30lat i cały czas sam - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 334 335 336 337 338 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 21,776 do 21,840 z 29,781 ]

21,776

Odp: 30lat i cały czas sam
jjbp napisał/a:

Dostanie się na rozmowę bez doświadczenia wcale nie jest mało prawdopodobne. Można napisać dobry list motywacyjny, wpisać so CV doświadczenia niekoniecznie będące związane z praca zarobkową (np praktyki które każdy student jakieś chyba ma za sobą). Codziennie setki osób dostają zaproszenia na rozmowy, dostają oferty pracy, każdy z nas to przechodził po studiach a tu na forum znowu mission impossible.

Jak ktoś się sprawdza, to może też poprosić o rekomendację na piśmie. Jak poprzedni pracodawca wystawi fajną laurke, to z pocałowaniem ręki weźmie się osobę lojalną, oddaną, uczciwą i pracowitą. Przyuczyć prawie zawsze można.

Zobacz podobne tematy :

21,777

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:
Olinka napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Oczywiście, że się da. Nigdzie nie przeczę. Ale zaangażowanie można pokazać dopiero po zatrudnieniu.

Myślisz się i to bardzo. Nawet sposób w jaki rozmawiasz podczas rozmowy rekrutacyjnej, Twoja postawa, zadawane pytania - to wszystko dużo o Tobie mówi. Zdarzało mi się podejmować decyzje o tym, kogo widziałabym w swoim zespole i bogate cv wcale nie było decydujące. Często ważniejszy jest potencjał, jaki drzemie w potencjalnie przyszłym pracowniku.

To akurat ja pisałem, a nie Shini wink ale znowu, na rozmowę też trzeba się dostać, a bez doświadczenia jest to mało prawdopodobne. No i akurat na rozmowach wykazywałem się zaangażowaniem, a i tak często bywałem odrzucany, bo wymyślali jakieś głupie pytania bez związku z tematem. Albo i bez tego.

Przez kobiety: odrzucany
Przez kolegów: odrzucany
Na forum: odrzucany
Na rozmowach kwalifikacyjnych: odrzucany

To chyba jakiś nowy syndrom wiecznego odrzucenia. No ciekawe. Dlaczego?


P.S. Na rozmowach kwalifikacyjnych też byłeś odrzucany za wygląd?

21,778

Odp: 30lat i cały czas sam
Raka napisał/a:

To akurat ja pisałem, a nie Shini wink ale znowu, na rozmowę też trzeba się dostać, a bez doświadczenia jest to mało prawdopodobne. No i akurat na rozmowach wykazywałem się zaangażowaniem, a i tak często bywałem odrzucany, bo wymyślali jakieś głupie pytania bez związku z tematem. Albo i bez tego.

Kobiety nie chcą dawać szansy w taki sposób, w jaki byś chciał. Pracodawcy zadają takie pytania, jakie by chcieli, a nie takie, jakich Ty byś chciał.

Jak to jest, że wszystko zawsze jest winą tego, że ludzie mają czelność robić to, co uważają za słuszne?

Kolejny raz: to jest poziom dziecka tłumaczeń przedszkolaka. Nie przyniósł kredek, bo mama nie kupiła, dostał czarną kropkę, bo pani go nie lubi, popchnął Wojtka, bo ten się wolał bawić z Krzysiem,  a na koniec beczał, bo pani zabrała grupę na głupi spacer. Dorosłemu wypadałoby już myśleć w inny sposób.

21,779

Odp: 30lat i cały czas sam
rakastankielia napisał/a:

To akurat ja pisałem, a nie Shini wink ale znowu, na rozmowę też trzeba się dostać, a bez doświadczenia jest to mało prawdopodobne. No i akurat na rozmowach wykazywałem się zaangażowaniem, a i tak często bywałem odrzucany, bo wymyślali jakieś głupie pytania bez związku z tematem. Albo i bez tego.

Rzeczywiście, przepraszam za pomyłkę, ale to zabrzmiało jak poprzednie wypowiedzi Shinigami - ta sama retoryka, ten sam sposób patrzenia na temat. Tutaj wydajecie się "jednorodni".

Będzie jak poprzednio: oczywiście, że nie trzeba mieć doświadczenia, żeby zostać zaproszonym na rozmowę, a potem dostać pracę. Nie każde stanowisko tego wymaga. Ponadto wiele firm woli douczyć pracownika i ukształtować "pod siebie". Nawet ta wspominana przeze mnie stawiała na ludzi po studiach, którzy nie byli przesiąknięci obcymi nawykami. Oni mają swoją, dosyć specyficzną politykę i bardzo tego przestrzegają. Wdrożenie do pracy było długie, intensywne, ale przygotowujące stricte pod stanowisko, które pracownik miał później objąć. To im się bardzo sprawdza. 

Jack Sparrow napisał/a:

Miałem to samo w kilku firmach powiedziane wprost przy szkoleniu przez bezpośredniego przełożonego. I było to podyktowane kilkoma wypadkami z przeszłości. Bo ktoś się brał za coś, co nie należało do jego obowiązków służbowych, a potem klops, bo albo towar zniszczony, albo ktoś się uszkodził i mieli problemy prawne i płacili odszkodowania.

W innych miejscach odwrotnie - "obowiązki służbowe z umowy to tylko minimum, masz się wykazywać inicjatywą!".

Co firma, to inne nastawienie potrafi być pod tym kątem.

Oczywiście, że zależy od firmy, ale na tyle długo chodzę po świecie, że ta pełna zdziwienia próba zdeprecjonowania tego, co napisałam, aż mnie rozbawiła wink.

21,780

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

Oczywiście, że zależy od firmy, ale na tyle długo chodzę po świecie, że ta pełna zdziwienia próba zdeprecjonowania tego, co napisałam, aż mnie rozbawiła wink.

Shinigami (i nie tylko on) żyje w dość małej i hermetycznej bańce.

21,781 Ostatnio edytowany przez rakastankielia (2023-09-20 17:06:01)

Odp: 30lat i cały czas sam
jjbp napisał/a:

Dostanie się na rozmowę bez doświadczenia wcale nie jest mało prawdopodobne. Można napisać dobry list motywacyjny, wpisać so CV doświadczenia niekoniecznie będące związane z praca zarobkową (np praktyki które każdy student jakieś chyba ma za sobą). Codziennie setki osób dostają zaproszenia na rozmowy, dostają oferty pracy, każdy z nas to przechodził po studiach a tu na forum znowu mission impossible.

Ale jaka mission impossible, skoro po studiach byłem na kilku rozmowach i pracę znalazłem?

Olinka napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

To akurat ja pisałem, a nie Shini wink ale znowu, na rozmowę też trzeba się dostać, a bez doświadczenia jest to mało prawdopodobne. No i akurat na rozmowach wykazywałem się zaangażowaniem, a i tak często bywałem odrzucany, bo wymyślali jakieś głupie pytania bez związku z tematem. Albo i bez tego.

Rzeczywiście, przepraszam za pomyłkę, ale to zabrzmiało jak poprzednie wypowiedzi Shinigami - ta sama retoryka, ten sam sposób patrzenia na temat. Tutaj wydajecie się "jednorodni".

Będzie jak poprzednio: oczywiście, że nie trzeba mieć doświadczenia, żeby zostać zaproszonym na rozmowę, a potem dostać pracę. Nie każde stanowisko tego wymaga. Ponadto wiele firm woli douczyć pracownika i ukształtować "pod siebie". Nawet ta wspominana przeze mnie stawiała na ludzi po studiach, którzy nie byli przesiąknięci obcymi nawykami. Oni mają swoją, dosyć specyficzną politykę i bardzo tego przestrzegają. Wdrożenie do pracy było długie, intensywne, ale przygotowujące stricte pod stanowisko, które pracownik miał później objąć. To im się bardzo sprawdza.

No i to jest fajne podejście smile natomiast nie spotkałem się z długim i intensywnym wdrażaniem. Jeśli już, to po prostu była przez krótki czas wyrozumiałość dla początkującego, ale żadnego pokazywania, co należy zrobić w danej sytuacji nie było.

21,782

Odp: 30lat i cały czas sam

Został odrzucony przez wygląd, kobieta nie dała mu szansy na wykazanie charakteru, cały internet śmieje sie z chłopaka i jego wygladu.



PunBB bbcode test

21,783

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

Przecież wiesz, że nie chodziło o tę część wypowiedzi, ale o tę podkreśloną. Jeśli w taki sposób masz zamiar dyskutować, to od razu zaznaczam, że szkoda mi czasu na tłumaczenie oczywistości.

I co ja mam niby z tym zrobić? Pomijając fakt, że nie wierzę, że przedyskutowałeś temat z kilkoma osobami, bo w moim odczuciu raczej to Ciebie tak to dziwi, że musisz dodać temu wiarygodności powołując się na zbiorowe zdziwienie. W każdym razie na to, że dla Ciebie i ewentualnie Twojego otoczenia, którym wyraźnie przesiąkłeś, przytoczony przykład brzmi nieprawdopodobnie, nie mam żadnego wpływu, a nawet nie odczuwam potrzeby, by Cię do tego przekonywać.
Wspomnę tylko, że wyraźnie nie zwróciłeś uwagi, że ona ma techniczny zmysł, a zaczynała od bardzo drobnych korekt, które może ogarnąć niemal każdy, byleby chciał się tego nauczyć. Potem przeszła szkolenie, zresztą dokładnie takie samo, jak mój syn zanim po studiach został dopuszczony do stanowiska pracy. I oczywiście, że jakby coś się stało, to prawdopodobnie poniosłaby za to odpowiedzialność, być może jej przełożony także, ale realia są takie, że dopóki nic się nie dzieje, to zwykle nikt nie zwraca na to uwagi.

Widzę, że w Twoim środowisku nepotyzm ma się dobrze, mnie z kolei zwyczajnie brzydzi. Nawet starając się o swoją pierwszą pracę zabroniłam mojemu ojcu, żeby nawet próbował uruchamiać swoje kontakty. Czułabym się okropnie ze świadomością, że zostałam zatrudniona, a tym bardziej otrzymałam awans, bo mi to ktoś załatwił, a nie z powodu swoich kompetencji i możliwości, które sama potrafię przekuć w coś wartościowego.

Myślisz się i to bardzo. Nawet sposób w jaki rozmawiasz podczas rozmowy rekrutacyjnej, Twoja postawa, zadawane pytania - to wszystko dużo o Tobie mówi. Zdarzało mi się podejmować decyzje o tym, kogo widziałabym w swoim zespole i bogate cv wcale nie było decydujące. Często ważniejszy jest potencjał, jaki drzemie w potencjalnie przyszłym pracowniku.

Jeśli czymś cię uraziłem to przepraszam, ze wszystkim byłem całkowicie szczery i nie było tu żadnych żartów. Skoro uznajesz coś za taką oczywistość, że szkoda czasu na jej tłumaczenie to będę musiał jakoś to przeżyć.

Ponownie powtarzam, wszystko co pisałem było w 100% prawdą, NA PRAWDĘ pokazałem ten fragment posta kilku osobom i NA PRAWDĘ ich reakcje były takie jak opisałem. Dla ścisłości dodam, że oni nie byli zdzwieni samą treścią posta tylko tym, że ktoś jeszcze wierzy coś takiego. To nie byli ludzie w moim wieku tylko ludzie po 40 mający za sobą 20 lat pracy. Mój kuzyn dostał pracę w międzynarodowym korpo, jego była żona mająca bogatą rodzinę mu ją załatwiła. Mój kolega dostał pracę w firmie ojca jego dziewczyny. Jeden znajomy pracuje u brata, drugi u wujka, dwie siostry mojego szwagra pracują w firmie u innego szwagra. I takich historii mam jeszcze z kilkanaście, tak wyglądało moje środowisko odkąd pamiętam, tylko takie znałem. Ja również gardzę nepotyzmem ale najwidoczniej mamy zupełnie inny pogląd na tą kwestię. Dla mnie nepotyzm jest kiedy wysokie kierownicze stanowisko dostaje ktoś kto wcześniej nawet nie pracował w tej firmie czy instytucji. Ułatwienie komuś przyjęcia na najniższe stanowisko tak by w ogóle znalazł się w tej firmie czy instytucji, a potem już sam piął się dalej po szczeblach kariery nie uważam za nepotyzm. Nepotyzm jest jak ktoś od razu zostaje dyrektorem, a nie jak zostaje młodszym specjalistą czy asystentem.

Ja tylko tego bym chciał, by ktoś mi trochę pomógł zacząć, postawić pierwszy krok, a o kolejne już sam się będę martwił. Wiem, że sam nie dam rady, nie potrafię "się sprzedać", zwykła rozmowa z ludźmi czasami jeszcze sprawia mi problemy więc jak miałbym kogoś do czegoś przekonywać. Nie potrafię z uśmiechem dobrze o sobie mówić bo sam uśmiech występuje rzadko, a tym bardziej się czymś przechwalać czy obiecywać coś bez pokrycia. Kiedyś byłem skrajnym pesymistą i czasami wciąż zdarzają mi się "pesymistyczne momenty" kiedy ciężko odróżnić czy to co mówię jest czarnym humorem czy nie. Prawie w ogóle nie potrafię kłamać i gardzę tym, a z tego co czytam w waszych postach to jest wręcz niezbędne by dostać pracę. To brzmi tak "Nie ważne, że nie spełniasz wymagań, nie ważne, że nie masz żadnego doświadczenia, kłam i oszukuj, że masz i może nikt się nie zorientuje."

Jack Sparrow napisał/a:

Ja wiem ile kosztuje najem w stolicy. Ale pamiętaj, że najem czysto komercyjny to tylko jedna z dróg.

Jest coś takiego jak Fundusz Mieszkań na Wynajem, gdzie oferty są sporo tańsze. Jest najem z zasobów miejskich, o który można się ubiegać (mieszkania komunalne - tylko nie myl tego z mieszkaniami socjalnymi, bo to co innego), a są też jeszcze TBSy (Towarzystwa Budownictwa Społecznego - takie spółdzielnie, od których wynajmujesz mieszkanie, a potem masz prawo je odkupić za grosze). W wielu spółdzielniach państwowych są pustostany, a ich koszty utrzymania (ciepło) rozkłada się na resztę mieszkańców (wynika to z prawa o niezadłużeniu spółdzielni) i czasem wystarczy podzwonić i popytać po spółdzielniach czy nie mają wolnych lokali do zasiedlenia/najmu.

To jest goła podstawa, a jak wspominałem do tego dochodzą premie i bonusy. Nie pamiętam już u którego przewoźnika (MZA, Arriva czy ktoś inny), ale oferowali też darmowe zakwaterowanie. MZA to też budżetówka, więc ma 13stkę, dodatek urlopowy. Niezależnie od przewoźnika masz albo 90% upust na komunikację, albo w ogóle darmową, co w ujęciu rocznym też daje niezły grosz do kieszeni.

