba konkurentów i teraz już totalnie nie mają szans.

Kobietom - konkurencja nie wzrosła. Mężczyznom - liczba kobiet, do których mają dostęp nie wzrosła. Przecież to oczywiste i logiczne lol


20 lat temu internet zwiększał możliwość poznawania ludzi w realu. Dzisiaj internet zastępuje relacje z realnego życia. Ot i główna różnica pomiędzy tym co było kiedyś, a tym co jest teraz.

Już pomijam regularne spotkania ludków z kanałów IRC. Nawet tutaj, na tym forum, troszkę ponad dekadę temu przynajmniej raz-dwa razy w miesiącu odbywały się spotkania w rzeczywistości w samej tylko Wawie. W skali kraju było tego więcej. A ile takich spotkań było na przestrzeni.....ostatniego roku? Czy choć jedno doszło do skutku w całej Polsce? I podobnie jest w przypadku innych grup czy forów tematycznych.

Kilkanaście lat temu robiło wrażenie jak ten 20-30latek miał własny samochód (nie musiał być nowy) i mieszkanie. To był przykład człowieka zaradnego. Dziś to za mało. To się podaje jako niezbędne minimum, którego jak nie posiadasz, to jesteś frajerem i życiową miernotą.

I takich przykładów nie brakuje.

25,164

Odp: 30lat i cały czas sam
Anewe napisał/a:

Tak tak Raka, zapomniałeś jeszcze dodać, że wśród tych obcokrajowców, wśród kobiet są w większości wierne żony i matki z Ukrainy, niezainteresowane polskimi mężczyznami, natomiast wśród mężczyzn single z egzotycznych krajów z wielkimi kutasami, przed którymi Polki same klękają, więc sytuacja wygląda jeszcze gorzej

Przedstawione w prześmiewczy sposób, ale prawdziwe. Z Ukrainy głównie przyjechały kobiety, matki z małymi dziećmi. Co do zasady, one się nie asymilują. Są w zbyt dużych grupach, aby integracja zadziałała. Po prostu tworzą swoje własne społeczności.

Natomiast z reszty krajów, to przyjeżdżają głównie mężczyźni. Dominują Indie, Pakistan, trochę z Afryki. Niedaleko mnie jest mało uczęszczane boisko do piłki nożnej. Jak tylko robi się ciepło, to przychodzą dużymi grupami pograć w krykieta. Przewaga facetów do kobiet jest tam spokojnie 15-20 do 1. Słabo po polsku mówią, już łatwiej dogadać się po angielsku. Dominuje nastawienie, że oni tylko na chwilę. Bo albo chcą zarobić trochę i wrócić do siebie, albo traktują Polskę jako przystanek, żeby złapać trochę oddechu, trochę zarobić i pojechać dalej na zachód.


Śmiechem-żartem, gdyby Raka tutaj nie miał racji, to historia Simona Mola nigdy by nie miała miejsca. A przecież typ był nagradzany, odznaczany, normalnie gwiazda imigracji. W rzeczywistości ruchacz - manipulant CELOWO zarażający hivem. I nie zaraził jednej czy dwóch. Takich kobiet było kilkadziesiąt (lub więcej), ale tylko 11 udało się namówić do składania zeznań. Taki fragment:

Ile Polek zaraził Mol? Tego nie wie nikt. Na policję zgłosiło się tylko kilkanaście, ale według doniesień medialnych może ich być ponad 60. Znajomi wspominali, że na imprezy zawsze przychodził z przyjaciółką – nigdy tą samą. – Jeśli rozmawia ze sobą 11 kobiet zakażonych przez Mola i okazuje się, że cztery z nich zaraził w tym samym miesiącu, to jaka była jego aktywność? Ile kobiet mógł zarazić, jeśli działał w Polsce dziesięć lat? – pytała była partnerka Kameruńczyka. – Lekarz powiedział mi, że trzeba mieć potwornego pecha, żeby złapać od kogoś wirusa po zaledwie czterech razach, nawet bez prezerwatywy. Potwornego pecha albo też potwornie zakaźnego partnera – zwierzała się dziennikarzom "Gazety Wyborczej" inna ofiara. Po śmieci Kameruńczyka media przestały interesować się sprawą, tymczasem zakażone przez niego kobiety wciąż walczą o zdrowie.



I z tego co pamiętam, to nieoficjalnie mówiło się, że takich przypadków było dużo więcej, ale nie były medialne. Podkreślę - gdyby mechanizm przedstawiony przez Rakę był faktycznie bajką z mchu i paproci, to historia Mola nigdy by się nie wydarzyła. A przynajmniej nie w takiej skali. A przecież to jest wręcz absurdalnie skrajny przykład typa, który namawiał do niezabezpieczonego seksu nieznajome mu kobiety. I zobacz w jakiej skali mu się to udawało.

Masz Anewe bardzo wysokie zdanie o kobietach, które jest zbudowane przez pryzmat opowieści twoich koleżanek i przyjaciółek. Większość z nich jest kompletnie nieprawdziwa i służy jedynie budowaniu swojego wizerunku w danej grupie. Realia są jednak inne i kobiety dość chętnie robią to, co chwilę wcześniej deklarowały, że one to nigdy nic.


Nawiasem, tak odnoście wielkich kutasów, minęłaś się chyba z Kasssją, ale ona np twierdziła (z przyklaskiem i akompaniamentem wielu tutejszych userek), że że w przypadku faceta i seksu, to rozmiar jego bysiora to jedyne co ma znaczenie. Także nawet tutaj, na tym forum, nie brakuje także i głosów kobiet, które utrzymują to samo ca Raka w tej materii. Tylko jak on to pisze, to wywołuje tu mieszankę śmiechu z oburzeniem.

25,165

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

Dlaczego uważasz, że 'nie mają żadnego wpływu' ?

Przecież to oczywiste, że mamy wpływ na otaczający nas świat. Nie mamy wpływu oczywiście na popęd czy orientację, ale mamy wpływ na pchaną nam drzwiami i oknami propagandę 'woke', mamy wpływ na realizowaną politykę krajową (prorodzinną, wsparcie mikroekonomiczne) i tak wymieniać można jeszcze dalej. To od nas samych zależy jak wygląda ten świat. Wystarczy (tak wiem, to nie jest takie 'tylko' jak się wydaje) oddzielić świat internetowo-telewizyjnej fantazji od realiów. Wystarczy zacząć doceniać otaczającą nas rzeczywistość zamiast szukać księcia (lub księżniczki) z bajki.

Obecnie wszyscy się okopują na stanowiskach jakby w oczekiwaniu aż życie przedstawione w anime/serialach/komediach romantycznych w końcu na nas magicznie spłynie. Wszyscy czekają na Nigeryjskiego księcia od powiększania penisa wypatrując swojej Esmeraldy czy innej Pocahontas. Każdy chciałby być Clark'iem Kent'em czy innym Bruce'm Wayne'm. Żaden dzieciak czy nastolatek nie chciałby być Alfredem Pennyworth'im. A że obecne pokolenie ma problem z dojrzałością emocjonalną (mówię o obu płciach), to i skutkuje to tym, co widzimy: nie brakuje Alfredów obojga płci, którzy są kompletnie pomijani w życiu.

Tylko tu jest problem - kto i jak miałby zacząć działać dla dobra inceli?

Sama ich krzywda nikogo specjalnie nie porwie, bo problem "nikt mnie nie chce" jest dla większości ludzi rozwiązywalny na poziomie jednostki. Tzn. nie trzeba zbierać milionów na leczenie, nie trzeba zmienić oburzającego prawa, trzeba "tylko" stać się kimś wartym związku dla jednej konkretnej osoby.

Druga rzecz - nie ma z kim walczyć. Tzn. incel powie, że kobiety go dyskryminują, ale to są sytuacje prywatne, 1 na 1. Nie ma dyskryminacji wynikającej z prawa ("pierworodny ma zakaz kontaktów z płcią przeciwną") ani w zasadzie jakiejkolwiek bardziej widocznej, bo nikt na czole nie ma napisane "incel", zatem ani nikt w autobusie nie zacznie krzyczeć "e, patrz, jaki incel" (wzorem "e, ale pasztet"), ani nie stwierdzi, że w tej firmie incelom dziękujemy.

Dalej - niby można uświadamiać i normalizować, ale tu są kolejne problemy. Pod incelstwem kryje się nie tylko brak seksu, ale wrogość wobec kobiet, przedziwne poglądy itd. To nie są rzeczy, które należałoby akceptować czy - do których akceptacji należałoby nawoływać. Tu metodą zmian nie byłaby właśnie tolerancja, jak choćby w bopo czy wobec osób nieheteronormatywnych, niepełnosprawnych, nie-cokolwiek, tylko tylko zmiana w samych zainteresowanych. A to oni musieliby tego chcieć i w tym kierunku działać.

I znowu powiązane z powyższym - tu zresztą nie o tolerancję przecież chodzi. Można uświadamiać, może i ludzie staną się milsi i bardziej uprzejmi, ale ostatecznie nic z tego nie wyniknie, bo nie to jest przecież sednem problemu. Możesz podpisać się pod jakąś petycją, możesz wrzucić do puszki na chore dzieci, możesz iść na protest, możesz być pełen entuzjazmu dla wszystkich odmienności i już pomagasz/spełniasz oczekiwania. Ale jeśli głównym problemem jest brak związku, to nie da się tak "troszkę pomóc" - ostatecznie i tak musiałaby się znaleźć kobieta, która by tego związku chciała.

25,166 Ostatnio edytowany przez Anewe (2024-03-06 13:53:46)

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Ale jeśli głównym problemem jest brak związku, to nie da się tak "troszkę pomóc" - ostatecznie i tak musiałaby się znaleźć kobieta, która by tego związku chciała.

Mam pomysł big_smile
Trzeba stworzyć ogólnopolski urząd incelsko-femcelski. Każdy chętny incel i każda chętna femcelka mogliby się rejestrować i algorytm/człowiek/hybryda w.w. dobierałby ich w pary i szliby na randki. Każdy ma prawo odrzucić dwie zaproponowane przez algorytm osoby, gdy odrzuci się trzecią - wypad z rejestru na pół roku. Problemem mogłaby być dysproporcja w liczebności k/m. Jako rozwiązanie proponuję: ci, którzy najdłużej są w rejestrze i każdy ich odrzucił, byliby wysyłani na bezpłatne kursy umiejętności społecznych, flirtowania, itd. Trzykrotna odmowa udziału w kursie - wypad z rejestru.

Trochę kasy by na to poszło, ale przy sukcesie programu, wzrosłaby liczba bombelków, więc jest to poświęcenie, na które jesteśmy gotowi big_smile

25,167

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:
Priscilla napisał/a:

Nie jesteś tu pierwszy z takimi treściami, ale teraz Ciebie zapytam: tak z ręką na sercu, czego oczekujesz od osób, na które owe zjawiska nie mają żadnego wpływu? Że nagle kobiety zaczną się nad Wami pochylać czy może jakichś odgórnych nakazów?

Dlaczego uważasz, że 'nie mają żadnego wpływu' ?

Przecież to oczywiste, że mamy wpływ na otaczający nas świat. Nie mamy wpływu oczywiście na popęd czy orientację, ale mamy wpływ na pchaną nam drzwiami i oknami propagandę 'woke', mamy wpływ na realizowaną politykę krajową (prorodzinną, wsparcie mikroekonomiczne) i tak wymieniać można jeszcze dalej. To od nas samych zależy jak wygląda ten świat. Wystarczy (tak wiem, to nie jest takie 'tylko' jak się wydaje) oddzielić świat internetowo-telewizyjnej fantazji od realiów. Wystarczy zacząć doceniać otaczającą nas rzeczywistość zamiast szukać księcia (lub księżniczki) z bajki.

Nie rozumiemy się. Zapytałam Kakarotto, czego oczekuje od osób, na które rzeczone zjawiska nie mają żadnego wpływu, a nie od osób, które na rzeczone zjawiska nie mają wpływu. To jest znacząca różnica.

Zapytałam, bo ten wątek przewija się po raz kolejny, zawsze wychodząc ze strony naszych chłopaków i już nieraz pojawiły się sugestie, w których nieśmiało zostało przemycone, że kobiety z racji swojego wpływu na problem powinny zacząć zauważać inceli, odpuścić oczekiwania i dawać im szansę na zmianę ich położenia. Dla mnie jest to chore i po prostu roszczeniowe. 

Niemniej ogólnie oczywiście, że od każdego z nas zależy, jak będzie wyglądał świat wokół nas, ale tutaj pytanie miało zupełnie inny charakter i cel. Bo na dobrą sprawę z jakiego powodu zwykli ludzie, żadni tam politycy, propagatorzy zmian, społecznicy i tak dalej mieliby zajmować się zjawiskami, które ich nie dotyczą ani w żaden sposób nie dotykają? Czy naprawdę można oczekiwać, że dla nas te mechanizmy są ważne na tyle, aby się nad nimi pochylać?
Przecież to jest zupełnie naturalne, że zajmujemy się zjawiskami, które są nam w jakiś sposób bliskie, są dla nas ważne, w jakikolwiek sposób nas dotyczą lub dotykają. Można powiedzieć, że to egoizm, ale takie są realia, że o ile ma się wpływ na określoną działkę, to całego świata ani się nie zbawi, ani nie uratuje.

25,168

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Tylko tu jest problem - kto i jak miałby zacząć działać dla dobra inceli?

Oni sami przede wszystkim muszą zacząć działać. Samodoskonalenie to słowo klucz w tym wypadku.


Druga rzecz - nie ma z kim walczyć.

Jest. Tylko to zadanie dla ludzi odpowiednio decyzyjnych. Aby np zatrzymać migrację. I nie chodzi mi o jakieś zakazy i blokady, ale o ekonomiczne stworzenie podstaw do rozwoju gospodarczego i kulturalnego, aby ludzie byli mniej zestresowani, mogli bardziej cieszyć się życiem i aby zawiązywanie związków i małżeństw było opłacalne. Tak w ujęciu finansowym, jak i społecznym.

Zobacz choćby na to, że większość ludzi mniej zamożnych, to musi popracować realnie kilka-kilkanaście dni, aby zbudować kapitał na proste wyjście na pizze i piwo ze znajomymi na miasto. To samo piwo w sklepie kosztuje 3x mniej, a jak człowiek zjebany pracą i stresem życia od wypłaty do wypłaty to prędzej odpali ulubiony serial i wypije dwa piwa w domu niż wyjdzie gdziekolwiek.

Nie ma dyskryminacji wynikającej z prawa

Jest. Tz nie wprost, ale jest tyle premii i bonusów do np samotnego macierzyństwa, że wiele par nie decyduje się na formalizację związku z tego powodu. Takich przykładów nie brakuje. 


Dalej - niby można uświadamiać i normalizować, ale tu są kolejne problemy. Pod incelstwem kryje się nie tylko brak seksu, ale wrogość wobec kobiet, przedziwne poglądy itd. To nie są rzeczy, które należałoby akceptować czy - do których akceptacji należałoby nawoływać.

Nikt tego nie mówi. ALE osobniki, o których mówisz to są często-gęsto osoby zaburzone. Niejako wyplute przez spychologię systemu.

Przede wszystkim należałoby odejść od pruskiego systemu edukacji, który to jest sam w sobie siedliskiem wszelkiego zła. Bo tworzy on patologie, zachęca swoją konstrukcją do gnębienia, poniżania, do alienacji. Takie były założenia organizacyjne takiego modelu nauczania: on miał produkować obywatela biernego, posłusznego, jednego z wielu. Taki obywatel miał nie myśleć, miał nie działać samodzielnie. Miał wykonywać polecenia. We współczesnym świecie nie ma to szansy działać. Nie chodzi tu strice o inceli, ale o walkę z większością społecznych i gospodarczych uwarunkowań, których skutkiem jest incelstwo. Bo że jeden Iksiński z drugim Kowalskim to mameje życiowe, to wiesz - w każdym systemie i w każdych warunkach się tacy trafią. Ale chodzi o to, aby prawo i gospodarka nie sprzyjały rozwojowi zjawiska jak ma to miejsce obecnie.

