Olinka napisał/a:Przecież wiesz, że nie chodziło o tę część wypowiedzi, ale o tę podkreśloną. Jeśli w taki sposób masz zamiar dyskutować, to od razu zaznaczam, że szkoda mi czasu na tłumaczenie oczywistości.
I co ja mam niby z tym zrobić? Pomijając fakt, że nie wierzę, że przedyskutowałeś temat z kilkoma osobami, bo w moim odczuciu raczej to Ciebie tak to dziwi, że musisz dodać temu wiarygodności powołując się na zbiorowe zdziwienie. W każdym razie na to, że dla Ciebie i ewentualnie Twojego otoczenia, którym wyraźnie przesiąkłeś, przytoczony przykład brzmi nieprawdopodobnie, nie mam żadnego wpływu, a nawet nie odczuwam potrzeby, by Cię do tego przekonywać.
Wspomnę tylko, że wyraźnie nie zwróciłeś uwagi, że ona ma techniczny zmysł, a zaczynała od bardzo drobnych korekt, które może ogarnąć niemal każdy, byleby chciał się tego nauczyć. Potem przeszła szkolenie, zresztą dokładnie takie samo, jak mój syn zanim po studiach został dopuszczony do stanowiska pracy. I oczywiście, że jakby coś się stało, to prawdopodobnie poniosłaby za to odpowiedzialność, być może jej przełożony także, ale realia są takie, że dopóki nic się nie dzieje, to zwykle nikt nie zwraca na to uwagi.
Widzę, że w Twoim środowisku nepotyzm ma się dobrze, mnie z kolei zwyczajnie brzydzi. Nawet starając się o swoją pierwszą pracę zabroniłam mojemu ojcu, żeby nawet próbował uruchamiać swoje kontakty. Czułabym się okropnie ze świadomością, że zostałam zatrudniona, a tym bardziej otrzymałam awans, bo mi to ktoś załatwił, a nie z powodu swoich kompetencji i możliwości, które sama potrafię przekuć w coś wartościowego.
Myślisz się i to bardzo. Nawet sposób w jaki rozmawiasz podczas rozmowy rekrutacyjnej, Twoja postawa, zadawane pytania - to wszystko dużo o Tobie mówi. Zdarzało mi się podejmować decyzje o tym, kogo widziałabym w swoim zespole i bogate cv wcale nie było decydujące. Często ważniejszy jest potencjał, jaki drzemie w potencjalnie przyszłym pracowniku.
Jeśli czymś cię uraziłem to przepraszam, ze wszystkim byłem całkowicie szczery i nie było tu żadnych żartów. Skoro uznajesz coś za taką oczywistość, że szkoda czasu na jej tłumaczenie to będę musiał jakoś to przeżyć.
Ponownie powtarzam, wszystko co pisałem było w 100% prawdą, NA PRAWDĘ pokazałem ten fragment posta kilku osobom i NA PRAWDĘ ich reakcje były takie jak opisałem. Dla ścisłości dodam, że oni nie byli zdzwieni samą treścią posta tylko tym, że ktoś jeszcze wierzy coś takiego. To nie byli ludzie w moim wieku tylko ludzie po 40 mający za sobą 20 lat pracy. Mój kuzyn dostał pracę w międzynarodowym korpo, jego była żona mająca bogatą rodzinę mu ją załatwiła. Mój kolega dostał pracę w firmie ojca jego dziewczyny. Jeden znajomy pracuje u brata, drugi u wujka, dwie siostry mojego szwagra pracują w firmie u innego szwagra. I takich historii mam jeszcze z kilkanaście, tak wyglądało moje środowisko odkąd pamiętam, tylko takie znałem. Ja również gardzę nepotyzmem ale najwidoczniej mamy zupełnie inny pogląd na tą kwestię. Dla mnie nepotyzm jest kiedy wysokie kierownicze stanowisko dostaje ktoś kto wcześniej nawet nie pracował w tej firmie czy instytucji. Ułatwienie komuś przyjęcia na najniższe stanowisko tak by w ogóle znalazł się w tej firmie czy instytucji, a potem już sam piął się dalej po szczeblach kariery nie uważam za nepotyzm. Nepotyzm jest jak ktoś od razu zostaje dyrektorem, a nie jak zostaje młodszym specjalistą czy asystentem.