Godność nie oznacza bogactwa czy nawet dostatku. Masz dach nad głową, buty na nogach i co do talerza włożyć, a nie kradniesz, ani nie prostytuujesz się. To jest MINIMUM uczciwego (prze)życia.

I tak jak pisałem - w ich konkretnym wypadku lepsze takie życie niż rodzinny januszex, mieszkanie z rodzicami i walenie konia do tej samej skarpety. Im szybciej się realnie usamodzielnią i zaznają życia spoza klosza, tym szybciej dojrzeją.

Tak czułem, że zobaczę tu jeden z przejawów twojego niemal nieskończonego geniuszu połączony z jak zawsze marnym pojazdem w stronę, któregoś z użytkowników i się nie pomyliłem. Godność, o której tu piszesz nie ma nic wspólnego z definicją godności ludzi z mojego pokolenia i młodszych. To jest jak dotąd najlepszy przykład nierozumienia się pokoleń. Zapytaj kogokolwiek ze współczesnych młodych ludzi czy dach nad głową, buty na nogach i cokolwiek na talerzu im wystarczy do godnego życia, szczerze wątpię, że się z tobą zgodzą. Ludzie z mojego pokolenia i młodsi nie pamiętają komuny, pustych półek w sklepach i stania godzinami w kolejkach po jedzenie, nie znają też wojny, głodu czy w większości przypadków skrajnej biedy. A ty chcesz wymagać by cokolwiek ponad te jakże nieprzyjemne czy wręcz tragiczne sytuacje nazywali "godnym życiem". Teraz wystarczy żebyś całkowicie odłączył internet i będziesz mieć panikę większą niż przy ataku bombowym. Teraz już nie mówię o moim pokoleniu ale weźmy te młodsze, pozabieraj im IPhony, usuń konta z mediów społecznościowych, zablokuj Tik Toka i zobaczysz paraliż, zamieszki i rozpacz jak na wojnie albo i gorsze. Dla współczesnych młodych ludzi potrzeba znacznie więcej do "godnego życia" niż za twoich czasów i wcale nie musi to być aż bogactwo czy nawet dostatek. Z tym prostytuowaniem się też kiepskie porównanie bo praca może i obdzierająca z godności i szacunku ale za to bardzo dochodowa. Niektóre z nich w tydzień zarabiają kilka razy tyle co przeciętny obywatel w miesiąc więc ich poziom życia jest lepszy niż większości ludzi.

Jack ja cię czasami nie rozumiem, przypierdalasz się do każdego użytkownika narzekającego na swój los, wypisujesz dziesiątki albo i setki porad, a czy kiedykolwiek zrobiłeś coś poza pisaniem na forum żeby tym ludziom pomóc? Jeśli nie to nie masz prawa mieć do nich pretensji, że ich los wciąż się nie zmienia. Skoro tak bardzo ci to przeszkadza to poświęć swój czas i pieniądze żeby realnie pomóc takim ludziom, pomóż znaleźć pracę, mieszkanie na wynajem w dobrej cenie, zabierz kogoś "na podryw" i naucz co i jak. Ja nie chcę cię obrażać bo to kompletnie bez sensu ale czasami sam prezentujesz roszczeniową postawę oczekując, że każdy będzie postrzegał świat tak jak ty.

jjbp napisał/a:

Dostanie się na rozmowę bez doświadczenia wcale nie jest mało prawdopodobne. Można napisać dobry list motywacyjny, wpisać so CV doświadczenia niekoniecznie będące związane z praca zarobkową (np praktyki które każdy student jakieś chyba ma za sobą). Codziennie setki osób dostają zaproszenia na rozmowy, dostają oferty pracy, każdy z nas to przechodził po studiach a tu na forum znowu mission impossible.

Dziękuję za ten post, teraz będę wiedział by dołączyć list motywacyjny i trochę zmienić treść CV, też mam praktyki studenckie tylko spróbuję trochę lepiej je opisać.

Olinka napisał/a:

Będzie jak poprzednio: oczywiście, że nie trzeba mieć doświadczenia, żeby zostać zaproszonym na rozmowę, a potem dostać pracę. Nie każde stanowisko tego wymaga. Ponadto wiele firm woli douczyć pracownika i ukształtować "pod siebie". Nawet ta wspominana przeze mnie stawiała na ludzi po studiach, którzy nie byli przesiąknięci obcymi nawykami. Oni mają swoją, dosyć specyficzną politykę i bardzo tego przestrzegają. Wdrożenie do pracy było długie, intensywne, ale przygotowujące stricte pod stanowisko, które pracownik miał później objąć. To im się bardzo sprawdza. 

Oczywiście, że zależy od firmy, ale na tyle długo chodzę po świecie, że ta pełna zdziwienia próba zdeprecjonowania tego, co napisałam, aż mnie rozbawiła wink.

Za to też dziękuję, nie miałem pojęcia, że brak doświadczenia czasami może zadziałać na korzyść bo firma będzie chciała sama "ukształtować" pracownika. Czy istnieją też takie, które wymagają po prostu studiów, a nie na konkretnym kierunku i potem sami nauczą czego trzeba?

Ja nic nie próbowałem deprecjonować, to wszystko było całkowicie szczerze i nie wiem co cię w tym bawi. Nawet jeśli napiszę coś co wydaje się totalnie nieprawdopodobne to uwierz mi, to jest prawda.

21,784

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Tak czułem, że zobaczę tu jeden z przejawów twojego niemal nieskończonego geniuszu połączony z jak zawsze marnym pojazdem w stronę, któregoś z użytkowników i się nie pomyliłem. Godność, o której tu piszesz nie ma nic wspólnego z definicją godności ludzi z mojego pokolenia i młodszych. To jest jak dotąd najlepszy przykład nierozumienia się pokoleń. Zapytaj kogokolwiek ze współczesnych młodych ludzi czy dach nad głową, buty na nogach i cokolwiek na talerzu im wystarczy do godnego życia, szczerze wątpię, że się z tobą zgodzą. Ludzie z mojego pokolenia i młodsi nie pamiętają komuny, pustych półek w sklepach i stania godzinami w kolejkach po jedzenie, nie znają też wojny, głodu czy w większości przypadków skrajnej biedy. A ty chcesz wymagać by cokolwiek ponad te jakże nieprzyjemne czy wręcz tragiczne sytuacje nazywali "godnym życiem". Teraz wystarczy żebyś całkowicie odłączył internet i będziesz mieć panikę większą niż przy ataku bombowym. Teraz już nie mówię o moim pokoleniu ale weźmy te młodsze, pozabieraj im IPhony, usuń konta z mediów społecznościowych, zablokuj Tik Toka i zobaczysz paraliż, zamieszki i rozpacz jak na wojnie albo i gorsze. Dla współczesnych młodych ludzi potrzeba znacznie więcej do "godnego życia" niż za twoich czasów i wcale nie musi to być aż bogactwo czy nawet dostatek. Z tym prostytuowaniem się też kiepskie porównanie bo praca może i obdzierająca z godności i szacunku ale za to bardzo dochodowa. Niektóre z nich w tydzień zarabiają kilka razy tyle co przeciętny obywatel w miesiąc więc ich poziom życia jest lepszy niż większości ludzi.

Jack ja cię czasami nie rozumiem, przypierdalasz się do każdego użytkownika narzekającego na swój los, wypisujesz dziesiątki albo i setki porad, a czy kiedykolwiek zrobiłeś coś poza pisaniem na forum żeby tym ludziom pomóc? Jeśli nie to nie masz prawa mieć do nich pretensji, że ich los wciąż się nie zmienia. Skoro tak bardzo ci to przeszkadza to poświęć swój czas i pieniądze żeby realnie pomóc takim ludziom, pomóż znaleźć pracę, mieszkanie na wynajem w dobrej cenie, zabierz kogoś "na podryw" i naucz co i jak. Ja nie chcę cię obrażać bo to kompletnie bez sensu ale czasami sam prezentujesz roszczeniową postawę oczekując, że każdy będzie postrzegał świat tak jak ty.

Pojazdem? A co tam niby pojazdem było?

Gówno mnie obchodzi co sobie roją w głowach roszczeniowe 'małolaty'. Jest różnica pomiędzy GODNE, a DOSTATNIE. Tym bardziej, że to nie ja płaczę nad swoim żywotem. To nie ja marudzę jak to niczego nie mam i nikt mnie nie chce. Ja zakasałem rękawy do pracy i ZAROBIŁEM na to, aby mieć więcej niż przeciętność. A ty siedzisz i płaczesz na forum ciągle w ten sam sposób i o tym samym (jak i tysiące tobie podobnych). I ciągle dziwią cię te same rzeczy i ciągle te same rzeczy blokują cię przed podjęciem JAKIEGOKOLWIEK kroku, aby ogarnąć swoje życie. Tylko po co robić, jak można ciągle marudzić, wybrzydzać i dywagować w nieskończoność?

Nikt ci nie powiedział, że ten przykładowy kierowca autobusu to ma być twoja kariera do końca życia. To tylko przykład, że czasy mamy takie, że nawet pracodawcy oferują szkolenia dla potencjalnych pracowników. Więc jedyne co trzeba zrobić w obecnych realiach gospodarczych i technologicznych, to CHCIEĆ, BO WSZYSTKO O CZYM MARZYSZ, masz na wyciągnięcie ręki. Nie jojcz. Weź się do roboty. Nie wybrzydzaj, tylko zakasaj rękawy i wyciśnij ile się da z tego, co dostajesz. ABY WYRWAĆ SIĘ Z TEGO MARAZMU, w jakim tkwisz. Tego nikt za ciebie nie zrobi.

Co nie zmienia rzeczy, że się kurwią.

21,785

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Jeśli czymś cię uraziłem to przepraszam, ze wszystkim byłem całkowicie szczery i nie było tu żadnych żartów. Skoro uznajesz coś za taką oczywistość, że szkoda czasu na jej tłumaczenie to będę musiał jakoś to przeżyć.

Nie uraziłeś mnie, po prostu Twoje teorie, a czasem zwykłe stwierdzenia, są tak oderwane od realiów, że aż trudno się do tego odnosić. Tutaj dodatkowo nastąpiło przekłamanie, bo rozbawił mnie całkiem poważnie napisany tekst, że nie chcesz zaczynać od stanowiska dyrektora, co zresztą podkreśliłam, a jednak przypiąłeś to do czegoś innego. To właśnie takich oczywistości nawet nie chce mi się tłumaczyć.

Shinigami napisał/a:

Ponownie powtarzam, wszystko co pisałem było w 100% prawdą, NA PRAWDĘ pokazałem ten fragment posta kilku osobom i NA PRAWDĘ ich reakcje były takie jak opisałem. Dla ścisłości dodam, że oni nie byli zdzwieni samą treścią posta tylko tym, że ktoś jeszcze wierzy coś takiego. To nie byli ludzie w moim wieku tylko ludzie po 40 mający za sobą 20 lat pracy. Mój kuzyn dostał pracę w międzynarodowym korpo, jego była żona mająca bogatą rodzinę mu ją załatwiła. Mój kolega dostał pracę w firmie ojca jego dziewczyny. Jeden znajomy pracuje u brata, drugi u wujka, dwie siostry mojego szwagra pracują w firmie u innego szwagra. I takich historii mam jeszcze z kilkanaście, tak wyglądało moje środowisko odkąd pamiętam, tylko takie znałem. Ja również gardzę nepotyzmem ale najwidoczniej mamy zupełnie inny pogląd na tą kwestię. Dla mnie nepotyzm jest kiedy wysokie kierownicze stanowisko dostaje ktoś kto wcześniej nawet nie pracował w tej firmie czy instytucji. Ułatwienie komuś przyjęcia na najniższe stanowisko tak by w ogóle znalazł się w tej firmie czy instytucji, a potem już sam piął się dalej po szczeblach kariery nie uważam za nepotyzm. Nepotyzm jest jak ktoś od razu zostaje dyrektorem, a nie jak zostaje młodszym specjalistą czy asystentem.

Wyraźnie mamy inne doświadczenia, bo owszem, znam trochę osób, które dzięki znajomościom dostały pracę, ale Ty piszesz również o awansach, co już mnie zwyczajnie zniesmacza, ale przede wszystkim piszesz o tym w taki sposób, jakby to było regułą, w dodatku jedyną obowiązującą, a z tym w życiu się nie zgodzę.

P.S. Jeśli w ciągu kilku godzin zdążyłeś tym wszystkim osobom pokazać rzeczony post i na ten temat z nimi porozmawiać, to musiałeś mieć w sobie wyjątkowo dużo determinacji, ale i szczęścia, że udało Ci się ich spotkać cool. Stąd moja podejrzliwość.

Shinigami napisał/a:

Ja tylko tego bym chciał, by ktoś mi trochę pomógł zacząć, postawić pierwszy krok, a o kolejne już sam się będę martwił. Wiem, że sam nie dam rady, nie potrafię "się sprzedać", zwykła rozmowa z ludźmi czasami jeszcze sprawia mi problemy więc jak miałbym kogoś do czegoś przekonywać. Nie potrafię z uśmiechem dobrze o sobie mówić bo sam uśmiech występuje rzadko, a tym bardziej się czymś przechwalać czy obiecywać coś bez pokrycia. Kiedyś byłem skrajnym pesymistą i czasami wciąż zdarzają mi się "pesymistyczne momenty" kiedy ciężko odróżnić czy to co mówię jest czarnym humorem czy nie. Prawie w ogóle nie potrafię kłamać i gardzę tym, a z tego co czytam w waszych postach to jest wręcz niezbędne by dostać pracę. To brzmi tak "Nie ważne, że nie spełniasz wymagań, nie ważne, że nie masz żadnego doświadczenia, kłam i oszukuj, że masz i może nikt się nie zorientuje."

Nigdzie, powtarzam: nigdzie nie napisałam, że warto kłamać, więc bardzo proszę mi tego nie przypisywać. Raz, że kłamstwo z zasady uważam za nieetyczne (tak, wiem, jestem niedzisiejsza cool), a dwa - ono ma krótkie nogi i o ile postępując w taki sposób można osiągnąć jakiś cel na starcie, o tyle wcześnie czy później pojawia się problem, bo nagle okazuje się, że tym, co się zadeklarowało, trzeba się wykazać.

Shinigami napisał/a:

Za to też dziękuję, nie miałem pojęcia, że brak doświadczenia czasami może zadziałać na korzyść bo firma będzie chciała sama "ukształtować" pracownika. Czy istnieją też takie, które wymagają po prostu studiów, a nie na konkretnym kierunku i potem sami nauczą czego trzeba?