W drugiej kolejności trzeba zapewnić kształcenie odpowiedniej ilości kadr. Psychiatria to też dział medycyny, a jest kompletnie zaniedbany.


Patrzysz na problem jakby z perspektywy pojedynczego incela i kobiety, która 'powinna' się takim facetem zaintresować romantycznie. To błąd. W takim sensie, że ja do tego się odnoszę. Mówię o inżynierii społecznej. O skali makro. Nie mikro w ujęciu relacji dwojga ludzi (lub braku tejże). Ta jest zawsze wypadkową innych czynników.

25,169

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

Zapytałam, bo ten wątek przewija się po raz kolejny, zawsze wychodząc ze strony naszych chłopaków i już nieraz pojawiły się sugestie, w których nieśmiało zostało przemycone, że kobiety z racji swojego wpływu na problem powinny zacząć zauważać inceli, odpuścić oczekiwania i dawać im szansę na zmianę ich położenia. Dla mnie jest to chore i po prostu roszczeniowe.

A czym to się różni od pick me girl ? Mechanizm ten sam, tylko perspektywa inna.


Niemniej ogólnie oczywiście, że od każdego z nas zależy, jak będzie wyglądał świat wokół nas, ale tutaj pytanie miało zupełnie inny charakter i cel. Bo na dobrą sprawę z jakiego powodu zwykli ludzie, żadni tam politycy, propagatorzy zmian, społecznicy i tak dalej mieliby zajmować się zjawiskami, które ich nie dotyczą ani w żaden sposób nie dotykają? Czy naprawdę można oczekiwać, że dla nas te mechanizmy są ważne na tyle, aby się nad nimi pochylać?


To jest dla mnie zjawisko bardziej złożone. Uważasz, ze takie zjawiska większości nie dotykają i nie dotyczą. Uważam, że jest odwrotnie. Jesteśmy obiektem manipulacji konsumenckiej i społecznej od wielu, wielu lat. Kreowanie mody, ruchów społecznych, sztuczne napędzanie konsumpcjonizmu, tworzenie fake newsów w celu uzyskaniu korzyści politycznej itp.

W byciu świadomym jak działa świat nie ma nic złego. Ani w świadomym dokonywaniu wyborów. Tylko tyle. Lub raczej, dla większości to będzie AŻ tyle.

25,170

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

Oni sami przede wszystkim muszą zacząć działać. Samodoskonalenie to słowo klucz w tym wypadku.

A no właśnie. A jak widać choćby tu na forum - oni wcale nie chcą. Tym bardziej nie będzie chciał nikt inny. 


Jest. Tylko to zadanie dla ludzi odpowiednio decyzyjnych. Aby np zatrzymać migrację. I nie chodzi mi o jakieś zakazy i blokady, ale o ekonomiczne stworzenie podstaw do rozwoju gospodarczego i kulturalnego, aby ludzie byli mniej zestresowani, mogli bardziej cieszyć się życiem i aby zawiązywanie związków i małżeństw było opłacalne. Tak w ujęciu finansowym, jak i społecznym.

Zobacz choćby na to, że większość ludzi mniej zamożnych, to musi popracować realnie kilka-kilkanaście dni, aby zbudować kapitał na proste wyjście na pizze i piwo ze znajomymi na miasto. To samo piwo w sklepie kosztuje 3x mniej, a jak człowiek zjebany pracą i stresem życia od wypłaty do wypłaty to prędzej odpali ulubiony serial i wypije dwa piwa w domu niż wyjdzie gdziekolwiek.

Okej, ale incele to nie tylko ci biedniejsi. Przecież oni  w pracy mogą sobie zupełnie normalnie radzić. Znaczy, "lepsze warunki w kraju" to zawsze fajne hasło, ale co to by miało do inceli? Myślisz, że jakby tym "naszym" nagle zaczął się pojawiać dodatkowy tysiak na koncie, to cyk i znajdą drugą połówkę? Tak samo w drugą stronę - jak pojawi się w kraju więcej wolnych Polek, to to właśnie będą te, co zwrócą na inceli uwagę? Jasne, statystycznie będą mieli większe szanse, ale praktycznie... Przecież to nie tak, że oni przerandkowali wszystkie wolne babki w okolicy, nie wyszło i potrzebują kolejnych. Oni po prostu nie randkują. Co za różnica, czy nie randkują z tysiącem czy z dwoma?

Jest. Tz nie wprost, ale jest tyle premii i bonusów do np samotnego macierzyństwa, że wiele par nie decyduje się na formalizację związku z tego powodu. Takich przykładów nie brakuje.

Ale jaki to ma związek z incelami?


Patrzysz na problem jakby z perspektywy pojedynczego incela i kobiety, która 'powinna' się takim facetem zaintresować romantycznie. To błąd. W takim sensie, że ja do tego się odnoszę. Mówię o inżynierii społecznej. O skali makro. Nie mikro w ujęciu relacji dwojga ludzi (lub braku tejże). Ta jest zawsze wypadkową innych czynników.

No ale do tego to się - ostatecznie - sprowadza. Można starać się działać na szeroką skalę, ale tak naprawdę niczego to nie zmieni, bo jedyny liczący się efekt, dla samych inceli zapewne również, to zmiana statusu na "w związku". Większa pensja, więcej wolnego i cała reszta... Czy któryś uzna, że już spoko, jeśli dalej nie "wyjdzie z tego" kobieta?

25,171

Odp: 30lat i cały czas sam
Anewe napisał/a:
SaraS napisał/a:

Ale jeśli głównym problemem jest brak związku, to nie da się tak "troszkę pomóc" - ostatecznie i tak musiałaby się znaleźć kobieta, która by tego związku chciała.

Mam pomysł big_smile
Trzeba stworzyć ogólnopolski urząd incelsko-femcelski. Każdy chętny incel i każda chętna femcelka mogliby się rejestrować i algorytm/człowiek/hybryda w.w. dobierałby ich w pary i szliby na randki. Każdy ma prawo odrzucić dwie zaproponowane przez algorytm osoby, gdy odrzuci się trzecią - wypad z rejestru na pół roku. Problemem mogłaby być dysproporcja w liczebności k/m. Jako rozwiązanie proponuję: ci, którzy najdłużej są w rejestrze i każdy ich odrzucił, byliby wysyłani na bezpłatne kursy umiejętności społecznych, flirtowania, itd. Trzykrotna odmowa udziału w kursie - wypad z rejestru.

Trochę kasy by na to poszło, ale przy sukcesie programu, wzrosłaby liczba bombelków, więc jest to poświęcenie, na które jesteśmy gotowi big_smile

bedzie zarabiscie;D

a bobmbelki to podstawa spoleczenstw, te skrzekliwe tez są niezle;d

25,172

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Okej, ale incele to nie tylko ci biedniejsi. Przecież oni  w pracy mogą sobie zupełnie normalnie radzić. Znaczy, "lepsze warunki w kraju" to zawsze fajne hasło, ale co to by miało do inceli? Myślisz, że jakby tym "naszym" nagle zaczął się pojawiać dodatkowy tysiak na koncie, to cyk i znajdą drugą połówkę?

To nie jest takie proste oczywiście. Ale jeśli polepszenie możliwości rozwojowych i bytowych spowoduje zmniejszenia zjawiska o 2-3% to już będzie sukces.

Niestety, w przypadku działań nad zjawiskami o tej złożoności i skali, to przypomina to trochę zabawę dziecka, co buduje swój własny piaskowy wał przeciw falom na plaży. Można się pośmiać, bo przecież jak piasek miałby powstrzymać wodę, prawda? Dopóki nie popatrzymy, że to główny budulec wszystkich wałów przeciwpowodziowych.

Tu po prostu potrzeba kompleksowych działań na rzecz minimalizacji zjawiska. Nie oznaczy to, ze ono zniknie. Bo nie zniknie. Nie ma to szans. Ale musi być utrzymane w ryzach, aby nie rozjebać do końca społeczeństwa i gospodarki.

Ale jaki to ma związek z incelami?

Jaki związek z patologicznymi singlami mają przeszkody formalno-prawne i rozwiązania promujące samotność?  SaraS - stać cię na więcej wink

Ale OK. Jak wiesz, seksualność kobiet to sprawa niesamowicie skomplikowana. Ale podobnie jest to skomplikowane z wyborem partnera życiowego. Jeśli masz milion przeszkód spod hasła 'a za co kupię jedzenie będąc w ciąży', 'a gdzie ja znajdę miejsce w przedszkolu, bo na prywatne mnie nie stać", a co z opieką ginekologiczną, neonatologią, dostępem mieszkań o odpowiednim metrażu dla rodziny i tak dalej i dalej i dalej.....i się okazuje, że kobiety rzadko zaryzykują związek w takich okolicznościach. I to się przecież dzieje.

W poprzednim systemie było dużo łatwiej. Wbrew pozorom, komunikacja zbiorowa była lepiej rozwinięta niż dziś, a o byt nie trzeba się było martwić, bo ten stres przejmowało na siebie państwo. I nie pisze tego na zasadzie 'kiedyś było lepiej' albo 'komuno wróć', ale o to, ze taki konstrukt miał swój cel: odbudowy społeczeństwa, którego niespełna 20% wyginęło w czasie wojny, a które odniosło także straty społeczne z powodu wojny polsko-bolszewickiej, hiszpanki (na szczęście jakoś super dotkliwie tego u nas nie było, ale...), pierwszej wojny itp. I zobacz do jak wielkiego baby boomu to doprowadziło. I to pomimo życia w widmie wojny atomowej.


Można starać się działać na szeroką skalę, ale tak naprawdę niczego to nie zmieni, bo jedyny liczący się efekt, dla samych inceli zapewne również, to zmiana statusu na "w związku"

Czy ograniczenie zjawiska o np 1/3 naprawdę niczego nie zmienia według ciebie?

Wszystkim nie pomożesz. Nie wszyscy też na taką pomoc zasługują. Ale stworzenie warunków ludziom, aby mieli rzeczywistą szansę i ochotę znaleźć partnera
to moim zdaniem gra warta świeczki.



Bo wiesz, póki co to zanosi się na to, że czeka nas najgorszy możliwy scenariusz:

[youtube]https://www.youtube.com/shorts/i4bb0QwrdOc[/youtube]

25,173

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

Jaki związek z patologicznymi singlami mają przeszkody formalno-prawne i rozwiązania promujące samotność?  SaraS - stać cię na więcej wink

Ale OK. Jak wiesz, seksualność kobiet to sprawa niesamowicie skomplikowana. Ale podobnie jest to skomplikowane z wyborem partnera życiowego. Jeśli masz milion przeszkód spod hasła 'a za co kupię jedzenie będąc w ciąży', 'a gdzie ja znajdę miejsce w przedszkolu, bo na prywatne mnie nie stać", a co z opieką ginekologiczną, neonatologią, dostępem mieszkań o odpowiednim metrażu dla rodziny i tak dalej i dalej i dalej.....i się okazuje, że kobiety rzadko zaryzykują związek w takich okolicznościach. I to się przecież dzieje.

Wciąż nie rozumiem, jaki to ma związek z kobietą, która się nie hajta, żeby oficjalnie figurować jako "samotna matka", mimo że tatuś dziecka tuż obok. Co to ma do inceli?

Czy ograniczenie zjawiska o np 1/3 naprawdę niczego nie zmienia według ciebie?

Wszystkim nie pomożesz. Nie wszyscy też na taką pomoc zasługują. Ale stworzenie warunków ludziom, aby mieli rzeczywistą szansę i ochotę znaleźć partnera
to moim zdaniem gra warta świeczki.



Bo wiesz, póki co to zanosi się na to, że czeka nas najgorszy możliwy scenariusz:

[youtube]https://www.youtube.com/shorts/i4bb0QwrdOc[/youtube]

Zmienia. Tyle że nie wierzę nawet w tę 1/3, bo nikt nikomu nic nie da, nadal trzeba będzie coś, cokolwiek zrobić - postarać się, poszukać, odezwać (czy to w kwestii pracy, miejsca zamieszkania, wyglądu czy już samego związku). A oni nie robią.

I to jest ten problem - że oni z reguły nie mają problemów "zewnętrznych", które można by rozwiązać, żeby im było lepiej. Zwykłe chłopaki w zwykłych sytuacjach. Żadnych dramatów. To wewnątrz jest jakiś problem, więc - może poza tym o psychiatrii (tylko "może", bo, hej, wciąż by trzeba przyznać, że jest problem i zabrać się za szukanie rozwiązań) - nie wierzę, żeby cokolwiek miało realnie pomóc. Bo nieważne, jak bardzo coś komuś ulatwisz, jeśli on nawet nie podejmie działań.

25,174

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

A czym to się różni od pick me girl ? Mechanizm ten sam, tylko perspektywa inna.

Ależ bardzo się różni, choćby z tego prostego powodu, że tu mamy oczekiwania obniżenia własnych standardów, nierzadko za cenę unieszczęśliwienia się, po to tylko, żeby jednemu czy drugiemu zrobić dobrze. Związek to relacja dwustronna, w której każda ze stron ma prawo mieć własne wymagania i własne priorytety, a tutaj nader często widzimy postawę roszczeniową, nierzadko również uzależniającą poczucie osobistego szczęścia od tej drugiej strony, nawet jej kosztem. To jest obciążające i egoistyczne. 

Jack Sparrow napisał/a:

To jest dla mnie zjawisko bardziej złożone. Uważasz, ze takie zjawiska większości nie dotykają i nie dotyczą. Uważam, że jest odwrotnie. Jesteśmy obiektem manipulacji konsumenckiej i społecznej od wielu, wielu lat. Kreowanie mody, ruchów społecznych, sztuczne napędzanie konsumpcjonizmu, tworzenie fake newsów w celu uzyskaniu korzyści politycznej itp.

W byciu świadomym jak działa świat nie ma nic złego. Ani w świadomym dokonywaniu wyborów. Tylko tyle. Lub raczej, dla większości to będzie AŻ tyle.

Tak, tylko ja cały czas skupiam się na tym jednym, bardzo konkretnym zagadnieniu, Ty zaś rozciągasz to na całość dotykających nas zjawisk.

25,175

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Wciąż nie rozumiem, jaki to ma związek z kobietą, która się nie hajta, żeby oficjalnie figurować jako "samotna matka", mimo że tatuś dziecka tuż obok. Co to ma do inceli?

Ciąg przyczynowo skutkowy. Od czegoś się zaczyna, a na czymś się kończy. Przyczyny zwiększającej się liczby inceli sa te same co spadającej liczby małżeństw, spadającej dzietności i tak dalej.


Zmienia. Tyle że nie wierzę nawet w tę 1/3, bo nikt nikomu nic nie da, nadal trzeba będzie coś, cokolwiek zrobić - postarać się, poszukać, odezwać (czy to w kwestii pracy, miejsca zamieszkania, wyglądu czy już samego związku). A oni nie robią.

Jak sama przyznajesz, takie ujęcie tematu jednak coś zmienia. A że nie wszystkim można pomóc? No taka jest rzeczywistość.

to jest ten problem - że oni z reguły nie mają problemów "zewnętrznych", które można by rozwiązać, żeby im było lepiej. Zwykłe chłopaki w zwykłych sytuacjach. Żadnych dramatów. To wewnątrz jest jakiś problem, więc - może poza tym o psychiatrii (tylko "może", bo, hej, wciąż by trzeba przyznać, że jest problem i zabrać się za szukanie rozwiązań) - nie wierzę, żeby cokolwiek miało realnie pomóc. Bo nieważne, jak bardzo coś komuś ulatwisz, jeśli on nawet nie podejmie działań.

I tak i nie. Jak pisałem - nie chodzi o to, żeby pomóc wszystkim i każdemu z osobna, bo to jest niewykonalne. Ale chodzi o to, aby stworzyć rzeczywistość, która będzie przeciwdziałać niekorzystnym zmianom, a nie je napędzać, jak mamy to obecnie.

