Stronę temu podałem konkretne argumenty potwierdzające słuszność blackpilla. Nikt z was, drodzy forumowicze nawet nie odważył się z nimi polemizować. Udaliście jakby posta nie było. Nic dziwnego, wszak nie jesteście w stanie podważyć owych tez.
Wkurza mnie to wszystko.
Przeciętna z wyglądu panna 5/10, umaluje się, ładnie ubierze i staje się 7. Facet 5/10 nie może w żaden sposób w tak łatwy sposób poprawić wyglądu. Mężczyźni nie mają odpowiednika makijażu. Facet 5, co najwyżej zyska 0,5 za fryzurę i ubranie. Jednak wiadomo, że dziewczyna nie celuje w kogoś na poziomie wyglądu niższym od siebie, nawet jeżeli jest to wygląd zrobiony sztuczkami. I facet na bazowym poziomie atrakcyjności dziewczyny jest dla niej niewidzialny.
Jestem mocno przeciwny makijażowi i temu by kobiety w łatwy sposób poprawiały urodę. Im prościej im to przychodzi tym bardziej zwiększają się ich wymagania.
Jest to mocno niesprawiedliwe bo dziewczyna 5/10 w makijażu 7/10 odrzuci faceta 5/10. Dlatego tak bardzo nie znoszę makijażu
Kobiety najbardziej zwracają uwagę na wygląd, nie charakter. I nie miałbym o to żalu gdybym w wieku nastoletnim słyszał od dziewczyn, że lecą na wygląd i że to się liczy dla nich najbardziej. A tak mając 18 lat wierzyłem w bajki o charakterze. Dziewczyny nie miałem. I wkurza mnie gdy kobiety twierdzą, że nie przywiązują tak bardzo uwagi do wyglądu. To nie jest prawda.
Poza tym czuję żal do rodziców.
Mam artefakty typowego incela:
cofniętą 2 cm żuchwę. Z profilu widać że dolna część kończy się szybciej niż szczęka. Cofnięta żuchwa to praktycznie wyrok w relacjach z pannami bo nic tak nie niszczy wyglądu twarzy jak cofnięta żuchwa. I nic się nie zrobi oprócz ciężkiej operacji, która grozi utratą wzroku. Dziewczyna z cofniętą żuchwą nadal może się podobać, ale facet wygląda niemęsko, wręcz ciotowato. Podejrzewam, że przez tę nieszczęsną żuchwę mam okrągłą twarz. Gdyby nie ona pewnie cieszyłbym się pociągłą buzią. A tak mam taką zaokrągloną i mimo, że chudą to "ciastowatą"
Gdyby rodzice chodzili ze mną do dentysty przynajmniej raz na rok gdy miałem 10-18 lat może udałoby się mnie uratować.
A tak? Skoro zęby nie bolały, dziur nie było to nie było nawet temu i ponoszę tego konsekwencje
niski wzrost - pamiętam że w podstawówce zawsze byłem najniższy w klasie, a na zaświadczeniu od pielęgniarki widniał napis "niskowzrost". Co ciekawe gdy w wieku 11-12 lat jeździłem na kolonie, potem we wrześniu każdy dziwił się jak dużo przez wakacje urosłem. Teraz wiem, że ów skok wcale nie zawdzięczałem cudownemu wpływowi lata. Prawdziwym bohaterem był ruch i dieta. Na koloniach jedliśmy śniadanie, drugie, obiad i kolację. Chodziliśmy na spacery, graliśmy w piłkę. Był bodziec - ruch i składnik odżywczy - jedzenie. Stąd ten spory skok wzrostu. U siebie w domu na śniadanie jadałem zupkę mleczną z czekoladowymi płatkami, a późnym wieczorem obiado-kolację. Ruchu miałem mniej. Z osiedlowym towarzystwem się nie zaprzyjaźniłem. Miałem tylko kolegów z klasy. Jednak z nimi z uwagi na dzielący nas dystans miejsca zamieszkania przeważnie nie utrzymywałem poza szkolnych kontaktów.
Gdybym miał więcej niż 166cm wzrostu i normalną szczękę dzisiaj pewnie nie czytałbym wykopu