Są, a ja jestem tego doskonałym przykładem, bo rozdźwięk pomiędzy ukończonym przeze mnie kierunkiem, a tym czym obecnie się zajmuję, ale też zajmowałam po drodze, jest spory. Przy czym mam dwa, a nawet trzy poparte stosownymi dyplomami zawody, z czego jeden techniczny, z których na ten moment nie wykonuję żadnego. Dyplom wyższej uczelni nie tyle mi pomógł, co nie zamknął drogi.

Shinigami napisał/a:

Z tym prostytuowaniem się też kiepskie porównanie bo praca może i obdzierająca z godności i szacunku ale za to bardzo dochodowa.

Jakiś czas temu natknęłam się na zestawienie dochodów prostytutek - w zależności od sposobu, w jaki pracują, poziomu atrakcyjności, wieku, jak i miejsca kraju i byłam szczerze zaskoczona, że te zarobki są tak niskie. Jasne, że są nadal wyższe niż na kasie w Biedronce, ale biorąc pod uwagę to, czym się zajmują, jaki mają społeczny odbiór i na co się narażają, to sądziłam, że są to naprawdę duże kwoty, a jednak są one bardzo średnie.

rakastankielia napisał/a:

No i to jest fajne podejście smile natomiast nie spotkałem się z długim i intensywnym wdrażaniem. Jeśli już, to po prostu była przez krótki czas wyrozumiałość dla początkującego, ale żadnego pokazywania, co należy zrobić w danej sytuacji nie było.

Uważasz, że jak długo powinno trwać wdrożenie i owa taryfa ulgowa? Ile to jest dla Ciebie długi czas, a ile krótki? Poważnie pytam, a przy tym jestem bardzo ciekawa tej odpowiedzi.

21,786 Ostatnio edytowany przez rakastankielia (2023-09-21 17:59:07)

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:
rakastankielia napisał/a:

No i to jest fajne podejście smile natomiast nie spotkałem się z długim i intensywnym wdrażaniem. Jeśli już, to po prostu była przez krótki czas wyrozumiałość dla początkującego, ale żadnego pokazywania, co należy zrobić w danej sytuacji nie było.

Uważasz, że jak długo powinno trwać wdrożenie i owa taryfa ulgowa? Ile to jest dla Ciebie długi czas, a ile krótki? Poważnie pytam, a przy tym jestem bardzo ciekawa tej odpowiedzi.

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, wszystko zależy od tego, co to za praca i jak duży zakres materiału taki pracownik musiałby opanować. No i przede wszystkim pracodawca powinien faktycznie powiedzieć, co zrobić w danej sytuacji, pokazać jak to się robi i poprawiać błędy, a nie oczekiwać po tygodniu, że wszystko będzie idealnie zrobione.

21,787

Odp: 30lat i cały czas sam
Jack Sparrow napisał/a:

Gówno mnie obchodzi co sobie roją w głowach roszczeniowe 'małolaty'. Jest różnica pomiędzy GODNE, a DOSTATNIE. Tym bardziej, że to nie ja płaczę nad swoim żywotem. To nie ja marudzę jak to niczego nie mam i nikt mnie nie chce. Ja zakasałem rękawy do pracy i ZAROBIŁEM na to, aby mieć więcej niż przeciętność. A ty siedzisz i płaczesz na forum ciągle w ten sam sposób i o tym samym (jak i tysiące tobie podobnych). I ciągle dziwią cię te same rzeczy i ciągle te same rzeczy blokują cię przed podjęciem JAKIEGOKOLWIEK kroku, aby ogarnąć swoje życie. Tylko po co robić, jak można ciągle marudzić, wybrzydzać i dywagować w nieskończoność?

Nikt ci nie powiedział, że ten przykładowy kierowca autobusu to ma być twoja kariera do końca życia. To tylko przykład, że czasy mamy takie, że nawet pracodawcy oferują szkolenia dla potencjalnych pracowników. Więc jedyne co trzeba zrobić w obecnych realiach gospodarczych i technologicznych, to CHCIEĆ, BO WSZYSTKO O CZYM MARZYSZ, masz na wyciągnięcie ręki. Nie jojcz. Weź się do roboty. Nie wybrzydzaj, tylko zakasaj rękawy i wyciśnij ile się da z tego, co dostajesz. ABY WYRWAĆ SIĘ Z TEGO MARAZMU, w jakim tkwisz. Tego nikt za ciebie nie zrobi.

My na prawdę nigdy się nie zrozumiemy. Ty cały czas myślisz, że źródłem nieszczęścia mojego i mi podobnych jest lenistwo. Jesteś taki sam jak większość ludzi z pokolenia moich rodziców, których kiedykolwiek poznałem. Dla nich nie ma depresji, zaburzeń osobowości, lęków, spektrum autyzmu itp, jest tylko lenistwo. Brzmisz jak w tych memach "Jak ja chodziłem do szkoły to się chodziło na piechotę po 10km, przedzierałem się przez pustynię, tundrę, sawannę uciekając przed lwami, a potem jeszcze wspinałem się na wielką górę bez zabezpieczenia podczas zamieci śnieżnej i człowiek się cieszył, że mógł iść do szkoły, a nie zapierdalać w polu". Ty na prawdę myślisz, że jak ktoś marudzi, wybrzydza i dywaguje to robi to bo lubi? Wielu ludzi bardzo by chciało zakasać rękawy i zarobić tylko nie wiedzą jak, dla ciebie to pewnie brzmi absurdalnie ale dla mnie to spory problem. I znowu to starcze gadanie "Bo ci młodzi to dziś mają możliwości jakich my starzy nie mieliśmy w ich wieku". Skąd wiesz czy ja w ogóle mam jakieś marzenia? To o czym zawsze najbardziej marzyłem jest całkowicie niemożliwe do osiągnięcia dla żadnego człowieka, a przynajmniej nie w tych czasach. Jeśli chodzi o marzenia nie będące póki co w sferze fantasy to chciałbym tylko dwóch rzeczy: stać się kimś ważnym, podziwianym, szanowanym tak by ktoś mnie zapamiętał i pierwszy raz w życiu doświadczyć jak to jest kochać i być kochanym. 

Olinka napisał/a:

P.S. Jeśli w ciągu kilku godzin zdążyłeś tym wszystkim osobom pokazać rzeczony post i na ten temat z nimi porozmawiać, to musiałeś mieć w sobie wyjątkowo dużo determinacji, ale i szczęścia, że udało Ci się ich spotkać cool. Stąd moja podejrzliwość.

Nigdzie, powtarzam: nigdzie nie napisałam, że warto kłamać, więc bardzo proszę mi tego nie przypisywać. Raz, że kłamstwo z zasady uważam za nieetyczne (tak, wiem, jestem niedzisiejsza cool), a dwa - ono ma krótkie nogi i o ile postępując w taki sposób można osiągnąć jakiś cel na starcie, o tyle wcześnie czy później pojawia się problem, bo nagle okazuje się, że tym, co się zadeklarowało, trzeba się wykazać.

Są, a ja jestem tego doskonałym przykładem, bo rozdźwięk pomiędzy ukończonym przeze mnie kierunkiem, a tym czym obecnie się zajmuję, ale też zajmowałam po drodze, jest spory. Przy czym mam dwa, a nawet trzy poparte stosownymi dyplomami zawody, z czego jeden techniczny, z których na ten moment nie wykonuję żadnego. Dyplom wyższej uczelni nie tyle mi pomógł, co nie zamknął drogi.

Jakiś czas temu natknęłam się na zestawienie dochodów prostytutek - w zależności od sposobu, w jaki pracują, poziomu atrakcyjności, wieku, jak i miejsca kraju i byłam szczerze zaskoczona, że te zarobki są tak niskie. Jasne, że są nadal wyższe niż na kasie w Biedronce, ale biorąc pod uwagę to, czym się zajmują, jaki mają społeczny odbiór i na co się narażają, to sądziłam, że są to naprawdę duże kwoty, a jednak są one bardzo średnie.

To nie było takie trudne, w pracy często spotykam wiele różnych osób i większość z nich po trochu znam. Co prawda są to ludzie pochodzący z tego samego środowiska czyli z szeroko pojętej "budowlanki" ale prawie każdy z nich pracował w wielu różnych zawodach i mają dość rozległe doświadczenie więc byli dobrymi osobami do zadania takiego pytania.

Ok nie chodzi o to by kłamać, więc o co? Pisałaś, że trzeba przekonać do siebie potencjalnego pracodawcę, "sprzedać się" nawet jeśli nie spełniasz wymagań mówić i zachowywać się tak by ten pracodawca myślał, że spełniasz. Czy to właśnie nie oznacza kłamstwa? Przecież udajesz, że jesteś bardziej doświadczona i kompetentna niż jesteś w rzeczywistości. Czy ja nadal kompletnie nie rozumiem o co tu chodzi?

"Poparte stosownymi dyplomami zawody" to właśnie chodzi o różne kursy dające takie dyplomy? Dyplom wyższej uczelni faktycznie może trochę pomóc bo pamiętam, że kiedyś nawet widziałem jakieś ogłoszenie gdzie wymagali samego dyplomu bez znaczenia jaki kierunek. Jednak dla mnie praktycznie każdy kierunek cokolwiek warty jest poza zasięgiem bo po prostu nie przyjęliby mnie na studia nie mówiąc już o tym, że poświęcić kolejne 5 lat i wciąż nie wiedzieć czy coś z tego wyjdzie to raczej kiepski pomysł.

Z tego co niedawno czytałem niektóre prostytutki biorą po 700-800 czy nawet 1000zł za zaledwie jedną godzinę. Według ciebie to wciąż za mało? Podejrzewam, że kobiety mające takie stawki niezbyt się przejmują społecznym odbiorem czy nawet ryzykiem wynikającym z tej pracy bo dzięki niej mogą żyć w dostatku. Przeciętny obywatel musi wziąć kredyt i spłacać go przez 30 lat by kupić mieszkanie, a taka prostytutka popracuję przez 2-3 lata i odłoży sobie gotówkę na to mieszkanie albo zainwestuje w coś innego i będzie mogła rzucić tamtą pracę.

21,788

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Z tego co niedawno czytałem niektóre prostytutki biorą po 700-800 czy nawet 1000zł za zaledwie jedną godzinę. Według ciebie to wciąż za mało? Podejrzewam, że kobiety mające takie stawki niezbyt się przejmują społecznym odbiorem czy nawet ryzykiem wynikającym z tej pracy bo dzięki niej mogą żyć w dostatku.


Ok, dajmy na to prostytutka bierze 1000 PLN / 1h
Jak myślisz ile może mieć klientów miesięcznie?
Serio coś ciężko mi uwierzyć, że ma przynajmniej jednego klienta dziennie.

21,789

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:
Shinigami napisał/a:

Z tego co niedawno czytałem niektóre prostytutki biorą po 700-800 czy nawet 1000zł za zaledwie jedną godzinę. Według ciebie to wciąż za mało? Podejrzewam, że kobiety mające takie stawki niezbyt się przejmują społecznym odbiorem czy nawet ryzykiem wynikającym z tej pracy bo dzięki niej mogą żyć w dostatku.


Ok, dajmy na to prostytutka bierze 1000 PLN / 1h
Jak myślisz ile może mieć klientów miesięcznie?
Serio coś ciężko mi uwierzyć, że ma przynajmniej jednego klienta dziennie.

A moze ma jednego dziennie,albo nawet co drugi dzien to juz po miesiacu jest obrzydliwie bogata... chociaz ja osobiscie bym.sie nie ponizyla do tego zalosnego poziomu bycia dziffka za zadne pieniadze

21,790

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Ok nie chodzi o to by kłamać, więc o co? Pisałaś, że trzeba przekonać do siebie potencjalnego pracodawcę, "sprzedać się" nawet jeśli nie spełniasz wymagań mówić i zachowywać się tak by ten pracodawca myślał, że spełniasz. Czy to właśnie nie oznacza kłamstwa? Przecież udajesz, że jesteś bardziej doświadczona i kompetentna niż jesteś w rzeczywistości. Czy ja nadal kompletnie nie rozumiem o co tu chodzi?

Pokaż mi, gdzie coś takiego napisałam. Bo między tym, co napisałam, a co z sobie tylko wiadomego powodu chcesz zobaczyć, jest przepaść.

Shinigami napisał/a:

"Poparte stosownymi dyplomami zawody" to właśnie chodzi o różne kursy dające takie dyplomy? Dyplom wyższej uczelni faktycznie może trochę pomóc bo pamiętam, że kiedyś nawet widziałem jakieś ogłoszenie gdzie wymagali samego dyplomu bez znaczenia jaki kierunek.

Nie kursy, mam pełnoprawny, potwierdzony egzaminem dyplom technika i pedagogiczny, dodatkowo dyplom wyższej uczelni. Kursów w to nie wliczam.

Shinigami napisał/a:

Z tego co niedawno czytałem niektóre prostytutki biorą po 700-800 czy nawet 1000zł za zaledwie jedną godzinę. Według ciebie to wciąż za mało? Podejrzewam, że kobiety mające takie stawki niezbyt się przejmują społecznym odbiorem czy nawet ryzykiem wynikającym z tej pracy bo dzięki niej mogą żyć w dostatku. Przeciętny obywatel musi wziąć kredyt i spłacać go przez 30 lat by kupić mieszkanie, a taka prostytutka popracuję przez 2-3 lata i odłoży sobie gotówkę na to mieszkanie albo zainwestuje w coś innego i będzie mogła rzucić tamtą pracę.

To chyba nieliczne jednostki, bo zdecydowana większość ma znacznie niższe stawki. Swoją drogą, jeśli Ci to tak imponuje, możesz spróbować, na mężczyzn też jest podobno popyt. Popracujesz 2-3 lata (ciekawe, że rzadko kiedy to się tak szybko kończy), odłożysz na mieszkanie, będziesz się czuł królem życia.
Mnie jest w tym temacie zdecydowanie bliższe myślenie Jacka, bo żadne pieniądze, luksusy, emocjonalny komfort nie przesłonią tego, że się człowiek upadla.

21,791

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

My na prawdę nigdy się nie zrozumiemy. Ty cały czas myślisz, że źródłem nieszczęścia mojego i mi podobnych jest lenistwo. Jesteś taki sam jak większość ludzi z pokolenia moich rodziców, których kiedykolwiek poznałem. Dla nich nie ma depresji, zaburzeń osobowości, lęków, spektrum autyzmu itp, jest tylko lenistwo. Brzmisz jak w tych memach "Jak ja chodziłem do szkoły to się chodziło na piechotę po 10km, przedzierałem się przez pustynię, tundrę, sawannę uciekając przed lwami, a potem jeszcze wspinałem się na wielką górę bez zabezpieczenia podczas zamieci śnieżnej i człowiek się cieszył, że mógł iść do szkoły, a nie zapierdalać w polu". Ty na prawdę myślisz, że jak ktoś marudzi, wybrzydza i dywaguje to robi to bo lubi? Wielu ludzi bardzo by chciało zakasać rękawy i zarobić tylko nie wiedzą jak, dla ciebie to pewnie brzmi absurdalnie ale dla mnie to spory problem. I znowu to starcze gadanie "Bo ci młodzi to dziś mają możliwości jakich my starzy nie mieliśmy w ich wieku". Skąd wiesz czy ja w ogóle mam jakieś marzenia? To o czym zawsze najbardziej marzyłem jest całkowicie niemożliwe do osiągnięcia dla żadnego człowieka, a przynajmniej nie w tych czasach. Jeśli chodzi o marzenia nie będące póki co w sferze fantasy to chciałbym tylko dwóch rzeczy: stać się kimś ważnym, podziwianym, szanowanym tak by ktoś mnie zapamiętał i pierwszy raz w życiu doświadczyć jak to jest kochać i być kochanym.