25,176

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

Ależ bardzo się różni, choćby z tego prostego powodu, że tu mamy oczekiwania obniżenia własnych standardów, nierzadko za cenę unieszczęśliwienia się, po to tylko, żeby jednemu czy drugiemu zrobić dobrze. Związek to relacja dwustronna, w której każda ze stron ma prawo mieć własne wymagania i własne priorytety, a tutaj nader często widzimy postawę roszczeniową, nierzadko również uzależniającą poczucie osobistego szczęścia od tej drugiej strony, nawet jej kosztem. To jest obciążające i egoistyczne.

Ja nie widzę żadnej różnicy. Ba, nasi incele to są jeszcze naprawdę małe Jasie w porównaniu do tego co pick me w stylu księżniczki potrafią wyczyniać. A gdzie tam im do borderek.....



Tak, tylko ja cały czas skupiam się na tym jednym, bardzo konkretnym zagadnieniu, Ty zaś rozciągasz to na całość dotykających nas zjawisk.

Bo ich incelstwo jest nie przyczyną, a skutkiem tego wszystkiego, o czym piszę. Obiektywnie, 'za moich czasów' więksozść chłopaków chciałaby być w sytuacji Shiniego: zapewniona przyszłość, brak obciążeń finansowych, stabilna sytuacja, w domu wszystko podłożone pod nos i możliwość swobodnej i niczym nie skrępowanej samorealizacji. Czy jego incelstwo jest przyczyną jego sytuacji? Czy może skutkiem? Skutkiem braku odpowiedniej wiedzy rodzicielskiej, szkolnej alienacji, braku podjętego przeciwdziałania ze strony organów szkolnych w związku z brakiem jego umiejętności społecznych?

Czy Shini lub Raka byłby incelem, gdyby na etapie edukacji ktoś dopilnował, żeby wyrównać braki rozwojowe interakcji międzyludzkich? Czy Shini narzekałby na pracę, jakby na etapie podstawówki wprowadzić obligatoryjne zajęcia z psychologii (tu w kontekście testów predyspozycji zawodowych), aby wrzucić karierę na odpowiednie tory zamiast tracić czas na np religię?

To co teraz jest ogromnym problemem dla nich, tak naprawdę w czasach ich dzieciństwa wymagało ledwie lekkiej korekcji. Ale z czasem problemy się nawarstwiały.

25,177 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-03-06 16:23:35)

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

Bo ich incelstwo jest nie przyczyną, a skutkiem tego wszystkiego, o czym piszę. Obiektywnie, 'za moich czasów' więksozść chłopaków chciałaby być w sytuacji Shiniego: zapewniona przyszłość, brak obciążeń finansowych, stabilna sytuacja, w domu wszystko podłożone pod nos i możliwość swobodnej i niczym nie skrępowanej samorealizacji. Czy jego incelstwo jest przyczyną jego sytuacji? Czy może skutkiem? Skutkiem braku odpowiedniej wiedzy rodzicielskiej, szkolnej alienacji, braku podjętego przeciwdziałania ze strony organów szkolnych w związku z brakiem jego umiejętności społecznych?

Czy Shini lub Raka byłby incelem, gdyby na etapie edukacji ktoś dopilnował, żeby wyrównać braki rozwojowe interakcji międzyludzkich? Czy Shini narzekałby na pracę, jakby na etapie podstawówki wprowadzić obligatoryjne zajęcia z psychologii (tu w kontekście testów predyspozycji zawodowych), aby wrzucić karierę na odpowiednie tory zamiast tracić czas na np religię?

To co teraz jest ogromnym problemem dla nich, tak naprawdę w czasach ich dzieciństwa wymagało ledwie lekkiej korekcji. Ale z czasem problemy się nawarstwiały.

Ale czy chcesz powiedzieć, że oni mają trudniej niż my mieliśmy? Kto w naszym dzieciństwie tak bardzo się nad nami rozczulał, jak to wynika to z Twojej wypowiedzi? Psychologów było jak na lekarstwo, świadomość społeczna bliska zeru, dostęp do informacji podobnie. Dzisiaj to już jest jak niebo i ziemia, tak wielki nastąpił postęp.
Równocześnie, jeśli w taki sposób spojrzeć na problem, to dlaczego oni nie mają pretensji do systemu, ale do kobiet, że nie obniżą swoich standardów, bo (tu cytuję) w dupach im się poprzewracało

Jak świat światem, to były, są i przypuszczalnie będą słabsze jednostki. Oni wcale nie mają trudniej niż mieli ludzie będący na ich etapie życia kilka dekad temu, ale wolą o sobie myśleć jakby to głównie ich dotykały jakieś wyjątkowe traumy i ograniczenia.

Kolejna kwestia: są dorośli, dziś już sami są odpowiedzialni za jakość swojego życia, a choć mają do dyspozycji określone narzędzia, to wolą pielęgnować swoją postawę ofiary niż z nich nie korzystać. To już jest ICH wybór i decyzja.

25,178

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

Ale czy chcesz powiedzieć, że oni mają trudniej niż my mieliśmy?

Mają inaczej. A o skali trudności świadczy dotkliwość konsekwencji.


Psychologów było jak na lekarstwo, świadomość społeczna bliska zeru, dostęp do informacji podobnie. Dzisiaj to już jest jak niebo i ziemia, tak wielki nastąpił postęp.

Tia. Dlatego też kilku moich znajomych o problemach z tego spektrum (trudności w komunikacji społecznej, bo nie chodzi tu tylko o incelstwo) leży w grobie po samobóju. Tylko właśnie ze względu na brak dostępności informacji i generalnie społeczne tabu odnośnie problemów psychicznych i samobójstwa, to za bardzo też nikt się tym nie chwalił. Z problemami radzono sobie alkoholem, dragami i agresją.


Równocześnie, jeśli w taki sposób spojrzeć na problem, to dlaczego oni nie mają pretensji do systemu, ale do kobiet, że nie obniżą swoich standardów, bo (tu cytuję) w dupach im się poprzewracało

Bo nikt ich nigdy nie nauczył samodzielności, krytycznego i analitycznego myślenia. Mają problem z kobietami, więc automatycznie uznają to za ich winę. Wszak to one dają im kosza lub pozostają niewzruszone na zaloty. 


Kolejna kwestia: są dorośli, dziś już sami są odpowiedzialni za jakość swojego życia, a choć mają do dyspozycji określone narzędzia, to wolą pielęgnować swoją postawę ofiary niż z nich nie korzystać. To już jest ICH wybór i decyzja.

I tak i nie. Co do zasady - zgadzam się. Bo właśnie - są dorośli. Oni sami decydują o sobie. Nikt inny tylko oni. Wystarczy wziąć dupę w troki. Ale to tak samo jak powiedzieć matce puszczającej dziecko pierwszy raz na kolonie: weź się nie martw. Na pewne rzeczy mamy wpływ (działanie), a na pewne mniej lub wcale (emocje i motywacja). Są swoimi własnymi niewolnikami. A to najgorszy rodzaj więzienia.

25,179

Odp: 30lat i cały czas sam
Anewe napisał/a:
SaraS napisał/a:

Ale jeśli głównym problemem jest brak związku, to nie da się tak "troszkę pomóc" - ostatecznie i tak musiałaby się znaleźć kobieta, która by tego związku chciała.

Mam pomysł big_smile
Trzeba stworzyć ogólnopolski urząd incelsko-femcelski. Każdy chętny incel i każda chętna femcelka mogliby się rejestrować i algorytm/człowiek/hybryda w.w. dobierałby ich w pary i szliby na randki. Każdy ma prawo odrzucić dwie zaproponowane przez algorytm osoby, gdy odrzuci się trzecią - wypad z rejestru na pół roku. Problemem mogłaby być dysproporcja w liczebności k/m. Jako rozwiązanie proponuję: ci, którzy najdłużej są w rejestrze i każdy ich odrzucił, byliby wysyłani na bezpłatne kursy umiejętności społecznych, flirtowania, itd. Trzykrotna odmowa udziału w kursie - wypad z rejestru.

Trochę kasy by na to poszło, ale przy sukcesie programu, wzrosłaby liczba bombelków, więc jest to poświęcenie, na które jesteśmy gotowi big_smile

Nie ma czegoś takiego jak femcelka, a jeśli jest, to jest to zjawisko skrajnie marginalne.

A kurs umiejętności społecznych czy flirtowania nic nie da, jeśli nie jest się wystarczająco przystojnym.

25,180 Ostatnio edytowany przez jea1 (2024-03-06 17:05:58)

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:

Nie ma czegoś takiego jak femcelka, a jeśli jest, to jest to zjawisko skrajnie marginalne.

A kurs umiejętności społecznych czy flirtowania nic nie da, jeśli nie jest się wystarczająco przystojnym.

czyliwiekszej glupoty niz powyzsza juz nie przeczytamy..czyli trener umiejetnoscito duren niedouczony?;pp i oszust,to wlasnie napisales przed chwila...

25,181

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

Zobacz choćby na to, że większość ludzi mniej zamożnych, to musi popracować realnie kilka-kilkanaście dni, aby zbudować kapitał na proste wyjście na pizze i piwo ze znajomymi na miasto. To samo piwo w sklepie kosztuje 3x mniej, a jak człowiek zjebany pracą i stresem życia od wypłaty do wypłaty to prędzej odpali ulubiony serial i wypije dwa piwa w domu niż wyjdzie gdziekolwiek.

No nie wiem, ja ze znajomymi widuję się regularnie na mieście, a wcale nie zarabiamy nie wiadomo ile.

SaraS napisał/a:

Dalej - niby można uświadamiać i normalizować, ale tu są kolejne problemy. Pod incelstwem kryje się nie tylko brak seksu, ale wrogość wobec kobiet, przedziwne poglądy itd. To nie są rzeczy, które należałoby akceptować czy - do których akceptacji należałoby nawoływać.

Nie zawsze. A jeśli już ta wrogość jest, to jest skutkiem, a nie przyczyną problemów.

Jack Sparrow napisał/a:

Przede wszystkim należałoby odejść od pruskiego systemu edukacji, który to jest sam w sobie siedliskiem wszelkiego zła. Bo tworzy on patologie, zachęca swoją konstrukcją do gnębienia, poniżania, do alienacji. Takie były założenia organizacyjne takiego modelu nauczania: on miał produkować obywatela biernego, posłusznego, jednego z wielu. Taki obywatel miał nie myśleć, miał nie działać samodzielnie. Miał wykonywać polecenia. We współczesnym świecie nie ma to szansy działać.

Czyli system wychowujący idealnego obywatela UE (czy też raczej kołchozu europejskiego, ZSRR 2.0). Nikt tego nie zmieni, bo elitom nie jest to na rękę. To właśnie ten system wychował baranków, którzy chodzili po mieście w maskach i pierwsi ustawiali się w kolejce po drugą i trzecią dawkę. To właśnie ten system wychował ludzi, którzy wierzą w to, że zmiany klimatyczne nie są cykliczne i naturalne, tylko spowodowane przez tanie loty i korzystanie z samochodów.

W drugiej kolejności trzeba zapewnić kształcenie odpowiedniej ilości kadr. Psychiatria to też dział medycyny, a jest kompletnie zaniedbany.

Obecnie na psychiatrię to głównie idą julki, które same są chodzącymi problemami psychicznymi, a wobec takiego samotnego faceta nie miałyby ani krzty empatii czy współczucia.

25,182

Odp: 30lat i cały czas sam
jea1 napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Nie ma czegoś takiego jak femcelka, a jeśli jest, to jest to zjawisko skrajnie marginalne.

A kurs umiejętności społecznych czy flirtowania nic nie da, jeśli nie jest się wystarczająco przystojnym.

czyliwiekszej glupoty niz powyzsza juz nie przeczytamy..czyli trener umiejetnoscito duren niedouczony?;pp i oszust,to wlasnie napisales przed chwila...


No prawda? A potem czytamy takie coś:

Czyli system wychowujący idealnego obywatela UE (czy też raczej kołchozu europejskiego, ZSRR 2.0). Nikt tego nie zmieni, bo elitom nie jest to na rękę. To właśnie ten system wychował baranków, którzy chodzili po mieście w maskach i pierwsi ustawiali się w kolejce po drugą i trzecią dawkę. To właśnie ten system wychował ludzi, którzy wierzą w to, że zmiany klimatyczne nie są cykliczne i naturalne, tylko spowodowane przez tanie loty i korzystanie z samochodów.


Ta studnia nie ma dna wink

25,183

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

[Tyle że nie wierzę nawet w tę 1/3, bo nikt nikomu nic nie da, nadal trzeba będzie coś, cokolwiek zrobić - postarać się, poszukać, odezwać (czy to w kwestii pracy, miejsca zamieszkania, wyglądu czy już samego związku). A oni nie robią.

Ależ robimy. Cały czas szukamy i próbujemy zagadywać, ale jesteśmy odrzucani.

I to jest ten problem - że oni z reguły nie mają problemów "zewnętrznych", które można by rozwiązać, żeby im było lepiej. Zwykłe chłopaki w zwykłych sytuacjach. Żadnych dramatów. To wewnątrz jest jakiś problem, więc - może poza tym o psychiatrii (tylko "może", bo, hej, wciąż by trzeba przyznać, że jest problem i zabrać się za szukanie rozwiązań) - nie wierzę, żeby cokolwiek miało realnie pomóc. Bo nieważne, jak bardzo coś komuś ulatwisz, jeśli on nawet nie podejmie działań.

No właśnie ta zwykłość jest problemem. Bo media tak kobietom wyprały mózgi, że one nie chcą "zwykłego" faceta, tylko ideał z okładki. I żadne działania tego nie zmienią. Trzeba by było zlikwidować wszystkie portale randkowe i social media, żeby utrzymać kobiecą hipergamię w ryzach.

25,184

Odp: 30lat i cały czas sam
jea1 napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Nie ma czegoś takiego jak femcelka, a jeśli jest, to jest to zjawisko skrajnie marginalne.

A kurs umiejętności społecznych czy flirtowania nic nie da, jeśli nie jest się wystarczająco przystojnym.

czyliwiekszej glupoty niz powyzsza juz nie przeczytamy..czyli trener umiejetnoscito duren niedouczony?;pp i oszust,to wlasnie napisales przed chwila...

Oszust nie. Ale jakbyś miała przeciętniaka z umiejętnością flirtu i nieśmiałego przystojnego faceta bez umiejętności społecznych, to i tak ten drugi umówiłby się z większą liczbą kobiet niż pierwszy.

25,185

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:
SaraS napisał/a:

Dalej - niby można uświadamiać i normalizować, ale tu są kolejne problemy. Pod incelstwem kryje się nie tylko brak seksu, ale wrogość wobec kobiet, przedziwne poglądy itd. To nie są rzeczy, które należałoby akceptować czy - do których akceptacji należałoby nawoływać.

Nie zawsze. A jeśli już ta wrogość jest, to jest skutkiem, a nie przyczyną problemów.

A co to zmienia?

Obecnie na psychiatrię to głównie idą julki, które same są chodzącymi problemami psychicznymi, a wobec takiego samotnego faceta nie miałyby ani krzty empatii czy współczucia.

Do psychiatry nie idziesz po to, żeby Cię ojojał.

No właśnie ta zwykłość jest problemem. Bo media tak kobietom wyprały mózgi, że one nie chcą "zwykłego" faceta, tylko ideał z okładki. I żadne działania tego nie zmienią. Trzeba by było zlikwidować wszystkie portale randkowe i social media, żeby utrzymać kobiecą hipergamię w ryzach.

Znam wiele dziewczyn w szczęśliwych związkach. Jak rozumiem, wszystkie są z ideałami, a powinny być z incelami? Na pewno by się ucieszyły.

