M!ri napisał/a:Ale zdajesz sobie sprawę że strong man to nie jest konkurs atrakcyjności? Ci panowie wyglądają obleśnie.
To tylko przykład pokazujący, ile pracy musi realnie włożyć kobieta, aby cokolwiek osiągnąć, a ile facet. Dlatego też Serena Williams w starciu z kolesiem z połowy rankingu nie była w stanie odbić piłki, a jedna z topowych drużyn damskich w piłce nożne dostała łupnia rzędu 7:0 (czy tam 7:1) z drużyną nastolatków. Mamy inne predyspozycje, inne budowy i wymagamy innej obróbki w związku z tym. Ukształtowanie faceta i doprowadzenie go do odpowiedniego stanu atrakcyjności zajmuje 10-20 lat. Dlatego faceci swój szczyt (mowa o atrakcyjności) osiągają w przedziale 30-45, a kobiety 18-26. Zadbana 40stka (8/10) przegra z zadbaną 20stką (8/10). W przypadku facetów najczęściej będzie odwrotnie.
Ja tego jestem dobrym przykładem.
Jestem niski i mam szybką przemianę materii. Żeby wyjść z poziomu chudzielca (ważyłem 60kg mając 170cm, a żebra to mi nawet na plecach było widać), to musiałem osiągnąć 24 lata, bo dopiero wtedy mój metabolizm zwolnił na tyle, że byłem w stanie przybrać coś w mięśniach. Rozsądne budowanie masy mięśniowej (ok +15kg) zajęło mi kilka kolejnych lat, bo ciągle jest tak, że najmniejsza przerwa powoduje, ze gubię masę. 2 tygodnie przestoju - 2 miesiące pracy psu w dupę. A wiesz jak ten proces wyglądał? Musiałem żreć 6000-7000 kcal na dobę, bo to był czas kiedy służyłem w wojsku. Już samo zaplanowanie posiłków, kupienie wszystkiego to jest proces wymagający planowania, bo to normatywne spożycie 3osobowej rodziny. A do tego treningi. Sam trening zasadniczy 45-60min. Rozgrzewka, cooldown, rozciąganie i relaksacja i wychodzi wszystkiego 90-120min. Przy mniejszej intensywności nie miałem efektów. A to nie jest cardio czy pilates lub inna joga dla utrzymania odpowiedniego poziomu zdrowia. Tu masz progressive overload, więc niezależnie od tego na jakim etapie jesteś, to jest i tak super ciężko, bo masz cały czas przekraczać własne granice. Jesteś non stop obalała i zmęczona do tego stopnia, ze usypiasz na stojąco, a po treningu nóg musisz skorzystać z windy, bo nie dasz rady podnieść nogi na schodek. Odpoczywasz przez chwilę w okresach deloadingu. I to wszystko. I żeby efekty tej pracy zaczęły być widoczne, to potrzeba na to kilku lat. Schudnąć czy utrzymać wagę jest szalenie łatwo, a połowę wymienionej przez ciebie pracy robią inni (kosmetyczka, fryzjerka itp).
Hantle i sztanga niszczą dłonie. I to bardzo. Więc trzeba stosować peelingi kwasowe na nagnioty, trzeba je wycinać, bo ścieranie tylko pogarsza. To też wiadra kremu, żeby utrzymać odpowiednią miękkość. Bo nie da się inaczej pieścić kobiecego ciała, aby jej to też sprawiało przyjemność.
Jestem też dość włochaty więc muszę się trymować, żeby nie wyglądać jak zapuszczony troglodyta. Poza tym treningi, wysoka temperatura otoczenia i ciała oraz pot sprzyjają powstawaniu zaskórników, odparzeń, wrastającym włosom. Więc trzeba zadbać o peeling i balsam do ciała, bo przez niską jakość twardych wód w kranie (i basenach) wychodzi dramat ze skórą. No i walka o wypadające włosy na głowie. To też temat rzeka.
A to tylko początek. Bo z moją delikatną urodą (jestem raczej ładny niż przystojny) to wciąż najlepsze lata mam przede mną i o ile nic się nie zmini, to jako 45-50 lat wciąż studentki będą się za mną oglądać.
Bo przecież facet wkładając tą całą pracę nie może sprawiać wrażenia wychuchanego chłopca, metro dziubeczka. Dalej musi być męski, i tylko "lekko" zadbany.