Poza wydaniem hajsu na kolejny masaż kutasa, to ile szkoleń rozpocząłeś odkąd tu jesteś i odkąd ludzie ci radzą zainwestowanie w samorozwój, żebyś nie płakał, że nawet nie masz za co wynająć mieszkania na mieście? Ile CV wysłałeś? Na ilu rozmowach o pracę byłeś?

Serio, po tylu miesiącach i po tylu postach z INSTRUKCJAMI, a wręcz LINKAMI do konkretnych grup FB, kursów, szkoleń itp ty dalej piszesz, że nie wiesz jak 'zakasać rękawy' ? Ile razy to padały nazwy jak uniqskills, coursera, udemy, pluralsight i podobne? Sam ci dawałem linki do kursów dotyczących grafiki komputerowej, webmasteringu i anime/mangi, żebyś mógł rozwinąć swoje hobby, żebyś miał o czym gadać z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, żeby właśnie ten zachwyt, podziw i uznanie budzić. I co? Zrobiłeś COKOLWIEK w tym kierunku? Zlałeś to kwitując temat, że i tak wiesz więcej niż większość ludzi na temat anime, a poza tym źle się czujesz w tłumie. I koniec. I tak jest wszystkim. Ciągle nowe przeszkody, ciągle nowe wymówki, bo oczywiście nikt cie nie rozumie.


Nie kłóć się. Po prostu idź do psychologa i/lub psychiatry, żeby ci dobrze leki dobrał i zacznij coś robić ze swoim życiem. Wszystkie wskazówki, porady i linki do konkretnych miejsc dostałeś od userów tego forum. Wykorzystaj to. Nikt tego nie zrobi za ciebie.

21,792

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

Pokaż mi, gdzie coś takiego napisałam. Bo między tym, co napisałam, a co z sobie tylko wiadomego powodu chcesz zobaczyć, jest przepaść.

Nie kursy, mam pełnoprawny, potwierdzony egzaminem dyplom technika i pedagogiczny, dodatkowo dyplom wyższej uczelni. Kursów w to nie wliczam.

To chyba nieliczne jednostki, bo zdecydowana większość ma znacznie niższe stawki. Swoją drogą, jeśli Ci to tak imponuje, możesz spróbować, na mężczyzn też jest podobno popyt. Popracujesz 2-3 lata (ciekawe, że rzadko kiedy to się tak szybko kończy), odłożysz na mieszkanie, będziesz się czuł królem życia.
Mnie jest w tym temacie zdecydowanie bliższe myślenie Jacka, bo żadne pieniądze, luksusy, emocjonalny komfort nie przesłonią tego, że się człowiek upadla.

Nigdzie tego nie napisałaś, to ja w taki sposób to odebrałem. Wybacz ale ja na prawdę nie rozumiem w jaki sposób przekonać kogoś do siebie tak by uwierzył, że potrafi się więcej niż w rzeczywistości.

I właśnie o to mi chodziło, jak się robi takie dyplomy jak technika czy pedagogiczny? To chyba nie to samo co 5 letnie studia?

Żeby jako facet zarabiać takie pieniądze świadcząc usługi kobietom musiałbym mieć wygląd ultra chada, a  mężczyźni mnie nie interesują seksualnie. Gdyby istniała jakąś praca dla mężczyzn umożliwiająca takie zarobki w tak krótkim czasie to bym jej spróbował nawet jeśli wymagałaby ryzykowania życia.

Jack Sparrow napisał/a:

[Nie kłóć się. Po prostu idź do psychologa i/lub psychiatry, żeby ci dobrze leki dobrał i zacznij coś robić ze swoim życiem. Wszystkie wskazówki, porady i linki do konkretnych miejsc dostałeś od userów tego forum. Wykorzystaj to. Nikt tego nie zrobi za ciebie.

Już pisałem, że czekam na terapię, u psychiatry byłem i dostałem leki ale może są zbyt słabe. Masz rację to nie jest kwestia niewiedzy tylko zbyt mocnej blokady. Nie wiem co chciałbym robić, na czym mógłbym zarabiać ani nawet co mi się podoba ale mam nie jeden pomysł czego chociaż spróbować, sprawdzić tyle tylko, że nie mogę, nie jestem w stanie się za to zabrać. Wielokrotne już siedziałem nad tymi pomysłami z forum, nad twoimi linkami i grupami, a mimo to wciąż nie mogę podjąć żadnego kroku.

21,793

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Masz rację to nie jest kwestia niewiedzy tylko zbyt mocnej blokady. Nie wiem co chciałbym robić, na czym mógłbym zarabiać ani nawet co mi się podoba ale mam nie jeden pomysł czego chociaż spróbować, sprawdzić tyle tylko, że nie mogę, nie jestem w stanie się za to zabrać. Wielokrotne już siedziałem nad tymi pomysłami z forum, nad twoimi linkami i grupami, a mimo to wciąż nie mogę podjąć żadnego kroku.

Bo jesteś śmierdzący leń

Prokrastynacja >

https://www.doz.pl/czytelnia/a17187-Pro … a_zwalczyc

21,794

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Nigdzie tego nie napisałaś, to ja w taki sposób to odebrałem. Wybacz ale ja na prawdę nie rozumiem w jaki sposób przekonać kogoś do siebie tak by uwierzył, że potrafi się więcej niż w rzeczywistości.

Ale to nie chodzi o to, żeby przekonać kogoś, że potrafi się więcej niż w rzeczywistości, bo to byłoby kłamstwem, ale że się człowiek chce tego nauczyć, bo jest chętny, bo ogarnia, bo ma ku temu właściwe predyspozycje. Potem, jak już dostajesz tę szansę, to nie liczysz na taryfy ulgowe, ale robisz wszystko, żeby pokazać, że to nie jest szansa dana na marne. To jest bardzo proste, ale trzeba mieć w sobie trochę charyzmy i pewności siebie.

Shinigami napisał/a:

I właśnie o to mi chodziło, jak się robi takie dyplomy jak technika czy pedagogiczny? To chyba nie to samo co 5 letnie studia?

Nie, bo to nie ta kolejność. Po prostu zamiast iść do ogólniaka, ja zdobywałam zawód, dzięki czemu miałam maturę i tytuł technika, uzupełniając to tytułem pedagoga, co już wtedy dawało mi spore możliwości, bo mam zawód, który potrzebny jest każdemu i w każdych warunkach. Na koniec zrobiłam studia, a choć kierunek wybrałam świadomie, to tak się moje życie potoczyło, że w tym zawodzie nigdy nie pracowałam. Po drodze były jakieś kursy, szkolenia i inne uprawnienia, ale wielu rzeczy nauczyłam się sama i poza świadectwami pracy, ewentualnie listami referencyjnymi, nie mam na to żadnych stosownych dokumentów.

Widzisz, dopiero co wspominałam o swoim synu, a dziś zadzwonił, że został liderem zespołu z założeniem, że za chwilę będzie miał pod sobą cały dział. Tak jak napisałam, pracuje w firmie dwa lata, wzięli go jako świeżaka do ukształtowania, a idzie jak burza. I nie, nikt mu nie załatwił ani pracy, ani awansów, trochę go tylko ku temu popchnęliśmy, ale po prostu pokazał, że potrafi i że się sprawdza. Oczywiście w parze z tym idzie stopniowo odpowiednio większa kasa. Niedawno zmienił samochód, zrobił prawo jazdy na motor, kupił motocykl i to wcale nie byle jaki, jeździ na wakacje, wyremontował i urządził mieszkanie, które z dziewczyną sami utrzymują, a ja się po prostu cieszę, że tak dobrze sobie radzi. Można? Można. Gdyby jednak siedział na tyłku bojąc się własnego cienia, to pewnie pracowałby na jakiejś ciepłej posadce i narzekał, że wszystko go blokuje. Tymczasem jest na takim etapie, że już może stawiać warunki, bo kiedy poprzednie przestały go zadowalać, to mając w zanadrzu lepszą ofertę złożył wypowiedzenie, a tamci ją przebili.

Wiesz, ja nie powiem, czasem trzeba takiego bodźca z zewnątrz, kogoś, kto podpowie co zrobić, w jakim kierunku uderzyć, jakie poczynić kroki, ale jak już podejmie się decyzję, to trzeba działać odważnie.

21,795

Odp: 30lat i cały czas sam
Olinka napisał/a:

Widzisz, dopiero co wspominałam o swoim synu, a dziś zadzwonił, że został liderem zespołu z założeniem, że za chwilę będzie miał pod sobą cały dział. Tak jak napisałam, pracuje w firmie dwa lata, wzięli go jako świeżaka do ukształtowania, a idzie jak burza. I nie, nikt mu nie załatwił ani pracy, ani awansów, trochę go tylko ku temu popchnęliśmy, ale po prostu pokazał, że potrafi i że się sprawdza. Oczywiście w parze z tym idzie stopniowo odpowiednio większa kasa. Niedawno zmienił samochód, zrobił prawo jazdy na motor, kupił motocykl i to wcale nie byle jaki, jeździ na wakacje, wyremontował i urządził mieszkanie, które z dziewczyną sami utrzymują, a ja się po prostu cieszę, że tak dobrze sobie radzi. Można? Można. Gdyby jednak siedział na tyłku bojąc się własnego cienia, to pewnie pracowałby na jakiejś ciepłej posadce i narzekał, że wszystko go blokuje. Tymczasem jest na takim etapie, że już może stawiać warunki, bo kiedy poprzednie przestały go zadowalać, to mając w zanadrzu lepszą ofertę złożył wypowiedzenie, a tamci ją przebili.

Wiesz, ja nie powiem, czasem trzeba takiego bodźca z zewnątrz, kogoś, kto podpowie co zrobić, w jakim kierunku uderzyć, jakie poczynić kroki, ale jak już podejmie się decyzję, to trzeba działać odważnie.

Pochodzimy z zupełnie innych środowisk, w moim historia taka jak twojego syna nie istnieje, nie znam i nigdy nie poznałem nikogo kto by miał taką. Dla mnie taka historia to jest niemal fantasy. Ty musisz być super matką, a on niezłym geniuszem. Ja i moja matka jesteśmy tego totalnymi przeciwieństwami. Już w szkole szło kiepsko, matura ledwo zdana, studia bezużyteczne, brak dobrej pracy, brak dziewczyny czy tym bardziej mieszkania, na wakacjach nie byłem chyba z 15 lat. Historia twojego syna powinna mnie motywować, a tylko coraz bardziej demotywuje, z każdym kolejnym postem czuję się coraz gorzej, jak coraz większy śmieć i ta bezradność.

Oglądałem dziś wywiad z kobietą chorą na SM i wiesz co mnie w tym najbardziej przerażało? Wcale nie sama choroba mimo iż jest straszna tylko fakt, że ta kobieta mimo tak ciężkiej choroby jest aktywniejsza niż ja kiedykolwiek, żyje pełnią życia, a ja mimo iż nie mam żadnej aż tak ciężkiej choroby nie potrafię żyć nawet w połowie tak jak ona. Znaczy chyba nie mam takiej, niedługo idę na rezonans i zobaczę co wyjdzie. To jest przerażające jak własny umysł może ograniczyć całe życie tak, że nie mogę zrobić nawet tego jednego kroku. A chyba jeszcze gorsze jest to, że jeśli bym kiedyś zachorował na coś takiego to zostałbym z tym sam, rodzice nie będą żyć wiecznie, a nie mam nikogo innego kto by mi pomógł.

21,796

Odp: 30lat i cały czas sam

Ona pisała kiedyś, że jej syn nawet jakby nie miał kobiety to i tak wokół niego kręciłby się wianuszek kobiet.
Kiedyś w korporacji widziałem jak gościu został kierownikiem po 3 miesiącach, a co dopiero po jakichś 2 latach.

Zdajmy sobie pytanie - czy gdyby syn Olinki przez całe życie był odrzucany z góry przez kobiety to czy również miałby taką pewność siebie, by wskoczyć na kierownika?

Dobranoc.

21,797

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Ona pisała kiedyś, że jej syn nawet jakby nie miał kobiety to i tak wokół niego kręciłby się wianuszek kobiet.
Kiedyś w korporacji widziałem jak gościu został kierownikiem po 3 miesiącach, a co dopiero po jakichś 2 latach.

Zdajmy sobie pytanie - czy gdyby syn Olinki przez całe życie był odrzucany z góry przez kobiety to czy również miałby taką pewność siebie, by wskoczyć na kierownika?

Dobranoc.

Zadajmy sobie pytanie:

- czy gdy ktoś jest całe dzieciństwo bity przez ojca to miałby taką pewność siebie, żeby wskoczyć na kierownika?
- czy gdy ktoś jest całe dzieciństwo wyśmiewany przez kolegów to miałby taką pewność siebie, żeby wskoczyć na kierownika?

Dobranoc.

21,798 Ostatnio edytowany przez Rumunski_Zolnierz (2023-09-21 22:55:01)

Odp: 30lat i cały czas sam

Tak, już widzę jak sfrustrowany seksualnie 30 letni prawiczek, który ma bardzo niską samoocenę (Wiecznie odrzucany przez kobiety) przebija się przez wszystkich w pracy i zostaje kierownikiem, liderem oddziału.

Hahahaha lol

21,799

Odp: 30lat i cały czas sam

Nie budzisz się pewnego dnia jako 30-letni prawiczek Rumuński, to jest jakieś 15 lat decydowania o swoim życiu. A rezygnacja/trwanie w impasie, unikanie, lęki to też jest jakiś wybór.

21,800

Odp: 30lat i cały czas sam

Czyli jak kobiety odrzucają faceta to jest to jego decyzja życiowa?

21,801

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Czyli jak kobiety odrzucają faceta to jest to jego decyzja życiowa?