25,186

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:

Oszust nie. Ale jakbyś miała przeciętniaka z umiejętnością flirtu i nieśmiałego przystojnego faceta bez umiejętności społecznych, to i tak ten drugi umówiłby się z większą liczbą kobiet niż pierwszy.

Ja jestem przeciętny, a nigdy problemów nie miałem. Shini podobno nawet przystojny, a nigdy nie miał kobiety.


Wygląd, choć ma znaczenie, to nie stanowi wszystkiego.

25,187

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:
rakastankielia napisał/a:
SaraS napisał/a:

Dalej - niby można uświadamiać i normalizować, ale tu są kolejne problemy. Pod incelstwem kryje się nie tylko brak seksu, ale wrogość wobec kobiet, przedziwne poglądy itd. To nie są rzeczy, które należałoby akceptować czy - do których akceptacji należałoby nawoływać.

Nie zawsze. A jeśli już ta wrogość jest, to jest skutkiem, a nie przyczyną problemów.

A co to zmienia?

Bardzo dużo. To nie wrogość wobec kobiet jest przyczyną ich problemów, tylko te problemy są przyczyną wrogości (a i to nie w każdym przypadku, bo często wcale tej wrogości nie ma).

Obecnie na psychiatrię to głównie idą julki, które same są chodzącymi problemami psychicznymi, a wobec takiego samotnego faceta nie miałyby ani krzty empatii czy współczucia.

Do psychiatry nie idziesz po to, żeby Cię ojojał.

Oczywiście, że nie. Ale dobry psycholog powinien umieć zrozumieć drugą osobę i postawić się na jej miejscu, zamiast z góry twierdzić, że wszystko jest jej winą.

No właśnie ta zwykłość jest problemem. Bo media tak kobietom wyprały mózgi, że one nie chcą "zwykłego" faceta, tylko ideał z okładki. I żadne działania tego nie zmienią. Trzeba by było zlikwidować wszystkie portale randkowe i social media, żeby utrzymać kobiecą hipergamię w ryzach.

Znam wiele dziewczyn w szczęśliwych związkach. Jak rozumiem, wszystkie są z ideałami, a powinny być z incelami? Na pewno by się ucieszyły.

Jak są w szczęśliwych związkach to niech im się wiedzie. Nie o nich jest dyskusja.

25,188

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Oszust nie. Ale jakbyś miała przeciętniaka z umiejętnością flirtu i nieśmiałego przystojnego faceta bez umiejętności społecznych, to i tak ten drugi umówiłby się z większą liczbą kobiet niż pierwszy.

Ja jestem przeciętny, a nigdy problemów nie miałem. Shini podobno nawet przystojny, a nigdy nie miał kobiety.


Wygląd, choć ma znaczenie, to nie stanowi wszystkiego.

Po twoich postach idzie wywnioskować zupełnie co innego, na dodatek wstawiałeś kiedyś swoją fotę i szczerze jesteś poniżej przeciętnego, dodatkowo niski wzrost, a to że zawojowałeś jakaś alkoholiczkę to raczej nie sukces.

25,189

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:

Obecnie na psychiatrię to głównie idą julki, które same są chodzącymi problemami psychicznymi, a wobec takiego samotnego faceta nie miałyby ani krzty empatii czy współczucia.

Psychiatra to lekarz medycyny.
Myśle że mylisz psychiatrie z psychologią.

25,190

Odp: 30lat i cały czas sam
Andrzej30cmWAWA napisał/a:

Po twoich postach idzie wywnioskować zupełnie co innego, na dodatek wstawiałeś kiedyś swoją fotę i szczerze jesteś poniżej przeciętnego, dodatkowo niski wzrost, a to że zawojowałeś jakaś alkoholiczkę to raczej nie sukces.

Dla Jacka nawet to że do jego żony przystawia się menel w pubie to sukces, także nie doceniasz jego poziomu ambicji.

25,191 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2024-03-06 18:45:55)

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:

No właśnie ta zwykłość jest problemem. Bo media tak kobietom wyprały mózgi, że one nie chcą "zwykłego" faceta, tylko ideał z okładki. I żadne działania tego nie zmienią. Trzeba by było zlikwidować wszystkie portale randkowe i social media, żeby utrzymać kobiecą hipergamię w ryzach.

Zwykły to bezrobotny absolwent kierunku humanistycznego, z jakiejś pipidówy i pół patologiczną rodziną(bo skoro do 30 nie udalo ci się cim ci rym ci i musisz pisać X lat na forum to zgaduje że wzorce w domu nie były prawidłowe)?
Myjejesz chociaż zęby i czasem sie kąpiesz, czy to już opcja premium dla chadow i baba nie ma prawa cie do tego zmusić?

25,192

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:

Oczywiście, że nie. Ale dobry psycholog powinien umieć zrozumieć drugą osobę i postawić się na jej miejscu, zamiast z góry twierdzić, że wszystko jest jej winą.

Nie. Nie powinien. Już pominę fakt, że mowa była o psychiatrze, a ty mówisz o psychologu (to nie jest to samo) to zwyczajnie jest to błąd w sztuce. Ty byś chciał usłyszeć diagnozę, która zwalnia cię z odpowiedzialności za swój stan. Ale prawda jest taka, że nawet jakby cie wujek Goofy regularnie pukał w kakałko, to jest to twoja przeszłość, która wcale nie przesądza o twojej przyszłości. Natomiast od twoich aktualnych decyzji zależy reszta twojego życia.

25,193

Odp: 30lat i cały czas sam
Andrzej30cmWAWA napisał/a:

Po twoich postach idzie wywnioskować zupełnie co innego, na dodatek wstawiałeś kiedyś swoją fotę i szczerze jesteś poniżej przeciętnego, dodatkowo niski wzrost, a to że zawojowałeś jakaś alkoholiczkę to raczej nie sukces.


Fota?

Alkoholiczka?


O shit. Dobre big_smile

25,194

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:
SaraS napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Nie zawsze. A jeśli już ta wrogość jest, to jest skutkiem, a nie przyczyną problemów.

A co to zmienia?

Bardzo dużo. To nie wrogość wobec kobiet jest przyczyną ich problemów, tylko te problemy są przyczyną wrogości (a i to nie w każdym przypadku, bo często wcale tej wrogości nie ma).

Jeszcze raz: co zmienia geneza wrogości w kontekście tego, że nie jest ona czymś, o czego akceptację należy walczyć?

Do psychiatry nie idziesz po to, żeby Cię ojojał.

Oczywiście, że nie. Ale dobry psycholog powinien umieć zrozumieć drugą osobę i postawić się na jej miejscu, zamiast z góry twierdzić, że wszystko jest jej winą.

Dobry psycholog, psychoterapeuta ma działać zgodnie ze sztuką niezależnie od swoich prywatnych przemyśleń, które - jako prywatne - nie są sprawą pacjenta.

No właśnie ta zwykłość jest problemem. Bo media tak kobietom wyprały mózgi, że one nie chcą "zwykłego" faceta, tylko ideał z okładki. I żadne działania tego nie zmienią. Trzeba by było zlikwidować wszystkie portale randkowe i social media, żeby utrzymać kobiecą hipergamię w ryzach.

Znam wiele dziewczyn w szczęśliwych związkach. Jak rozumiem, wszystkie są z ideałami, a powinny być z incelami? Na pewno by się ucieszyły.

Jak są w szczęśliwych związkach to niech im się wiedzie. Nie o nich jest dyskusja.

No ale jeśli wszystkie chcą ideału, to coś dużo tych ideałów na świecie, skoro tyle dziewczyn w związkach? A skoro tak wiele ideałów, to po co się ograniczać?

25,195

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Jeszcze raz: co zmienia geneza wrogości w kontekście tego, że nie jest ona czymś, o czego akceptację należy walczyć?

Bo tej wrogości nie ma poza subkulturą incelską w USA. Ktoś tu dawno temu fajny artykuł linkował jakiejś mocno lewicowej autorki, która  zgłębiała to środowisko w PL. Jej oczekiwania i nastawienia były zbudowane w oparciu o woke'ową propagandę dotyczącą samotnych facetów i nawet ta babka przyznała, że to bzdura lub zjawisko jest ograniczone do jednostkowych przypadków. W Polsce, wśród naszych krajowych inceli nie ma nienawiści ani wrogości do kobiet. To są ludzie jak wszyscy inni, jedynie z problemami na konkretnym polu. Ale te problemy są bardzo różne. Ktoś był wiecznie ojojowany przez mamusię, ktoś inny dymany przez tatusia. Ktoś miał opóźnienia rozwojowe, ktoś inny był nadto rozwinięty i też nieakceptowany przez grupę. Dla jednego gry i świat online były ucieczką, dla drugiego pasją, która przekroczyła Rubikon.


I też nie wydaje mi się, aby ktokolwiek tutaj apelował o akceptację wrogości. Ja tu widzę ból samotności wymieszany z frustracją i potrzebą akceptacji.

https://i.pinimg.com/originals/3f/9e/cc/3f9ecc6694f7d2b478e6c8147a70bd81.jpg

25,196

Odp: 30lat i cały czas sam
SmutnaDziewczyna007 napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Obecnie na psychiatrię to głównie idą julki, które same są chodzącymi problemami psychicznymi, a wobec takiego samotnego faceta nie miałyby ani krzty empatii czy współczucia.

Psychiatra to lekarz medycyny.
Myśle że mylisz psychiatrie z psychologią.

Tak, źle przeczytałem, masz rację. Co do psychiatrii oczywiście się zgadzam, że jest problem.

25,197

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

Oczywiście, że nie. Ale dobry psycholog powinien umieć zrozumieć drugą osobę i postawić się na jej miejscu, zamiast z góry twierdzić, że wszystko jest jej winą.

Nie. Nie powinien. Już pominę fakt, że mowa była o psychiatrze, a ty mówisz o psychologu (to nie jest to samo) to zwyczajnie jest to błąd w sztuce. Ty byś chciał usłyszeć diagnozę, która zwalnia cię z odpowiedzialności za swój stan. Ale prawda jest taka, że nawet jakby cie wujek Goofy regularnie pukał w kakałko, to jest to twoja przeszłość, która wcale nie przesądza o twojej przyszłości. Natomiast od twoich aktualnych decyzji zależy reszta twojego życia.

Wiem, że to nie jest to samo, musiałem coś źle przeczytać, sorki.

Nie. Nie chciałbym usłyszeć diagnozy, która zwalnia mnie z odpowiedzialności, tylko poznać przyczynę problemu. Ale do tego potrzeba czasu i taki lekarz nie może też być uprzedzony i z góry zakładać, że z tą osobą jest coś nie tak.

25,198

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:

Nie. Nie chciałbym usłyszeć diagnozy, która zwalnia mnie z odpowiedzialności, tylko poznać przyczynę problemu. Ale do tego potrzeba czasu i taki lekarz nie może też być uprzedzony i z góry zakładać, że z tą osobą jest coś nie tak.


Ale przyczyna za każdym jednym razem będzie leżeć w tobie. Nie ma znaczenia czy byłeś gnojowy w szkole, czy leżałeś w śpiączce po wypadku. Ścisłe określenie tej jednej rzeczy (lub kilku) przyczyny jest jedynie potrzebne na rzecz wprowadzenia odpowiedniego leczenia, ale za każdym jednym razem pracę będziesz musiał wykonać ty sam. Bo to jest TWOJA reakcja na sytuacje jakie TY przeżyłeś.

25,199

Odp: 30lat i cały czas sam

Dziś znajoma w pracy powiedziała mi że najdłużej w związku była z facetem któremu oddała sie na pierwszej randce, pamiętajcie jeżeli kobieta nie zrobi wam laski na pierwszym spotkaniu to nic z tego nie będzie.

25,200

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

I też nie wydaje mi się, aby ktokolwiek tutaj apelował o akceptację wrogości. Ja tu widzę ból samotności wymieszany z frustracją i potrzebą akceptacji.

https://i.pinimg.com/originals/3f/9e/cc/3f9ecc6694f7d2b478e6c8147a70bd81.jpg

Ale to wciąż nie ma znaczenia. Możesz zaakceptować prawiczka w swoim otoczeniu, why not, ale poza tym obowiązują go takie prawa jak resztę ludzkości. Nie ma taryfy ulgowej, bo "on by chciał". Nie będziesz akceptował towarzystwa jęczącej mamei, typa, który obwinia Cię za wszystkie niepowodzenia albo ma względem Ciebie  - nawet tylko pośrednio, bo względem Twojej płci - jakieś oderwane od rzeczywistości roszczenia.

I, serio, ja nawet nie wiem, jak by to miało wyglądać. Przecież już pisaliśmy przy bliźnie - to nie tak, że oni chcą się zakumplować, a ludzie nawiewają, bo wiedzą, że to incele. Ludzie nawiewają, bo coś im nie odpowiada, coś, czego właśnie nie akceptują, mimo że o incelstwie nie wiedzą.
No, chyba że oni wszyscy tu mieli wspaniałe grono przyjaciół, licznych kolegów i koleżanki + materiał na dziewczynę, po czym przyznali się do bycia incelem, a wszyscy magicznie wyparowali. wink

25,201

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Ale to wciąż nie ma znaczenia. Możesz zaakceptować prawiczka w swoim otoczeniu, why not, ale poza tym obowiązują go takie prawa jak resztę ludzkości. Nie ma taryfy ulgowej, bo "on by chciał". Nie będziesz akceptował towarzystwa jęczącej mamei, typa, który obwinia Cię za wszystkie niepowodzenia albo ma względem Ciebie  - nawet tylko pośrednio, bo względem Twojej płci - jakieś oderwane od rzeczywistości roszczenia.

I tu się zgodzę z chłopakami. To ma zastosowanie tylko do mężczyzn, bo w ogromnej ilości przypadków to standardowe zachowanie kobiet....tych księżniczek, wiecznie marudzących na swój wygląd, wagę, niemających się w co ubrać, wiecznie spóźnionych, wiecznie krytykujących (nie tylko swoich) mężczyzn itp.


Ale co do zasady to tak. Mogę sobie pozwolić na takie interakcje w internecie, na zasadzie ciekawości, wyjścia poza swoją bańkę. Ale w życiu prywatnym, osobistym, szkoda mi czasu na utrzymywanie jakichkolwiek relacji z tak negatywnymi ludźmi.

25,202

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Ja w tym miesiącu skończę 28 lat i już zaczynam uważać, że jest za późno. Im jestem starszy tym bardziej odległa się staje wizja bycia w związku Zamiast się do tego zbliżać coraz bardziej się oddalam. Ja miałem kompletnie na odwrót, moja matka nawet teraz twierdzi, że mam jeszcze mnóstwo czasu, i że dziewczyna sama się znajdzie. Kiedyś zapytała czy przyprowadzę jakąś dziewczynę, nie wytrzymałem i powiedziałem jej wprost, że "Dołożyła wszelkich starań bym tej dziewczyny nie miał i nie ma prawa niczego ode mnie wymagać w tej kwestii" i już nigdy więcej nie zadawała takich pytań. Ojciec i siostra chyba nigdy nie poruszyli ze mną tego tematu. A najlepsza jest babcia z klasycznym tekstem "Taki z ciebie przystojny kawaler, że już dawno powinieneś mieć piękną dziewczynę", ma ponad 80 lat i myśli, że świat wygląda jak za czasów jej młodości.


Mogę się z Tobą zgodzić, ja mam skończone 30 lat i też uważam, że z roku na rok wizja bycia w związku coraz to dalej się ode mnie oddala.
Dla 20stek jestem już starym dziadem.
Rówieśniczki nie wezmą sobie faceta jak ja, bez doświadczenia.
80% kobiet w moim wieku ma faceta, pozostałe to jakieś samotne matki, ogólnie chujnia.

Babcia żyła w czasach, kiedy antykoncepcja nie była tak dostępna jak teraz, więc gdy kobieta szła do łóżka z facetem, to musiała patrzeć strategicznie pod kątem pojawienia się potencjalnego potomstwa (czyt.: czy facet, z którym idzie do łóżka będzie przynosił pensję co miesiąc do domu), dlatego zakładały rodziny z tymi grzecznymi i miłymi mężczyznami.