Ja tylko tego bym chciał, by ktoś mi trochę pomógł zacząć, postawić pierwszy krok, a o kolejne już sam się będę martwił. Wiem, że sam nie dam rady, nie potrafię "się sprzedać", zwykła rozmowa z ludźmi czasami jeszcze sprawia mi problemy więc jak miałbym kogoś do czegoś przekonywać. Nie potrafię z uśmiechem dobrze o sobie mówić bo sam uśmiech występuje rzadko, a tym bardziej się czymś przechwalać czy obiecywać coś bez pokrycia. Kiedyś byłem skrajnym pesymistą i czasami wciąż zdarzają mi się "pesymistyczne momenty" kiedy ciężko odróżnić czy to co mówię jest czarnym humorem czy nie. Prawie w ogóle nie potrafię kłamać i gardzę tym, a z tego co czytam w waszych postach to jest wręcz niezbędne by dostać pracę. To brzmi tak "Nie ważne, że nie spełniasz wymagań, nie ważne, że nie masz żadnego doświadczenia, kłam i oszukuj, że masz i może nikt się nie zorientuje."
Jack Sparrow napisał/a:Ja wiem ile kosztuje najem w stolicy. Ale pamiętaj, że najem czysto komercyjny to tylko jedna z dróg.
Jest coś takiego jak Fundusz Mieszkań na Wynajem, gdzie oferty są sporo tańsze. Jest najem z zasobów miejskich, o który można się ubiegać (mieszkania komunalne - tylko nie myl tego z mieszkaniami socjalnymi, bo to co innego), a są też jeszcze TBSy (Towarzystwa Budownictwa Społecznego - takie spółdzielnie, od których wynajmujesz mieszkanie, a potem masz prawo je odkupić za grosze). W wielu spółdzielniach państwowych są pustostany, a ich koszty utrzymania (ciepło) rozkłada się na resztę mieszkańców (wynika to z prawa o niezadłużeniu spółdzielni) i czasem wystarczy podzwonić i popytać po spółdzielniach czy nie mają wolnych lokali do zasiedlenia/najmu.
To jest goła podstawa, a jak wspominałem do tego dochodzą premie i bonusy. Nie pamiętam już u którego przewoźnika (MZA, Arriva czy ktoś inny), ale oferowali też darmowe zakwaterowanie. MZA to też budżetówka, więc ma 13stkę, dodatek urlopowy. Niezależnie od przewoźnika masz albo 90% upust na komunikację, albo w ogóle darmową, co w ujęciu rocznym też daje niezły grosz do kieszeni.
Godność nie oznacza bogactwa czy nawet dostatku. Masz dach nad głową, buty na nogach i co do talerza włożyć, a nie kradniesz, ani nie prostytuujesz się. To jest MINIMUM uczciwego (prze)życia.
I tak jak pisałem - w ich konkretnym wypadku lepsze takie życie niż rodzinny januszex, mieszkanie z rodzicami i walenie konia do tej samej skarpety. Im szybciej się realnie usamodzielnią i zaznają życia spoza klosza, tym szybciej dojrzeją.