Oczywiscie, ze NIE- co ma facet do gadania,skoro to kobiety go odrzucaja? No NIC nie ma do gadania,a co tu dopiero mowic o zyciowych decyzjach

21,802

Odp: 30lat i cały czas sam

Jeżeli laski odrzucają gościa całe życie, a nie masz jakiejś jawnej deformacji wyglądu który by to powodowała, to moim zdaniem taki koleś ma w sobie coś, czego nie widzi i nie chce widzieć, a co mógłby zmienić. Trzeba wtedy usiąść i szczerze ze sobą pogadać:

- czy ja w ogóle mam jakiś znajomych, nie tylko kobiety?
- czy sięgam po ludzi czy czekam aż sami po mnie wyjdą?
- jaki wzorzec związku wyniosłem w domu?
- czy czuję się sam ze sobą w porządku?
- co różni moich kolegów którzy mają dziewczyny ode mnie? Czy w ogóle mam takich kumpli z którymi mogę się porównać?
- czy naprawdę wszyscy oni są mega przystojni? czy są np. bardziej wygadani?

Itp. itd. Uważam, że są sytuacje bardzo trudne kiedy znalezienie partnerki jest niemal niemożliwe, ale w moim odczuciu dotyczy to osób z głębokim upośledzeniem umysłowym. Jechałem ostatnio pociągiem i jechała grupa dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną z opiekunem - chłopy po 50 lat zachowujące się jak 7-latki. Takim ludziom naprawdę może być trudno. Ale tutejszym gościom?

21,803

Odp: 30lat i cały czas sam
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Czyli jak kobiety odrzucają faceta to jest to jego decyzja życiowa?

Ach, te kobiety...
To one wszystkiemu winne. No przecież.... wink

21,804

Odp: 30lat i cały czas sam
Herne napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Czyli jak kobiety odrzucają faceta to jest to jego decyzja życiowa?

Ach, te kobiety...
To one wszystkiemu winne. No przecież.... wink

Kobiety nie sa niczemu winne, akurat faceci lubia zwalac wine na kobiety, a dobrze wiedza,ze to nie kobiet wina tylko ich wina

21,805

Odp: 30lat i cały czas sam
Foxterier napisał/a:

(...)
- jaki wzorzec związku wyniosłem w domu?

Oraz, co bardziej miarodajne, ale równocześnie związane z powyższym:
- Jaki jest mój styl przywiązania .

Foxterier napisał/a:

- co różni moich kolegów którzy mają dziewczyny ode mnie? Czy w ogóle mam takich kumpli z którymi mogę się porównać?

Tutaj bym uważał.
Niektórzy tutaj właśnie na takim porównywaniu zbudowali swój negatywny obraz świata.

21,806

Odp: 30lat i cały czas sam
JuliaUK33 napisał/a:
Herne napisał/a:
Rumunski_Zolnierz napisał/a:

Czyli jak kobiety odrzucają faceta to jest to jego decyzja życiowa?

Ach, te kobiety...
To one wszystkiemu winne. No przecież.... wink

Kobiety nie sa niczemu winne, akurat faceci lubia zwalac wine na kobiety, a dobrze wiedza,ze to nie kobiet wina tylko ich wina

Julka, to była ironia.

21,807

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

My na prawdę nigdy się nie zrozumiemy. Ty cały czas myślisz, że źródłem nieszczęścia mojego i mi podobnych jest lenistwo. Jesteś taki sam jak większość ludzi z pokolenia moich rodziców, których kiedykolwiek poznałem. Dla nich nie ma depresji, zaburzeń osobowości, lęków, spektrum autyzmu itp, jest tylko lenistwo. Brzmisz jak w tych memach "Jak ja chodziłem do szkoły to się chodziło na piechotę po 10km, przedzierałem się przez pustynię, tundrę, sawannę uciekając przed lwami, a potem jeszcze wspinałem się na wielką górę bez zabezpieczenia podczas zamieci śnieżnej i człowiek się cieszył, że mógł iść do szkoły, a nie zapierdalać w polu". Ty na prawdę myślisz, że jak ktoś marudzi, wybrzydza i dywaguje to robi to bo lubi? Wielu ludzi bardzo by chciało zakasać rękawy i zarobić tylko nie wiedzą jak, dla ciebie to pewnie brzmi absurdalnie ale dla mnie to spory problem. (..._)

Jednostki słabe, wrażliwe, przewrażliwione, nieodporne, nieprzystosowane, niezahartowane do trudów życia nigdy nic w tym życiu nie osiągają. Bo żeby coś osiągnąć trzeba wziąć się z życiem za bary, przejść na piechotę 10 km, przez pustynię wyrzeczeń, trudów,  upokorzeń, przełamywania własnych słabości, nadrabiania własnych braków, uciekać przed lwami strachu, wspinać na góry wyrzeczeń itp. ...  Nie ma sukcesu bez wysiłku.

21,808

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Pochodzimy z zupełnie innych środowisk, w moim historia taka jak twojego syna nie istnieje, nie znam i nigdy nie poznałem nikogo kto by miał taką. Dla mnie taka historia to jest niemal fantasy. Ty musisz być super matką, a on niezłym geniuszem. Ja i moja matka jesteśmy tego totalnymi przeciwieństwami. Już w szkole szło kiepsko, matura ledwo zdana, studia bezużyteczne, brak dobrej pracy, brak dziewczyny czy tym bardziej mieszkania, na wakacjach nie byłem chyba z 15 lat. Historia twojego syna powinna mnie motywować, a tylko coraz bardziej demotywuje, z każdym kolejnym postem czuję się coraz gorzej, jak coraz większy śmieć i ta bezradność.

Oglądałem dziś wywiad z kobietą chorą na SM i wiesz co mnie w tym najbardziej przerażało? Wcale nie sama choroba mimo iż jest straszna tylko fakt, że ta kobieta mimo tak ciężkiej choroby jest aktywniejsza niż ja kiedykolwiek, żyje pełnią życia, a ja mimo iż nie mam żadnej aż tak ciężkiej choroby nie potrafię żyć nawet w połowie tak jak ona. Znaczy chyba nie mam takiej, niedługo idę na rezonans i zobaczę co wyjdzie. To jest przerażające jak własny umysł może ograniczyć całe życie tak, że nie mogę zrobić nawet tego jednego kroku. A chyba jeszcze gorsze jest to, że jeśli bym kiedyś zachorował na coś takiego to zostałbym z tym sam, rodzice nie będą żyć wiecznie, a nie mam nikogo innego kto by mi pomógł.

Młody nie jest żadnym geniuszem, za to jest bystry i ogarnięty, przy czym ma też do wszystkiego bardzo zdrowe podejście, czego sama mu czasem zazdroszczę. Ponadto wie, czego chce, a czego na pewno nie chce, potrafi podejmować odważne decyzje. 
Szczerze? Szkoła była dla niego złem koniecznym, bo zabierała mu czas, który mógłby poświęcić na inne, przyjemne rzeczy. Żeby było zabawniej, na przykład na budowanie z klocków LEGO, które wyrobiły mu zmysł techniczny. Pierwsze zestawy, całkiem spore, dostał w "spadku" po znacznie starszym kuzynie, kiedy miał mniej więcej 3 lata, a potem one razem z nim "rosły", bo dochodziły wciąż nowe i coraz bardziej skomplikowane elementy.

Na dobrą sprawę, to jemu nawet nie chciało się pójść na studia, a dostał się i skończył je bez najmniejszego problemu. Teraz dopiero twierdzi, że mieliśmy rację (nie, nie naciskaliśmy, decyzja była jego, ja z nim tylko bardzo dużo na ten temat rozmawiałam), bo widzi jak wygląda praca na produkcji, a jak wygląda jego praca - w sumie bez pośpiechu, na luzie, nikt po nim nie jeździ, zresztą on sobie na to nie pozwala. Sama praca też jest zresztą tylko środkiem do dobrego życia i nic ponadto, za to jak już coś w niej robi, to robi to na 100% i bardzo szybko. Inni to widzą i to u niego procentuje, bo kiedy na przykład zdarzy się jakaś poważniejsza awaria, to stoi cała produkcja, a wtedy każda minuta generuje wymierne straty.

Jeśli o mnie chodzi, to nigdy nie naciskałam na oceny, twierdząc, że nie są żadną miarą jego wartości, za to zawsze powtarzałam, że jest zdolny, ma potencjał, więc szkoda byłoby to zmarnować. Dzisiaj jeszcze bardziej niż kiedyś uważam, że ważne, aby być w czymś dobrym, a najlepiej bardzo dobrym, bo przecież nie da się być dobrym we wszystkim. Dziecko, które na świadectwach ma same celujące w życiu niekoniecznie da radę się przebić, bo na dobrą sprawę będzie to okupione ogromną presją i ilością poświęconego na naukę czasu, a wiedzę trzeba jeszcze potrafić przełożyć na praktyczne umiejętności, czyli umieć ją wykorzystywać.

Foxterier napisał/a:

Nie budzisz się pewnego dnia jako 30-letni prawiczek Rumuński, to jest jakieś 15 lat decydowania o swoim życiu. A rezygnacja/trwanie w impasie, unikanie, lęki to też jest jakiś wybór.

Bingo! Można przez całe życie "objeżdżać" na trudnym dzieciństwie, byciu odrzucanym, na swoich ułomnościach i deficytach, a można wziąć się za siebie, pracować nad umiejętnościami komunikacyjnymi, samoświadomością, przepracować traumy, nauczyć się zupełnie nowych schematów postępowania, bo skoro poprzednie nie działały, to znaczy, że trzeba je zastąpić innymi.

21,809

Odp: 30lat i cały czas sam
Foxterier napisał/a:

Nie budzisz się pewnego dnia jako 30-letni prawiczek Rumuński, to jest jakieś 15 lat decydowania o swoim życiu. A rezygnacja/trwanie w impasie, unikanie, lęki to też jest jakiś wybór.

Graaaatuluję wytrwałości. I ze wszysktim się zgadzam smile smile

21,810

Odp: 30lat i cały czas sam
KoralinaJones napisał/a:

Jednostki słabe, wrażliwe, przewrażliwione, nieodporne, nieprzystosowane, niezahartowane do trudów życia nigdy nic w tym życiu nie osiągają. Bo żeby coś osiągnąć trzeba wziąć się z życiem za bary, przejść na piechotę 10 km, przez pustynię wyrzeczeń, trudów,  upokorzeń, przełamywania własnych słabości, nadrabiania własnych braków, uciekać przed lwami strachu, wspinać na góry wyrzeczeń itp. ...  Nie ma sukcesu bez wysiłku.

Dokładnie, masz rację, jedyny problem w tym, że przynajmniej mi nikt nigdy tego nie powiedział, nikt nie wytłumaczył tego te 10-15 lat ani rodzice ani szkoła. Wręcz przeciwnie rodzice wielokrotne powtarzali by tego unikać, by odpuścić gdy tylko coś mi się nie spodoba, nawet z tą pracą moja matka nie raz powtarzała, że pogada z tym i tamtym i załatwi robotę. Czegoś tak oczywistego co powinien wiedzieć już nastolatek ja się dowiedziałem od obcych ludzi na forum w wieku 27 lat. Te 15 lat decydowania o sobie, o których pisał Foxterier u mnie są stracone, jakbym siedział przez te lata w więzieniu i zamiast się zresocjalizować wykształciłem mnóstwo złych nawyków, powstały te wszystkie blokady, a teraz zaczynam wychodzić na wolność i nie rozumiem otaczającego świata.

Olinka napisał/a:

Młody nie jest żadnym geniuszem, za to jest bystry i ogarnięty, przy czym ma też do wszystkiego bardzo zdrowe podejście, czego sama mu czasem zazdroszczę. Ponadto wie, czego chce, a czego na pewno nie chce, potrafi podejmować odważne decyzje. 

Szczerze? Szkoła była dla niego złem koniecznym, bo zabierała mu czas, który mógłby poświęcić na inne, przyjemne rzeczy. Żeby było zabawniej, na przykład na budowanie z klocków LEGO, które wyrobiły mu zmysł techniczny. Pierwsze zestawy, całkiem spore, dostał w "spadku" po znacznie starszym kuzynie, kiedy miał mniej więcej 3 lata, a potem one razem z nim "rosły", bo dochodziły wciąż nowe i coraz bardziej skomplikowane elementy.

Na dobrą sprawę, to jemu nawet nie chciało się pójść na studia, a dostał się i skończył je bez najmniejszego problemu. Teraz dopiero twierdzi, że mieliśmy rację (nie, nie naciskaliśmy, decyzja była jego, ja z nim tylko bardzo dużo na ten temat rozmawiałam), bo widzi jak wygląda praca na produkcji, a jak wygląda jego praca - w sumie bez pośpiechu, na luzie, nikt po nim nie jeździ, zresztą on sobie na to nie pozwala. Sama praca też jest zresztą tylko środkiem do dobrego życia i nic ponadto, za to jak już coś w niej robi, to robi to na 100% i bardzo szybko. Inni to widzą i to u niego procentuje, bo kiedy na przykład zdarzy się jakaś poważniejsza awaria, to stoi cała produkcja, a wtedy każda minuta generuje wymierne straty.

Jeśli o mnie chodzi, to nigdy nie naciskałam na oceny, twierdząc, że nie są żadną miarą jego wartości, za to zawsze powtarzałam, że jest zdolny, ma potencjał, więc szkoda byłoby to zmarnować. Dzisiaj jeszcze bardziej niż kiedyś uważam, że ważne, aby być w czymś dobrym, a najlepiej bardzo dobrym, bo przecież nie da się być dobrym we wszystkim. Dziecko, które na świadectwach ma same celujące w życiu niekoniecznie da radę się przebić, bo na dobrą sprawę będzie to okupione ogromną presją i ilością poświęconego na naukę czasu, a wiedzę trzeba jeszcze potrafić przełożyć na praktyczne umiejętności, czyli umieć ją wykorzystywać.

Bingo! Można przez całe życie "objeżdżać" na trudnym dzieciństwie, byciu odrzucanym, na swoich ułomnościach i deficytach, a można wziąć się za siebie, pracować nad umiejętnościami komunikacyjnymi, samoświadomością, przepracować traumy, nauczyć się zupełnie nowych schematów postępowania, bo skoro poprzednie nie działały, to znaczy, że trzeba je zastąpić innymi.

Jak odróżniasz talent i bycie geniuszem od ogarnięcia i bycia bystrym?

Że szkołą nie chodzi tylko o oceny, to o czym wspomniał Rumuński też ma duże znaczenie jeśli nie większe. U mnie było odrzucenie i izolacja, dopiero w liceum zrobiło się lepiej bo już miałem kolegów i koleżanki ale wciąż byłem mocno wycofany. Podejrzewam, że twój syn był moim totalnym przeciwieństwem w tej kwestii, zawsze lubiany i w dobrych relacjach że wszystkimi. W takich warunkach to oczywiste, że będzie miał wysoką samoocenę, pewność siebie i raczej będzie optymistą dobre oceny dodatkowo mocno podbijają to wszystko co wymieniłem. Mam choć trochę racji?