Dzisiaj kobiety mając nielimitowany dostęp do gumek, tabletek itp., mogą skakać po chadach licząc, że któryś z nich się oświadczy po kilku upojnych nocach, a grzeczne chłopaki siedzą na forach.


Ayo Technology napisał/a:

to jest nic jak miałem 24 lata, moja matka zgrała się z jakąś znajomą która ma córkę, i ona nie miała faceta, wymyśliły sobie że nas wiesz zapoznają, pewnego dnia wracam do domu, a tam właśnie mojej matki znajoma, i ta dziewczyna przyznam że była atrakcyjna, ale ja od razu wiedziałem że z tego nic nie będzie, to było okropne doświadczenie.


Dlaczego od razu wiedziałeś, że nic z tego nie będzie skoro była dla Ciebie atrakcyjna?
Nie rozumiem...

25,203

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:
SaraS napisał/a:

Ale to wciąż nie ma znaczenia. Możesz zaakceptować prawiczka w swoim otoczeniu, why not, ale poza tym obowiązują go takie prawa jak resztę ludzkości. Nie ma taryfy ulgowej, bo "on by chciał". Nie będziesz akceptował towarzystwa jęczącej mamei, typa, który obwinia Cię za wszystkie niepowodzenia albo ma względem Ciebie  - nawet tylko pośrednio, bo względem Twojej płci - jakieś oderwane od rzeczywistości roszczenia.

I tu się zgodzę z chłopakami. To ma zastosowanie tylko do mężczyzn, bo w ogromnej ilości przypadków to standardowe zachowanie kobiet....tych księżniczek, wiecznie marudzących na swój wygląd, wagę, niemających się w co ubrać, wiecznie spóźnionych, wiecznie krytykujących (nie tylko swoich) mężczyzn itp.


Ale co do zasady to tak. Mogę sobie pozwolić na takie interakcje w internecie, na zasadzie ciekawości, wyjścia poza swoją bańkę. Ale w życiu prywatnym, osobistym, szkoda mi czasu na utrzymywanie jakichkolwiek relacji z tak negatywnymi ludźmi.

No ale z księżniczkami tak samo - nie ma przymusu spędzania z nimi czasu. Więc, w zasadzie, ja nie mam nic przeciwko istnieniu rozmaitych marud płci dowolnej, nie chcę tylko, żeby od razu dyskryminacją było to, że ktoś dobiera sobie towarzystwo wg własnej przyjemności, a nie cudzej.

25,204 Ostatnio edytowany przez Kakarotto (2024-03-07 00:07:09)

Odp: 30lat i cały czas sam
Theodore Robert Bundy napisał/a:

charakter nigdy nie zrekompensuje straty w wyglądzie, bo żadna kobieta nawet nie będzie chciała poznać tego charakteru jesteś tak ułomny czy udajesz? serio pytam, załóż konto przeciętnego faceta na jakimkolwiek serwisie randkowym, i załóż konto przeciętnej dziewczyny, i sprawdź co sie dzieje, taka dziewczyna w ciągu 20 minut ma zajebaną skrzynkę, podczas gdy przeciętny facet przez tydzień dostanie może dwie wiadomości, z czego jedna od serwisu, następnie załóż profil typowego chada i nagle chętnych kobiet + mężatek przybędzie, facet przeciętny nie ma szans przebicia, i jedyne co go ratuje to gruby portfel.

Jeżeli ktoś tutaj pokazał swoją ułomność to tylko ty bo kompletnie nie zrozumiałeś tego co napisałem. Ja nigdzie nie napisałem, że nadrobisz charakterem na portalu randkowym. Nadrobić charakterem to możesz w relacji, która na początku nie ma charakteru romantycznego i nie taki jest jej początkowy cel. Czyli w relacji na gruncie neutralnym gdzie dziewczyna nie będzie od początku na ciebie patrzeć w sposób seksualny, ale pod względem charakteru może zacząć. Zresztą tak jak już napisałem - pomiędzy wyglądem odpychającym, a wyglądem powodującym natychmiastową wilgoć w majtkach jest całe multum możliwości. To nie jest zero-jedynkowe.

Anewe napisał/a:

To jest bzdura, już kiedyś 'wyjaśniałam' Rakę. Różnica jest bardzo niewielka, w większości przedziałów od 20 do 40 kobiet jest 49% lub więcej, a mężczyzn 51% lub mniej.
20-24
932 776 mężczyzn i 895 655 kobiet
25-29
1 106 052 mężczyzn i 1 070 815 kobiet
Nie chce mi się więcej kopiować, wszystko jest w bazie GUS do znalezienia w 2 minuty.
Ba, są miejsca, gdzie kobiet jest znacznie więcej niż mężczyzn, np. w Gdańsku w przedziale 25-29 jest 17 378 mężczyzn i 19 788 kobiet.

Okej. Ale naprawdę uważasz, że odpowiednio 37 121 i 35 237 mężczyzn to są małe liczby? Przecież to jest dalej ogromna nadwyżka i naprawdę nie wiem czego by to miało dowodzić.

jea1 napisał/a:

co oni maja z tymi obcokrajowcami,,typami, Turkami,Kazchamii i jeszcze zniewidomo z kim tam   jeszcze:PP?;pp

Ja tam osobiście akurat nic nie mam, ale odpowiedzią na pytanie zapewne będzie to:

Priscilla napisał/a:

Ale tutaj chodzi o to, że na portalach wszystko nastawione jest na poznawanie partnerów, więc z jednej strony odbywa się swego rodzaju taniec godowy, z drugiej mnóstwo desperacji, więc ostatecznie nietrudno doznać rozczarowania i to z wielu przeróżnych powodów, których w innych miejscach można uniknąć. To naprawdę nie jest trudne.

Tak, chodzi mi dokładnie o takie neutralne poznawanie się, w trakcie którego ludzie nie są traktowani jak towar ze sklepowej półki, który ocenia się po opakowaniu. Znam mnóstwo ludzi, którzy stali się interesujący dopiero po bliższym poznaniu. U mnie kolejność zainteresowania drugim człowiekiem jest dokładnie odwrotna - poznaję kogoś bliżej i wtedy staje się interesujący lub nie. Opakowanie to tylko wabik, który nie przykryje pustego środka, jeśli ten okazuje się nie mieć nic do zaoferowania. I uwierz, że nie jestem w tym osamotniona.
Jeśli jednak ktoś wchodzi w środowisko próżności, a potem dziwi się, że próżność ma się tam wyśmienicie, to chyba czegoś nie przemyślał.
To dlatego napisałam, że przekładanie pewnych mechanizmów zauważanych na portalach randkowych na całość relacji nawiązywanych przez Internet, to jedno, wielkie nieporozumienie.

Ależ ja przecież nigdzie nie zaprzeczyłem, że nie da się poznawać w inny sposób niżeli taki jak w sklepie z towarami. Oczywiście, że można się poznać na neutralnym gruncie i dopiero po czasie stać się dla siebie interesującym. Chciałbym jednak w tym miejscu zauważyć, że portale randkowe ani w żaden sposób nie wymuszają poznawania się jak w sklepie ani nie siedzi tam tylko i wyłącznie określony typ ludzi. Tylko od użytkowników tych portali zależy to w jaki sposób się nawzajem poznają i traktują. Natomiast wracając do bardziej neutralnego poznawania się o którym piszesz to często wynika to po prostu przy jakiejś okazji. A czekać na okazję to może kobieta. Facet niestety przynajmniej w naszym kręgu kulturowym musi inicjować i podbijać niezależnie w którym miejscu i w jakich okolicznościach spodoba mu się dana kobieta.

A tutaj przykład jak "wybiera" kobieta na portalu randkowym (w tym przypadku Tinder):

Nie jesteś tu pierwszy z takimi treściami, ale teraz Ciebie zapytam: tak z ręką na sercu, czego oczekujesz od osób, na które owe zjawiska nie mają żadnego wpływu? Że nagle kobiety zaczną się nad Wami pochylać czy może jakichś odgórnych nakazów?

Prawda jest taka, że w przypadku zjawisk o których pisałem wszyscy mamy na nie wpływ i każdy powinien zacząć od siebie żeby zmienić rzeczywistość na lepszą.
PS: Ciągle nie wiem dlaczego zwracasz się do mnie per "Wy" i chcesz się nade mną pochylać, ale dalsze pytanie o to chyba nie ma sensu.

Jack Sparrow napisał/a:

Patrzysz na problem jakby z perspektywy pojedynczego incela i kobiety, która 'powinna' się takim facetem zaintresować romantycznie. To błąd. W takim sensie, że ja do tego się odnoszę. Mówię o inżynierii społecznej. O skali makro. Nie mikro w ujęciu relacji dwojga ludzi (lub braku tejże). Ta jest zawsze wypadkową innych czynników.

Otóż to. Bardzo dobrze napisane i sam to właśnie mam na myśli.

Priscilla napisał/a:

Niemniej ogólnie oczywiście, że od każdego z nas zależy, jak będzie wyglądał świat wokół nas, ale tutaj pytanie miało zupełnie inny charakter i cel. Bo na dobrą sprawę z jakiego powodu zwykli ludzie, żadni tam politycy, propagatorzy zmian, społecznicy i tak dalej mieliby zajmować się zjawiskami, które ich nie dotyczą ani w żaden sposób nie dotykają? Czy naprawdę można oczekiwać, że dla nas te mechanizmy są ważne na tyle, aby się nad nimi pochylać?

Po pierwsze i najważniejsze przestać na dane kwestie patrzeć tak, że dane zjawiska dotyczą jedynie inceli czy może bardziej ogólnie mężczyzn. Bo tak wcale nie jest. Jeżeli na przykład kobieta siedzi na portalu randkowym miesiące lub nawet lata cały czas twierdząc, że nie może znaleźć partnera bo żaden taki jakiego by chciała nie jest nią zainteresowany to jej dotyczy to samo zjawisko tylko z drugiej strony. Nikt nie sugeruje jej oczywiście porzucić wszelkie wymagania i rzucić się na pierwszego lepszego incela, ale jeśliby trochę realniej podeszła do tematu, zrewidowała, że celuje zbyt wysoko i spojrzała na facetów choćby oczko niżej to mogłaby być szczęśliwa. Zaraz odezwie się ktoś, że chcę zmuszać kobiety do wiązania się z ludźmi, którzy im się nie podobają. No nie. Nie chodzi mi o kogoś od kogo cię zupełnie odrzuca, ale jeżeli tak jak sama to opisałaś możliwa jest zmiana postrzegania drugiej osoby po bliższym poznaniu to dlaczego nie podejść w ten sposób? Dlaczego to musi być koniecznie ktoś z kim od razu kliknie?

Przecież to jest zupełnie naturalne, że zajmujemy się zjawiskami, które są nam w jakiś sposób bliskie, są dla nas ważne, w jakikolwiek sposób nas dotyczą lub dotykają. Można powiedzieć, że to egoizm, ale takie są realia, że o ile ma się wpływ na określoną działkę, to całego świata ani się nie zbawi, ani nie uratuje.

Tak to jest naturalne, że ludzie w dużej mierze mają gdzieś coś jeśli ich to bezpośrednio nie dotyczy, a tym bardziej jeśli nawet czerpią z tego korzyści. Na podobnej zasadzie była sprawa choćby z 500+ gdzie większość ludzi obchodziło tylko to, że dostają pieniądze do łapy, ale to że takie działania sukcesywnie obniżają wartość tych pieniędzy już mieli gdzieś. Podobnie jest w przypadku problemów poruszanych przeze mnie. Jednak skutki już są. Może nie dostrzegalne na razie gołym okiem, ale są i się pogłębiają. A jak już zaczną być dostrzegalne to będzie za późno.

SaraS napisał/a:

No ale do tego to się - ostatecznie - sprowadza. Można starać się działać na szeroką skalę, ale tak naprawdę niczego to nie zmieni, bo jedyny liczący się efekt, dla samych inceli zapewne również, to zmiana statusu na "w związku". Większa pensja, więcej wolnego i cała reszta... Czy któryś uzna, że już spoko, jeśli dalej nie "wyjdzie z tego" kobieta?

Oprócz tego wszystkiego co opisał Jack to akurat co do samych inceli czy może znowu bardziej ogólnie mężczyzn to najpierw trzeba by zacząć od poważnego traktowania ich problemów i zapewnienia im konkretnej pomocy i miejsc do których będą się mogli po nią zgłosić (a przypomnę, że standardowa terapia w przypadku inceli często niewiele albo w ogóle nie pomaga). Bo brak dziewczyny to nie jest ani jedyny ani największy problem inceli, to jest najczęściej pochodna o wiele poważniejszych problemów.

I to jest ten problem - że oni z reguły nie mają problemów "zewnętrznych", które można by rozwiązać, żeby im było lepiej. Zwykłe chłopaki w zwykłych sytuacjach. Żadnych dramatów.

No właśnie nie do końca. To oczywiście jasne, że główny problem i przyczyna zwykle rzeczywiście jest wewnątrz, ale sytuacja zewnątrzna wcale nie pomaga incelom tylko wręcz przeciwnie.

rakastankielia napisał/a:

No właśnie ta zwykłość jest problemem.

Przede wszystkim w internecie. W realu rzczywiście nie jest jeszcze aż tak źle. Ale w internecie jak jesteś przeciętny to już w większości przypadków nie wystarczy. Musisz się czymś wyróżnić. Bo przeciętny jest nudny.
Druga sprawa - ja bym też zauważył, że wszystkich inceli łącza jedna wspólna cecha - bardzo mocno odstają zwykle od przyjętych kanonów i stereotypów męskości. Tutaj wchodzi na scenę Patriarchat bo to on utrzymuje promowanie tradycyjnych postaw oraz wartości zarówno damskich jak i męskich i jak już zaczynają zauważać nawet niektóre feministki bezpośrednio wpływa na sytuację tych facetów.

Jack Sparrow napisał/a:

Bo tej wrogości nie ma poza subkulturą incelską w USA. Ktoś tu dawno temu fajny artykuł linkował jakiejś mocno lewicowej autorki, która  zgłębiała to środowisko w PL. Jej oczekiwania i nastawienia były zbudowane w oparciu o woke'ową propagandę dotyczącą samotnych facetów i nawet ta babka przyznała, że to bzdura lub zjawisko jest ograniczone do jednostkowych przypadków. W Polsce, wśród naszych krajowych inceli nie ma nienawiści ani wrogości do kobiet. To są ludzie jak wszyscy inni, jedynie z problemami na konkretnym polu. Ale te problemy są bardzo różne. Ktoś był wiecznie ojojowany przez mamusię, ktoś inny dymany przez tatusia. Ktoś miał opóźnienia rozwojowe, ktoś inny był nadto rozwinięty i też nieakceptowany przez grupę. Dla jednego gry i świat online były ucieczką, dla drugiego pasją, która przekroczyła Rubikon.

Dokładnie tak. Patrycja Wieczorkiewicz i Herzyk wydały w zeszłym roku książkę-reportaż na temat inceli. Bodajże tylko jeden z bohaterów w niej występujących cechuje się wrogością wobec kobiet, reszta nic do nich nie ma.
Ja bym do tego wszystkiego jeszcze dodał, że ta często stosowana narracja o wrogości/niechęci do kobiet/mizoginii jako przyczynie problemów inceli jest akurat jednym wielkim bullshitem. Bo co do zasady mizoginia sama w sobie wcale nie wyklucza życia romantycznego i związku z dziewczyną. Jak będziesz badboyem traktującym kobiety jak gówno to i tak będziesz te kobiety miał.