Tak czułem, że zobaczę tu jeden z przejawów twojego niemal nieskończonego geniuszu połączony z jak zawsze marnym pojazdem w stronę, któregoś z użytkowników i się nie pomyliłem. Godność, o której tu piszesz nie ma nic wspólnego z definicją godności ludzi z mojego pokolenia i młodszych. To jest jak dotąd najlepszy przykład nierozumienia się pokoleń. Zapytaj kogokolwiek ze współczesnych młodych ludzi czy dach nad głową, buty na nogach i cokolwiek na talerzu im wystarczy do godnego życia, szczerze wątpię, że się z tobą zgodzą. Ludzie z mojego pokolenia i młodsi nie pamiętają komuny, pustych półek w sklepach i stania godzinami w kolejkach po jedzenie, nie znają też wojny, głodu czy w większości przypadków skrajnej biedy. A ty chcesz wymagać by cokolwiek ponad te jakże nieprzyjemne czy wręcz tragiczne sytuacje nazywali "godnym życiem". Teraz wystarczy żebyś całkowicie odłączył internet i będziesz mieć panikę większą niż przy ataku bombowym. Teraz już nie mówię o moim pokoleniu ale weźmy te młodsze, pozabieraj im IPhony, usuń konta z mediów społecznościowych, zablokuj Tik Toka i zobaczysz paraliż, zamieszki i rozpacz jak na wojnie albo i gorsze. Dla współczesnych młodych ludzi potrzeba znacznie więcej do "godnego życia" niż za twoich czasów i wcale nie musi to być aż bogactwo czy nawet dostatek. Z tym prostytuowaniem się też kiepskie porównanie bo praca może i obdzierająca z godności i szacunku ale za to bardzo dochodowa. Niektóre z nich w tydzień zarabiają kilka razy tyle co przeciętny obywatel w miesiąc więc ich poziom życia jest lepszy niż większości ludzi.
Jack ja cię czasami nie rozumiem, przypierdalasz się do każdego użytkownika narzekającego na swój los, wypisujesz dziesiątki albo i setki porad, a czy kiedykolwiek zrobiłeś coś poza pisaniem na forum żeby tym ludziom pomóc? Jeśli nie to nie masz prawa mieć do nich pretensji, że ich los wciąż się nie zmienia. Skoro tak bardzo ci to przeszkadza to poświęć swój czas i pieniądze żeby realnie pomóc takim ludziom, pomóż znaleźć pracę, mieszkanie na wynajem w dobrej cenie, zabierz kogoś "na podryw" i naucz co i jak. Ja nie chcę cię obrażać bo to kompletnie bez sensu ale czasami sam prezentujesz roszczeniową postawę oczekując, że każdy będzie postrzegał świat tak jak ty.
jjbp napisał/a:Dostanie się na rozmowę bez doświadczenia wcale nie jest mało prawdopodobne. Można napisać dobry list motywacyjny, wpisać so CV doświadczenia niekoniecznie będące związane z praca zarobkową (np praktyki które każdy student jakieś chyba ma za sobą). Codziennie setki osób dostają zaproszenia na rozmowy, dostają oferty pracy, każdy z nas to przechodził po studiach a tu na forum znowu mission impossible.
Dziękuję za ten post, teraz będę wiedział by dołączyć list motywacyjny i trochę zmienić treść CV, też mam praktyki studenckie tylko spróbuję trochę lepiej je opisać.
Olinka napisał/a:Będzie jak poprzednio: oczywiście, że nie trzeba mieć doświadczenia, żeby zostać zaproszonym na rozmowę, a potem dostać pracę. Nie każde stanowisko tego wymaga. Ponadto wiele firm woli douczyć pracownika i ukształtować "pod siebie". Nawet ta wspominana przeze mnie stawiała na ludzi po studiach, którzy nie byli przesiąknięci obcymi nawykami. Oni mają swoją, dosyć specyficzną politykę i bardzo tego przestrzegają. Wdrożenie do pracy było długie, intensywne, ale przygotowujące stricte pod stanowisko, które pracownik miał później objąć. To im się bardzo sprawdza.
Oczywiście, że zależy od firmy, ale na tyle długo chodzę po świecie, że ta pełna zdziwienia próba zdeprecjonowania tego, co napisałam, aż mnie rozbawiła
.
Za to też dziękuję, nie miałem pojęcia, że brak doświadczenia czasami może zadziałać na korzyść bo firma będzie chciała sama "ukształtować" pracownika. Czy istnieją też takie, które wymagają po prostu studiów, a nie na konkretnym kierunku i potem sami nauczą czego trzeba?
Ja nic nie próbowałem deprecjonować, to wszystko było całkowicie szczerze i nie wiem co cię w tym bawi. Nawet jeśli napiszę coś co wydaje się totalnie nieprawdopodobne to uwierz mi, to jest prawda.