Ja zawsze chciałem iść na studia ale nigdy nie wiedziałem jakie i nie mogłem iść na dziennie choć zawsze chciałem zaznać tego studenckiego życia. Z mojej pracy mogę narzekać tylko na zarobki, warunki mam bardzo dobre, ludzie są w porządku, nikt po mnie nie jeździ, z samą pracą też nie mam problemów i ze wszystkim sobie radzę, a jak czegoś nie wiem lub nie potrafię to pytam jak to zrobić i próbuje aż się uda.

Wszystko co opisałeś, że robiłaś jako matka jest właśnie definicją " super matki". Nigdy u nikogo z pokolenia moich rodziców nie widziałem takiego podejścia nie tylko do wychowania ale w ogóle do życia jak u ciebie. Moi rodzice byli i są twoim przeciwieństwem.

Obawiam się, że bez długiej terapii nie da się wziąć za siebie, przepracować jakiegokolwiek problemu czy zmienić schematów. Tylko jak uniknąć tego przez co nie udała się poprzednia terapia?

21,811

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
KoralinaJones napisał/a:

Jednostki słabe, wrażliwe, przewrażliwione, nieodporne, nieprzystosowane, niezahartowane do trudów życia nigdy nic w tym życiu nie osiągają. Bo żeby coś osiągnąć trzeba wziąć się z życiem za bary, przejść na piechotę 10 km, przez pustynię wyrzeczeń, trudów,  upokorzeń, przełamywania własnych słabości, nadrabiania własnych braków, uciekać przed lwami strachu, wspinać na góry wyrzeczeń itp. ...  Nie ma sukcesu bez wysiłku.

Dokładnie, masz rację, jedyny problem w tym, że przynajmniej mi nikt nigdy tego nie powiedział, nikt nie wytłumaczył tego te 10-15 lat ani rodzice ani szkoła. Wręcz przeciwnie rodzice wielokrotne powtarzali by tego unikać, by odpuścić gdy tylko coś mi się nie spodoba, nawet z tą pracą moja matka nie raz powtarzała, że pogada z tym i tamtym i załatwi robotę. Czegoś tak oczywistego co powinien wiedzieć już nastolatek ja się dowiedziałem od obcych ludzi na forum w wieku 27 lat. Te 15 lat decydowania o sobie, o których pisał Foxterier u mnie są stracone, jakbym siedział przez te lata w więzieniu i zamiast się zresocjalizować wykształciłem mnóstwo złych nawyków, powstały te wszystkie blokady, a teraz zaczynam wychodzić na wolność i nie rozumiem otaczającego świata.

Olinka napisał/a:

Młody nie jest żadnym geniuszem, za to jest bystry i ogarnięty, przy czym ma też do wszystkiego bardzo zdrowe podejście, czego sama mu czasem zazdroszczę. Ponadto wie, czego chce, a czego na pewno nie chce, potrafi podejmować odważne decyzje. 

Szczerze? Szkoła była dla niego złem koniecznym, bo zabierała mu czas, który mógłby poświęcić na inne, przyjemne rzeczy. Żeby było zabawniej, na przykład na budowanie z klocków LEGO, które wyrobiły mu zmysł techniczny. Pierwsze zestawy, całkiem spore, dostał w "spadku" po znacznie starszym kuzynie, kiedy miał mniej więcej 3 lata, a potem one razem z nim "rosły", bo dochodziły wciąż nowe i coraz bardziej skomplikowane elementy.

Na dobrą sprawę, to jemu nawet nie chciało się pójść na studia, a dostał się i skończył je bez najmniejszego problemu. Teraz dopiero twierdzi, że mieliśmy rację (nie, nie naciskaliśmy, decyzja była jego, ja z nim tylko bardzo dużo na ten temat rozmawiałam), bo widzi jak wygląda praca na produkcji, a jak wygląda jego praca - w sumie bez pośpiechu, na luzie, nikt po nim nie jeździ, zresztą on sobie na to nie pozwala. Sama praca też jest zresztą tylko środkiem do dobrego życia i nic ponadto, za to jak już coś w niej robi, to robi to na 100% i bardzo szybko. Inni to widzą i to u niego procentuje, bo kiedy na przykład zdarzy się jakaś poważniejsza awaria, to stoi cała produkcja, a wtedy każda minuta generuje wymierne straty.

Jeśli o mnie chodzi, to nigdy nie naciskałam na oceny, twierdząc, że nie są żadną miarą jego wartości, za to zawsze powtarzałam, że jest zdolny, ma potencjał, więc szkoda byłoby to zmarnować. Dzisiaj jeszcze bardziej niż kiedyś uważam, że ważne, aby być w czymś dobrym, a najlepiej bardzo dobrym, bo przecież nie da się być dobrym we wszystkim. Dziecko, które na świadectwach ma same celujące w życiu niekoniecznie da radę się przebić, bo na dobrą sprawę będzie to okupione ogromną presją i ilością poświęconego na naukę czasu, a wiedzę trzeba jeszcze potrafić przełożyć na praktyczne umiejętności, czyli umieć ją wykorzystywać.

Bingo! Można przez całe życie "objeżdżać" na trudnym dzieciństwie, byciu odrzucanym, na swoich ułomnościach i deficytach, a można wziąć się za siebie, pracować nad umiejętnościami komunikacyjnymi, samoświadomością, przepracować traumy, nauczyć się zupełnie nowych schematów postępowania, bo skoro poprzednie nie działały, to znaczy, że trzeba je zastąpić innymi.

Jak odróżniasz talent i bycie geniuszem od ogarnięcia i bycia bystrym?

Że szkołą nie chodzi tylko o oceny, to o czym wspomniał Rumuński też ma duże znaczenie jeśli nie większe. U mnie było odrzucenie i izolacja, dopiero w liceum zrobiło się lepiej bo już miałem kolegów i koleżanki ale wciąż byłem mocno wycofany. Podejrzewam, że twój syn był moim totalnym przeciwieństwem w tej kwestii, zawsze lubiany i w dobrych relacjach że wszystkimi. W takich warunkach to oczywiste, że będzie miał wysoką samoocenę, pewność siebie i raczej będzie optymistą dobre oceny dodatkowo mocno podbijają to wszystko co wymieniłem. Mam choć trochę racji?

Ja zawsze chciałem iść na studia ale nigdy nie wiedziałem jakie i nie mogłem iść na dziennie choć zawsze chciałem zaznać tego studenckiego życia. Z mojej pracy mogę narzekać tylko na zarobki, warunki mam bardzo dobre, ludzie są w porządku, nikt po mnie nie jeździ, z samą pracą też nie mam problemów i ze wszystkim sobie radzę, a jak czegoś nie wiem lub nie potrafię to pytam jak to zrobić i próbuje aż się uda.

Wszystko co opisałeś, że robiłaś jako matka jest właśnie definicją " super matki". Nigdy u nikogo z pokolenia moich rodziców nie widziałem takiego podejścia nie tylko do wychowania ale w ogóle do życia jak u ciebie. Moi rodzice byli i są twoim przeciwieństwem.

Obawiam się, że bez długiej terapii nie da się wziąć za siebie, przepracować jakiegokolwiek problemu czy zmienić schematów. Tylko jak uniknąć tego przez co nie udała się poprzednia terapia?

Teraz jesteś dorosły.
A za pare lat sam możesz być ojcem i to Ty będziesz musiał wychowywać swoje dzieci, a nie czekał, żeby ktoś Ci mówił, co masz robić. Dorosły jesteś.

21,812

Odp: 30lat i cały czas sam

Zgadzam się z rossanką. Duży chłopiec już jesteś Shini. Da się zmienisz, ale lęk Cię paraliżuje. Nie jesteś teraz w terapii?

21,813

Odp: 30lat i cały czas sam
rossanka napisał/a:

Teraz jesteś dorosły.
A za pare lat sam możesz być ojcem i to Ty będziesz musiał wychowywać swoje dzieci, a nie czekał, żeby ktoś Ci mówił, co masz robić. Dorosły jesteś.

Dzieci w ogóle nie planuje mieć, miedzy innymi właśnie dlatego by nigdy nie musiały przechodzić przez to co ja. Ktoś taki jak ja nie powinien być ojcem i nie wybaczyłbym sobie gdyby moje dzieci stały się takie jak ja.

Foxterier napisał/a:

Zgadzam się z rossanką. Duży chłopiec już jesteś Shini. Da się zmienisz, ale lęk Cię paraliżuje. Nie jesteś teraz w terapii?

Teraz nie bo już kilka miesięcy czekam na terapię na NFZ i nie wiadomo czy kiedykolwiek się doczekam, a prywatnie mnie nie stać. Sprawdzałem różne terapie grupowe, treningi umiejętności społecznych itp ale ich ceny to jakiś kosmos, na przykład 5-6 spotkań po 1h kosztuje 2-3k.

21,814

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
rossanka napisał/a:

Teraz jesteś dorosły.
A za pare lat sam możesz być ojcem i to Ty będziesz musiał wychowywać swoje dzieci, a nie czekał, żeby ktoś Ci mówił, co masz robić. Dorosły jesteś.

Dzieci w ogóle nie planuje mieć, miedzy innymi właśnie dlatego by nigdy nie musiały przechodzić przez to co ja. Ktoś taki jak ja nie powinien być ojcem i nie wybaczyłbym sobie gdyby moje dzieci stały się takie jak ja.

k.

Możesz nie planować, a wyjdzie jak wyjdzie. Poznasz dziewczynę, pójdziecie do łóżka, antykoncepcja zawiedzie i już jesteś ojcem. Przecież większość dzieci rodzi się bo tak wyszło. Planowanych jest mniej. Inaczej ludzkisc by wyginęła.

21,815

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
rossanka napisał/a:

Teraz jesteś dorosły.
A za pare lat sam możesz być ojcem i to Ty będziesz musiał wychowywać swoje dzieci, a nie czekał, żeby ktoś Ci mówił, co masz robić. Dorosły jesteś.

Dzieci w ogóle nie planuje mieć, miedzy innymi właśnie dlatego by nigdy nie musiały przechodzić przez to co ja. Ktoś taki jak ja nie powinien być ojcem i nie wybaczyłbym sobie gdyby moje dzieci stały się takie jak ja.

Foxterier napisał/a:

Zgadzam się z rossanką. Duży chłopiec już jesteś Shini. Da się zmienisz, ale lęk Cię paraliżuje. Nie jesteś teraz w terapii?

Teraz nie bo już kilka miesięcy czekam na terapię na NFZ i nie wiadomo czy kiedykolwiek się doczekam, a prywatnie mnie nie stać. Sprawdzałem różne terapie grupowe, treningi umiejętności społecznych itp ale ich ceny to jakiś kosmos, na przykład 5-6 spotkań po 1h kosztuje 2-3k.

Psychoterapeuci w procesie kształcenia w szkołach teraoeutycznych przyjmują pierwszych pacjentów za mniejsze stawki. Skąd jesteś?

21,816 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2023-09-22 11:44:37)

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

(...) Obawiam się, że bez długiej terapii nie da się wziąć za siebie, przepracować jakiegokolwiek problemu czy zmienić schematów. Tylko jak uniknąć tego przez co nie udała się poprzednia terapia?

"Nie da się wziąć za siebie"? To brzmi jak decyzja.

Mam dla Ciebie złą wiadomość. Da się. Owszem, być może wymagać to będzie większego wysiłku, ale cel - bycie samodzielnym psychicznie i decyzyjnym - można osiągnąć. Rozejrzyj się wokół (tylko, nie po forumowych sobowtórach); niejedna osoba miała "przechlapane" dzieciństwo, niejedna osoba była uzależniona od rodziców, ale wiele z nich postanowiło wyrwać się ze schematów wtłoczonych w dzieciństwie. Jak? Zostawiając sobie to wszystko, co służy, odrzucając balast. Jasne, wymaga to determinacji, która - mym zdaniem - przychodzi bezzwłocznie po uświadomieniu sobie możliwych dróg życia: albo BMW przy trzymaniu się pseudokomfortu dotychczasowego życia i bojąc się dokonywania zmian, albo podejmowanie swoich decyzji mimo lęku o ich wynik.

"Grozi" Ci kolejna terapia. Jak uniknąć tego, przez co poprzednia zakończyła się tam, gdzie się zakończyła?
Zmienić nastawienie, do terapii także. Stać się (w swej głowie, bo i tak jesteś) odpowiedzialnym za swe życie. Jak to zrobić? Zakończyć (natychmiast) asekuranctwo.

21,817

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Teraz nie bo już kilka miesięcy czekam na terapię na NFZ i nie wiadomo czy kiedykolwiek się doczekam, a prywatnie mnie nie stać. Sprawdzałem różne terapie grupowe, treningi umiejętności społecznych itp ale ich ceny to jakiś kosmos, na przykład 5-6 spotkań po 1h kosztuje 2-3k.

Czyli teraz będziesz siedział sobie wygodnie i czekał na terapię na NFZ i nie robił NIC.
Mimo to będziesz miał poczucie dobrze spełnianego obowiązku, no bo przecież zrobiłeś krok naprzód, zapisałeś się na terapię. Najpierw musisz ją ukończyć, przecież bez niej nie da się wziąć do roboty i zrobić COKOLWIEK wymagającego wyjścia ze strefy komfortu.
Pisaliśmy w październiku zeszłego roku i widzę, że jedyny "postęp" jaki poczyniłeś od tamtego czasu to pójście na masaż erotyczny. Gratulacje.

Masz 27 czy tam 28 lat. Może najwyższy czas przestać zachowywać się jak dziecko? Całe życie dawałeś sobą sterować jak marionetką, mama powiedziała: idź do tego liceum/technikum to poszedłeś, mama powiedziała: idź na te studia to poszedłeś, mama załatwiła pracę to grzecznie codziennie rano meldujesz się na miejscu. Mama powiedziałaby: zwolnij się z tej pracy i pójdź do tamtej to tak byś właśnie zrobił.
Ja wiem, że takie życie jest cholernie wygodne, zero stresów, ale z drugiej strony, co Ty z tego życia masz? Przecież Ty tylko chodzisz i oddychasz, nic więcej. Żadnych emocji nie ma w tym Twoim życiu, ekscytacji, wzruszenia, zadowolenia, rozczarowania. Chcesz tak robić przez najbliższe 50 lat?

Już nie mówię: zwolnij się z roboty i idź mieszkać na wynajmie w dzielonym mieszkaniu, bo wiem, że tego nie zrobisz. Ale zrób cokolwiek wymagającego wyjścia ze strefy komfortu. Weź tydzień urlopu, poleć sobie do Barcelony (bo to niemal drugi koniec Europy, a można tanio dolecieć) i postaw sobie za cel po prostu przeżycie w totalnie nowym środowisku i bez pomocy innych. Nieważne, czy będziesz spał na ławce w parku z menelami czy w 5-gwiazdkowym hotelu, jeżeli wsiądziesz do samolotu powrotnego nie w czarnym worku to misja zakończy się powodzeniem.