25,205

Odp: 30lat i cały czas sam

Co słychać? Tadziu nadal zajada się pasztetówką? big_smile

25,206

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Po to, żebyś zrobił ze sobą cokolwiek. Skrajną sytuacja, która zmusi do zmiany, bo śmierć? Oesu, Shini, przecież mowa o czymś, co w pewnym momencie robi chyba większość dzieciaków! I robi to tak po prostu, bez wizji śmierci, bo taka jest kolej rzeczy, bo tak chcą, bo dorosłość, samodzielność itd. Nie zawsze nawet stoją za tym wielkie plany, studia i kariery, ot, są dorośli, zaczynają żyć jak dorośli.
Przecież Ty jesteś młody, zdrowy, masz jakieś oszczędności, nie ma żadnych przeszkód, żadnych powodów, dla których miałoby Ci się nie udać!
Pamiętam, co pisałeś o mieszkaniu z kimś, ale serio, na ten moment to ja uważam, że dobrze by Ci zrobił nawet (a może i - szczególnie) pokój w mieszkaniu z innym(i) młodym(i) pracującym(i).

I ja tu nie mam na myśli tego, że dziewczyny zaczną walić drzwiami i oknami, jak tylko przekroczysz próg mieszkania-bez-rodziców. Ale myślę, że to Ci może pomóc zmienić postrzeganie własnej osoby - pewne rzeczy wyjdą ze sfery bliżej nieokreślonych planów, wreszcie naprawdę będziesz dorosły, samodzielny, z pracą znalezioną samemu* itd. I inaczej się z tym/z sobą poczujesz, a to wpłynie na Twoje zachowanie.

*Nie twierdzę, że to są zawsze rzeczy niezbędne, ale patrząc po tym, co najczęściej piszesz, to są rzeczy, które uwierają Ciebie. Więc ich zmiana, jakakolwiek, może wreszcie da Ci jakieś poczucie sprawczości.

I to jest kolejna rzecz, której nigdy nie rozumiałem. Rozumiem, że tak to wygląda, po osiągnięciu pewnego wieku, na przykład zaczynając studia ktoś się wyprowadza od rodziców i mieszka w akademiku albo w malutkim pokoiku z kilkoma obcymi osobami w jednym mieszkaniu. Nie rozumiem tylko tego co ich skłania do zmiany poziomu życia na znacznie niższy niż mieli wcześniej poza odległością na uczelnię, oczywiście jeśli mówimy o kimś kto miał w miarę normalnie w domu rodzinnym, bez żadnej patoli. I kolejna rzecz, jak to możliwe, że taki 19-20 latek nie przejmuje się tym czy zdoła przetrwać, czy będzie miał co jeść itd? Ci wszyscy młodzi ludzie, o których ciągle piszecie na prawdę w ogóle się czymś takim nie przejmują i robią to wszystko w ciemno, bez przygotowania? Ja wciąż nie mogę sobie wyobrazić mieszkania z obcymi ludźmi w jednym mieszkaniu, na 2-3 dni to jeszcze ale nie na wiele miesięcy. To już mieszkanie w stylu japońskim 8m byłoby nieporównywalnie lepsze.

Z całą pewnością samo zamieszkanie bez rodziców byłoby ogromną zmianą ale wciąż podtrzymuję, że tylko i wyłącznie samemu, tylko będąc całkowicie samemu jest możliwość by ta zamiana pociągnęła za sobą kolejne.

SaraS napisał/a:

Okej, ale incele to nie tylko ci biedniejsi. Przecież oni  w pracy mogą sobie zupełnie normalnie radzić. Znaczy, "lepsze warunki w kraju" to zawsze fajne hasło, ale co to by miało do inceli? Myślisz, że jakby tym "naszym" nagle zaczął się pojawiać dodatkowy tysiak na koncie, to cyk i znajdą drugą połówkę? Tak samo w drugą stronę - jak pojawi się w kraju więcej wolnych Polek, to to właśnie będą te, co zwrócą na inceli uwagę? Jasne, statystycznie będą mieli większe szanse, ale praktycznie... Przecież to nie tak, że oni przerandkowali wszystkie wolne babki w okolicy, nie wyszło i potrzebują kolejnych. Oni po prostu nie randkują. Co za różnica, czy nie randkują z tysiącem czy z dwoma?

SaraS wierz mi, że ten tysiak więcej na koncie co miesiąc byłby całkiem sporą zmianą. Nie wiem jak pozostali ale w moim przypadku masz rację, ja w ogóle nie randkuję, przez całe życie byłem dosłownie na jednej randce, zresztą dobrze o tym wiecie. Dlatego też nie mam żadnego powodu by nienawidzić kobiety czy nawet czuć do nich jakąś niechęć, nigdy nie zostałem zdradzony, oszukany, wykorzystany czy odrzucony przez kobietę. Ja jedynie ich nie rozumiem przez co nie wiem jak nawiązywać z nimi relacje.

SaraS napisał/a:

Zmienia. Tyle że nie wierzę nawet w tę 1/3, bo nikt nikomu nic nie da, nadal trzeba będzie coś, cokolwiek zrobić - postarać się, poszukać, odezwać (czy to w kwestii pracy, miejsca zamieszkania, wyglądu czy już samego związku). A oni nie robią.

I to jest ten problem - że oni z reguły nie mają problemów "zewnętrznych", które można by rozwiązać, żeby im było lepiej. Zwykłe chłopaki w zwykłych sytuacjach. Żadnych dramatów. To wewnątrz jest jakiś problem, więc - może poza tym o psychiatrii (tylko "może", bo, hej, wciąż by trzeba przyznać, że jest problem i zabrać się za szukanie rozwiązań) - nie wierzę, żeby cokolwiek miało realnie pomóc. Bo nieważne, jak bardzo coś komuś ulatwisz, jeśli on nawet nie podejmie działań.

Sama właśnie napisałaś co można by było zrobić na poziomie systemowym by pomóc takim osobom. Postarać się, poszukać, odezwać itd, jeśli ktoś tego nie umie to trzeba go nauczyć. Tak na prawdę wystarczyłoby zrobić trzy rzeczy żeby diametralnie zmienić sytuację inceli. Po pierwsze ogarnąć psychologię i psychoterapię, teraz są dwie opcje do wyboru, albo czekać kilka lat na terapię na NFZ o mocno wątpliwej skuteczności albo iść prywatnie i płacić 200-300 zł za jedno spotkanie. To jest jakiś nieśmieszny żart. Po drugie ogarnąć rynek mieszkaniowy, już nawet nie w kwestii kupna mieszkania tylko chociaż wynajmu, obecne ceny to jest kpina. Wynajęcie kawalerki powinno być do zrobienia na totalnym luzie zarabiając minimalną. Po trzecie stworzyć coś w stylu szkół, ośrodków uczących dorosłych ludzi nawet najbardziej podstawowych zachowań i interakcji społecznych, zwykłej rozmowy, podejmowania najprostszych decyzji i działań, uczyć tego czego dzieci się uczą w podstawówce. Wdrażać taką osobę krok po kroku do społeczeństwa, do relacji z płcią przeciwną, oswajać z płcią przeciwną, uczyć odczytywać emocje innych, uczyć czym jest flirt itp.

Jack Sparrow napisał/a:

Bo ich incelstwo jest nie przyczyną, a skutkiem tego wszystkiego, o czym piszę. Obiektywnie, 'za moich czasów' więksozść chłopaków chciałaby być w sytuacji Shiniego: zapewniona przyszłość, brak obciążeń finansowych, stabilna sytuacja, w domu wszystko podłożone pod nos i możliwość swobodnej i niczym nie skrępowanej samorealizacji. Czy jego incelstwo jest przyczyną jego sytuacji? Czy może skutkiem? Skutkiem braku odpowiedniej wiedzy rodzicielskiej, szkolnej alienacji, braku podjętego przeciwdziałania ze strony organów szkolnych w związku z brakiem jego umiejętności społecznych?

Czy Shini lub Raka byłby incelem, gdyby na etapie edukacji ktoś dopilnował, żeby wyrównać braki rozwojowe interakcji międzyludzkich? Czy Shini narzekałby na pracę, jakby na etapie podstawówki wprowadzić obligatoryjne zajęcia z psychologii (tu w kontekście testów predyspozycji zawodowych), aby wrzucić karierę na odpowiednie tory zamiast tracić czas na np religię?

To co teraz jest ogromnym problemem dla nich, tak naprawdę w czasach ich dzieciństwa wymagało ledwie lekkiej korekcji. Ale z czasem problemy się nawarstwiały.

Jack czy ty aby na pewno dobrze się czujesz? A może ktoś ci się włamał na konto i to nie ty? Czy ty właśnie wykazałeś zrozumienie dla inceli ze mną na czele? Nie chętnie to przyznaje ale pozytywnie mnie zaskoczyłeś.

Nawet nie trzeba nic dodawać, zgadzam się w 100%. 

Priscilla napisał/a:

Ale czy chcesz powiedzieć, że oni mają trudniej niż my mieliśmy?

Równocześnie, jeśli w taki sposób spojrzeć na problem, to dlaczego oni nie mają pretensji do systemu, ale do kobiet, że nie obniżą swoich standardów, bo (tu cytuję) w dupach im się poprzewracało

Kolejna kwestia: są dorośli, dziś już sami są odpowiedzialni za jakość swojego życia, a choć mają do dyspozycji określone narzędzia, to wolą pielęgnować swoją postawę ofiary niż z nich nie korzystać. To już jest ICH wybór i decyzja.

Nie wiem o kim ty tu piszesz ale przynajmniej ja zawsze pisałem, że to właśnie system zawiódł i wielokrotnie też podkreślałem, że nie czuję żadnej nienawiści do kobiet ani nie mam do nich pretensji.

Dokładnie tak, mieliśmy trudniej, a wiesz dlaczego? Bo u nas zawiodło to co kształtuje człowieka na całe życie czyli dzieciństwo i lata szkolne. Tak jak Jack pisał każdy miał jakieś problemy i te problemy nie tylko zostały olane ale jeszcze cały czas były zwiększane. Nikt kto wtedy powinien nie kiwnął nawet palcem. Rodzice nie wiedzieli, nauczyciele kompletnie olali, rówieśnicy nie rozumieli, cały system wychowaczo-edukacyjny w tym kraju to jest jedna wielka kpina, która stworzyła ludzi takich jak ja. Nawet teraz mimo tej całej beznadziei obecnej sytuacji za nic nie wróciłbym do gimnazjum.

A oto kolejny powód przez, który uważam, że my faktycznie mieliśmy i wciąż mamy trudniej:

Jack Sparrow napisał/a:

Bo nikt ich nigdy nie nauczył samodzielności, krytycznego i analitycznego myślenia. Mają problem z kobietami, więc automatycznie uznają to za ich winę. Wszak to one dają im kosza lub pozostają niewzruszone na zaloty. 

I tak i nie. Co do zasady - zgadzam się. Bo właśnie - są dorośli. Oni sami decydują o sobie. Nikt inny tylko oni. Wystarczy wziąć dupę w troki. Ale to tak samo jak powiedzieć matce puszczającej dziecko pierwszy raz na kolonie: weź się nie martw. Na pewne rzeczy mamy wpływ (działanie), a na pewne mniej lub wcale (emocje i motywacja). Są swoimi własnymi niewolnikami. A to najgorszy rodzaj więzienia.

Jack, jak ty mnie zaimponowałeś w tej chwili:

Jack Sparrow napisał/a:

I też nie wydaje mi się, aby ktokolwiek tutaj apelował o akceptację wrogości. Ja tu widzę ból samotności wymieszany z frustracją i potrzebą akceptacji.

To jest aż dziwne skąd u ciebie aż taka zmiana podejścia, to na prawdę brzmi jakbyś to nie był ty.

SaraS napisał/a:

I, serio, ja nawet nie wiem, jak by to miało wyglądać. Przecież już pisaliśmy przy bliźnie - to nie tak, że oni chcą się zakumplować, a ludzie nawiewają, bo wiedzą, że to incele. Ludzie nawiewają, bo coś im nie odpowiada, coś, czego właśnie nie akceptują, mimo że o incelstwie nie wiedzą.

To ciekawe bo ode mnie nikt nie ucieka. Nigdy też nikomu nie powiedziałem nawet słona na temat incelstwa, a mimo to dziewczyny wciąż brak. Tak na prawdę całkiem szybko odnajduje wspólny język z większością ludzi niezależnie od płci. Problem pojawia się kiedy pojawi się dziewczyna, która mi się podoba, wtedy nie pamiętam nawet jak mówić.

Kakarotto napisał/a:

Oprócz tego wszystkiego co opisał Jack to akurat co do samych inceli czy może znowu bardziej ogólnie mężczyzn to najpierw trzeba by zacząć od poważnego traktowania ich problemów i zapewnienia im konkretnej pomocy i miejsc do których będą się mogli po nią zgłosić (a przypomnę, że standardowa terapia w przypadku inceli często niewiele albo w ogóle nie pomaga).

Druga sprawa - ja bym też zauważył, że wszystkich inceli łącza jedna wspólna cecha - bardzo mocno odstają zwykle od przyjętych kanonów i stereotypów męskości. Tutaj wchodzi na scenę Patriarchat bo to on utrzymuje promowanie tradycyjnych postaw oraz wartości zarówno damskich jak i męskich i jak już zaczynają zauważać nawet niektóre feministki bezpośrednio wpływa na sytuację tych facetów.

Jak pisałem to już nawet nie chodzi o nieskuteczność terapii tylko o jej słabą dostępność. Przykładowo jednym z moich problemów jest praca za minimalną, potrzebuję terapii by móc zmienić tą pracę ale nie mogę iść na terapię bo mnie stać bo za mało zarabiam. Pojawia się błędne koło bez wyjścia, a to tylko jeden przykład. I tak samo potrzebni są prawdziwi specjaliści zajmujący się stricte takimi problemami.

Co dokładnie rozumiesz poprzez odstawanie od kanonów i stereotypów męskości? Wygląd, słaba praca czy może sam fakt braku kobiety i seksu?

Z góry dziękuję każdemu kto dotarł do końca tego posta i całego przeczytał.

25,207 Ostatnio edytowany przez Kakarotto (2024-03-07 02:22:42)

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Tak na prawdę wystarczyłoby zrobić trzy rzeczy żeby diametralnie zmienić sytuację inceli. Po pierwsze ogarnąć psychologię i psychoterapię, teraz są dwie opcje do wyboru, albo czekać kilka lat na terapię na NFZ o mocno wątpliwej skuteczności albo iść prywatnie i płacić 200-300 zł za jedno spotkanie. To jest jakiś nieśmieszny żart. Po drugie ogarnąć rynek mieszkaniowy, już nawet nie w kwestii kupna mieszkania tylko chociaż wynajmu, obecne ceny to jest kpina. Wynajęcie kawalerki powinno być do zrobienia na totalnym luzie zarabiając minimalną. Po trzecie stworzyć coś w stylu szkół, ośrodków uczących dorosłych ludzi nawet najbardziej podstawowych zachowań i interakcji społecznych, zwykłej rozmowy, podejmowania najprostszych decyzji i działań, uczyć tego czego dzieci się uczą w podstawówce. Wdrażać taką osobę krok po kroku do społeczeństwa, do relacji z płcią przeciwną, oswajać z płcią przeciwną, uczyć odczytywać emocje innych, uczyć czym jest flirt itp.

Dodałbym do tego jeszcze rzeczy, które może zrobić tak naprawdę każdy z nas - zwracanie większej uwagi na sytuację dziecka w szkole, jego kontakty z rówieśnikami i reagowanie gdy coś jest nie tak, ale także w przypadku już dorosłych - jeśli już znajdzie się taka osoba o niskich umiejętnościach i kompetencjach społecznych odstająca w jakiś sposób od norm, ale jednak szukająca towarzystwa to nie alienować jej z grupy, nie traktować jak kogoś gorszego, itd.

To ciekawe bo ode mnie nikt nie ucieka. Nigdy też nikomu nie powiedziałem nawet słona na temat incelstwa, a mimo to dziewczyny wciąż brak.

Jak nic nie robisz w tym kierunku żeby tą dziewczynę znaleźć to jej nie ma. A sama nie przyjdzie. Akurat ty masz problem tak naprawdę tylko z mentalem i w twoim przypadku wszystko zależy od tego co sam z tym zrobisz.