21,818

Odp: 30lat i cały czas sam
Foxterier napisał/a:

Psychoterapeuci w procesie kształcenia w szkołach teraoeutycznych przyjmują pierwszych pacjentów za mniejsze stawki. Skąd jesteś?

Miejscowość ok. 30 km od Warszawy.

Wielokropek napisał/a:

["Nie da się wziąć za siebie"? To brzmi jak decyzja.

Mam dla Ciebie złą wiadomość. Da się. Owszem, być może wymagać to będzie większego wysiłku, ale cel - bycie samodzielnym psychicznie i decyzyjnym - można osiągnąć. Rozejrzyj się wokół (tylko, nie po forumowych sobowtórach); niejedna osoba miała "przechlapane" dzieciństwo, niejedna osoba była uzależniona od rodziców, ale wiele z nich postanowiło wyrwać się ze schematów wtłoczonych w dzieciństwie. Jak? Zostawiając sobie to wszystko, co służy, odrzucając balast. Jasne, wymaga to determinacji, która - mym zdaniem - przychodzi bezzwłocznie po uświadomieniu sobie możliwych dróg życia: albo BMW przy trzymaniu się pseudokomfortu dotychczasowego życia i bojąc się dokonywania zmian, albo podejmowanie swoich decyzji mimo lęku o ich wynik.

"Grozi" Ci kolejna terapia. Jak uniknąć tego, przez co poprzednia zakończyła się tam, gdzie się zakończyła?
Zmienić nastawienie, do terapii także. Stać się (w swej głowie, bo i tak jesteś) odpowiedzialnym za swe życie. Jak to zrobić? Zakończyć (natychmiast) asekuranctwo.

Żadna decyzja, jedynie stwierdzenie faktu. Samo rozejrzenie się nic nie da bo na pierwszy rzut oka nie widać jaką ktoś miał przeszłość. Wierz mi lub nie ale samo uświadomienie sobie czegoś czy postanowienie zmiany absolutnie nie wystarczy jeśli coś cię blokuje przed wykonaniem nawet jednego kroku.

Co dokładnie masz na myśli poprzez " zakończyć asekuranctwo"? Poprzednia terapia zakończyła się bo nieświadomie zrzuciłem jej większość na terapeutkę i zanim się zorientowałem to już nie dawała żadnych efektów i to terapeutka ją zakończyła. Zacząłem to traktować jako zwykłe spotkania towarzyskie i cieszyłem się na samą myśl, że będę miał z kim pogadać.

21,819

Odp: 30lat i cały czas sam
contrasenyaoblidada napisał/a:

Czyli teraz będziesz siedział sobie wygodnie i czekał na terapię na NFZ i nie robił NIC.
Mimo to będziesz miał poczucie dobrze spełnianego obowiązku, no bo przecież zrobiłeś krok naprzód, zapisałeś się na terapię. Najpierw musisz ją ukończyć, przecież bez niej nie da się wziąć do roboty i zrobić COKOLWIEK wymagającego wyjścia ze strefy komfortu.
Pisaliśmy w październiku zeszłego roku i widzę, że jedyny "postęp" jaki poczyniłeś od tamtego czasu to pójście na masaż erotyczny. Gratulacje.

Masz 27 czy tam 28 lat. Może najwyższy czas przestać zachowywać się jak dziecko? Całe życie dawałeś sobą sterować jak marionetką, mama powiedziała: idź do tego liceum/technikum to poszedłeś, mama powiedziała: idź na te studia to poszedłeś, mama załatwiła pracę to grzecznie codziennie rano meldujesz się na miejscu. Mama powiedziałaby: zwolnij się z tej pracy i pójdź do tamtej to tak byś właśnie zrobił.
Ja wiem, że takie życie jest cholernie wygodne, zero stresów, ale z drugiej strony, co Ty z tego życia masz? Przecież Ty tylko chodzisz i oddychasz, nic więcej. Żadnych emocji nie ma w tym Twoim życiu, ekscytacji, wzruszenia, zadowolenia, rozczarowania. Chcesz tak robić przez najbliższe 50 lat?

Już nie mówię: zwolnij się z roboty i idź mieszkać na wynajmie w dzielonym mieszkaniu, bo wiem, że tego nie zrobisz. Ale zrób cokolwiek wymagającego wyjścia ze strefy komfortu. Weź tydzień urlopu, poleć sobie do Barcelony (bo to niemal drugi koniec Europy, a można tanio dolecieć) i postaw sobie za cel po prostu przeżycie w totalnie nowym środowisku i bez pomocy innych. Nieważne, czy będziesz spał na ławce w parku z menelami czy w 5-gwiazdkowym hotelu, jeżeli wsiądziesz do samolotu powrotnego nie w czarnym worku to misja zakończy się powodzeniem.

Jakie "zero stresów" ? Przecież ja cały czas jestem mega zestresowany i tak było zawsze odkąd pamiętam. Jest dokładnie tak jak piszesz, nie mam w życiu prawie żadnych emocji, jeszcze do niedawna sam ze wszystkich sił starałem się ich pozbyć. Urlop powinien być mniej więcej za miesiąc i właśnie zamierzam wyjechać gdzieś za granicę.

21,820

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

Jakie "zero stresów" ? Przecież ja cały czas jestem mega zestresowany i tak było zawsze odkąd pamiętam. Jest dokładnie tak jak piszesz, nie mam w życiu prawie żadnych emocji, jeszcze do niedawna sam ze wszystkich sił starałem się ich pozbyć. Urlop powinien być mniej więcej za miesiąc i właśnie zamierzam wyjechać gdzieś za granicę.

Czym się stresujesz?
Najlepszą terapią dla Ciebie byłoby jakby matka wyrzuciła Cię z domu, a wujek czy ktoś tam wyrzucił z pracy. Gwarantuję, że wtedy błyskawicznie zniknęłaby ta blokada, która 'blokuje przed wykonaniem nawet jednego kroku', bo miałbyś do wyboru albo się ogarnąć, albo zamieszkać pod mostem.

21,821

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
Foxterier napisał/a:

Psychoterapeuci w procesie kształcenia w szkołach teraoeutycznych przyjmują pierwszych pacjentów za mniejsze stawki. Skąd jesteś?

Miejscowość ok. 30 km od Warszawy.

Wielokropek napisał/a:

["Nie da się wziąć za siebie"? To brzmi jak decyzja.

Mam dla Ciebie złą wiadomość. Da się. Owszem, być może wymagać to będzie większego wysiłku, ale cel - bycie samodzielnym psychicznie i decyzyjnym - można osiągnąć. Rozejrzyj się wokół (tylko, nie po forumowych sobowtórach); niejedna osoba miała "przechlapane" dzieciństwo, niejedna osoba była uzależniona od rodziców, ale wiele z nich postanowiło wyrwać się ze schematów wtłoczonych w dzieciństwie. Jak? Zostawiając sobie to wszystko, co służy, odrzucając balast. Jasne, wymaga to determinacji, która - mym zdaniem - przychodzi bezzwłocznie po uświadomieniu sobie możliwych dróg życia: albo BMW przy trzymaniu się pseudokomfortu dotychczasowego życia i bojąc się dokonywania zmian, albo podejmowanie swoich decyzji mimo lęku o ich wynik.

"Grozi" Ci kolejna terapia. Jak uniknąć tego, przez co poprzednia zakończyła się tam, gdzie się zakończyła?
Zmienić nastawienie, do terapii także. Stać się (w swej głowie, bo i tak jesteś) odpowiedzialnym za swe życie. Jak to zrobić? Zakończyć (natychmiast) asekuranctwo.

Żadna decyzja, jedynie stwierdzenie faktu. Samo rozejrzenie się nic nie da bo na pierwszy rzut oka nie widać jaką ktoś miał przeszłość. Wierz mi lub nie ale samo uświadomienie sobie czegoś czy postanowienie zmiany absolutnie nie wystarczy jeśli coś cię blokuje przed wykonaniem nawet jednego kroku.

Co dokładnie masz na myśli poprzez " zakończyć asekuranctwo"? Poprzednia terapia zakończyła się bo nieświadomie zrzuciłem jej większość na terapeutkę i zanim się zorientowałem to już nie dawała żadnych efektów i to terapeutka ją zakończyła. Zacząłem to traktować jako zwykłe spotkania towarzyskie i cieszyłem się na samą myśl, że będę miał z kim pogadać.

Moze jakieś książki o samorozwoju, psychologii, ale takie profesjonalne, a nie pisane przez przypadkowe osoby, coś na zasadzie pij sok z brzozy i uprawiaj sport. Zanim zaczniesz terapie?

21,822

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

(...) Co dokładnie masz na myśli poprzez " zakończyć asekuranctwo"? (...)

Słownik języka polskiego napisał/a:

asekuranctwo, asekurantyzm «przesadnie ostrożne postępowanie pozwalające na uchylenie się od odpowiedzialności za działanie, którego wyniku nie da się przewidzieć»


I uwierz mi, uświadomienie sobie czegoś i/lub postanowienie dokonania zmiany absolutnie wystarczy, jeśli jesteś zdeterminowany; nie wystarczy, gdy "włos rozdziela się na czworo" i nie rezygnuje z asekuranctwa.
W mej stopce (niestety, została zlikwidowana z przyczyn mi nieznanych) miałam zdanie:
"Kto chce, znajdzie sposób. Kto nie chce, znajdzie powód."


Wiesz wszystko, co potrzeba do podjęcia decyzji o zmianie dotychczasowego życia. Wszystko. smile


Tak, jak napisał stary/nowy użytkownik, contrasenyaoblidada, błyskawicznie nauczyłbyś się tzw. życia, gdybyś opuścił dom rodzinny. Tak. Teraz.

21,823

Odp: 30lat i cały czas sam
contrasenyaoblidada napisał/a:

Czym się stresujesz?

Wszystkim, dosłownie.

rossanka napisał/a:

Moze jakieś książki o samorozwoju, psychologii, ale takie profesjonalne, a nie pisane przez przypadkowe osoby, coś na zasadzie pij sok z brzozy i uprawiaj sport. Zanim zaczniesz terapie?

Jeszcze nie słyszałem by samo czytanie komuś pomogło ale mogę spróbować. Znasz jakieś takie profesjonalne tytuły?

Wielokropek napisał/a:

Tak, jak napisał stary/nowy użytkownik, contrasenyaoblidada, błyskawicznie nauczyłbyś się tzw. życia, gdybyś opuścił dom rodzinny. Tak. Teraz.

Ja to wiem, nawet tamta terapeutka mówiła, że to byłoby dla mnie najlepsze rozwiązanie ale już wielokrotnie rozmawialiśmy tu o tym. Nie stać mnie na to, za mało zarabiam by wynająć nawet malutką kawalerkę w Warszawie.

21,824

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

(...)

Wielokropek napisał/a:

Tak, jak napisał stary/nowy użytkownik, contrasenyaoblidada, błyskawicznie nauczyłbyś się tzw. życia, gdybyś opuścił dom rodzinny. Tak. Teraz.

Ja to wiem, nawet tamta terapeutka mówiła, że to byłoby dla mnie najlepsze rozwiązanie ale już wielokrotnie rozmawialiśmy tu o tym. Nie stać mnie na to, za mało zarabiam by wynająć nawet malutką kawalerkę w Warszawie.

Jasne. Musi to być Warszawa. big_smile big_smile big_smile
I musi to być kawalerka (najdroższe mieszkanie na rynku). big_smile big_smile big_smile

Jak to było?
"Jeśli ktoś chce, znajdzie sposób. Jeśli ktoś nie chce, znajdzie powód." big_smile big_smile big_smile

21,825

Odp: 30lat i cały czas sam
Wielokropek napisał/a:

[Jasne. Musi to być Warszawa. big_smile big_smile big_smile
I musi to być kawalerka (najdroższe mieszkanie na rynku). big_smile big_smile big_smile

Jak to było?
"Jeśli ktoś chce, znajdzie sposób. Jeśli ktoś nie chce, znajdzie powód." big_smile big_smile big_smile

Warszawa musi być bo musiałbym zrezygnować z obecnej pracy. Robimy tylko w Warszawie i bliskich okolicach. O co chodzi z tą kawalerką? Czy to nie jest najmniejszy rodzaj mieszkania i też najtańszy? Co jeszcze mniejszego i tańszego można by wynająć by nie mieszkać z obcymi ludźmi w jednym mieszkaniu? Mógłbym zamieszkać nawet w stylu japońskim czyli 8 metrów kwadratowych ale u nas raczej nie ma takich "mieszkań".

21,826

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
Wielokropek napisał/a:

[Jasne. Musi to być Warszawa.

big_smile big_smile big_smile
I musi to być kawalerka (najdroższe mieszkanie na rynku). big_smile big_smile big_smile

Jak to było?
"Jeśli ktoś chce, znajdzie sposób. Jeśli ktoś nie chce, znajdzie powód." big_smile big_smile big_smile

(...) Warszawa musi być bo musiałbym zrezygnować z obecnej pracy. Robimy tylko w Warszawie i bliskich okolicach. O co chodzi z tą kawalerką? Czy to nie jest najmniejszy rodzaj mieszkania i też najtańszy? Co jeszcze mniejszego i tańszego można by wynająć by nie mieszkać z obcymi ludźmi w jednym mieszkaniu? Mógłbym zamieszkać nawet w stylu japońskim czyli 8 metrów kwadratowych ale u nas raczej nie ma takich "mieszkań".


UWAGA!
Jeśli ktoś faktycznie chce wyprowadzić się od rodziców, to szuka każdego możliwego mieszkania, ograniczając (na razie) swe wymagania. big_smile big_smile


UWAGA!
Do pracy można dojeżdżać, nawet z bardziej odległych miejscowości. Zapewniam, że w promieniu 50 km od Warszawy znajdziesz mieszkanie o standardzie i kosztach Tobie odpowiadających. big_smile big_smile


UWAGA!
Jeśli ktoś twierdzi, że może mieszkać na powierzchni 8 metrów, to szuka i wie, czy takie mieszkanie jest możliwe, nie zaś twierdzi, że "u nas raczej nie ma". Znalazłam kawalerki (często nazywa się to studio) o pow. 16-20 metrów, ceny bardzo przystępne. big_smile big_smile

21,827

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
Wielokropek napisał/a:

[Jasne. Musi to być Warszawa. big_smile big_smile big_smile
I musi to być kawalerka (najdroższe mieszkanie na rynku). big_smile big_smile big_smile

Jak to było?
"Jeśli ktoś chce, znajdzie sposób. Jeśli ktoś nie chce, znajdzie powód." big_smile big_smile big_smile

Warszawa musi być bo musiałbym zrezygnować z obecnej pracy. Robimy tylko w Warszawie i bliskich okolicach. O co chodzi z tą kawalerką? Czy to nie jest najmniejszy rodzaj mieszkania i też najtańszy? Co jeszcze mniejszego i tańszego można by wynająć by nie mieszkać z obcymi ludźmi w jednym mieszkaniu? Mógłbym zamieszkać nawet w stylu japońskim czyli 8 metrów kwadratowych ale u nas raczej nie ma takich "mieszkań".

Dlatego piszę, że rodzice musieliby Cię WYRZUCIĆ z domu, bo sam z siebie nie zdecydujesz się na taką 'niedogodność' jak mieszkanie z obcymi osobami w jednym mieszkaniu. A jakbyś miał do wyboru mieszkać pod mostem albo z obcymi to ta druga opcja byłaby jak spełnienie marzeń.

Gdy ja wyprowadziłam się z domu w wieku 21 lat to na początku mieszkałam nie tylko w MIESZKANIU współdzielonym z innymi ludźmi, ja mieszkałam W POKOJU dwuosobowym dzielonym z obcą dziewczyną i do tego jeszcze w pokoju przechodnim, tzn. przechodziła przez niego jeszcze jedna dziewczyna, by dostać się do swojego prywatnego pokoju. O takim czymś jak prywatny pokój w dzielonym mieszkaniu mogłam wówczas jedynie pomarzyć. I wiesz co? Dla mnie tamte warunki były lepsze niż mieszkanie z rodzicami, gdzie codziennie słyszałam: 'dopóki żyjesz na moim garnuszku, masz robić wszystko, co ci każę'.

21,828

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
contrasenyaoblidada napisał/a:

Czym się stresujesz?

Wszystkim, dosłownie.

rossanka napisał/a:

Moze jakieś książki o samorozwoju, psychologii, ale takie profesjonalne, a nie pisane przez przypadkowe osoby, coś na zasadzie pij sok z brzozy i uprawiaj sport. Zanim zaczniesz terapie?

Jeszcze nie słyszałem by samo czytanie komuś pomogło ale mogę spróbować. Znasz jakieś takie profesjonalne tytuly

Też nie znam aby samo czytanie komuś pomogło.
Ale znam, gdy to co się przeczytało wprowadź się w swoje życie i samemu pracuje nad pewnymi obszarami.

Co do książek wejdź na forum psychologiczne, tam będą profesjonalne tytuły, ja nie jestem terapeutą.

21,829

Odp: 30lat i cały czas sam
contrasenyaoblidada napisał/a:
Shinigami napisał/a:
Wielokropek napisał/a:

[Jasne. Musi to być Warszawa. big_smile big_smile big_smile
I musi to być kawalerka (najdroższe mieszkanie na rynku). big_smile big_smile big_smile

Jak to było?
"Jeśli ktoś chce, znajdzie sposób. Jeśli ktoś nie chce, znajdzie powód." big_smile big_smile big_smile

Warszawa musi być bo musiałbym zrezygnować z obecnej pracy. Robimy tylko w Warszawie i bliskich okolicach. O co chodzi z tą kawalerką? Czy to nie jest najmniejszy rodzaj mieszkania i też najtańszy? Co jeszcze mniejszego i tańszego można by wynająć by nie mieszkać z obcymi ludźmi w jednym mieszkaniu? Mógłbym zamieszkać nawet w stylu japońskim czyli 8 metrów kwadratowych ale u nas raczej nie ma takich "mieszkań".

Dlatego piszę, że rodzice musieliby Cię WYRZUCIĆ z domu, bo sam z siebie nie zdecydujesz się na taką 'niedogodność' jak mieszkanie z obcymi osobami w jednym mieszkaniu. A jakbyś miał do wyboru mieszkać pod mostem albo z obcymi to ta druga opcja byłaby jak spełnienie marzeń.

Gdy ja wyprowadziłam się z domu w wieku 21 lat to na początku mieszkałam nie tylko w MIESZKANIU współdzielonym z innymi ludźmi, ja mieszkałam W POKOJU dwuosobowym dzielonym z obcą dziewczyną i do tego jeszcze w pokoju przechodnim, tzn. przechodziła przez niego jeszcze jedna dziewczyna, by dostać się do swojego prywatnego pokoju. O takim czymś jak prywatny pokój w dzielonym mieszkaniu mogłam wówczas jedynie pomarzyć. I wiesz co? Dla mnie tamte warunki były lepsze niż mieszkanie z rodzicami, gdzie codziennie słyszałam: 'dopóki żyjesz na moim garnuszku, masz robić wszystko, co ci każę'.

+1

21,830

Odp: 30lat i cały czas sam
contrasenyaoblidada napisał/a:

Dlatego piszę, że rodzice musieliby Cię WYRZUCIĆ z domu, bo sam z siebie nie zdecydujesz się na taką 'niedogodność' jak mieszkanie z obcymi osobami w jednym mieszkaniu. A jakbyś miał do wyboru mieszkać pod mostem albo z obcymi to ta druga opcja byłaby jak spełnienie marzeń.

Gdy ja wyprowadziłam się z domu w wieku 21 lat to na początku mieszkałam nie tylko w MIESZKANIU współdzielonym z innymi ludźmi, ja mieszkałam W POKOJU dwuosobowym dzielonym z obcą dziewczyną i do tego jeszcze w pokoju przechodnim, tzn. przechodziła przez niego jeszcze jedna dziewczyna, by dostać się do swojego prywatnego pokoju. O takim czymś jak prywatny pokój w dzielonym mieszkaniu mogłam wówczas jedynie pomarzyć. I wiesz co? Dla mnie tamte warunki były lepsze niż mieszkanie z rodzicami, gdzie codziennie słyszałam: 'dopóki żyjesz na moim garnuszku, masz robić wszystko, co ci każę'.

.

No to masz rację musieliby mnie wyrzucić bo z własnej woli nigdy nie wpakował bym się w coś takiego, nie ma nawet o tym mowy. Z kimś znajomym to jeszcze ale z całkowicie obcymi ludźmi to wykluczone. Żeby wyprowadzka była możliwa to tylko mieszkając samemu, nic innego nie wchodzi w grę.

21,831

Odp: 30lat i cały czas sam
contrasenyaoblidada napisał/a:

Już nie mówię: zwolnij się z roboty i idź mieszkać na wynajmie w dzielonym mieszkaniu, bo wiem, że tego nie zrobisz. Ale zrób cokolwiek wymagającego wyjścia ze strefy komfortu. Weź tydzień urlopu, poleć sobie do Barcelony (bo to niemal drugi koniec Europy, a można tanio dolecieć) i postaw sobie za cel po prostu przeżycie w totalnie nowym środowisku i bez pomocy innych. Nieważne, czy będziesz spał na ławce w parku z menelami czy w 5-gwiazdkowym hotelu, jeżeli wsiądziesz do samolotu powrotnego nie w czarnym worku to misja zakończy się powodzeniem.

Gorzej jak go okradną, a to w Barcelonie całkiem prawdopodobne tongue

21,832

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:
contrasenyaoblidada napisał/a:

Dlatego piszę, że rodzice musieliby Cię WYRZUCIĆ z domu, bo sam z siebie nie zdecydujesz się na taką 'niedogodność' jak mieszkanie z obcymi osobami w jednym mieszkaniu. A jakbyś miał do wyboru mieszkać pod mostem albo z obcymi to ta druga opcja byłaby jak spełnienie marzeń.

Gdy ja wyprowadziłam się z domu w wieku 21 lat to na początku mieszkałam nie tylko w MIESZKANIU współdzielonym z innymi ludźmi, ja mieszkałam W POKOJU dwuosobowym dzielonym z obcą dziewczyną i do tego jeszcze w pokoju przechodnim, tzn. przechodziła przez niego jeszcze jedna dziewczyna, by dostać się do swojego prywatnego pokoju. O takim czymś jak prywatny pokój w dzielonym mieszkaniu mogłam wówczas jedynie pomarzyć. I wiesz co? Dla mnie tamte warunki były lepsze niż mieszkanie z rodzicami, gdzie codziennie słyszałam: 'dopóki żyjesz na moim garnuszku, masz robić wszystko, co ci każę'.

.

No to masz rację musieliby mnie wyrzucić bo z własnej woli nigdy nie wpakował bym się w coś takiego, nie ma nawet o tym mowy. Z kimś znajomym to jeszcze ale z całkowicie obcymi ludźmi to wykluczone. Żeby wyprowadzka była możliwa to tylko mieszkając samemu, nic innego nie wchodzi w grę.

https://psycholog-psychoterapia.slask.p … ajace.html

21,833

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

No to masz rację musieliby mnie wyrzucić bo z własnej woli nigdy nie wpakował bym się w coś takiego, nie ma nawet o tym mowy. Z kimś znajomym to jeszcze ale z całkowicie obcymi ludźmi to wykluczone. Żeby wyprowadzka była możliwa to tylko mieszkając samemu, nic innego nie wchodzi w grę.

Przeglądam ten wątek czasami i mimo, że sam nie jestem jakimś mega ogarnięty to wydaje mi się, że faktycznie szukasz tylko wymówek.
Sam mieszkałem trochę w Wawie i teraz znów chce tam wrócić i nie myślę o niczym innym tylko właśnie o wynajmie pokoju. Może nie tak drastycznie jak ktoś tu wspomniał o przechodniej dwójce, ale zwykły jednoosobowy pokój. To mega pomaga się usamodzielnić. Też bym chciał wynająć kawalerkę i mieć komfort mieszkania samemu, ale mnie nie stać. Wolę jednak pokój i mieszkanie z obcymi ludźmi niż wieczne siedzenie u mamy. Spójrz na to z tej strony, że to są obcy ludzie do czasu, jeśli współlokatorzy są spoko to masz szansę przy okazji poznać nowych znajomych. Wygląda na to, że mieszkanie w domu jest po prostu dla Ciebie wygodne, a trzeba właśnie wyjść ze strefy komfortu aby cokolwiek zmienić. Mi też jest wygodnie w domu, bo składamy się wszyscy na opłaty, więc wyprowadzka kompletnie mija się z celem i finansowo będę wychodził dużo gorzej, jednak mimo to myślę, że warte jest to, bo żyjesz inaczej, samodzielnie.

21,834

Odp: 30lat i cały czas sam
Shinigami napisał/a:

nastolatek ja się dowiedziałem od obcych ludzi na forum w wieku 27 lat. Te 15 lat decydowania o sobie, o których pisał Foxterier u mnie są stracone,

Łączymy się w bólu.

Jesteś rok czasu na forum.

W ciągu tego roku co się zmieniło w twoim życiu?

I co planujesz zmienić w ciągu następnego roku.

21,835

Odp: 30lat i cały czas sam
contrasenyaoblidada napisał/a:

Pisaliśmy w październiku zeszłego roku

UPS! Ktoś się tutaj zdekonspirował, konta pomylił...

21,836

Odp: 30lat i cały czas sam
Gary napisał/a:
contrasenyaoblidada napisał/a:

Pisaliśmy w październiku zeszłego roku

UPS! Ktoś się tutaj zdekonspirował, konta pomylił...

Wpisz sobie contrasenyaoblidada w google translate, dekonspiratorze

21,837

Odp: 30lat i cały czas sam
niktinny napisał/a:
Shinigami napisał/a:

No to masz rację musieliby mnie wyrzucić bo z własnej woli nigdy nie wpakował bym się w coś takiego, nie ma nawet o tym mowy. Z kimś znajomym to jeszcze ale z całkowicie obcymi ludźmi to wykluczone. Żeby wyprowadzka była możliwa to tylko mieszkając samemu, nic innego nie wchodzi w grę.

Przeglądam ten wątek czasami i mimo, że sam nie jestem jakimś mega ogarnięty to wydaje mi się, że faktycznie szukasz tylko wymówek.
Sam mieszkałem trochę w Wawie i teraz znów chce tam wrócić i nie myślę o niczym innym tylko właśnie o wynajmie pokoju. Może nie tak drastycznie jak ktoś tu wspomniał o przechodniej dwójce, ale zwykły jednoosobowy pokój. To mega pomaga się usamodzielnić. Też bym chciał wynająć kawalerkę i mieć komfort mieszkania samemu, ale mnie nie stać. Wolę jednak pokój i mieszkanie z obcymi ludźmi niż wieczne siedzenie u mamy. Spójrz na to z tej strony, że to są obcy ludzie do czasu, jeśli współlokatorzy są spoko to masz szansę przy okazji poznać nowych znajomych. Wygląda na to, że mieszkanie w domu jest po prostu dla Ciebie wygodne, a trzeba właśnie wyjść ze strefy komfortu aby cokolwiek zmienić. Mi też jest wygodnie w domu, bo składamy się wszyscy na opłaty, więc wyprowadzka kompletnie mija się z celem i finansowo będę wychodził dużo gorzej, jednak mimo to myślę, że warte jest to, bo żyjesz inaczej, samodzielnie.

Bardzo zdrowe podejście, życzę powodzenia!

Z tymi znajomymi to 100% prawdy, przecież Shinigami nie ma noża na gardle i może sobie spokojnie oglądać mieszkania i powiedzieć, że przed podjęciem decyzji chciałby poznać współlokatorów. I wynająć tam, gdzie mieszkają ludzie, którzy mu przypasują. Przecież tak może nawet poznać jakąś dziewczynę. Najpierw zakumpluje się ze współlokatorem, a potem będzie miał szansę poznać jego znajomych i znajome.

21,838

Odp: 30lat i cały czas sam

Już to pisałem w innym wątku więc skopiuje.

Nie mógłbym mieszkać w mieszkaniu z kompletnie obcymi ludźmi, nie mieć ani krzty prywatności i bez przerwy być czujnym. Bałbym się cokolwiek zostawić w pokoju z rzeczy typu laptop czy portfel, a już najgorsze byłoby gdyby współlokator/współlokatorka przyprowadzili dziewczynę/chłopaka, a ja słyszałbym co się tam dzieje zza ściany. Dla was to pewnie brzmi głupio bo przecież seks jest czymś normalnym ale dla kogoś takiego jak ja to byłoby nie do wytrzymania.

Ja tak to widzę

21,839

Odp: 30lat i cały czas sam

Shini, może być też tak, że Ty potrzebujesz i psychoterapii i farmakoterapii, bo rzeczy które piszesz są głęboko niepokojące.

21,840

Odp: 30lat i cały czas sam
contrasenyaoblidada napisał/a:
Gary napisał/a:
contrasenyaoblidada napisał/a:

Pisaliśmy w październiku zeszłego roku

UPS! Ktoś się tutaj zdekonspirował, konta pomylił...

Wpisz sobie contrasenyaoblidada w google translate, dekonspiratorze

A mi się kurde nie chce... Kiedyś się dowiem w takim razie.

Posty [ 21,776 do 21,840 z 29,781 ]

Strony Poprzednia 1 334 335 336 337 338 459 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024