Jak pisałem to już nawet nie chodzi o nieskuteczność terapii tylko o jej słabą dostępność.

Miałem na myśli bardziej ogólny obraz. Bo tak naprawdę kolejnym mitem jest też to, że incele nie szukają pomocy i nie zgłaszają się na terapie. Robią to. Tylko, że te terapie bardzo często kończą się niepowodzeniem i nie pomagają. Herzyk i Wieczorkiewicz udowodniły to w swojej książce.

Co dokładnie rozumiesz poprzez odstawanie od kanonów i stereotypów męskości? Wygląd, słaba praca czy może sam fakt braku kobiety i seksu?

Mam tutaj na myśli tutaj zarówno wygląd, ale też może nawet w dużo większej mierze bycie bardziej wrażliwym, emocjonalnym typem faceta, typem tego tak zwanego "nice guya" ("miłego faceta"), itp. Wiesz, takim w którym kobieta prędzej zobaczy przyjaciółkę z jajami niż kochanka.
Akurat sam fakt braku kobiety i/lub seksu moim zdaniem nie świadczy o braku męskości. Prędzej już to jak sam do tego faktu podchodzisz.

25,208

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

Tia. Dlatego też kilku moich znajomych o problemach z tego spektrum (trudności w komunikacji społecznej, bo nie chodzi tu tylko o incelstwo) leży w grobie po samobóju. Tylko właśnie ze względu na brak dostępności informacji i generalnie społeczne tabu odnośnie problemów psychicznych i samobójstwa, to za bardzo też nikt się tym nie chwalił. Z problemami radzono sobie alkoholem, dragami i agresją.

Ale zdarzyło się to relatywnie niedawno czy dwie dekady temu? Bo nie wiem jak w Twoim otoczeniu, ale w moim postrzeganie takich tematów radykalnie się zmieniło. Jak ktoś ma problem, to już przełamane zostało tabu i coraz rzadziej pojawiają się opory, żeby sięgnąć po pomoc terapeutyczną czy leki od psychiatry, a że w tych obrodziło to z dostępem nie ma najmniejszych problemów. Pomijam przy tym, że w sytuacji kryzysowej jest ogrom różnych innych możliwości.

Jack Sparrow napisał/a:

Bo nikt ich nigdy nie nauczył samodzielności, krytycznego i analitycznego myślenia. Mają problem z kobietami, więc automatycznie uznają to za ich winę. Wszak to one dają im kosza lub pozostają niewzruszone na zaloty.

Ale tu znowu - mamy XXI wiek, dostęp do informacji i narzędzi, z których można korzystać właściwie bez ograniczeń, a to niesie ze sobą nie tylko wcześniej wymienione, ale też... świadomość. Tematu nie ogarnie tylko ten, kto naprawdę nie chce.

Jack Sparrow napisał/a:

I tak i nie. Co do zasady - zgadzam się. Bo właśnie - są dorośli. Oni sami decydują o sobie. Nikt inny tylko oni. Wystarczy wziąć dupę w troki. Ale to tak samo jak powiedzieć matce puszczającej dziecko pierwszy raz na kolonie: weź się nie martw. Na pewne rzeczy mamy wpływ (działanie), a na pewne mniej lub wcale (emocje i motywacja). Są swoimi własnymi niewolnikami. A to najgorszy rodzaj więzienia.

Są swoimi własnymi niewolnikami i dobrze się w tej roli czują, a równocześnie winnych szukają dookoła, byleby nie wziąć odpowiedzialności za to co jest tu i teraz i za swoją przyszłość. Wolą grzebać w przeszłości, szukać usprawiedliwień dla własnej bierności, mieć wszystkim i wszystkiemu "za złe", byleby nie musieć podejmować żadnych działań.

Kakarotto napisał/a:

Po pierwsze i najważniejsze przestać na dane kwestie patrzeć tak, że dane zjawiska dotyczą jedynie inceli czy może bardziej ogólnie mężczyzn. Bo tak wcale nie jest. Jeżeli na przykład kobieta siedzi na portalu randkowym miesiące lub nawet lata cały czas twierdząc, że nie może znaleźć partnera bo żaden taki jakiego by chciała nie jest nią zainteresowany to jej dotyczy to samo zjawisko tylko z drugiej strony. Nikt nie sugeruje jej oczywiście porzucić wszelkie wymagania i rzucić się na pierwszego lepszego incela, ale jeśliby trochę realniej podeszła do tematu, zrewidowała, że celuje zbyt wysoko i spojrzała na facetów choćby oczko niżej to mogłaby być szczęśliwa. Zaraz odezwie się ktoś, że chcę zmuszać kobiety do wiązania się z ludźmi, którzy im się nie podobają. No nie. Nie chodzi mi o kogoś od kogo cię zupełnie odrzuca, ale jeżeli tak jak sama to opisałaś możliwa jest zmiana postrzegania drugiej osoby po bliższym poznaniu to dlaczego nie podejść w ten sposób? Dlaczego to musi być koniecznie ktoś z kim od razu kliknie?

Ale jak to, przecież tutaj pokutuje przekonanie, że kobiety takich problemów nie mają? Coś się zmieniło??
Tak, wiem, że to nie są Twoje opinie, ale wychodząc spod palców kilku osób pojawiają się tutaj nagminnie. W każdym razie zgadzam się, że oczekiwania to jedno, a jeśli zderzenie z realiami pokazuje, że są zbyt wygórowane, to zdrowe podejście nakazuje dostosować je do realiów. Niemniej nie dla każdego związek jest priorytetem. Są osoby, które wolą być same niż iść w tych kwestiach na kompromisy. Mają do tego prawo, o czym niektórzy niestety zdają się zapominać włączając do głosu pretensje i wspomnianą wcześniej roszczeniowość. I ta bezkompromisowość w kluczowych dla kogoś kwestiach też jest jak najbardziej zdrowa. 

Kakarotto napisał/a:

Tak to jest naturalne, że ludzie w dużej mierze mają gdzieś coś jeśli ich to bezpośrednio nie dotyczy, a tym bardziej jeśli nawet czerpią z tego korzyści. Na podobnej zasadzie była sprawa choćby z 500+ gdzie większość ludzi obchodziło tylko to, że dostają pieniądze do łapy, ale to że takie działania sukcesywnie obniżają wartość tych pieniędzy już mieli gdzieś. Podobnie jest w przypadku problemów poruszanych przeze mnie. Jednak skutki już są. Może nie dostrzegalne na razie gołym okiem, ale są i się pogłębiają. A jak już zaczną być dostrzegalne to będzie za późno.

Za późno na co Twoim zdaniem?

25,209 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-03-07 03:07:10)

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Nie wiem o kim ty tu piszesz ale przynajmniej ja zawsze pisałem, że to właśnie system zawiódł i wielokrotnie też podkreślałem, że nie czuję żadnej nienawiści do kobiet ani nie mam do nich pretensji.

Dokładnie tak, mieliśmy trudniej, a wiesz dlaczego? Bo u nas zawiodło to co kształtuje człowieka na całe życie czyli dzieciństwo i lata szkolne. Tak jak Jack pisał każdy miał jakieś problemy i te problemy nie tylko zostały olane ale jeszcze cały czas były zwiększane. Nikt kto wtedy powinien nie kiwnął nawet palcem. Rodzice nie wiedzieli, nauczyciele kompletnie olali, rówieśnicy nie rozumieli, cały system wychowaczo-edukacyjny w tym kraju to jest jedna wielka kpina, która stworzyła ludzi takich jak ja. Nawet teraz mimo tej całej beznadziei obecnej sytuacji za nic nie wróciłbym do gimnazjum.

Chodzi właśnie o to, że wcale NIE mieliście trudniej od nas. Kiedy ja chodziłam do szkoły, to coś takiego jak świadome wychowanie, edukacja społeczna, zwracanie uwagi na relacje międzyludzkie, emocje i związane z nimi problemy, a tym bardziej świadome szukanie ich przyczyn - leżało i kwiczało aż miło. My byliśmy kompletnie zostawieni sami sobie. Za to potem zaczęło się to zmieniać i Wy trafiliście właśnie w ten okres. Mieliście po prostu pecha urodzić się w takim domu i być kształtowanym przez takie środowisko, które nie miało w sobie na tyle zacięcia, aby tę tendencję przełożyć na konkretne działanie i wdrożyć w życie.

P.S.
U Ciebie nie jest to może tak wyraźne, ale pamiętam, że gdzieś po drodze zwracałam Ci uwagę, że zaczynasz nasiąkać pewnymi treściami. To jest początek przejmowania myślenia w typie "to kobiety są temu winne".

25,210

Odp: 30lat i cały czas sam
KoralinaJones napisał/a:

Co słychać? Tadziu nadal zajada się pasztetówką? big_smile

A jakże, wszystko po staremu big_smile, czyli... swojsko, znajomo i niestety do bólu przewidywalnie cool

25,211

Odp: 30lat i cały czas sam

Shini, tak w ogólnej odpowiedzi na Twój post i wszystkie "ale ja nie...". Wiem. Akurat Twoja sytuacja jest inna, inaczej zresztą też piszesz na forum niż reszta i sprawiasz inne wrażenie. Pisałam o incelach bardziej ogólnie, Ty jesteś raczej wyjątkiem. Z drugiej strony też coraz częściej pojawia się w Twoich postach przesłanie, że to wszystko to nie Twoja wina, tylko dzieciństwa itp., oraz - że wszyscy, którym się coś udało, mieli dużo szczęścia. To już jest bardzo w tę stronę, bo nie ma nic o odpowiedzialności za siebie, sprawczości; jest szczęście albo pech. I dopóki z takiego założenia będziesz wchodził, to nie znajdziesz motywacji do zmiany czegokolwiek.

Kakarotto napisał/a:

Dodałbym do tego jeszcze rzeczy, które może zrobić tak naprawdę każdy z nas - zwracanie większej uwagi na sytuację dziecka w szkole, jego kontakty z rówieśnikami i reagowanie gdy coś jest nie tak, ale także w przypadku już dorosłych - jeśli już znajdzie się taka osoba o niskich umiejętnościach i kompetencjach społecznych odstająca w jakiś sposób od norm, ale jednak szukająca towarzystwa to nie alienować jej z grupy, nie traktować jak kogoś gorszego, itd.

Czyli nie patrzeć na własne odczucia, bo liczy się tylko dobro tej osoby? Przecież to nie przejdzie. Albo kontakt z kimś sprawia Ci przyjemność, albo nie. I jeśli nie, to nikt nie będzie się zmuszał do spotkań.
No i tu jednak wychodzi to, o czym pisałam wcześniej - te liczące się zmiany musiałyby się odbyć właśnie między jednostkami, bo to tego naprawdę brakuje, z czym Jack i Ty chyba też się nie zgadzaliście. A tu proszę, jednak wychodzi na to, że zwykły człowiek ma dobierać towarzystwo, nie zwracając uwagi na własne chęci tylko cudze. Jasne, jasne.

25,212

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

No ale z księżniczkami tak samo - nie ma przymusu spędzania z nimi czasu. Więc, w zasadzie, ja nie mam nic przeciwko istnieniu rozmaitych marud płci dowolnej, nie chcę tylko, żeby od razu dyskryminacją było to, że ktoś dobiera sobie towarzystwo wg własnej przyjemności, a nie cudzej.


Nie ma przymusu, ale spróbuj cokolwiek powiedzieć, to będąc facetem od razu masz łatkę mizogina. Zaufaj mi. Znam się na tym, bo nie potrafię się ugryźć w język. wink

25,213

Odp: 30lat i cały czas sam
Priscilla napisał/a:

Ale zdarzyło się to relatywnie niedawno czy dwie dekady temu?

Na przestrzeni ostatnich ok 25-ciu lat. Pierwszy przypadek - znajomy w ogólniaku z równoległej klasy. Zafundował sobie złoty strzał w szkolnym kiblu.

Wiesz, współpracuję z paroma osobami leczącymi się psychiatrycznie. Aż tak łatwo o leki i dobranie ich odpowiedniej kompozycji nie jest łatwo. Niby świadomość jest co raz większa i niektórzy wręcz obnoszą się ze swoimi problemami, ale ogólnie ludzie mają duży problem z przyznaniem się tak czy siak. Ostatnio miałem taką rozmowę z jedną znajomą, to mi się przyznała, że latami borykała się z uzależnieniem od leków. Ale zrobiła to tylko dlatego, że widziała, że ja to kompletnie olewam takie kwestie. Natomiast jak to wypływało szerzej, to z jednej strony była poklepywana po plecach i miała deklaracje wsparcia itp, ale z drugiej widziała, ze podejście ludzi do niej się zmieniło w nie najlepszym kierunku.


Ale tu znowu - mamy XXI wiek, dostęp do informacji i narzędzi, z których można korzystać właściwie bez ograniczeń, a to niesie ze sobą nie tylko wcześniej wymienione, ale też... świadomość. Tematu nie ogarnie tylko ten, kto naprawdę nie chce.

Tak. Też tak to widzę. Ale dla ludzi młodszych ode mnie, którzy już w pełni wychowali się w erze cyfrowej i internetu oni tego tak nie widzą. Dla nas to okno na świat możliwości, a komputer i internet są narzędziami. Dla nich to nie jest narzędzie. To element rzeczywistości. I to czego doświadczają online odbierają jako równe rzeczywistości. Przestaje to być zatem narzędziem, a staje się źródłem stresu i odczuwanej presji z opcją chwilowej ucieczki.


Są swoimi własnymi niewolnikami i dobrze się w tej roli czują


Czytałaś Inny Świat? Tam jest fajnie opisane jak na psychikę wpływały łagry - więzienia bez murów i ogrodzeń. Podobnie fajny był motyw strachu przed wolnością u więźniów w Skazanych na Shawshank. To są te same mechanizmy psychologiczne. Część ludzi potrafi z tego wyjść. Ale dla części staje się to elementem ich tożsamości. Fragmentem ich samych. A bez profesjonalnego wsparcia ciężko jest odrzucić siebie.

25,214

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Czyli nie patrzeć na własne odczucia, bo liczy się tylko dobro tej osoby? Przecież to nie przejdzie. Albo kontakt z kimś sprawia Ci przyjemność, albo nie. I jeśli nie, to nikt nie będzie się zmuszał do spotkań.
No i tu jednak wychodzi to, o czym pisałam wcześniej - te liczące się zmiany musiałyby się odbyć właśnie między jednostkami, bo to tego naprawdę brakuje, z czym Jack i Ty chyba też się nie zgadzaliście. A tu proszę, jednak wychodzi na to, że zwykły człowiek ma dobierać towarzystwo, nie zwracając uwagi na własne chęci tylko cudze. Jasne, jasne.

Gdyby kobiety były tak traktowane przez facetów, dokłądnie na takiej zasadzie jak to opisujesz to jako ludzkość byśmy wyginęli. wink

Kakarotto nawiązywał do zwykłej życzliwości i otwartości i - polecę Raką wink - daniem szansy na wykazanie się zamiast odtrącać bazując na pierwszym wrażeniu.


Tak z ciekawości - raczej nigdy ci nikt nie kazał wypierdalać, bo jesteś gruba czy coś, prawda? Nikt cię publicznie nie wytykał palcami ośmieszając cię na tle grupy, prawda? Nikt cię nie odzierał z kobiecości ze względu na..nie wiem...mały biust czy niższą tonację głosu.

A ja to przerabiałem. I nie od innych chłopaków (tu rzadko się trafiało), ale głównie od dziewczyn. Wielokrotnie byłem wyzywany, poniżany, nierzadko za przykre słowo lub komentarz z mojej strony niektóre dziewczyny nakręcały nagonki i albo kończyło się u wychowawczyni/ dyrektorki albo stawiały flaszkę/fajki jednemu z tępych osiłków, żeby mnie sprał, albo żeby mi głowę w kiblu spuścił. Nie doświadczyłaś takich zachowań więc nie potrafisz sobie wyobrazić jak one by na ciebie wpłynęły. Ja mogłem się z tego wyrwać, bo często zmieniałem szkoły. I czasem to ja byłem ofiarą, a innym razem oprawcą. Dzieci są brutalne i frustracje z domu wyładowują na innych. Próbują też ustalić swoją wartość i pozycję w grupie. Wystarczy się w jakiś sposób wyróżniać na tle innych i zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie cię chciał z tego powodu zgnoić. Chyba, ze jesteś dziewczynką. No to maks czego doświadczysz to końskie zaloty. Też to potrafi dojechać psyche i babki noszą te traumy całe życie potem (zwłaszcza te co szybciej zaczęły rosnąć czy zaokrąglać się w biuście). Ale to wciąż nie ta skala.


Dlatego słów Kakarotto i innych chłopaków nie odbieram tutaj jako próby wymuszenia akceptacji, ale jako nawoływanie o więcej życzliwości, ciepła, zrozumienia i cierpliwości. Bo niektórzy bywają dziwni, nieporadni w kontaktach. Ale to wciąż ludzie. I najczęściej mają serca z dobrej strony. Tylko nie chcą być traktowani przez pryzmat przypiętej łatki odszczepieńca.

25,215

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Jack, jak ty mnie zaimponowałeś w tej chwili

To są rzeczy, które mówię cały czas. Tylko ty wszystko odbierasz personalnie jako przytyk, albo próba gnojenia ciebie. Moje zrozumienie procesów i przyczyn nijak nie wpływa na możliwości twojego wyjścia z impasu. Tu nie zmienia się nic: jesteś w dupie i się w niej mościsz zamiast poszukać opcji wyjścia. Bo niezależnie od wszystkiego, to jesteś dorosłym koniem i odpowiedzialność za twój stan spoczywa tylko i wyłącznie w twoich rękach. Nawet jakbyś miał Zespół Klinefeltera, to masz tyle lat na karku, że powinieneś zadbać o swoje leczenie sam.

Bo albo jesteś dorosły i odpowiedzialny za siebie, albo nie. Ale wtedy to ubezwłasnowolnienie i na oddział. Bo nie nadajesz się do życia w społeczeństwie. Tu nie ma nic pośredniego. Bo uzasadnienie twoich problemów nie staje się ich usprawiedliwieniem ani wymówką.

25,216

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:
SaraS napisał/a:

No ale z księżniczkami tak samo - nie ma przymusu spędzania z nimi czasu. Więc, w zasadzie, ja nie mam nic przeciwko istnieniu rozmaitych marud płci dowolnej, nie chcę tylko, żeby od razu dyskryminacją było to, że ktoś dobiera sobie towarzystwo wg własnej przyjemności, a nie cudzej.


Nie ma przymusu, ale spróbuj cokolwiek powiedzieć, to będąc facetem od razu masz łatkę mizogina. Zaufaj mi. Znam się na tym, bo nie potrafię się ugryźć w język. wink

Ale co powiedzieć?

Nie bardzo umiem się do tego odnieść, bo raczej nie mam tak, żebym musiała spędzać czas wolny z kimś, kogo nie lubię. Wyjątkiem był może były facet siostry mojego partnera, ale jego nie lubił nikt xD, więc po prostu relacja na czas ich związku została nieco wygaszona, a przy tych nielicznych spotkaniach ani mój partner, ani - tym bardziej wink - ja nie gryźliśmy się w język, ale też nikt nie miał z tym problemu.
Inna rzecz, że właśnie tego chyba sobie nie umiem wyobrazić - że pojawia się w towarzystwie w jakiś sposób niefajna osoba i całe towarzystwo nie pozwala powiedzieć złego słowa? No magia jakaś, przecież skoro się lubimy, to mamy całkiem podobne "wzory" osób, które lubimy, a których - nie. Nie widzę możliwości, żeby dołączyła księżniczka czy roszczeniowiec płci męskiej, a wszyscy poza mną byli zachwyceni.

25,217

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:
SaraS napisał/a:

Czyli nie patrzeć na własne odczucia, bo liczy się tylko dobro tej osoby? Przecież to nie przejdzie. Albo kontakt z kimś sprawia Ci przyjemność, albo nie. I jeśli nie, to nikt nie będzie się zmuszał do spotkań.
No i tu jednak wychodzi to, o czym pisałam wcześniej - te liczące się zmiany musiałyby się odbyć właśnie między jednostkami, bo to tego naprawdę brakuje, z czym Jack i Ty chyba też się nie zgadzaliście. A tu proszę, jednak wychodzi na to, że zwykły człowiek ma dobierać towarzystwo, nie zwracając uwagi na własne chęci tylko cudze. Jasne, jasne.

Gdyby kobiety były tak traktowane przez facetów, dokłądnie na takiej zasadzie jak to opisujesz to jako ludzkość byśmy wyginęli. wink

Tzn. jak? Spotykają się towarzysko z kobietami, których nie lubią?

Kakarotto nawiązywał do zwykłej życzliwości i otwartości i - polecę Raką wink - daniem szansy na wykazanie się zamiast odtrącać bazując na pierwszym wrażeniu.

No, ja ostatnio znowu pytałam Rakę o to, jak to dawanie szansy na wyglądać, ale albo przeoczyłam odpowiedź, albo ona nie powstała.

Pisałam już kiedyś: ta szansa istnieje zawsze, kiedy się z kimś spotykasz. Ot, ognisko, ktoś kogoś przyprowadził, nie wszyscy z wszystkimi się znają. Nikt nie zamyka oczu i nie wybiera na ślepo, że tego nie będzie lubił, a ta jest spoko. Nikt, myślę, nie przywiązuje w ogóle do tego wagi. To się po prostu dzieje. Nagle wiesz, że w sumie to tej nie chcesz więcej widzieć, ten Ci nie przeszkadza, a ten to w ogóle wydaje się interesujący. A szansę mieli wszyscy taką samą, łącznie z "oceniającym" (choć to złe słowo, może - z odbierającym bodźce? wink), bo przecież i jego może ktoś polubił, a ktoś znielubił, a ktoś - ledwo zauważył. wink

I taka szansa jest spoko, coś, co dzieje się z automatu i czego trudno byłoby nie dać, bo jakieś wrażenie sprawiamy cały czas. Ale Race raczej nie o to chodzi, on, podejrzewam, chciałby, żeby ludzie mimo swoich odczuć dawali mu kolejne szanse... I kolejne... A jeśli jego towarzystwo będzie nieprzyjemne, to nikt tego nie będzie robił.

Tak z ciekawości - raczej nigdy ci nikt nie kazał wypierdalać, bo jesteś gruba czy coś, prawda? Nikt cię publicznie nie wytykał palcami ośmieszając cię na tle grupy, prawda? Nikt cię nie odzierał z kobiecości ze względu na..nie wiem...mały biust czy niższą tonację głosu.

A ja to przerabiałem. I nie od innych chłopaków (tu rzadko się trafiało), ale głównie od dziewczyn. Wielokrotnie byłem wyzywany, poniżany, nierzadko za przykre słowo lub komentarz z mojej strony niektóre dziewczyny nakręcały nagonki i albo kończyło się u wychowawczyni/ dyrektorki albo stawiały flaszkę/fajki jednemu z tępych osiłków, żeby mnie sprał, albo żeby mi głowę w kiblu spuścił. Nie doświadczyłaś takich zachowań więc nie potrafisz sobie wyobrazić jak one by na ciebie wpłynęły. Ja mogłem się z tego wyrwać, bo często zmieniałem szkoły. I czasem to ja byłem ofiarą, a innym razem oprawcą. Dzieci są brutalne i frustracje z domu wyładowują na innych. Próbują też ustalić swoją wartość i pozycję w grupie. Wystarczy się w jakiś sposób wyróżniać na tle innych i zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie cię chciał z tego powodu zgnoić. Chyba, ze jesteś dziewczynką. No to maks czego doświadczysz to końskie zaloty. Też to potrafi dojechać psyche i babki noszą te traumy całe życie potem (zwłaszcza te co szybciej zaczęły rosnąć czy zaokrąglać się w biuście). Ale to wciąż nie ta skala.


Dlatego słów Kakarotto i innych chłopaków nie odbieram tutaj jako próby wymuszenia akceptacji, ale jako nawoływanie o więcej życzliwości, ciepła, zrozumienia i cierpliwości. Bo niektórzy bywają dziwni, nieporadni w kontaktach. Ale to wciąż ludzie. I najczęściej mają serca z dobrej strony. Tylko nie chcą być traktowani przez pryzmat przypiętej łatki odszczepieńca.

Ale to są przecież zupełnie inne sprawy! Przecież to, że nie chciałabym spędzać czasu z X, nie oznacza, że uważam, że trzeba mu dowalić na punkcie wyglądu czy jakimkolwiek innym.
Poza tym, znowu blizna. Nikt nie odrzuci za bycie incelem tak, nikt nie przyczepi się tego jak do wyglądu. To chodzi o zachowanie, a to już ma pełne prawo stanowić podstawę do decyzji o kontynuowaniu znajomości. Natomiast jeżeli chodzi wyłącznie o wygląd, to jasne, ale tu już mamy w ostatnich latach działania na rzecz akceptacji, więc raczej nie ma co się rozwodzić nad kwestią wykluczania ze znajomych za niewyjściową twarz. wink

Po prostu co innego oczekiwać uprzejmości i kultury, a co innego domagać się koleżeństwa i więcej.

25,218

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Ale co powiedzieć?

Cokolwiek jednoznacznego, że nie chcesz mieć nic wspólnego z taką osobą z krótkim uzasadnieniem. Np spróbuj na takim spotkaniu, jak się pojawi nielubiana przez ciebie osoba powiedzieć jej wprost, że jej nie lubisz, bo jest odklejona od rzeczywistości, mlaszcze i śmierdzi jej z ust.

Jak jesteś facetem to doświadczasz takich reakcji, jak ja tutaj. Jak jesteś kobietą (na tle swojej grupy), to nikt się słowem na to nie zająknie, a jeszcze poklepią cię po pleckach, ze oczywiście masz rację i to fajnie, że swoje myśli wyrażasz tak wprost, bez owijania w bawełnę.



Inna rzecz, że właśnie tego chyba sobie nie umiem wyobrazić - że pojawia się w towarzystwie w jakiś sposób niefajna osoba i całe towarzystwo nie pozwala powiedzieć złego słowa? No magia jakaś, przecież skoro się lubimy, to mamy całkiem podobne "wzory" osób, które lubimy, a których - nie. Nie widzę możliwości, żeby dołączyła księżniczka czy roszczeniowiec płci męskiej, a wszyscy poza mną byli zachwyceni.

A i widzisz. Już na starcie zakładasz, że nowa osoba jest 'niefajna'. A może przed wydaniem osądu przyjmiesz uśmiech służbowy numer 5 i lepiej poznasz przed wydaniem wyroku skazującego na banicję? Nowej osobie zawsze trudno wpasować się w już istniejącą grupę. Grupę sobie znaną, posługującą się swoim wewnętrznym językiem i poczuciem humoru, który dla osoby z zewnątrz nie musi być wcale rozpoznawalny. Na początku wypada jednak być uprzejmym i przystępnym dla kogoś nowego i innego. Tak nakazuje zwykła życzliwość i kultura: nie wykluczać pośpiesznie. I nie sprawiać, aby ktoś na wspólnym spotkaniu czuł się źle.

Jak po kilku spotkaniach ktoś się dalej nie asymiluje, a bliższe spotkanie nie zachwyca (delikatnie mówiąc) to po prostu trzeba przestać zapraszać. A samemu będąc zaproszonym przez taką osobę to trzeba odmówić i powiedzieć wprost czemu. Bo zwodzenie jest najgorsze.

25,219

Odp: 30lat i cały czas sam

-Mężczyźni potrafią kochać szczerze i bezwarunkowo, u kobiet to rzadkość.--

cytat  z Raki,może dziewczyny//rozmówczynie wyczuwają taka niechęc do ludzi, jak powyżej..a może nie kazdą kobiete to odpycha??

nie przepadam za takim podejsciem i prosze mi tu potwierdzic,,ze ktokolwiek z Was za takim ocenianiem nie przepada,tylko prosze nie sciemniac za mocno;pp

25,220

Odp: 30lat i cały czas sam
SaraS napisał/a:

Tzn. jak? Spotykają się towarzysko z kobietami, których nie lubią?

Non stop. Choć może 'nie lubią' to za dużo powiedziane. Tolerują to max. Ale to nawet nie w tym rzecz. Chodzi głównie o to:

jednak wychodzi na to, że zwykły człowiek ma dobierać towarzystwo, nie zwracając uwagi na własne chęci tylko cudze. Jasne, jasne.

Taki przykład z randką. To facet ma przypodobać się kobiecie. Ma jej zaimponować. Jak nie lubisz sushi, a typ uwielbia, to myślisz że pójdziecie na randkę do takiej restauracji? Jak uwielbiasz wino, a on piwo, to co twoim zdaniem będziecie pić do randkowego posiłku? Ile razy rozmawiałaś o piłce nożnej, motoryzacji czy militariach na rance w początkach poznawania się? Ile rozmów o wojnie, geopolityce, teoriach spiskowych, a ile to były gówno-rozmowy na tematy tobie znane?

70-80% tego co robimy aby wam zaimponować, żeby was poderwać mamy głęboko w dupie lub tego wręcz nie lubimy. A robimy to lub zgadzamy się na to ze względu na was.


No, ja ostatnio znowu pytałam Rakę o to, jak to dawanie szansy na wyglądać, ale albo przeoczyłam odpowiedź, albo ona nie powstała.

Raka trolluje.


Ot, ognisko, ktoś kogoś przyprowadził, nie wszyscy z wszystkimi się znają. Nikt nie zamyka oczu i nie wybiera na ślepo, że tego nie będzie lubił, a ta jest spoko

Na ślepo nie, ale kobiety bardzo często tak robią, że alienują na podstawie pierwszego wrażenia. Wiesz ile razy słyszałem, że nie jestem mężczyzną, bo jestem za niski? Albo żebym nie tracił czasu i nawet nie próbował podrywać, bo gardzi blondynami jak ją jej były zdradził czy coś innego w ten deseń?


Ale to są przecież zupełnie inne sprawy! Przecież to, że nie chciałabym spędzać czasu z X, nie oznacza, że uważam, że trzeba mu dowalić na punkcie wyglądu czy jakimkolwiek innym.

Ale sporo kobiet ma jednak inaczej. Zobacz na Smutną i jej wieczne wycieczki personalne wobec mnie. Popatrz ile troll kont ala Giaa było tylko po to, aby mi poubliżać. W rzeczywistości takich kobiet jest na pęczki. Bo liczyła, że na spotkaniu pozna kogoś fajnego, a byłem ja - przeciwieństwo jej oczekiwań. No to trzeba dać upust frustracji. Wiesz ile razy na dzień dobry słyszałem tekstem typu 'skąd do nas przyjechałeś, krainy liliputów?' Albo 'ej a ile czasu się tutaj jedzie z Szuflandii?". Albo ile razy słuchałem historii, że coś tam po spotkaniu próbowałem nieudolnie podrywać, choć nic takiego nie miało miejsca?


Po prostu co innego oczekiwać uprzejmości i kultury, a co innego domagać się koleżeństwa i więcej.

Wiesz czemu inaczej to rozumiesz i czemu to odbierasz jako domagania się czegoś więcej? Bo byłaś zawsze (dostatecznie) dobrze traktowana. Uprzejmość i kulturę dostawałaś jako gwarant i wydaje ci się, że tak to działa wobec wszystkich. A tak nie jest. Jak jesteś facetem niespełniającym wymagań to dostajesz najczęściej od kobiet pogardę.

Posty [ 25,156 do 25,220 z 29,790 ]

Strony Poprzednia 1 386 387 388 389 390 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024